Skocz do zawartości
Nerwica.com

nawet najtwardsi mają chwile, kiedy potrzebują klęknąć


Rekomendowane odpowiedzi

a jednak nie tak latwo polozyc kreske na czyms co ialo byc na cale zycie

A mnie się wydaje, że nie ma czegoś takiego jak związek na całe życie. Nie w tych czasach. Wszędzie seks, pęd ku zaspokajaniu własnych żądzy, promocja "zdrowego egoizmu", który stał się całkowitym egoizmem, uczucia innych przestały się liczyć. Wszędzie tylko zdrady, rozwody, walka o dzieci, kasę i publiczne pranie brudów. Ja już zaakceptowałam fakt, że nie dożyję jak moi rodzice czy dziadkowie spokojnej starości u boku tego jedynego. Z resztą ludzie się zmieniają, a nie zawsze partner potrafi, ale może też nie chcieć podążać za tymi zmianami. I tak drogi się rozchodzą. No i oczywiście trzeba tu wspomnieć, że coraz więcej ludzi w społeczeństwie ma cechy socjopatyczne, kiedyś człowiek będąc w związku czuł się choć trochę odpowiedzialny za tego drugiego człowieka, dzisiaj liczy się tylko "JA".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A mnie się wydaje, że nie ma czegoś takiego jak związek na całe życie. Nie w tych czasach.

zwiazki na cale zycie istnieja.. mnostwo kobet i mezczyzn tkwi w zwiazkach... ale szczesliwe zwiazki na cale zycie to juz rzadkosc, Tez juz nie wierze ze do konca zycia bedzie ktos u mojego boku :) ale jakos mi to nie przeszkadza

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A mnie się wydaje, że nie ma czegoś takiego jak związek na całe życie. Nie w tych czasach.

zwiazki na cale zycie istnieja.. mnostwo kobet i mezczyzn tkwi w zwiazkach... ale szczesliwe zwiazki na cale zycie to juz rzadkosc,

Nie no pewnie, że są takie związki, ale wtedy ja już bym tego nie nazwała związkiem. Raczej milczącym układem - ja nie mówię, ze mi źle, ty nie mówisz, ze ci źle i oboje udajemy, ze jest przynajmniej neutralnie. Dla mnie to nie do pomyślenia teraz, ale podobnie jak ci ludzie ja też kiedyś bałam się samotności, bo chyba tylko strach jest motorem napędowym takiej relacji. Teraz kiedy juz do niej przywykłam i polubiłam nie wyobrażam sobie się męczyć z kimś, kto jest mi obojętny albo mnie krzywdzi. Ale, co kto lubi i jakie ma priorytety...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kiedyś człowiek będąc w związku czuł się choć trochę odpowiedzialny za tego drugiego człowieka, dzisiaj liczy się tylko "JA".

 

Wiesz z tym JA to tez nie do konca takie proste... karmia nas romantycznymi bzdurami o poswiecaniu, wyzszosci szczescia partnera nad własnym itd. Fajnie jak trafi sie ktos kto postepuje podobnie ale zazwyczaj trafia czy wybiera sie nieswiadomie wylacznie biorce kto chetnie przyjmie to co mamy mu do zaoferowania ale nie jest chetny dac niczego w zamian. Wtedy powinno sie wlaczyc JA. Ja nie pozwole sie tak traktowac, Ja chce zeby o mnie tez dbano , Ja nie bede znosic takiego zachowania itd. Zdrowe JA nie jest egoizmem. Trzeba myslec tez o sobie.

I dlatego to wydaje mi sie jak najbardziej zdrowe

Teraz kiedy juz do niej przywykłam i polubiłam nie wyobrażam sobie się męczyć z kimś, kto jest mi obojętny albo mnie krzywdzi

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się z Tobą, jednak jeśli trafimy na osobę, która też nie godzi się na takie czy takie zachowania powstaje problem, bo nie da się wypracować kompromisu. A jednak związek kompromisów wymaga. I wtedy zazwyczaj mówi się, że to "niezgodność charakterów". Nie ma czegoś takiego wg mnie, bo jeśli ludzie, którzy coś w sobie widzieli musieli wiedzieć, że są pewne cechy w tym człowieku, których się zmienić nie da. Coś na zasadzie ona się zmieni/on się zmieni. A tu się okazuję, że żadne się nie zmieni, bo każde miało w głowie jakieś tam wyobrażenia co do przyszłości, które nijak miały się do rzeczywistości. I wtedy też często pada zdanie zmieniłaś się/zmieniłeś się. A guzik, ten człowiek pozostaje wciąż taki sam tylko nie wpasowuje się w nasze wyimaginowane oczekiwania. Ja zdaję sobie sprawę z tego, że patrzenie z dużą dozą rozsądku na partnera to trudna sztuka, jednak kiedy już zaczyna dochodzić do zgrzytów powinno się umieć wypracować jakiś kompromis, który nie naruszy odrębności danego człowieka w znacznym stopniu. No ale jeśli myślimy, że ja się na to nie godzę, mnie to nie pasuje i basta trudno o jakiekolwiek porozumienie. Więc to jest temat taki dość płynny, bo ciężko jest wyczuć gdzie jest ta granica pomiędzy zdrowym JA a egoizmem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No ale jeśli myślimy, że ja się na to nie godzę, mnie to nie pasuje i basta trudno o jakiekolwiek porozumienie

Sa rzeczy z ktorymi moge pojsc na kompromis takie ktore mi nie pasuja i basta... to dziala tez w druga strone. I wtedy zmieniamy sie w zwiazku i to tez jest jakis kompromis.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

OCDman85, mysle ze przeadzacie ..nie znacie szczesliwych par ktre sie nie zdradzaja? bo ja tak

 

Znam, ale takich par jest coraz mniej

 

-- 7 mar 2014, o 16:17 --

 

magnolia84, Wmierajce gatunki, dinozaury epoki. Albo prawdziwe związki już nie w modzie?!

 

w takim razie ja jestem staroświecką dinozaurzycą ;)

Teraz w modzie związki otwarte :pirate:

 

Inne wartośći teraz wpajane.. Też stary dinozaur ze mnie i nie umiem ogarnąć co teraz się dzieje.. Dużo by gadać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A że to niby kiedyś nie było kurwiarstwa,lewizny i innych? Oczywiście że było,często nawet gorzej jak teraz,tylko wiadomo,nie mówiło się o tym głośno wszem i wobec :mrgreen: ..

 

Dawniej to było jeszcze gorzej, jak młodzian w skórę odzian polował na zwierza. :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sa rzeczy z ktorymi moge pojsc na kompromis takie ktore mi nie pasuja i basta... to dziala tez w druga strone. I wtedy zmieniamy sie w zwiazku i to tez jest jakis kompromis.

Znów masz rację, jednak nie wszystkie zmiany proponowane nam przez partnera są dla nas do zaakceptowania. I często osoba, która robi coś wbrew swojej woli czuję się z tego powodu nieszczęśliwa i zaczyna o wszystko obwiniać siebie. Ja tak miałam. Moje zachowanie typu idę na imprezę, wypijam dwa piwa i siedzę do rana ze znajomymi na korytarzu w akademiku zawsze spotykało się z karczemną awanturą. Ja nic złego nie robiłam, nic złego w tym nie widziałam, jednak uważałam, że powinnam się zmienić. On nie chciał ze mną chodzić, bo nie lubił tego towarzystwa, nie lubił zapachu alkoholu kiedy sam nie pił. Zaczęłam więc unikać wychodzenia gdziekolwiek i skończyło się to tak, że w pewnym momencie zostałam się sama jak palec.Trzeba pamiętać, że pewne wymagania mogą nas za bardzo ograniczać i ta praca nad sobą w związku to równia pochyła dla psychiki. No w końcu nie bez powodu trafiłam do psychiatry ;) Czasami nie watro "nad sobą pracować", nawet jeśli zależy nam na związku. I tu się wkrada pełen egoizm, już nie zdrowy. A można znaleźć kompromis, który będzie wymagał wyrzeczeń po obu stronach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A że to niby kiedyś nie było kurwiarstwa,lewizny i innych? Oczywiście że było,często nawet gorzej jak teraz,tylko wiadomo,nie mówiło się o tym głośno wszem i wobec :mrgreen: ..

 

nie sięgajmy do czasów średniowiecza, czy wyzwolonej młodzieży "paryskiej"

 

-- 8 mar 2014, o 11:52 --

 

Też stary dinozaur ze mnie i nie umiem ogarnąć co teraz się dzieje.. Dużo by gadać.

 

Ja to mam wrażenie, że urodziłam się w nieodpowiednim czasie i miejscu :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A że to niby kiedyś nie było kurwiarstwa,lewizny i innych? Oczywiście że było,często nawet gorzej jak teraz,tylko wiadomo,nie mówiło się o tym głośno wszem i wobec :mrgreen: ..

 

nie sięgajmy do czasów średniowiecza, czy wyzwolonej młodzieży "paryskiej"

 

-- 8 mar 2014, o 11:52 --

 

Też stary dinozaur ze mnie i nie umiem ogarnąć co teraz się dzieje.. Dużo by gadać.

 

Ja to mam wrażenie, że urodziłam się w nieodpowiednim czasie i miejscu :roll:

Wtedy wystarczyło podjebać sąsiadkę jak świnia zdechła że kopuluje z szatanem i uprawia czary i fajrant,inkwizycja i bawimy się.

 

Co do koorwienia się,oh well,takie czasy,a czy człowiek zdradzi czy nie,to się przewidzieć nie da.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

MalaMi1001, dlatego jezeli dwoje ludzi rozmija sie w oczekiwniach co sa w stanue zaakceptowac a co nie to sie rozstaja a nie zmieniaja na sile. U mnie nastapily zmiany bez bolu.. po prostu musialam i musze nad soba wiecej pracowac zeby moje jazdy byly do zaakceptowania przez partnera ale zyskuje na tym wiecej niz trace

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja od razu po przeczytaniu pierwszego posta pomyslalam ze ta kobieta jakas niezrownowazona, poniewaz takie przeslodzone akcje....siedzi i do ktorejs w nocy czeka na faceta? ktory niby z nia jest w zwiazku ale nie poinformowal jej gdzie byl? Troche to naciagne i ta naiwnosc, robiaca z kobiety idiotke oraz ta przeslodycz w jej wykonaniu. Natomiast zdrady nie wybaczyłam i nie wybacze. Jak napisala magnolia tez mialam okazje rozne i nie skorzystalam, mimo zachety panow.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

magnolia84, Mam podobnie, w dzisiejszych czasach za dużo jest reguł ogólnie akceptowanych niż ja jestem w stanie przełknąć. Wystarczyło by z 10-20 lat wstecz ;)

 

10=20 lat wstecz to dopiero kobiety kladly uszy po sobie i akceptowaly zdrady... przeciez sie nie rozwioda bo je napietnuja

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×