Skocz do zawartości
Nerwica.com

Wątek Betixy


Betixa

Rekomendowane odpowiedzi

Czy powinnam empatycznie podejść do mojego ojca alkoholika? Gdy byłam dzieckiem on wolał wydawać pieniądze na alkohol niż na rodzinę, na początku dawał mało pieniędzy (dało się z tego jakoś wyżyć, ale nic ponad to, a zarabiał więcej), a potem już wcale. Zawsze miałam mu to za złe i przez to nie utrzymuję z nim kontaktu (a niedawno chciał się spotkać ze mną i z moją siostrą, parę razy próbował się skontaktować z moją siostrą, ale ta nie odpowiadała, aż w końcu nawet próbował się skontaktować z nami przez swoją bratanicę, a naszą kuzynkę, napisała ona do mojej siostry że tata ma dla nas pieniądze 🤦🏼‍♀️ Podejrzewam że boi się się zostać sam na starość i próbował nas zwabić do siebie różnymi sposobami). Jednak niedawno pomyślałam sobie czy może powinnam go zrozumieć, że choroba alkoholowa mu nie pozwalała łożyć na moje wychowanie i on nie miał nad tym żadnej kontroli... Bo coraz więcej się mówi że dla alkoholika powinniśmy mieć tyle samo zrozumienia co dla osoby pogrążonej w depresji. Wiem że to trudny temat i zdania mogą być podzielone (ze znaczną większością tych chwalących moje dotychczasowe nastawienie), ale mimo to chętnie się dowiem co wy o tym myślicie. Czy to byłaby źle ulokowana empatia? Plus, on nawet nie zbudował ze mną czy z moją siostrą emocjonalnej więzi, spędzał z nami czas raz na ruski rok i czułam się jakby to był obcy człowiek. A mimo to czasem jak o nim pomyślę to mi go żal, bo jest sam, chory i kto wie czy nie bez kasy na życie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

20 minut temu, Betixa napisał(a):

Czy powinnam empatycznie podejść do mojego ojca alkoholika? Gdy byłam dzieckiem on wolał wydawać pieniądze na alkohol niż na rodzinę, na początku dawał mało pieniędzy (dało się z tego jakoś wyżyć, ale nic ponad to, a zarabiał więcej), a potem już wcale. Zawsze miałam mu to za złe i przez to nie utrzymuję z nim kontaktu (a niedawno chciał się spotkać ze mną i z moją siostrą, parę razy próbował się skontaktować z moją siostrą, ale ta nie odpowiadała, aż w końcu nawet próbował się skontaktować z nami przez swoją bratanicę, a naszą kuzynkę, napisała ona do mojej siostry że tata ma dla nas pieniądze 🤦🏼‍♀️ Podejrzewam że boi się się zostać sam na starość i próbował nas zwabić do siebie różnymi sposobami). Jednak niedawno pomyślałam sobie czy może powinnam go zrozumieć, że choroba alkoholowa mu nie pozwalała łożyć na moje wychowanie i on nie miał nad tym żadnej kontroli... Bo coraz więcej się mówi że dla alkoholika powinniśmy mieć tyle samo zrozumienia co dla osoby pogrążonej w depresji. Wiem że to trudny temat i zdania mogą być podzielone (ze znaczną większością tych chwalących moje dotychczasowe nastawienie), ale mimo to chętnie się dowiem co wy o tym myślicie. Czy to byłaby źle ulokowana empatia? Plus, on nawet nie zbudował ze mną czy z moją siostrą emocjonalnej więzi, spędzał z nami czas raz na ruski rok i czułam się jakby to był obcy człowiek. A mimo to czasem jak o nim pomyślę to mi go żal, bo jest sam, chory i kto wie czy nie bez kasy na życie

Nie porównuj alkoholizmu do depresji, bo alkohol jest z wyboru, a depresja nie. A to, że to choroba to też tylko na piśmie

 

Takim tokiem myślenia to i palenie jest chorobą, a nie uzależnieniem

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

7 minut temu, DEPERS napisał(a):

Nie porównuj alkoholizmu do depresji, bo alkohol jest z wyboru, a depresja nie. A to, że to choroba to też tylko na piśmie

Alkoholizm społecznie jest różnie postrzegany i rzeczywiście trudno czasem zrozumieć. Jednak czy jest wyborem to sprawa dyskusyjna. 

Z pewnością z uzależnienia można wyjść ale czasami brakuje woli, siły charakteru, chęci zmiany życia...

Tutaj trzeba ogromnej motywacji, pomocy z zewnątrz. 

Mając do wyboru chlanie a rodzinę wybór wydaje się oczywisty...dla mnie też. Jednak alkoholicy są różni i nie wszyscy zasługują na potępienie. Niektórzy potrafią odzyskać życie i wszystko co stracili przez picie... 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Melodiaa napisał(a):

Alkoholizm społecznie jest różnie postrzegany i rzeczywiście trudno czasem zrozumieć. Jednak czy jest wyborem to sprawa dyskusyjna. 

Z pewnością z uzależnienia można wyjść ale czasami brakuje woli, siły charakteru, chęci zmiany życia...

Tutaj trzeba ogromnej motywacji, pomocy z zewnątrz. 

Mając do wyboru chlanie a rodzinę wybór wydaje się oczywisty...dla mnie też. Jednak alkoholicy są różni i nie wszyscy zasługują na potępienie. Niektórzy potrafią odzyskać życie i wszystko co stracili przez picie... 

 

Ja nie potępiam, ale piszę, że dla mnie alkoholizm jest z wyboru. Od niej zależy czy przytuli ojca marnotrawnego:) 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Melodiaa napisał(a):

Alkoholizm i nikotynizm z tego co się orientuję to istnieje w międzynarodowej  klasyfikacji ICD-10 chorób i zaburzeń zdrowotnych. 

Jeśli orzekający są alkoholikami i palaczami, no to wybacz, ale trzeba to usprawiedliwić chorobą, no przecież:) 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, betelgeuse napisał(a):

myśl o sobie w pierwszej kolejności.

No o siebie trzeba zadbać w pierwszej kolejności, wtedy łatwiej pomóc innym. Trochę egoistyczne i bez poświęcenia całkowitego, które w oczach Boga na pewno wiele znaczy, ale samemu też trzeba być silnym żeby tą siłą się podzielić, wtedy można więcej

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

33 minuty temu, DEPERS napisał(a):

Jeśli orzekający są alkoholikami i palaczami, no to wybacz, ale trzeba to usprawiedliwić chorobą, no przecież:) 

Nie...tu nie chodzi o usprawiedliwianie. Jest to raczej zakwifikowane jako zespół uzależnień. Po prostu stwierdzenie faktu. Na osadzanie nie ma tam miejsca...

 

 

35 minut temu, DEPERS napisał(a):

Od niej zależy czy przytuli ojca marnotrawnego:) 

To tylko jej decyzja i nie powinna być nikogo innego. 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Trening autogenny Schultza vs trening Jacobsona - który wolicie i dlaczego? Jak wam pomagają? Ja dowiedziałam się o istnieniu treningu Schultza gdy po raz pierwszy byłam u psycholożki w 2020 r. i poleciła mi go wtedy robić, po tym robiłam go może kilkanaście razy niezbyt regularnie, brakowało mi zawzięcia, ale nawet mi wychodził, może nie od razu, ale z czasem tak, nawet moje problemy z oddychaniem traciły na sile, ale niestety tylko na czas relaksacji, gdy ją kończyłam to problemy z oddychaniem wracały. Jeśli chodzi o trening Jacobsona to dowiedziałam się o nim chyba jak szukałam w necie treningu Schultza, ale nie zgłębiałam wtedy wiedzy na jego temat bo interesował mnie ten o którym szukałam informacji, dopiero teraz gdy ta sama psycholożka poleciła mi robić trening Jacobsona to poszukałam go w necie i dopiero się dowiedziałam na czym polega i zaczęłam go robić, i to regularnie dzięki dzienniczkowi który psycholożka również poleciła mi robić (mam tam wpisywać rzeczy których normalnie bym nie robiła przez depresję, a istnienie tego dzienniczka i fakt że psycholożka go przeczyta mnie motywuje do robienia tych rzeczy), tylko nie wiem czy mi wychodzi bo jakoś mam trudność z poczuciem spokoju i rozluźnienia albo z przeskanowaniem ciała od stóp do głów, choć niedawno jak miałam problemy ze świądem bo nie brałam przez ok. tydzień jednego leku to w czasie relaksacji on zniknął. Czy ktoś z was doświadczył długofalowych efektów któregoś z tych treningów?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Boję się przechodzić przez pasy przez fobię społeczną. Ktoś z was też tak ma? Jak sobie z tym poradzić? Nie umiem sobie poradzić z momentem gdy jakieś auto zatrzyma się by skręcić w boczną ulicę a ja mam przejść tam przez pasy, nigdy nie wiem czy dać autu skręcić czy szybko przejść póki stoi i czeka aż inne samochody przejadą (ale wtedy nie wiem czy to nie jest na chama albo czy te auto nagle nie ruszy jak będę przechodzić), i tak się kiwam i robię z siebie niezdecydowaną idiotkę, a zaraz potem to sobie wyrzucam, bo co o mnie ludzie w autach pomyśleli... A najgorsze są dla mnie pasy gdzie jest guzik, nigdy nie wiem czy mam nacisnąć ten przycisk nawet jak nie ma samochodów a jest czerwone, czy może przejść bez naciskania na czerwonym. Oczywiście mogłabym unikać tej drogi przy spacerach i wybrać tę gdzie są spokojniejsze pasy, ale uparłam się żeby się przełamywać i w ten sposób narażam się na upokorzenie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

17 minut temu, Betixa napisał(a):

Boję się przechodzić przez pasy przez fobię społeczną. Ktoś z was też tak ma? Jak sobie z tym poradzić? Nie umiem sobie poradzić z momentem gdy jakieś auto zatrzyma się by skręcić w boczną ulicę a ja mam przejść tam przez pasy, nigdy nie wiem czy dać autu skręcić czy szybko przejść póki stoi i czeka aż inne samochody przejadą (ale wtedy nie wiem czy to nie jest na chama albo czy te auto nagle nie ruszy jak będę przechodzić), i tak się kiwam i robię z siebie niezdecydowaną idiotkę, a zaraz potem to sobie wyrzucam, bo co o mnie ludzie w autach pomyśleli... A najgorsze są dla mnie pasy gdzie jest guzik, nigdy nie wiem czy mam nacisnąć ten przycisk nawet jak nie ma samochodów a jest czerwone, czy może przejść bez naciskania na czerwonym. Oczywiście mogłabym unikać tej drogi przy spacerach i wybrać tę gdzie są spokojniejsze pasy, ale uparłam się żeby się przełamywać i w ten sposób narażam się na upokorzenie

Chyba przed sobą upokorzenie, bo raczej kierowcom to zależy żebyś szybko przeszła:) podchodzisz do pasów i czekasz, aż się zatrzyma kierowca i wtedy przechodzisz, a jak jest na skręcie to przechodzisz mając go na oku, bo może się zagapić także masz czas na odskoczenie, zanim on zareaguje:) 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

49 minut temu, Vizyo napisał(a):

Mój kolega miał a życiu pewne wydarzenie błachostka dla innych a on nie może sobie z tym poradzić. Wybrał się do specjalisty i silna depresja zdiagnozowana. Ciągle wmawia sobie, że jest do niczego, że każdy kto się z nim spotka ma pecha że jest jakby pechowcem. Czy mógłby mi ktoś poradzić najlepiej ktoś kto przechodził podobny stan. Jak z tego wyszedł i ile to trwało. 

Lepiej chyba zrobić o tym swój własny osobny wątek

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, DEPERS napisał(a):

Chyba przed sobą upokorzenie, bo raczej kierowcom to zależy żebyś szybko przeszła:) podchodzisz do pasów i czekasz, aż się zatrzyma kierowca i wtedy przechodzisz, a jak jest na skręcie to przechodzisz mając go na oku, bo może się zagapić także masz czas na odskoczenie, zanim on zareaguje:) 

Dziękuję

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

30 minut temu, Betixa napisał(a):

Czy ktoś z was miał obniżoną sprawność intelektualną przez depresję i wam to minęło? Jeśli tak, to dzięki czemu?

Zależy kobietko od stanu w jaki Cię ta depresja wprowadza. Wielu poetów, malarzy, pisarzy i naukowców miało depresję. Mi np depresja daje to, że widzę wszystko z boku nawet jak z kimś bezpośrednio rozmawiam, mogę prowadzić dialog z dwóch płaszczyzn, osobistej i osoby która widzi mnie i drugą osobę z boku, taka trochę bilokacja psychiczna, ale dzięki temu z mojej strony dialog może być dość konstruktywny, ale ja też ćwiczę różne takie dziwne rzeczy:) jak masz depresję z anchedonią i zahamowaniem no to w głowie jest kostka lodu zamiast mózgu, zero pomysłowości, roztropności, pustak na karku który tylko cierpi🙃

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przychodzę do was dzisiaj żeby się trochę pożalić... Jestem w takiej sytuacji że materialnie mam prawie wszystko o czym kiedykolwiek marzyłam a nie mogę z tego korzystać przez depresję. Np. mam telefon o którym zawsze marzyłam, a nie mogę na nim grać w moją ukochaną grę (w którą zawsze chciałam grać na moim wymarzonym telefonie) bo przez depresję nie mam na to w ogóle energii i anhedonia sprawia że nie cieszy mnie to co kiedyś by mnie cieszyło, czyli właśnie m.in. granie w tę grę. A kiedyś nie miałam depresji, ale wtedy nie miałam materialnie nic fajnego. A teraz gdy już to mam i mogłabym z tego korzystać, to muszę mieć depresję i do szału mnie doprowadza że to wszystko się marnuje bo nie umiem się tym cieszyć! Każdego dnia czekam na polepszenie mojego stanu ale minie jeszcze parę ładnych miesięcy (jak nie kilkanaście) zanim mi się może polepszy i to mnie dobija 😩 Strasznie mnie to smuci i frustruje, jest to obecnie jeden z największych problemów w moim życiu. Tylko proszę nie piszcie że chcielibyście mieć takie "błahe" problemy czy coś, bo jestem pewna że byście nie chcieli nie móc odczuwać jakiejkolwiek przyjemności z codziennych rzeczy, z których każdy powinien mieć możliwość się cieszyć. Ja zawsze żyłam dla takich codziennych przyjemności i teraz ich brak tylko pogłębia moją depresję, dla mnie w nich tkwi sens mojego życia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

16 minut temu, Betixa napisał(a):

Ostatnio ktoś mi napisał że anhedonia mu nie minęła mimo bycia na terapii i na lekach. Dlatego chciałabym się was spytać czy komuś z was anhedonia minęła? Jeśli tak, to dzięki czemu?

Dzięki 300mg wenlafaksyny i dużych dawek mirtazapiny. Bynajmniej mi minęła

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 31.03.2023 o 17:08, DEPERS napisał(a):

Ja to myślę, że Ty masz OCD, bo doszukujesz się na siłę i w ogóle do Ciebie nie docierają racjonalne argumenty. Nie daje Ci to spokoju i co chwilę wpadasz na nowego konia karuzeli którą sama sobie budujesz i nakręcasz. Jesteś prawie, że książkowym przypadkiem zaburzeń kompulsywno obsesyjnych, do wanny też idziesz z telefonem szukać wzoru na swoje dolegliwości? Napisz do tego klienta @Gutek1979 na pewno znajdziecie wspólny temat. Ja mam ciężką depresję lekooporną i wcale nie myślę o tym żeby się ciąć czy sobie coś zrobić, do prób musi być chęć czyli wysoka dopamina przy jednoczesnym zdołowaniu czyli niskiej serotoninie. Widać, że dopiero raczkujesz, a karuzela już się dość szybko kręci, więc zastanów się czy się warto dalej uświadamiać złudnie i jeszcze bardziej w ten sposób karuzelę przyspieszać, nie bedąc pod kontrolą żadnego specjalisty. Zastanów się po co Ci to wszystko:)

Każdy przechodzi nagle odstawienie leków ssri inaczej. U niego rzeczywiście mogło dojść do rozregulowania hormonów, które ciągnie się do dzisiaj, bo nastąpił efekt domina. Nie oceniajmy tak. Na pewno Gutek powinien udac sie do specjalisty, jesli czuje taka potrzebe, ale u niego ten kolowrotek moze byc spowodowany wlasnie tym tapnieciem po odstawieniu lekow (nie ich braniem, bo to bylo lata temu). Moje problemy psychiczne miały związek z niedoczynnością tarczycy a objawy były klasyczne dla nerwicy lękowej. Miałam TSH ponad 4 a nie sama wartość jest ważna jak pokazują najnowsze badania a osobnicze wahania. Dlatego u osoby która ma całe życie 4 może nie być żadnego efektu a mi skoczyło z 1.4 do ponad 4, kiedy przeprowadziłam się zagranice i miałam, jak wyszło, niedobór jodu. Na jodzie i selenie wróciłam do mojego normalnego poziomu i wszystkie problemy psychiczne zniknęły. 

 

Bądźmy dla siebie bardziej wyrozumiali. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×