Skocz do zawartości
Nerwica.com

nic nie czuję


reneSK

Rekomendowane odpowiedzi

Ja biorę solian przepisany przez dr Rosia z diagnozą: nietypowa depresja imitująca objawy negatywne schizofrenii. Też myślałam na początku, że mam za mało dopaminy, ale ponieważ solian działa, to chyba miałam jej za dużo, albo też solian ma jeszcze jakieś niepoznane działanie, nie wiem, grunt że działa. I to działa na tyle, że wierzę w moje wyzdrowienie, a wcześniej dawałam sobie praktycznie zerowe szanse... Będę znów człowiekiem : ). Może nie do końca normalnym, ale czującym. Muszę. Jeżeli ten solian mi nie pomoże, to chyba bym się załamała kompletnie... Ale póki co wszystko przemawia za tym, że To mi pomoże. : )

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Bo pamietam chwile, kiedy czulem. Pamietam zapachy, smaki, dotyk i ile radosci dawalo poznawanie swiata. Nawet nauka byla wspaniala... :( Poczucie winy, wspolczucie, skrucha - to bylo piekne. Czasem nienawidze ludzi za to, ze nie doceniaja tych rzeczy. Nie wiem, kiedy to wszystko odeszlo ode mnie. Moze nawet w ogole tego nie bylo? Moze to sobie wymyslilem, zeby miec jakis cel? Nie wiem... Musze sprobowac zawalczyc o ten ideal.

 

Właśnie ostatnio probówalem sobie przypomnieć,kiedy to wszystko odemnie odeszło. A,że jesteś bardzo podobny to spytam...na pewno kiedyś czułes? Ja pamietam różne sytuacje z młodzieńczego wieku i mógłbym dać ręke,że wtedy czułem...chociaż z drugiej strony skąd mógłbym o tym wiedzieć, gdybym tak na prawdę nie czuł? Przecież nigdy nie znałbym wtedy tego uczucia. Może to dziwnie brzmi,ale się zastanawiam nad tym. Pamietam, jak w wieku 10 lat byłem na pogrzebie dziadka. Zaczełem wtedy płakac...ale nie ze smutku. Wystarszyłem się tego,że jestem potworem. Ludzie dokoła mnie płakali nad utratą,a ja nic! w ogołe się tym nie martwiłem. Gdy sobie to uświadomiłem,wpadłem w histerię.Wiadomo,psychika dziecka. Ale skoro wtedy po raz pierwszy dowiedziałem się jaki jestem, to być może już się taki urodziłem...i nigdy się nie zmienie.

 

I nie jest to tak,że kompletnie mam pustke. Odczuwam np. stres. Często się denerwuje bez powodu. Jednak do innych ludzi nic kompletnie. Zero uczuć.

 

 

Ja tez mam dziewczyne, jestem z nia juz 3 lata. Wkrotce lecimy na wycieczke za granice. I ostatnio odkad zaczalem miec te wszystkie chore jazdy i zarejestrowalem sie tutaj, tez zaczalem sie zastanawiac, czy warto to ciagnac dalej. Ona mnie bardzo kocha, ja ja na swoj sposob tez. Jest to jedyna osoba, przed ktora probuje uchylic troche swojej maski.

 

Jak Twoja dziewczyna reaguje na Twoje "prawdziwe" oblicze,bez maski? Też myślałem,żeby mojej o tym powiedzieć...ale ona mi nie uwierzy. Ma mnie za bardzo wrażliwego faceta, czyli dobrze odgrywam swoją role...

 

Tęsknisz za swoją dziewczyną?potrzebujesz jej? Ja niestety nie i to jest w tym najgorsze.

 

I jeszcze jedno pytanie natury osobistej. Pociąga cię seksualnie? Ja nie czuje kompletnie,żadnego popędu. Nigdy tego nie rozumiałem. Nawet jako nastolatek oglądałem porno raz na 2 miesiące...

 

btw. Polecam serial Dexter. O kolesiu ,który też nic nie odczuwa i wybrał sobie "ciekawy" sposób radzenia z tym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Właśnie ostatnio probówalem sobie przypomnieć,kiedy to wszystko odemnie odeszło. A,że jesteś bardzo podobny to spytam...na pewno kiedyś czułes? Ja pamietam różne sytuacje z młodzieńczego wieku i mógłbym dać ręke,że wtedy czułem...chociaż z drugiej strony skąd mógłbym o tym wiedzieć, gdybym tak na prawdę nie czuł? Przecież nigdy nie znałbym wtedy tego uczucia. Może to dziwnie brzmi,ale się zastanawiam nad tym. Pamietam, jak w wieku 10 lat byłem na pogrzebie dziadka. Zaczełem wtedy płakac...ale nie ze smutku. Wystarszyłem się tego,że jestem potworem. Ludzie dokoła mnie płakali nad utratą,a ja nic! w ogołe się tym nie martwiłem. Gdy sobie to uświadomiłem,wpadłem w histerię.Wiadomo,psychika dziecka. Ale skoro wtedy po raz pierwszy dowiedziałem się jaki jestem, to być może już się taki urodziłem...i nigdy się nie zmienie.

 

I nie jest to tak,że kompletnie mam pustke. Odczuwam np. stres. Często się denerwuje bez powodu. Jednak do innych ludzi nic kompletnie. Zero uczuć.

 

Moze i nigdy ich nie mialem. Ale nie chce myslec w ten sposob. Na pewno moje zmysly byly bardziej wyostrzone i otwarte na otaczajacy swiat. Tak samo ja sam, bylem ciekawy wszystkiego i zywy. Podobno to sie zmienilo jak poszedlem do zerowki. Wtedy sie uspokoilem i moze wtedy zaczalem tez czuc 'do' zamiast 'od'. Z dziecinstwa pamietam jak sie klocilem z mama pare razy i jak pozniej mi bylo glupio za to co powiedzialem. I chcialem nie przepraszac, zeby nie wygrala, wiec zamykalem sie w toalecie. Ale w koncu dopadalo mnie poczucie winy i zawsze ja przepraszalem ostatecznie. Albo pamietam radosc jak wracalem z jakiegos wyjazdu do mamy. Takie rzeczy...

 

Ja tez pamietam pare pogrzebow. W tej chwili juz sam nie jestem pewien tego, co czulem na nich, ale na kazdym plakalem potwornie. To byly pogrzeby czlonkow najblizszej rodziny. Ale bylem tez na 2 pogrzebach ludzi z poza rodziny i wtedy tez chcialo mi sie strasznie plakac. Zawsze sie rozklejam jak zaczynaja sypac trumne ziemia. Mysle wtedy, ze ta osoba zniknela. Juz nigdy nie uslyszymy jej glosu, nie dowiemy sie o czym myslala. Po prostu zniknela.A wspomnienia tylko dobitniej uswiadamiaja nam, ze juz nigdy nie porozmawiamy razem.

 

O, wlasnie sie rozplakalem piszac to. Chce czuc, chce czuc - ta mysl swidruje mi serce.

 

Ja tez odczuwam stres, np. na maturze ustnej z polskiego caly sie trzeslem, tak samo moj glos. A powiedz, czy bales sie kiedys horrorow? Bo ja bardzo. Jak moi rodzice ogladali 'Z archiwum X' i pozniej slyszalem te muzyczke na koniec, to nie moglem zasnac. Czytalem wtedy 'Kaczora Donalda' do momentu az bylem padniety i zasypialem ze zmeczenia. Albo siedzialem pod koldra szczelnie przykryty, zeby nic nie widziec i nie slyszec. A na dodatek zostawialem sobie zapalone swiatlo. :P Raz ogladalem z mama taki reportaz o Rosjaninie co go niedzwiedz zaatakowal i mial taka twarz zmasakrowana i jak go zobaczylem, to przez tydzien mi sie snil po nocach, a moze i dluzej. Balem sie tez panicznie pajakow, a to bylo stare mieszkanie i duzo ich bylo. Nie chcialem zagladac za lozko, zeby jakiegos nie znalezc. Teraz tez sie ich boje i wywoluja we mnie odraze, ale nie jest to taki paralizujacy strach jak kiedys.

 

Jak Twoja dziewczyna reaguje na Twoje "prawdziwe" oblicze,bez maski? Też myślałem,żeby mojej o tym powiedzieć...ale ona mi nie uwierzy. Ma mnie za bardzo wrażliwego faceta, czyli dobrze odgrywam swoją role...

 

Tęsknisz za swoją dziewczyną?potrzebujesz jej? Ja niestety nie i to jest w tym najgorsze.

 

I jeszcze jedno pytanie natury osobistej. Pociąga cię seksualnie? Ja nie czuje kompletnie,żadnego popędu. Nigdy tego nie rozumiałem. Nawet jako nastolatek oglądałem porno raz na 2 miesiące...

 

btw. Polecam serial Dexter. O kolesiu ,który też nic nie odczuwa i wybrał sobie "ciekawy" sposób radzenia z tym.

 

Nie chce mi wierzyc, tez ma mnie za bardzo wrazliwego czlowieka. Jestem przy niej cyniczny, mowie otwarcie, ze cos jest dla mnie totalna glupota, bo opiera sie tylko na uczuciach, generalnie pokazuje jej, ze nie mam jakiejs wyzszej moralnosci. Nie wiem sam. Ostatecznie i tak wychodzi na to ze jestem 'dobry'. Ale ostatnio, kiedy mialem kryzys i lezalem tylko w lozku, przyszla do mnie i powiedzialem jej otwarcie, ze 'mam serce z kamienia' i ze 'jestem jebanym egoista, ktory mysli tylko o sobie', ze 'czasami chce sobie rozwalic glowe o kamien'. A ona zaprzeczyla temu wszystkiemu i sie zmartwila, czemu chce sobie zrobic krzywde. :( Pozniej jak wychodzila juz ode mnie, to sie rozplakalem, sam nie wiem czemu. Wtedy chyba zobaczylem wyraznie, ze oszukuje ja i nie zasluzyla na to. A ja poczulem sie samotny. Nie chcialem, zeby szla, bo sie nie czulem przy niej taki samotny. Kolejny egoistyczny krok w moim zyciu. Dopiero ostatnio zaczalem to sobie uswiadamiac. Czy Ty tez tak miales? Ja zylem w przeswiadczeniu, ze jestem dla wszystkich swietny, tylko siebie mecze.

 

Nie tesknie za swoja dziewczyna,a przynajmniej nie w takim znaczeniu jak tesknilem kiedys (albo mi sie zdawalo). Czasami o niej mysle w ciiagu dnia, ale ostatnio rzadziej i traktuje to prawie jak obowiazek. :( Pamietam, ze jak bylismy swieza para, 3 lata temu, to bardzo czesto o niej myslalem. Nie byla to tesknota. Teraz jak o tym mysle, to to byla chyba chec zdobywania, czy cos w tym stylu. Poza tym jak juz pisalem, ma pewne problemy. I ja uwazalem, ze bede remedium na nie, ze jej pomoge itp. Mialem jakies wizje siebie jako wybawiciela (nie doslownie). Chcialem pomoc, a tak naprawde chcialem chyba tylko pokazac sobie, ze jestem dobry i kochany. Ehhhh.... Jak czytam to co pisze to mi sie niedobrze robi. Ale musze sie zmierzyc z taka ewentualnoscia. Najgorsze jest to, ze ja nie wiem, co jest prawda, a co nie. Co robilem dla siebie, a co dla innych. Moze wszystko, co zrobilem dla innych robilem tak naprawde dla siebie? Teraz tak mysle, ale to moze byc tylko autosugestia. Chce wierzyc w to wszystko, wiec w moim postrzeganiu to staje sie prawda.

 

Wracajac do dziewczyny - teraz juz mniej mnie pociaga, ale na poczatku dosyc mocno. To byla jednak podroz w nieznane, towarzyszyl temu dreszcz itd. Nie chce sie tu rozpisywac, napisze Ci na PW, jak bede mial wiecej czasu.

Porno ogladalem dosyc czesto, 2 razy w tygodniu. Wciaz to robie, ostatnio rzadziej przez to, ze mam 'depresje'.

 

A Dexter... Boski serial. Uwielbiam muzyczke i glownego bohatera. Lubie wszystko w sumie, ale gdyby ktos inny gral Dextera, to serial bylby tylko w polowie tak dobry. Wlasnie ogladam ponownie drugi sezon i na nowo go interpretuje. Wczesniej ja, prawdopodobnie psychopata, dalem sie nabrac Dexterowi. Uwierzylem w jegp urok ,i mimo ze wiadomo, ze morduje ludzi, uwazalem go za spoko kolesia. Teraz patrze na niego jak na zimnego skurwiela (co nie znaczy, ze go nie lubie). Najpierw wrobil Paula, zeby ratowac swoja dupe, pozniej Doakesa. Zniszczyl zycie Rity i dzieci, duzo by wymieniac.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Moze i nigdy ich nie mialem. Ale nie chce myslec w ten sposob. Na pewno moje zmysly byly bardziej wyostrzone i otwarte na otaczajacy swiat. Tak samo ja sam, bylem ciekawy wszystkiego i zywy. Podobno to sie zmienilo jak poszedlem do zerowki. Wtedy sie uspokoilem i moze wtedy zaczalem tez czuc 'do' zamiast 'od'. Z dziecinstwa pamietam jak sie klocilem z mama pare razy i jak pozniej mi bylo glupio za to co powiedzialem. I chcialem nie przepraszac, zeby nie wygrala, wiec zamykalem sie w toalecie. Ale w koncu dopadalo mnie poczucie winy i zawsze ja przepraszalem ostatecznie. Albo pamietam radosc jak wracalem z jakiegos wyjazdu do mamy. Takie rzeczy... .

 

No ja też miałem podobnie. Być może jako dziecko czułem... chociaż tak jak pisałem,wcześnie bo w wieku 10 lat uświadomiłem sobie swoją "inność".

Ja tez pamietam pare pogrzebow. W tej chwili juz sam nie jestem pewien tego, co czulem na nich, ale na kazdym plakalem potwornie. To byly pogrzeby czlonkow najblizszej rodziny. Ale bylem tez na 2 pogrzebach ludzi z poza rodziny i wtedy tez chcialo mi sie strasznie plakac. Zawsze sie rozklejam jak zaczynaja sypac trumne ziemia. Mysle wtedy, ze ta osoba zniknela. Juz nigdy nie uslyszymy jej glosu, nie dowiemy sie o czym myslala. Po prostu zniknela.A wspomnienia tylko dobitniej uswiadamiaja nam, ze juz nigdy nie porozmawiamy razem.

 

O, wlasnie sie rozplakalem piszac to. Chce czuc, chce czuc - ta mysl swidruje mi serce.

 

 

Być może jest dla Ciebie nadzieja. Ja nie potrafię wyduszać łeż,nie czuje kompletnie nic nawet gdy uświadomie sobie jak bardzo skrzywiony jestem. Wydaję mi się,że jesteś mimo wszystko bardziej emocjonalny niż ja. Pracuj nad tym ,być może Ci się uda...ja straciłem już raczej nadzieje...

 

Ja tez odczuwam stres, np. na maturze ustnej z polskiego caly sie trzeslem, tak samo moj glos. A powiedz, czy bales sie kiedys horrorow? Bo ja bardzo. Jak moi rodzice ogladali 'Z archiwum X' i pozniej slyszalem te muzyczke na koniec, to nie moglem zasnac. Czytalem wtedy 'Kaczora Donalda' do momentu az bylem padniety i zasypialem ze zmeczenia. Albo siedzialem pod koldra szczelnie przykryty, zeby nic nie widziec i nie slyszec. A na dodatek zostawialem sobie zapalone swiatlo. :P Raz ogladalem z mama taki reportaz o Rosjaninie co go niedzwiedz zaatakowal i mial taka twarz zmasakrowana i jak go zobaczylem, to przez tydzien mi sie snil po nocach, a moze i dluzej. Balem sie tez panicznie pajakow, a to bylo stare mieszkanie i duzo ich bylo. Nie chcialem zagladac za lozko, zeby jakiegos nie znalezc. Teraz tez sie ich boje i wywoluja we mnie odraze, ale nie jest to taki paralizujacy strach jak kiedys.

 

Baaa....horrorów zawsze się bałem. Nawet teraz jeszcze trochę mi zostało,chociaż już nie jest to tak jak kiedyś,gdy nie mogłem spać po nocach. Pająki...gdy widziałem jakiegoś uciekałem jak najdalej. Nigdy nie spałem przy ścianie,bo kiedyś widziałem wspinającego się pająka po niej... Teraz te czasy mineły,chociaż nadal czuje lekki strach ,już tak nie świruje.

 

 

Nie chce mi wierzyc, tez ma mnie za bardzo wrazliwego czlowieka. Jestem przy niej cyniczny, mowie otwarcie, ze cos jest dla mnie totalna glupota, bo opiera sie tylko na uczuciach, generalnie pokazuje jej, ze nie mam jakiejs wyzszej moralnosci. Nie wiem sam. Ostatecznie i tak wychodzi na to ze jestem 'dobry'. Ale ostatnio, kiedy mialem kryzys i lezalem tylko w lozku, przyszla do mnie i powiedzialem jej otwarcie, ze 'mam serce z kamienia' i ze 'jestem jebanym egoista, ktory mysli tylko o sobie', ze 'czasami chce sobie rozwalic glowe o kamien'. A ona zaprzeczyla temu wszystkiemu i sie zmartwila, czemu chce sobie zrobic krzywde. :( Pozniej jak wychodzila juz ode mnie, to sie rozplakalem, sam nie wiem czemu. Wtedy chyba zobaczylem wyraznie, ze oszukuje ja i nie zasluzyla na to. A ja poczulem sie samotny. Nie chcialem, zeby szla, bo sie nie czulem przy niej taki samotny. Kolejny egoistyczny krok w moim zyciu. Dopiero ostatnio zaczalem to sobie uswiadamiac. Czy Ty tez tak miales? Ja zylem w przeswiadczeniu, ze jestem dla wszystkich swietny, tylko siebie mecze.

 

Też momenatami odczuwam samotność... Ale zdecydowanie częsciej pragnę jej. Gdy jestem w gronie kolegów ,bardzo często widzę jak jestem od nich inny. Czuję się nie pasujący do nich i wtedy pragnę być w samotności.Tak samo gdy za długo jestem z dziewczyną. Co do egoizmu...niestety czuję ,że każdy jeden krok jaki robię jest tylko i wyłącznie dla mnie. Znalazłem dziewczyne, by mieć jakąś odskocznie. Gdy o tym myśle,uświadamiam sobie jakim skur**** jestem i że ona na prawdę zasługuję na kogoś lepszego niż ja. Nie chce jej skrzywdzić ,mógłbym przysiąc ,że zależy mi na niej...a może to znowu mój egozim się odzywa,który boi się być sam?

 

 

Ehhhh.... Jak czytam to co pisze to mi sie niedobrze robi. Ale musze sie zmierzyc z taka ewentualnoscia. Najgorsze jest to, ze ja nie wiem, co jest prawda, a co nie. Co robilem dla siebie, a co dla innych. Moze wszystko, co zrobilem dla innych robilem tak naprawde dla siebie? Teraz tak mysle, ale to moze byc tylko autosugestia. Chce wierzyc w to wszystko, wiec w moim postrzeganiu to staje sie prawda.

 

 

Dokładnie. Teraz nie wiem już nic, jestem kompletnie zagubiony. Coraz częściej dostrzegam,że całe moje życie robie tylko pod siebie. Dopiero od roku uświadamiam sobie kim na prawde jestem. Wcześniej mi to nie przeszkadzało. Byłem samolubem bez uczuć i nawet mnie to nie zastanawiało,dlaczego tak jest...teraz gdy pojawiła się ona,zadaje sobie pytanie, czy na pewno musi tak byc?

 

Wracajac do dziewczyny - teraz juz mniej mnie pociaga, ale na poczatku dosyc mocno. To byla jednak podroz w nieznane, towarzyszyl temu dreszcz itd. Nie chce sie tu rozpisywac, napisze Ci na PW, jak bede mial wiecej czasu.

Porno ogladalem dosyc czesto, 2 razy w tygodniu. Wciaz to robie, ostatnio rzadziej przez to, ze mam 'depresje'.

 

Jesteś trochę inny niż ja i na prawdę uważam,że masz większe szanse wyjść z tego. Nie poddawaj się,szukaj i poznawaj siebie. Mi pozostało to samo, ale wątpie ,że cokolwiek się uda.

A Dexter... Boski serial. Uwielbiam muzyczke i glownego bohatera. Lubie wszystko w sumie, ale gdyby ktos inny gral Dextera, to serial bylby tylko w polowie tak dobry. Wlasnie ogladam ponownie drugi sezon i na nowo go interpretuje. Wczesniej ja, prawdopodobnie psychopata, dalem sie nabrac Dexterowi. Uwierzylem w jegp urok ,i mimo ze wiadomo, ze morduje ludzi, uwazalem go za spoko kolesia. Teraz patrze na niego jak na zimnego skurwiela (co nie znaczy, ze go nie lubie). Najpierw wrobil Paula, zeby ratowac swoja dupe, pozniej Doakesa. Zniszczyl zycie Rity i dzieci, duzo by wymieniac.

 

Mnie najbardziej zaciekawił wątek z Ritą... Bo odnajduję w tej sytuacji analogię do mojego życia. Zobaczysz w 4 serii, Dexter trochę się zmienił. Być może nawet ją pokochał? Życze sobie i Tobie ,żeby i nam się tak udało. Chociaż z drugiej strony...masz rację. Zniszczył jej życie. Zobaczysz co się wydarzy w 4 serii,nie chce Ci nic zdradzać,ale będziesz w szoku. Boję się,że mojej dziewczynie też rozwale wszystko,przez to jaki jestem. I coraz częściej myśle,że ona na to nie zasługuję ,że muszę z nią zerwać...ale chyba mój egoizm na to nie pozwala...

 

btw

Sorry za chaotycznie napisany tekst, chciałem Ci teraz odpisać,a trochę się śpiesze...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Być może jest dla Ciebie nadzieja. Ja nie potrafię wyduszać łeż,nie czuje kompletnie nic nawet gdy uświadomie sobie jak bardzo skrzywiony jestem. Wydaję mi się,że jesteś mimo wszystko bardziej emocjonalny niż ja. Pracuj nad tym ,być może Ci się uda...ja straciłem już raczej nadzieje...

 

Ale mimo wszystko jestes na tym forum. Czemu tu jestes? Sam napisales, ze ci to przeszkadza. Jesli tu jestes, to znaczy, ze cos chcesz zmienic. Nie myslales nigdy o psychologu, psychoterapeucie? Ja wczesniej nie. Jeszcze nie wiem czy to cos da, no ale sama chec zmiany niczego nie zmieni, a sam sobie z tym nie poradze, bo probuje to zrobic od jkaichs 10 lat i nic to nie dalo. Jestem w jeszcze gorszym miejscu niz bylem na poczatku.

 

Też momenatami odczuwam samotność... Ale zdecydowanie częsciej pragnę jej. Gdy jestem w gronie kolegów ,bardzo często widzę jak jestem od nich inny. Czuję się nie pasujący do nich i wtedy pragnę być w samotności.Tak samo gdy za długo jestem z dziewczyną. Co do egoizmu...niestety czuję ,że każdy jeden krok jaki robię jest tylko i wyłącznie dla mnie. Znalazłem dziewczyne, by mieć jakąś odskocznie. Gdy o tym myśle,uświadamiam sobie jakim skur**** jestem i że ona na prawdę zasługuję na kogoś lepszego niż ja. Nie chce jej skrzywdzić ,mógłbym przysiąc ,że zależy mi na niej...a może to znowu mój egozim się odzywa,który boi się być sam?

 

Ja tez nie czuje tego caly czas. Ale ostatnio troche sie w moim zyciu pozmienialo. Moja rodzina wyjechala za granice na stale, a ja zostalem sam w Krakowie. I ta fizyczna samotnosc chyba wyzwolila we mnie wlasnie takie ogromne poczucie osamotnienia w sercu. Od pol roku mialem jakis lepszy kontakt tylko z moja dziewczyna, bo tak jak mowisz, nie czuje sie dobrze w towarzystwie. Tez czuje sie inny. A tak to zawsze byla rodzina, przed ktora, owszem, tez udawalem, ale bylem bardziej naturalny. Poza tym czulem (racjonalnie) ich milosc do mnie i to mnie jakos wspieralo. Dodatkowo jedyni koledzy, z ktorymi mialem lepszy kontakt wyjechali na Erasmusa, a ja mam pozawalane przedmioty, wiec musialem zostac. Zostalem wiec sam z dziewczyna, ale ona nie jest dla mnie wystarczajacym wsparciem. Zreszta jak czuje, ze ja niszcze, to nie mam za bardzo powodow do radosci. :( Rodzina byla jakby aksjomatyczna. Wiedzialem, ze przyjma mnie takiego jakim jestem, dlatego byla moim ostatnim bastionem spokoju. Gdy on zniknal, to ja zaczalem sie stopniowo sypac. Odwalalem te role, ktore musialem - czyli studenta, kolegi, chlopaka, a pozniej wracalem do domu i zanurzalem sie w sobie. Ale nie chcialem tego bo mi to sprawialo bol, wiec siedzialem przed komputerem i telewizorem, zeby nie myslec o tym wszystkim. W ten sposob zaniedbalem wiele rzeczy.

 

Dokładnie. Teraz nie wiem już nic, jestem kompletnie zagubiony. Coraz częściej dostrzegam,że całe moje życie robie tylko pod siebie. Dopiero od roku uświadamiam sobie kim na prawde jestem. Wcześniej mi to nie przeszkadzało. Byłem samolubem bez uczuć i nawet mnie to nie zastanawiało,dlaczego tak jest...teraz gdy pojawiła się ona,zadaje sobie pytanie, czy na pewno musi tak byc?

 

Ale czy czules, ze jestes samolubem? Ja, jak pisalem wczesniej, zylem w przeswiadczeniu, ze jestem dobrym chlopakiem. Dobrze sie uczylem, pomagalem mamie w jakichs pracach domowych jak trzeba bylo. Siostra sie zajalem od czasu do czasu. Tylko nie potrafilem sie cieszyc z niczego i to mnie zawsze martwilo. Przez wiele lat uwazalem, ze to wina innych. Ze ja jestem zamkniety w sobie, a oni nie chca wyciagnac do mnie reki. Ze moze jestem nieciekawy i nudny i dlatego nikt sie ze mna nie zadaje. Ze moze gdyby ktos sie mna zainteresowal, to otworzylbym sie. A wszyscy wokol sie razem dobrze bawili, nigdy nie zapraszajac mnie do zabawy, wiec dla mnie to oznaczalo, ze nie chcieli mnie w swoim gronie. Od mamy czesto slyszalem, ze po prostu jestem niesmialy i taki cichy i na pewno znajde w koncu jakiegos fajnego kolege, z ktorym sie dobrze bede dogadywal. Ale nic takiego sie nie dzialo, a ja zaczalem byc zazdrosny o innych i ich szczescie. Zaczalem nienawidzic (moze to za ostre slowo) ludzi za to, ze sa lepsi ode mnie. Kiedys bylem naprawde dobrym i inteligentnym uczniem, a powoli zaczalem sie opuszczac, miec to wszystko w dupie. I wkrotce faktycznie stali sie lepsi ode mnie nie tylko w odczuwaniu, ale tez w nauce. Tzn. nie jestem kiepskim uczniem, jestem inteligentniejszy niz wiekszosc osob na studiach, ale kiedys jechalem na samych 5 i 4, a teraz wystarczy mi zaliczenie i miec swiety spokoj. Po prostu nie chce sie uczyc, bo to nie przybliza mnie do wyzdrowienia. Chociaz kiedy dobrze sie uczylem, czulem sie duzo lepiej, ale nie jestem juz w stanie sie tak koncentrowac jak kiedys. Caly czas mysli mi odplywaja, najczesciej do mojego problemu. I tak sie nakreca bledne kolo. Nie wiem, czy po prostu do tego wszystkego nie nabawilem sie nerwicy jakiejs. Zaburzenia osobowosci obejmuja przeciez spektrum takich chorob.

 

Mnie najbardziej zaciekawił wątek z Ritą... Bo odnajduję w tej sytuacji analogię do mojego życia. Zobaczysz w 4 serii, Dexter trochę się zmienił. Być może nawet ją pokochał? Życze sobie i Tobie ,żeby i nam się tak udało.

 

Ogladalem juz wszystkie odcinki. Nie trzeba byc psychopata, zeby lamac prawo i sciagac seriale z neta, to wiem na pewno. Moze i sie zmienil, a moze jest taki sam? Mi tez sie wydawalo, ze sie zmienilem. Tak jak pisalem, bylem spokojnym, zamknietym w sobie dzieckiem. Teraz wszyscy maja mnie za ekstrawertyka i calkiem fajnego kolesia (no moze przesadzam). I przez chwile tez tak o sobie myslalem. Ale to tylko maska, w glebi duszy dalej jestem zamkniety i spokojny.

 

Ale tak, tez nam tego zycze. Niby glupi serial amerykanski, ale daje jakies poczucie komfortu. Tylko nie mozemy liczyc, ze wszystko sie samo zmieni, musimy sami sprobowac. A tak btw to o ile jestem fanem Dextera i uwielbiam go, to uwazam, ze odpowiednim zakonczeniem serialu (zreszta powinien sie juz skonczyc na 4 sezonie, ew. na 5), byloby gdyby wreszcie nauczyl sie byc czlowiekiem, ale posadziliby go na krzesle elektrycznym i tam by odpowiedzial za wszystko, tak jak powinien.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale mimo wszystko jestes na tym forum. Czemu tu jestes? Sam napisales, ze ci to przeszkadza. Jesli tu jestes, to znaczy, ze cos chcesz zmienic. Nie myslales nigdy o psychologu, psychoterapeucie? Ja wczesniej nie. Jeszcze nie wiem czy to cos da, no ale sama chec zmiany niczego nie zmieni, a sam sobie z tym nie poradze, bo probuje to zrobic od jkaichs 10 lat i nic to nie dalo. Jestem w jeszcze gorszym miejscu niz bylem na poczatku.

 

Na pewno w jakiś sposób mi to przeszkadza. Szczególnie dotkliwe stało się to,gdy poznałem moją dziewczyne. Chce się zmienić, ale co da psycholog? Mam pójść do niego i powiedzieć,że jestem psychopatą? Jak sam powiedziałeś,tego do końca nigdy nie da się wyleczyć...

 

 

[..]a pozniej wracalem do domu i zanurzalem sie w sobie. Ale nie chcialem tego bo mi to sprawialo bol, wiec siedzialem przed komputerem i telewizorem, zeby nie myslec o tym wszystkim. W ten sposob zaniedbalem wiele rzeczy.

 

Też przez to przechodziłem. Wpadłem w nałóg komputerowy,ciągle grałem. Dawało mi to odskocznie od tego jaki jestem,a do tego mało czym się przejmowałem. Przez to mature zdałem mocno średnio, poszedłem na inny kierunek niż chciałem,ale jakoś to leci. Utrzymać się utrzumuje. W gimnzjum dobrze się uczyłem, dostałem się do jednego z lepszych LO w Poznaniu...ale potem te ambicje opadły i ledwo co zaliczyłem tą szkołe...

 

Ale czy czules, ze jestes samolubem?

Tak. Zdawałem sobie sprawę ,że nie jestem w stanie nikogo pokochać,nikomu współczuć,że jestem potworem. Ale jak już wspomniałem , był taki okres w moim życiu ,w którym nie przejmowałem się niczym. Miałem na to olew, żyłem sobie tak ,aż poznałem moją dziewczyne i od tego momentu zaczeły się myśli,jak to zmienić...Chciałbym ją pokochać,współczuć jej...ale wiem,że nie moge.Przez to mam myśli,że ona nie zasługuje na mnie...ale jak z nią zerwe to pewnie znowu wrócę do olewania wszystkiego i skończe na dworcu... A tutaj znowu pojawia się egoistyczna część mnie. Czego się bardziej boje,tego jak źle JA skończe,czy tego jak ona może skończyć przezemnie? Czy w ogóle psychopata jest zdolny być w jakimś związku na poważnie?

 

I tak sie nakreca bledne kolo. Nie wiem, czy po prostu do tego wszystkego nie nabawilem sie nerwicy jakiejs. Zaburzenia osobowosci obejmuja przeciez spektrum takich chorob.

Ja się zastanawiałem kiedyś czy nie mam fobi społecznej, strasznie bałem się być obserwowany przez innych...nie lubiłem ludzi,towarzystwa,tłoku.Teraz to się troche zmieniło,ale częściej się stresuje,bez powodu. Nerwica...?

 

 

Mam do Ciebie jeszcze jedno pytanie. Masz jakieś odczucia gdy widzisz cierpienie zwierząt? Ja ,gdy widzę coś takiego czuję się bardzo dziwinie. Nie da się tego opisać,jest to stan daleki od współczucia,ale reaguję bardziej emocjonalnie,niż gdy widzę krzywdę człowieka. Nie jest mi żal,ale czuje się tak jakoś...nieswojo.Może ma to jakiś związek z tym,że zwierzę jest bezbronne/niewinne? Nie wiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na pewno w jakiś sposób mi to przeszkadza. Szczególnie dotkliwe stało się to,gdy poznałem moją dziewczyne. Chce się zmienić, ale co da psycholog? Mam pójść do niego i powiedzieć,że jestem psychopatą? Jak sam powiedziałeś,tego do końca nigdy nie da się wyleczyć...

 

Moze i nie da sie, ale co innego pozostalo? Moze to wszystko doprowadzi do tego, ze trafie gdzies do USA i tam sie mna odpowiednio zajma, moze jakos pomoga. Ale nie chce, zeby doszlo do tego, zeby inni wiedzieli, co ze mna sie dzieje, bo wtedy zostane calkowicie sam, a wtedy juz nie bede mial ZADNEGO powodu do zycia. A moze jestesmy narcyzami? Nie myslales o tym? Ja w sumie bylem mocno rozpieszczony, zadnych granic itd., wiec niby wszystko sie zgadza. Narcyzi nie maja poczucia winy, mocno ograniczone superego itp. Jedyne co przemawia przeciw tej teorii to fakt, ze moj biologiczny ojciec tez byl jakis jebniety. To znaczy, wiecznie smutny, nie widzial sensu zycia. Tyle o nim wiem. Jakos ludzaco przypomina mnie, mimo ze widzialem sie z nim raptem 3 razy. Czyli to cos genetycznego pewnie, a podobno psychopatia jest dziedziczna. Mialem tez taka teorie, ze moze osobowosc neurotyczna, ktora stworzyla sobie taka tarcze przeciwko rzeczywistosci, z ktora sobie nie radzila. Teraz moge byc przebojowy, moge byc kim chce, a wtedy bylem zerem. Nie wiem, bede musial pogadac o tym z psychoterapeuta. jak ostatnio u niego bylem, to polowe rozmowy przeryczalem, sam nie wiem czemu. Juz 5 minut po wyjsciu z jego gabinetu bylem spokojny i opanowany.

 

Też przez to przechodziłem. Wpadłem w nałóg komputerowy,ciągle grałem. Dawało mi to odskocznie od tego jaki jestem,a do tego mało czym się przejmowałem. Przez to mature zdałem mocno średnio, poszedłem na inny kierunek niż chciałem,ale jakoś to leci. Utrzymać się utrzumuje. W gimnzjum dobrze się uczyłem, dostałem się do jednego z lepszych LO w Poznaniu...ale potem te ambicje opadły i ledwo co zaliczyłem tą szkołe...

 

No ja bylem w I LO w KRK, czyli drugim najlepszym. Zdalem na lajcie, mialem nawet niezle oceny, dobre wyniki z matury. Tylko ledwo 50% obecnosci w 3iej klasie. I tez nie robilem nic konkretnego, siedzialem i gralem w najrozniejsze pierdoly. Zazwyczaj stare gry, ktore przywolywaly wspomnienia. Nie moglem sie wciagnac w nic nowego.

 

Czego się bardziej boje,tego jak źle JA skończe,czy tego jak ona może skończyć przezemnie? Czy w ogóle psychopata jest zdolny być w jakimś związku na poważnie?

 

Prawdopodobnie tego pierwszego niestety. Mimo ze chcemy inaczej, to chyba w podswiadomosci mamy to zapisane.

 

Ja się zastanawiałem kiedyś czy nie mam fobi społecznej, strasznie bałem się być obserwowany przez innych...nie lubiłem ludzi,towarzystwa,tłoku.Teraz to się troche zmieniło,ale częściej się stresuje,bez powodu. Nerwica...?

 

Ja dalej tak mam, ze czesto mam wrazenie, ze o mnie mowia, ze mnie sie smieja. Z mojej fryzury, ciuchow, z tego co mowie, jak mowie, ze jestem gejem. Nie lubie gadac przez telefon w komunikacji miejskiej, bo mam wrazenie, ze wszyscy sluchaja, co mowie.

 

Nerwica, bo te mysli to moze byc jakies natrectwo. Poza tym mialem atak paniki. Poza tym:

Nerwica (neuroza) - długotrwałe zaburzenie psychiczne lub zaburzenie zachowania, w którym chory ma kontakt z otoczeniem, odczuwając nienormalność swojego stanu. Nerwica cechuje się takimi objawami jak lęk lub zachowania zmierzające do uniknięcia sytuacji, w której pojawia sie lęk. Mechanizmy obronne mogą przybierać różne postacie: fobie, obsesje, kompulsje, może też dochodzić do zaburzeń sprawności seksualnej.

 

Mam do Ciebie jeszcze jedno pytanie. Masz jakieś odczucia gdy widzisz cierpienie zwierząt? Ja ,gdy widzę coś takiego czuję się bardzo dziwinie. Nie da się tego opisać,jest to stan daleki od współczucia,ale reaguję bardziej emocjonalnie,niż gdy widzę krzywdę człowieka. Nie jest mi żal,ale czuje się tak jakoś...nieswojo.Może ma to jakiś związek z tym,że zwierzę jest bezbronne/niewinne? Nie wiem.

 

Nigdy sie nad tym nie zastanawialem, ale chyba tak... Cos w tym jest. Moze czujemy wikesza wiez ze zwierzetami, bo blizej nam do nich niz do ludzi? :D A tak na serio to mysle, ze to wynika z faktu, ze ludzie uosabiaja wartosci, ktorych my nie potrafimy poczuc i zrozumiec, wiec mamy do nich wrogie nastawienie. Zwierzeta sa po prostu neutralne.

 

A chcialem prosic innych, zeby tez cos napisali, bo czuje sie jakbysmy sobie z Forza przywlaszczyli ten temat. Nic bardziej mylnego, jestem ciekawy, co u was.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Głowa mnie boli od tych długich postów, nawet nie próbuję ich czytać.

Co za bezsens, siedzę i próżnuję i mi nawet do głowy myśl nie przyjdzie by zacząć działać, totalna pustka i bezmyślność.

Chyba będę zmuszony rozstać się z forum, bo powiedziałem już wszystko co miałem do powiedzenia, a to przy poczuciu, że widziałem już wszystko co świat ma do zaoferowania, oznacza że moja rola się skończyła, wypaliłem się.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Korat, nie odchodź z forum, pomyśl o innych, którym dużo dają Twoje przemyślenia.; p

Zresztą, to choroba sprawia, że tak myślisz, gdyby udało się Tobie pomóc, a wierzę, że jest taka szansa, to myślałbyś inaczej. I wszystko co teraz uważasz za nieważne, znów miałoby znaczenie. Najważniejsze to się nie poddawać. Wraz ze zdrowieniem przyjdzie wszystko inne. Ja też nie robię za wiele, jeszcze mi trudno do czegoś się zmusić, mimo że mam już sporo planów. Zdrowienie jest powolne i ciężkie, ale możliwe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czyli Twoj podpis stracil na aktualnosci? Odwracasz sie od tego, w co wierzyles?

Odejdz z forum, jesli to Ci pomoze wyzdrowiec, ale nie znikaj stad tylko dlatego, ze sie poddajesz. Moze potrzebujesz przerwy od tego depresyjnego pierdolenia?

Nie chce byc takim typowym forumowym pocieszaczem, poza tym nie znamy sie, ale Korat, na pewno wiecej rzeczy nie widziales niz widziales. Temu nie jestes w stanie zaprzeczyc. A jeszcze wiecej niz nie widziales nie powiedziales. Czlowiek to nieskonczona studnia, a Ty wydajesz sie byc wartosciowym czlowiekiem. Przeciez jeszcze nie tak calkiem dawno temu czules sie lepiej i chciales cos robic. Stalo sie cos konkretnego?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też nie przeczytałam tych długich postów, musiałabym się namęczyć, żeby to przeczytać...martwię się, że czytanie mnie tak męczy...gorzej myślę niż rok temu. Poza tym żyję pełną parą w tym sensie, że robię prawie wszystko to jhak zdrowy człowiek i chyba nie mam już depresji, a mimo wszystko uczucia nie powstają... ŻADNE. Właśnie minął pierwszy pełny tydzień mojej pracy, w dodatku w sobotę pojechałam w 500km na dodatkową pracę i jestem wykończona...ja się bardzo szybko męczę i od piątku słaniam się już...tymczasem jutrro zacznie się nowy tydzień pracy...nie wiem jak podołam. Czy Wy też się tak szybko męczycie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nie. Co najwyzej psychicznie, a to moze wplywac na moje zmeczenie fizyczne. Pamietam, ze jak pracowalem chwile w Norwegii w wykonczeniach, to byla dosyc meczaca fizycznie praca, ale najbardziej doskwieralo mi to, ze sie po prostu nudze. I przychodzilem przez to do domu padniety... Ale ja tu jestem innym przypadkiem, wiec nie musisz sie mna przejmowac. Nie warto tez czytac, co tam pisalismy, wiec nie meczcie sie z tym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Głowa mnie boli od tych długich postów, nawet nie próbuję ich czytać.

Co za bezsens, siedzę i próżnuję i mi nawet do głowy myśl nie przyjdzie by zacząć działać, totalna pustka i bezmyślność.

Chyba będę zmuszony rozstać się z forum, bo powiedziałem już wszystko co miałem do powiedzenia, a to przy poczuciu, że widziałem już wszystko co świat ma do zaoferowania, oznacza że moja rola się skończyła, wypaliłem się.

Korat jedna rada. Solian 300mg + Wellbutrin XR 150mg z rana jak wstaniesz i nic poza tym. nie wiem co ci jeszcze poradzic, bo to chyba jedyne leki, ktore podnosza dopamine bez skutkow ubocznych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pustka psychiczna a pustka egzystencjalna to to samo???chyba tak....marek ty specu od leków nic ci też nie pomaga z tego co pamiętam dobrze sie znasz wiesz co i jak i co???nicość....brak leku na nicość...co o tym sądzisz bo widze nowy w naszym wątku jesteś...

 

powiedzicie mi czy ktosz was pytał sie o rente z tą pustką straszną lekarza???czy wy ogólnie ttuaj jesteście samotni??w sensie single bedzietni..,i wogóle se niewyobrażacie mieć rodzine ito czujecie to??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja w sumie funkcjonuję ostatnio prawie normalnie. Prawie - bo nie czuję kompletnie nic. Mogłabym sparafrazować poetkę " a jednak można żyć bez powietrza". Widocznie da się żyć bez uczuć. Wenlafaksyna sprawiła, że przestałam rozpaczać po stracie uczuć, zniknęła mi depresja. Funkcjonuję quasi normalnie. Chodze do pracy, na zakupy, do kina, na przejażdżki, odwiedzam ludzi. W porównaniu do stanu sprzed 2 mcy to postęp ogromny, a jednak nie jest normalnie. Uczuć nie ma. NAwet pustki nie czuję. Funkcje poznawcze jednak pogorszone. No i zmuszam się do wszystkiego, nie ma naturalnego zrywu, żeby coś zrobić, muszę się zmuszać np. do sprzątania, robienia czegokolwiek. W moim odczucia najbardziej pasuje mi diagnoza zaburzeń schizotypowych. Za tydzień wraca moja lekarka i będę się dopraszać o solian. Jak nie zgodzi się - to naprawdę nie wiem, ale biorę pod uwagę pójście do innego lekarza lub nawet pojechanie do Rosia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja to nie odczuwam nawet pustki, to w końcu jakieś uczucie...ale czasem gdy myślę o tym stanie to prawie się złoszczę, nie wiem na co, na świat czy na siebie, że mnie coś takiego spotkało, i że jest to tak nie fair...Jak dla mnie życie bez uczuć nie ma żadnego sensu, nie ma opcji bym miała kiedykolwiek się z tym pogodzić, wolę umrzeć niż żyć ze świadomością, że tak miałoby być już do końca mojego życia, na szczęści po solianie zaczęło mi się poprawiać.

Magic,ja nie jestem samotna, mam lubego-narzeczonego, który cały czas jest przy mnie, tylko dzięki niemu dotrwałam do znalezienie leku na ten stan. I dziś spędziłam z nim cały dzień, i nawet chwilami czułam coś na kształt radości i czułości, co oznacza że wracają mi też pozytywne uczucia: ).

Brak uczuć, dokończ tę wenlafaksynę i próbuj solianu, może Ci pomoże na brak uczuć, bo teraz chyba jesteś w podobnym stanie jak ja, rok temu, bez żadnych uczuć, ale z możliwością funkcjonowania. Niestety u mnie się to coraz bardziej pogłębiało potem, że nie byłam już w stanie robić czegokolwiek, nie byłam już w stanie się zmuszać... Ale teraz mam solian, więc nie mam co narzekać; ).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam takie wahania nastrojów chwilowe, ze totalnie sie juz w tym wszystkim gubie. Wczoraj siedzialem z 'kumplami' do 6 nad ranem i meczylem sie potwornie udajac. tak bardzo chcialem wtedy nic nie czuc, czulem sie potwornie w ich towarzystwie: caly czas natretna mysl:"oni sa normalni, ty nie i nigdy nie bedziesz", doprowadzila mnie do takiego stanu lekowego, ze zaczalem sie trzasc caly i musialem prawie cala energie poswiecac na to, zeby tego nie bylo tego widac, a pozostala czesc na to, zeby dalej sie nakrecac. Nie chcialem wychodzic, zeby nie wyjsc na dziwaka. A kiedy stalo sie to, czego chcialem, czyli poszli sobie kazdy do swojego pokoju spac, zostalem sam i poczulem sie jeszcze bardziej samotny niz wczesniej. Tak zle i tak niedobrze. I tkwie teraz w takim stanie, ze juz totalnie nie wiem, co zrobic. Boli mnie od tego wszystkiego serce... Jak w koncu zasnalem jakims cudem(bo ostatnio tez mam bezsennosc), to juz dzwonil budzik (spalem moze jakies 1,5 godziny) i wstalem tak potwornie wsciekly, ze az krzyknalem ze zlosci. Nienawidze tego swiata, chcialem zostac w tym snie, moze i na zawsze, zeby tylko miec swiety spokoj. W tym momencie to wszystko, czego chce. :( Albo chociaz porozmawiac z kims na ten temat, ale nawet tego nie moge dostac. A wszystko sie we mnie gotuje i za niedlugo zwyczajnie eksploduje. Nie wiem, co sie wtedy stanie.

 

Topielica, wyjasnij mi jak to jest, ze jestes w zwiazku, mimo ze nie czujesz nic wzgledem swojego partnera. Bo zakladam, ze brak uczuc = brak uczuc wzgledem bliskiej osoby.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja w zasadzie też jestem w związku, bez żadnych uczuć. Nawet okazuję mojemu lubemu czułość, której wcale nie czuję. ALe uważam, że Mu się to należy. Mam nadzieję dostać solian i wyjść na prostą, wyjść za mąż i mieć dzieci. Wciąż mam na to nadzieję. A ogólnie to padam na pysk. PRacuję zaledwie 1,5 tygodnia, śpię po 9 h i jestem wykończona. JAk mi to nie minie, to będę musiała iść na rentę z powodu wyczerpania.Po prostu słaniam się. Sen mnie wcale nie regeneruje, a przyjemności za bardzo nie odczuwam. Czekam jeszcze tydzień na powrót mojej lekarki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No ale oszukujesz go chyba w ten sposob? Chyba ze on zdaje sobie z tego sprawe. Nie mnie to oceniac, bo ja jestem na pewno sto razy gorszy w tej kwestii od Ciebie. :(

Boze, jestem taki samotny, co mam zrobic, zeby to sie zmienilo? Nie chce ciagle siedziec i narzekac, ale nie mam z kim o tym porozmawiac, nikt mnie nie zrozumie. Nie obchodzi mnie Historia Architektury,z ktorej bede mial wlasnie egzamin. Nie obchodzi mnie nic. Obchodzi mnie tylko bycie czlowiekiem. Ja chce sie pozbyc tego uczucia. Nigdy nie sadzilem, ze moze byc cos tak bolesnego. Owszem, mialem kiedys gorsze momenty, ale zawsze byl ktos, kto nawet, jak nie rozumial mnie, to chociaz ze mna posiedzial i porozmawial o tym. A teraz nie ma nikogo. Caly swiat wokol nie ma zadnego znaczenia. Rzygam tym wszystkim. Rozpadam sie tutaj na kawalki i nikt nie jest w stanie mi pomoc. Nawet nie umiem przelac tych emocji na papier. To co teraz czytam wydaje mi sie takie suche, bez znaczenia. A przezywam ten bol tak mocno, ze chce sie zabic w kazdej chwili. Jestem taki wsciekly, sam nie wiem na co. Na Boga, na zycie? Gdzie jest sprawiedliwosc? Czemu inni moga a ja nie? Jak sie mam zmienic, jak uwazam, ze kazdy nawet najgorszy smiec ma wieksza wartosc ode mnie? Bo czuje.... a ja nie. Gdybym tylko mial odwage sie zabic i skonczyc z tym wreszcie. Po co sie caly czas oszukuje?

 

O Boze, chociaz chwilowa ulga. Upuscic z siebi tyle lez... Ale nie starcza mi to. Chce wyjechac w jakies odludne miejsce i ryczec tam jak zarzynane prosie, krzyczec tak, zeby mi pluca wysiadly, a wkoncu mozg.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie,

 

śledzę ten temat niemal od początku jego istnienia, w sumie to ogólnie bardziej biernie uczestniczę w życiu tego forum, bardzo rzadko piszę posty. Na początku co prawda napisałem bardzo długą historię swojej walki z zaburzeniem którym jestem dotknięty oraz kilka postów, ale później mało co odzywałem się na forum. Postanowiłem się odezwać w tym wątku, gdyż wydaje mi się on mi najbardziej bliski i jak już wspomniałem śledzę go od początku, a nawet z jedną osobą miałem kilkakrotnie przyjemność się spotkać osobiście (na pewno ta osoba wie, że o nią chodzi). Chciałem się podzielić swoimi refleksjami na temat tego co w tym wątku było poruszone, ale także swoimi doświadczeniami na temat codziennego funkcjonowania z tym ogromnym obciążeniem z jakim przyszło nam żyć. Moje ostatnie doświadczenia dotyczące leczenia tego zaburzenia, zmieniły mój punkt patrzenia na cała sprawę i pozwoliło spojrzeć na nią z innego kąta uświadamiając mi bolesną prawdę, z którą wydaje mi się obecnie i tak łatwiej żyć. Dużo z moich przeżyć z mojego przeszło 12 letniego leczenia jest opisane w wątku: oto-moja-historia-walki-z-chorob-krakow-t17921.html Od czasu napisania tej historii i opublikowania na forum, przeszedłem kolejną terapię, tym razem grupową. Indywidualnej nie udało mi się ukończyć, gdyż jak to bywa w naszym pięknym kraju, zabrakło funduszy z NFZ i skończyły się limity, w związku z czym terapię musiałem brutalnie przerwać, gdyż jako osoba bezrobotna nie byłem w stanie opłacić wizyt prywatnych. Po intensywnej 3 miesięcznej terapii (spotkania codziennie od pn.-czw.) dostałem rozpoznanie: zaburzenia osobowości mieszane, oraz zaburzenia lękowe uogólnione, początkowo szczególnie przeraziła mnie pierwsza diagnoza, gdyż do tej pory nikt mnie tak nie zdiagnozował. Podczas terapii musiałem zejść z dotychczas przyjmowanych leków, gdyż to było paradygmatem tamtejszej placówki. Skończyło się to fatalnie w moim przypadku, gdyż po 3 miesiącach od skończenia terapii wylądowałem w szpitalu w stanie fatalnym (leżałem w łóżku przez miesiąc czasu w ostrej depresji). Nie wchodząc w szczegóły po miesiącu zostały mi ustawione nowe leki i dostałem wypis, w którym diagnozy się pokrywały z poprzednimi, a mianowicie: zaburzenia lękowo - depresyjne mieszane, zaburzenia obsesyjno – kompulsyjne mieszane, oraz zaburzenia osobowości mieszane. Łykając tabletki powoli dochodziłem do siebie i jako takiego funkcjonowania, które i tak pozostawiało i pozostawia wiele do życzenia. Nie chcę powielać tego co jest tematem tego wątku, czyli „nic nie czuję”, jednak zaznaczę, że w tych najgorszych okresach podobnie jak wielu z Was odczuwałem tylko pustkę (stan nicości jak to nazywam) oraz cierpienie często doprowadzające do myśli samobójczych. Resztę uczuć było stępionych, jeżeli odczuwałem to bardzo płytko i bardziej te negatywne (lęk, anhedonia, niepokój, zniechęcenie, brak sensu i motywacji do działania). Co oczywiście się wiąże z tymi stanami, mocno stroniłem od ludzi, przeważnie izolując się od nich i ograniczając kontakt z nimi do minimum. W ten sposób rozpadł się mój dobrze zapowiadający się związek, ale nie o tym chce pisać. Chciałem się podzielić z Wami swoimi subiektywnymi spostrzeżeniami na temat leczenia tego „dziadostwa”, które nas dotknęło. Patrząc na to całe leczenie oraz monitorując swój stan psychiczny w przeciągu całego mojego już 30 letniego życia, doszedłem do następujących niestety niezbyt optymistycznych wniosków. Być może wielu z Was jest młodszych i doszliście już do tego, ale być może są i tacy, którzy do tego nie doszli pomimo upływających lat walki z tym świństwem. Jak się zorientowałem czytając ten wątek, część z Was zmaga się z tym od zaledwie kilku lat, ale są i tacy którzy odczuwali swoje zaburzenia już jako nastolatkowie (ja właśnie do tej grupy należę). Z przykrością muszę stwierdzić, że ten stan psychiczny wynikający z: podatności genetycznej, warunków środowiskowych z dzieciństwa a co za tym idzie ze źle ukształtowanej osobowości to sprawa przewlekła i do końca już nigdy nie uleczalna. Nie to, żebym był czarnowidzem, ale piszę to na podstawie wieloletniego leczenia i odczuwania jego skutków. Obecnie uświadomiłem sobie, że tak naprawdę to lepiej niż obecnie to nigdy się nie czułem, to znaczy chcę przez to powiedzieć, że to jak obecnie się czuje przypuszczalnie pod wpływem farmakoterapii to moja optymalna forma (która pozostawia wiele do życzenia, cały czas mam świadomość, że osoby niezaburzone odczuwają dużo lepiej). Niestety od tej obecnej formy może być tylko zjazd depresyjny, jak to miało miejsce w u.r. a wiem to, gdyż uświadomiłem ostatnio sobie, że na przestrzeni tych 30 lat mojego życia, nigdy nie było lepiej niż obecnie, a co 2-3 lata miałem tylko drastyczne obniżenie formy w postaci silnej depresji. Jak się domyślacie chcę przez to powiedzieć, że jeżeli jeszcze kiedykolwiek poczuję się lepiej niż obecnie to uznam to za cud.

 

Jeżeli chodzi o moją obecną sytuację, to nadal pozostaje bez pracy, łykam tabletki (setaloft 100 mg, lerivon 60 mg oraz perazyna 100 mg) i czekam na kolejną terapię na oddziale dziennym. Chcę poruszyć wątek pracy i ewentualnego zasiłku dla nas chorujących. Magic poruszał wielokrotnie te tematy, jednak nie rozwinęła się większa dyskusja na żaden z nich. Myślę, że mogę się z Wami podzielić swoim doświadczeniem w temacie uzyskania z ZUS renty socjalnej, gdyż od końca u.r. się o nią staram. Już dwie instancje mnie odrzuciły, mam na myśli lekarza orzecznika oraz komisję ZUS. Obecnie pozostaje mi tylko wniesienie sprawy do sądu i udowodnienie im, że zaburzenie z którym się zmagam uniemożliwiło i uniemożliwia mi normalne funkcjonowanie. To naprawdę chore, że kraj nie wspiera tych i tak już pokrzywdzonych przez życie i los i nie przyzna nawet tej dziadowizny w wysokości 450 zł, która i tak w większości wystarczyła by jedynie na pokrycie kosztów leków oraz dojazdów na psychoterapię. Kraj wszystko zwala na rodzinę chorującej osoby, nie przyznając nawet tego ochłapu, który choć trochę odciążył by domowy budżet – moim zdaniem to jest jedna z większych patologii w naszym kraju, która nie dotyczy wyłącznie zaburzeń psychicznych.

 

Przepraszam za tego dość długiego posta, bo wiem, że co niektórzy mają problem, by czytać takie długie teksty. Mam nadzieję, że swoją wypowiedzią nie odbiegam za bardzo od tematu tego wątku i poruszymy wspólnie kilka kluczowych dla nas spraw.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Korat, ja nie chcę mieć dzieci, w ogóle sobie tego nie wyobrażam...Ale związek to jest to, co mnie uratowało przed szybkim poddaniem się. Dzięki Niemu wiem, że mam po co jeszcze się starać, mam dla kogo, moje wyjście z choroby ma sens.On jest przy mnie zawsze gdy tego potrzebuję, rozumie mnie, wspiera mnie, wierzy we mnie, mimo tego, że wie co mi jest, chce być ze mną. I byłby ze mną, nawet gdybym nigdy nie miała być już zdrowa. To daje na tyle siły, by nadal próbować. Chociaż gdy nie czuję, czyli przez większość czasu jeszcze, nic nie czuję i do Niego, to w tych krótkich przebłyskach- kocham go, to mi dodaje skrzydeł, bo wiem, że gdy wyzdrowieję, mogę być szczęśliwą osobą, gdyż mam to, na czym najbardziej w życiu mi zależało-miłość.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dlaczego chcecie być w związkach? Dlaczego chcecie mieć dzieci?

 

 

Zastanawiam się nad tym cały czas. Wyszło na to,że tak mi wygodniej,chociaż chciałbym powiedzieć iż robie to dla tej drugiej osoby. Egoizm i brak uczuć mam we krwi. Czuję się z tym bardzo źle...szczególnie ,że coraz gorzej idzie mi z moją dziewczyną. Związek pierdolonego psychopaty z normalną,niczego winną kobietą nie może się udać. Po prostu kurwa nie może... mam dość tego całego świata. Nawet teraz nie czuje nic,oprócz poczucia beznadziejności...

 

 

. Wczoraj siedzialem z 'kumplami' do 6 nad ranem i meczylem sie potwornie udajac. tak bardzo chcialem wtedy nic nie czuc, czulem sie potwornie w ich towarzystwie: caly czas natretna mysl:"oni sa normalni, ty nie i nigdy nie bedziesz", doprowadzila mnie do takiego stanu lekowego, ze zaczalem sie trzasc caly i musialem prawie cala energie poswiecac na to, zeby tego nie bylo tego widac, a pozostala czesc na to, zeby dalej sie nakrecac. Nie chcialem wychodzic, zeby nie wyjsc na dziwaka. A kiedy stalo sie to, czego chcialem, czyli poszli sobie kazdy do swojego pokoju spac, zostalem sam i poczulem sie jeszcze bardziej samotny niz wczesniej.

 

Też tak mam często. Coraz cześciej znajomi dostrzegają to co mam pod maską i już nawet nie pytają "co Ci jest." Moja maska coraz bardziej się kruszy,rozpada na kawałki a wszyscy którzy to widzą uciekają...moja dziewczyna też powoli zbiera się do biegu...kurwa mać...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×