Skocz do zawartości
Nerwica.com

Miłosierdzie Boże


drań

Rekomendowane odpowiedzi

JA mam jedną modlitwę ranną, po obudzeniu :

 

Piękno -podziwiać

Prawdę - chronić

Szlachetność -czcić

Dobro -czynić

 

Prowadzić ludzi:

w życiu - ku celom

w działaniu - ku prawości

w uczuciach - ku spokojowi

w myśleniu - ku światłu

 

i uczyć ich ufności

w Boskie władanie

we wszystkim co jest

w głębi duszy ludzkiej

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Caramel Rose

 

Choć jest cieżko walcz i nie poddawaj się. Nieraz jeszcze bedziemy leżeć na dnie , ale

Chrystus zawsze zwycięża. Pamiętaj o tym.

 

On Cie bardzo kocha, znajdź go tam wlasnie w tym cierpieniu w tych brudach , w tych załamaniach.

Po cos naznaczył Cie krzyżem. On cierpi razem z Tobą. Odkryj cel , odkryj własne uświęcenie. Odkryj Szczescie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Prosty sposób na wyjście z depresji i nerwicy, ot tak.

 

Polecam również książkę "Moc uwielbienia" Merlin Carothers. Jeśli przekonacie się do filmu, to w książce jest dużo więcej technicznych szczegółów co i jak, wraz z masą przykładów jak osiągnąć prawdziwą wolność i szczęście. Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Popieram!

Niech leczeniem wierzących zajmie się ich Bóg, to niewierzącym skrócą się kolejki u lekarzy. :mrgreen:

 

Dokładnie. A nie wszelkie zgredy, mohery siedzące na rentach,emeryturach mają cały dzień, żeby się zarejestrować do lekarza to specjalnie muszą akurat po południu jak człowiek pracujący od pon-pt po 8 godzin nie może się w innym czasie zarejestrować. Leczyć się u Jezusa, a nie szturmować POZ'y i szpitale.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zanim się wypowiecie, posłuchajcie choć do końca to ta kobieta ma do powiedzenia, nalegam usilnie, a potem wieszajcie na kimkolwiek psy, no chyba że posiedliście nadzwyczajną umiejętność recenzowania książki na podstawie tytułu i wstępu...Jeśli ktoś ma "alergię" na Jezusa to bardzo mi przykro z tego powodu, zapewne musi się czuć jak "Balonowy chłopak".

Kochani przyjaciele, wcale nie mam nic wam za złe co napiszecie, prawda jest taka, że jeśli ktoś jest poraniony, to będzie swoje rany oddawał wszystkim wokoło. Co w sercu pełno, to się ustami przelewa, doskonale was zrozumiem, jeśli będziecie się naśmiewać lub gardzić mną. W ogóle się tym nie będę przejmował, nawet gdybyście mi napluli w twarz, bo teraz jestem WOLNY! Jestem szczęśliwy i pełen pokoju, choć nie ukrywam że jak się posiądzie ten stan, to trzeba o niego walczyć i go zdobywać, zapierając się własnego egoizmu tj. narzekania, użalania się, zgorzkniałości, obrazy na świat i Boga, odrazy do siebie, zamknięcia na ludzi itp.

 

Ja przez 15 lat cierpiałem na depresję/nerwicę, do tego nerwica natręctw, jąkanie, trichotilomanię i trwałe wypadnięcie dużej części brwi, fobię społeczną, problemy ze snem, pamięcią/koncentracją, orientacją w terenie, odrealnienie, szumy uszne, mroczki oczne, nie licząc pokrzywicznych deformacji kręgosłupa/nóg bóli z tym związanych, mimo lat ćwiczeń korekcyjnych. Nigdy mi nic nie pomogło żaden lek/psychiatra/psychoterapia/sanatorium/oddział dzienny, rehabilitacja, ćwiczenia, masaże, neurolodzy np. nawet nie wiedzą co to jest "przewlekła aura migrenowa" niedawno sklasyfikowana, na którą nie ma póki co lekarstwa...Nic, kompletnie nic, choć tyle szukałem, czytałem, brałem leki i zioła na własną rękę, a jak na złość zaczęły dochodzić nowe rzeczy: skrócenie nerwu łokciowego i lekki niedowład ręki, zespół strzelającej łopatki, najpierw lewej ,teraz dochodzi prawa, później strzelającego biodra...co jeszcze?. Miałem zabieg na niedrożność nosa, lewą dziurką mi się gorzej oddychało to teraz prawą gorzej. Czekają mnie kolejne zabiegi: odbarczenie nerwu łokciowego, osteotomia podudzi z plastyką wiązadeł, na którą czekałem zapisany 2 lata, po czym lekarz nie zgodził się operować i musiałem iść do innego i następny rok czekania...zapewne kroić będą mi jeszcze łopatkę, ale najgorzej to będzie jak kręgosłup, z powodu choroby Schereumanna odmówi posłuszeństwa i trzeba będzie wykonać spondylodezę. Zobaczcie na youtubie jak taki zabieg wygląda to może zwymiotujecie. Nie mam pracy, samochodu, nigdy nie pocałowałem dziewczyny mimo 26 lat, i nadpobudliwości płciowej od 11 rż. a w szkole dręczyli mnie fizycznie i psychicznie; w podstawówce np. brali za ręce i nogi, kołysali i rzucali o ścianę. Zdałem maturę cudem, bo choć byłem świetnie przygotowany do ustnego polskiego to wtedy z powodu ciężkiego jąkania miałem problem nawet z telefoniczną rejestracją do lekarza. Chciałem iść na studia, ale nie mogłem z powodu poważnej blokady w mówieniu. Moją pasją była kulturystyka, z której musiałem zrezygnować po paru latach z powodu bóli i deformacji, i lata wypruwania sobie flaków poszło na marne. Nawet noszę aparat na zębach, a i tak mi się nie chcą wyprostować, tylko wyrzucam kupę kasy w błoto. Raz się pobiłem, co nigdy mi się nie zdarza, ale to on sprowokował, upadłem ręką na schody i mimo 7 lat wciąż się odzywa nadgarstek. W pewnej pracy parę lat temu nie przepracowałem miesiąca, a zdążyłem nabawić się dyskopatii, gdy próbowałem sam sobie nastawiać krążek to nadszarpnąłem znowu nerw z przodu uda, który do teraz się odzywa się. Nie jeżdżę autem, ale gdy raz siadłem, to 100m przed domem uderzył we mnie Rumun, bo ja skręcałem, a on myślał że omijam, tak że głową zbiłem szybę i do teraz boli mnie kark. Raz pojechałem z kolegą, którego znałem dopiero 3 miesiące, do innego na picie: zostaliśmy na noc, rano znalazłem go sztywnego i zimnego... zdążył się zapożyczyć u mnie 1000zł i nie oddać... 2 razy otarłem się o śmierć z powodu dopalacza, bo mi serce biło przez godzinę 200 uderzeń/min i dostałem kręczu szyi z powodu tętna naprężającego tętnicę, z kolei jak paliłem szałwię wieszczą - najsilniejszy naturalny psychodelik to tylko mnie ścinało z krzesła, nic więcej. Prawdziwe fatum. Teraz mieszkam z ojcem alkoholikiem, mama z siostrą się wyprowadziły. Nic po prostu się załamać, skoczyć z mostu, powiesić, otruć się, strzelić w łeb... no i te wieczne, dręczące pytania:

"Gdzież jest Bóg? miłosierny, sprawiedliwy, wszechmocny, wszystko wiedzący? Dlaczego do tego dopuściłeś? dlaczego ja? jaki w tym sens? za jakie grzechy? czemu nie słuchasz mojego błagania, czemu milczysz, czy moje cierpienie Cię nie wzrusza? Dlaczego mnie opuściłeś, dlaczego jesteś tak nieczuły, daleki, okrutny, niesprawiedliwy? To twoja wina! przez Ciebie cierpię, i co cieszysz się z tego? pewnie tylko czekasz aż ukorzę się przed Tobą, byś mógł się chełpić moim poniżeniem, a jak nie to mnie uśmiercisz i skarzesz na wieczne męki w piekle...ale Ty jesteś Miłością...Jeśli jesteś...bo z tego co widzę, to Jesteś tylko wymysłem mojego umysłu, mitem, a Biblia to bzdury, dobra dla moherowych babć i do straszenia niegrzecznych dzieci... Tylko ludzie słabi Ciebie potrzebują jako nagrody pocieszenia, ja nie potrzebuję Ciebie, sam sobie poradzę z własnymi problemami. Czas dorosnąć i pozbyć się prania mózgu, tego opium dla trzeźwego rozumu, sam wezmę sprawy w swoje ręce, a Ciebie, nie potrzebuję, bo Ciebie, po prostu nie ma! Żałuję tylko zmarnowanych lat naiwnej wiary w Ciebie..."

Znacie te gadki? Nieraz potrzeba upaść na samo dno, aby doświadczyć swojej wielkiej nędzy duchowej która nieuchronnie sprowadza śmierć, bo żyjemy w jej cieniu od narodzin. Ona wychodzi na jaw dopiero na tle bolesnych doświadczeń, wtedy budzą się w naszym sercu i umysle upiory, które nas nękają, gryzą, rozszarpują i my krwawiąc ranimy również wszystkich wokól. Te demony są nam dobrze znane: lęk, smutek, wstyd, gniew, rozpacz, bezsens, zazdrość, zgorzkniałość, wzgarda, nienawiść, porządliwość, pycha, zarozumiałość...Gdy życie się układa, tego raka, który nas toczy nie widać, on nie boli ale jest i się mnoży, żywcem nas zżerając od środka. Możemy czuć się subiektywnie szczęśliwi, zadowoleni, bo jesteśmy piękni, zdrowi, młodzi, wykształceni, bogaci...ale to kłamstwo ułuda, możemy być co najwyżej jak groby pobielane, z zewnątrz tryskać uśmiechem i radością, upojeni życiem jak narkoman, alkoholik czy rozpustnik, ale jak coś zacznie nas przerastać, to chce nam się krzyczeć, wyć z bólu, szukać winnych i mścić się na nie wiadomo kim, by się wyżyć i sobie ulżyć, a później przychodzi apatia, duchowa nędza wegetacji ujawnia się w ciele, teraz ją dostrzegamy i ta myśl ojca kłamstwa: dawniej wmawiał ci że jesteś jak młody bóg, świat leży u twych stóp, możesz wszystko i jesteś naj, a inni mają spełniać twe zachcianki, a ty masz święte prawo iść po trupach do celu, tj "szczęścia" bo cel uświęca srodki. ALe gdy się potkniesz, upadniesz i leżysz sparalizowany, ten sam przymilny głos, teraz staje się ochrypły, szorstki i wulgarny. Szepce: jesteś nikim, do niczego, spójrz jakie twoje życie jest nędzne, bez sensu, nic dobrego cię już nie spotka, wszyscy się z ciebie śmieją, gardzą tobą, po co żyć, skoro tak cierpisz bardzo, oj ty biedny, nieszczęśliwy...Ale zobacz, jest na to sposób: prosty, szybki,bezbolesny, ulga gwarantowana...nikt nie będzie po tobie płakał, świat będzie bez ciebie lepszy, i tak ty nic nie stracisz, tylko zyskasz...

 

Ja uwierzyłem, że spełnią mi się słowa powiedziane od Pana (Łk, 1,45-56), dlatego jestem szczęśliwy, wyzwolony i mogę wyśpiewywać Panu swoją radość, którą On wlał w moje serce. Tajemnica tkwi w tym że Jezus już dawno zapewnił nam radość, pokój i szczęście, i wystarczy chcieć się radować aby być szczęśliwym, wystarczy wola nie martwienia się aby doświadczyć pokoju, jakiego świat dać nie może, wystarczy powiedzieć lękowi i wstydowi w imię Jezusa: NIE, aby stać sie pewnym siebie, odważnym i nieustraszonym...wystarczy chcieć...postanowić, że od teraz nie będę narzekał, użalał się, smucił, zamartwiał, chował się i cofał, albo stał a raczej siedział/leżał w łóżku czekając aż wynajdą cudowny specyfik na moją wielką biedę i ozdrowieję... do tego czasu połknę jeszcze tysiące słonych łez, sczeźnie mój język od narzekania i przekleństw, a słońce przestanie rzucać cień na nasze znienawidzone życie.

A przecież prawda jest prosta i łatwa, lecz zakryta przed "mądrymi i roztropnymi tego świata". Jezus żyje, kocha mnie i jest przy mnie gdy to piszę, i przy tobie, gdy to czytasz. Gdy ty wątpisz, On mówi: uwierz, zaufaj, jak jest napisane w Piśmie: Panie obdarz mnie Swoją łaską wg, nadziei pokładanej w Tobie, idź twoja wiara cię uzdrowiła, niech ci się spełni wg tego jak wierzysz. Zawiodłeś sięna Bogu? Modliłeś się, błagałeś składałeś śluby? Mnożyłeś nowenny, różańce, koronki i nic? Ja też, zajęło mi 10 lat aby uwierzyć, że Jezus może mnie wyrwać z sideł śmierci i kolejne 10 lat aby zrozumieć, że tak naprawdę nigdy nie miałem prawdziwej wiary choćby jak ziarnko gorczycy, mimo że regularnie chodziłem na Mszę, spowiadałem się,przyjmowałem Komunię, wypełniałem przykazania...tylko zewnętrznie oczywiście. Wierzyłem co prawda w "Boga" ale Go nie znałem, nie miałem osobistej z Nim relacji, jak więc mogłem wierzyć Mu na słowo? Jak mogłem z Nim rozmawiać, żyć w Jego obecności? Teraz po tylu latach odkryłem sekret wiary chrześcijańskiej, który choć jak mantra przewija się przez Biblie, ja mimo dokładnej lektury Pisma, nie pojąłem go, a więc i nie doświadczyłem mocy Słowa, Jego prawdy i skuteczności.

 

Sekret to MOC UWIELBIENIA. Posłuchajcie co Maria Vadia ma do przekazania, więcej dowiecie się z książki "Moc uwielbienia", naprawdę gorąco polecam, to nie jest zwykła religijna książka, ja w swoim krótkim życiu przeczytałem już paredziesiąt tego typu książek, gdzie nawet sam Jezus i Maria przez mistyków się wypowiadali, ale dopiero po jej lekturze i uwierzeniu w każde jej słowo zacząłem doświadczać co znaczy: "Poznacie Prawdę, a Prawda was wyzwoli" co to znaczy "Jeśli się nie narodzicie na nowo z wody i z Ducha i nie staniecie się jak dzieci, nie wejdziecie do Królestwa Bożego" To niesamowite doświadczyć tej dziecięcej radości, tej duchowej beztroski, dotknięcia przez Bożą Miłość, tego zatonięcia w Bożym Miłosierdziu. Dziękuję mojemu Tatusiowi za to kim ON jest, jak cudownie mnie stworzył, jestem wdzięczny za każdą ułomność, każdy, ból, słabość, niepowodzenie, stratę, błąd....za te wszystkie lata bezsensownego smutku, żalu i lęku... Kocham cię Ojcze, mój Stwórco i wysławiam, że zakryłeś te sprawy przed zdrowymi, bogatymi, przystojnymi i silnymi, a objawiłeś i wciąż objawiasz mnie nędznemu, ułomnemu, co to nic nie umiem, nic nie posiadam i do niczego nie doszedłem w życiu...prócz Ciebie. Chwała ci, uwielbiam Ciebie Jezu, mój Wybawicielu, za Twój krzyż, za mękę, za śmieć, Ty umarłeś moją śmiercią i zrodziłeś mnie w największych bólach, a teraz i ja się nowo narodziłem, bóle już odeszły, jeszcze popłakuję ale już ze szczęścia, że Cię widzę, boś dał mi serce czyste. Chwała Ci Duchu Święty, boś zstąpił na mnie i się wylewasz wciąż na nowo, już nikt i nic nie podważy mojej wiary w Miłość, bo Ty jesteś we mnie i przekonujesz do tej Miłości, świadczysz, że Ten, Który Jest jest mi ABBA, mówisz: Ty jesteś Mój syn ukochany, podobasz mi się takim jakim jesteś, Jestem tobą zachwycony, Ja dziś cię zrodził!"

Być może uznacie, że to początki schizofrenii, no cóż...skoro od książki i konferencji na youtube można się rozchorować, to niech będzie to nieuleczalne i niech umieram całe życie... Alleluja!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zanim się wypowiecie, posłuchajcie choć do końca to ta kobieta ma do powiedzenia
Przykro mi @mrderelka ale 7:09 filmiku, dobitnie pokazuje, że owa kobieta nie jest wiarygodna...miały być upadki w Duchu Świętym, a są w duchu pchniętym ;) ...co gorsza jedna pani( ta z 7:09) nie chce się przewrócić, pomimo pchnięć. :bezradny:

 

PS. @Arasha tylko nie bij.... :hide: ..ale to silniejsze ode mnie..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

obejrzałam konferencję - czemu nie ;)

wszystko jest takie pozytywne w tym filmiku.

Swego czasu też modliłam się o ozdrowienie. I nie doznawałam ulgi. Nawet usłyszałam, że powinnam bardziej zaufać bo kogoś tam Bóg uzdrowił.

A może mam tkwić w swojej jaskini. Bóg mi zostawił moją chorobę - jeśli ma to być dla mnie lepsze - czyli prowadzić do zbawienia to ok.

Jesli chodzi ''uwielbienie'' to mam coś takiego, że jak przechodzę koło kościołam to mówię w duchu "Chwała Tobie Panie''.

Ostatnio modlę, się o przebaczenie innym. I modlitwa działa bo spotykam ludzi do których miałam jakiś żal. Spotykam ich na przystanku w sklepie a nawet w kościele. Wcześniej czułam w sobie złość a teraz większy pokój tak jakby to co złe tak nie męczyło umysłu, uczuć.

Coś na ukojenie serca:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×