Skocz do zawartości
Nerwica.com

nic nie czuję


reneSK

Rekomendowane odpowiedzi

Tylko zauważ pewną ewentualność,że na z. o czy z. e. cierpią Ci, którzy, albo byli wychowywani w niepełnej rodzinie, rodzinie z syndromem DDA, DDD, albo wychowywani "pod kloszem", gdzie zostal zaburzony model rodziny np. poprzez błędy wychowawcze.

 

Ja byłem wychowywany w normalnej rodzinie i mam stwierdzone ZO. Ja zawsze taki byłem, nie pamiętam żebym kiedykolwiek odczuwał emocje.

 

A co do widzenia sensu, sens opiera się na emocjach. ktoś czuje sens swojego zajęcia albo nie, nie jest to kwestia obiektywna. To tak jakby daltonista się upierał, że niebieski i zielony wyglądają tak samo, dla niego to jest prawdą a dla innej osoby nie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Borsuk, Co znaczy wg Ciebie "w normalnej rodzinie"?

Wybacz, ale uważam,że coś musiało się podziać brzydko mówiąc,że masz z.o.

To,że w rodzinie nie nadużywało się alkoholu, albo nawet nadużywało nie musi być powodem z.o.

 

Tak samo jak szybkie wejście w dorosłość, albo późne zerwanie pępowiny też nie musi zaraz wpłynąć na z.o.

 

Skąd to się u Ciebie wzięło? Z powietrza?Z kosmosu? Wykluczjąc oczywiście uszkodzenia UN.

Póki psychoterapeuta nie pozna Twoich rodziców podczas sesji, a tylko z Twoich opowieści, to nie zawsze jest w stanie stwierdzic obiektywnie czy model Twojej rodziny był prawidłowy.

 

Może poprostu w Twojej rodzinie nie okazywano sobie emocji i uczuć? Nie przytulano, nie głaskano, nie mówiono Tobie jak bardzo Cię rodzice kochają,tego że możesz zawsze na nich liczyć. MOże nie wyznaczali Tobie jasnych granic, czytelnych dla Ciebie? Nie wiedzialeś czego Tobie wolno, a czego nie........................szeroki temat.

 

Jedno jest pewne.Z.O. same z siebie się nie wzięły.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Borsuk, Co znaczy wg Ciebie "w normalnej rodzinie"?

Wybacz, ale uważam,że coś musiało się podziać brzydko mówiąc,że masz z.o.

To,że w rodzinie nie nadużywało się alkoholu, albo nawet nadużywało nie musi być powodem z.o.

 

Tak samo jak szybkie wejście w dorosłość, albo późne zerwanie pępowiny też nie musi zaraz wpłynąć na z.o.

 

Skąd to się u Ciebie wzięło? Z powietrza?Z kosmosu? Wykluczjąc oczywiście uszkodzenia UN.

Póki psychoterapeuta nie pozna Twoich rodziców podczas sesji, a tylko z Twoich opowieści, to nie zawsze jest w stanie stwierdzic obiektywnie czy model Twojej rodziny był prawidłowy.

 

Mam rodzeństwo które nie ma ZO, wiec jaki może być powód przecież w tej samej rodzinie się wychowaliśmy. Ponadto są badania nad bliźniakami które się wychowywały w oddzielnych rodzinach i są duże korelacje miedzy chorobami psychicznymi które mają to skąd się to bierze?

 

A czemu wykluczać uszkodzenia, rodzą się dzieci z dużymi nieprawidłowościami w budowie, a w mózgu by wystarczyły małe zmiany.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Borsuk, Nie wykluczam zaburzeń w "coś" stwierdzic, trzeba też "coś" wykluczyć.

 

[Dodane po edycji:]

 

Borsuk Nie wykluczam zaburzeń UN. Ale żeby "coś" stwierdzic, trzeba też "coś" wykluczyć.

Masz stwierdzone uszkodzenie UN?

 

Przepraszam za poprzedni post......uciekły mi literki ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moimi oczami i umysłem patrząc wszystko spowija taka beznadziejność, że aż nie warto kiwnąć palcem by coś zrobić, bo i po co? Do tego ten obraz jest tak spójny, że nie widzę co by miało sprawić bym przestał widzieć świat jako beznadziejny i do niczego. Niby to choroba, ale nawet terapeutka nie jest w stanie mi powiedzieć gdzie się mylę, tylko mówi że to nie jest praktyczne takie myślenie. Jedynie jest lepiej gdy przestaję myśleć i zabijam czas, czyli w sumie gdy nic nie mam z tego że bytuje. Gdy zaczynam myśleć, to widzę jaki ten świat jest ubogi i że już wszystko widziałem co świat ma do zaoferowania, wszystko jest nudne, nic nie warte, przewidywalne i do tego mnóstwo głupoty jest na świecie. Nie chce mi się istnieć w takiej rzeczywistości, w zasadzie to nie chce mi się istnieć w żadnej rzeczywistości. Fajnie by było gdybym mógł pójść do lekarza i od ręki dostać eutanazje, to by mnie chociaż na moment uszczęśliwiło. Nie wiem jak by to miało wyglądać moimi oczami , żeby świat miał barwy, żeby różne czynności miały sens i były dla mnie wartościowe. W logice mojego umysłu, to że żyje to tylko nieszczęśliwy przypadek, nic nie warty zbieg okoliczności. I nie da się z tym nawet zbytnio polemizować, bo na wszystkie argumenty przeczące mojemu obrazowi świata mam odpowiedzi. Ja nawet nie wiem czy gdybym zaczął porządnie czuć, to czy bym stał się szczęśliwy, rzeczywistość jest całym moim umysłem postrzegana jako brutalny byt, każdy element mojego jestestwa tak postrzega rzeczywistość, dla mnie to prawie jak udowodnione twierdzenie, że życie jest bez sensu i świat jest nic nie warty. Ja nie wiem, czy ja w końcu jestem zaburzony, czy odkryłem prawdę której nie jestem w stanie udźwignąć? Czy moja filozofia życia dopisana została do zaburzeń, czy moje samopoczucie jest efektem filozofii, która mocno jest utwierdzona w moim postrzeganiu świata. Wszystko jest szare dlatego, że źle działa chemia mózgu, czy wszystko jest szare dlatego że za dużo złego widziałem i ten świat jest dla mnie przekreślony? Czasem myślę , że uzdrowić mnie można jedynie kasując mi pamięć i robiąc jakiś potężny wstrząs w obwodach w mózgu bym nie szedł tą samą drogą co poszedłem przez życie.

 

 

Ehh, dokladnie. Podpisuje sie pod kazdym slowem z przytoczonego posta.

 

A poza tym to:

Jestem strasznie przybity, chcialbym nie czuc nic, ale czuje potworne cierpienie i samotnosc. Przez ostatnie 2 dni 'imprezowalem', cos tam sie zapalilo. A ja bylem totalnie smutny i wkrecilem sie strasznie w swoj wlasny smutek. Zapadlem sie w siebie, tak ze nie istnial swiat poza mna. A z drugiej strony swiadomosc zarzucila mocno kotwice, bo mimo ze myslalem o swoich problemach, to staralem sie kontrolowac sytuacje. Oczywiscie z marnym skutkiem. Wszyscy widzieli, ze cos ze mna nie tak, a ja twardo probowalem zgrywac super fajnego goscia. A w srodku wciaz myslalem, analizowalem. Glownie swoja przeszlosc starajac sie dojsc do tego ile bylo klamstwa a ile prawdy w moich wspomnieniach. Kiedy zaczalem sobie uswiadamiac, ze moj problem wcale nie zaczal sie niedawno, tylko trwal chyba odkad pamietam, ROZPADLEM SIE. Nie wiem teraz totalnie kim jestem! Caly czas mialem jakis swoj obraz. Teraz nie wiem kim jestem! Nie wiem co jest mojego a co jest udawane. Nie moge wytrzymac tych mysli, boje sie i nie mam juz sil, zeby dluzej walczyc z tym natlokiem obrazow. Nie mam sil, zeby udawac, a mimo to caly czas to robie. Siedze w pokoju piszac tego posta, udajac przed wszystkimi domownikami, ze jest dobrze, odpowiadajac na zadane mi pytania z usmiechem, moze nawet rzucajac dowcipem. A w srodku caly gotuje. Ale cos we mnie nie pozwala mi sie odblokowac, caly czas trzymam to w sobie. Taplam sie w tym jak swinia w blocie, pije to jak spragniony wode na pustyni. Mam dosc.

 

Przepraszam, ze robie tu taki burdel, ale to jedyne miejsce, gdzie moge przelac swoje mysli w tej chwili. :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie porażka. Od rana czuję tylko cierpienie, nie mam na nic siły. Najchętniej nie wychodziłabym z łóżka.ALe jakoś wyszłam, pojechałam do mojego ex faceta, co mnie dużo kosztowało, żeby przy jego rodzinie zachowywać się normalnie, bo przy takim cierpieniu ja myślę dużo o samobójstwie. Nie chcę tego zrobić i nie planuję, ale takie myśli same mi przychodza do głowy. Potem pojechaliśmy do moich rodziców na obiad, choć nadal miałam ochotę powiedzieć "sorry, ja dziś nigdzie nie jadę, pakuję się do łóżka i w ogóle mnie cały świat nie obchodzi". Pojechaliśmy i to był błąd. U moich rodziców usłyszałam od mojej siostry, że nie czuję uczuć i czuję cierpienie dlatego, że nie pracuję nad sobą! Niestety na pytanie co miałabym takiego zrobić, żeby zacząć czuć już nie potrafiła mi powiedzieć. Co gorsza moja mama często prezentuje podobny pogląd "że mam COŚ z tym zrobić", "zacząć pracować nad sobą". Jak ktoś mi powie jak mam wypracować odczuwane uczuć to ja mu jeszcze chetnie zapłacę. Albo żeby nie czuć depresji i cierpienia. Efekt był taki, że przy takim "wsparciu" i ciągle czując to cierpienie miałam naprawdę ochotę przestać istnieć natychmiast. Połowę popołdnia przeryczałam, nie tyle przez słowa siostry nawet, a przez to uczucie cierpienia. Za 3 dni mam iść do pracy, wydaje się to po prostu nieosiągalne. Boję się, że przy takim poziomie cierpienia znów będę w pracy płakać albo coś.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ZADAM GŁUPIE PYTANIE WAM TUTAJ:

 

CZY MY JESTEŚMY CHORZY???CZY CZUJECIE SIE CHORZY JEŻELI CZUJECIE ???CZY ZABURZENIA PSYCHICZNE TO CHOROBA CZY "TYLKO" STANY PSYCHICZNE UTRUDNIAJĄCE FUNKCJONOWANIE?

 

JAK WIDZICIE ŻYCIE SWOJE Z TYM CO MAMY???CO ROBIĆ???

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Watpie, magic. O ile to do mnie pisales z tym placzem...

 

Psychopaci są ludźmi nieszczęśliwymi. Zawodzą nasze zaufanie, wystawiają nas do wiatru w interesach, kłamią, jeśli mają w tym interes, przyłapani na świństwie potrafią odgrywać sceny obrażonej niewinności, budząc nasze zdumienie, a jednak w gruncie rzeczy zasługują na współczucie. Ci ludzie żyjący pośród nas i na naszą szkodę, na podobieństwo agentów wrogich wywiadów, są zżerani przez nudę, głód przyjaźni i miłości, poczucie pustki; jak powiedziano o nich, żyją w wiecznej teraźniejszości.

 

To z ksiazki Alfreda Szwasta, "Filozofia Dyferencjalna". Tak sie wlasnie czuje. Glod milosci i przyjazni, ktorego nigdy nie jestem w stanie zaspokoic, niezaleznie od tego co robie. Mozesz go ograniczyc i zamknac gdzies w sobie, ale skazujesz sie wtedy na bycie zwyklym zwierzakiem, bo trudno nazwac kogos takiego czlowiekiem. A z drugiej strony zycie z tym glodem to nieustanna walka z samym soba i wewnetrzny bol.

 

Bylem dzisiaj u psychoterapeuty, powiedzialem mu duzo rzeczy, chociaz na wszystko co chcialem powiedziec nie starczylo juz czasu. Mysli, ze to raczej watpliwe, zebym byl psychopata, a raczej widzi jakis gleboko zakorzeniony konflikt wewnetrzny. Chcialbym, zeby tak bylo, bo prognoza jest zdecydowanie lepsza... Nastepna wizyta za 2 tygodnie, w miedzyczasie bede musial wrocic znowu do zycia.

 

Niestety na pytanie co miałabym takiego zrobić, żeby zacząć czuć już nie potrafiła mi powiedzieć. Co gorsza moja mama często prezentuje podobny pogląd "że mam COŚ z tym zrobić", "zacząć pracować nad sobą". Jak ktoś mi powie jak mam wypracować odczuwane uczuć to ja mu jeszcze chetnie zapłacę.

 

Heh, chyba dlatego sie powstrzymywalem caly czas, zeby nie przyznawac sie nikomu do tego, ze kiepsko z uczuciami. Jedyne na co ich stac to wlasnie takie slowa - wez sie za siebie, zacznij cos robic itp. Nie rozumieja jednej fundamentalnej rzeczy - to uczucia sa motorem, ktory napedza czlowieka. Kiedy obedrze sie go z tego ostatniego skrawka czlowieczenstwa to nie zostaje nic. Jesli za dana czynnoscia nie kryje sie zaden ladunek emocjonalny, to zazwyczaj nie ma ona wielkiego sensu. Jedyne obowiazki jakie taki czlowiek jest w stanie 'poczuc' to te, ktorych wymaga od niego sam mechanizm funkcjonowania - np. jedzenie, wydalanie. Tylko one maja jakis sens, jakas racjonalna przeslanke.

 

braku uczuc, mimo ze nie masz uczuc, to duzo ich z Ciebie wychodzi w Twoich postach. To pewnie styl Twoich wypowiedzi sprzed choroby, jak sadze, ale zawsze to COS. Kotluje sie w Tobie i to chyba dobrze, ze tak jest...

 

Korat, ale ze mnie glupek, bo dopiero niedawno doszedlem do sensu metafory jaka jest Twoj avatar. Dr Manhattan to postac, przez ktora wlasnie zainteresowalem sie filmem, a pozniej komiksem. Bardzo ciekawy pomysl na nietuzinkowa historie, The Watchmen.

 

[Dodane po edycji:]

 

Sorry za post pod postem, ale juz nie moge edytowac poprzedniego, nie wiem czemu.

 

magic, to zalezy od kazdego z nas indywidualnie. Ciezko powiedziec, kto kiedy 'zachorowal'. Zaburzenia osobowosci to tak naprawde nie zadna choroba, tylko nieprawidlowo rozwijajacy sie system naszego dzialania, wiec ciezko tu mowic o jakims 'zapadaniu' na to. Wy twierdzicie, ze wczesniej byliscie normalni, wiec to faktycznie moze byc w waszym przypadku choroba. Szczerze mowiac to nie wiem jaka jest roznica miedzy choroba a zaburzeniem, skoro efekt jest ten sam. :? Chociaz na przykladzie schizofrenii - powiedzmy ze totalnie normalna, zdrowa osoba nagle zaczyna widziec obrazy i slyszec glosy - mozna dojsc do wniosku, ze sa stany psychiczne, ktorym blizej do grypy niz do zaburzen osobowosci. Ale jaki sens ma Twoje pytanie? Myslisz ze skoro zachorowales, to masz lepsze rokowania na przyszlosc? Bo jak ja mysle o tym co sie ze mna dzieje jako chorobie to czuje jakis dziwny komfort. To jest ide tropem: jestem zdrowy -> zachorowalem -> wyzdrowieje. :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

JA też podejrzewałam już u siebie psychopatię i też bym się mogła podpisać pod tym cytatem. Ale jest więcej niż pewna, że nie jestem psychopatką, bo się dowiedziałam, że to musiałabym być od dziecka bez uczuć. A mi to się stało w 28 r. ż. Ponadto pomimo braku ODCZUWANIA uczuć postępuję etycznie tak jakbym je miała.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

solian 400mg odpada. dzisiaj o 18:00 wezme 300mg solianu, bo 400mg to antypsyhcotyczne dzialanie co sie rowna zamulenie. caly czas ciagnie mnie do lozka. zasnac nie zasne, ale zamulony jestem. biorac 300mg solianu po jakims czasie sprobuje 350mg solianu. jak nie bede mogl zasnac normalnie na solianie 300mg to bede go co jakis czas przeplatal 350mg solianu. z tego wszystkiego moge powiedziec ze solian 300mg to najlepsze co mi sie trafilo. jak nie ma ochoty na seks, jest zamulenie, nie ma motywacji, nie ma ochoty na spotkania z ludzmi to jest zle. brak uczuc piepsznij ta wenlafaksyna w cholere. tez to bralem. bralem 75mg wenlafaksyny i 600mg solianu i jedyne co bylo to lozko i spanie. zosatw sobie solian 300mg na wieczor i nic poza tym. zobaczysz wystartujesz jak rakieta z tego lozka. ja juz nie slucham swojego lekarza w kwestii lekow, ale biore pod rozwage to co jest napisane na ulotce. co lekarka moze wiedziec o dzialaniu lekow skoro ona nigdy ich nie brala. to tak jakby rozmawiac z gosciem, ktory tylko czytal co to jest seks. ona mi mowi, ze mam takie a takie leki brac skoro czytam ze paroksetyna to najwieksze gowno. wiec olewam ja totalnie. wiem, ze solian jest the besciak wiec go biore.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja tez postepuje etycznie, ale to nie o to chodzi. Bo u mnie to jest zracjonalizowane, ze trzeba postapic tak a nie inaczej. Tzn. ogromne podziekowania naleza sie tutaj mojej mamie, bo ona jest kochajaca i dobra osoba i tak mnie wlasnie wychowala. Podstawowe zasady wychowania, etyki, savoir vivre czy inne pierdoly to nie sa dla mnie tajemnice, tylko ze to bardziej mechaniczne jest u mnie. Jesli ktos zrobi dla mnie jakas przysluge, a pozniej poprosi mnie o cos w zamian, a ja bede mial czas, to mu pomoge, bo tak jestem zaprogramowany. Moje superego odpowiadajace za takie rzeczy lezy totalnie, ale zastapilem je jakas szeroka pojeta sprawiedliwoscia. Moja mlodsza siostra zawsze byla wkurzona na mnie, kiedy jej nie popieralem w czyms, bo twierdzilem, ze np. to ona zawinila (bo rzeczywiscie tak bylo, ale wiadomo ze w takich kwestiach zazwyczaj wygrywaja emocje z rozumem, czego ona nie mogla zrozumiec).

A ja chyba nie do konca bylem bez uczuc od dziecka, wiec juz sam nie wiem jak to jest ze mna. Pamietam duzo takich sytuacji bardzo emocjonalnych. Jak kiedys moj ukochany kuzyn (prawie jak brat) obrazil moja siostre, to bylem okropnie wsciekly, tak ze go uderzylem, a bylem pokojowym czlowiekiem zawsze. Albo balem sie wyjsc grac w plike, bo nie umialem, a nie chcialem sie najesc wstydu. Ale to wszystko bylo chyba jeszcze w podstawowce, cos kolo 3 klasy, wiec kawal czasu temu. A mimo to pamietam te sytuacje lepiej niz ostatnie 10 lat mojego zycia! Jakie silne znamie w pamieci zostawiaja intensywne uczucia! Mysle, ze dlatego mam problemy z nauka, bo jak nie ma zaangazowania, to pracuje tylko pamiec racjonalna.

 

zawilinski, duzo wiesz na temat lekow. Czytalem gdzies, ze psychopatom potrzebna jest nagroda, czy cos takiego, i ze uwalnianie dopaminy symuluje takie uczucie. Wiesz moze jaki lek ma takie dzialanie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Fuck yeah! Zdałem obronę.

beka, bo się nic tą obroną dzisiaj nic nie stresowałem a miałem ją na 17, na samej obronie byłem jakiś odcięty od tego wszystkiego co się tam działo i w swoich myślach byłem, nic nie istniało poza moim umysłem. Niestety nic mnie nie ucieszyło to że zdałem, sztucznie się tylko uśmiechnąłem do komisji żeby nie było , że coś ze mną nie tak. W dodatku chwyciła mnie depresja :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Brak uczuć, jak wiesz byłam u Rosia ostatnio. Zwiększył mi solian do 600mg. Powiedział, że mam depresję zależna od dopaminy, i że owszem receptory, receptorami, chemia, chemią, ale on bazuje na doświadczeniu leczenia takich stanów jak mój ( nasz) i że duże dawki solianu powinny mnie uratować. Ale na jeszcze więcej efektów muszę poczekać kilka miesięcy, że nawet z derealizacji być może mnie solian wyciągnie, a jak nie, to da mi potem i coś na derealizację. W ogóle wyszłam od niego dosyć optymistycznie nastawiona, bo dr jest pewny, że z tego wyjdę. : )

Zawilinski, a mnie nie zamula po 500mg solianu. Wręcz przeciwnie, właśnie wcześniej byłam taka obojętna, zamulona, a teraz jest lepiej, częściej mam taki czysty umysł, czasami nawet myślę, że dałabym radę się z czegoś pouczyć... ale na razie jeszcze nie próbuję. Wystarczy, że umiem oglądać już filmy i nawet trochę się wczuwam.

 

[Dodane po edycji:]

 

Czytaliście chociaż jakie są kryteria psychopatii? To jakaś kompletna bzdura, to się ma od dzieciństwa, i człowiek z tym zachowuje się zupełnie inaczej niż my.; / Zresztą, wy macie uczucia i tylko czasem nic nie czujecie, to tym bardziej wyklucza u was tę chorobę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jej....ja chyba wydrukuję Topielica Twoje posty i pokażę mojej lekarce...albo poproszę bardzo żeby się skontaktowała z dr Rosiem...

Korat niemniej chociaż nie czujesz radości to wielkie gratulacje!

Ja pojutrze idę do pracy. TO będzie tragedia z tym poczuciem cierpienia i pustki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

cos powiało optymizmem GRATKI DLA KORATA

 

depresja po tym no cóż dziwne powinna być radość ale ważne ze zdałeś chłopie....

 

top lica fajnie ze ci roś to tłumaczy ta dopamina i wogóle troche mi solian nie pasuje tu u was bo to neuroleptyk ale cóż jak lepiej to lepiej...

tylko nic o terapii nie piszesz uczęszczasz??pomaga czy raczej to chemia w mózgu wg dr rosia...podoba mi sie takie leczenie jak lekarz tłumaczy i nie zbywa...

 

brak uczuć początek będzie ciężki jak nie dasz rady to chorobowe i trudno nie masz sie co obwiniać za chorobe...

 

ja zapomniałem sie spytać o prostą schize i ten solian ale napewno to porusze na następnej wizycie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Brak uczuć, jak wiesz byłam u Rosia ostatnio. Zwiększył mi solian do 600mg. Powiedział, że mam depresję zależna od dopaminy, i że owszem receptory, receptorami, chemia, chemią, ale on bazuje na doświadczeniu leczenia takich stanów jak mój ( nasz) i że duże dawki solianu powinny mnie uratować. Ale na jeszcze więcej efektów muszę poczekać kilka miesięcy, że nawet z derealizacji być może mnie solian wyciągnie, a jak nie, to da mi potem i coś na derealizację. W ogóle wyszłam od niego dosyć optymistycznie nastawiona, bo dr jest pewny, że z tego wyjdę. : )

Zawilinski, a mnie nie zamula po 500mg solianu. Wręcz przeciwnie, właśnie wcześniej byłam taka obojętna, zamulona, a teraz jest lepiej, częściej mam taki czysty umysł, czasami nawet myślę, że dałabym radę się z czegoś pouczyć... ale na razie jeszcze nie próbuję. Wystarczy, że umiem oglądać już filmy i nawet trochę się wczuwam.

 

[Dodane po edycji:]

 

Czytaliście chociaż jakie są kryteria psychopatii? To jakaś kompletna bzdura, to się ma od dzieciństwa, i człowiek z tym zachowuje się zupełnie inaczej niż my.; / Zresztą, wy macie uczucia i tylko czasem nic nie czujecie, to tym bardziej wyklucza u was tę chorobę.

topielica a rozrozniasz swoj stan po 300mg solianu a 500mg solianu? bo np. na poczatku przez 2 dni 400mg brania solianu super sie czulem jak nigdy dotad, ale potem 2 dni kijowo, zamulony. ale na ulotce jak byk ze na objawy negatywne czyli depresyjne 50-300mg solianu, na pozytywne 400mg-wzwyz. wiec mnie to dziwi ze sie dobrze czujesz na 500mg solianu. ale 500mg bierzesz w jednej dawce? agonisci dopaminy to syf, to jest tylko na parkinsona. probujcie, ale na mnie te leki nie dzialaja. po kilku dniach bede musial sprobowac 350mg solianu, zeby szybciej zasypiac. dzisiaj wzialem 300mg solianu o 18:00. charakterystyka leku mowi ze po 4 godzinach pelne stezenie leku we krwi, a mnie sie nie chce spac wiec nie wiem o co biega.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zawilinski tyle mówisz o ulotkowym działaniu, a nie wiesz, że solian jest aktywizującym lekiem?( już na samym początku mi to Roś powiedział, że można przy nich mieć problemy ze snem) A póki brałam 300mg, to nie widziałam praktycznie żadnych rezultatów, dopiero po zwiększeniu dawki naprawdę mi się polepszyło, choćby z możliwością oglądania filmów. Teraz biorę 500mg, ale tylko przez parę dni, bo docelowa dawka to 600mg. I biorę solian w 3 dawkach, w jednorazowej to by było chyba za dużo. Zresztą wierzę, że jednak dr Roś zna się lepiej na lekach niż Ty Zawilinski, i zdecydowanie wolę słuchać jego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

połowa tu bierze solian widze a połowa antydepresanty...ciekawe czemu tak mamy???cóż każdy ma innego lekarza i inne pustki zapewne...nie boicie sei ze solina namiesza wam w organiżmie ,uszkodzi wątrobe lub coś?>????to w koncu neuroleptyk podawany na schizofrenie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No ja biorę osłonowy lek na wątrobę. Zresztą wolę być zdrowa psychicznie i chora fizycznie, niż nadal trwać w tym paskudnym stanie, w którym nie mogę siebie nazwać żywą osobą. Ale ja z tego wyjdę, po prostu muszę, nie wytrzymam tego stanu dłużej, na szczęście już mi się poprawia, a byłam już bliska poddania się. Ja "wierzę", że z tego można wyjść i żyć jak człowiek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bura, zaburzenia schizotypowe albo osobowość schizoidalna na przykład.

 

Mam dzisiaj fatalny dzień. Straszny niepokój mnie ogarnia, jakiś lęk przed rzeczywistością. Chciałbym uciec w nie istnienie, nie wiem co robić, czuje się osaczony rzeczywistością. Co robić?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cieszyć się, że czujesz jakieś uczucie, to Cię zbliża do człowieczeństwa. I że nie masz derealizacji, tzn że jesteś bliżej do życia...? Chociaż wiem, że to łatwo powiedzieć, a trudno tak myśleć, gdy odczuwa się negatywne uczucia...ale da się. No i gratulacje Korat, za twój sukces. Udało Ci się w tym stanie, a to jest wielkie. Ja na polu naukowym się poddałam. Jest jeszcze w Tobie dużo siły.:)

 

[Dodane po edycji:]

 

A jak nie możesz już tego wytrzymać, to się zajmij czymś odmóżdżającym, obejrzyj film, jeżeli jesteś w stanie, serfuj bez celu po necie- net wciąga;), zagraj w jakąś grę, a jak masz siłę to zajmij się czytaniem książki- to wszystko oddala od ciężkiej do wytrzymania rzeczywistości...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×