Skocz do zawartości
Nerwica.com

Samotność w depresji...


lublinianka

Rekomendowane odpowiedzi

Skąd ja to wszystko znam... Ciągłe uczucie głębokiej samotności, poczucie, że wszyscy kiedyś mi bliscy mnie porzucili, że inni świetnie się bawią beze mnie itp. I ile razy próbuje to zwalczyć spotykając się z ludźmi, tyle razy mam wrażenie, że jestem inny, że nie pasuję, że nie ma o czym gadać...

Tylko, moim zdaniem, rzecz polega na tym, że to jest tak naprawdę zupełnie bez znaczenia, czy mamy milion czy troje znajomych, czy prowadzimy bujne życie towarzyskie, czy jesteśmy raczej samotnikami, czy jesteśmy duszami towarzystwa, czy raczej tymi skromnymi. Ta samotność depresyjna przecież różni się od samotności zdrowej. To jest zupełnie inne uczucie. Ja czuję, że to jest głęboko we mnie i wszystkie próby pokonywania tej samotności przez wychodzenie do ludzi spełzną na niczym. Ona zniknie jak wyzdrowieję, jak znajdę te emocje, które pogubiłem i to one wypełnią te dziurę samotności. I wtedy wiem, że będę potrzebował zdrowej samotności czasami, żeby sobie pobyć ze sobą samym bez męki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czuje sie samotny. mam prawie 18 lat, bagaż doswiadczen zyciowyych. Moj problem polega na tym ze czuje samotnosc. Siedze calymi dniami zamkniety w pokoju. Kiedys tak nie bylo. Mam brata do ktorego jest ekstremalnie przywiazany. teraz juz nie mieszka ze mna tylko 70km od domu bo studiuje i widze go raz na 2 tygodnie i jest mi przykro z tego powodu, kiedy wyjezdza na studia to odliczam kolejne dni do jego ponownego przyjazdu. Kiedy juz przyjedzie dni szybko leca i ani sie obejrze to on znowu wyjezdza a te kolejne 2 tygodnie rozlaki ciagna sie strasznie dlugo. Ze znajomymi sie nie spotykam. nie wiem dlaczego. po prostu nie chce mi sie ich widywac a jednak ubolewam nad faktem ze siedze w domu zamiast wyjsc gdzies z nimi. Wszystko mnie denerwuje. poczawszy od czasu wolnego spedzanego w domu do komputera i internetu. nienawidze wolnych od szkoly dni bo w szkole zapominam o wszystkim i sie skupiam na lekcjach. Ja nie wiem juz co mam robic...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

moze powinienem... nie wiem nie mam po prostu checi na nic. nic mi sie nie chce. Tak źle i tak nie dobrze. Zachowuje sie jak dziecko i jestem niepowazny ( tak sadze) z ta sytuacja na linii ja-brat. matka mi mowila ze musze sobie uswiadomic ze on ma swoje zycie i tak juz jest ale do mnei to nie dochodzi. po prostu zeby byl u mnie w domu. w przeszlosci czesto mi pomagal. wyciagal mnie z klopotow, pomagal w nauce i w ogole byl dla mnie taka 2 mama. :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ta samotność depresyjna przecież różni się od samotności zdrowej. To jest zupełnie inne uczucie. Ja czuję, że to jest głęboko we mnie i wszystkie próby pokonywania tej samotności przez wychodzenie do ludzi spełzną na niczym. Ona zniknie jak wyzdrowieję, jak znajdę te emocje, które pogubiłem i to one wypełnią te dziurę samotności. .

No nie wiem, u mnie to jest odwrotnie. Samotność "zwyczajna" spowodowała depresję, a na pewno się do niej bardzo przyczyniła :cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie się wydaje, że osoba z depresją w ogóle bywa bardziej przenikliwa (paradoks) i rozczarowuje się o wiele szybciej do ludzi. Wcale dużo nie potrzeba, wystarczy czasem, że ktoś niewłaściwie się wyrazi i już włącza się klapa bezpieczeństwa i postawa unikająca tej osoby. Dla mnie np. każdy epizod depresyjny wiąże się z ostrą weryfikacją kręgu znajomych i przyjaciół. I rzeczywiście mam wtedy wrażenie osamotnienia mimo bycia wśród wielu ludzi. Po prostu, moi Drodzy, żyjemy w nieco innym świecie i jesteśmy przeważnie nierozumiani.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Doskonale Cię rozumiem. Niedawno ktoś z moich studiów powiedział mi, że ma wrażenie, że się odseparowałem. A to tylko kolejny epizod depresji, który okresowo wtłacza mnie do łózka np. na tydzień. W takim stanie człowiek nie ma siły jeść, czy nawet wstać, a co dopiero spotykać się z ludźmi. Dopiero, gdy choroba mija, mija również ten stan niemocy prowadzenia życia towarzyskiego. A prawdziwi przyjaciele na pewno nie wykruszą się i w czasie choroby i po niej. Po drodze odpadają tylko imitacje przyjaźni, nic niewarte podróby, które należy zamknąć głęboko w koszu z odpadkami wspomnień i nigdy już nie wyciągać na zewnątrz.

Wiesz, to się skończy, ale najlepszy sposób, to zwlec się z domu do lekarza, choćby pierwszego kontaktu i szczerze porozmawiać na temat tego, co się dzieje i co można z tym zrobić, a można wiele. Wyjście z tego stanu wymaga czasu, ale jest możliwe. Pozdrawiam Cię i życzę poprawy!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

SAMOTNOŚĆ ? ja nie znam innego uczucia.jest ono ze mna 24 godziny.ciagle nie potrafie znaleąć przyjacioł.mam wrazenie ze nikomu nie jestem potrzebna.ze wszyscy sie ze mnie smieja.nienawidze ludzi a z drugiej strony tak strasznie kogos potrzebuje.juz nie wierze ze to kiedys minie.nie mam juz sił wierzyc...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Samotnosc ? moze czasem lepiej byc samemu niz z kims? Milosc nie trwa wiecznie.. czy ufam i wierze w milosc chyba nie!!Sad samotni cieszcie sie ze jestescie sami !!

 

Wiesz, ja czuje smutek gdy inni maja przyjaciół, chodzą na 18, a ja siedzę w domu sam. W tym roku będe miał 18 i żal mnie ściska, że nie będe miał kogo zaprosić... Samotność jest dobra tylko czasami, uwierz mi. Prawie całe życie jestem samotny. Była jedna okazja, żeby nie być...ale ona przepadła i żałuje tego pogrążając się w sobie :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Samtność to największa kara, jaka kolwiek spotkała człowieka, ale kara za co? za bezinteresowność? za szczerość, zadobroć serca? za chęć niesienia pomocy? za każdy promień? za każdy uśmiech, za osiągnięcia, które zdobywałam w pocie czoła?... Nie rozumiem dlaczego mnie też dopadła, czy będę dalej aż tak naiwna aby żyć w tym okropnym świecie? pełnym zawiści, złości, oszustwa, niezrozumienia,materializmu?

 

[ Dodano: Nie Lut 04, 2007 3:40 pm ]

SAMOTNOŚĆ ? ja nie znam innego uczucia.jest ono ze mna 24 godziny.ciagle nie potrafie znaleąć przyjacioł.mam wrazenie ze nikomu nie jestem potrzebna.ze wszyscy sie ze mnie smieja.nienawidze ludzi a z drugiej strony tak strasznie kogos potrzebuje.juz nie wierze ze to kiedys minie.nie mam juz sił wierzyc...

 

mam dokładnie to samo... a jeszcze bardziej mnie przygnębia zbliżające się święto... ciężki los

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślę (czy raczej wiem po sobie) że depresja sprawiam że też odczuwamy zmniejszoną potrzebę przebywania z innymi ludźmi.

 

Jednak odkąd leczenie przynosi pierwsze pozytywne rezultaty, widzę że staję się coraz bardziej obiektywny, i nie drażni mnie już wiele rzeczy, które robią inni ludzie, a które do niedawna doprowadzały mnie do złości/rozpaczy.

 

Zobaczymy co bedzie dalej.

 

Z drugiej strony jestem niemal 100% pewny że kontakty z innymi zawsze będą obarczone wysiłkiem i nigdy nie będą czymś tak naturalnym jak u zdrowych ludzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej,

a ja chcę kochać dbać o kogos być komuś potzrebna, do tej pory wystarczało mi moje dziecko, ale obawiam się żebym jej nie zadusiła moją miłością. Więc czekam ale nie wiem na co? Z drugiej strony ludzie mnie draznią i nie widzę nikogo godnego zainteresowania... Ludzie miałam na myśli faceci! Powoli staje się wojującą feministką i nienawidzę siebie za to! Tragedia, całe moje wnętrze krzyczy i cierpi bez spełnienia jakie daje drugi człowiek. Jeszcze do tego bezsilność, wszystko sama sama sama mam dość potzrebuje pomocy!!!! Potrzebuję wsparcia, oparcia itp.......

 

Hmmm buuu i tak dzisiaj płacze w samotności,

Trzymajcie się kochani forumowicze!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiecie, a mnie dręczy coś takiego: Czy w ogóle możliwe jest szczęśliwe życie w samotności? Spójrzmy proszę w taki sposób: "Być może nie jest naturalnym stanem posiadanie zorganizowanego życia zawodowego, własnego światopoglądu, celów, dążeń i znajomych oraz bliskich. Być może stanem naturalnym jest przede wszystkim życie w społeczeństwie i respektowanie reguł tutaj obowiązujących, natomiast wszystkie dążenia zawodowe i ideowe są tylko ubocznym skutkiem takiego życia?"

 

Może się to wydać masło maślane niektórym osobom, szczególnie tym, które problemy psychiczne mają już dawno za sobą i którym życie układa się już "naturalnie", po co więc tak kombinować?

 

Ano po to, żeby wiedzieć, czy przypadkiem nie jest tak, że najbardziej integralną częścią naszego mózgu jest życie w grupie

(właśnie, skoro jest to cecha wrodzona, zaprogramowana każdemu homo sapiens, to jest pochodzenia tak naprawdę zwierzęcego, więc raczej - grupa, gromada niż społeczeństwo...)

i nic a nic nie obchodzi nasz organizm to, że chcemy (jeśli chcemy, ja np. chciałem) skonstruować jakiś swój system filozoficzny, hierarchię wartości, czy jakkolwiek by tego nie nazwać, gdzie zdejmiemy życie w grupie z pierwszego miejsca! Można mówić: "No dobrze, ale przecież nie twierdzę, że nie jest to ważny dodatek do życia, takie współistnienie z innymi ludźmi, ale przede wszystkim, to ja mam już swoje wytyczone cele, chciałbym poświęcić się nauce, itd. ..." Ale co z tego jeśli taka rozmowa ze sobą, to jak walenie w worek z piaskiem - nic nie ustępuje. Zdaje się, że aż czasem słyszę złośliwe szeptanie: "No i co? Guzik! Nie będzie innych ludzi na pierwszym miejscu, to nie będzie żadnych odpowiednich hormonów w mózgu i nie będzie ani szczęścia ani swobodnego myślenia, ani w ogóle zdoloności do koncentracji!"

 

Takie twierdzenie miałoby swoje mocne (jak dla mnie nawet przerażająco mocne) uzasadnienie - taki model mózgu mógł być , z różnych względów, promowany ewolucyjnie, a teraz dostaliśmy go w spadku i nie da się tego obejść - nie wymienimy sobie na inny.

Jaki by tutaj jeszcze dowód? No np. taki : ilu macie znajomych samotnych a ilu takich, którzy założyli rodziny albo założą w przyszłości? Chodzi o to, czy wszyscy tak do tego by dążyli, jeśli nie byłoby to jedno z najbardziej podstawowych (albo właśnie to jedyne, najbardziej podstawowe) pragnienie całego życia? A z kolei, w moim otoczeniu, bardzo wielu ludzi ma pracę, do której mają nastawienie czysto zarobkowe. Nie byłoby np. żadnej głębokiej idei w kierowaniu hurtownią rurek szklanych, albo zarządzaniu przedsiębiorstwem no nie wiem, pośredniczącym przy zakupie mieszkań, gdyby nie przynosiło to wystarczająco dużej kasy, żeby utrzymać rodzinę, itd. - czyli szukać szczęścia i celu na innej zupełnie płaszczyźnie niż zawodowa. I jakoś Ci ludzie nie narzekają :!:

 

Tylko jak to się ma do ludzkiej odrębności (od zwierząt i od siebie samych), prawa do własnego zdania, wolności wyboru? Dla mnie to jest sprzeczne - nie pozostawia wyboru, redukuje człowieka do zwierzęcia. A to okropne, przynajmniej przy pierwszym kontakcie z takim poglądem.

 

Podsumowanie mojej wypowiedzi jest takie, że - być może - ludzie mają genetycznie zapisane, że warunkiem ich szczęścia jest głównie (albo i przede wszystkim) życie z innymi ludźmi - koniec kropka. Nie żadne tam plany zawodowe, ambicje - nie. Wszystko to, gdyby człowieka pozostawić samemu sobie, może nie dać mu życia szczęśliwego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej, ok zgoda ale w wielu poglądach psychologicznych jest podejście, że najpierw to TY jako jednostka jesteś szczęśliwy i kochasz siebie, akceptujesz i dopiero wtedy jest możliwe stworzyć szczęśliwy związek czy relacje z drugą osobą czy grupą, samoświadomość siebie, samoakceptacja przekłada się równoczesnie na to że akceptujemy innych takimi jakimi są ( bo nikt się nie zmienia?) kochamy kogoś za to że jest i za to jaki jest, z jego wadami, a nie kogoś kim chcielibyśmy żeby był (chyba też masło maslane ale czuję że coś w tym jest). Cieżko mi się dzisiaj zbiera myśli bo płaczę już od wczoraj... ale mam oczka uuuuuu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z drugą częścią wypowiedzi zgadzam się w pełni - nie można kochać po kawałku. Ale moja wypowiedź chyba temu nie przeczy?

A co do pierwszej - no właśnie. Rzeczywiście, to brzmi bardzo sensownie i przypomniałaś mi, że (o zgrozo!) sam jakoś tak napisałem w tym temacie :!: na 3. stronie! Dziękuję bardzo!

Przyznam, że nie wiem co z tym zrobić. W tej formie chyba rzeczywiście te stwierdzenia są sprzeczne :roll: . Tyle, że nie wiem, które jest prawdziwe...

Ale to fajnie, że jest różnica zdań - pobudza do myślenia.

No - ale to, w każdym razie, nie jest proces natychmiastowy, dlatego ja nie wiem jak z tego wybrnąć, póki co przynajmniej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wiecie samotność mnie dobija, tak samo jak kings robię ciągle wszytsko sama, sama, sama, ta sutuacja doprowadza mnie na skraj wytrzymałości, płaczę gorzkimi łzami... dlaczego mnie to spotyka w życiu, taka pustka? nigdy nie miałam problemów z nawiązywaniem kontaktów z innym ludźmi a jednak brak szczęścia w poszukiwaniu bratniej duszy tak głęboko mnie doświadcza... nie wiem dlaczego? może dlatego, że jestem zbyt łatwowierna, ufna, dobra? ludzie,którzy to wyczuwają wykorzystują każda nadarzającą się okazję aby mnie zranić... może po prostu nie potrafię się przystosować do realiów panujących obecnie na świecie? nie wiem, już nic nie wiem, nie rozumiem coraz bardziej każdego swojego wypowiedzianego zdania... odzywa się we mnie tylko potrzeba miłości, opieki, kochania, czucia,że jest się komuś potrzebnym.... to tak boli, próżnia wszechobecna... pomóżcie!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Samotnosc to przykra sprawa i ta bezsilnosc, ktora rodzi smutek. Byloby inaczej gdyby chociaz bylo sie do kogo odezwac i z kim spedzic czas, ale jak skoro ja sie boje nawet spojrzec na innych, co dopiero wykrztusic cokolwiek. No ale trzeba sobie powiedziec "bedzie lepiej".:]

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aloha, kochana, nie tylko ty, nie tylko ciebie to dotyczy. Czytam twój post i myślę: czy to ktoś inny, czy to ja?

Wiecie co, zadziwiająca sprawa: Jeszcze niedawno tak bardzo chciałam to wszystko zakończyć, ale się bałam. Wszystkiego się bałam - tak samo umrzeć jak i żyć. Dostałam prochy przeciwlękowe i bardziej przestałam się bać umrzeć jak żyć. Czy to nie ironia losu?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×