Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE)


atrucha

Rekomendowane odpowiedzi

podbijam pytanie maybeBaby. Czy jest tu ktoś a może chociaż ktoś zna kogoś komu się udało nauczyć panować nad tym? Kto się "wyleczył" w sensie funkcjonowania jak tzw. normalna osoba? Ja mam takie fale zwątpienia, że cokolwiek nie zrobię, to i tak w końcu wszystko rozwalę, gdy ogarnie mnie ta nieznośna nienawiść do wszystkiego. Zresztą jak uważacie- na czym ma polegać terapia bordera? skoro większość teorii uznaje, że to wynik poważnych deficytów z dzieciństwa, to jak niby można je uzupełnić? Często spotykam się z opinią, że psychoterapia to ciężka praca, ale na czym ta praca ma polegać? Mam wrażenie, że im bardziej się staram ogarnąć, tym gorzej ląduję z odbicia. ehh i znowu narzekam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja na razie życie spędzam na pozbawionych końca analizach tego, co myślę i robię, a mimo to ciężko jest nie popełniać tych samych błędów.

 

Dlatego na przykład dzisiaj jestem pewna, iż połowa ludzi, z którymi mam do czynienia, wytknęłaby moją osobę palcem i kazała spłonąć w piekle za swój na nowo ukazujący się brak obycia społecznego, chwiejność, zrzędliwość, olewanie ich oraz prucie mordy. Mój znajomy, który niestety - jak większość osób się do mnie ,,przyklejających" (Nie ma to akurat być urągliwe) - jest zbyt ufny i po miesiącu rozmów nazywa mnie swoją przyjaciółką, co dla mnie i mojej manii bezpieczeństwa jest już czymś podobnym do nachalności, kopnąłby mnie najchętniej w zad za olewanie go przez trzy dni i na - infantylne czy nie- newsy ze swojego życia w nieodpowiednim momencie mojego, odpowiadanie miłym "No i co z tego? Co mi po tym?". Kolejny, za plucie się przez godzinę w formie pisemnej (Co zawsze robię w momentach wzburzenia, żyję tym dzień, po czym budzę się i temat mam w dupie, o co tyle szumu w ogóle) na miłość jego życia i przyjaciela, który - będąc egoistycznym samcem - pół nocy przekonywał mnie do wmówienia mu, iż oddałabym się mu za machnięcie ręką i prezentował formy swojej manipulacji na mojej osobie, podkreślając przy tym moje wady charakteru i udawanie czegoś tam, choć widział mnie raz w życiu. Naturalnie delikwentowi odpowiadałam spokojnie i racjonalnie, zgodnie z jego życzeniem, potulnie wręcz, z wylewną prawdomównością, rozsiewając zupełnie inny obraz mnie, dopóki nie poczułam się zagrożona, ale że nie miałam go już pod ręką, to wyżyłam swoje wąty na siebie i ludzi na jego kumplu właśnie, nie szczędząc szyderczych uwag. Nawet nie odpowiedział. Mój eks przyjaciel, za wymaganie od niego tego, czego sama nie robię. Tak, przyznaję, jestem chujowa w relacjach międzyludzkich. Szczególnie, że idą nie po mojej myśli i zawsze ktoś wpierdoli coś zbędnego.

 

Jaki jest mój problem? Ja nie wiem, JAKA CHCĘ BYĆ I JAK CHCĘ BYĆ POSTRZEGANA PRZEZ INNYCH. Niewiedza frustruje. A zatem przez tydzień będę zła i niemiła, żeby potem świecić przykładem, w międzyczasie będąc ostra raz potulna na zmianę. Wszystko jest podporządkowane moim jebanym emocjom, a ja budzę się z ręką w nocniku, bo dany obraz poszedł i nie odkręcę go. A na dodatek, nawet nie jestem pociągającym facetem, którzy taką postawą oczywiście przyciągają rzesze fanek. Żeby było mi milej, na dokładkę akurat w niefortunnym momencie dowiem się, iż sprawiam wrażenie takiej, co to da każdemu za snikersa właśnie (Co w ogóle nie ma poparcia w rzeczywistości, seks jest mi na porządku dziennym potrzebny jak wrzód na dupie w obecnym czasie), a X powiedziała Y to i to na mój temat. We wzburzeniu powiem to XYZ i rozpętam wojnę. Bo do tego plotkara i pogarsza stosunki innych.

 

I w takich chwilach nie wiem, czy mam kopnąć wszystkich w dupę i odizolować się, próbować zdecydować, jaka chce być, co przez zmienność nigdy mi nie wyjdzie, czy to oni już mnie kopnęli. I teraz jest fajnie być samemu, ale jutro nie będzie. Powinnam mieć odwieczny zakaz kontaktów z innymi, albowiem budzą we mnie to, co najgorsze. I z braku laku zacznę dawać ludziom to, czego oczekują, zrobię się jeszcze gorsza w tych majakach bezsilności, najbardziej zła, a wtedy zostaje mi tylko mania i odpierdalanie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lulu -"na czym ma polegać terapia bordera? skoro większość teorii uznaje, że to wynik poważnych deficytów z dzieciństwa, to jak niby można je uzupełnić? " - terapia potocznie nazywa się "powtórne rodzicielstwo";

Keji - to co opisujesz, to przeskakiwanie - to nagłe wskakiwanie w siebie - małą dziewczynkę, odczuwanie jej emocjami, myślenie o sobie, o świecie - jej myślami....kiedy...może była bita, pomijana, zostawiona...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Normalna, zdrowa, mila, dobra, zaangazowana, profesjonalna, majaca wplyw na swoje zycie, ale i potrzebujaca minimum wsparcia, empatii, pomocy

czyli jest /"pod spodem"/ i ta inna - b.wrażliwa na odbiór, b. dotkliwie przeżywająca reakcje innych innych - którą chronisz...?, nie chcesz, aby świat ją poznał - bo ją skrzywdzi,źle oceni.. niemożliwe, aby mu się spodobała...?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość abstrakcyjna

Ja się obawiam, że jak ktoś mnie dobrze pozna i zobaczy, że wcale nie jestem taka super idealna to mnie odrzuci. Więc albo odrzucam ludzi albo unikam pokazania siebie prawdziwej. Ale parę osób miało szansę mnie poznać lepiej. Ogólnie to dziwne myślenie, żeby być idealną, choć wiem że jest to niemożliwe. A do ideału mi daleko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja się obawiam, że jak ktoś mnie dobrze pozna i zobaczy, że wcale nie jestem taka super idealna to mnie odrzuci. Więc albo odrzucam ludzi albo unikam pokazania siebie prawdziwej. Ale parę osób miało szansę mnie poznać lepiej. Ogólnie to dziwne myślenie, żeby być idealną, choć wiem że jest to niemożliwe. A do ideału mi daleko.

czyli "ja" - jestem fatalna, nie do przyjęcia, gorsza..? - takie sądy zazwyczaj słyszymy, przyjmujemy i wchłaniamy - jak gąbka - gdy jesteśmy dziećmi.. wtedy nie mamy szansy przed nimi się uchronić, zdystansować, odrzucić, sprawdzić - są jak dogmaty...

domyślam się, że chronisz tę część siebie, przed tym, że usłyszysz, że .....przed bólem...

to chroni ale odcina od innych, od świata...może powodować pustkę, osamotnienie.. trudne emocje..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość abstrakcyjna

abat, Jestem trudna w obyciu, stąd te myślenie. I faktycznie, często czuję się gorsza. No i prawda, że powoduje to odczuwanie pustki, osamotnienia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

abat, Jestem trudna w obyciu, stąd te myślenie. I faktycznie, często czuję się gorsza. No i prawda, że powoduje to odczuwanie pustki, osamotnienia.

- domyślam się ,że widzisz,że nie ułatwia Tobie to życia, a jednak, nie potrafisz zmienić swoich reakcji...

- teoria mówi tak - reagujesz jakbyś przeskakiwała do przeszłości, dzieciństwa - dlatego z boku często to wygląda, jakbyś nagle "przeskoczyła" w coś innego..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

- czyli kontroluję... aby mnie widzieli jaką..?

 

Ja nie mam stałej wizji tego. Raz chcę być popierdoloną buntowniczką, trzymającą wszystkich na dystans, nie pozwalającą się zbliżyć na krok, odstraszającą wręcz (A moze nawet nie chcę, ale bywam, są elementy tego, np powierzchowna nachalność, której nienawidzę), innym razem być ostoją dobroci, prawdy i sprawiedliwości, znającą potrzeby innych 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość abstrakcyjna

Heh. A ja może nie tyle co chcę być taka i taka, tylko po prostu jestem. Totalna skrajność.

 

-- 19 sty 2014, 23:13 --

 

abat, Wszystko wzięło się z dzieciństwa. Moje zaburzenia mają źródło w dzieciństwie i chyba większość zaburzonych tak ma.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Heh. A ja może nie tyle co chcę być taka i taka, tylko po prostu jestem. Totalna skrajność.

 

-- 19 sty 2014, 23:13 --

 

abat, Wszystko wzięło się z dzieciństwa. Moje zaburzenia mają źródło w dzieciństwie i chyba większość zaburzonych tak ma.

 

to mam dobrą wiadomość... możesz mieć dzieciństwo takie, na jakie zasługujesz...bo dzieciństwo jest w naszej głowie..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Heh. A ja może nie tyle co chcę być taka i taka, tylko po prostu jestem. Totalna skrajność.

 

-- 19 sty 2014, 23:13 --

 

abat, Wszystko wzięło się z dzieciństwa. Moje zaburzenia mają źródło w dzieciństwie i chyba większość zaburzonych tak ma.

 

to mam dobrą wiadomość... możesz mieć dzieciństwo takie, na jakie zasługujesz...bo dzieciństwo jest w naszej głowie..

 

niestety nie. wyparcie pewnych faktów lub postrzeganie ich inaczej raczej też nie byłoby objawem zdrowia psychicznego...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Znów wszystko się wali. Przez dwa tygodnie było świetnie, nie miałam problemów z jedzeniem, podobałam się sobie, nie odczuwałam samotności. Teraz znów, raz brak apetytu i mdłości po wszystkim co zjem, a za chwilę wilczy głód, unikam ludzi, boję się odrzucenia, każdy po pewnym czasie i tak odejdzie, więc wolę się nie przywiązywać, a mimo to mam problem, bo szybko się przywiązuję i cierpię, na terapii dobrze szło, a teraz od tygodnia chodzę smutna, bo wiem, że pomaga mi tylko, bo to jego praca, nikogo nie interesuję, każdego nudzę. Mam ochotę po raz kolejny uciec, zerwać terapię, ale wiem, że wtedy będzie jeszcze gorzej. Znów wróciły lęki, zmienne nastroje, przeskakiwanie od stanów euforycznych do rozpaczy w ciągu kilku minut, sekund, czasem w jednym momencie mam sprzeczne myśli, uczucia i nie umiem ich sobie wytłumaczyć. Czuję się bardzo samotnie i pusto, chcę żeby ktoś mnie przytulił, a potem sobie poszedł, bo nie chcę, żeby był za blisko. Jeszcze matka mówi, żebym "wzięła się" za siebie, za życie i działała, a nie odpływała w inny świat, marzenia. Znów ten smutek, ten dziwny ból w sercu..., a było tak dobrze, myślałam, że powoli wychodzę z depresji, z tego dołka :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja miałam dobry czas, kiedy odseparowałam się od wszystkich. Teraz wróciłam do świata żywych i naturalnie, znowu jest ciężko. Jest coś takiego, że z innymi ludźmi przychodzi chaos. Tak jakby stanowili oni zbyt silny i gwałtowny bodziec dla mojej "obdartej z warstwy ochronnej" psychiki, niczym bardzo nieznośny hałas. Jednak, przy względnym spokoju utrzymuje mnie fakt, że aktualnie dosyć racjonalnie patrzę na to, jaką osobą wydaję się z zewnątrz. Pogodziłam się po trochu z faktem, że wcale nie "tryskam wyjątkowością", tak jak chciałabym w niektórych stanach, że mogę być taka jak wszyscy: irytująca, czasem prostacka, nachalna czy pozbawiona taktu i że na inne etykietki trzeba sobie mimo wszystko zasłużyć. Trochę dziecinne i mało odkrywcze, ale często wydaje mi się, że właśnie kieruje mną bardzo infantylne przekonanie, iż ludzie powinni lubić mnie bezwarunkowo, a tak naturalnie nie jest.

 

Zauważyłam też, co jest dosyć bolesne, iż izoluję się od niektórych totalnie, tylko z tego względu, iż nie mogę mieć ich "całych" i tylko dla siebie. Niczym trzylatka.

 

Mam ogromne wyrzuty sumienia. Nie wiem, na jakiej podstawie, śmiałam kiedykolwiek twierdzić, iż jestem osobą potrafiącą udzielić pomocy i z korzyścią dla innych. Bywam, ale bywam także totalnie okropna w głębszych relacjach. Nie odzywaliśmy się z moim dobrym znajomym przez dwa miesiące, tylko z tego względu, iż obie strony nagle złapało chore poczucie dumy i raczej byliśmy niechętni do jakichkolwiek wyjaśnień. Mamy oboje podobnie dziecinnie trudne charaktery, oboje jesteśmy nielogiczni w tym co robimy i dlaczego. Co nie zmienia faktu, że podczas gdy on nie pisnął o mnie ani słowa, ja sfrustrowana robiłam raban połowie moich znajomych, winiąc siebie i jego na przemian, czerpiąc z tego jakąś masochistyczną przyjemność. Czasem łapie mnie tak, że po całości nie mogę znieść tej drugiej osoby, ale wątpię, żeby o drugą osobę chodziło w rzeczywistości. Jest mi wstyd, bo wiem, że dowiedział się lub dowie o tym, co mówiłam. I kiedy ja narzekałam na to, jak chujowym jest człowiekiem, sama wywalałam swoje brudy na zewnątrz i pokazywałam na co mnie stać w negatywnym sensie. Nie wiem. Może poczułam się odrzucona i chciałam być krok do przodu. A co najlepsze, jakimś cudem jednocześnie go kocham. Analizując powyższe, nie jestem w ogóle godna drugiego człowieka. Mogłam pokazać, że jestem mądrzejsza, a tymczasem zrobiłam coś całkiem odwrotnego. Pogodzenie także było ambitne: Przytuliłam go po pijaku ze słowami, iż uwielbiam tak bardzo, jak nienawidzę... oraz "Pokaż, że choć trochę zależy ci na kimś". Chyba mówiłam do siebie. Teraz po tych dwóch miesiącach dostrzegłam dopiero, że problem w ogóle nie był w naszej relacji, że przez ten cały czas, jak ja rzucałam się na jego osobę, on sam został przygnieciony do muru swoją osobowością, problemami w rodzinie i tym, że aktualnie wszystko rozpada się w jego rękach na jego własne życzenie; relacje, szkoła, cokolwiek. A ja nie potrafię mu pomóc, jestem na to zwyczajnie zbyt kurewsko głupia. Czuję się żałośnie i nie wiem co mogę zrobić, by to naprawić. Czemu zawsze w działaniu wyprzedzą mnie moje emocje i egoizm, a ja zaś budzę się z ręką w nocniku, kiedy na moje mądre rozważania jest już za późno?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×