Skocz do zawartości
Nerwica.com

Depresja u bliskiej osoby-kilka przydatnych wskazówek


red_paprika

Rekomendowane odpowiedzi

Eteryczna, dziękuję Ci za tak miłe słowa :) to dla mnie wiele znaczy.

 

Już sama nie wiem co i jak mam mu mówić, żeby się nie denerwował, nie negował moich wypowiedzi. Nie mogę nawet powiedzieć, że będzie dobrze, że poczuje się lepiej, bo to nieprawda, nie będę kłamać w tej kwestii, oboje wiemy jak jest w rzeczywistości. On rzadko kiedy czuje się dobrze. Zawsze jest źle albo jeszcze gorzej. Nawet spotkania ze mną są dla niego męczące i wiele go kosztują, on się bardzo poświęca, żeby się ze mną spotkać raz na jakiś czas. Coraz częściej odnoszę wrażenie, że zmuszam go do tego i przeze mnie on czuje się jeszcze gorzej. Jakbym zbyt wiele od niego wymagała. A z drugiej strony - nie chcę odpuścić, nie chcę pozwolić mu tkwić w takim życiu, jakie miał zanim się poznaliśmy. Na pewno nie chcę go zostawić, ale też nie chcę, żeby przeze mnie cierpiał jeszcze bardziej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ryska, To jest trudne dla Was obojga ,i tak ma chlopak szczęście,że tak Go kochasz nie rób sobie wyrzutów bo nic złego nie robisz wprost przeciwnie dużo dobrego,ale też dbaj o siebie bo to ważne by nie lecieć w przepaść za kimś.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam Wszystkich serdecznie ;)

Jestem nową osobą na forum, a konto założyłam z konkretnego powodu, mianowicie: Jestem studentką 3 roku Pracy Socjalnej Na Uniwersytecie Wrocławskim. Piszę pracę na temat społecznego odbioru osób cierpiących na depresję. Potrzebuję przeprowadzić kilka wywiadów z bliskimi osób cierpiących na depresję. Interesuje mnie ich wiedza na temat choroby, jak sobie radzą w tej sytuacji i jak postrzegają tę chorobę. Jeśli znalazłyby się chętne osoby do udzielenia mi wywiadu, byłabym bardzo wdzięczna. Pragnę zaznaczyć iż nie potrzebuje danych osobowych, zadbam o anonimowość rozmówcy, a wywiady mogłabym przeprowadzić drogą mailową, przez komunikator skype (bez wideorozmowy) lub jeśli są tutaj osoby z Wrocławia- osobiście. Będę bardzo wdzięczna za pomoc. Dodam, że sama borykam się z nerwicą, co prawda stany depresyjne mam chwilowo za sobą ale tematy te są mi bliskie.

 

Z góry dziękuje i pozdrawiam! ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam jestem zalamana moze ktos mi doradzi co powinnam zrobic.

moj parter leczyl sie na nerwice ponad rok byl to bardzo ciezki okres w naszym zyciu ale dalismy rade psychoterapia i leki mu pomogly powoli wszystko odstawil, jednak po pol roku znowu sie zaczelo z nim cos zlego dziac... postanowil po raz kolejny sie leczyc psychoterapia plus w sobote dostal nowe leki asentre czula ze po tym wszystki jest jakis "inny" ale twierdzil ze mnie kocha i nasza 5 l. corke (nie jest jej bilogicznym ojcem ale wychowuje ja ze mna ponad 2 lata). miedzy nami bylo ok tulil mnie calowali w czwartek wieczor przytulil sie do mnie i zasnall . w piatek wstal oczy mial takie dziwne rano i stwierdzil ze od dluzszego czasu probuje mi to powiedziec ze mnie nie kocha i nie moze juz dluzej miszkac ze mna i ma mysli samobojcze przez dom i przeze mnie i musi odejsc ze to koniec... nic sie nie odzywal napisalam w sobote wieczorem jak sie ma napisal ze jest mu ciezko martwi sie o mnie i nie zasluzylam by cierpiec przez niego a ja ze mi go brakuje itd on ze wie o tym przeprasza mnie i zebym niepisala bo nie wytrzyma tego. zadzwonilam do niego po jakims czasie odzwonil i rozmawial ze nie radzil sobie psychicznie z moja rodzina praca rozmawialismy 40min, prosilam zeby wrocil ale stwierdzil ze sam sobie musi poradzic. rano napisal sms ze przeprasza ale juz nie bedziemy razem od pewnego czasu meczy sie i mnie nie kocha ito koniec. poprosilam zeby zmienil leki bo nie da sie odkochac od tak! a on ze lepiej sie czuje i musze sie z tym pogodzic nie ma potrzby nigdzie isc. spytalam czy usune tatuaz z moim imieniem napisal ze nigdy tego nie zrobi... nie mam sil juz naprawde nie wiem jak mu pomoc. mieszka teraz u rodzicow 50km ode mnie i jest mi tak zle co poinnam robic?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ostatnio czytałem o spoko metodzie, dopiero zaczynam stosować, ale zapowiada się nieźle. To habituacja, Jeśli nie słyszeliście to chodzi w niej w zasadzie o to, żeby przyzwyczaić organizm do danego bodźca, czy emocji. Czytałem ostatnio, że milionerzy tez to używają aby stać się bardziej odpornym na stres. Po przyzwyczajeniu się ciało staje się odporne na stres. To tak jeśli ktoś na przykład żyję gdzieś na uboczu i nigdy się nie stresował to lekki stres będzie dla niego duży. Natomiast osoba, która stres ma na co dzień, ma dużo wyższy próg. Jeśli Was zainteresowało to więcej poczytacie tutaj http://www.biomedical.pl/psychologia/habituacja-6597.html

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No właśnie, co ja mam zrobić, jeżeli podejrzewam u mojej koleżanki depresję? Czy powinnam ją namówić na wizytę u psychoterapeuty, a czy może d razu ją zapisać i tam zawieźć? Widzę jak się męczy i chciałabym jej pomóc. Znalazłam już jej nawet psychologa, ale zastanawiam się, czy taka psychoterapia Lublin pomoże, a czy konieczne jest również przyjmowanie leków? Trochę już czytałam na temat depresji i wiem, że nie jest łatwo z niej wyjść bez pomocy specjalisty. Myślicie, że obrazi się na mnie, jeżeli jej zaproponuję wizytę u psychoterapeuty?

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moje doświadczenia nauczyły mnie myśleć o tym że jak jedna osoba choruje to cierpi cała rodzina. Myślę że wsparcie należy się wszystkim, najgorzej jak zostawia się żonę czy męża czy dziecko bez wsparcia wspieraniu kogoś w zdrowieniu. Przy alkoholizmie mówi się o współuzależnieniu a tu............. .........

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć wszystkim, jestem tu nowa.

Wczoraj u lekarza zdiagnozowano mi nawrót depresji i jestem załamana, wciąż nie umiem zrozumieć, co tak do końca się dzieje, choć z pomocą psycholog, do której chodziłam jeszcze przed diagnozą, jakoś powoli odróżniam działania depresji od tego, co sama czuję. Mam jednak problem z dziewczyną. Nie mówi mi praktycznie nic o swoich problemach, bo "nie chce mnie obarczać" ani "mieć na sumieniu" (uważa, że swoją postawą sugeruję tendencje do zachowań samobójczych, choć jestem prawie pewna, że wyolbrzymia mój stan - nie myślałam o samobójstwie w taki prowokujący czyny sposób już naprawdę długo). Jednocześnie jednak przyznaje, że jest beznadziejnie, nie daje sobie rady z moją chorobą, która daje nam popalić już od mniej więcej miesiąca, chce, żebym była zdrowa i nie wie, ile jeszcze to wytrzyma. Warto zaznaczyć, że również kiedyś chorowała na depresję. Wiem, że ma dobre intencje, ale jej słowa bardzo mnie bolą. Mam wrażenie, że jestem jedyną przyczyną jej kiepskiego stanu i jednocześnie jestem beznadziejną dziewczyną, skoro nie umiem być dla niej, kiedy to ona mnie potrzebuje. Nienawidzę tego egoizmu, który mam w sobie, zwłaszcza, że z charakteru jestem osobą emaptyczną, a przyszłość wiązałam zawsze z pomaganiem ludziom, chociaż teraz zaczynam wątpić czy na pewno się do tego nadaję. Tłumaczyłam jej, że czuję się osamotniona, porzucona i zjadana przez poczucie winy, kiedy ludzie w ten sposób wykluczają mnie ze swoich żyć i nie mówią nic, trzęsąc się nade mną jak nad jajkiem, ale do niej to nie dociera. Uważa, że skoro przebyła depresję, to wie o co chodzi i czego potrzebuję, a jako że ja nigdy nie byłam na jej miejscu, to nie rozumiem tego jak ona się czuje. To strasznie samolubne, ale choć wiem, że nie chce mnie zranić, czuję się przez to naprawdę beznadziejnie. Myślę, że patrząc z zewnątrz to wciąż jest moja wina, co tylko wszystko utrudnia. Proszę o rady w drugą stronę - jak pomóc bliskiej osobie poradzić sobie ze swoją depresją? Jest tyle rzeczy, które robię, a na  które nie mam wpływu (czasem nawet ich nie zauważam), ale kiedy próbowałam jej je wyjaśnić, idąc za radą psycholog, wszystkie wytłumaczenia spalały na panewce i nie wiem już co robić. Nie chcę żeby nasza relacja rozpadła się przez dołek, w jaki się wkopałam. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli koleżanka nigdy nie była na żadnej terapii to czym prędzej musisz się z nią wybrać. Możesz spojrzeć na stronę terapiakobiet.pl , tutaj moja krewna leczyła się prawie 2 lata i po kilku ciężkich chwilach z mężem ( miał depresję, pił, zażywał narkotyki ) udało jej się wrócić do normalnego życia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To nie jest "koleżanka". To jest jej partnerka życiowa.
Ja sobie nie wyobrażam związku, w którym jestem izolowana, bo jestem chora. Gdzieś w zupełnie innym miejscu czytałam o innej chorobie i jej wpływie na życie, bardzo wpadł mi w pamięć tytuł "dajcie żyć, życie chorym nie szkodzi". Oczywiście, pewne problemy odczuwamy bardziej, wszystko też zależy od stanu zdrowia, przyjmowanych leków, trybu życia, ale takie izolowanie na zasadzie "wiem lepiej, co dla ciebie dobre, nie powiem ci, co się dzieje, bo będzie ci przykro" dla mnie też byłoby okrutne, wzbudzające moje poczucie winy. Na pewno jeszcze pogłębiałoby tylko moje poczucie beznadziei (przerabiałam podobny problem, choć to była tylko znajoma). Nie widzę innej możliwości, jak szczerej rozmowy, na spokojnie, przy każdej takiej okazji. Jeśli ona nie dopuszcza do siebie takiej myśli, że Ty się z tym źle czujesz, to chyba macie rzeczywiście duży problem i zupełnie nie dlatego, że Ty zachorowałaś.

Sama doświadczam na własnej skórze pewnej izolacji od problemów, moi bliscy znają mój charakter, ale nie traktują mnie jako niepełnosprawnej emocjonalnie (tego się najbardziej obawiałam). Szczególnie wtedy, kiedy widzę, że coś się złego dzieje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam serdecznie,

mam pytanie, być może ktoś był w podobnej sytuacji - mój partner ma depresję, została ona zdiagnozowana parę miesięcy temu, dopiero niedawno odważył się przyznać mi do tego że ma depresję. Jesteśmy razem 6 lat. Owszem, od jakiegoś czasu wyczuwałam pewną zmianę w jego zachowaniu, większą izolację, mniejszą aktywność, ale niestety przypisywałam te symptomy przepracowaniu, momentami nawet odbierałam to osobiście, że coś się miedzy nami psuje...

Jednak od momentu kiedy przyznał się do depresji jest gorzej między nami- on się totalnie zamyka w sobie, nie chce zupełnie mówić o swoich emocjach (jednak zawsze był takim człowiekiem, który nie wyjawiał swoich emocji, tłumił je i być może to też przyczyniło się do depresji). Usłyszałam też od niego przykre rzeczy, mówił, że miał ochotę uciec od wszystkiego, ode mnie, odejść i zacząć inne życie w innym otoczeniu...i że moje problemy też przyczyniły się do jego stanu i czuł się przytłoczony... Staram się sobie tłumaczyć, że to depresja może tak na niego wpływać, że to nie są jego prawdziwe myśli, tym bardziej, że mówi, że jest pewny tego, że mnie kocha. A ja nie wiem jak mu pomóc, tym bardziej że on nie chce mojej pomocy, oddala się i izoluje. Chodzi na terapię, ja też zaczęłam, bo mam jeszcze inne problemy które muszę przepracować, ale powoli nie wytrzymuję naszej sytuacji, mam ciągłą huśtawkę emocji, od nadziei po histerię, a staram się nie ukazywać przed nim swoich złych emocji ponieważ wiem, że wtedy jemu jest gorzej... 

Jak mogę mu pomóc kiedy on nie chce tej pomocy? Czasem myślę, że lżej by mu było gdybym odeszła, jeśli faktycznie jestem dla niego ciężarem. On sam nie wie czy by tak nie było lepiej skoro takie myśli go nawiedzały. Ale czy te myśli nie są spowodowane przez depresję? Mówi się przecież, żeby nie podejmować ważnych życiowych decyzji podczas trwania epizodu depresji... Niby chorzy na depresję potrzebują wsparcia i świadomości, że jest ktoś obok, a mam wrażenie, że on czuje na odwrót, że chciałby być sam :( 

Ja nie chcę go zostawiać, jestem gotować wytrwać przy nim i go wspierać, patrzę na jego dobro- naprawdę nie wiem jaki krok z mojej strony by mu pomógł. 

Dziękuję, jeśli ktoś przeczytał moją długą wiadomość. 

Edytowane przez Meancolia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Meancolia trudno coś mądrego doradzić, bo każdy chory jest inny. Ty sama masz problemy, więc to nie jest tak, że też jesteś w pełni sił. Jeśli Twój facet zawsze był wycofany to raczej ciężko, żeby pod wpływem choroby ta sytuacja się zmieniła. Myślę, że jeśli Ciebie tak mocno to dotyka, bo tak jest, to rozmawiaj z nim o tym szczerze. Że też czujesz się źle, masz huśtawki nastroju. Wycofanie także z Twojej strony na pewno niczego nie rozwiązuje - ile możesz tak udawać? Nie, to nie jest ani dobre dla Ciebie, ani dla niego. Pamiętaj, że Ty też jesteś ważna. Trzymam za Was kciuki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

stworzonabyzyx, dziękuję za odpowiedź, potrzebowałam jakiejś opinii, kogoś kto na to spojrzy z boku. Staram się z nim rozmawiać ale jest ciężko- raz, że nie potrafi rozmawiać o emocjach, a dwa, że gdy mówię mu jak się z tym czuję to jeszcze bardziej się zapada w sobie bo wie, że przez jego stan ja się źle czuję... ale walczymy, oboje, mam nadzieję, że gdy wyprostujemy swoje życia, swoje umysły, to będziemy w stanie budować zdrowy, pełen miłości związek 🙂 wiara i nadzieja jest w tym momencie wszystkim co mam 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie odchodź od niego, to byłaby zła decyzja. To jest dla niego ciężki czas, nie umie poradzić sobie z tą całą sytuacją i w ogóle mu się nie dziwię. To jest takie błędne koło, on obwinia siebie, że jest taki dla Ciebie, oddala się od Ciebie, i znowu obwinia siebie, że jest taki jaki jest. Daj mu czas.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzień dobry,

Szukałem wątków na forum podobnych do mojego, jednak nie znalazłem niczego co choć w części mogłoby mnie naprowadzić na odpowiedni trop.

Ten wątek wydał mi się najbliższy. To co za chwilę przeczytacie jest niejako aktem desperacji i jednoczesnym błaganiem o pomoc, ponieważ jestem bezsilny.

Trochę o mnie – jestem przed 40tką. Przechodzilem dystymię kilka lat temu. Odbyłem terapię. Leków nie zażywam żadnych. Po mojej przypadłości nie ma ani śladu. Nauczyłem się wyznaczać granice, żyć w zgodzie ze sobą.

Sprawa w której się do Was zwracam dotyczy mojej dziewczyny. Jest młodsza ode mnie o kilkanaście lat. Od kiedy ją znam miała wahania nastrojów. Na tamten czas sądziłem że to objawy wynikające z kobiecej natury. Jednak bardzo szybko okazało się że to coś więcej.

Zaczęły narastać konflikty, pojawiały się awantury, odrzucenie, wyzwiska. Dopiero po pewnym czasie otworzyła się przede mną. Dowiedziałem się o dramacie jaki przeszła w dzieciństwie, okresie dorastania. Jej doświadczenia bardzo mocno odbiły się na jej postrzeganiu siebie, swojej wartości.

Po naprawdę ciężkich i wielu próbach poszła do terapeuty. Uczęszcza tam od niecałego roku. Chwała jej za to.

Jesteśmy ze sobą dwa lata.

Mimo że ma przebłyski na tym że wizyty jej pomagają (w kontekście rozumienia samej siebie albo ułożenia tych puzzli samej siebie) to ostatnio jest jeszcze gorzej.

Spadki nastrojów są coraz częstsze i przybierają na sile. Nie ma tygodnia w którym połowa tegoż byłaby wyjęta przez stany depresyjne. Gdy wraca do domu z pracy zaczyna się.

Jest wściekła, zła, zaraz płaczliwa, przeprasza za to że mi nawrzucała chwile wcześniej. Czuje się niepotrzebna, beznadziejna w każdej dziedzinie. Nic ją nie cieszy. Dramatycznie niska samoocena.  Ma problemy ze snem, koszmary, ciągłe poczucie zmęczenia. Ciężko jest ją poprosić o cokolwiek ponieważ kończy się kłótnią. Prowokuje sytuacje tak aby zostać odtrąconą, porzuconą.

Od ponad trzech miesięcy ponad próbuje ją nakłonić na wizytę do psychiatry. Bezskutecznie. Miała chwilowe przebłyski o pójściu do niego ale bez wiążących rezultatów. Nie chce dać sobie pomóc, a widzę że jej zachowanie nie jest normalne.  Wiedząc samemu jak to wygląda, wiem że specjalista by jej pomógł.

Kiedyś się wygadała że terapeuta stwierdził że ma stany depresyjne. Lecz o tym czy dał jej zalecenie do pójścia tam nie wiem. Z resztą jeśli by chciała to równie dobrze mogłaby mnie w tej kwestii okłamać.  Co nie zmienia faktu że wyparcie działa książkowo – nic mi nie jest, sama sobie poradzę itp.

Na początku naszego związku chodziłem „na palcach” w obawie że nastrój się popsuje. Teraz mam to w serdecznym poważaniu. Mam różne zajęcia, zajmuję czymś myśli, spotykam się ze znajomymi jeśli pozwala na to czas. Mam również mieszkanie do wykończenia gdzie większość rzeczy mimo „wielkich obietnic” aranżacji wspólnie i tak spada na mnie i już z tym zostaje. Staram się nie przejmować tym – nazywam to wyznaczaniem granicy. Jednak tak dłużej być nie może ponieważ nie widzę perspektywy zmiany na lepsze. Jestem zmęczony wymyślaniem nowych bajek o niedyspozycji mojej dziewczyny podczas spotkania rodzinnego bo ona znowu nie może wyjść z łóżka.

 

Podczas ostatniej trudnej rozmowy puściły mi nerwy i powiedziałem że ma umówioną wizytę w tym miesiącu u psychiatry (ja ją umówiłem). Jeśli na nią nie pójdzie i czegoś z tym nie zrobi, to ja też nie będę w stanie być dłużej przy niej kosztem siebie i swojej równowagi psychicznej. To jest tylko kwestia czasu. Bo ciche dni są przez pół tygodnia czasami nawet co tydzień zupełnie bez powodu albo ten powód szybko można znaleźć.

 

Próbowałem suplementacji, witamin które mogłyby jej pomoc w funkcjonowaniu aby tez nie łapała zjazdów. Ma to gdzieś. Tam samo jak regularne jedzenie. Pójście do psychiatry. Zadbanie o siebie (mam na myśli higienę psychiczną)

Póki co trzymam się w ryzach i staram się ją wspierać ( i siebie przy okazji) jednak jeśli ona nie zrobi wiążących kroków naprzód, bycie z nią będzie dla mnie bardzo trudne a nawet i niemożliwe. Bo kocham ją, ale i również kocham siebie. Jednak oczywiście w ślad za tym przychodzi poczucie winy bo jeśli mam być z kimś kosztem swojej równowagi i być jednocześnie kimś na kim ona wyładuje swoje złe emocje…to myślę o odejściu. A myśl o odejściu od niej w tym stanie powoduje poczucie winy.

 

Jestem powoli zmęczony.

Proszę nie oceniajcie mnie pod kątem słuszności postępowania. To akt desperacji. Dlatego bardzo proszę o pomoc lub cenne wskazówki o tym aby przekonać ją do pójścia do psychiatry.  Bo zaczyna mi powoli brakować siły na życie w trójkącie – ja, ona i depresja.

 

Proszę pomóżcie!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może dobrym wyjściem dla partnera będzie wizyta w ośrodku, który zajmuje się również depresją. Pracują w nim specjaliści, którzy otoczą go opieką i uwagą oraz stosują modele leczenia, które są bardzo skuteczne. Poza tym ośrodek jest umieszczony w pięknym otoczeniu pośród lasu i natury, dzięki czemu można odpocząć od zgiełku życia codziennego. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak można pomóc? Wyciągać z domu, zajmować czymś. Dziala metoda typu "chodź zrobimy polgodzinny spacer. Nie masz siły? To chociaz 15 minut". Aktywność fizyczna, choćby w formie  spaceru jest ważna. Wychodzić ze znajomymi na zasadzie "Chodź wyjdziemy z X, jak tylko bedziesz miał dość, to wracamy do domu".

 

A z drugiej strony - codziennie mówię swojej żonie, że bardzo doceniam, że mnie wspiera.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×