Skocz do zawartości
Nerwica.com

CZY ZWIĄZEK Z DRUGIM CZŁOWIEKIEM ZABIERA NAM WOLNOŚĆ?


Sola

Rekomendowane odpowiedzi

No tak. To, jakie relacje będą między ludźmi, zależy od samych ludzi.

Tylko o "dobre relacje" trzeba się zawsze starać wspólnie, a to są, chęci, starania, poświęcanie drugiej osobie swojego czasu.

Jeżeli ktoś tego nie potrafi, nie wykazuje dla kogoś chęci, to nigdy nie będzie dobrych relacji i zawsze będzie jakaś przeszkoda.

Zresztą, związki partnerskie, to nie tylko przyjemności, ale i odpowiedzialność, dojrzałość, umiejętność rozwiązywania problemów w związkach, w partnerstwie.

Nie jest to w obecnych czasach łatwe i nie każdemu może się to udać, ale wiele zależy, jak już wspominałem od własnych chęci.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Od niedawna jestem w pierwszym w swoim życiu związku - szczerze mówiąc nie wiem czy dobrze, że się w niego wpakowałam, i tak, uważam, że w moim przypadku zabiera mi ono sporo wolności. Przy czym w zamian za to, daje mi to, o czym kiedyś mogłam tylko pomarzyć. Znalazłam człowieka, który mnie szczerze kocha, taką jaką jestem, traktuje mnie poważnie, który się mną szczerze interesuje, a nie jak wszyscy moi znajomi - odezwą się tylko wtedy gdy ja do nich zadzwonię. Byłabym chyba idiotką gdybym kogoś takiego od siebie odsunęła. Przy czym wiele nas dzieli - zainteresowania i odległość zamieszkania - i z tego względu spędzanie z nim czasu wymaga ode mnie wielu wyrzeczeń. Nie wiem też czy darzę go takim samym uczuciem co on mnie, cieszę się że go mam, uważam go za wartościowego człowieka, ale nie czuję, "zakochania" , szaleństwa z miłości, motyli w brzuchu. Nigdy w nikim do tej pory się nie zakochałam.

 

Mam wrażenie , że mój mega samotniczy jak do tej pory tryb życia odcisnął na mnie trwałe piętno. Jest to dla mnie nowa sytuacja, cenne przeżycie, ale przyznaję ciężko mi się w tym wszystkim odnaleźć. Ten związek z jednej strony mnie wzbogaca a z drugiej strony jak walec przejeżdża przez moje dotychczasowe życie. Trochę mi tego dawnego życia szkoda, ale nawet bez Jego udziału zaczęło mi się ono wymykać z rąk. Nad niczym nie panuję. Było to życie, którego chciałam, ale nikt mnie tam szczerze nie chciał.

Mam wrażenie, że wisi nade mną fatum. Nie potrafię znaleźć wspólnego, trwałego kontaktu z ludźmi, z którymi dzielę ten sam świat, przekonania i zainteresowania. Nikogo nie potrafię wybrać, jak już wybiorę to nie potrafię nakłonić do siebie. To ludzie wybierają mnie.

Czuję jakby moje życie zamieniło się w sen, w którym nie mam kontroli. Jakbym wpadła przez przypadek w jakiś nurt rzeki i nie mogła już zawrócić. Chyba zamieniam się w jakąś kukłę. Nie ma dawnej mnie i moich dawnych pasji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Odpowiadajac na pytanie tytułowe - tak, zabiera nam jakąs czesc wolności - związek to pojscie na kompromis w wielu kwestiach, nie tylko w tak oczywistej jak wyłączność seksualna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dobrze mieć rodzinę ,ja mam potrzebę stabilizacji

Myślę że nie zabiera mi to wolności , przecież jeśli chce to mogę się spotykać że znajomymi,ale lubię siedzieć w domu ostatnio ,nie chce mi się nigdzie wychodzić ,

W zasadzie każdy może mieć własne zdanie w tej kwestii pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak się z kimś jest to trzeba mieć też swoje zainteresowania ,życie,nie można być wpatrzonym w tą osobę, tylko żyć swoim życiem,to tak można z kimś być i jest o kej ,

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja jako osoba zaburzona nie jestem w stanie stworzyć stabilnego, dojrzalego związku. W ogóle ludzie z dysfunkcyjnych rodzin mają z tm poważne problemy. Do takich wlaśnie należę. Zawsze na pewnym etapie związku mam świadomość że zostalem na wlasne życzenie odarty z wolności. Wtedy zaczynam się spalać, kurczyć jakby w tej relacji. To co powinno mi dodawać skrzydel, podnosić na duchu, sprawiać że czuję się szczęśliwy, potrzebny, przebojowy, kreatywny, optymistycznie nastawiony do calego świata sprawia że z każdym dniem czuję się coraz gorzej. Dotychcas myślalem że to nieodpowiednie kobiety stają na mojej drodze. Na pewno bardzo często też i tak bylo bo poznawalem osoby neurotyczne lub z zaburzeniami osobowości. Ale nie zapomnę pewnej rozmowy z psychologiem który zwrócil mi uwagę na bardzo istotną sprawę. Po którymś z moich bolesnych rozstań uslyszalem od niego kilka bardzo mądrych slów: "to nie jest tak że ty nie akceptujesz tej kobiety, to nie jest tak że tobie się ona już nie podoba, przestala być dla ciebie atrakcyjna.......ty sam siebie nie akceptujesz w tym związku, sam sobie się w nim nie podobasz". Nigdy tego nie zapomnę. Ten specjalista mial calkowitą rację.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sądziłam, że tylko ja mam takie dziwne poczucie i obawy przed odebraniem wolności. Skąd to się w ogóle bierze?

Ja mam chyba ogólny lęk, fobię przed związkami. Bardziej chodzi chyba o zbliżenia fizyczne, o lęk przed zgubieniem w związku swojej niezależności i indywidualizmu. Boję się, że zostanę zamknięta w klatce i będę w niej tkwiła, bo nie będę chciała zranić tej drugiej osoby. Okropne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest takie zagrożenie,że się tafi na osobę zaborczą.
Tym bardziej trzeba uważać, by samemu nie być zaborczym ;-) Jeśli ja dam prawdziwie wolność drugiej osobie, to ona swoją zaborczością będzie tylko sama sobie szkodzić, a nie mnie. Oczywiście łatwo powiedzieć, a trudniej się nie zatracić ;-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest takie zagrożenie,że się tafi na osobę zaborczą.
Tym bardziej trzeba uważać, by samemu nie być zaborczym ;-) Jeśli ja dam prawdziwie wolność drugiej osobie, to ona swoją zaborczością będzie tylko sama sobie szkodzić, a nie mnie. Oczywiście łatwo powiedzieć, a trudniej się nie zatracić ;-)

Istotnie, można się zatracić - nie tylko w nadmiernej, paranoicznej podejrzliwości wobec partnera, ale również w podjęciu wysiłku dania partnerowi całkowitej wolności tam, gdzie on jej nie potrzebuje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Związanie się z drugą osobą do tego stopnia, że myśl o jej utracie wywołuje lęk, jest świadectwem tylko i wyłącznie ludzkiej słabości i podatności na wpływy. Pomijając już kwestię wydzielanych w tym czasie przez mózg neuroprzekaźników i tego jak banalne jest to zjawisko, powinno się wspomnieć przede wszystkim o pasożytnictwie tak bardzo rozpowszechnionym na całym świecie. Jeden wielki łańcuch zależności. Jakkolwiek jest rozumiane przez człowieka pojęcie wolności, druga osoba zawsze nas jej pozbawia, niezależnie czy jest to partner czy rodzic czy nawet zwierzę.

 

Strach to potężne narzędzie, a strach przed samotnością rodzi coś niepojętego, dlatego tak wiele osobników woli uczepić się nawet najgorszej persony, niżeli zostać sam na sam ze sobą i swoim umysłem. To jeszcze jeden z powodów, dla którego ludzie wiążą się ze sobą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Związanie się z drugą osobą do tego stopnia, że myśl o jej utracie wywołuje lęk, jest świadectwem tylko i wyłącznie ludzkiej słabości i podatności na wpływy. Pomijając już kwestię wydzielanych w tym czasie przez mózg neuroprzekaźników i tego jak banalne jest to zjawisko, powinno się wspomnieć przede wszystkim o pasożytnictwie tak bardzo rozpowszechnionym na całym świecie. Jeden wielki łańcuch zależności. Jakkolwiek jest rozumiane przez człowieka pojęcie wolności, druga osoba zawsze nas jej pozbawia, niezależnie czy jest to partner czy rodzic czy nawet zwierzę.

...

Pieprzenie w bambus. Zgodnie z powyższą definicją posiadanie czegokolwiek odbiera wolność.

Masz mieszkanie, więc myśl o jego utracie wywołuje lęk. Masz w kieszeni stówę, więc na każdego patrzysz podejrzliwie. Może złodziej.

Jakoś nie powalasz swym geniuszem, którym się tak przechwalasz nieustannie.

Trudno Ci pojąć, że ani kocur, ani dziewczyna, nijak nie ogranicza mojej wolności.

Swoje mądrości lepiej jednak produkuj w wątku dla Ciebie przeznaczonym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Masz mieszkanie, więc myśl o jego utracie wywołuje lęk. Masz w kieszeni stówę, więc na każdego patrzysz podejrzliwie. Może złodziej.

 

Myślenie tymi kategoriami to zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne lub somatoformiczne. Lęk nie jest odpowiedzią na bezpośrednie zagrożenie. Myślenie o utracie czegoś, tylko dlatego, że się to posiada, to podejście absurdalne, choć często występujące w społeczeństwie. Jednak pomijając osoby skrajnie zaburzone - dopiero gdy mamy nieopłacony czynsz i straciliśmy pracę, pojawia się logiczne warunkowanie oraz strach aktywowany przez instynkt przetrwania, który dba o podstawowe potrzeby, głównie wyżywienie i schronienie.

 

Jeżeli masz w kieszeni 100 zł, nie oglądasz się dookoła, ale gdy wypłacasz z bankomatu parę tysięcy, to instynktownie zwracasz uwagę na to, kto znajduje się w Twoim otoczeniu i jak się zachowuje. To procesy niezależne.

 

Jakoś nie powalasz swym geniuszem, którym się tak przechwalasz nieustannie.

 

Ponadprzeciętne zdolności intelektualne należy wpierw wykazać, by móc się nimi chwalić. Odkąd jestem na tym forum nie zrobiłam ani jednego, ani drugiego. Z tego też powodu nie może być związku między niezaistniałą sytuacją chwalenia się, a moim postem w tym wątku.

 

Trudno Ci pojąć, że ani kocur, ani dziewczyna, nijak nie ogranicza mojej wolności.

 

Ogranicza Twoją wolność na wiele sposobów. Nie tylko pozbawia Cię części terytorium, ale również środków finansowych. Mówię tu zarówno o kocie jak i o dziewczynie (choć na jedno wychodzi), wiadomo tylko tyle, że dziewczyna mocniej eksploatuje Cię emocjonalnie, odbierając Ci swobodę w podejmowaniu wyborów, w przyszłościowym myśleniu. Wpływa również na Twoją strukturę osobowościową. Im bardziej jest ona podatna na modyfikację, tym doszczętniej może zostać zniszczona. Trzeba pamiętać, że korelacja to nie to samo co zależność, poza tym faktem mamy tu do czynienia z wpływem jednej zmiennej na drugą i oczywistym jest, że będąc z kimś w związku, także ty ograniczasz wolność swojego partnera, a nie tylko on Twoją.

 

Swoje mądrości lepiej jednak produkuj w wątku dla Ciebie przeznaczonym.

 

Nie produkuję mądrości, tylko powszechnie znane fakty i niezmienne mechanizmy, które zauważy przeciętny uczeń szkoły podstawowej. Nie wiem, co to znaczy "wątek dla mnie przeznaczony" z uwagi na to, że między działami tego forum codziennie dochodzi do przepływu i wymiany informacji między różnorodnymi grupami osobników.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ludzie.. chce się wam tak sprzeczać?:D

 

Sprzeczanie się jest zbędne. Temat wypada tylko wstępnie nakreślić osobom, które z powodu instynktu stadnego żyją na gorszym poziomie świadomości, ale w tym tkwi sens wszelakich dyskusji odbywających się na tym forum.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Faktem jest, że ludzie wolą być z toksyczną osobą niż nie być z nikim.

A z kolei toksyczne osoby są "opętane" nieracjonalnym pragnieniem uprzykrzania życia drugiej osobie i dlatego poszukują partnera/partnerki.

I w m.in ten sposób powstają dysfunkcyjne/patologiczne rodziny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widze ładnie masz pod strychem... :shock:

 

Przydałoby się, byś to uargumentował, najlepiej poprzez rozłożenie mojej wypowiedzi na mniejsze części i rzeczowe podważenie ich.

 

Faktem jest, że ludzie wolą być z toksyczną osobą niż nie być z nikim.

A z kolei toksyczne osoby są "opętane" nieracjonalnym pragnieniem uprzykrzania życia drugiej osobie i dlatego poszukują partnera/partnerki.

I w m.in ten sposób powstają dysfunkcyjne/patologiczne rodziny.

 

Wszystko się zgadza. Przy okazji wszedłeś na pole ciekawego przypadku toksyczności. Wspomniany już wcześniej strach przed samotnością bywa tak silny, że zdesperowani, niepotrafiący logicznie rozumować ludzie uczepiają się innych na stałe, nie zważając na to, jak ich to wyniszcza (psychicznie i fizycznie). Ostatecznie pozostawiani są bez grosza i z poważnym zaburzeniem psychicznym, które latami bezskutecznie próbują leczyć. W jednym z gorszych przypadków zostają z dzieciakiem, którego nie chcieli lub wydawało im się przez krótki moment, że chcą, gdy ich zaślepienie osiągnęło apogeum. To zdwojone pasożytnictwo.

 

Nie trzeba się oszukiwać - tego typu przypadki najczęściej dotyczą kobiet. Prosty, powszechny na całym świecie model, który powtarza się z pokolenia na pokolenie - naiwna, poszukująca szczęścia w życiu uczuciowym, młoda kobieta wiąże się z ignorantem o skłonnościach do uzależnień i roi sobie w główce, że przy odrobinie cierpliwości i pracy są w stanie razem stworzyć perfekcyjny związek, a w dalszej przyszłości nawet założyć rodzinę. Po wielu latach spędzonych w związku, w trakcie którego trwania dochodziło już do wszelkiego rodzaju aktów przemocy, pogrążona w depresji i nerwicy kobieta uświadamia sobie, że została doprowadzona do całkowitej ruiny, a jej "wybranek życia", który miał być księciem z bajki okazał się "nie taki jak miał być", a przy okazji ma wyjebane na to, że zdążył ją przy tym zapłodnić. Kobieta w akcie wyparcia (gdyż nie jest w stanie dopuścić do siebie prawdy) obarcza winą jego i resztę swojego otoczenia, nie dostrzegając ogromu infantylności w swoim własnym postępowaniu, które doprowadziło ją do tego punktu. Zaczyna się sądownie dochodzić o alimenty i inne zapomogi na dzieciaka, które już niedługo rozpocznie własny łańcuch nieszczęść.

 

Samotna matka pogrąża się coraz bardziej i ostatecznie sama zaczyna popadać w uzależnienia, wystawiając dziecko na pastwę swojej obecności. Dzieciak dorasta i kształtuje w sobie obraz nowej rzeczywistości, która będzie warunkowała jego dalsze wybory i odciśnie się jako coś nieodwracalnego. Dziecko zaczyna kształtować w sobie agresję lub się jej poddawać, staje się ofiarą lub napastnikiem, zależnie od tego, w którą stronę pojedzie zaburzenie osobowości lub choroba psychiczna zagwarantowana przez kochającą mamusię, która w międzyczasie zdążyła jeszcze dać dupy parunastu innym, w których widziała nadzieję na "nowy początek".

 

To jest temat rzeka i można się rozpisywać w nieskończoność. Fakt faktem, że gdy pojawi się tu osoba, która żyła w toksycznych związkach głównie z własnej winy, zacznie podważać wszystko, co piszę i obarczać całą winą tych wszystkich "złych facetów", którzy nie potrafią szanować kobiet i traktować ich jak księżniczek. Nie będzie mi to jednak przeszkadzać ze względu na logiczność takiego zachowania. Te naiwne wariatki za wszelką cenę będą bronić swoich urojonych poglądów i wychodzić z hukiem od terapeuty za każdym razem, gdy ten będzie próbował im delikatnie uświadomić, że wina nie leży tylko po jednej stronie. Groteskowe sceny tego typu mamy okazję oglądać na polu każdej warstwy społecznej, niezależnie od rasy, wyznania i posiadanego majątku. Mężczyźni, którzy od początku biorą za cel tylko przeruchanie czyjegoś dupska są wybierani jako idealni kandydaci na mężów i ojców. Niesamowite, ale prawdziwe zaślepienie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja również zgadzam się z _Victoria_. Mimo tego, że byłem w związku przez 2 lata i do dziś brakuje mi 2 osoby. To często zastanawiam się po co mi osoba z która nie będę szczęśliwy ? Jeśli już miałbym zdecydować się na związek to tylko na taki w którym będę szczęśliwy i będę tego pewny. Wiem, że kiedy się zakochujemy to idealizujemy 2 osobę itd i na początku praktycznie zawsze jest "fajnie", ale co będzie za rok skoro się już nie zgadzamy?

Chęć bycia z 2 osobą i to czy jesteśmy szczęśliwi, a to czy ktoś/coś nas ogranicza to inna sprawa. Jednak związki wdg mnie polegają na kompromisach, więc nas ograniczają. Lecz jeśli tego chcemy to musimy wiedzieć czy jesteśmy skłonni robić nie raz nie to co wolimy tylko to co możemy robić razem.

Wiadomo, chwila dla siebie itd, ale te kwestie w każdym związku wyglądają inaczej.

Edit: Post wyżej jest typowym opisem sporej części związków. Nie wiem na jakiej podstawie kobiety wybierają takich facetów bądź nie raz odwrotnie. Nie raz kobieta też potrafi nie być "święta".

Kobieta ocenia faceta na pierwszy rzut oka, jest śmiały wie czego chce i często to taki facet robi pierwszy krok. Kobieta się zakochuje nie patrząc na to co się dzieje.

Mija jakiś czas facet chce dominować nie raz dochodzi do przemocy jednak kobieta daje mu kolejne szanse. Nie raz trwa to latami.

Ja patrze na to trochę z innej perspektywy, jestem nieśmiały itd więc nie byłem w zbyt wielu związkach, ale widzę na kogo dziewczyny/kobiety zwracają uwagę. To czasami strasznie boli bo widzi się fajną dziewczynę która została sama z dzieckiem bo facetowi się nie spodobało coś. To niestety trochę kwestia doboru naturalnego tak mi się zdaję bo tacy faceci często są prowadzącymi stada, wiedzą czego chcą i potrafią to zdobyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widze ładnie masz pod strychem... :shock:

 

Diagnoza mówi sama za siebie.

Trudno by osobowość dysocjalna nagle z dupy dostała ludzkich uczuć, których jest zwyczajnie pozbawiona przez odmienną budowę mózgu.

To jak starać się naprawić psychopatę, albo wmówić schizofrenikowi w ostrym epizodzie, by nie widział tego co widzi.

Najlepsza argumentacja i tak nie dotrze.Bo każdy sobie to wyjaśni na swój sposób.

W takim razie skąd biorą się patologiczne związki? Skąd bierze się przemoc w związkach które dla sąsiadów i innych osób wydają się być normalne ?

Każdy lubi coś innego, ale skoro często to wina męża który bije jest zaborczy itd to dlaczego ta 2 osoba nie zostawi męża ?

Zresztą tematem wątku jest "CZY ZWIĄZEK Z DRUGIM CZŁOWIEKIEM ZABIERA NAM WOLNOŚĆ?" Ja sądzę, że w każdym przypadku tak i tylko świadomie możemy to akceptować i tego chcieć. Nie sądzę, że to coś złego tylko trzeba mieć świadomość tego. Każdy jest inny nie nie jest możliwe żeby spotkać kogoś kto w danej chwili zawsze i wszędzie ma ochotę robić to samo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

często zastanawiam się po co mi osoba z która nie będę szczęśliwy ? (...) Wiem, że kiedy się zakochujemy to idealizujemy 2 osobę itd i na początku praktycznie zawsze jest "fajnie", ale co będzie za rok skoro się już nie zgadzamy?

 

Tego ludzie nie biorą pod uwagę, dlatego później dochodzi do powstawania zaburzeń w ocenie sytuacji. Im bardziej idealizujemy osobę na początku, tym większe obrzydzenie i zniechęcenie nią będzie odczuwalne na końcu i odwrotnie. Osoby niezaangażowane w związek mniej cierpią, gdy się on rozpadnie, nawet gdy są świadome, że był on wartościowy.

 

związki wdg mnie polegają na kompromisach, więc nas ograniczają. Lecz jeśli tego chcemy to musimy wiedzieć czy jesteśmy skłonni robić nie raz nie to co wolimy tylko to co możemy robić razem.

 

A jak dobrze wiadomo, ludzie nie lubią godzić się na kompromisy. Kompromis oznacza, że każda ze stron jest zadowolona i zaspokoiła swoje potrzeby tylko po części, a taki mechanizm zazwyczaj nie wytrzymuje próby czasu. Jedynie związki o dobrze dobranych profilach osobowościowych (gdzie kompromisy nie są potrzebne) prosperują i są w stanie zapewnić korzystną pulę genową potomstwu. Całkiem nieźle wypadają też pary, które w kompromisach widzą "aż zaspokojenie", a nie "tylko zaspokojenie" części potrzeb, ale tutaj biorą górę zaufanie i myślenie o wspólnym dobrobycie - ten rzadki przykład związków, które można naginać, a i tak długo wytrzymują.

 

Wiadomo, chwila dla siebie itd, ale te kwestie w każdym związku wyglądają inaczej.

 

Kobiety często nie dopuszczają w ogóle takiej możliwości, aby partner mógł mieć "chwilę dla siebie" lub żeby posiadał prywatność. Obsesyjne jednostki w każdej, podejmowanej przez partnera próbie odzyskania prywatnej przestrzeni, będą doszukiwać się aktu zdrady. Tak rozpadają się związki w ekspresowym tempie.

 

Post wyżej jest typowym opisem sporej części związków. Nie wiem na jakiej podstawie kobiety wybierają takich facetów bądź nie raz odwrotnie.

 

To podświadomy wybór i w zależności od osoby może mieć inne podłoże. Najczęściej jest to wewnętrzna potrzeba posiadania w swoim otoczeniu partnera dominującego, w którym zauroczona osoba dopatruje się samych pozytywów, bo dominacja przywodzi jej na myśl osobnika, który będzie odpowiedzialny, spłodzi silne potomstwo i ochroni rodzinę. Często strona uległa uważa, że musi zasłużyć na miłość, że nie jest wystarczająco dobra i zaczyna popadać w kompleksy - robi rozmaite rzeczy, aby przypodobać się partnerowi, zatracając przy tym swoją faktyczną osobowość. Partner to wykorzystuje w najlepsze. Inny przykład to przypadek, gdy osoba ma za sobą doświadczenia z apodyktycznym osobnikiem z poprzedniego związku i instynktownie wybiera to, co jest jej już dobrze znane, np. z obawy przed zmianą, jednocześnie bardzo jej chcąc i potrzebując. Są też osoby, które w udobruchaniu złego partnera widzą życiowy cel, który podwyższy ich samoocenę.

 

Mija jakiś czas facet chce dominować nie raz dochodzi do przemocy jednak kobieta daje mu kolejne szanse. Nie raz trwa to latami.

 

W międzyczasie kształtuje się syndrom sztokholmski.

 

Ja patrze na to trochę z innej perspektywy, jestem nieśmiały itd więc nie byłem w zbyt wielu związkach, ale widzę na kogo dziewczyny/kobiety zwracają uwagę. To czasami strasznie boli bo widzi się fajną dziewczynę która została sama z dzieckiem bo facetowi się nie spodobało coś. To niestety trochę kwestia doboru naturalnego tak mi się zdaję bo tacy faceci często są prowadzącymi stada, wiedzą czego chcą i potrafią to zdobyć.

 

Ale kobiety tego nie wiedzą, bo są głupie i naiwne, dlatego obarczają winą samca. Dobrze rozumiem, że Ciebie (jako obcą osobę) boli sam widok jakiejś dziewczyny z dzieckiem, którą zostawił facet?

 

Wina prawie zawsze leży po stronie kobiety. Ten mechanizm został już dokładnie opisany. Było też mówione, że mężczyzna podświadomie dąży do zapłodnienia jak największej ilości samic celem przekazania genów. Samiec zdobywa, by później porzucić. Ze względu na to, że człowiek posiada samoświadomość, tak niechętnie godzi się z tym, że instynkty decydują i przeważają nad domniemanym rozsądkiem, który jednak nie został w pełni zdefiniowany. Skoro zwierzęce instynkty są fundamentem praktycznie każdego zachowania (choćby tego, że idziesz do sklepu po jedzenie), to nie można traktować człowieka jako formy obdarzonej wolną wolą czy rozsądkiem. Mimo tego posiada on nawet najmniejsze pole do zastanowienia się i zadziałania wbrew instynktowi i ostatecznie to ma stanowić o czyimś przewinieniu. To płynna granica, którą ludzie stale próbują modyfikować, żeby nie musieć zmagać się z własnym sumieniem. Osobiście uważam to za groteskowe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×