Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica lękowa - Co zrobić? Moja historia część 1, zamknięta


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Wiadomo,że maryha szkodzi itd,ja mam (z tego co mówi lekarz) nerwice od 10 lat (a mam teraz 26),jednak gdy paliłam maryhe (ok 2 lat) tak mnie to zamulało, ze nie martwiłam sie niczym.Ale naszczęście nawiedziła mnie myśl że trzeba z ty skończyć i od 3lat jestem czysta. Niedawno serce coraz częściej dawało sie we znaki i poszłam do lekarza, a on stwierdził,że mam od 10 lat nerwice,a ja cały ten czas myślałam, że to patologia rodzinna mnie tak wykańcza.

Dodatkowo jąkałam sie,ale od roku robie terapie i już sie nie jąkam co daje mi też komfort psychiczny. Teraz musze tylko ułożyć sobie życie,no idalej nie wiem co z tą nerwicą,bo biore tylko potas,lekarz stwierdził że nie jest tak źle.Głównie to mam czasem lęki,no i to serce...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a kto by nie chciał ?- moje życie i ja sama tak bardzo się zmieniło/zmieniłam od kiedy zachorowałam, jednak czytasz tu na forum jak i w różnych art., że niestety ale jest to choroba ktorej nie da się wyleczyc w tydzień i jeżeli ty sama nie zrozumiesz, że trzeba nad nią pracować, nie poddawać się i nie załamywać (wiem, że to trudne - do tej pory nie ma m-ca abym nie przechodziła totalnego załamania), to są szanse, że złagodzisz jej objawy lub całkowicie z niej wybrniesz. Dlatego bardzo gorąco cie namawiam, że pomimo strachu i tych wszystkich okropnych objawów nie powinnaś rezygnować z tego co przynosi ci życie, możesz przeżyć przygodę życia za oceanem a może właśnie tam zdarzy się coś co pozwoli ci wybrnąć z nerwicy. Myśl pozytywnie droga Milko!!! Mnie pomoga też znalezienie sensu, celu z życiu - wiem że mam dla kogo żyć i walczę dla siecie aby czuć się lepiej i dla mojego męża, aby nie musiał codziennie słuchac moich narzekać i wmawiania sobie choróbsk (i tak tak długo to znosi okazując mi miłość) i przede wszystkim dla moich małych jeszcze dzieci, żeby ich dzieciństwo nie kojarzyło sie z wiecznie zapłakaną i zwijajacą się z bólu mamą. Życie mamy jedno i nie można pozwolić aby takie paskudztwo jak nerwica je nam rujnowało! Na początek wspomagaj sie farmakologią, potem przy takim podejściu zobaczysz, że będziesz sięgać po nią rzadziej. Pamiętaj, że każdy nawet najmniejszy sukces nas wzmacnia i dodaje wiary, każdy dzień bez bólu jest najszczęśliwszym dniem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziwne. Niektórzy palacze maryśki nie skarżą się na żadne dolegliwości, nawet po popalaniu przez 2 lata i nawet więcej.

Ale pewnie to potem wychodzi, albo po prostu nie mieli predyspozycji. :?

Ja rozpoznaję u siebie podobne reakcje, szczególnie dotyczące zachowań w społeczeństwie, ale nie mogę Ci nic poradzić. Zresztą sama sobie też nie umiem.

Widzisz, Ty najprawdopodobniej masz 'efekt uboczny' po narkotykach, a ja samoistnie go nabywam.

 

CHOROBA się wzięła z Twoich predyspozycji genetycznych do zachwiań chemicznych w organiźmie ( PO TRAWCE ) , a LĘKI, NIEPOKOJE najprawdopodobniej rozgałęźniają się od CHOROBY.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Suzuki

 

Niby czytałeś coś o reinkarnacji , a jednak niekoniecznie.

Wiara w reinkarnację, to wiara w sens życia. Sensem życia jest "odradzanie" się po śmierci i w kolejnych życiach przerabianie swoich lekcji. W kolejnym życiu przerabiamy kolejne lekcje - np. w jednym życiu jesteśmy złodziejem, którego spotyka kara w postaci np. śmierci, lub obcięcia ręki i jest to dla naszej duszy nauczka, lekcja, której w kolejnym życiu już nie będziemy mieli - bo będziemy już znali sens danej lekcji i w kolejnych wcieleniach będziemy mieli inne. I tak do czasu osiągnięcia stanu nirwany - niezmiennego stanu spokoju i prawdy absolutnej.

Ja lubię myśleć, że choroby psychiczne są lekcją - współodczuwania.

Współodczuwania cierpienia, którego kiedyś nie znaliśmy.

Ale to tylko moje zdanie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mej mnie to w każdej chwili bierze i wszedzie, na spacerze, w domu, w samochodzie chociaz teraz to prawie wcale nie wychodze tylko tam gdzie musze np do psychoterapeuty czy lekarza

trzymaj sie napewno to pokonamy przeciez kiedys musi ustapic ta ch......

 

pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziekuje za wszystkie odpowiedzi, dalo mi to duzo do myslenia i troche mnie uspokoilo, poskladam z czasem to wszystko w jedna calosc i usegreguje sobie w mozgu. Czekam na dalsze wypowiedzi chcialbym aby ten temat szybko nie wygasl bo im wiecej sie dowiem tym lepiej dla mnie i byc moze dla kogos co ma taki dylemat jak ja.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Trzeba było sie juz dawno zastanowić zanim sięgnąłeś po maryśkę,a na twoje pytania najlepiej odpowie lekarz

 

Aha jasne. Pijąc alkohol myślisz, że, uzależnia i potrafi zrujnować życie. Wsiadając do samochodu, że możesz kogoś zabić albo sam zginąć. Paląc papierosa, że dostaniesz raka. Pijąc pepsi, że Ci robi sitko w żołądka. Paląc marihuanę, że może być przyczyną choroby psychicznej.

 

Napisałem, że u lekarza nie dostałem odpowiedzi na moje pytania, dlatego próbuję je dostać tutaj. Inne wyjście to zmiana lekarza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ale wlasnie boje sie innych wiar szczegolnie buddyzmu bo nie chce byc kims innym bo nie bede pamietal tego zycia wiec po co zyc skoro nie bede go pamietal i bede kims innym?

 

Spójrz na to co napisałeś: „być kimś innym”. Zauważ że ciągle w tym (tylko aktualnie) dla Ciebie kimś innym występuje być, więc będąc kimś innym nadal jesteś - „ty” wcale nie znikasz... Właśnie to być w religiach wschodu jest esencją Ciebie. Jedynie ono jest Ci tak naprawdę potrzebne, wyłącznie ono jest Twoim prawdziwym ja. Stracisz cała wiedzę i doświadczenie umysłu, które zdobyłeś przez lata (z różnym skutkiem), ale wcale nie znikniesz. Z pozoru może Ci się to wydać straszne, jednak gdy tak głębiej się nad tym zastanowić wszystko co postrzega się jako „ja” jest wynikiem przypadków i uwarunkowań.

 

Co tak naprawdę dla Ciebie jest Tobą? Imię które nosisz? Kolor który lubisz? Muzyka której słuchasz? Ulubiony film? Twoja samoocena? Twoja ocena innych? Dobre wspomnienia? Złe wspomnienia? Rzeczy i sprawy z którymi się identyfikujesz? Myśli wynikające z absurdalnych lęków jeśli na nie cierpisz? Czy może twoja aktualna depresja?

 

Skoro w „życiu po śmierci” chcesz zachować swoje całe „ja” to czy do chrześcijańskiego, czy któregokolwiek raju zabrałbyś również całą część doświadczeń i wrażliwości, które wyzwoliły u Ciebie obecną depresję? A może zabierzesz część mrocznej strony Twojej osobowości (którą każdy w końcu ma). Założę się że nie. Więc odkroimy ten kawałek ;) A może jakiś następny niewygodny kawałeczek? Ciach! Ciach! Jeszcze tu trochę! Ciach :) Ale się rozkręciłem, jeszcze tu – Ciach! Przecież to ma być niebo na wieczność! Ciach! Ciach! Ciach! Ciach!

 

Upps... O kurcze. Straciłem 70% doświadczeń , które były co prawda bolesne lub złe, ale przecież były mną! Czyli jestem teraz tylko 30% siebie czy jak w końcu? A te pozostałe 70% bólu, cierpienia, złych doświadczeń, lęków, zbłąkanych myśli i nienasycenia to kim jest? Kurde a może skoro tam jest mnie więcej, to ja jestem tam? Gdzie ja jesteeeeeeeeeeeeeem? :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Juz mniejsza o kwestie marihuany. Jesli chcesz sie czegos dowiedziec, szperaj po sieci. Nie wszystko daje sie skatalogowac jako choroba, ale mozesz np poczytac o fobii spolecznej. Wydaje mi sie, ze piszesz rozsadnie, a leki antypsychotyczne na Ciebie calkiem niezle dzialaja. Nie oceniam Cie, bo nie mam zadnego tytulu do tego, ale czeka Cie teraz jak sadze dluzszy okres leczenia tego w co sie wpakowales. Wydaje mi sie ze wyleczenie jest realne (albo prawie zupelne zaleczenie) i wrocisz do normalnego zycia jesli znajdziesz sobie dobrego psychiatre i podejmiesz konsekwentne leczenie. Ale nie licz na to ze ot tak wrocisz do stanu sprzed choroby. Przeszedles sporo i pewnie duzo sie nauczyles, wiec musialo Cie to zmienic i pokazac co sie moze dziac z czlowiekiem.

Z lekami i niepokojami daje sie zyc, zrozumiec je i pokonac albo oswoic. W koncu przeszedles spora traume i byloby bardzo dziwne gdyby Twoj mozg nie 'rozkolysal' sie nieco. Te 'wkretki' nie brzmi jakos tak strasznie powaznie, moze to pozostalosc po teoriach spiskowych? One pewnie tez nie mogly wygasnac raptownie i pozostawily po sobie jakies slady. Moze zapytaj o to swojego psychologa?

 

Pozdrawiam i naprawde polecam forum do ktorego wrzucilem linka. Moze tam znajdziesz namiary na dobrego specjaliste.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dlaczego? To dobry i madry post. Mamy mroczna, zwierzeca strone. Mozemy ja akceptowac i kontrolowac (normalne zycie), mozemy zaprzeczac jej istnieniu (witajcie nerwice) i mozemy dac jej upust (czyli bic tych ktorzy nas zirytuja, krasc, cpac, chlac i sypiac z kim popadnie).

Jest masa koncepcji reinkarnacji, jest tez taka ze 'ciag dalszy' po smierci przypomina przejscie fali na jeziorze z jednego miejsca w drugie. Niby nic nie przeszlo (fala jest poprzeczna), ale jednak jakis ruch trwa.. Podoba mi sie ten pomysl. Z tym ze akurat z koncepcji wschodnich warto moim zdaniem zaimportowac najpierw idee 'tu i teraz'. No bo jestesmy tu i teraz i powinnismy cos robic z naszymi zyciami, a nie gdybac o zyciu po smierci.

W ktore zreszta nie za bardzo wierze :lol: , bo wyglada na wishful thinking.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Toshiro skoro jest tak jak piszesz to co po zyc? Skoro to jest jedno wielkie bledne kolo, umierasz, rodzisz sie i tak wkolko ma to jakis sens? Skoro i tak sie tego nie pamieta, nie ma to zadnego sensu jest to zamkniete kolo, z ktorego nie ma ucieczki, nie mozna przerwac kola wiec nasze zycie jest nic nie warte (wg Twojej teorii).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Suzuki nie rozumiem. Pogubiłem się...Raz przygnębia Cię ksiądz, który stwierdza że życie jest cierpieniem choć są setki dowodów, iż jest również szczęściem. Chwilę później przygnębia Cię buddyzm ze swoją koncepcją reinkarnacji, który zresztą znasz jednak trochę pobieżnie lub po prostu gdzieś umyka Ci jego istota. Może jednak zbytnio koncentrujesz się na negatywach? ;) Gdzie tu ten smutek?

 

Chrześcijaństwo.

 

Bóg zesłał cierpienie, choroby i śmierć jako karę za grzech pierworodny, ale te negatywy to tylko dodatek do tych dobrych rzeczy, którymi są między innymi: wolna wola, miłość, radość, szczęście, oraz oczywiście sex i moc tworzenia. Użyj miłości i współczucia by łagodzić cierpienie innych, a w zamian uzyskasz radość i szczęście, być może nawet czyjąś prawdziwą miłość. Możesz sam sobie stworzyć niebo na ziemi nawet przed prawdziwym rajem. Spójrz jak wielkie masz pole do popisu, dostałeś szansę żeby ulżyć cierpiącym i możesz to robić nawet tu na tym forum, wspierając inne osoby i dzieląc się swoim doświadczeniem. Działa to także na odwrót jeśli ktoś chce pomóc Ci w Twoim cierpieniu i to robi, otrzymuje w zamian również radość i szczęście.

 

 

Buddyzm.

 

To że w buddyzmie jesteśmy czymś o wiele większym i wspanialszym niż nasze ludzkie schematy myślowe nie jest nawet w najmniejszym stopniu smutne. Wyobraź sobie, że spacerujesz w pięknym ogrodzie, nagle całkiem przypadkowo zauważasz obezwładniająco piękny kwiat. Gdy go dostrzegasz zostajesz oszołomiony jego pięknem. Teraz liczy sie tylko ta chwila, jesteś całkowicie w niej zanurzony, czujesz ją całym Tobą. W głowie nie pojawiają się żadne myśli ponieważ są niepotrzebne. Zachowujesz jednak świadomość siebie i otoczenia. Czujesz obezwładniająca radość, spokój i jedność ze wszystkim we wszechświecie. To duże uproszczenie, ale tak ponoć w buddyzmie wygląda to prawdziwe ja, które według buddystów każdy nosi w sobie i ma potencjał dotarcia do niego. I właśnie to prawdziwe ja jest tym co według jednych tradycji podlega reinkarnacji, a w myśl innych obudzone za życia zakańcza proces reinkarnacji. Są na świecie tradycje buddyjskie mocno nakręcone na tą idee i rozpoznające tulku (reinkarnacje poprzednich oświeconych mnichów). Np. takiego tulku rozpoznano w Stevenie Segal'u, który według najbliższych znajomych, raczej jednak nie należy do osób szczególnie uduchowionych ;) i są tradycje które nie pałają się takimi analizami. Ostatecznie żyją też uznani buddyści którzy w reinkarnację nie wierzą w ogóle i nic w tym nieprawidłowego, ponieważ buddyzm powinien bazować na doświadczeniu które zdobywa się poprzez samodoskonalenie, a nie na wierze. W buddyzmie oświecenie to dotarcie do prawdziwego ja, czegoś na kształt mądrości i świadomości nie bazującej na myśli, ujrzenie calego świata we mnie i mnie w całym świecie. Natomiast na drodze do oświecenia stoi umysł, jego natura i tworzona przezeń iluzja ego - odrębności.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Suzuki przecież nikt nie wie jak to jest - nie ma jednak żadnych dowodów że ludzie żyją lub odradzają się po śmierci. Nikt nie dowiódł, że ludzie są nagradzani czy torturowani w życiu pozagrobowym (ani też że istnieją jakiekolwiek niewidzialne duchy dokonujące nagradzania i torturowania).

 

Z Twoich postów wynika że jesteś chrześcijaninem. Ludzie religijni nie muszą pytać o sens życia bo przecież kościół już im podał odpowiedź. Kapłani i święte księgi powiadają, że magiczny, niewidzialny bóg stworzył wszechświat i umieścił na nim ludzi, żeby ich wypróbować. Ustanowił dla nich reguły zachowania i stworzył niebo jako nagrodę dla tych, którzy przestrzegają reguł, oraz piekło do torturowania tych, którzy je łamią, itd. To nadprzyrodzone wyjaśnienie czy jakąś inną wersję mistyczną akceptuje przeważająca większość ludzkiego gatunku. Jeżeli wątpisz że życie po śmierci istnieje to tym samym odrzucasz tą doktrynę.

 

Jak pokazują badania 69% Polaków wierzy w życie po śmierci, w zmartwychwstanie 66%, w zmartwychwstanie wraz z ciałem - już tylko połowa. Poprawnie, czyli zgodnie z nauką Kościoła o zmartwychwstaniu, wierzy 55% mieszkańców wsi i jedynie 37,7% mieszkańców miast. Co trzeci Polak krzepi się z kolei wiarą w reinkarnację. W życie po śmierci wierzy też do kilkunastu procent niewierzących (czyli agnostyków i ateistów). Spośród tych którzy w życie po śmierci wierzą wiele z wyobrażeń chrześcijańskich wypieranych jest przez koncepcje hinduistyczno-buddyjskie. Specyfika europejskiej wiary w reinkarnację polega na tym, że nie służy ona zasadniczo do tworzenia nadziei na wyzwolenie się z „padołu łez", lecz do podtrzymania wiary w możliwość kilkukrotnego na nim bytowania: jest nam tak dobrze w tej "cywilizacji śmierci", że przestajemy dążyć do wyzwolenia, nirwany, łąk niebieskich, krainy wiecznych łowów itp.

 

Racjonaliści którzy odrzucają tego typu teorie szukają sensu życia na własną rękę lub nie szukają go wcale. Wszystko zależy od osoby - niektórzy po prostu żyją i nie zastanawiają się PO CO bo nie czują potrzeby zagłebiania się w to i teoretyzowania. Ci natomiast którzy chcą poznać sens życia skazani są na wieczne poszukiwania a i tak właściwie nigdy nie będą w stanie znaleźć poprawnej odpowiedzi. Istnieją jednak dwie jasne odpowiedzi:

 

1) Życie nie ma sensu.

2) Życie ma jakikolwiek lub wiele sensów.

 

Jeżeli przyjmiemy pierwszy wariant to możemy stwierdzić że rodzimy się tylko po to aby umrzeć bez dowiedzenia się dlaczego tu jesteśmy. Innymi słowy jest to egzystencjalizm: wszystko co naprawdę możemy wiedzieć to wyłącznie to że istniejemy zarówno my, jak i świat materialny. Wszechświat zawiera budzącą grozę przemoc i taka sama jest natura na Ziemi. Jest ona całkowicie obojętna na ludzkość i ani trochę nie dba o to, czy żyjemy czy umieramy (w końcu trzęsień ziemi, huraganów i wulkanów nie obchodzi czy w nas uderzą, czy pominą). Patrząc na to jak ludzie niszczą planetę możnaby powiedzieć że natura sama się broni przed szkodnikiem jakim jest człowiek. Możnaby w tym miejscu postawić pytanie retoryczne jaki jest/był sens życia dla milionów ludzi umierających na choroby cywilizacyjne, na AIDS, ginących w czasie wojny, umierających z głodu itd itd. Wszystko to jest bezsensowne, bezcelowe i głupie. Dlatego tez patrząc racjonalnie i rozumując logicznie wynika z tego iż nie ma kochającego, miłosiernego, współczującego "boga ojca", bo w końcu jak mógłby "dobry ojciec" bezczynnie patrzeć na śmierć tysięcy dzieci na białaczkę, ignorując rozpaczliwe modły ich rodzin? Dlaczego dobry stwórca zaplanował świat tak, że lwy zarzynają antylopy, pytony miażdżą świnie, rekiny rozszarpują foki, a kobiety umierają na raka piersi? Tylko potwór mógłby urządzić takie potworności, a potem nie zrobić nic, żeby uratować ofiary. Dlatego też zdrowy rozsądek dowodzi, że dobrotliwy współczesny bóg jest fantazją, która nie istnieje.

 

Jeżeli natomiast przyjmiemy drugi wariant wtedy możemy odnaleźć sens właściwie we wszystkim naokoło. Może to być np. filozoficzny sens życia lub też zwyczajny biologiczno-psychologiczno-fizyczny (bytowy). W takim przypadku jest to dostarczenie lepszego wyżywienia, opieki zdrowotnej, warunków mieszkalnych, transportu, wykształcenia, bezpieczeństwa, praw człowieka i wszystkich innych potrzeb ludzi. Sensem życia może być: zapobieganie wojnie, leczenie chorób, likwidacja głodu, alfabetyzacja, redukcja przestępczości, zapobieganie klęskom głodowym i przedsiębranie wszystkich innych kroków, które czynią życie przyjemnym - aż śmierć nas zabierze.

 

Suzuki, znajdź sobie sens życie w tym co znasz, co widzisz, co czujesz - w zwyczajnych ziemskich sprawach. Odnajdź sens życia w miłości, przyjaźni, w założeniu rodziny, posiadaniu i wychowaniu dzieci, w karierze, w dążeniu do osiągnięcia określonych dóbr materialnych i spełnieniu marzeń. Pamiętaj że masz niewielki wpływ na otaczającą Cię rzeczywistość i prawa które nią rządzą, ale niewielką nie znaczy rzadną. Możesz też odnaleźć sens życia w dążeniu do jakiegoś szczytnego celu który będzie pamiętany przez pokolenia i sprawi że nie zostaniesz zapomniany. Może to właśnie Ty obierzesz sobie za cel znalezienie lekarstwa na raka i obnajdziesz je itd itd...

 

Po prostu STARAJ SIĘ ŻYĆ NAJLEPIEJ JAK POTRAFISZ I BYĆ JAK NAJBARDZIEJ SZCZĘŚLIWYM. Skupianie się na życiu po śmierci nie ma sensu bo wtedy ZMARNUJESZ TO ŻYCIA a najwyraźniej jest ono NASZĄ JEDYNĄ SZANSĄ NA COKOLWIEK.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Milko koffana gdybyśmy tak mogli tą nerwiczkę wyrwać jak zęby to wszyscy byśmy chodzili ...scerbaci . Jesteś wspaniałą stale walczącą kobietą ,która nie boi się wielkich wyzwań ... Cierpimy strasznie ,ale i Ty wiesz i Ja ,i wszyscy tacy sami jak my że nie wolno nam się poddawać ! Możemy mieć tylko malutkie dołeczki z których szybko musimy wyjść ,bo np. tak jak Ty teraz masz do zdobycia w weekend Zakopane! Przecież to świadczy o twojej sile że to Ty decydujesz że chcesz tam pojechać i wcale niech Cię nie straszy ta Twoja nerwiczka bo wierzę w to że sobie poradzisz ! Pozdrawiam i miłego wypoczynku życze !

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

niewiem czy to nerwy wydaje mi sie ze to niemozliwe zeby nerwy mogły tak działać.

Czuje ze trace całkiem władze nad nogami

mam je tak słabe ze czasem mam wrazenie ze sie przewroce, lecą mi dzieś, trzęsą sie drza- najbardziej po jakimś wysiłku, ostatnio robi mi sie tak z rękami, mieśnie brzucha tez mi sie trzesa, jak zmarszcze czoło cała twarz mi drzy, wargi.

Neurolog rozkłada ręce! twierdi że nerwicą moze to byc spotegowane ale zeby od samych nerwow to nie

miałam robiony rezonans i jest ok wszystkie pozostałe tez, wiec co mi jest z dnia na dzień coraz gorzej i gorzej

tak sie boje jakiejs choroby tym bardziej ze lekarz kazał powtozyc rezonans za rok wiec moze cos podejrzewa !!!!

chyba oszaleje..........

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czesc

 

nie przejmuj sie mam tez tak przes 7 miesiecy codzienie wiem ze sie bojisz ja tez sie boje ciagle mysle o chorobie cieszkiej mialam robiony rezonanz magnetyczny glowy i tez nic nie wyszlo a mi dalej jest zle wiem co przechodzisz bo tez moje nogi sa cieszkie slabe sa momety kiedy nie mam sily sie podnies a nie wspomne o chodzeniu.

Wiec nie jestes sama ja mysle ze to napewno nerwica tak robi nam padla na nogi ja mam jeszcze inne obiawy

 

POZDRAWIAM

KAMA

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sugestia z mojej strony to udać się do kardiologa i poprosić o skierowanie na EKG WYSIŁKOWE ponieważ stany które miewasz po wysiłku mogą być spowodowane nieprawidłową lub specyficzną budową serca. Moja matka po wysiłku fizycznym też miewała takie objawy i okazało się że powodem było wypadanie zastawki mitralnej a badanie pozwoli na najlepsze zarejestrowanie co dzieje się z Tobą po wysiłku. Warto spróbować.

 

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tez prawda moze sprawc to co ci napisala peace-b ja mialam robione ekg normalne i wyszlo nie zabardzo ok potem robili mi badanie usg serca i wyszlo ze jest zdrowe nawet robili mi badanie na zawal czy przypatkiem nie dostane i wyszlo ze mi nie grozi a potem mialam robione wysilkowe usg i tez wyszlo nie ciekawie tak mi serce walilo ze szkoda gadac puls 155 a cisnienie 150 na 100 myslalam ze padne lekarz powiedzial ze to z nerwicy ze jestem bardzo nerwowa i dlatego tak sie dzieje ale ty to wes skierowanie na to badanie

 

POZDRAWIAM

KAMA

 

[ Dodano: Sob Wrz 23, 2006 12:56 pm ]

A dodam ze odkiedy lekarz mi powiedzial ze usg wychodzi zle mam opsesje na tle mojego serca boje sie ze dostane zawal

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×