Skocz do zawartości
Nerwica.com

Samookaleczenia.


Samara

Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie! Czuję jak powolutku świat wymyka mi się z rąk. Od wielu lat zmagam się z depresją, mam za sobą epizod anoreksji, walkę z bulimią. W tej chwili mam wrażenie, że nie mam depresji i prawie wygrałam z zaburzeniami odżywiania. Nie mam lekkiego życia, ale mimo to każdego dnia jest sporo momentów gdy czuję się szczęśliwa. Staram się cieszyć życiem... Problemem jest to, że w chwilach kiedy jest źle, kiedy dopada mnie chandra czy pokłócę się z kimś rozładowuję emocje właśnie w ten głupi sposób jakim jest kaleczenie się... Mimo, że nie chcę, mimo, że wiem, że nie powinnam. W takich chwilach liczy się tylko to, że serce przestanie boleć, że poczuję ulgę, że będzie mi lżej... Nie lubię o tym mówić... Nie pokazuję tego. Noszę bluzki z długimi rękawami, boję się pójść do lekarza. Czasem zwalam wszystko na kota. Głupie to wszystko, zwłaszcza, że dawno przestałam byc nastolatką, mam 24 lata i przez całe życie byłam więcej niż odpowiedzialna... Nie mam ochoty zwierzać się z tego lekarzowi. Kiedyś powiedziałam o tym mojej terapeutce i psychiatrze. Terapeutka popatrzyła na mnie jak na rozkapryszoną pannicę i powiedziała, że to tylko sposób na zwrócenie na siebie uwagi... Być może miała rację... Jeśli jednak to prawda, dzieje się to głębiej niż jest w stanie zarejestrować moja świadomość. Pani doktor zignorowała to. Żle mi z tym. Nie wiem co z tym zrobić. Czuję się po prostu głupia i słaba. Nie umiem skonfrontować tego z codziennośćią gdzie staram się być dobrą i odpowiedzialną osobą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć Kasienka!

Często - jak Ty - mam wrażenie, że otoczenie odbiera mnie negatywnie, że nikt mnie nie chce zrozumieć. Złoszczę się wtedy na siebie a tą złośc kieruję na siebie okaleczając się.

Po 10latach walki ze sobą sama doszłam do wniosku, że mnie wali co inni o mnie mówią. Być może potrzebne mi było upaść na samo dno aby przestać się przejmować opiniami innych, aby przestać doszukiwać się złego we wszystkim i aby zabiegać o względy otoczenia.

Zajmij się soba kochana! Otoczenie wcale nie ma obowiązku Cię rozumieć tak jak Ty nie musisz starać się o dobro wszystkich tylko nie swoje. Spójrz na siebie trochę pobłażliwie, pozwól sobie na błędy i potknięcia i śmiej się z tego. Jesteś wrażliwą osobą - wykorzystaj tę przewagę! Jesteś pełnowartościowym człowiekiem, który ma prawo wyraźić swoje zdanie i pojęczeć gdy czuje taką potrzebę, a lekarzowi w sytuacji jw należy przypomnieć jakie jest jego zadanie.

Nie bagatelizuj swoich problemów. One sa wazne: dla Ciebie, dla Twoich bliskich, dla mnie i dla wieeeeeeeeeeeeeeeeelu innych! Daj sobie prawo do życia!

Powodzenia!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bethi, dziękuję Ci za te słowa, za całe zawarte w nich ciepło... Chciałabym nie przejmować się tym co mówią i myślą inni, ale boję się, że jeśli już spróbuję się przestawić, zrobię to tak skutecznie, że przestanie mnie obchodzić ktokolwiek i cokolwiek...

Staram się dbać o siebie, układać moje życie po swojemu, mam jednak wrażenie, że wszystko prędzej czy później obraca się przeciwko mnie, zaczyna męczyć i staje sie problemem...

Irytuje mnie własna niedojrzałość, bo co innego niż niedojrzałość może sprawiać że kiedy nie umiem rozwiązać swoich problemów tnę się po rękach?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie.Kasienka125 jestem pewna że sobie poradzisz-wiesz dlaczego?Ponieważ osiągnęłaś już bardzo wiele.Poradziłaś sobie z zaburzeniami odżywiania-a to ogromny sukces,niełatwy przecież.Chciałabym mieć choć odrobinę twojej siły...

Tak sobie pomyślałam że to jest trochę tak jakbyś bulimię zamieniła na inną formę autodestrukcji,jakbyś sobie w ten sposób znalazła substytut,zmiennik aby dalej się niszczyć.Przecież anoreksja,bulimia to również forma samookaleczania,destrukcji-znęcania się nad sobą. Niedojrzałość,nieumiejętność radzenia sobie ze światem i własną sobą-mam to samo:(

Mam jedną radę następnym razem gdy coś się nie uda,gdy poczujesz chęć pocięcia się-spróbuj odłożyć to w czasie.Zobaczysz że gdy złość, emocje opadną nie zrobisz tego...Wytrwałości i wiary

pozdrawiam cieplutko

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pomozcie mi zrozumiec i uwierztc,

jestem w szoku...mam faceta on ma 39 lat a dzisiaj szlochajac..mowic ze juz nie ma siły musi mi powiedziec,ze od 30 lat okalecza sie...nikt otym nie wie,,,nie był u lekarza...jak moge uwierzyc zr robi sobie krzywde a nikt tego nie zauwazył...majac 7 lat jego babcia oslaniajac swoim ciałem uratowała jego przed smiercia...ona zgineła na miejscu,,,

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

samookaleczanie po pewnym czasie staje sie jedynym wyjsciem na zalatwienie wszystkich problemow, choc wcale ich nie zalatwia.

no moze po za tym ze psychicznie na chwile czuje ulge.

pozniej wyrzuty sumienia i znowu to samo- kolo sie zamyka.

"siedze" w tym od 2 lat, choc z dnia na dzien jest gorzej.

i mysli samobojcze choc brak odwagi by cokolwiek zrobic...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hmmm ehhh okaleczanie to ciezka sprawa i rownie ciezki nalog...Ja pocielam sie 2 dni temu..mialam dosc ,zrobilam to znow pod wplywem chwili...znow na prawej rece,znow kolo zyly..jak bym czaila sie zeby wreszcie ja podciac.. :shock: teraz tego zaluje i smaruje mascia zeby szybciej sie zagoilo...nastepnym razem musze w jakis inny praktyczniejszy sposob rozladowac agresje albo dolek :?:?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Okaleczałam się z poczucia bezsilności. Nie mogłam sobie poradzić z problemami. Kolejny powód - poczucie winy. Obwiniałam się za wszystko: za to, że z mojego powodu (podobno), tata się zdenerwował. Kochany tata, dla którego zawsze byłam matołem :-| Oczywiście to ja byłam ta zła, więc trzeba było się ukarać. Najlepiej żyletką. Bo to przecież moja wina, że nie chce mnie zaakceptować. Kolejne cięcie- powiedziałam coś nie tak, wygłupiłam się.

Z czasem doszłam do wniosku, że ten ból fizyczny powoduje, że psychika siedzi cicho. Tak więc- kolejne sznyty.

Jestem osobą nieśmiałą. Mając blizny, czułam się lepsza. Bo ja się nie bałam bólu. Czasem nawet ten ból pomagał normalnie funkcjonować.

Pokaleczyłam się mocno dzień przed ważnym sprawdzianem. Bolało, a przez to mogłam się bardziej skupić na nauce.

Teraz jakoś nie mam siły się okaleczyć. Ostatni raz? Niedawno, kilka dni temu. Powód? Błachy, ale mocno wrył się w psychikę. Musiałam sobie ulżyć :-|

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mi się zdarzyło, kiedyś parę razy pociąć. Do dziś mam brzydką bliznę. :/ Na szczęście mało widoczną. Ten ból fizyczny jakby tłumił psychiczny. Choć nie uszkadzam swojego ciała, wyżywam się w inny sposób. W szczególności gdy gorzej się poczuję lub zdenerwuję, ciągnę się mocno za włosy, ściskam pięści wbijając w skórę paznokcie. Zdarza mi się uderzyć siebie w twarz, walnąć w coś głową. Nie wiem czemu to robię. Nie wiem czy traktować to jako postęp, czy jako pogorszenie. Bo kiedyś kompletnie nie potrafiłam wyładować złości. Nie miałam siły by cokolwiek zrobić. A teraz wyżywam się na sobie. Nie wiem. Może z bólu, może z rozpaczy. W szczególności teraz, po lekach. Po nich zrobiłam się trochę aktywniejsza i bardziej nerwowa. Chociaż jakieś oznaki życia...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak okaleczanie czasami daję ulgę, lecz tą zgubną. To tylko iluzja, że pomaga. Kiedy było mi źle i obwiniałam się za wszystko, nawet za to, że żyję przyjacielem stał się nóż i nożyczki. To jest chwila, moment w którym racjonalnie nie myślisz. Narasta desperacja i agresja, tniesz...leci krew, chcesz więcej. Kolejna sznyta...ulga. Zazwyczaj cięłam się wieczorem w łazience, szłam spać z obolałą ręką, ale właśnie ból pomagał mi zagłuszać moje myśli i problemy. Teraz na szczęście wszystko minęło... wierzę, że Wam również się uda ;) trzymam kciuki!

klaramatylda Twój chłopak bardzo przeżył śmierć babci, widocznie wtedy nikt mu nie pomógł i teraz cały czas cierpi. Porozmawiaj z nim szczerze i słuchaj ze zrozumieniem, spróbuj umówić go na wizytę u terapeuty.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Silly angel poszukaj alternatywnego - ale w pozytywnym sensie - sposobu rozładowania emocji. Sport? Sztuka? Muzyka? Szukaj Kochana. Pewnie mnie znienawidzisz, ale cieszę się, że Twoja mama dowiedziała się i mam nadzieję, że będzie Cię skutecznie pilnować. Cięcie się to nie jest rozwiązanie. Wiesz o tym. Byłaś z tym u lekarza?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja tne się 5 lat z przerwami. Przez ostatnie pół roku dzień w dzień po kilka razy. Kilka razy podcięłam żyły.

To emocje spowodowały że się tne. Jestem muzykiem. Wrażliwa strasznie.. Emocje mnie rozwalają.. musze je jakoś rozładowywać. Powinnam je rozładowywać na muzyce, na grze na wiolonczeli, ale właśnie m.in. przeżywanie muzyki dostarcza mi emocji, które mnie rozrywają, wprawiają w stan euforii. Często po ćwiczeniu musiałam się mocno pociąć, żeby się uspokoić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widzę, że pełno tutaj moich imenniczek ;)Kingo czasami muzyka i to co tworzymy odciska na nas tak duże piętno, że musimy dać upust emocjom, rozumiem to. Miałam podobne przeżycia. Doszłam do wniosku ostatnio, że to nie jest uzależnienie, ale przyzwyczajenie do złudnego ukojenia. Najczęściej osoby wrażliwe, wręcz ' nadwrażliwe' oraz dusze artystyczne poddane są presji ''przyjaciółki'' żyletki. Droga do wyjścia z tego nie jest łatwa aczkolwiek możliwa. Przede wszystkim trzeba chcieć z tym skończyć, to jest główna myśl przewodnia. Po drugie trzeba zastanowić co się tak naprawdę czuje w głębi duszy, jakie emocje nami kierują podczas okaleczania jak się czujemy 'przed' i 'po'. Oczywiście nikt nie przestanie się ciąć z dnia na dzień po tak długim czasie. Zamiast łapać żyletkę w chwilach zwątpienia należy się spróbować odprężyć, znaleźć inny sposób rozładowania napięcia emocjonalnego. Pewnie same zauważyłyście swoje nieestetyczne blizny, każda szntya jest pamiątką uwieńczeniem oraz wspomnieniem danego problemu. Nie zatracajmy się we własnym bezstanie, własnych słabościach oraz smutkach. Mamy przecież jeszcze resztę siły, aby ją wykorzystać do walki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nie tne sie od półtora miesiaca i wydaje mi się, że zapanowałam juz nad tym do tego stopnia, ze raczej nie wróce do tego nałogu. Cięłam się z wielu powodów: bo nie mogłam na siebie patrzec, nienawidziłam się, nie mogłam znieśc kolejnych pijackich awantur rodziców, czułam sie niewazna i niekochana, nierozumiana, nie miałam do kogo się zwrócić, brakowało mi miłości, tkwiłam w chorym związku przez internet, który mnie wyniszczał. Ocknęłam się w momencie, gdy podcięłam sobie żyły. Powiedziałam sobie: stop, to był ostatni raz. Wyciągnęli mnie z tego przyjaciele.

dzis pozostały tylko ślady. Cięłam głownie nogi, aby nie było ich widać. teraz zaczyna sie lato, a ja nie moge nawet podwinąć nogawek. Wszystko w bliznach. Żałuję dziś tego, ale nie cofne czasu.

Myśle, że najlepsza bronią w walce z tym jest drugo człowiek, bliskość, nawet taka nienamacalna, wirtualna chociaż, dobre słowo i wsparcie. Tnąc się wyrażałam cała swoją nienawiśc do siebie, mówiłam sobie: o widzisz, takim śmieciem właśnie jesteś.

A to nie tak.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też mam na koncie już 1,5 miesiąca bez żyletek. To głównie wynik leków i wsparcia moich przyjaciół - Marli i Kuby. Z bliznami na przedramionach paraduję, nie chowam. Trudno. Mam za swoje. Wychodze z zalożenia, że ludzie dobrzy i tak mnie za to nie skreślą. Jedynie przed rodziną chowam, po co mają się martwić?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja po jakiś 3 miesiącach przerwy znowu chwyciłem wczoraj za żyletkę :(. Pociąłem całą rękę najmocniej jak potrafiłem... Myślałem ze to już koniec moich problemów, od ponad pół roku zażywam leki, chodziłem też na terapię... Nawet się poprawiło na jakiś a czas ale teraz znowu to samo :/. Nie mam już nadziei na lepsze jutro, wszystko zmierza w stronę samobójstwa... Miałem już 2 próby więc jak się teraz zdecyduje to musi mi wyjść... Póki co oswajam się z żyletką :/.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bsr_k, no co Ty! Tak ciężko pracujesz i chcesz to zaprzepaścić???

Nie poddawaj się. Leczenie musi trwać długo, a momenty słabości zdarzą Ci się jeszcze nie raz. Ale to nie powód aby rezygnować. Dobrze wiesz. Pozwól sobie na pomyłkę. Jesteś tylko człowiekiem. Przegrana bitwa nie oznacza przegranej wojny. Taki sukces! Pół roku leczenia! 3 miesiące bez cięcia! A Ty chcesz to wszystko olać? Pomyśl, jak często zdarzało Ci się przedtem ciąć! Raz, dwa razy, x-razy dziennie??? A tu 3 miesiące bez i załamujesz się z powodu jednego epizodu? To nic wielkiego! Myśl o pozytywach nie negatywach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

w piatek mam pierwsza wizyte w poradni zdrowia psychicznego... nie ja tego chce- lekarz zasugerowal rodzicom, a oni chyba z bezsilnosci chca sprobowac juz wszystkiego. ale powodem mojej wizyty (znanym oczywiscie dla moich rodzicow) nie jest autoagresja, tylko depresja... od 3 lat ten maly kawalek "zelaztwa" towarzyszy mi chyba wszedzie- najczesciej pod bateria telefonu... ale nie wyobrazam sobie isc do tej poradni, wejsc, rozplakac sie i powiedziec "dzien dobry, nie radze sobie ze soba- tne sie"...

Okaleczałam się z poczucia bezsilności.

 

"nawet wsrod ludzi mozna byc samotnym" nie wiem z kim mam porozmawiac... nie wiem czy chce to skonczyc- to jest zbyt duza przyjemnosc i ulga, zeby tak po prostu to zostawic...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

to jest zbyt duza przyjemnosc i ulga, zeby tak po prostu to zostawic...

Też ciągle taka myśl chodzi mi po głowie... Tylko ja nie nazywam tego przyjemnością. To przyjemne nie jest. To boli i psychicznie i fizycznie. Jednak ulgę daje. Przez moment.. i dla tego momentu takie rzeczy wyczyniam.. a przecież nie chce. [A może chcę... ?]

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

t'quoi pewnie się na mnie pogniewasz ale bardzo się cieszę, że masz kogoś, komu zależy na Tobie bardziej niż Tobie samej - rodziców i że idziesz do specjalisty i mam nadzieję, że jak będzie trzeba to siłą tam Cię zaciągną bo Kochanie, jesteś kompletnie nieświadoma tego co sobie samej robisz!

Poza tym wcale nie musisz powtarzać książkowego cytatu:"dzień dobry nie radzę sobie ze sobą" i się rozpłakać. Możesz to zrobić podczas 5 czy 10 wizycie :D

3maj się Kochana! Powodzenia!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bethi nie, mysle ze to nie jest powod zeby sie gniewac...- ja wiem ze masz racje- wiem, ale nie rozumiem tego... najgorsze jest to ze ja widze ta bezradnosc moich rodzicow,a nie potrafie im powiedziec dlaczego taka jestem... dlaczego tak robie. chcialabym sobie poradzic sama, ale od jakiegos czasu wiem, ze nie potrafie i najwieksza glupota jest to ze nie umiem poprosic o pomoc... po prostu boje sie juz samej siebie...

wszystko to takie "nieme wolanie o pomoc..."

chyba "milczenie tez krzczy"

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

t'quoi, Twoje nieme wołanie słyszą Twoi rodzice. Nie musisz się nikogo prosić. Oni wiedzą. Nie rozumieją jeszcze ale zdają sobie sprawę, że przyjdzie dzień, gdy Ty sama to zrozumiesz i być może im wytłumaczysz. Ale nie oczekują tego w tej chwili. To nie Twoja wina Skarbeczku, że dzieją się z Tobą takie rzeczy! Pozwól im pomóc sobie. Zrozumiałe, że sama czujesz się zagubiona i nie rozumiesz. Z czasem zrozumiesz tylko musisz pozwolić sobie pomóc - specjaliście. Gdy tak do tego podejdziesz to sukces murowany. Grunt, że sama czujesz, że coś nie tak - tym bardziej, że jak napisałaś boisz się sama siebie.

Powodzenia!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bethi, dziekuje... teraz dokladnie- mam metlik w glowie i wiem ze nie jestem w stanie zrozumiec tego co jest nie tak... sa momenty ze nie potrafe zapanowac nad soba i nie wiem co sie ze mna dzieje i chyba tego najbardziej sie boje, ze jestem bezsilna wobec samej siebie... ostatnio w ogole nie mam apetytu, chudne i chyba staram sie juz walczyc z sama soba...

 

"czasem to dusza zaczyna chorowac"

 

ktos powiedzial mi, ze czasem zabrnie sie w labirynt wlasnych slabosci i jest sie bezsilnym, pada sie w samym jego srodku i poczucie beznadziei ciazy nie pozwalajac sie podniesc... trzeba wtedy umiec krzyczec o pomoc. (trudno tak)

 

dobrze, ze istnieje to forum... chociaz czesciowo mozna sie otworzyc, wyrzucic z siebie i wyczuwac zrozumienie, a nie jakas pogarde od innych ludzi...- to jest wazne.

 

"...a kiedy przyjda dni deszczowe naucz mnie omijac krople deszczu"

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×