Skocz do zawartości
Nerwica.com

Myśli samobójcze


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Zauważyłem dziś, że leki które aktualnie biorę (Zoloft 50mg) nie dość, że nie działają, to jeszcze niekorzystnie na mnie wpływają.. :( W pierwszej chwili chciałem wyrzucić je w cholerę, ale się powstrzymałem. Będę je brał do kolejnej wizyty, czyli do grudnia, ale potem, gdy nie będzie poprawy, poproszę o zmianę..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Weekend spędziłem z ukochaną i wszystko było w porządku, do momentu, gdy musieliśmy się rozstać.. Dzisiejszy dzień był tak beznadziejny, że chciałem zrobić coś, aby spieprzyć go sobie do końca, ale.. nie musiałem, ktoś zrobił to za mnie. Dostałem maila na prawie 11 stron od mojej ex. Nie wiem co chciała osiągnąć, pisząc go do mnie, ale oczywiście wiedziała, jak mnie wkurzyć i zepsuć mi humor.

Mam też pytanie, ostatnio zacząłem mieć dziwne myśli. Zacząłem myśleć nie tylko o własnej śmierci, ale o tym jak kogoś zabijam. Są to przypadkowe osoby. Ta chęć także we mnie wzbiera. Co to może znaczyć?

 

[Dodane po edycji:]

 

Co się ze mną dzieje? Wydaje mi się, że wszystko jest mi obojętne. Wpadł bym dziś pod samochód. To było dziwne. Wydawało mi się, że do tego doszło. Pamiętam, że ktoś mnie odciągnął. Znajomi coś do mnie mówili, samochód nawet się nie zatrzymał, pojechał dalej, w końcu nic się nie stało.. Czy chciałem, by to się stało? Teraz sam nie wiem. Co to wszystko ma znaczyć? Czy to może być skutek Zoloftu w dawce 50 mg, który biorę od prawie 3 tygodni? Pomóżcie mi

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam

Jestem tu nowa, choć od wielu lat zaglądam na różne fora, to także czasem czytałam.

Od kilku miesięcy mam silny nawrót depresji i lęków. Rok temu z własnej woli przerwałam prawie czteroletnie leczenie, co uważam za jeden z największych błędów jakie mogłam popełnić. Uwierzyłam pewnemu człowiekowi, że leki robią wodę z mózgu i zgodziłam się na eksperyment wyjścia z mojego stanu metodą niekonwencjonalną. Nie chcę pisać szczegułów, bo boję sie trochę ludzi z tego środowiska, że mogliby mnie rozpoznać i jeszcze bardziej pogrążyć. Niestety ekspryment nie udał się, a ja prawdopodobnie właśnie zawalam ostatni rok studiów. Siedzę teraz sama w domu i biję się z myślami. Boję się wychodzić z domu, odbierać telefony, nie chce mi się żyć, czuję się zmęczona wieczną walką o swoje zdrowie. To trwa już tyle lat, chodziłam już na terapię, brałam leki, kilka razy zmieniałam psychiatrów, mam za sobą dwie próby samobójcze. Boję się, że znowu do tego dojdzie. Czuję się tak, jakbym znowu zaczynała coś co i tak wiadomo jak się skończy. Problem w tym, że próbowałam już tylu rzeczy ze chyba nie wierzę że kiedykolwiek z tego wyjdę. Zawiodłam się przy okazji już na tylu ludziach i na tylu metodach...

Depresja i lęki to straszliwa stagnacja, a życie przecież wymaga ciągłej aktywności. Czas ucieka, ja nie pojawiam się na uczelni, znajomi dzwonia, ja nie odbieram, pocę się jak mysz przy każdym dzwonku telefonu, wstydzę się przed nimi mojej porażki, mojego upadku, mojej nieobliczalnej postawy, że mogę się skrzywdzić.

Strasznie boję się tego, co się teraz ze mną dzieje, czuję jak wszystko mi umyka, jak wali się, tracę wszystko, co kiedykowlwiek zbudowałam.

Boję się niemiłosiernie też z tego powodu, że mam doświadczenie z przeszłości, wiem jak kiedyś skończył się mój podobny stan. Moja depresja i lęki doprowadziły do tego, że jeszcze w szkole średniej, kumulowało się, kumulowało, dokładnie tak jak teraz, próbowałam się zmusić do tego żeby skończyć szkołę, ale nie udało się :( Któregoś dnia coś we mnie pękło, straciłam panowanie nad sobą, uciekłąm ze szkoły, z domu, próbowałam się zabić, wszystko zawaliłam, zawiodłam swoją rodzinę, znajomych. Nie przewidywałam tego, że może mi się nie udać, że mnie odratują. Po tym wydarzeniu przeżyłam największy koszmar mojego życia, wszyscy znajomi się ode mnie odwrócili, moja babcia któa mnie wychowywała kazała mi się wynosić z domu. Nie chcę już pisać szczegółów, napiszę tylko że później odizolowałam się od świata na półtora roku, to jakiś cud, że z tego wyszłam i skończyłam szkołę średnią.

Teraz czuję, że sytuacja się powtarza, wszystko wraca, czuję, jak zawalam studia, a to już ostatni rok, mój chłopak nie pozwala mi brać dziekanki, uważa, że jak się zmuszę dam sobie radę.

Od miesiąca też chodzę znowu na terapię, ale mój terapeuta twierdzi, że nie jestem w stanie na terapię analuzującą przeszłość, bo jestem chyba w zbyt złyma stanie. Nie wiem czy dobrze go zrozumiałam, więc łaściwie nie wiem o czym mówić za bardzo.

Od kilku dni biorę leki.

Tak bardzo chciałabym żyć, ale czuję, że w moim przypadku to jest niemożliwe :cry:

Ech, przepraszam, że tak się rozpisałam, tak bardzo chciałam to wyrzucić z siebie. :cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj

Trochę wyżej opisałem moją historię...

Jak ja Cie doskonale rozumiem....Pięknie udało Cię ubrać w słowa to co choroba z nami robi. To strasznie trudne,mi często brakuje słów mogących jakoś oddać ten straszny ból i beznadziejność...

szkoda że nikt poza nami, chorymi nie jest w stanie zrozumieć , że to jedna z najstraszniejszych chorób-jest się martwym za życia......

Cieszę sie , że bierzesz leki-jak pewnie wiesz z doświadczenia trzeba czasu żeby zadziałały-bierzesz te same , które wcześniej wyciągnęły cię z depresji???

Ja po ponad 2 latach męki i poszukiwań chyba trafiłem na lek który daje mi trochę ulgi i wytchnienia.Takie małe światełko w tunelu.

Życzę Ci aby się Tobie udalo choć troszkę lepiej poczuć.

Nie napiszę kretynizmów typu "będzie dobrze" czy "weź się w garść" bo tylko sie jeszcze bardziej wściekniesz,hehehehehehe

Ja od takich tekstów dostaje szału i m.in mój chrzestny przestał być moim chrzezstnym za takie teksty

Robert

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj rober6666,

Dokładnie, najgorsze w tej chorobie jest to, że nikt z otoczenia nas nie rozumie, nie jest w stanie sobie wyobrazić co się czuje w takiej chwili, kiedy irracjonalnie chce się sobie odebrać życie. Ten rozdzierający, wewnętrzny ból czasami jest nie do wytrzymania. Ludzie myślą, że to kwestia zmiany myślenia, kiedy jest odwrotnie, to właśnie ten wewnętrzny ból karze wciąż o tym mysleć, nie daje o sobie zapomnieć nawet na chwile.

Jeśli chodzi o leki to brałam już tyle, że czuję się jak króliczek doświadczalny. Wyselekcjonowałam więc te, które kompletnie się nie nadawały i sama zaproponowałam zestaw mojej lekarce. Pamiętam, że kiedyś w miarę działał, ale nie łudzę się, wiem, że nic nie zadziała tak, abym była zdrowym, pełnisprawnym człowiekiem. Trafnie to ująłeś, to śmierć za życia, a jeszcze trzeba się borykać z tym, że na zewnątrz, dla innych ludzi to wygląda jak lenistwo, brak chęci do pracy i chęć żerowania na bliskich. I wciąż gryzie to moje sumienie :(

Dziękuję za słowa otuchy i takze życzę ci lepszego samopoczucia, choćby jeden dzień odpoczynku od tego uczucia to jak wakacje

Pozdrawaim ciepło

 

[Dodane po edycji:]

 

zachar, dlaczego nie chcesz brać leków, nie działają? Jak po ok 2 miesiącach nie przynoszą żadnych zmian na lepsze pogadaj ze swoim lekarzem, może albo zwiększy dawkę albo zmieni na inny

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witaj natti

Znam doskonale ten ból , kiedy wszyscy naokoło uważają , że czas najwyższy abym się wziął w garść i przestał nad sobą użalać, że pewnie jakbym poszedł do pracy to zaraz zmieniło by się moje myślenie i takie tam inne pierdoły....odkąd zachorowałem , a stało to się w ciągu jednej nocy (szok nie? ) wytrzymałem jeszcze w pracy pól roku-ale to była gehenna. Pracowałem jako kierowca i dosłownie co 20-30 minut traciłem praktycznie przytomność z lęku i derealizacji-zjeżdżałem na pobocze i zapadałem na 10-15 minutową drzemkę....i niech frajerzy nie gadają mi nic o braniu się w garść , bo zesrali by się wpierw ze strachu ,zanim w takim stanie wsiedli za kółko i pojechali w Polskę....

Ja też mam za sobą juz całą aptekę-wszystkie SSRI SNRI ,Mianseryne i inne gówna , które mnie tak na prawdę zabijały i doprowadzały tylko do pędu samobójczego ( skończyło sie w szpitalu ale to porażka taki psychiatryk gdzie dla spokoju naćpają cię benzo i tyle...) I ten fakt , że żadne leki nie pomagają a wręcz szkodzą doprowadził mnie do rozpaczy.....nie chcę tak dalej egzystowac na poziomie szmaty-zwłaszcza że byłem energicznym doskonale dającym sobie radę facetem....

Moje małżeństwo juz tez nie wytrzymuje tej próby. Żyję jeszcze chyba tylko dla mojego 5 letniego synka-nie mogę mu tego zrobić żeby mnie zabrakło-on jest za mną głupi doi potęgi entej

...I będę tak cierpiał po wsze czasy aż mnie szlag trafi , lub syn dorośnie i wreszcie sprawie sobie ulgę....

Proszę-próbuj z lekami mimo wszystko-ja sobie mówie tak-bez leków tragedia, na lekach jeszcze większa tragedia , ale jest przynajmniej nadzieja że może zadziałają.czytaj , czytaj i pytaj na naszym forum-ja dzięki niemu odkryłem lek Fluanxol, (oczywiście przez 2 lata męki żaden z psychiatrów mi go nie zaproponował )o którym mogę powiedzieć że od 3 tygodni sprowadził na mnie ulgę powiedzmy w 40 % nie robiąc przy okazji ze mnie zaćpanego półgłówka

Ale to efekt setek godzin spędzonych na tym forum.Myśle ,że mam niezłą wiedzę dzięki temu

Jakby co pisz na PW

Walcz!!!! walcz z tą suką chorobą !! traktuj jak wroga nr 1 !!Ja z nią wygram tak czy tak-jak nie wyleczę to się zabije i ona zginie wraz ze mną !!..Ale na to jest zawsze czas.

Trzymaj się

Zachar-ten post Ciebie tez sie dotyczy. Myślę że sertralina tak gównianie działa na Ciebie...ja po tym leku z płaczem uciekłem z kauflanda bo myślałem że zwariowałem i zgubiłem się między regałami. Wydaje mi się to nie lek dla ciebie. Nie przejmuj się , że tak ci po nim odp...a .On może mieć takie skutki uboczne ...nie tolerujesz go

Czytaj nasze forum ile wlezie-poznasz wiele opinii

Walcz !!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

rober6666 dzięki za słowa otuchy. Odpisuje dopiero teraz, bo przez ostatnie dni w ogóle nie podchodziłam do neta. Tak mnie zmogło, myślałam, że już nie wytrzymam. Leżałam tylko i miałam wrażenie, że "coś" rozszarpuje mnie od środka. MOja głowa rozpaczliwie szukała jakiegoś wyjścia, ale jak każdy z nas w tym stanie wie, że go nie ma. I wtedy właśnie przychodzą do głowy głupie pomysły, żeby tylko choć na chwilę sobie ulżyć.

Dzisiaj mi jednak trochę lepiej, byłam na uczelni, może uda mi się nie zawalić roku.

rober6666 naprawdę dopadło cię to w przeciągu jednej nocy? Faktycznie szok. Ja miałam predyspozycje do depresji już od dziecka. Zawsze byłam zamknięta w sobie i strachliwa, tylko czasem miałam lepsze stany, wydawało mi się wówczas, że góry mogę przenosić ;) Pamiętam ten czas, kiedy przez półtora roku czułam się dobrze, poznałam fajnych ludzi, miałam przyjaciół, zaczęłam nawet planować przyszłość, angażować się, interesować sztuką, kuturą, rozwijać się. A później znowu stałąm się rośliną.

Na mnie jednak chyba właśnie sertralina najlepiej działa. Pamiętam, że tylko ona mi w miare pomagała. Teraz też zaczęłam od tygodnia brać Asentre, mam nadzieję, ze mi pomoże. Najgorszy dla mnie lek to był seroxat i paxeratio, myślałam, że padnę po nim, tak jakby wewnątrz mnie ktoś czy coś toczyło jakąś zawziętą walkę.

rober6666 jak sobie radzisz na co dzień? NIe pracujesz teraz? Masz jakieś doraźne sposoby radzenia sobie? Bo mnie się już chyba wszystkie wyczerpały :( W tym roku powinnam skończyć studia, przetrwałam na nich tylko dlatego, że nie musiałam przychodzić codziennie i po prostu kombinowałam, ale nie wiem, czy uda mi się dotrwać do końca.

Życzę ci, abyś znalazł w sobie siłę aby żyć dla swojego synka. Nie traćmy nadziei, że któregoś dnia to odejdzie. Ja w to wierzę, bo kiedyś miałam takie zdarzenia, obudziłąm się rano i depresji nie było. Po prostu zaczęłam nowe życie, co prawda tylko na półtora roku, ale jednak. Czułąm się wtedy, jakby jakiś cud mnie uzdrowił. Wszystkim nam tego życzę, abyśmy któregoś dnia obudzili się silni i z chęcią do życia. Co pozostało jak nie wiara w cuda?

Pozdrawiam ciepło

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć natti

Jak wiele nas łączy......

(oczywiście nie jest to próba podrywu ,hehehehehe )

Dobrze , że mamy to forum i mamy siebie i wiemy , że nie jesteśmy sami na swoich bezludnych wyspach cierpienia. Każdy z nas ma swoją wyspę , to fakt , ale jak widać możemy przesyłać sobie słowa otuchy i zrozumienia. Piszę , że są to wyspy bezludne, bo choć wokół nas są ludzie bliscy i dalecy -nigdy nie pojmą tego co nam choroba robi-odbiera chęć posiadania tego co najcenniejsze -ŻYCIA !!

Czytam uważnie Twojego posta i muszę powiedzieć , że nasuwa mi się pewna myśl-czy Ty czasem nie cierpisz podobnie jak ja na Chorobę Afektywną Dwubiegunową ( CHAD )

 

http://www.csk.lodz.pl/depresja/Choroba_afektywna_dwubiegunowa.htm

 

Ona ma wiele odmian, m.in taką typ mieszany przypominający objawami ciężką depresją)że prawie cały czas przeważa depresja (ponoć cięższa i lekooporniejsza od "zwykłej " ) Ciężka mania nie występuje, tylko lekka hipomania i to bardzo rzadko. Z tego powodu jest często mylona z depresja i bardzo źle leczona gdyż antydepresanty tylko pogarszają sprawę !! ZNAM TO Z AUTOPSJI !!!

Podczas gdy w depresji masz stały niedobór jakiegoś neuroprzekaźnika (serotonina, noradrenalina ) tak w CHAD masz totalnie rozchwiane te poziomy i podawanie leku zwiększającego poziom jednego z nich pogarsza tylko sprawę !!! ja dlatego pod wpływem SSRI (podnoszące poziom serotioniny ) czułem sie jak po narkotyku LSD dosłownie , miałem omamy i byłem gotów na samobója. Widocznie akurat miałem nadmiar serotoniny i podawanie jeszcze typowego antydepresanta podnoszącego jej poziom o mało nie doprowadziło mnie do tragedii.

Ja pół roku temu po okresie prawie 2 letniej masakry i chęci zakończenia tego gówna też wstałem pewnego ranka całkowicie zdrowy!!! CUD Matko Boska ! Od rana zacząłem niezwykłą mi (a zwykłą przed chorobą ) krzątanię, snucie planów, zapisałem sobie aż na kartce (zrobiło się z tego A4 )sprawy które mam załatwić. Pożyczyłem kasę , kupiłem drugie auto (przecież jestem już zdrowy-zarobię szybko kasę i oddam ), zapisałem się na studia itd.....i nagle po 3 tygodniach czar prysnął-rano wstałem i ta sama ciężka depresja-to była najstraszniejsza chwila w mojej chorobie-myślałem że wtedy na serio ze sobą skończę...okazało się że stan pozornego zdrowia to była właśnie hipomania-cechująca obraz CHAD

Nasunęło mi się niedyskretne pytanie-czy w Twojej rodzinie ktoś chorował na coś dziwnego , niezrozumiałego dla innych, dziwnie się zachowywał, był nadpobudliwy ??

Moja ciocia podcięła skutecznie żyły, a jej brat czyli mój ojciec chlał przez kilka ładnych lat właściwie bez powodu (teraz wiem jaki to byl powód) i potem jak miał 40 lat się powiesił (ja miałem 18 ) Nikt nie przypuszczał wtedy że to efekt choroby.(jakieś pieprzenie o słabych charakterach itp )To potwierdza diagnozę mojej CHAD-jest to choroba niestety dziedziczna....ojciec chlal , bo nie wiedział co sie z nim dzieje ,a ja teraz widzę po sobie że wóda baaaardzo łagodzi objawy choroby...( ale ja pije normalnie-raz tydzień,może żadziej ) Statystycznie bardzo duży odsetek ludzi chorych na ta odmianę CHAD co ja odbiera sobie życie (potwierdza to mój Ojciec i Ciotka )

Jestem teraz zupełnie inaczej leczony

Przede wszystkim LIT oraz znaleziony tu na forum dzięki miko84 i Anna R. fluanxol

Czuje znaaaczna ulgę i poprawę (mimo że nie zażywam typowych antydepresantów depresja ciężka i lęki zostały przesunięte na dalszy stan.....

Tak-choroba napadła mnie w ciągu jednej nocy-to był szok !!!! i koniec znanego mi dotychczas świata ( nie pracuję normalnie jak wszyscy-robie raczej "interesy" z "chłopakami" )

Byłem typem pewnego siebie zarobionego faceta a tu taki krach ( koledzy myśleli , że jestem w więzieniu-jak sie dowiedzieli że w psychiatryku to w szoku byli )

Teraz dzięki ponad dwuletniej walce pomału wracam do życia sprzed choroby...

jak sobie radzę?? Przede wszystkim NIENAWIDZE choroby , i samego siebie w stanie jakim byłem do niedawna i wala mnie porady psychoterapeutów o jakichś tam akceptacjach i innych bzdurach dobrych do amerykańskich oper mydlanych...WALKA, NIENAWIŚĆ !!

I pogodzenie się z faktem , że jak nie dam rady dłużej to zawsze jest wyjście wygrać z chorobą-unicestwić ją wraz ze sobą samym.Oswoiłem się z tą myślą i to mi dawało (daje-bo nie wiem czy ta poprawa jaką mam teraz jest stała-oby-bo kolejnego ciężkiego nawrotu mogę nie wytrzymać) siły przetrwać każdy dzień

I każdego ranka w ciężkim stanie myślałem tylko jak przetrwać do wieczora i co zrobic żeby się ratować.Jak sama nie pomożesz sobie i nie będziesz walczyć o siebie to nikt tego nie zrobi za CIebie-uważają że przesadzamy i histeryzujemy i powinniśmy raczej "wziąść się w garść ",hehehehehe

Jak masz jakieś pytania-pisz śmiało towarzyszko cierpienia

Jeśli tylko będę mógł -pomogę wiedzą i doświadczeniem

Robert

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej rober6666 kurcze, dałeś mi do myślenia tą sugestią, że to co mi dolega to może być CHAD. Zdiagnozowano mi tylko zaburzenia lękowo depresyjne też z tego względu, że mam dodatkowo fobię społeczną z tendencją do izolacji. Ale przeczytałam dokładnie tekst z linka który mi podałeś i faktycznie dużo pasuje. Mnie się zawsze wydawało, że depresja dwubiegunowa z okresami manii i depresji trwa naprzemiennie najwyżej kilka tygodni a u mnie przeważa depresja z takimi właśnie epizodami "cudownych uzdrowień" o których pisałam. Ale ja już chyba przestanę wierzyć w jakiekolwiek cudowne uzdrowienia, to chyba tylko taka forma pocieszania się, jak jest naprawdę źle.

Piszesz, że bierzesz lit. W jakiej formie się go przyjmuje? Na mnie do tej pory najlepiej zawsze działała sertralina. Pokładam nadzieję, że i tym razem się polepszy.

Więc u Ciebie w rodzinie też były takie przypadki? Wiesz, ja ostatnio też coraz częściej myślę o tym, czy aby to, co mi całe życie odwala to nie psychiczny spadek po moim ojcu. Faktycznie bardzo dziwnie się zachowywał, był alkocholikiem to raz, a dwa że chyba też dodatkowo jakimś psycholem, agresywny, wiecznie w złym humorze, odwalało mu zawsze rano, tuż po przebudzeniu miał ataki furii, wydaje mi się, że miał też jakąś paranoję. Uciekałam od niego i nie maiłam z nim kontaktu, ale wydaje mi się, że dużo po nim odziedziczyłam, właśnie w tej kwestii, tylko on to zapijał, a ja nie mogę pić, mam wstręt do alkoholu.

Z tego względu jestem też DDA. Mam strasznie nasrane w tym temacie w głowie. Poszłam nawet na terapię dla DDA ale ja się jakoś nie mogę dogadać z terapeutami, nie wiem, czy to przez moje lęki przed ludźmi czy trafiam na jakichś dziwnych, którzy mnie albo wkurzają albo są nieskuteczni. I chyba znowu zwieje z terapii. Zawsze pokładałam jakieś nadzieje w terapiach bo wydawało mi się, że rozmowa oswoi mnie z sytuacjami społecznymi, poukłada w głowie, nauczy mnie reakcji na moje lęki. A tu zazwyczaj trafiałam na takich, że szkoda słów, czy możliwe jest spotakanie w miarę normalego terapeuty w tym kraju?

Podoba mi się twoje nastawienie, walcz i nie daj się. Jak się ma takie nastawienie to już połowa sukcesu. Jak ja wpadam w depresje to własnie zazwyczaj mam w szystko w d. w ogólew tedy w nic nie wierzę, w żadną skuteczność czegokolwiek. Ale na szczęście dzisiaj się jakoś trzymam, leki chyba zaczynają mnie trochę motywować do działania.

Ide spać, bo łyknełam procha na sen i mnie trochę zmuliło. Wolę napisać coś więcej jutro

Trzymaj się i dzięki za motywujące posty. Oby do przodu ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj Natti

Cieszę sie , że dzięki mojej historii przejaśnia Ci się w głowie odnośnie choroby....

A widzisz jak trafiłem z Twoim ojcem?? To nie przypadek

Mi lekarz powiedział , że bardzo dużo alkoholików nie zdaje sobie sprawy, że są tak naprawdę chorzy na CHAD i piją żeby jakoś załagodzić tą wewnętrzną , niezrozumiałą dla nich i innych mękę. Alkohol w przypadku CHAD działa na te same receptory co uspokajające benzodiazepiny-stąd chwilowa ulga w cierpieniu !!! jednak podobnie jak one uzależnia.....i niszczy wokół wszystko i wszystkich

Jesteśmy ofiarami genów naszych przodków. Nie usprawiedliwiam tu nikogo , zwłaszcza naszych ojców-skur...eli -ja jakoś nie chlam i nie masakruje rodziny, choć myślę , że jestem (byłem ) w gorszym stanie niż mój ojciec....

Lit przyjmuje sie normalnie w tabletkach....kilka razy dziennie

chodzi o to żeby mieć w miare stały jego poziom we krwi.

Raz w miesiącu trzeba zbadać poziom litu we krwi i na podstawie wyniku koryguje sie ilość zażywanych tabsów na dobę

ZERO skutków ubocznych, a muszę przyznać że łagodzi (spłyca, przytępia,) najbardziej negatywne objawy choroby.....oczywiście sam lit nie wystarczy-trzeba dobrać lek wiodący....u tu jak zwykle problem-metoda prób i błędów

Psychologowie to dla mnie odrealnione ludziki......nie da sieę na podstawie książeczek i studiów wymądrzać na tematy których się nie doświadczyło

Mnie osobiście śmieszą po półrocznej terapii

Mogą pomóc jak komuś zdechł piesek albo jak ktoś zgubił klucze do mieszkania, czy żona go zdradza,heheheheh

W naszym przypadku to z równym skutkiem swą paplaniną i grzebaniną w przeszłości mogą leczyć złamaną nogę

Trzymaj się mocno-świetnie mi się z Tobą dyskutuje !!

Pogadaj z lekarzem o CHAD

Może leczenie tej choroby w Twoim przypadku będzie trafione??? Spróbować nie zaszkodzi-i tak gorzej sie czuć już nie da , co nie ???

Robert

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej rober6666 dzięki za twoje posty :D Troche mi się rozjaśnia w głowie, zaczynam się zastanawiać nad problemami mojej rodziny ze strony ojca, zazwyczaj unikałam myślenia o tym, bo kojażyło mi sie to niestety z samymi przykrymi sprawami. Ale prawda jest taka, że wychowywała mnie raczej część rodziny ze strony mojej mamy, w której wiedza na temat zaburzeń psychicznych równała się zeru. Moje pierwsze objawy zostały zbagatelizowane i zamiast mnie leczyć, jak jeszcze byłam nastolatką czy nawet dzieckiem, zamknięto mnie w domu i odizolowano, co jeszcze pogłebiło moje problemy bo mam fobię społęczną. Utrwaliło mi się w myśleniu, że odizolowanie jest jednym ze sposobów radzenia sobie z problemami i nie umiem sobie teraz tego wybić z głowy, szczególnie jak mam nawroty.

Wczoraj byłam u lekarza, ale tak mnie shizneło, że właściwie prawie z nim nie miałam kontaktu. Czekam aż leki zaczną choć trochę działać, żebym mogła sobie ułożyć jakiś plan co ja mam właściwie zrobić ze swoim życiem.

Masakra, mam wrażenie że cała moja najfajniejsza młodość, którą powinno się przeżyć bawiąc się z ludźmi i kożystając z życia przeszła mi koło nosa. Mam 27 lat a czuję się jakbym miała już z conajmniej 40.

Dzięki za rady i wsparcie na duchu, samej by było za cieżko, tym bardziej, że otoczenie tego nie rozumie. Zdrowi ludzie, albo urywają kontakty, albo udają ze tego nie ma i mają żal że samemu nie chce się udawać, bo się po prostu nie da.

Wczoraj znowu atak lęku i powrót z paniką do domu.

Ech... czy jest szansa na dalsze zycie?

 

 

Pozdrawiam cię ciepło. Trzymaj się i dzięki za posty :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pierwszy raz wypowiadam sie na takim forum, chociaz problemy mam od kad pamietam. Tylko, ze wczesniej po prostu nie wiedzialam ze mam problemy. Teraz po 2 probie samobojczej, wyladowalam na oddziale psyhiatrycznym, pozniej na terapii indywidualnej a teraz grupowej.

Mam 24 lata. Jestem informatykiem. Pracowalam w wielu firmach. Bylam modelka. Mam wlasne mieszkanie. Co jest ze mna nie tak?

Teraz jestem strzepem czlowieka. Przez wiele lat próbowałam zapomnieć i żyć normalnie, a każde niepowodzenie zabijalam w inny sposob, alkoholem, dietami, kaleczeniem siebie. Mam dosc. Chcialabym nigdy sie nie urodzic. Mam dosc leku, budzenia sie ze strachem, krzykow w nocy, ciaglych wymiotow, zawrotow glowy. Daleczego nie moge panowac nad tym cholernym cialem? !!!!

Teraz boje sie nawet jazdy autobusem. Wstydze sie siebie.

 

A najlepsze to jest to, ze nigdy nie znajde partnera, bo z nikim nie potrafie byc szczesliwa. Albo inaczej za bardzo sie angazuje. Bardzo trudno mi sie zakochac a gdy w koncu sie uda to partnerzy nie moga wytrzymac tego ze tak latwo mnie skrzywdzic, Co ja mam zrobic zeby nie byc taka wrazliwa?

Chcialabym tak jak kolezanki potrafic postawic na swoim. Dlaczego daje soba pomiatac i krzywdzic?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pierwszy raz wypowiadam sie na takim forum, chociaz problemy mam od kad pamietam. Tylko, ze wczesniej po prostu nie wiedzialam ze mam problemy. Teraz po 2 probie samobojczej, wyladowalam na oddziale psyhiatrycznym, pozniej na terapii indywidualnej a teraz grupowej.

Mam 24 lata. Jestem informatykiem. Pracowalam w wielu firmach. Bylam modelka. Mam wlasne mieszkanie. Co jest ze mna nie tak?

Teraz jestem strzepem czlowieka. Przez wiele lat próbowałam zapomnieć i żyć normalnie, a każde niepowodzenie zabijalam w inny sposob, alkoholem, dietami, kaleczeniem siebie. Mam dosc. Chcialabym nigdy sie nie urodzic. Mam dosc leku, budzenia sie ze strachem, krzykow w nocy, ciaglych wymiotow, zawrotow glowy. Daleczego nie moge panowac nad tym cholernym cialem? !!!!

Teraz boje sie nawet jazdy autobusem. Wstydze sie siebie.

 

A najlepsze to jest to, ze nigdy nie znajde partnera, bo z nikim nie potrafie byc szczesliwa. Albo inaczej za bardzo sie angazuje. Bardzo trudno mi sie zakochac a gdy w koncu sie uda to partnerzy nie moga wytrzymac tego ze tak latwo mnie skrzywdzic, Co ja mam zrobic zeby nie byc taka wrazliwa?

Chcialabym tak jak kolezanki potrafic postawic na swoim. Dlaczego daje soba pomiatac i krzywdzic?

 

Z tego co napisałaś, zrozumiałem, że dominującym uczuciem u Ciebie jest "lęk", ale...czy możesz podzielić się czasem w którym było "go" mniej, albo jaki był czas w twoim życiu, w którym się czułaś najlepiej?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ogolnie czulam sie dobrze gdy nie mialam czasu na rzadne myslenie. Czyli gdy pracowalam na 2 zmiany. Docieralam do domu o 3 godzinie w nocy a o 8 bylam na nogach z porotem, oczywiscie nie bylam w rzadnym zwiazku.Popadlam wtedy w calkowita znieczulice emocjonalna.

Pierwsze objawy mialam juz jako dziecko, przynajmniej tak mi sie wydaje teraz, od kad chodze na terapie.

Pierwsza proba samobojcza, zakonczona na R-ce w szpitalu byla w 4 klasie liceum.

Przestaje wierzyc, ze cokowiek ma sens. Boje sie siebie. Tak bardzo chcialabym nie czuc. Nie daje sobie rady z wlasnym cialem. To jest nie do zniesienia. Czuje sie jak niemowle.

Nie panuje nad rekami i nogami. Lek jest nie do zniesienia. Z kazdym dniem i z kazdym napadem zastanawiam se ile to jeszcze potrwa. Czy to kiedykowiek minie? Czy tak ma wygladac moje zycie? Wymioty bole brzucha, panika bez przyczyny? Jak podniose sie z kolejnego niepowodzenia? Ludzie ktorych znalam tyle lat budza we mnie strach nie do przezwyciezenia?

Kim jestem??? !!!! Nie chce tak zyc!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wybacznie, ze sie wcinam... :(

Zmienilam leki całkowicie na inne i teraz znow mam mysli samoobójcze... boje sie sama siebie... codzienni mysle o smierci...

Kombinuje co bym mogla zrobic, by zniknąć nie zauwazalnie.. po prosttu sie w jednej chwili rozpłynąć albo cos w ten deseń... nie rozstaje sie z akinetonem... zaczelam od pol tabletki, a wczoraj wzielam w sumie 4!!! czuje sie wtedy nacpana i mam na wszystko wywalone... czasem dopadają mnie napary śmiechu w tym czasie, ale gdy juz tylko zauwaze ze juz dzialanie jednej trabletki ustepuje, siegam po kolejna, i kolejną... ukrywam to przed wszystkimi... tylko tutaj wam to moge napisac, bo wierze ze mi pomożecie... dzis jeszcze nie wzięłam ani jednej tabletki akinetonu, ale mam przeogromną chęć to zrobic, by chociaz na chwile nie myslec... heh z alkoholu do tabsów.. fajna zmiana co :/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Siedzę w domu i nie wiem co zrobić z tym okropnym wewnętrznym bólem :(

Próbowałam już tylu rzeczy. Chyba jestem jakimś głupolem, że nie umiem sobie pomóc, nie potrafię nawet zorganizować sobie pomocy z zewnątrz.

Czuję się okropnie, nie chce mi się żyć, każde działanie kojazy mi się z wielkim wysiłkiem.

Mam wrażenie, że to nigdy nie minie. Przeżyję całe życie jak warzywo, boję się żyć i boję się umrzeć. Ukryty tchórz :cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Razorbladerka i natti też tak czasami mam, że chce umrzeć, bo się męczę, ale chyba nie umiałabym już podjąć się próby samobójstwa po raz kolejny. Miałam 2 próby i nie wyszło. Jedyne co, to najadłam się strachu o własne zdrowie (skutki uboczne, typu zniekształcona twarz...), no i nacierpiałam się strasznie, ból niesamowity. Dlatego wiem, że muszę żyć, czasami nieważne jak, ale muszę. Męczę się, ale nie mam wyboru...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Natti !!!

Ja myślę że te leki które łykasz są kompletnie nie dla Ciebie !!!! One Cie miażdżą tak jak mnie miażdżyły !! SSRI sa nie dla Ciebie-powinnaś być już tego świadoma-nie wiń siebie , że tak się czujesz, to one zmieniaja chemię Twojego mózgu na niekorzyść i niszczą Ci pewnie wrażliwą i wspaniałą psychikę (niewrażliwi kretyni nie chorują na takie choroby jak my-czasami im zazdroszczę )

Mając do siebie pretensje zachowujesz się tak jak ktoś chory na np zapalenie płuc i leczony witaminą c i mający do Siebie pretensje że nie potrafi się wyleczyć !! To bzdura. Twoje tak negatywne myślenie jest skutkiem ubocznym ( nie do zaakceptowania oczywiście )leków nietrafionych.

Ja po SSRI pewnego dnia kupiłem linkę i poszedłem do lasu-i tylko moja największa kotwica na tym świecie-myśl o 5 letnim synku , który co rano mówi "kocham Cię tatuń " powstrzymała mnie od tego czynu....

A wszystko to po tym gó...ie SSRI

Idź do lekarza-opowiedz mu o moim przypadku jak chcesz a jak sie bedzie mądrzył to go zmień -nie ufaj im bezgranicznie-nie mają monopolu na wiedzę, a jak pod wpływem ich nietrafionego leczenia zrobisz sobie krzywdę to i tak zwala na depresję !!

To Twoje życie i walcz o nie i nie licz się z innymi !! Stawka jest wysoka a bitwa ciężka !! Ale do wygrania-jestem tego przykładem. 2 miesiące temu-psychiatra -debil chciał mnie dać na zamknięty oddział w takim bylem stanie po ich lekach źle dobranych

A teraz chodze po mieście i laseczki zagaduje tak się dobrze czuję !!

Oni nie potrafią w przeważającej liczbie przypadków nas SŁUCHAĆ-wiedzą lepiej wszystko z góry

WALCZ NATTI

Robert

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×