Ciężko mi będzie o tym napisać, ale chciałam prosić o jakąś radę czy pocieszenie. Sama wstydzę się tego, co się ze mną stało, jaka jestem słaba i przewrażliwiona na swoim punkcie.
Wszystko zaczęło się gdy poszłam do liceum, liczyłam na to, że znajdę jakiś przyjaciół, ogólnie byłam pozytywnie nastawiona, ale się przeliczyłam. Moje osamotnienie trwa już cały rok szkolny. Kompletnie nie wiem, jak rozmawiać z ludźmi, czuję się brzydka i źle ubrana. Czuję na sobie pogardliwe spojrzenia, ciągle ktoś ma do mnie jakieś pretensje. Nikt nie szuka ze mną kontaktu, a ja, z racji tego że obraziłam się na cały świat też się do nikogo nie odzywam. Nie myślcie tylko, że jestem rozkapryszona. Jak można mieć w sobie choćby ziarnko optymizmu, jeśli na korytarzu nikt nawet nie powie ci cześć?
Najgorsze jest to, że każdego poranka boli mnie brzuch, a serce mi wali jak w gorączce, nie mogę skupić się na nauce więc idę do szkoły w przekonaniu że nic nie umiem, okropnie pocą mi sie ręce i trudno jest mi nawet wstać z ławki i podejśc do nauczyciela.
Jakims cudem zdam do następnej klasy ale nikomu nie przyznaję się jaką mam średnią bo bardzo mi z tego powodu przykro, kiedyś byłam bardzo dobrą uczennicą.
Nie wiem czy przenosić się do innej klasy, szkoły? Jestem w kl. humanistycznej co odpowiada moim zainteresowaniom a znając mój charakter, w każdej szkole byłoby mi źle. Wybaczcie że tak marudzę. Chciałabym tylko żeby mi ktoś powiedział, że jednak nie jestem nienormalna.