Skocz do zawartości
Nerwica.com

Depresja objawy


richi

Rekomendowane odpowiedzi

czesc. chcialabym sie zapytac czy osoby z ktorymi jestescie w zwiazkach wiedza o Waszej chorobie? a jezeli tak, to jak sobie z tym radza czy Wam pomagaja?

 

-- 07 lut 2014, 19:10 --

 

Witam. Mnie nic nie cieszy totalnie od ponad roku... po roztsaniu z chlopakiem, wypadku, totalnej rezygnacji z fitnessu.. wszystko mi sie na nowo zawalilo. Brak nadzieii brak motywacji, brak checi na cokolwiek. Patrze na innych ludzi jak walcza, a ja? poddaje sie chwila nie uwagi i przychodza mysli samobojcze. a Ostatnio tak sie juz nasilily... obecnie mieszkam z nowym chlopakiem z ktorym jestem pol roku. wydawalo mi sie ze w jakims sensie zaakceptowal moja chorobe, ale ostatnio widze, jak bardzo mu to przeszkadza. Czuje sie samotna czuje ze z niczym sobie nie poradze... w niczym nie widze sensu. Jutro sa moje kolejne urodziny 24... i po raz kolejny czuje sie jak totalne zero.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej, jestem nowa na forum.

Od dłuższego czasu czuje się fatalnie, mam 19 lat, mniej więcej od roku to jest nie do wytrzymania. Myślałam, że po maturze uspokoję się, skończą się te wieczne bóle całego ciała, szczególnie żołądek, podbrzusze, plecy... Po maturze było jeszcze gorzej, znalazłam wspaniałą pracę, taką o jakiej osoba w moim wieku może tylko pomarzyć. I co? I nic. Ciągle się bałam, że zrobiłam coś nie tak.Aż wreszcie to co a początku było przyjemnością stawało się traumą. Od czasu liceum czułam się jakbym odbijała się od ścian, nie miałam do czego dążyć, nic mi się nie chciało. Jeszcze w październiku byłam skłonna zrezygnować ze studiów, trzymał mnie tam tylko fakt, że jak "taka ambitna dziewczyna" się poddaje i wraca do swojego małego miasteczka. Na koniec października zaczęłam spotykać się z chłopakiem z roku, obecnie jesteśmy razem. Tylko zastanawiam się do czego to prowadzi. Jak mam być szczęśliwa, jak potrafiłam się rozbeczeć w łóżku, bo ogarnął mnie większy niż zwykle smutek. Dookoła wszyscy nastawieni są przeciwko mnie. To, że przez krótkie momenty, ktoś doprowadza mnie do śmiechu, drobne rzeczy sprawiają mi radość, zawsze burzy ktoś bliski. Czuje się inwigilowana, moja matka w kłótniach mówi mi, jak do niej dzwonię to muszę wyjść bo pewnie gdzieś baluje, albo jestem z kimś, a tak na prawdę wychodzę z pokoju, bo nie chce przeszkadzać współlokatorce. I to wypominanie. Pewnie nie ma w tym nic strasznego, tylko jeśli słyszy się wypominanie każdej złotówki to w pewnym momencie ma się wrażenie, że przez każdą wydaną złotówkę komuś dzieje się jakaś krzywda.

Chyba najgorsze i tak to zastanawianie się( na którym w ostatnich 3 miesiącach często się łapię) co byłoby by gdyby... i patrząc na nadjeżdżający samochód szacuje czy wystarczyłoby to do śmierci czy tylko do pozostania na czyjejś głowie do końca życia. Teraz chyba jedynym co trzyma mnie przed jakimś końcem jest On. Mam już dość tego nienawidzenia siebie, ludzi, ciągłego denerwowania się. Kiedyś nie było możliwości o ile nie był to pogrzeb albo wzruszający chwil, żebym uroniła chociaż jedną łzę, a teraz, najchętniej zakopałabym się w łóżku, wypłakała, poszła spać i obudziła się po wszystkim jako szczęśliwy człowiek. Chociaż jak myślę o tych ciągłych koszmarach to na sen nie mam ochoty podobnie jak na całą resztę.

Nie wiem co mam zrobić dokąd pójść, czy powinnam iść do jakiegoś psychologa czy może nawet psychiatry, kompletnie nie mam pomysłu jak się tam dostać i kogo poprosić o pomoc.

Ja radziłabym wizytę u psychologa, pewnie trzeba bedize popracowac nad relacjami z domu rodzinnego. No ale to juz z psychologiem sobie pogadasz. Dobry specjalista to połowa sukcesu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Problemy z psychiką pojawiły się u mnie po urodzeniu pierwszego dziecka. Nie zafunkcjonowałam jako mama. Do dzisiaj uważam, że mamą jestem kiepską. Pogorszony stan mam od roku. Nawet nie wiem kiedy ten rok minął :shock: Objawy:

- izolowanie się od innych, zrywanie kontaktów, odwoływanie spotkań

- trudność w domowych obowiązkach (zaniedbana chata, zaniedbana ja, chyba nawet zaniedbane dzieci)

- huśtawka nastroju i wybuchy złości i płaczu. Ciągłe niezadowolenie

- myśli samobójcze

- ucieczka w książki i życie fantazją,

- wiecznie ściśnięty węzeł w jelitach/brzuchu? wieczne poddenerwowanie

- bardzo duży przyrost wagi - rezygnacja z ruchu jakiegokolwiek i objadanie się słodyczami.

 

Myślałam, że to lenistwo. Myślałam, że mogę to zmienić. W każdym momencie mogę, ale k* nie wiem jak. I tak się zastanawiam od ponad roku. Nie wiem co bym chciała robić, nie wiem co mi sprawia radość, nie pamiętam co mi sprawiało.

 

Takiego stanu jak teraz nie miałam jeszcze nigdy. Jakiś czas temu myślałam, że osiągnęłam dno, ale teraz mam metr mułu nad sobą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja, nawet w najgorszym stanie, odczuwałem jakiś dziwny optymizm, który nie wiem skąd się brał. Poniżej fragment mojego pseudopamiętnika z tych najgorszych dni, dosłownie może tydzień po rozpoczęciu farmakoterapii.

 

3 lipca. "Jest lepiej... przynajmniej momentami. Lecz to ciągle nie mój świat. Przypływy pozytywnej energii, by po chwili czuć się znów jak w letargu. Nerwy. Wiesz, że życie się gdzieś troszkę wymyka. Albo może masz takie złudzenie. Ciągle wierzę. Pozytywne chwile dają mi ten trzeźwy obraz wszystkiego. No może nie do końca trzeźwy, ale na pewno nieco bardziej „normalny”. Chociaż do normalności to jeszcze daleko. Jest wieczór, więc kolejna nadzieja. Żyję według dziwnego schematu i nie wiem co dalej. Właściwie nikt tego nie wie. Nie bardzo wiem z czym tak naprawdę walczę. Chcę jednak wierzyć, że ma to swój jakiś niepowtarzalny sens."

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam! jestem nowa na forum.

mam pewien problem. trwa to juz od kilku lat, i sie nasila. mam 26 lat. w pazdzierniku ucieklam od chopaka, z ktorym bylam 9 lat. nie raz bil mnie i ponizal. zawsze moim priorytem bylo zeby go zadowolic, zeby byl w dobrym chumorze. o sobie wogule zapomnialam. stanelam w miejscu, nie rozwijam sie chociaz probuje. stracilam przez niego bardzo duzo znajomych. czuje sie bardzo samotna i potrzeboje wsparcia jakiegokolwiek. po ucieczce od bylego (z walizka do kolezani po ponownym pobiciu) kolezanka troche pomogla mi stanac na nogi. dzieki niej nie wrucilam do niego kolejny raz. znalazlam sobie mieszkanie. wtedy zaczelam sie z nim spotykac zpowrotem, alej uz jako kolezanka. bardzo czesto przychodzili wspolni nasi znajomi do niego, ktorzy o wszystkim wiedzieli. pewnego razu przyszlam do bylego i byl tam tez tomek. siedzielismy wszyscy przy piwku. z bylym zaczelam sie klucic o ta kolezanke (on jej nigdy nie lubil) ze mam z nia kontak zerwacz, ze on niechce o niej slyszec. ja trwalam zaparte przy swoim ze nie zerwe z nia zadnego kontaktu a on czy bedzie chcial czy nie to itak o niej uslyszy. no i wtedy zaczol mnie szarpac, oblal piwem, wsadzil moja glowe pomiedzy framuge i drzwi i zaczol przygniatac mnie. tomek ktory byl wtedy z nami staral sie go uspokoic na rozne sposoby,az wkoncu musial uzyc wobec mojego bylego piesci zeby ten w koncu przestal. nastepnie byly zabral mi telefon i zniszczyl karte sim poczym wyrzucil mnie z domu. chca odzyskac telefon dobijalam sie do drzwi i blagalam zeby mi go oddal. w koncu po namowach tomka wpuscil mnie. myslalam ze chce mi wreszcie ten tel oddac ale niestety zaczol mnie znowu okladac piesciami. tomek niewiele myslac wziol mnie pod reke i wyszlismy stamtad. bylo bardzo pozno (okolo 12-1 w nocy) wiec tomek zaproponowal mi zebym spala u niego. zgodzilam sie poniewaz wiedzialam ze nic mi nie grozi z jego strony. bardzo dlugo rozmawialismy zanim poszlismy spac. tomek powiedzial ze bardzo mu sie podobam i ze nie zasluguje na takie traktowanie. ze powinnam go jak najszybciej zostawic zeby nic gorszego mi sie nie stalo itp. bardzo mnie wtedy podniusl na duchu. rano mnie odprowadzil na przestanek. od chwili rozstania sie z tomkiem na przystanku nie moglam przestac o nim myslec. wieczorem poszlam po ten tel. u bylego byl juz tomek, bo mi obecal ze zalatwi to zemna. z bylym doszlismy do porozumienia i normalnie dalej rozmawialismy. byly myslal ze do niego wrucilam, caly czas mowilam mu ze nie, nie dochodzilo to do niego. po paru dniach wspolloktaor bylego mial urodziny. impreza bylo udana, bez zadnych agresji. goscie zaczeli sie powoli zbierac. odpadl nawet solenizant i moj byly. zostalismy z tomkiem sami. i nie wiem dlaczego rzucilam sie na niego, tzn zaczelam go namietnie calowac, gdzie on odwzajemnial pocalunek. byly prawie nas przylapal. po tym wyszlismy. na nastepny dzien spotkalismy sie z tomkiem i od tego dnia zaczelo sie cos powaznego miedzy nami. przez ok tydz krylismy sie , jak dzieci przed wszyskimi w obawie ze wszyscy nas wyklna. w koncu tomek ubral spodnie i poszedl porozmawic z bylym. ten dostal szalu i grozil tomkowi, a wszyscy inni co byli przy tym zachowali sie bardzo przychylnie dla nas. odwrucili sie od bylego za to jakim tak naprawde okazal sie czlowiekiem. po tym wszystkim co sie zlego wydarzylo zaczelam czuc w koncu ze zyje, tylko musze sie nauczyc zpowrotem zyc. w koncu po 9 latach koszmaru bylam bardzo szczesliwa. nawet zapomnialam ze mozna tak wspaniale sie czuc... nie trwalo to dlugo. caly czas nawet o najmniejsza pierdole krzyczalam do tomka. wydaje mi sie ze to postawa obronna po tym co pszeszlam. stopniowo zaczelam nad tym pracowac i zauwazylam postepy. tomek wspieral mnie przy tym. w tym wszystkim zaczelam bardzo nazucac sie tomkowi, co automatycznie go odpychalo. ale wtedy jeszcze pisal mi smsy i dzwonil. widac bylo ze mu zalezy na mnie, tak jak mi na nim. mowil ze ma powazne zamiary co domnie, ze mnie kocha, ze moja mama go napewno bardzo polubi, rozmawial ze mna na wszelakie tematy. powiedzial mi tez ze ma 4 letnia corke, ktorej nie widzial od jej 3 miesiaca zycia bo podpisal paszport i poklucil sie z byla i tyle corke widzial. cierpi przez to bardzo. przez poltora roku mial tylko telefoniczny kontak z dzieckiem. pozniej jego byla urwala ten kontakt. z poltora miesiaca temu odezwala sie ze jest sprawa o alimenty. tomek bardzo przezyl te wiadomosc. znowu pojawila sie dla niego iskierka nadzieji ze zobaczy mala. zaczelo sie to odbijac na mnie. dwonil zadko do mnie, nie odpowiadal na smsy, na moje tel. a jak ja nie odbieralam to sie lekko oburzal dlaczego tak robie. wiem ze chcial byc wtedy sam, ale powinnismy sie wspierac. ja sie uspokoilam toche i nie latalam tak za nim. caly czas mi powtarza ze teraz musimy zajac sie swoim zyciem, musimy sie ogarnac, zebym pamietala ze najwazniejsza osoba w moim zyciu jestem ja sama i musze myslec przedewszystkim o sobie, ze dobrze by bylo jakbym znalazla sobie dodatkowe zajecie. wiem ze ma racje. zaczelam ogarniac sie powoli, zaczynajac od porzadkow wokul siebie. bardzo duzo mysle i mam totalny metlik. nie potrafie opanowac pewnych emocji. nie mam tak naprawde z kim porozmawiac anie nie ma nikogo przy mnie. bardzo mnie to boli. jak juz wspominalam nie mam tez za duzo swoich znajomych takze bledne kulko sie zamyka, znowu sama... czesto mam nawet mysli takie jak: jestem nieudacznikiem, nie radze sobie sama ze soba, wszyscy maja mnie w 4 literach, jestem piepszona pijaczka (zaczelam pic jeszcze jak bylam z bylym zeby sobie ulzyc w cierpieniu i upijalam sie czesto do nieprzytomnosci), moje zycie jest beznadziejne, nie potafie sie cieszyc z codziennosci. nie ma wieczoru zebym nie plaka. boje sie samotnosci. mysle zeby ze soba skonczyc... a gdy budze sie rano pukam sie po gluwce jak ja tak moge myslec, jestem mloda, zycie przedemna i jak nie z tomkiem to z kims innym bede szczesliwa. puzniej jest motywacja i pozytywne myslenie a kiedy pod koniec dnia znow zaczyna mi doskwierac samotnosc siegam znowu po alkochol i uzalam sie nad soba. myslalm ze nie ma nic ciezszego od koszmaru ktory pszeszlam a jednak praca nad soba wcale taka prosta nie jest. za jakis czas zerwalismy z tomkiem. utrzymujemy kontakty kolezenskie (przynajmniej tyle dobrego ze nie stracilam go jako kolegi). dzieki kolezance tomka zaczelam wychodzic miedzy ludzi. moj kolejny problem polega na tym ze nie potrafie sie otworzyc. jak jestem w nowym towarzystwie to bardzo malo mowie i jestem bardzo spieta. mam wrazenie ze ludzie mnie obserwoja i oceniaja. nie potrafie byc soba. wszyscy to widza bo mowia mi o tym. a ja ich zbywam w tym temacie. nie potrafie tez cieszyc sie z codziennych czynnosci. nic mi sie nie chce. caly czas zadaje sobie pytanie po co? czy warto? i tak codziennie robie sobie liste co powinnam zrobic dzis i prawie zawsze nie robie nic, bo nie mam checi... wole sobie np wypic wino itp. chcialabym odzyskac checi do zycia i byc zadowolonym z tego co robie, znowu w koncu sie usmiechnac...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie, dopiero się zarejestrowałam i jestem nowa na forum. Szukałam takiego forum, bo już od dłuższego czasu sobie nie radzę ze sobą. Czytam Was i jakbym czytała o sobie, dosłownie rozpacz i wycie do księżyca. Od jakiegoś czasu tracę kontrolę nad własnym życiem, ciągle się czymś martwię, zadręczam, stresuję, zaczęłam narzekać, uprawiam czarnowidztwo, marudzę, może i już nawet bredzę, nie wiem, bo tracę nad tym kontrolę, nad sferą psychiczną i fizyczną mnie. Lekarz rodzinny powiedział mi dzisiaj, ze to może być depresja, trafiłam do niego rano z okropnym atakiem duszności, ale nie był to atak astmy bynajmniej, pomimo tego że astmatykiem jestem. Opisałam mu ten stan, jako stan jak po jakimś upojeniu alkoholowym, że czuję się jak w jakiejś puszce, balonie, bańce, nie wiem, trudne to wszystko jest, bo on powiedział, że tak się może objawiać depresja. Straciłam radość życia, mam dwuletniego syna, ale nie umiem się cieszyć macierzyństwem, to jest obłęd, bo od dłuższego czasu dziecko mnie męczy, irytuje, uciekam od niego, chociaż tak bardzo go kocham. Chcę wyjść z tego stanu, uwolnić się, na nowo poczuć, że żyję, cieszyć się dzieckiem, czerpać radość z macierzyństwa, a jedyne na co pozwala mi ostatnio mój organizm to jakiś dziwny marazm i wycofanie, mogłabym godzinami siedzieć bez ruchu, a następnego dnia dostaje powera. Ludzie patrzą już na mnie jak na czubka. Do typowych objawów psychicznych wskazujących prawdopodobnie na depresję doszły już objawy somatyczne, czuję ból w każdym zakamarku mojego ciała, mięśnie, stawy, jak przy grypie. Lekarz zapytał się mnie, kiedy ostatni raz się śmiałam, nie umiałam odpowiedzieć, za to przyznałam mu się, że już kilkakrotnie miałam myśli samobójcze, planowałam swoje unicestwienie, gdy syn pójdzie do żłobka, że odkręcę kurki z gazem, ale nie mogłam, bo wysadziłabym blok i pozabijała sąsiadów, potem wyszłam w nocy z domu i szłam nad rzekę na most, żeby skoczyć z niego, ale się wróciłam, bo bałam się, że syn zostanie sam, a mnie potrzebuje, a ja go zostawię. Miotam się ze swoimi emocjami, nie miałam z kim o tym pogadać, dlatego zaczęłam szukać jakiegoś forum dla osób z depresją lub jej objawami, a może i już osób, które z tego dziadostwa wyszły i są wyleczone i teraz radzą innym, jak z tego wyjść. Byłam dzisiaj w jednej przychodni psychiatrycznej, ale po 5 minutach wyszłam stamtąd, bo nie mogłam patrzeć na te sfochowane miny pielęgniarek, które na każdego wchodzącego pacjenta patrzyły jak na wariata. Nie poczułam się tam bezpiecznie, ani przychodnia, ani pielęgniarki nie wzbudziły we mnie zaufania, poszłam do innego lekarza, ale tam dopiero w poniedziałek mogą mnie przyjąć. Mój lekarz rodzinny powiedział mi, że z tego się wychodzi, że to się leczy farmakologicznie, czasem również są terapie grupowe dla takich osób, że trzeba chcieć i że ze mną nie jest jeszcze na tyle źle, bo jakieś mam przebłyski świadomości swojego stanu, bo poprosiłam o pomoc, bo chcę walczyć, podobno są ludzie, którzy już nie mają siły, albo odrzucają myśl, że mają depresję, a są po kilku próbach samobójczych. Nie wiem, co mogę więcej napisać, bo całą sobą podpisuję się również pod powyższymi postami, bo jakbym widziała siebie czytając je. Jeszcze na tyle się trzymam, że nie sięgnęłam po alkohol i nie zaczęłam pić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co się dzieje?

 

- Nie widzę przyszłości, nie chcę jej znać.

- Nie mam sił fizycznych, z trudem się ruszam, jestem strasznie ociężała.

- Nie potrafię się skoncentrować, moje myśli są rozproszone wokół... wokół niczego? Problemy, owszem, są, ale nie stanowią one przedmiotu moich ,,rozterek wewnętrznych": pojawił się skrajny marazm, zobojętnienie.

- Brak odczuwania satysfakcji z czegokolwiek. Widzę tylko obowiązki, którym nie jestem w stanie sprostać. Jem i nie czuję smaku. Czytam ulubioną książkę/gazetę i odkładam po przewertowaniu kilku stron bez zrozumienia.

- Zapominam. Nie pamiętam, co miałam zrobić. Czasem nie słyszę, co inni do mnie mówią.

- Zawieszam wzrok, nieraz na 20 minut, siedzę, nie odbierając bodźców, słuchając muzyki, dopóki nie skończy się ścieżka dżwiękowa, bo nie mam siły wstać, żeby uruchomić od nowa.

- Wstydzę się siebie. Wstydzę się tego, co tu piszę. Jestem ekstrawertykiem, ale ile można zadręczać otoczenie...

- Coś, do czego dążyłam od pół roku, stało się nieosiągalne, zaprzepaszczone. Cele pośrednie, mniejsze plany też nie zostają zrealizowane, wszystko robię niepoprawnie, niedbale, nie angażuję się w to tak, jak niegdyś. Miało być bardzo dobrze. Zawsze. A teraz... teraz często nawet nie zaczynam tego, za co mam się wziąć.

- Czas ucieka mi przez palce. Nie wiem, jak spędzam dni.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moje objawy depresji są takie: mam straszne poczucia winy i wyrzuty sumienia, że źle postępuje, za swoją przeszłość, gdy komuś coś powiem nie tak, zresztą ciągle uważam, że postępuje nie tak jak powinnam i nakręca się moje poczucie winy. Nie mam na nic siły, ciągle czuje się zmęczona, żadnej motywacji, zdarzają się myśli samobójcze, nie wiem jak będzie wyglądała moja przyszłość, widzę ją w czarnych brawach, mam poczucie, że już nic dobrego w życiu mnie nie spotka, koszmary w nocy po których budzę się cała mokra, nie czuję się dobrze przy innych bo mam wrażenie,że mnie krytykują, obgadują, że jestem powodem do kpin, jak mocno mnie dowali depresja to nie ma mowy o wstaniu z łóżka, umyciu się, zrobieniu czegoś ze sobą, sama się karzę za złe zachowanie w mojej ocenie,nic mnie nie cieszy, do tego dochodzą lęki bo mam depresje mieszaną z nerwicą

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Źle czuję się ze świadomością marnowania życia i czasu, który już nie wróci. Mam możliwości by się rozwijać, a robię z wielkim trudem tylko tyle ile trzeba.

To jednak nic przy utracie zdolności odczuwania. Niby coś czuję, ale jest to bardzo słabe. Nie robi na mnie żadnego wrażenia.

Poza tym zniechęcenie, takie jakby zmęczenie, niemrawość.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najgorsze jest to, że czuje ciągłe przygnębienie, biorę leki i czekam aż te zwiększone dawki zaczną działać, wyszłam ze szpitala na własne żądanie i teraz zaczęłam się zastanawiać czy dobrze zrobiłam...bo nie czuję się dobrze, a lekarz powiedział mi,że wrócę do domu i nie będzie dobrze i nie jest. Brak sensu tego wszystkiego i dalej nie mogę znaleźć tego co mnie cieszy, chciałaby odkryć coś w sobie co będzie mi sprawiało radość i nie umiem tego znaleźć. Nawet nie wiem czym mam zająć się w przyszłości, trochę jestem na rozdrożu. Szukam pracy a właściwie nie wiem jakiej, z góry wiem,że sobie nie poradzę bo jestem do niczego. Nie wiem co mogę jeszcze ze sobą zrobić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam, jestem na forum nowa :)

Nie mam depresji "stwierdzonej oficjalnie", ale chciałabym się trochę poradzić :)

Wiele objawów zgadza mi się z tym, co piszecie. Ale ja mam tak, ze jakby nie wszystkie są cały czas, tylko są takie które mam często, i takie które występują co jakiś czas. Czasem są takie momenty, ze czuję się prawie zupełnie normalnie (wydaje mi się tak przynajmniej), a czasem są takie, że nie za bardzo widzę sens dalszego życia, w zasadzie powstrzymuje mnie strach przed bólem i poczucie obowiązku, które od dzieciństwa mam bardzo silne. Do tych częstych należą apatia, nie odczuwanie głodu (w pewnym momencie wyglądałam jak anorektyczka), senność, ciągłe zmęczenie, bardzo złe samopoczucie, poczucie beznadziejności, nienawiść do siebie, lęk, do rzadszych bóle żołądka i biegunki, taki dziwny psychiczny ból (nie umiem tego inaczej opisać), płacz, zupełne zobojętnienie na cokolwiek, czasem myśli samobójcze, czasem nie mogę spać, mam straszne koszmary, w których często muszę uciekać... pewnie jeszcze coś by się znalazło. Ten stan trwa, ja wiem... z 10 lat, ciężko mi to jakoś określić. Ciężko mi mówić o jakimś nagłym odizolowaniu się od ludzi, bo odkąd pamiętam byłam od ludzi odizolowana- już jako dziecko musiałam pracować w polu, więc coś takiego jak wakacje nie istniało. W szkole niektórzy wytykali mnie z tego powodu palcami, dodatkowo musiałam robić bratu za niańkę, za co nie raz dostałam w zęby. Potrafiłam (i nadal potrafię) zrobić się bardzo agresywna(albo dla odmiany kompletnie pasywna), do tego stopnia, ze dochodziło do rękoczynów (kiedy byłam starsza, nauczyłam się nad tym panować, ile kobieta może się okładać z facetami po mordach, nawet w obronie brata , i nawet, jeśli pracując w polu, jest silniejsza od części ;) ) potem z małej wsi poszłam do liceum do dużego, światowego miasta, i znów byłam ta ze wsi, z plecakiem i bluzie od dresu, która ma internet i prąd w wiadrze, musiałam zmienić placówkę. Tak więc za bardzo znajomych/ przyjaciół to w ogóle nigdy nie posiadałam, mimo, ze bardzo chciałam i próbowałam. Za bardzo się boję ludzi, a ludzie to odbierają jako zadzieranie nosa.

Ale, jak pisałam wcześniej, to bardziej takie "dołki", czasem lepiej, czasem gorzej. Jak jest lepiej, to myślę sobie, ze przesadzam, i nie ma problemu. W zasadzie moje życie już od lat to walka z tym, jak to załagodzić, co zrobić, aby się nie zaczynało, i cierpienie z powodu porażek.

W związku z tym mam pytanie: to się może kwalifikować w ogóle jako depresja? Spotkałam się z opiniami, ze nie da rady chorować na depresje i samemu się z niej wyciągać, sama jakby... siłą woli? że osoba naprawdę chora, chodźmy nie wiem jak była silna, nie ma szans sama sobie radzić, ktoś mi nawet powiedział, ze zwyczajnie wymyślam, jęczę, i jestem ogólnie cienias. Co o tym sądzicie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

:D może odpisze :D nie w temacie ale kocham wieś i wspomnienia z nią związane samotne wypady w pola lasy i łąki, śpiew skowronków, chwasty rosnące i stonkę ihihhi opis mieszczucha z wakacyjnych wypadów wiejskich klimatów :) Miał serdecznię Cię pozdrawiam też jako nowa :) co do depresji z wszystkiego można wyjść zbytnio się nie wkręcając, bywają dni lepsze, gorsze. Ludzie gadają, zachowują się różnie czasem odnosze wrażenie że też nie są świadomi wypowiadanych słów nie ma co się z tymi słowami identyfikować za bardzo :) życzę Ci z całego serca dużo radości, spokoju no i apetytu, podobnie u mnie z tym niejedzeniem hihihii najchętniej bym nic nie jadła hihihihi ale spoko pracuje w tym temacie i wychodze z niedowagi :) :papa:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

cześć ewa000 :)

Mi tam nie przeszkadza fakt, ze mieszkam na wsi, wręcz przeciwnie- w mieście gorzej się czuję, mam wrażenie, ze wszyscy na mnie patrzą, wszystko, słyszą, widzą etc :( ale w pierwszym liceum (chodziłam do niego pół roku mniej więcej) w klasie nie miałam nikogo spoza miasta, więc teksty "a to wy tam macie wodę bieżacą?" były normalne. Przenioslam się do liceum z wyższym poziomem i troche bardziej ogarniętymi osobami (okazało się, ze mogłam się wybrać nawet do najlepszego lo, ale ja składając papiery byłam pewna, ze nie dostanę się nigdzie). W nowym lo tak się bałam ludzi, że parę przyjemnych osób przyczepiło mi łatkę zarozumiałego dziwoląga... ale było lepiej.

Co do słów... w domu miałam po cichu wpojone, ze mam nie być cienias, mam się nie łamać, bo inaczej będę psycholem, litować to się mozna nad moim starszym bratem, którego rodzice chronili przed wszelkim złem całego świata, ja musiałam od dziecka radzić sobie sama, bronić brata, a w podziękowaniu słyszałam "to Twój obowiązek". Już na studiach trafiłam na gościa, z którym byłam ponad rok, i od którego w pewnym momencie słyszałam już głównie: wymyślasz sobie problemy, nic złego się nie dzieje, to histeria, po prostu się użalasz tylko nad sobą, jesteś cienias, nic ci nie jest, zmyślasz i tyle... ja mu wierzyłam. Zawaliłam wtedy 10 z 12 przedmiotów w trakcie sesji, bo zamiast sie uczyć, leżałam i patrzyłam w sufit tak ze 2 tygodnie. Słowa mają prawdziwą moc :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

na studiach trafiłam na gościa, z którym byłam ponad rok, i od którego w pewnym momencie słyszałam już głównie: wymyślasz sobie problemy, nic złego się nie dzieje, to histeria, po prostu się użalasz tylko nad sobą, jesteś cienias, nic ci nie jest, zmyślasz i tyle... ja mu wierzyłam. Zawaliłam wtedy 10 z 12 przedmiotów w trakcie sesji, bo zamiast sie uczyć, leżałam i patrzyłam w sufit tak ze 2 tygodnie. Słowa mają prawdziwą moc :)

 

Mam bardzo podobną sytuację teraz. Nie wiem, czy to, co mi dolega to właśnie depresja, natomiast parę lat temu leczyłam się z fobii społecznej. Stan smutku i napięcia psychicznego w ostatnim czasie osiągnął maksimum, doprowadzając właśnie do przeleżenia całego semestru. Czasem nawet nie jadłam albo zamawiałam pizze przez internet, żeby nie wychodzić z domu do sklepu:). Z tym, że ja na takie lekceważące słowa reaguje histerią (żałosny widok) i ogromną agresją, jednocześnie.

 

Idź jak najszybciej do lekarza. To może być depresja, a może to być złe samopoczucie wywołane zupełnie czymś innym. Co by to nie było, jeśli czujesz, że osiągasz limit, to po co się męczyć, skoro można sobie ulżyć?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej,

 

Mam ostatnio dziwne objawy i zastanawiam się czy ktoś będzie mi mógł coś poradzić. Biore cały czas leki i miałem przez kilka miesięcy bardzo dobry okres. W ostatnich dniach pomimo tego, że nie miałem żadnych silnych stresów ani nic się nie stało pojawiła się u mnie bardzo silna męczliwość mięśni. W zasadzie to jedyny objaw obok podwyższonego ciśnienia(którego jednak nie czuje). Miałem takie objawy w zeszłym roku przez kilka miesięcy(pojawiały się i znikały). Robiłem wtedy badania i konsultowałem się z psychiatrą ale nic mi nie wyszło. Teraz to objawy znowu się pojawiły jakby znikąd. Czy to możliwe, że takie coś pojawia się znikąd w zaburzeniach psychicznych i nie jest poprzedzone lub nie towarzyszy temu spadek nastroju?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja jutro ide na pierwszy trening na kickboxing. Czytałem gdzieś na 70 którejś tam stronie i dobrze Tomek pisze, no nie tylko on ale tak jego zapamiętałem. Już nie będę pisał jak byłem gnębiony przez podstawówkę i gimnazjum bo to bez sensu. W domu też troche niestandardowo. Po ukończeniu gimnazjum leczę się do teraz, a mam 25 lat. Ogólnie depresja nerwica bezsennosc. Kilka dni temu odstawiłem leki, odstawiałem powolutku. Obawiam się trochę o niewyspanie, spowolnienie, które mam. czy będę dzisiaj spał czy nie. Ale co tracę..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×