Skocz do zawartości
Nerwica.com

Ten który chce pomóc

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

Treść opublikowana przez Ten który chce pomóc

  1. Dzień dobry, Szukałem wątków na forum podobnych do mojego, jednak nie znalazłem niczego co choć w części mogłoby mnie naprowadzić na odpowiedni trop. Ten wątek wydał mi się najbliższy. To co za chwilę przeczytacie jest niejako aktem desperacji i jednoczesnym błaganiem o pomoc, ponieważ jestem bezsilny. Trochę o mnie – jestem przed 40tką. Przechodzilem dystymię kilka lat temu. Odbyłem terapię. Leków nie zażywam żadnych. Po mojej przypadłości nie ma ani śladu. Nauczyłem się wyznaczać granice, żyć w zgodzie ze sobą. Sprawa w której się do Was zwracam dotyczy mojej dziewczyny. Jest młodsza ode mnie o kilkanaście lat. Od kiedy ją znam miała wahania nastrojów. Na tamten czas sądziłem że to objawy wynikające z kobiecej natury. Jednak bardzo szybko okazało się że to coś więcej. Zaczęły narastać konflikty, pojawiały się awantury, odrzucenie, wyzwiska. Dopiero po pewnym czasie otworzyła się przede mną. Dowiedziałem się o dramacie jaki przeszła w dzieciństwie, okresie dorastania. Jej doświadczenia bardzo mocno odbiły się na jej postrzeganiu siebie, swojej wartości. Po naprawdę ciężkich i wielu próbach poszła do terapeuty. Uczęszcza tam od niecałego roku. Chwała jej za to. Jesteśmy ze sobą dwa lata. Mimo że ma przebłyski na tym że wizyty jej pomagają (w kontekście rozumienia samej siebie albo ułożenia tych puzzli samej siebie) to ostatnio jest jeszcze gorzej. Spadki nastrojów są coraz częstsze i przybierają na sile. Nie ma tygodnia w którym połowa tegoż byłaby wyjęta przez stany depresyjne. Gdy wraca do domu z pracy zaczyna się. Jest wściekła, zła, zaraz płaczliwa, przeprasza za to że mi nawrzucała chwile wcześniej. Czuje się niepotrzebna, beznadziejna w każdej dziedzinie. Nic ją nie cieszy. Dramatycznie niska samoocena. Ma problemy ze snem, koszmary, ciągłe poczucie zmęczenia. Ciężko jest ją poprosić o cokolwiek ponieważ kończy się kłótnią. Prowokuje sytuacje tak aby zostać odtrąconą, porzuconą. Od ponad trzech miesięcy ponad próbuje ją nakłonić na wizytę do psychiatry. Bezskutecznie. Miała chwilowe przebłyski o pójściu do niego ale bez wiążących rezultatów. Nie chce dać sobie pomóc, a widzę że jej zachowanie nie jest normalne. Wiedząc samemu jak to wygląda, wiem że specjalista by jej pomógł. Kiedyś się wygadała że terapeuta stwierdził że ma stany depresyjne. Lecz o tym czy dał jej zalecenie do pójścia tam nie wiem. Z resztą jeśli by chciała to równie dobrze mogłaby mnie w tej kwestii okłamać. Co nie zmienia faktu że wyparcie działa książkowo – nic mi nie jest, sama sobie poradzę itp. Na początku naszego związku chodziłem „na palcach” w obawie że nastrój się popsuje. Teraz mam to w serdecznym poważaniu. Mam różne zajęcia, zajmuję czymś myśli, spotykam się ze znajomymi jeśli pozwala na to czas. Mam również mieszkanie do wykończenia gdzie większość rzeczy mimo „wielkich obietnic” aranżacji wspólnie i tak spada na mnie i już z tym zostaje. Staram się nie przejmować tym – nazywam to wyznaczaniem granicy. Jednak tak dłużej być nie może ponieważ nie widzę perspektywy zmiany na lepsze. Jestem zmęczony wymyślaniem nowych bajek o niedyspozycji mojej dziewczyny podczas spotkania rodzinnego bo ona znowu nie może wyjść z łóżka. Podczas ostatniej trudnej rozmowy puściły mi nerwy i powiedziałem że ma umówioną wizytę w tym miesiącu u psychiatry (ja ją umówiłem). Jeśli na nią nie pójdzie i czegoś z tym nie zrobi, to ja też nie będę w stanie być dłużej przy niej kosztem siebie i swojej równowagi psychicznej. To jest tylko kwestia czasu. Bo ciche dni są przez pół tygodnia czasami nawet co tydzień zupełnie bez powodu albo ten powód szybko można znaleźć. Próbowałem suplementacji, witamin które mogłyby jej pomoc w funkcjonowaniu aby tez nie łapała zjazdów. Ma to gdzieś. Tam samo jak regularne jedzenie. Pójście do psychiatry. Zadbanie o siebie (mam na myśli higienę psychiczną) Póki co trzymam się w ryzach i staram się ją wspierać ( i siebie przy okazji) jednak jeśli ona nie zrobi wiążących kroków naprzód, bycie z nią będzie dla mnie bardzo trudne a nawet i niemożliwe. Bo kocham ją, ale i również kocham siebie. Jednak oczywiście w ślad za tym przychodzi poczucie winy bo jeśli mam być z kimś kosztem swojej równowagi i być jednocześnie kimś na kim ona wyładuje swoje złe emocje…to myślę o odejściu. A myśl o odejściu od niej w tym stanie powoduje poczucie winy. Jestem powoli zmęczony. Proszę nie oceniajcie mnie pod kątem słuszności postępowania. To akt desperacji. Dlatego bardzo proszę o pomoc lub cenne wskazówki o tym aby przekonać ją do pójścia do psychiatry. Bo zaczyna mi powoli brakować siły na życie w trójkącie – ja, ona i depresja. Proszę pomóżcie!
×