Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica Natręctw - Moja historia, objawy, co zrobić...


madeline20

Rekomendowane odpowiedzi

zobacz obcy facet ktorergo teoretycznie ch.. powinny obchodzic Twoje filozofie pisze Ci ze ;) "po Twoim jednym poscie jestem w stanie stwierdzic ze jestes 100 razy bardziej wartosciowy niz 90% ludzi ktorych spotkalem ;) tereaz napisze Ci co wiem ze nie jest latwe bo sam probuej to zrobic, uwierz w siebie, pracuj nad swoimo ja !!! "

 

 

Pzdr :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czuje się jak w swoim najgorszym koszmarze. To co kieydyś wydawało mi się nienormalne czy niedopuszczalne pojawia się w moich myślach. A szystko to dzięki NN. Nie pamiętam już kiedy nie czułem wewnetzrengo napięcia spowodowanego myślami w miarę dłuższy czas. A jak jest lepiej to znowu boję się ze za chwile mnie cos dopadnie. Generalnie to luz czuję jak się czymś zajmę lub po alkoholu, choć wiem że na dłuższa metę to sie nie sprawdza. A najgorzej jak siedze w domu, bo sesja się skonczyla i nic konkretnego nie robie. Większość ludzi pewnie cieszyla by się z tego, że ma wolne - ja nie.

Przez NN "byłem" już gejem, pedofiolem, a nawet zoofilem. Na szczęscie tylko w myslach. Bo generalnie nie ma żadnych podstaw logicznych żeby tak stwierdzić. No a ostanio bojawił się najnowszy hit: ohydne wyrazy lub zdania pzrewijające sie przez moją głowę, które obrażają Boga, Jezusa i wogole na tematy religii. Kiedyś czytałem o tym w jednym poście na forum i wówczas wydawało mi się to (przynajmniej dla mnie) niemożliwe. A jednak. No i hop nie minęło więcej niż rok i spotkało to mnie. A stało sie to tak, że siedziałem sobie i nagle pomyślałem, ze czymś najgorszym byłoby jakbym miał własnie takie jazdy. Najpierw zacząłem sie bać że mi się to zaraz przytrafi, a potem "pływały" mi w głowie idiotyczne zdania i zacząłem się bać tego że one się pojawiły. I nie wiem ile jeszce wytrzyma mój system wartości.

Zwykle co jakis czas jak mi NN pożądnie dokopie łapę straszną depresję i wtedy mam ochotę skulić sie na łóżku i spać. Bo jak śpię to nie myślę.... I właśnie takie doła złapałem wczoraj, przez moje najnowsze natręctwo. Wstaje rano, ludzie coś do mnie gadają, że trzeba posprzątać, pojechać po zakupy a ja czuje się maksymalnie przygnębiony i niezdolny do działania. Pewnie za jakiś dzień mi przejdzie i znowu bede walczył, ale na dziś nie mam siły :(

Zastanawiam się czemu mi sie rzuciło na relacje z Bogiem. Przecież swojego czasu bardzo lubiłem chodzic do kościoła i generalnie cieszyłem się ze swojego życia i myślałem o sobie, że jestem w miarę dobrym człowiekiem. Teraz jest tak, że wszyscy to widzą tylko nie ja. Widzę siebie w jak najgorszym świetlen i prawie wszystko co robie analizuje pod kątem: czy to dobre czy złe. Ble...

Może troche zamulam, ale musiałem coś z siebie dzisiaj wyrzucić i komuś się wyżalic ;) . Mam nadzieje, że jutro poczuje sie lepiej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I na chuj mnie pocieszacie, co to jakieś koło wzajemniej adoracji...

 

Ja mam problem z liczbami, jak mówię, że nie mogę myśleć o 7, to po jakimś czasie muszę, np. 7 razy założyć majtki (całe szczęscie nie zawsze, bo do szkoły doszedłbym pod koniec lekcji), częściej jest to przewalająca się myśl. W czasie której mam ochotę się położyć i wykrzyczeć "PIERDOLĘ TO KURWA MAĆ!".

 

Super pomysł mam, ostatnio zacząłem tłuc się pięciami po głowie...

 

Już nawet pogorszyłęm się na strzelnicy, za miast się wyłączyć to myślę o jakiś dupczonych pierdołach, co potem widać po tarczy, jestem wtedy bardziej wkurwiony i załamany... Więc przestałem chodzić na treningi, rzucając jedyne hobby i pasję. Lubię też gotować i co najlepsze nie powtarzam wtedy (kurwa, po co to pisałem...) . Ale jak mam myć gary...

 

Często przesypiam całe dnie, budzę się o 23:00, siedzę do 2:00, śpię, wstaję, wracam ze szkoły, jem, śpię, wstaję, śpię...

 

A żeby tylko nerwica natręctw...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chcialem sie Was o cos spytac. CZuje sie jakbym postradal zmysly. Otoz jestem rozkojarzony i przejawia mi sie to w tym ze jak z kims siedzeto sie czasami zamysle i wyobrazam sobie cos i to przychodzi tak samo od siebie :/dodatkowo caly czas jak gdzies ide to myli mam od rzeczy... np. otwieraja sie drzwi a ja sie nad tym zastanawiam i cos tam sobie wyobraze zaraz :/ glupota czysta i kompletny brak koncentracji na tym co jest... czuje sie jakbym tracil obraz rzeczywistosci :/ nie wiem czy to natrectwa czy glupieje juz od nerwicy :( prosze o pomoc

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem czy to cie pocieszy ale opowiem jak to jest u mnie. Włączam i wyłączam komputer po osiem razy. Spaliłem już 1 zasliacz. Wysuwam i wsuwam napęd też po osiem razy. Gdy coś instaluję to potrafię przerwać proces w połowie... Gdy piszę jakieś zdanie to kasuję to po kilka razy i piszę od nowa. Zdarza się że po napisaniu czegoś kasuję całą pracę, albo wbrew swojwj woli piszę coś inaczej niż chciałem. A prawdziwa psychoza to stawianie po kilka spacji... Zresztą poczytaj moje poprzednie posty...Nawet nie wiesz ile trudu sprawia mi napisanie tej odpowiedzi.. :( Mam nadzieję że ktoś ją przeczyta :( Teraz mi trochę przeszło bo mam ferie(które się dzisiaj kończą), ale wkrótce znów będę musiał iść do szkoły i koszmar wróci :cry: Myślałem że przed feriami oszalaję, nie mogłem wytrzymać już w tej szkole, chciałem się zabić... nie wiem co się teraz ze mną stanie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dochodzi do tego, że reinstalacja systemu potrafi u mnie trwać nawet pół roku, bo wszystko musi być dobrze skonfigurowane

Też mam manię reinstalacji systemu, bo wydaje mi się, że komputer wolno działa. Zdarzyło mi się kilka razy dziennie instalować system a za moment formatować dysk, bo wydawało mi się że jak zainstalowałem na świeżym systemie jakiś program, a za chwile go usunąłem, to coś po nim jednak pozostanie i wpłynie to niekorzystnie na działanie komputera. I znowu format....

Jeszcze mam jazdy z monitorem. Najgorsze co może być to jak ktoś mi go przesunie albo zmieni wysokość. Potem cały dzień szukam idealnego ustawienia :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam pytanko, powiedzcie mi po ilu miesiącach, latach widać poprawę u Was? Ja chodze na terapie już 1,5 roku oczywiście jest lepiej ale nie na tyle że mogę żyć bez lęków stresów i nie raz nie umiem sobie jeszcze poradzić ale tak jak napisałam jest o wiele lepiej niż na początku. Od kąd zaczęła się u mnie nerwica lękowa i natręctw nie brałam ani raz leków, chyba że na noc jak nie mogłam usnąć ale rzadko. Martwię się że może terapia jest za slaba??? Tzn nie odpowiada psycholog :( ale nie chcę zmieniać, polubiłam swoją psychoterapeutkę i nie mam zamiaru zaczynać wszystko od nowa .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

alusia, to chyba nie ma znaczenia, jak kto długo korzysta z terapii (tym bardziej, gdyby to miało być w kategoriach "kto pierwszy, ten lepszy" :roll: ). Ważne, że odczuwasz poprawę, że Ci to pomaga. To się najbardziej liczy ;)

Poza tym terapia, to taka "gra zespołowa": gra pacjent i terapeuta. I tak jak różnymi "graczami" mogą być pacjenci (z różnymi problemami), tak różni są "rogrywający" - terapeuci (z różnym spojrzeniem, doświadczeniem życiowym, zawodowym). A może odwrotnie z tym podziałem na "role" ? ;)

Ważne, by przez kolejne rundy/sety przebrnąć aż do upragnionego zwycięstwa - powrotu do zdrowia. A ile komu to zajmie czasu, to na prawdę rzecz drugorzędna ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję bardzo za odpowiedź bo czasem na pytanie kogoś np? Czy pomaga Ci terapia?, Czy nie myslisz o zmianie terapeuty? To zaczynam mieć lęki i rozważam i zadaje sobie pytania czy mi to coś pomaga :(:(:( Oczywiście jak pisałam widze poprawę ale są też dni kiedy występują lęki i nie wiem jak sobie poradzić :( no i wtedy zaczynam się zastanawiać cholera czy terapia mi coś daje skoro po takim okresie leczenia nadal mam lęki :( ale to chyba normalne że tego od tak nie da się od razu wyleczyć, potrzeba na to czasu nawet czasem długiego czasu żeby dojść do siebie. Tak mi się przynajmniej wydaje...... a ja chyba sporo tego czasu potrzebuje. Wiem że brakuje mi opieki, zainteresowania mną bo mało miałam w życiu tego :( ciągle było jak przeżyć kolejny dzień, ciągle lęki, niepewność, strach.....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak też wyczułem, że pytasz, by się dowiedzieć, czy inni szybciej wracają do zdrowia i czy czasem nie jesteś przez to "gorsza".

Otóż nie jesteś pod żadnym względem "gorsza" od innych !!! Jesteś sobą, potrzebujesz po prostu czasu na to, by odnaleść prawdziwą siebie. A ile potrzeba czasu, by odnaleść prawdziwą alusię ? - Tego dowiesz się Ty pierwsza :D

Sama piszesz, jak wiele w życiu brakowało Ci uwagi, opieki drugiej osoby w życiu, więc Twoje problemy są jedne, jedyne w swoim rodzaju i dlatego jest tylko jedno, jedyne w swoim rodzaju tempo, by z tego wyjść - to Twoje tempo ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam Wszystkich.

 

Chcialem sie spytac co zrobic gdy zna sie juz przyczyne swojej nerwicy a mimo to natrectwa jeszcze nie calkiem odeszly i mam teraz straszne wachania nastroju... raz czuje sie jak psychotapa z moich lękow a raz normalnie... dodam ze balem sie ze komus cos zrobie. Nie czuje sie jeszcze do konca sobą i nie wiem juz jaki ja naprawde jestem. Nie wiem co mam o sobie myslec i co dalej zrobic zeby wyjsc z tego... bo skoro znalazlem przyczyne to chyba do wyleczenia choroby jestem na dobrej drodze.

 

Pozdro

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie wiem jak zaczac... tyle tego jest, nawet dobrze nie pamietam kiedy to sie zaczeło. ale bardzo dawno temu. moze ktos tez cos takiego przezywal i napisze mi jak sobie z ty radzic. mam cos takiego że, musze zrobic cos kilka razy bo jak tego nie zrobie to cos złego sie stanie, to mnie tak dreczy, ze jezeli cos sie stanie to bedzie moja wina bo np. nie poprawiłam ubrania 3 razy po 3 razy. ale tego jest wiecej prawie cały dzien mi tak mija boje sie ze dobro mojej rodziny i bliskich zalezy odemnie, ze musze robic te rzeczy kilka razy bo jak nie to cos zlego ich spotka. potrzebuje pomocy... ale raczej nie zdecyduje sie na wizyte u pychiatry czy psychologa. a moze macie jakis adres internetowy do tych lekarzy wole zostac anonimowa zeby ktos nie miał mnie za wariatke... czekam... bede sie odywac...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czesc Wam.

 

Mam pytanie. Jak wiadomo natrectwa biora sie z ukrytych emocji badz tez z nieswiadomych uczuc. Np. Jezeli ktos sie martwi ze kogos zabije to oznacza ze on tego nie chce zrobic ale gdzies trzyma w sobie negatywne emocje.

 

Chcialem spytac o natrectwa seksualne. Jezeli ktos martwi sie ze jest zboczencem albo pedofilem itd... to skad takie natrectwa sie moga wziasc?:>

 

O ile mi wiadomo natrectwa ze ktos komus cos moze zrobic, byc homo lub zboczencem dodatkowo natrectwa symetrii i powtarzania czynnosci sa jednymi z najczestszych.

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak zapowiedziałam w wątku "powitalnym", tutaj opisuję swoją trochę skomplikowaną historię. Zaznaczę, że tutaj opowiadam o tym po raz pierwszy i kosztuje mnie to wiele, ale mam nadzieję że będzie to pierwszy krok ku dobremu.

Wszystko zaczęło się u mnie w czerwcu 2006. Zdałam pierwszy rok studiów (psychologii, żeby było śmieszniej) z dobrymi wynikami, ale kosztowało mnie to dużo czasu spędzonego nad książkami i jeszcze więcej nerwów, przed egzaminem którego bałam się najbardziej pojawiły się u mnie nawet objawy somatyczne typu zawroty głowy, z którymi nigdy wcześniej nie miałam problemów.

Zaraz po sesji początkowo odczułam ogromną ulgę. Jednak trwało to kilka dni. Pewnego dnia, nie wiem skąd, naszły mnie natrętne myśli. Od tego czasu nie dają mi spokoju i stale nękają mnie wątpliwości, czy czasem nie zajdę w ciążę w sytuacji, o której przypuszczlnie nawet dzieci ze szkoły podstawowej wiedziałyby, że to nie możliwe (nie chcę się wdawać w szczegóły). Dodam, że mogły się do tego przyczynić po części fakt, że kilka dni wcześniej słyszałam, jak moja znajoma zastanawia się czy czasem nie jest w ciąży, a poza tym bardzo dużo uczyłam się do egzaminu o biologicznych mechanizmach zachowania ludzkiego więc może to jakoś ukierunkowało moje myśli. Fakt faktem, do teraz mam tak że generalnie skorzystanie z toalety wywołuje u mnie lęk, podobnie jak nawet mycie się w wannie, choć mogę sobie 1000 razy powiedzieć że to niemożliwe, przy okazji wyrzucając sobie własną głupotę. Emocje i tak przychodzą wcześniej i są silniejsze niż rozsądek.

Myślałam, że to może przejdzie, ale w kwietniu zeszłego roku - kiedy ten akurat objaw trochę osłabł, przyszedł znienacka kolejny - natrętne myśli o możliwości zarażenia się wirusem HIV, też w zupełnie z pozoru niegroźnej sytuacji typu dotykałam jakiejś książki a potem przez przypadek się zadrapałam, później doszły sytuacje jeszcze bardziej groteskowe... I dotąd w zasadzie te 2 typy myśli natrętnych nękają mnie na przemian - jeden słabnie, drugi się nasila. Od jakiegoś czasu jeszcze doszła czynność natrętna w postaci przymusu mycie rąk, ust, oczu (czuję, że moje oczy już trochę ucierpiały wskutek częstego traktowania ich wodą z mydłem) żeby niby za wszelką cenę zabić potencjalnego wirusa HIV - lub całego ciała. Myję ręcę tak często, że już nawet domownicy zauważyłi to i aż boję się wysokości rachunku za wodę (to też powód, dle którego postanowiłam się wziąć w garść). Poza tym od niedawna jest już tak źle, że nawet boję się wziąć gołą ręką komórkę i smsy pisze przez woreczek żeby etc., wszystko przez strach przed potencjalnym kontaktem z wirusem. I tego typu zachowań doszło ostatnio sporo.

 

Do tego wszystkiego od października zeszłego roku bardzo obniżył mi się nastrój, z niewielkimi przerwami mam przeważnie bardzo zły. W zasadzie prawie nic już mnie nie cieszy, od czasu do czasu jedynie potrafię się w pełni zaangażować w hobby, któremu dawniej byłam bardzo oddana. Teraz często czuję że nie mam siły na to, nie warto etc. Poza tym, ze 3 tygodnie czeka mnie wyjazd za granicę (związany z hobby), który planowałam ze znajomymi od ponad roku. Kiedyś na samą myśl o nim humor mi się poprawiał, a natrętne myśli potrafiły na chwilę choć ustąpić ale teraz zaczęłam czuć, że w zasadzie nie chce mi się już tam jechać, i trzyma mnie to że nie chcę rozczarować znajomych. I to jest szczerze mówiąc głównym impulsem, dla którego postanowiłam wziąć się za siebie - taki doraźny motyw jest chyba dobrym początkiem.

Teraz mam natomiast problem co zrobić najpierw. Wydaje mi się, że chyba najlepiej byłoby najpierw pójść do psychiatry bo bez leków raczej się nie obędzie (tylko tu rodzi się kolejna wątpliwość - kto to widział żeby przyszły psycholog chodził do psychiatry... a co jak się mój przyszły pracodawca dowie...? etc. Dodam, że nie zamierzam pracować jako klinicysta, wiążę swą przyszłość z zupełnie inną dziedziną psychologii). Z tego co czytałam, potem jednak dobrze byłoby rozpocząć terapię. Ja jednak w zasadzie wiem, gdzie leży konflikt który spowodował u mnie nerwicę, ale widzę, że sytuacji tej nie zmienię dopóki nei skończę studiów i nie przejdę na własnie utrzymanie. Jednak na pewno praca nad zasobami w ramach terapii byłaby mi potrzebna, bo zbyt często wydaje mi się że jestem do niczego i w ogóle dużo problemów sprawia mi b. niskie poczucie własnej wartości i ogromne poczucie winy.

 

Ot, wypisałam się, objętość tego posta pewnie jest straszna i zniechęcająca do czytania, ale byłabym wdzięczna jesli komuś chciałoby się to przeczytać w całości i zasugerować mi coś, podpowiedzieć itd.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Trochę czytałam o nerwicy. Kluczem do uzdrowienia jest nie odprawianie tzw. rytualów w momencie pojawienia sie natretnych myśli. Chodzi oto by sie nie bronić nie analizować, nie prowadzic dialogu wewnetrznego. Chory ma wewnetrzne przekonanie że jesli nie będzie tych rytuałów, to się stanie cos złego, a to guzik prawda, sama sprawdziłam. Wlaśnie te analizowanie,dialog wewnętrzny, a nie same natrętne mysli powodują chorobę, cierpienie i zwyczajne zmęczenie. Mój sposób gdy pojawi sie natrętna myśl AKCEPTACJA I IGNOROWANIE i najlepiej się czymś zająć. To naprawdę zależy od sily woli, ja ćwiczę i jest lepiej, zaczęłam zajmować się moim życiem od którego uciekłam, spacery, oglądanie ulubionych filmów. Warto też wziąć odpowiedzialność za własne zycie, szczęście,problemy, nikt tego za nas nie zrobi. Prawda uzdrawia, wlaśnie niedawno wyznałam mojemu partnerowi, że nie czuję do niego tej miłości co na początku, on przyznał że też, był ból i płakałam, ale prawda sprawiła, że objawy nerwicy odeszly. Takie nerwice to moze być ucieczka od problemu, np. toksyczny związek. Trzeba odważnie stawic czoło prawdziwym problemom, nie uciekać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@IceCoffee- zastanów się, robisz to wszystko żeby żyć, a teraz chwila namysłu i... co to za życie.

 

Leki nie pomogą Ci w 3 tygodnie to minimum pół roku. Chodź z doświadczenia wiem, że w "kupie" siła, człowiek trochę zapomina o swoich fobbiach. Możesz się ograniczać, ale napewno nie powstrzymuj tego.

 

Ja miałem pod koniec terapii metodę wypracowaną przez panią psycholog. Mianowicie cofałem sięz 30 razy w drodze do szkoł, 20 minutowa trasa trwała godzinę (po lekcjach główni, czyli jest motywacja, żeby zdążyć np. na 1 lekcję, więc to nasze nn jest z lekka urojone, bo założe się, że gdybyś miała zdążyć na samolot albo podrapać się po dupie 100 razy, to pobiegałbyś do samolotu, a tam podrapał się 200 razy :)). Także Pani powiedziała, że na początku max 10 razy, potem 9, 8... I tak próobowałem. W końcu wmówiłem sobie, że muszę np. tylko 2 albo nie więcej jak 2 i przed szkołą robiłęk krok w tył, krok w przód, krok w tył, krok w przód i "odbębnione" :). Potem doszły inne, głównie teraz dręczą mnie debilne myśli, ale o tym niżej. Ciesz się, że studiujesz to co chcesz, nie przejmuj się ludźmi, tylko nie rób z siebie idiotki- oni nie są ślepi...

Grunt to znaleć w życiu cel, cel, który możesz osiągnąć, bo nie ma nic lepszego jak praca łącząca zainteresowania i hobby. Widmo codziennego wstawania o 6:00 do roboty, której nie nawidzisz, hmm...

 

Szczerze mówiąc mam w dupie czy Ci się uda.

 

Ja leczyłem się 1 rok , trochę to pomogło. W sumie nn jest ze mną już 5 lat.

 

Mam już dość, często mam myśli natury egzystencjonalnej. Co będzie potem, po śmierci, czemu ludzie odchodzą i jaki jest sens tego wszystkiego, kiedy w obliczu śmierci nie ma ucieczki.. Smutne, wiele rzeczy spaprałem, na które jest już za późno. Moje natrętne myśli w 80% to, co by było gdyby... gdybym ćwiczył, zrobił to prawo jazdy, gdyby lepiej poduczył się na ważne sprawdziany. Teraz w obliczu dorosłości brutalnie zdałem sobie sprawę, że moje marzenia, chodź tak proste i dostępne dla wielu z Was się nie spełnią, po części przez olewanie i odkładanie na potem i to, że tak naprawdę z góry były na straconej pozycji.

 

Smutne to, bo do tej pory nie sądziłem, że mi się nie uda.

 

Stoję teraz na rozdrożu, gdzie najpewniejsza i najlepsza droga została zamknięta. W sumie to nie ważne, co zrobię, i tak będzie dupa.

 

Szkoda tylko, że nie wiedziałem tego wcześniej, a może wiedziałem, ale żyłem w zakłamaniu. Czuję, że dużo straciłem odcinając się od ludzi, czuję się zepsuty, bo tak naprawdę nie potrafię już wrócić do społeczeństwa i nie widzę w nim dla siebie miejsca. Ciągle jeszcze żyję marzeniem, że może się uda, ale życie to nie film, to nie gra, w której można nacisnąć "Load".

 

Mam takie dni, że nie chce mi się nawet powtarzać, innym razem robię to dla innych, czasem dla siebie, ale jakie znaczenie ma czy podrapię się 7 razy po głowie czy 8, moje marzenie przez to się spełni? Żyłem tak 5 lat i mimo iż widzę jak chore to jest nie mogę przestać- to już zawsze będzie ze mną. Trochę boli fakt, że życie jest tylko jedno, niepowtarzalne, a ja siedzę sobie o 2:00 w nocy, przed kompem i piszę jakiś debilny post, którego i tak nikt nie przeczyta ze zrozumieniem, bo, po co- mało własnych problemów? Życie jest niepowtarzalne, zastanówcie się nad tym, a najgorsze, ze tak beznadziejne, a boję się...

 

Ja spieprzyłem sprawę, może Wam ludzie w wieku 15 lat, nie dajcie się, macie jeszcze czas. Dążcie do celu i zastanówcie się nad przyszłością, przede wszystkim racjonalnie, niektórych rzeczy nie da się cofnąć, jak wybór klasy maturalnej czy zdawanego przedmiotu na egzaminie dojrzałości, to nie jest sprawdzian, który poprawisz za tydzień, to 3 lata, które jeśli źle wybierzesz poskutkują kolejnymi bezproduktywnymi dniami, gdzie każdego ranka się budzisz i za miast myśleć "Idę dzisiaj do Lolka na imprezę", nadciąga myśl "Hmm, jednak spieprzyłem" i tak każdego dnia, jest może jakaś szansa, ale mniejsza niż kiedyś, kiedyś miałem czas i odkładałem, teraz mam go za mało żeby się przemóc i mimo to spróbować. Boje się, że się nie uda, że wreszcie "zryw", znajdę w sobie siłę, a okaże się za późno, że gdybym to zrobił kilka lat wcześniej, a teraz "Sorry Winetoo", dobrze się spisałeś, ale jest już za późno, przegrałeś, nie ma "Load"...

 

Hmm, nie wiem czy to efekt dojrzewania, a może "zasługa" nn, czuje się wypalony, tak wiele straciłem. Jeden błąd na starcie i lose.

 

...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

moze i macie racje ze trzeba to przezwycieżyc ale ja juz dobre pare lat sie z tym mecze i nic nie moge sie uwolnic. co próbuje to cos jest nie tak i mysle ze to moja wina bo chciałam sie od tego uwolnic. ze to bóg kaze mi to wszystko zrobic bo ja nie to mnie ukaze - cos złego sie stanie mojej rodzinie a bardzo sie o nia boje. chciała bym zyc normalnie ale chyba mam za słaba wole i tak przychodzi mi sie z tym zyc. a moze faktycznie my jestesmy wybrani i mamy wpływ na losy naszych bliskich poprzez jak to nazywamy nn... takie myslenie tez nie jest dobre ale brak mi innych -pozytywnych- czekam... :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ostatnio wszystko mnie denerwuje dosłownie wszystko :shock:( wszystko co mnie otacza np. to co się znajduje w moim domu) nawet denerwują mnie bloki mieszkalne patrze się na nie i myśli po co to wszystko jest własciwie potrzebne na co to? Że lepiej by było żyć jak by nieczego nie było ale nie wyobrażam sobie żeby tak niczego nie było :? Od dłuższego czasu mam tez tak że ide po domu otre się o coś przypadkiem i czuje że dostaje szału :roll: musze wtedy zastanowić się nad tym przedmiotem o który się zachaczyłam, i powtarzać w myślach jego nazwe, czuje jak robie się przez to upośledzona :shock: To mnie strasznie męczy :(( Niedługo już wogle nie będe umiała normalnie funkcjonować :cry: Nawet mam juz tak z ludzmi patrze się na kogoś i czuje jak mnie on denerwuje, jak mi przeszkadza... odrazu mam myśli że chce komuś coś zrobić ale wiem że tak nie jest, i zastanawiam się czy tak może naprawde chce :( Bo ja już nie wiem czy ja taka jestem, czy to nerwica a może taka chce być?.. :? Ja nie wytrzymam sama ze sobą, mam dość :((

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem czy to odpowiedni temat dla NN, ale chciałabym o tym napisać, bo być może jest to związane z Nerwicą. Mój chłopak poprosił mnie abym o tym napisała na tym forum.

Ma on 18 lat i od paru lat ma duze problemy z zasypianiem, szczególnie jak jest wolne od szkoły np w wakacje. Miewa tak, ze wieczorem czuje się zmęczony, kladzie sie do łóżka i nie może zmrużyć oka całą noc, czesto bywa tak, że dopiero jak sie za oknem widno robi to dopiero zasypia. Od kilku tygodni zaczął brać melatonine, po niej mu się świetnie zasypia, jakies 15 minut po zażyciu tabletki juz jest senny i kałdzie sie spać ale problem w tym ze nawet jakby długo spał to nigdy, ale to nigdy rano nie jest wypoczęty i wyspany. Kiedy leży już w łóżku, to zaczyna myśleć o różnych rzeczach, snuje plany, myśli o zdarzeniach z przeszłości i to nie pozwala mu zasnąć. Wydaje mi się, że to ma jakiś związek z nerwicą. Miewa też tak, że zanim się położy do łóżka to musi idealnie równo ułożyć koc, bo inaczej nie zaśnie....

Proszę o ewentualne rady co ma zrobić, czy zgłosić się do lekarza? Czy ktoś z forumowiczów też ma takie problemy ze snem? Jak sobie radzić? Co ma zrobić żeby obudzić się rano wypoczęty i wyspany? Proszę o odpowiedź

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×