Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zaburzenia osobowości (cz.I)


Słowianka

Rekomendowane odpowiedzi

A czy ktoś z Was orientuje się, jak długo mniej więcej trwa terapia osoby z zaburzeniami osobowości? Tzn. ja oczywiście wiem, że to sprawa indywidualna, że każdy z nas jest inny, ma inny życiorys, ale... tak w przybliżeniu??? :?

 

Ta owa terapia na co kładła by szczególny nacisk ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ta owa terapia na co kładła by szczególny nacisk ?

 

Na wielokierunkowe wyprostowanie skrzywionej duszy. :( A tak konkretnie pozbycie się traum z dzieciństwa i okresu nastoletniego, przezwyciężenie lęku przed byciem w bliskich relacjach z ludźmi, nauczenie się radzenia sobie z natłokiem emocji oraz rozładowywania napięcia, zaniechanie działań autoagresywnych/autodestrukcyjnych, nauczenie się samodzielności, nabycie umiejętności względnego funkcjonowania w społeczeństwie i kilka innych "drobiażdżków"...

 

Shadowmere, ja nie mam przypisanej cyferki z numerkiem, nie byłam w szpitalu, nie chodziłam do psychiatry (byłam tylko jeden raz, przy czym pani powiedziała, że mam działania autoagresywne, fobię społeczną, ale dobrze sobie z tym radzę - przy innych ludziach zawsze jest ze mną OK, nawet jeśli w środku się sypię, chce mi się wyć to na zewnątrz jest pogoda ducha i uśmiech, inni uważają mnie za osobę bardzo silną, wiedzącą czego chcę i żeby było śmieszniej uosobienie równowagi i spokoju :P ).

A psychoterapeuta jak wiadomo nie wystawia diagnozy... Moja terapeutka opisuje mi moje problemy, które notabene są dosłownie identyczne jak objawy bpd. :cry:

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Powiem Wam tak szczerze że o ile wierze w cel terapii przy fobiach, nerwicach itp o tyle nie widzę celu terapii zaburzeń osobowości. Nie jestem przekonany co do pozytywnego ich efektu. Moim zdaniem to tylko diametralnie inne życie potrafi wymusić inne zachowania i inne toki myślenia, a samo doświadczenie pokazywać w praktyce będzie inne wzory.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za to,ze mnie wszyscy ignorują.

 

 

 

Pasjonat-nie jest to prawdą.Zrobiłam ogromne postępy i psychoterapia właśnie pomogła mi w tym:)

 

[Dodane po edycji:]

 

pasjonat26, nerwica i depresja byla u mnie problemem wtórnym do zaburzeń osobowości.Zaburzenia osobowości się dezaktywowały-i inne "choróbska" także.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć właśnie skończyłam pobyt w szpitalu w krakowie na oddziale 7f leczenia zaburzeń osobowości. Przyjęta zostałam z borderlinem i zależną a wyszłam z unikającą czyli terapia działa bo nie ma już tego borderlina, generalnie czuję się dużo lepiej usamodzialniam się i bardzo polecam terapie na tym oddziale. A więcej można przeczytać na nowym forum www.oddzial7f.yoyo.pl

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joaśka, myślałaś o tym,ze może taki oddział by nam pomogl?co sądzisz o takiej formie leczenia?Mam pytanie do Ciebie.Jak wygląda dziś Twoja relacja z Tatą,utrzymujecie jakiś kontakt?I czy masz jakąś przyjacółkę,taką od serca?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Shadowmere, najprawdopodobniej pobyt na takim oddziale jest bardzo pomocny w przypadku zaburzeń osobowości, wiele daje. Ja jednak trzymam sie z dala od wszelakich szpitali, na samo słowo „szpital” wpadam w popłoch. Przez całe życie od wczesnego dzieciństwa rodzina stosowała wobec mnie szantaż emocjonalny strasząc pogotowiem i szpitalem, gdy np. płakałam, nie chciałam się uspokoić, w jakiś sposób wyrażałam negatywne emocje. Nabawiłam się takiego urazu, że szkoda gadać, traktuję szpital i pogotowie nie jako pomoc, ale jak największe zło... Jestem w stanie zrobić wszystko, byle by tylko nie musieć iść do szpitala. Nawet po myślach i groźbach samobójczych stanęłam zaraz na nogi, bo mi terapeutka zaczęła sugerować w takiej sytuacji szpital. M. in. dzięki temu jakoś się trzymam i staram się być silna – nie chcę iść do szpitala psychiatrycznego.

A Ty - zastanawiałaś się nad szpitalem?

 

Co do relacji z ojcem... Nie ma ich w ogóle. Nigdy nie poznałam swojego ojca. Moja mama nie wyszła za niego, zrobił jej dziecko, czyli mnie i zostawił zanim się urodziłam, bo jednocześnie miał inną kobietę, która też nosiła jego dziecko... Wiem tyle, że mam dwóch przyrodnich braci. Nikogo z jego rodziny nigdy nie poznałam. Nigdy nie próbował się ze mną kontaktować.

Ten temat wywołuje u mnie na sesji spięcia z terapeutką. Ona próbuje mnie oswoić z myślą, że mam drugą część rodziny – ze strony ojca. Ja tego nie przyjmuję do wiadomości. Nie mam ojca ani rodzeństwa i nie jest mi z tym źle. Nie chcę dodatkowego zamieszania w moim życiu. Dobrze jest tak, jak jest.

 

A jeśli chodzi o przyjaciółkę od serca... To dla mnie wielkie słowo... Przyjaciółką mogę w pewnym sensie nazwać swoją nauczycielkę, którą znam od 12 lat, która sporo o mnie wie, niejednokrotnie mi pomogła, gdy było ze mną źle, kontaktujemy się ze sobą, czasem sama do mnie dzwoni, pyta co u mnie, jak się czuję, wspiera ciepłym słowem, możemy na siebie liczyć... Kiedyś, gdy mieszkałam jeszcze w Wawie, przyjeżdżała czasem do stolicy ze swoją córką, miło spędzałyśmy czas, ja także u niej bywałam... Szkoda tylko, że mieszka daleko ode mnie. :(

Jeśli chodzi o rówieśników to mam dobrą koleżankę, którą poznałam na studiach, niestety również mieszka dość daleko ode mnie, więc nasze kontakty ograniczają się do smsów, czasem maili...

Jak Ci się układa z chłopakiem - możesz być wobec niego w pełni szczera, zwierzyć się mu ze swoich problemów, jest także Twoim przyjacielem?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joaśka, A ja właśnie usiłuje wykreślić swojego ojca,jego kobietę i 2 przyrodnie siostry z pamięci.Zazdroszczę,że Twój nigdy sie nie ujawnił,nie szukał kontaktu.To moze brzmiec głupio i niewdzięcznie,ale moj ojciec przewinął się w moim życiu i więcej namieszał niz dał dobrego.Zerwałam z nim kontakt 2 lata temu.Chciałabym już nigdy więcej nie odnawiać z nim kontaktu,ale to trudne.Mam poczucie winy,ze zerwałam z nim kontakt,ze wlasciwie to moze powinnam Bogu dziękować,ze uznał mnie i kontaktował się ze mną.Ale tak nie jest.Żałuję,że sie pojawil.Nigdy nie zabral mnie od matki,agresywnej,niestabvilnej alkoholiczki.Za to pokazywał mi lepszy świat-wielką wannę,ambitne kino,włoską kuchnie.On i jego dobry świat,od czasu do czasu ja gość w jego luksusowym życiu.więc żyłam w codziennej gehennie licząc dni do weekendu.Ale w tym weekendzie nawet bylo coraz mniej miejsca dla mnie samej-nowa kobieta,jej humory,nowe dzieci.Wypelnialy wszystko.Wiec byli oni-lepszy świat-i ja gorszy świat dziecko gorszego boga.Krytykował,bił po rękach gdy mnie uczyl,zmuszal do rzeczy ktorych robić nie chciałam,śmiał sie z moich biednych ubrań,z mojego nie obycia,braku ogłady,znajomosci savoire vivru.jakby nie kumał-kto miał mnie uczyc?szydził,drwił,gdy potzrebowalam buty lub kurtke,musiałam sie plaszczyc,bo on sam z siebie nic by mi niekupil-uwielbial jak go prosiłam.W ogole lubil czuc ze ma władze.

Nie chce o nich pamiętac,myslisz,ze mogę wykreslic ich z zycia?Ze kiedys uwolnię sie od poczucia winy?

Mój chłopak to moj najlepszy i jedyny przyjaciel.Nie potrafię sie odnalezc wsrod innych ludzi,oddziela mnie od nich ściana bólu.nie potrafię nawiązywać dobrych relacji,nie mam koleżanek.Kiedyś mialam przyjaciolke,ktora kochalam nad życie i ona mnie.Nasza relacja byla burzliwa,silna bolesna.obie z popieprzonych domów.dzis nie potrafię utrzymywac z nią żadnych relacji.Wykreślilam ją ze swojego życia,bo zbyt wiele bólu sie z nią wiązało,narkotyki,wspomnienia,ten cały szary szajs,w którym tkwiłam.I wszystko takie silne,aż do śmierci.Nie,nie mogę.Chcę byc normalna,czuc sie normalnie.

W każdym razie to byla parwdziwa przyjaciolka,siostra,moja miłość.Piękna i diabelnie inteligentna.Nie wierzę,że gdzieś istniało coś takiego jak nasza czysta,prawdziwa miłość.Kobiety tak się nie przyjaźnią,nie sądzę.

Masz jakąś babcię,albo kogoś innego,kto byl z Tobą blisko kiedy bylas mała?Jaka była?Kto oprocz mamy Cię wychowywał?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Shadowmere, podziwiam Cię, byłaś (i nadal jesteś) bardzo dzielna, wyobrażam sobie, jakie to musiało być dla Ciebie trudne – spotkania z ojcem, jego kobietą, przyrodnim rodzeństwem, upokarzanie Cię, to wszystko o czym pisałaś brzmi strasznie... :roll:

Pytasz mnie czy powinnaś zapomnieć o tacie... Na pewno nie mnie na to pytanie odpowiadać... Nasze doświadczenia związane z ojcem są podobne, gdyż obydwaj nas skrzywdzili, a jednak zupełnie różne... Ja nie tęsknię za tatą, gdyż nigdy go nie poznałam, nie mam nawet ani jednego jego zdjęcia, nie mam żadnych wspomnień z nim związanych... Ty natomiast takie wspomnienia posiadasz, dlatego jest Ci trudniej, bo chcąc nie chcąc przypominasz sobie o nim... Sądzę, że niemożliwe jest wyparcie tych wspomnień ze świadomości. Ale możliwe jest pogodzenie się z całą sytuacją, rozprawienie z przeszłością i... może kiedyś będziesz gotowa, żeby znowu się z nim spotkać? I... może kiedyś wybaczyć? Nie powinnaś mieć poczucia winy, w żadnym wypadku. Na pewno nie Ty.

Co na temat Twoich relacji z ojcem mówi Twoja terapeutka, jak ona się na to zapatruje?

Moja mama ciężko pracowała, gdy byłam mała... Spędzała ze mną niewiele czasu, nie pamiętam, żeby się ze mną bawiła, czytała mi... Wychowały mnie książki, telewizja, misie... I dziadkowie, z którymi mieszkałyśmy. Dziadek niestety zmarł, gdy miałam 7 lat. Babcia żyje do dziś i mieszka z nami. Moja mama nigdy nie przecięła pępowiny, jest całkowicie od niej emocjonalnie uzależniona, jest dużym dzieckiem chowającym się za spódnicą mamy i nie potrafiącym samodzielnie podjąć jakiejkolwiek decyzji... :( Babcia była i jest kochana. Tyle, że zawsze musiało być tak, jak ona powiedziała i uważała, stosowała (i dalej to robi) na najbliższych osobach szantaż emocjonalny, gdy coś szło nie po jej myśli... Ale choć się na nią często złoszczę, nie potrafię być na nią mimo wszystko długo zła... Bardzo wiele przeszła w życiu, i była bardzo dzielna, za co ją podziwiam. I bardzo się o mnie na swój sposób martwi...

Czasem wychowywały mnie też moje ciotki, gdy do nas przyjeżdżały. Czekałam szczególnie zawsze na jedną, bo to ona się ze mną bawiła, ona chodziła ze mną na spacery, ona opowiadała mi o Koperniku, do którego miałam słabość ;) , ona ze mną wyjeżdżała potem na wakacje, gdy byłam starsza, ona jest mi do tej pory bliższa niż moja mama...

Może to zabrzmi brutalnie, ale sądzę, że to bardzo dobrze, że nie utrzymujesz żadnych relacji z Twoją dawną przyjaciółką, bo pociągnęłaby Cię znowu w dół, z którego powoli wychodzisz. Bo wyjdziesz z tego. Ważne, że masz wsparcie w swoim chłopaku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joaśka, dużo analogii widzę w naszym życiu,doprawdy:)Moja matka również nie przecięła pępowiny ze swoją,współżyją niemalże ze sobą:)Oczywiście nie wznaczeniu seksualnym,tylko ogólnym-są nierozerwalne jak roślina o dwóch kwiatach.Zresztą to ma nawet swoją naukową nazwę-współuzależnienie.Moja matka miała by szanse na zrewanie z nałogiem gdyby wszyscy sie twardo postawili,i nawet był taki plan,ale babcia w ostatniej chwili zrezygnowałą.W sumie co sie dziwic-matka..zawsze dawała jej pieniądze,kryła,chroniła i osłaniała,wysluchiwala pijackich jęków.A teraz dzwoni do mnie i płacze i ma pretensje,ze ja nie chce jej pomóc w "wychowywaniu" matki.Tymczasem jedyne czego z całego serca pragnę jest oderwanie się od nich i odlecenie bardzo,bardzo daleko.Ciążą mi obie.Już drugi rtok nie widzę się z matką,a ona wciąż jest do mnie przyklejona.Nie wiem jak to wytlumaczyc.Dziś jade do Babci,pierwszyraz od 4 miesiecy,boje sie łzawych scen.#maj za mnie kciuki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Shadowmere, będę trzymać bardzo mocno. Jeśli będzie Ci się chciało płakać, poczujesz wzruszenie to pozwól sobie na to, nie wstydź się tego, nie bój, nie trzymaj emocji w sobie... Dasz sobie radę, trzymaj się ciepło! Dobrego dnia. :smile:

 

[Dodane po edycji:]

 

Shadowmere, i jak po wizycie u babci? Jak wrażenia?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joaśka, fatalnie,lepiej nie mówić.Babcia wybaczyła matce alkoholizm,wybaczyła ojc,że odszedl,tylko mi nie wybaczyła ,że nie chce w tym tkwić.Wzbudzala caly czas poczucie winy.A w moim przypadku nie chodzi o przebaczenie...chodzi o to,że moi rodzice,rozmowy z nimi,wzbudzają we mnie gwałtowny opór całego ciała,mdłości.Nie wrócę do tamtego świata.Nie chcę.I zapieram się rekami i nogami..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Shadowmere, strasznie mi przykro... :(:shock: Myślę, że Twoja babcia prędzej czy później jednak zda sobie sprawę z tego, że źle postępuje i zadaje Ci ból wzbudzając w Tobie poczucie winy. Wiesz, czasem starsi ludzie po prostu nie są tego świadomi-że przez to, co mówią mogą kogoś bardzo skrzywdzić. Tak samo jest z moją babcią, która obwinia mnie ciągle za swoje dolegliwości, często mówi, że to przeze mnie również mama „wariuje”, bo się o mnie tak martwi, że przez przebyte anoreksje nie mogę dojść fizycznie do siebie, i wciąż coś ze mną nie tak... Nie przejdzie jej przez myśl, że mnie to jeszcze bardziej dobija. I nie zauważa, że z nimi też nie wszystko jest w porządku, że autoagresja nie bierze się z nikąd, nikt nie jest w stanie jej przekonać...

Właściwie to nie zależy nawet chyba od wieku, ale od empatii, wrażliwości, niektórzy posiadają jej więcej, inni mniej... Zobaczysz, jeszcze przyjdzie czas, kiedy się dogadacie... Koniecznie porozmawiaj o tym spotkaniu ze swoją terapeutką. I trzymaj się, niezależnie od tego, co czasem usłyszysz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziś byłam u koleżanki psycholozki, nie na terapii tylko tak sie wygadać. Pokazałam swoje rany z soboty, opowiedziałam dlaczego i w ogole. Nie radzę sobie, jest we mnie tak silne uczucie odrzucenia i braku akceptacji, że idzie zwariować. Ja nie umiem nawet w słowa ubrac tego co czuję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nie umiem nawet w słowa ubrac tego co czuję.

 

Z ust mi to wyjęłaś, mam tak samo, dlatego często wkur*** mnie, gdy jestem na terapii i chcę wyjaśnić psychoterapeutce co się ze mną dzieje, a nie mogę, po prostu nie potrafię. :(

Co Ci powiedziała ta znajoma psycholożka?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joaśka, dziś cały dzień ryczę,jest mi totalnie czarno w głowie.Nie wiem co będzie,i czemu samobójstwo tak często wydaje się idealnym rozwiązaniem.

Bo nie widzimy inne możliwej drogi, która może okazać się bardzo realnym rozwiązaniem. Może dlatego, że nie mamy wokół siebie nikogo kto by zwrócił uwagę na nasze problemy? Jednym czasem wystarcza rozmowa, innym nie bardzo. :mhm:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Shadowmere,

 

Jeśli bierzesz leki........to moze być na początku nasilenie objawów. Jednak obserwuj siebie.....trochę niepokojące są te Twoje objawy. Jeśli Ci nie przejdzie.....idź do psychiatry, powiedz o skutkach jakie odczuwasz.

Dopasowanie leków bywa trudne.

Ja nie biorę nic......ciężko było dopasować.Daję narazie drugi miesiac radę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Shadowmere, to minie, tylko bądź silna, tak jak byłaś do tej pory, wytrzymaj. Pamiętaj - nie jesteś sama, masz dla kogo żyć - masz wspaniałego chłopaka, który jak pisałaś jest Twoim najlepszym przyjacielem. Wyżalić możesz się również nam, tu na forum... Bądź dzielna... Rozmawiaj szczerze ze swoją terapeutką o swoich myślach...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joaśka,

 

Dzisiaj miałam terapię, gadałam jak najęta. Kolejny przykład na to jak sobie rzekomo radzę ze złością i napięciem.....żeby tego w przyszłości unikać.Przytaczałam przykłady z ostatniego tygodnia co mnie spotkało w pracy, jakie problemy itp. NIe dopuszczałam prawie terapeutki do słowa, godzina dla mnie to za mało......

I taka myśl mi się dzisiaj nasunęła,że chyba mało wyniosłam z dzisiejszej terapii. Chociaż terapeutka kwitowała moje kontakty oczywiscie na linii zawodowej,że pakuję sięw tzw. trójkąty. Z jedną osobą mam układ, o tym układzie nie wie np. ktoś inny. To chyba jest dyskomfort dla mnie bo mam poczucie winy w związku z różnymi układami w pracy. Te układy są na zasadzie......ja Tobie , a Ty kiedyś mi. A co z czuciem sie w porzadku wobec siebie samej? No, ale tak jak ja wymagam od swoich pracowników, ode mnie też wymagają

Na koncu dodałam,że może ja koloryzuję w opowiadaniach swoich sytuacje, że one tylko mogą tak wyglądać z mojego punktu widzenia. A rzeczywistość może byc inna.

Jejku......trochę się gmatwam w swoich relacjach z ludźmi w pracy. Nie jestem zbyt czytelna. MI sie wydaje,ze ktoś powinien cos wiedzieć, ale wcale tak nie musi być. Ludzie nie czytają przecież w moich myślach. Tu chyba odkryłam problem,że nie mówię wprost. Czasami nie chce powiedziec wprost,żeby kogoś nie zranić. Ciężkie to jest.......a moze na początku ciężkie......później będzie łatwiej..... Dyplomacja też mnie męczy.Lubię nazywac rzeczy po imieniu, nie kazdemu to się może podobać..........qrcze nie wiem co robic.

MOże w trakcie tygodnia cos się wyklaruje...

Joasiu co myślisz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a co zrobć jak nie wiadomo co mówić, ja serio nie umiem w słowa czasem ubrać swoich problemó, czasem o nich nie chcę rozmawiać.

 

hm, grunt to próbować i tak jak prosiłam Elvisku - daj sobie rok u nowego terapeuty ;) Jak nie będzie efektów to stawiam 0,7 :lol: a jak będą - Ty stawiasz ;) Na tym to polega, aby się nauczyć - na początku nazywanie idzie kulawo, ale po to tam jesteś, aby nauczyć się. Kulawienie nazywania uczuć i stanów, w których się znajdujemy wynika z naszych problemów. Byłam dzisiaj tyż na terapii - powiedziałam jej, że obawiam się, iż fakt, że wiem jak się to odbywa może utrudnić Naszą pracę i zastanawiam się, czy niepotrzebnie marnujemy Nasz wzajemny czas. Oczywiście, jak się spodziewałam (co też jej powiedziałam) - nie ustosunkowała się :lol: Póki co staram się jak najwięcej o sobie opowiadać - DD często powoduje, że nie wiem o czym mówić na szczęście ona bierze to pod uwagę i stara się mnie nakierować na 'mówienie'. Ogólne poznanie jednak pewnie trochę potrwa... ech. Zastanawiam się też, czy na parę dni nie zamknąć się na oddziale zamkniętym. Leki mi nie pomagają a na efekt terapii przyjdzie mi długo poczekać tymczasem stany psychotyczne nie czekają :roll: Za tg następna wizyta - poruszę temat częstszego spotykania się. Jedynie taką opcję widzę - raz w tg to mało z uwagi na mój stan i moją - o ironio - świadomość tych wszystkich procesów....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×