Skocz do zawartości
Nerwica.com

Fobia społeczna!


Pustka

Rekomendowane odpowiedzi

Rzeczywiscie troche niezrozumiale napisalam. Mialam na mysli kontakt slowny i wzrokowy, np. kiedy idzie o podejscie do kasy w sklepie czy o rozmowe z urzednikiem, czy chociazby o sytuacje w ktorej ktos pytalby sie mnie o droge. Jest tak, ze dopoki nie jestem zmuszona do takiego kontaktu to czuje sie wzglednie bezpiecznie, czuje sie taka troche niewidzialna. Kazdy kontakt z ludzmi kosztuje mnie sporo nerwow i nasuwa obawe, ze zostane w jakis sposob skrytykowana.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kiedy w sklepie płacę kartą płatniczą, muszę złożyć podpis.. Sprzedawcy głupio na mnie patrzą, trzęsą mi się ręce i mam ochotę uciec.. Kiedyś w sklepie płaciłam gotówką.. Tak trzęsły mi się ręce, że sprzedawca powiedział mi, że mam się go nie bać:/

 

[ Dodano: Dzisiaj o godz. 1:45 pm ]

Zapomniałabym.. W mniejszych, pustych sklepach jest lepiej, a jeśli kupuję w nich często, nawet nie umieram szukając drobnych.. W dużych sklepach wywołuje to u mnie panikę..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie umiem rozmawiać normalnie z ludźmi. Nie mówiąc już o tym, że 99% moich słow w konwersacji z kimś to kłamstwa, przecież nie przyznam się nikomu że nie mam żadnych przyjaciół a na zakupy chodzę nie z koleżanką, tylko z mamą. Mam dosyć udawania kogoś, kim nie jestem. Patrząc na innych ludzi, zwłaszcza zadowolonych, uśmiechniętych i otoczonych gromadką znajomych, czuję zawiść, zazdrość i.. nienawiść.

A jak ktoś już się do mnie odezwie, to podświadomie wyczuwam podstęp, złe intencje, toteż reaguję opryskliwie bądź w sposób chamski, ale to jest mój 'pancerzyk ochronny'.

Przez swoje zachowanie zapewne sprawiam wrażenie zarozumiałej, ale nikt nie wie co się dzieje u mnie 'w środku'.

Chciałabym przełamać się kiedyś i spojrzeć na ludzi w inny sposób.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja wczoraj byłam pierwszy raz w sklepie od 2 tygodni, jak tylko do niego weszłam zrobiło mi się gorąco i myślałam,że zawału dostanę. A jak przyszło do płacenia to gapiłam się gdzieś w ścianę, tragedia. Miałam nadzieję, że jak sie przemogę i zmuszę do wychodzenia z domu to mi lęki przed światem miną. Jak widać niestety...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziwna skąd ja to znam...

Nie docenisz szczęscia dopóki będziesz stale myśleć o tym, że ktoś jest szczęśliwszy od Ciebie. Zamiast zazdrościć innym znajomych i przyjaciół, czy też szeroko pojmowanej popularnośći, spróbuj dostrzec pozytywne strony samotności (ja to nazywam niezależnoscią). Samotność może być twórcza, pozwala na rozwijanie zainteresowań. Nie szukaj przyjaciół na siłę, sami się znajdą, gdy zobaczą jak fajną jesteś osobą.

A jak ktoś już się do mnie odezwie, to podświadomie wyczuwam podstęp, złe intencje, toteż reaguję opryskliwie bądź w sposób chamski, ale to jest mój 'pancerzyk ochronny'.

Chyba brak Ci akceptacji otoczenia i bardzo tego potrzebujesz. Myślę, że przede wszystkim Ty sama siebie nie akceptujesz, dlatego nie pozwalasz innym zbliżyć się do siebie. Uwierz w siebie, to wtedy inni też uwierzą :)

Pewnie myślisz że łatwo mi mówić, bo nie wiem jak to jest. Niestety wiem i to bardzo dobrze. Trudno się jeszcze z tym uporać, jednak walczę. Ty tez spróbuj.

Pozdrawiam

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziwna i qlka jesteście całkiem podobne do mnie.Tylko ja akurat za wszelką cenę staram się stwarzać dobre wrażenie przynajmniej na pierwszy rzut oka ale po jakimś czasie ludzie zauważają ze coś jest nie tak.

Ja jak sam jestem w sklepie to zbyt komfortowo się nie czuję chociaż zbytnio się nie przejmuję reakcją innych więc jak nie trzeba mówić to jest dobrze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

codziennie rano idąc do pracy, mijam przedszkole. Chadzam tą drogą już kilka lat, ale jakiś miesiąc temu widziałem jak młoda mama dosłownie ciągnie na siłę rozbeczanego brzdąca, i mówi mu, że musi tam iść i koniec. Nagle opanował mnie lęk, i ...po prostu, przez może dwie sekundy, widziałem oczami małego dziecka ciemną i nieprzyjemną salę, gdzie siedzą już inne dzieci, ale są one dla mnie zagrożeniem. Wszystko to trwało parę sekund, ale było silnym przeżyciem.

Sam pamiętam (pamiętałem) przedszkole jako coś bardzo nieprzyjemnego, gdzie większość czasu przesiedziałem pod ścianą patrząc jak inne dzieci się bawią, potworne, nie dające się zjeść posiłki, obrzydliwy kożuch na mleku itp. Teraz to wszystko już się zaciera w pamięci, ale jeszcze, gdy byłem studentem i mijałem moja szkołę podstawową, poprostu czułem szczęście, gdy pomyślałem, że już nie muszę tam chodzić - w podstawówce to głównie był to lęk przed starszymi uczniami i ogólnie koniecznośc rywalizacji, wymagania ze strony nauczycieli itp.

Zastanawiam się czy to wszystko ma związek z tym że później pojawiło się drżenie rąk, głowy, lęki przed wszystkim co oficjalne itd.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

marmarc przedszkole było dla mnie niesamowitym przeżyciem które do dzisiaj wspominam (dosłownie) z bólem...

wiekszość czasu też przesiedziałam sama... z nikim sie nie bawiłam. sniadania tam były koszmarne... wmuszali na siłe zupe mleczną pomimo, że jej nienawidziłam...

i podstawówka... identycznie to samo co ty.

i jeszcze na dodatek droga do domu była czymś bardzo trudnym dla mnie. wręcz zawsze biegłam, bojąc się, żeby mi ktoś czasem krzywdy nie zrobił...

a do dzisiaj została fobia społeczna...

 

i jak tu żyć :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

daj spokój, we mnie na siłę wstrętne baby wlewały zupę mleczną a ja się nią dławiłam i rzygałam! sama siedziałam bo dzieci były agresywne, babiszony mi mówiły, że mnie zamkną w schowku na leżaki, jak sie nie będę z nimi bawić...

 

podstawówka szkoda gadać. dopiero w liceum było już normalnie, a to tylko dlatego, że patrzyli na mnie jak na niebezpiecznego swira którego należy sie bac.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No tak... mnie też straszyli że wyniosą mnie do sali z dwu latkami i tam będe siedziała... po za tym zawsze się bałam, że nikt po mnie nie przyjdzie. i przez pięć godzin codziennie żyłam w strachu.

najbardziej nie lubiłam chodzić na boisko... bo nie miałam nawet z kim sie bawić i siedziałam zawsze sama a inni sie wygłupiali.

zastanawiam sie też, czy to rzeczywiście nie miało w jakiś sposób wpływu na to jacy teraz jesteśmy.

gdybym wiedziała, że mam nerwice od dzieciństwa to od razu zaczeła bym sie leczyć ;) tylko że wszyscy uważali, że jestem normalna...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najbardziej boję się... ludzi. Ich reakcji na moje zachowanie i wygląd. Wolę samotność od przebywania w ich towarzystwie. Mam 18 lat i nie wiem co z tym zrobić. Nie potrafię wystepować przed klasą, swobodnie wypowiadać się. Kiedyś myślałam nawet o samobójstwie, jednak dzisiaj wiem, że to za bardzo zraniłoby moich bliskich. Są momenty w których nie mogę powstrzymać płaczu. Czy to się kiedyś skończy? Czy poradzę sobie z tym sama (może to z wiekiem przechodzi?), czy muszę iść do psychologa? :/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

MrsBug myślę, że dobrze będzie jeśli pójdziesz do specjalisty. Czujesz sama, że coś nie tak i z powodu Twoich lęków jesteś osamotniona. Dość już czekania, aż samo przejdzie!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziwne że to jeszcze pamiętacie.Ja tylko do zerówki chodziłem i z tego co pamiętam to najczęściej byłem sam.Ostatnio się rodziców spytałem co robiłem jak miałem kilka lat czy bawiłem się z innymi a oni powiedzieli że prawie zawsze przebywałem z dziadkami którzy mieszkają tuż koło mojego domu i prawie w ogóle nie wychodziłem do znajomych.Teraz jest podobnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wygląda na to jakbyśmy mieli od urodzenia zaburzony "instynkt stadny". A ponieważ człowiek musi się rozwijać w stadzie (albo mówiąc bardziej naukowo - w relacjach z innymi), nasz rozwój nie mógł być poprawny.

Pytanie tylko czy mieliśmy na to szanse - czy gdyby znająca się na rzeczy przedszkolanka, czy rodzice, byli w stanie to skorygować w jakiś sposób? może dziś nie mielibyśmy tych wszystkich problemów. A może my mamy jakąś lekką formę autyzmu czy czegoś takiego...? Potem życie zmuszało nas do "nadrabiania zaległości", ale polegało to na tym że poprzez obserwację innych staraliśmy się dostosowywać do otoczenia, na ile starczało nam sił i odwagi.

No i pytanie dlaczego ten "instynkt stadny" mamy zaburzony? Z czego to wynika? Czy to był tylko silny lęk przed grupą?

Mam jeszcze taką myśl - w oparciu o co powstają metody wychowywania 3-5 letnich dzieci? Przecież większość ludzi nie pamięta nic lub prawie nic z tego okresu - za wyjątkiem nas, dla których pobyt w przedszkolu był pewnie traumą porównywalną z przeżyciami wojennymi czy czymś takim.

 

I jeszcze mam myśl - najtrudnej było w przedszkolu - bo wchodziliśmy w temat, potem było coraz lepiej, aż do wchodzenia w dorosłość - tu zwykle przychodzi największe "załamanie". Mam roboczą teoryjkę, że może wejście w dorosłość, oznacza na tyle dużą zmianę warunków, że "stare" sposoby na przetrwanie nie wystarczają, a człowiek już trudniej się uczy i dostosowuje, stresy są silniejsze itp więc trudniej nam sobie z tym poradzić- tak na roboczo coś wymyśliłem. Zastanówmy się razem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nie chodziłem do przedszkola a bardzo mało pamiętam jak miałem 6 lat.

Jeśli chodzi o te zaburzenia to wytłumaczenie u mnie jest proste co już zresztą pisałem.

Zamiast do kolegów to chodziłem do dziadków bo mieszkają tuż koło mnie.

A potem w szkole było tylko gorzej.

Sądzę że jakbym wtedy przebywał z kolegami zamiast z dziadkami to bym się inaczej zachowywał.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

marmarc zgadzam się z tobą. Ja też spędzałam czas z dziadkami, moi rodzice byli o to źli. Babcia ostatnio powiedziała mi że wiedziała że tak się stanie, napominała moich rodziców żeby zmienili podejście do mnie i do moich sióstr (po których myśli zawsze było) ale nic to nie dawało.. Tylko ci mieli z tym wszystkim problemy pamiętają przedszkole.. Można dojść do jeszcze jednego ważnego wniosku: po dzieciach widać, że w przyszłości mogą mieć problemy, więc najlepiej szybko zacząć działać, bo wszyscy wiemy że nasze życie nie jest za przyjemne..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1. przedszkole na pewno nie jest warunkiem koniecznym do tego, żeby w życiu nie odczuwać leków społecznych - z pewnością wiele osób nie chodzących do przedszkola doskonale radzi sobie w życiu.

 

2. wielu z nas, z lękami społecznymi, przyznaje że pobyt w przedszkolu zapamiętali jako coś strasznego, i że nie potrafili się zintegrować z grupą

 

3. przyczyną problemów wymienionych w pkt 2 były silne lęki i chyba jakiś "niedorozwój" w tym zakresie w stosunku do rówieśników, co by oznaczało , że fobia społeczna to albo coś wrodzonego albo nabytego w pierwszych 3-4 latach życia.

 

4. czy przebywanie w przedszkolu, niejako na siłę, pod przymusem, z tym bagażem codziennych przykrych przeżyć, leków, jadłowstrętu i nie wiem czego jeszcze - czy to jakoś pomogło przystosować się do życia pomimo leków społecznych? Jeśli alternatywą miałaby być całkowita izolacja od innych dzieci, 4 ściany i telewizor, to może coś to dało, na zasadzie "co mnie nie zabije..." - szkoła podstawowa nie była już tak dużym szokiem.

Ale ostatecznie i tak trafiliśmy na forum nerwica.com.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Siemka mam Fobię społeczną od 2 klasy szkoły podestawowej. Zaczęło się tak: Chodziłam na próby scholi i śpiewałam w kościele, do czasu w którym coś mi się nie udało, poczułam załamanie, z dnia na dzień było gorzej. Zrezygnowałam z czytania czytań w kościele. W szkole układało mi się strasznie źle, popierwsze brak przyjaciół, po drugie fobia, która nie pozwalała mi się wybić i jeszcze te najgorsze trzęsawki, z których wszyscy się śmiali i wyzywali od "pankinsona". Najgorsza była dla mnie muzyka i granie na flecie, nie mogłam sobie z tym poradzić, wszyscy się śmiali. Podstawówkę jakoś ukończyłam ze średnią mimo tego:5.0 Poszłam do gimnazjum, rodzce wpadli na świetny pomysł żebym chodziła na obiady szkolne. Nie miałam tam życia, zupy nie mogłam przenieś, więc w ogóle nie jadłam, aż wkońcu powiedziałam dość i wypisałam się z obiadów. Do tego wszystkiego doszły także początki depresyjne. Postanowiłam pójść do psychologa i psychiatry, ale nawet tam nie znalazłam zrozumienia. Teraz uczęszczam do 3klasy gimnazjum, choroba może trochę ustała, ale nie jest do końca dobrze, cieszę się każdym dniem, bo następny może okazać się gorszy :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×