Skocz do zawartości
Nerwica.com

plisia230

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez plisia230

  1. plisia230

    Depresja objawy

    witam! jestem nowa na forum. mam pewien problem. trwa to juz od kilku lat, i sie nasila. mam 26 lat. w pazdzierniku ucieklam od chopaka, z ktorym bylam 9 lat. nie raz bil mnie i ponizal. zawsze moim priorytem bylo zeby go zadowolic, zeby byl w dobrym chumorze. o sobie wogule zapomnialam. stanelam w miejscu, nie rozwijam sie chociaz probuje. stracilam przez niego bardzo duzo znajomych. czuje sie bardzo samotna i potrzeboje wsparcia jakiegokolwiek. po ucieczce od bylego (z walizka do kolezani po ponownym pobiciu) kolezanka troche pomogla mi stanac na nogi. dzieki niej nie wrucilam do niego kolejny raz. znalazlam sobie mieszkanie. wtedy zaczelam sie z nim spotykac zpowrotem, alej uz jako kolezanka. bardzo czesto przychodzili wspolni nasi znajomi do niego, ktorzy o wszystkim wiedzieli. pewnego razu przyszlam do bylego i byl tam tez tomek. siedzielismy wszyscy przy piwku. z bylym zaczelam sie klucic o ta kolezanke (on jej nigdy nie lubil) ze mam z nia kontak zerwacz, ze on niechce o niej slyszec. ja trwalam zaparte przy swoim ze nie zerwe z nia zadnego kontaktu a on czy bedzie chcial czy nie to itak o niej uslyszy. no i wtedy zaczol mnie szarpac, oblal piwem, wsadzil moja glowe pomiedzy framuge i drzwi i zaczol przygniatac mnie. tomek ktory byl wtedy z nami staral sie go uspokoic na rozne sposoby,az wkoncu musial uzyc wobec mojego bylego piesci zeby ten w koncu przestal. nastepnie byly zabral mi telefon i zniszczyl karte sim poczym wyrzucil mnie z domu. chca odzyskac telefon dobijalam sie do drzwi i blagalam zeby mi go oddal. w koncu po namowach tomka wpuscil mnie. myslalam ze chce mi wreszcie ten tel oddac ale niestety zaczol mnie znowu okladac piesciami. tomek niewiele myslac wziol mnie pod reke i wyszlismy stamtad. bylo bardzo pozno (okolo 12-1 w nocy) wiec tomek zaproponowal mi zebym spala u niego. zgodzilam sie poniewaz wiedzialam ze nic mi nie grozi z jego strony. bardzo dlugo rozmawialismy zanim poszlismy spac. tomek powiedzial ze bardzo mu sie podobam i ze nie zasluguje na takie traktowanie. ze powinnam go jak najszybciej zostawic zeby nic gorszego mi sie nie stalo itp. bardzo mnie wtedy podniusl na duchu. rano mnie odprowadzil na przestanek. od chwili rozstania sie z tomkiem na przystanku nie moglam przestac o nim myslec. wieczorem poszlam po ten tel. u bylego byl juz tomek, bo mi obecal ze zalatwi to zemna. z bylym doszlismy do porozumienia i normalnie dalej rozmawialismy. byly myslal ze do niego wrucilam, caly czas mowilam mu ze nie, nie dochodzilo to do niego. po paru dniach wspolloktaor bylego mial urodziny. impreza bylo udana, bez zadnych agresji. goscie zaczeli sie powoli zbierac. odpadl nawet solenizant i moj byly. zostalismy z tomkiem sami. i nie wiem dlaczego rzucilam sie na niego, tzn zaczelam go namietnie calowac, gdzie on odwzajemnial pocalunek. byly prawie nas przylapal. po tym wyszlismy. na nastepny dzien spotkalismy sie z tomkiem i od tego dnia zaczelo sie cos powaznego miedzy nami. przez ok tydz krylismy sie , jak dzieci przed wszyskimi w obawie ze wszyscy nas wyklna. w koncu tomek ubral spodnie i poszedl porozmawic z bylym. ten dostal szalu i grozil tomkowi, a wszyscy inni co byli przy tym zachowali sie bardzo przychylnie dla nas. odwrucili sie od bylego za to jakim tak naprawde okazal sie czlowiekiem. po tym wszystkim co sie zlego wydarzylo zaczelam czuc w koncu ze zyje, tylko musze sie nauczyc zpowrotem zyc. w koncu po 9 latach koszmaru bylam bardzo szczesliwa. nawet zapomnialam ze mozna tak wspaniale sie czuc... nie trwalo to dlugo. caly czas nawet o najmniejsza pierdole krzyczalam do tomka. wydaje mi sie ze to postawa obronna po tym co pszeszlam. stopniowo zaczelam nad tym pracowac i zauwazylam postepy. tomek wspieral mnie przy tym. w tym wszystkim zaczelam bardzo nazucac sie tomkowi, co automatycznie go odpychalo. ale wtedy jeszcze pisal mi smsy i dzwonil. widac bylo ze mu zalezy na mnie, tak jak mi na nim. mowil ze ma powazne zamiary co domnie, ze mnie kocha, ze moja mama go napewno bardzo polubi, rozmawial ze mna na wszelakie tematy. powiedzial mi tez ze ma 4 letnia corke, ktorej nie widzial od jej 3 miesiaca zycia bo podpisal paszport i poklucil sie z byla i tyle corke widzial. cierpi przez to bardzo. przez poltora roku mial tylko telefoniczny kontak z dzieckiem. pozniej jego byla urwala ten kontakt. z poltora miesiaca temu odezwala sie ze jest sprawa o alimenty. tomek bardzo przezyl te wiadomosc. znowu pojawila sie dla niego iskierka nadzieji ze zobaczy mala. zaczelo sie to odbijac na mnie. dwonil zadko do mnie, nie odpowiadal na smsy, na moje tel. a jak ja nie odbieralam to sie lekko oburzal dlaczego tak robie. wiem ze chcial byc wtedy sam, ale powinnismy sie wspierac. ja sie uspokoilam toche i nie latalam tak za nim. caly czas mi powtarza ze teraz musimy zajac sie swoim zyciem, musimy sie ogarnac, zebym pamietala ze najwazniejsza osoba w moim zyciu jestem ja sama i musze myslec przedewszystkim o sobie, ze dobrze by bylo jakbym znalazla sobie dodatkowe zajecie. wiem ze ma racje. zaczelam ogarniac sie powoli, zaczynajac od porzadkow wokul siebie. bardzo duzo mysle i mam totalny metlik. nie potrafie opanowac pewnych emocji. nie mam tak naprawde z kim porozmawiac anie nie ma nikogo przy mnie. bardzo mnie to boli. jak juz wspominalam nie mam tez za duzo swoich znajomych takze bledne kulko sie zamyka, znowu sama... czesto mam nawet mysli takie jak: jestem nieudacznikiem, nie radze sobie sama ze soba, wszyscy maja mnie w 4 literach, jestem piepszona pijaczka (zaczelam pic jeszcze jak bylam z bylym zeby sobie ulzyc w cierpieniu i upijalam sie czesto do nieprzytomnosci), moje zycie jest beznadziejne, nie potafie sie cieszyc z codziennosci. nie ma wieczoru zebym nie plaka. boje sie samotnosci. mysle zeby ze soba skonczyc... a gdy budze sie rano pukam sie po gluwce jak ja tak moge myslec, jestem mloda, zycie przedemna i jak nie z tomkiem to z kims innym bede szczesliwa. puzniej jest motywacja i pozytywne myslenie a kiedy pod koniec dnia znow zaczyna mi doskwierac samotnosc siegam znowu po alkochol i uzalam sie nad soba. myslalm ze nie ma nic ciezszego od koszmaru ktory pszeszlam a jednak praca nad soba wcale taka prosta nie jest. za jakis czas zerwalismy z tomkiem. utrzymujemy kontakty kolezenskie (przynajmniej tyle dobrego ze nie stracilam go jako kolegi). dzieki kolezance tomka zaczelam wychodzic miedzy ludzi. moj kolejny problem polega na tym ze nie potrafie sie otworzyc. jak jestem w nowym towarzystwie to bardzo malo mowie i jestem bardzo spieta. mam wrazenie ze ludzie mnie obserwoja i oceniaja. nie potrafie byc soba. wszyscy to widza bo mowia mi o tym. a ja ich zbywam w tym temacie. nie potrafie tez cieszyc sie z codziennych czynnosci. nic mi sie nie chce. caly czas zadaje sobie pytanie po co? czy warto? i tak codziennie robie sobie liste co powinnam zrobic dzis i prawie zawsze nie robie nic, bo nie mam checi... wole sobie np wypic wino itp. chcialabym odzyskac checi do zycia i byc zadowolonym z tego co robie, znowu w koncu sie usmiechnac...
×