Skocz do zawartości
Nerwica.com

Mania na temat Boga


nerwosol24

Rekomendowane odpowiedzi

Soleil, kiedy miałam bluźniercze myśli też zastanawiałam się nad samobójstwem. Wiem, że to gorszy grzech niż te bluźnierstwa, ale ja już nie mogłam dłużej znieść tego ciągłego obrażania Boga. Modliłam się do Niego, żeby uwolnił mnie od tych bluźnierstw albo zabił. Myślałam, że jestem opętana. Nigdy się z tego nie spowiadałam i chyba nigdy się nie odważę. Znalazłam wtedy w necie egzorcystę i napisałam do niego, ale też dokładnie nie wyjaśniłam o co chodzi. Odpisał. Był bardzo miły i powiedział, że będzie się za mnie modlić. To było ponad rok temu. Teraz już nie mam tych myśli i mam nadzieję, że one nie wrócą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja myslę, że najpierw musisz udać się do księdza i opowiedzieć mu swoją historię.

 

do księdza to Ty go nie wysyłaj... tu jest potrzebny lekarz, a nie ksiądz.

ksiądz to sobie może narobić... jeszcze bardziej mu zryje czachę.

 

idź do psychiatry i tyle. on Ci na pewno pomoże.

 

swoją drogą myślę, ze ateizm wyleczyłby Ciebie na pewno. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O matko. Normalnie aż czuję ulgę, że są ludzie, którzy mają takie coś podobne, jak ja. MOja rodzina jest religijna, więc zawsze od dzieciństwa kościoł, modlitwy itd. Już jak byłam bardzo mała miałam takie niechciane myśli. Ciąlge, w każdyej chwili. Jak miałam, to musiałam się modlić. Jak się modliłam- miałam te myśli jeszcze bardziej. NIe potrafiłam powiedzieć słowa "Bóg", żeby nie mieć jakichś przekleństw w głowie. Zresztą dalej nie umiem. Ciągle słyszę w głowie jakby fragmenty piosenek, w któych są zmienione słowa, tak, żeby obrazały Boga. Myślałam, że jestem opętana. A potem się dowiedziałąm, że to zok. Wcześniej ciąlge się żegnałam- chodząc oi ulicy, ukradkiem w domu, wszędzie. Teraz mam te myśli, ale jakoś sięprzyzwyczaiłam, tylko czasem, jak się nbad tym zastanowię i sobie z tego zdaje psrawę, to czuję jakby zło w mojej ręce i muszę wtedy np. cztery razy uderzyć w myszkę zanim ją wezmę do ręki jak jestem przy kompie. Nie wiem, jak to jest mieć ciszę w głowie. Jak próbuje, to się strasznie boję. Tych myśli.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ano, podręcznikowy wręcz objaw nerwicy natręctw. Zwykła choroba, z której się zwyczajnie wyleczysz :smile:

 

Cała rzecz w tym, że to akurat na temat Boga, bo doskonale odciąga Twoje myśli od czegoś,czego sie naprawdę obawiasz. I weszło Ci w nawyk uciekanie w to przed wszelkimi obawami. A jakie jest Twoje źródło lub źródła, przed czym uciekasz, powinna Ci pomóc terapia...

 

Czemu akurat Bóg? A cholera wie, bardzo możliwe, że przez tendencje do wywoływania sztucznego poczucia winy i wstydu w tej właśnie religii, której jesteś członkiem - akurat trafił sie podatny grunt na wyjątkowo upierdliwe natręctwo. Ale nie przejmuj sie, bo podmiot rytuałów, znaczy sie to, co Cię dręczy, kompletnie nie jest ważne - wszystko to zasłona dymna przed prawdziwym problemem. Dojdziesz do niego, wierzę w Ciebie.

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mieliście tak, że śmierć wydaje wam się łatwiejsza i lepsza niż życie, bo ono przynosi ci tylko ból???!!non stop myśli samobójcze...ja już dłużej tak nie mogę :( nie wiem co mam ze sobą zrobić...to kim byłem jakieś dwa lata temu, ten okres, to dla mnie jak piekło a niebo....czuje się jakbym był w piekle...nie obchodzi mnie nic...nie umiem czytać w spokoju książki bo non stop dręczące mnie myśli...w dodatku sytuacja w domu robi się nie do zniesienia a nie mam siły żyć swoim życiem...nie chcę żeby mnie ktoś całe życie prowadził za rękę...jestem wyjałowiony z wszelkich uczuć do osób, które powinienem kochać :( ja taki nie byłem!!!!!!!co się ze mną stało na litość boską???zna ktoś odpowiedź?jest druga w nocy a ja ślęczę przed kompem...dobrej nocy życzę wszystkim

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

co by tu odpowiedzieć... czuje sie tak beznadziejnie, że najchętniej postawiłbym tylko 3 kropki na znak, że czytałem twoje posty nervosol i je rozumiem. czy pomoże Ci jeśli Ci powiem, że kiedyś też byłem normalnym chłopakiem, a teraz cierpię na dezintegrację osobowości, widzę wszystko totalnie bez sensu?kompletnie? jakbym był w jakimś nierealnym świecie. jakbym był obok życia, a nie w życiu. tak mam i się na wszystkich wściekam. nie chcę już niczyich rad. chrzanię to. I tobie nerwosol też nie daję rad, choć... tu muszę o czymś wspomnieć... rozumiem, że tracisz więź z ludźmi i tak naprawdę jesteś sam ze swoimi problemami...

napisałeś, że za parę lat będziesz się śmiał z tego co się teraz z tobą dzieję?

chłopie to co się dzieję z tobą to... bunt przeciwko miłości. gybyś dopuścił kogokolwiek do ciebie... człowieku ogieniek w tobie zgasł. potrzebujesz drugiej osoby która go rozpali.k**** ja sam mam taki plan. moje serce umarło. czuję się nie raz wrogiem publicznym numer jeden. czuję się jak ta blondynka w tym dowcipie , gdy w radiu jest komunikat "uwaga na drodzen numer 12 jeden kierowca jedzie pod prąd". a blondynka na to: jeden? raczej wszyscy!. Przyczyna twego stanu może być w tej dziewczynie która Cię nie chciała. Powiem Ci tak...... sam mam podobny (rozpoznaję NAPRAWDĘ podobne symptomy co u Ciebie) problem.

I mam plan, który spróbuję wprawić dziś w życie. Głupio mi o tym pisać.

Ale zrobię tak: (naprawdę mi głupio)jest na świecie jedna jedyna osoba,

którą jeszcze kocham. To nie jest moja mama, babcia, ciocia czy wujek. oni wszyscy mnie zawiedli (a ja zawodzę ich). Jest to dziewczyna, którą kocham od dawna.... (rety jak to piszę czuję że mój plan nie ma sensu)

Plan jest taki, że być może (a może i na pewno) jest to jedyna osoba na świecie, której jestem w stanie zaufać... pokazać jej jaki jestem na prawde a tym samym zadać kłam wszytkim kłamstwom jakie na mój własny temat stworzył mój mózg. Nervosol, ty jesteś bardzo dowcipny, naprawde fajny, ale musisz tego ponownie doświadczyć...

Myślę, że tylko ponowny kontakt z SAMYM SOBĄ Cie uleczy... jak ja to mówię - "zdejmie z ciebie zły urok". Ja mam tak : ani przy starych przyjaciołach, ani przy rodzicach nie jestem TYM KIM JESTEM, bo... no sam nie wiem - boję się. Nie doświadczam w swym życiu miłości. Może nie była mi dana od starych, dlatego nauczyłem się tak chować w środku. I teraz mam taki problem : mam w głowie tyle myśli, które mnie blokują, wręcz taki obszar tabu, którego z innymi ludźmi nie poruszam, bo obawiam się, że mnie za to potępią. Nie okażą mi akceptacji. Nie wyrzucę tego z siebie, tylko to do mnie wróci. A ta warstwa mnie przytłacza. Warstwa absurdu. Póki tego nie wyrzucę... nie odblokuję się. Każdy człowiek w depresji jest trochę jak zatkany zlew... Ma problemy ale nie dzieli się nimi. Ma swój świat. Człowieku Twój własny świat stał się dla ciebie tak groźny, że czujesz się groźny dla innych. Musisz to unieszkodliwić! Napradę twój mechanizm wewnętzny jest strasznie silny i sieje ogromne spustoszenie!Może nawet większe niż u mnie! Powaga - musisz kogoś znaleźć. Nie na forum. Nie psychologa. Kura Tu potrzeba miłości. Dosłownie. Zbawienia. Trochę plotę, ale wiem co mówię. Znajdź kogoś. Nie księdza, nie psychologa. Kogoś z kim poczujesz się pewnie,kogoś kto nie będzie Cię oceniał, ani komentował tego co mówisz, zaufasz tej osobie i wyrzucisz to z siebie - cały twój problem obróci się w żart i być może na chwilę ujrzysz prawdę i może... może nastąpi zmiana, ktora pozostanie na zawsze i przywróci Cię do Twojego "pierwotnego stanu" Jest nadzieja... licze na to... pamiętaj pokonaj absurd w swojej głowie!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki...ale najgorsze w tym wszystkim jest to, że zamykasz się we własnej skorupie, jakbyś się odcinał od życia, czuję niesłychane wręcz poczucie odrealnienia, jeśli mnie rozumiecie...nie wiem co się ze mną dzieje...ja taki nie byłem ale jedyne co mi pozostaje to tłumaczyć to tym, że przechodzę "załamanie nerwowe", bardzo silne i bardzo bolesne ale życie toczy się dalej, tylko nie wiem jeszcze jak długo. Zamykam się na miłość, czuję jedynie nienawiść, staram się rozgrzać moje serce ale jak na razie nie wychodzi mi to za bardzo..bo do wszystkich dziewczyn potrafię albo nie czuć nic albo jakąś chorą złość i nienawiść.....zamykam się w sobie coraz szczelniej, dobrze że chociaż nie straciłem kontaktu z przyjaciółmi i z bliskimi bo bym zwariował, właśnie...ile mi jeszcze zostało czasu aż taki dzień nadejdzie....???KUR...ja nie chcę tak żyć!!!...pier...to, mam już tego dość, chciałbym wyrzucić z siebie cały ten gniew...tylko w co lub w kogo???nie wiem....życie toczy się dalej a ja mam wrażenie, że odgrywam jakąś postać, jakbym nie był sobą w tym całym galimatiasie...przerąbane :( pozdrawiam...ale wiem o co ci chodzi!!!jeśli tylko będziesz miał siły to wprowadź ten plan w swoje życie!!! :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Posłuchaj stary natrętne myśli na tle religijnym to normalny objuaw nerwicy .Najwięcej natręctw pochodzi od tego czego się boimy,np kochasz BOGA jesteś wierzący to jak nazłość pojawiają sie natręctwa na tle religijnym.Wiem bo też przez to przechodziłem, lecz wiem jedno ze jeżeli świadomie kochamy BOGA to i on nas kocha wybacza i służy nam pomocą a psychiatra to narzędzie w rękach BOGA. Ja też miiałem pretęsje że mi nie pomaga ,ale teraz już wiem że on cały czs mi pomagał i dalej pomaga.Czasami nietrzeba szukać daleko Boż ;) ej pomocy ona jest zawsze tylko trzeba ją dostrzec. ;););)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja się zaczęłam bać, że do nieba nie pójdę :cry:

Chciałabym być taką religijną osobą, jaką byłam jakiś czas temu, ale wydaje mi się, że na łaskę Boga musiałabym sobie zasłużyć siłą i wytrwałością, której mi brak i umiejętnością wyrzeczenia się czegoś, a tego nie potrafię.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też miałam obsesję na punkcie tego że Bóg mnie ukarze, że zada mi karę na ziemi, że na coś zachoruję, albo umrze ktoś z moich bliskich. Bałam się że poniosę karę za różne okropne myśli na temat Boga i księży, za seks przedmałżeński - więc na 3 miesiące na wszelki wypadek go porzuciłam ;)

Poszłam do kościoła, spotkałam tam fajnego księdza, nie ze wszystkimi jego poglądami się zgadzam, ale bardzo mi pomógł. Uświadomił mi że po pierwsze Bóg nie karze ludzi za życia na ziemi, po drugie każdy ma prawo do poprawy i to Bóg rozsądzi co mamy w sercu, po trzecie takie myśli nie są nasze, nie akceptujemy ich, nie sądzimy tak naprawdę, te myśli nie przynoszą ci żadnej korzyści, nie czujesz się od nich lepiej, więc nie są ważne, a po czwarte Bóg wie więcej niż nam się wydaje, i naprawdę nie ma się czego bać, luzie z gorszymi grzechami idą do nieba :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tez miałem kiedyś nerwicę natrectw miedzy innymi na tle religijnym ale Bóg ze wszystkiego mnie wyprowadził. Mimo iż ja nie widzialem nawet najmniejszego wyjscia z sytuacji w ktorej sie znalazlem to On je widział.

 

Czasami probowalem prowadzic handel z Bogiem tzn gdy On udzielił mi jakiejs łaski ja zaraz zmuszałem sie do modlitwy lub czegos innego aby Mu za to odplacic. Tak naprawde to człowiek nie moze niczym odplacic sie Bogu za Jego łaski poniewaz On udziela ich bezinteresownie ze Swego Miłosierdzia. Nie mowie tutaj o tym zeby przestac sie modlic i stac sie niewdziecznym w stosunku do Boga lub popadac w tzw lenistwo duchowe ( np nie modlenie sie rano i wieczorem poniewaz mi sie nie chce itp )ale aby robic to tylko i wylacznie z miłości i czystej wdzieczności, a nie w wyniku natrectw. Bycmoze czasami trzeba sie zmusic do modlitwy lub zachowania postu, poprostu trzeba byc konsekwentnym w swojej praktyce religijnej ale nie moze to wynikac z wewnetrznych natrectw, tylko z (jeszcze raz powtarzam) miłości, poniewaz Pan Jezus bardzo nie lubi obłudy :)

 

Prosze was modlcie sie do Boga o uzdrowienie i proscie Go o to by zrobil z wami to co chce. Amy Lee mowisz ze brak Ci wytrwałosci i sily; czlowiek sam nie moze zrobic nic bez Boga. To własnie On moze dac Ci te sile i wytrwalosc ktorej potrzebujesz. Ofiarujcie sie cali Matce Bożej a Ona was juz poprowadzi tak jak czyni to ze mna;)

 

Czasami miewam natretne mysli, o ktorych juz sam nie wiem czy sa wynikiem mojej woli czy poprostu jakims natrectwem i doslownie kilka dni temu Bóg sprawil ze natrafilem na fragment dzienniczka siostry Faustyny ktora kusil szatan. Mozna powiedziec ze ten fragment zwalil mnie z nog i dal mi nadzieje ze pewnie nie wszystkie te natretne mysli sa moim grzechem:

 

"Silna pokusa. Kiedy mi Pan dał poznać, jak miłe Mu jest serce czyste, a przez to udzieliło mi się głębsze poznanie nędzy mojej; a kiedy zaczęłam się przygotowywać do spowiedzi św., uderzyły na mnie silne pokusy przeciw spowiednikom. Nie widziałam szatana, ale go czułam, jego straszną złość (1715)

(...)

Na drugi dzień czuję wyraźne słowa: Widzisz, Bóg jest tak świę­ty, a ty jesteś grzeszna. Nie przystępuj do Niego, a spowiadaj się codziennie. — I rzeczywiście, com pomyślała, zdawało mi się grze­chem. Jednak nie opuściłam Komunii świętej, a do spowiedzi po­stanowiłam iść w swoim czasie, nie mając wyraźnej przeszkody. Jed­nak, gdy się zbliżył dzień spowiedzi, przygotowałam całą furę tych grzechów, by się z nich oskarżyć. Jednak gdy się zbliżyłam do krat­ki, z dwóch niedoskonałości pozwolił mi się oskarżyć Bóg, choć się siliłam, aby się tak spowiadać, jak byłam przygotowana. Gdy ode­szłam od konfesjonału, powiedział mi Pan: Córko moja, te wszyst­kie grzechy, z których się chciałaś spowiadać, nie są grzechami w oczach (142) moich, dlatego odjąłem ci możność wypowiedzenia ich. Poznałam, że szatan, chcąc zamącić mój spokój, daje mi myśli przesadne. — O Zbawicielu, jak wielka jest dobroć Twoja. (1802)"

 

Zachecam was do czytania dzienniczna siotry Faustyny, a przede wszystkim Pisma Świetego, znajduja sie tam wszystkie odpowiedzi ktorych szuka czlowiek ale pomodlcie sie przed czytaniem chociaz troszeczke do Ducha Swiętego bo jak to ktos kiedys powiedzial: tylko glupi czyta po ciemku :PP Wyrzekajac sie CAŁKOWICIE grzechow zarowno ciezkich jak i lekkich dajecie Bogu znak chęci podażania za Nim. Oddajcie Mu swoje grzechy, słabości, zmartwienia, dylematy, radości, dobre uczynki i całcyh siebie :)

 

Bóg moze udzielic czlowiekowi pomocy takze przez lakarza lub innego czlowieka wiec gdyby komus pomogl przez lakarza to nie mowcie ze "leee Bóg o mnie zapomnial i mi nie pomogl" bo Jego pomoc przychodzila do mnie czesto z zupelnie innej strony niz sie jej z poczatku spodziewalem :) Przytoczony fragment dzienniczka wkleilem ze strony: http://faustyna.pl.w.interia.pl/Slowa%20Szatana%20do%20siostry%20Faustyny.htm

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Poszłam do kościoła, spotkałam tam fajnego księdza, nie ze wszystkimi jego poglądami się zgadzam, ale bardzo mi pomógł. Uświadomił mi że po pierwsze Bóg nie karze ludzi za życia na ziemi, po drugie każdy ma prawo do poprawy i to Bóg rozsądzi co mamy w sercu, po trzecie takie myśli nie są nasze, nie akceptujemy ich, nie sądzimy tak naprawdę, te myśli nie przynoszą ci żadnej korzyści, nie czujesz się od nich lepiej, więc nie są ważne, a po czwarte Bóg wie więcej niż nam się wydaje, i naprawdę nie ma się czego bać, luzie z gorszymi grzechami idą do nieba :)

Nadawałby się na kapelana nerwicowców :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też miałam obsesję na punkcie tego że Bóg mnie ukarze, że zada mi karę na ziemi, że na coś zachoruję, albo umrze ktoś z moich bliskich. Bałam się że poniosę karę za różne okropne myśli na temat Boga i księży, za seks przedmałżeński - więc na 3 miesiące na wszelki wypadek go porzuciłam ;)

 

Boga nie trzeba się bać. Bóg jest dobry, zawsze daje nam szansę poprawy jeżeli żałujemy, że zgrzeszyliśmy. Ostatnio na rekolekcjach usłyszałam coś, co bardzo podniosło mnie na duchu, że "Bóg nigdy nie męczy się przebaczaniem".

Ja nigdy nie bałam się Boga, miałam za to chwile zwątpienia, oddaliłam się od Niego. Ale on mi wybaczył, bo jestem "jedną z wielu cegieł, ale równie ważną jak pozostałe".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Boga nie trzeba się bać.

 

tylko, ze niestety czesto Kosciol pokazuje Boga jako Osobe, ktorej trzeba sie bac, ktora nas ukaze:( Wydaje mi sie, ze to moze byc przyczyna mojego leku przed tym, ze pojde do piekła:( Bardzo sie zdziwilam, kiedy kiedys kolezanka pokazala mi taki madry tekst o milosci Boga, o tym, ze kazdy jest niepowtarzalny i ma do wypelnienia misje przez Boga dana itp i mnie to zdziwilo, ze mimo bledow ludzkich tak jest to wszytsko przedstawione, bo bylam zawsze uczona zupelnie inaczej. Tzn bylam uczona roznie, ale zazwyczaj to straszenie karą za kazdy nawet maly grzech do mnie najmocniej docieralo.

 

Pisalam kiedys o tym, ze mialam natrectwa dot bliskosci fizycznej a odniesieniu tego do grzechu. Wyjasnily mi to 2 osoby: ksiadz i teolog, z czego wynika, ze nie postepuje blednie i ze to w takim razie ma podloze neurotyczne.

 

Ale dzis jakos pomyslalam o czyms innym i teraz siedzi mi ten natret w glowie:/

 

Kojarzycie cos takiego, ze mowi sie, ze tzw" brudne mysli" to grzech, no nie? Na chlopski rozum wydaje mi sie, ze te "brudne mysli" to mysli o seksie bez milosci, o seksie samym w sobie, a nie o elemencie zwiazku dwojga kochajacych sie ludzi. Z tym, ze mowi sie, ze brudne mysli to po prostu mysli o seksie - bez okreslenia, o jakim. Czyli wynika z tego, ze mysl o kochaniu sie z kims, kogo sie kocha najbardziej na swiecie, tez jest zla:/ Zeby nie bylo, nie mowie tu o jakich wymyslnych/ostrych/wyuzdanych/itp fantazjach, a o takim w sumie mimowolnym pragnieniu bycia z ta osoba blisko tak, jak to bedzie po slubie.

 

Wydaje mi sie to niewlasciwe (w sensie, ten natret i to wciskane ludziom przekonanie), no bo co, przed slubem mam udawac, ze mnie moj facet nie kreci, a po slubie wlaczyc sobie przycisk w glowie "mozesz o tym myslec" i sobie 'fantazjowac', a wczesniej sie tlumic kazdy przejaw takiej mysli, bo inaczej pojde do piekla?

 

Cos mi tu nie gra, bo czemu cos, co jest z autentycznej milosci, ma byc "brudne" tylko dlatego, ze z powodow m.in. finansowych nie mozna jeszcze wziac z kims slubu?

 

Ta mysl mi przyszla do glowy chyba jedynie dlatego, ze chce jutro isc do spowiedzi przedswiatecznej. Wczesniej nie wydawalo mi sie niczym zlym, ze przez glowe przemknie mi taka mysl - w sumie chociazby hormony wplywaja na takie rzeczy, bo mam 21lat i to normalne. Az tu nagle ciach! Ale staram sie to ignorowac. Szczegolnie, ze na religii padla kiedys taka kwestia, aby nie spowiadac sie z czegos, czego sie nie zaluje. Ja nie zaluje, tylko mam ntreta jakiegos. Niech spada na drzewo;P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tylko, ze niestety czesto Kosciol pokazuje Boga jako Osobe, ktorej trzeba sie bac, ktora nas ukaze:(

 

Kościół to my :smile: . A jeżeli chodzi o księży i władze Kościoła, to faktycznie zdarzają się tacy, którzy nie potrafią w odpowiedni sposób przekazywać wiary. Jednak dużo ludzi też nie umie słuchać.

Oprócz tego, że chodzi się na msze itd. Trzeba samemu zasięgać wiary. Czytając Pismo Św. znajdziesz wiele przykładów jak Bóg jest dobry. Chrystus do tego stopnia nas kocha, że był w stanie przyjść na ziemię i umrzeć ZA NAS na krzyżu, za nasze grzechy. Pomyśl ile On poświęcił, zstąpił z nieba, żył tu na ziemi normalnym ludzkim życiem, a do tego przed śmiercią tyle wycierpiał. Więc nie wiem skąd ludzie biorą to przekonanie, że Bóg jest srogi i tylko czeka żeby nas ukarać. Bóg poświęcił swojego syna dla nas, to chyba dużo. Jednak jeżeli On poświęca dla nas tak dużo, to my musimy również zastosować się do jego zasad, dać coś od siebie, nie tylko brać.

 

ze kazdy jest niepowtarzalny i ma do wypelnienia misje przez Boga dana itp i mnie to zdziwilo, ze mimo bledow ludzkich tak jest to wszytsko przedstawione, bo bylam zawsze uczona zupelnie inaczej. Tzn bylam uczona roznie, ale zazwyczaj to straszenie karą za kazdy nawet maly grzech do mnie najmocniej docieralo.

 

Każdy jest cegłą budującą Kościół, jedną cegłą ale równie ważną jak pozostałe. Człowiek popełnia błędy (grzechy), ale Bóg jest dobry. Pamiętaj, On nigdy nie męczy się przebaczaniem, jeżeli żałujesz i przychodzisz do Niego prosząc o łaskę.

Widocznie nie trafiłaś na odpowiednich ludzi, którzy by ci przekazali odpowiednio wiarę. Ja do pewnego czasu też nie wiedziałam wiele rzeczy. Bardzo się zdziwiłam, jak podczas 3 dniowych rekolekcji dowiedziałam się dużo więcej niż w ciągu całego życia na lekcjach religii. Mało jest takich ludzi, którzy są prawdziwymi świadkami wiary i umieją ją przekazać w taki sposób żeby inni zrozumieli. Ja na tych rekolekcjach trafiłam na wspaniałych ludzi. W ich każdym geście i słowie było widać że żyją z Chrystusem. Atmosfera tego miejsca była niepowtarzalna, dzięki nim. Nigdy i nigdzie nie czułam tak autentycznej obecności Chrystusa jak właśnie tam. Ale to dzięki tym ludziom, bo oni umieli stworzyć taką atmosferę, swoją dobrocią i miłością do Boga.

Rozpisałam się :D ale chodzi mi o to, że trzeba trafić na odpowiednich ludzi, którzy będą umieli przekazać wiarę, a nie straszyć Bogiem.

 

Kojarzycie cos takiego, ze mowi sie, ze tzw" brudne mysli" to grzech, no nie?

 

Przykro mi, ale nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Nie czuję się władna do wyrokowania co jest grzechem, a co nie. Znajdź "fachowca" :D , czyli odpowiedniego księdza lub inną osobę duchowną, ale taką z którą dobrze będzie ci się rozmawiać i zapytaj go o to.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi sie, ze to jest po prostu tak samo, jak z bliskoscia - na wiecej mozesz sobie pozwolic z osoba, ktora szczerze kochasz i z ktora chcesz wziac slub, niz z osoba, z ktora jestes bez planowania przyszlosci, na chwile, dla zabawy. O tym rozmawialam z dwoma "fachowcami" i oboje potwierdzali ta roznice:) Na tej bazie wnioskuje, ze fantazjowanie na temat kogos, z kim sie nie jest (np. rozbieranie w myslach osoby, z ktora sie nie jest;P) albo z kim sie jest jedynie ot tak to jest zzupelnie cos innego, niz przelatujaca raz na jakis czas przez glowe mysl o tym, jak to po slubie fajnie bedzie;P i sorry, ale trudno mi zaliczyc taka ulotna mysl zrodzona z milosci do drugiej osoby jako cos brudnego;P trudno, aby brac z kims slub nie myslac o tym, ze jednym z elementow zycia malzenskiego jest seks;P no ale co z tego, natreta, ze byc moze sie usprawiedliwia teraz, i tak mam;P natrectwo z bliskoscia dzialalo identycznie, to powinien byc sygnal dla mnie...;P

 

probowalam znalezc cos na ten temat w katechizmie, ale w sumie zadne konkrety - tyle, co "nie pozadaj zony blizniego swego", a ja o nikim "czyims" przeciez nie mysle;P tylko o kims, z kim moze bym juz miala slub, gdyby nie rozne przeciwnosci losowe, glownie materialne;P moja mama kieds zartowala, ze mam obraczke w sercu- ale cos w tym jest;P

 

ale i tak chyba sie jeszcze kogos spytam, jak zwykle kiedy mam takie jazdy=_='

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

też się obawiałam tego 'fantazjowania' tym bardziej że moje netręctwa to myśli o podłożu seksualnym, ale ksiądz powiedział że wie trochę o nerwicy natręctw i zapewnia mnie że te myśli to konsekwencja tych zaburzeń i to nie grzech, niezależnie czego dotyczą.

 

inny problem - ja mam tylko ślub cywilny, przed każdymi świętami, czy rodzinnymi uroczystościami kościelnymi odczuwam strach i wielki dyskomfort że nie mogę się wyspowiadać, to jest jakby obsesja która mija po świętach. boję się że bóg mnie za to ukarze, mimo że jak już pisałam rozmawiałam o tym z księdzem, ale to i tak wraca

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tzn powiedzial Ci, ze obawianie sie fantazjowania to natrectwo, czy fantazjowanie samo w sobie?

 

wg mnie to moje trudno nawet nazwac fantazja seksualna, jak dla mnie to po prostu mysl o tym, ze juz po slubie bedziemy mogli wspolzyc i ze fajnie bedzie i tyle (wydaje mi sie, ze kazdy w takiej sytuacji tak ma, zdrowy czy chory)-trudno, abym zaczela sobie wymazywac z glowy mysl o tym, ze moj facet mi sie podoba i jest pociagajacy, no sorry!!!... czesciej takie mysli sa mimowolne, jakby po prostu kwestia hormonow (teraz dodatkowo biore tabletki hormonalne i jestem w rozlace z chlopakiem, tesknie i marze sobie o tym, zeby juz byc razem na zawsze-we wszystkich aspektach zwiakzu, seks to jedynie elemnt przeciez i to wcale nie najwazniejszy, wg mnie to wplywa). A nawet jesli sa bardziej konkretne, to ich nie kontynuuje celowo, bo nie chce byc 'zlym czlowiekiem', al e itez p prostu nie czuje takiej potrzeby-wiem, ze wszystko w swoim czasie.

 

Gadalam z chlopakiem (uwaza, ze to nic zlego i ze to znowu mysli mi na zlosc robia) i myslalam duzo o tym sama, doszlam do wniosku,z w to tak samo, jak z bliskoscia i z natrectwem, ktore bylo z nia zwiazane (tzn ze nasza bliskosc jest zla, mimo, ze nie wspolzyjemy przed slubem-na szczescie ksiadz i teolog mnie wyprowadzili z bledu) . Czyli musze po prostu zaczac to ignorowac. I troche mi lepiej juz, niz rano, wtedy bylam podlamana, tzn jakas taka smutna...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

napisałam troszke tu:

 

http://www.forum.nerwica.com/viewtopic.php?p=134409#134409

 

wydaje mi sie, ze to, co tam napisalam (moj dzisiejszy wniosek) to wazne odkrycie dla mnie. Ciekawe tylko, czy na samym odkryciu sie skonczy. PEwnie tak, bo kto mi udowodni,z e sie nie usprawiedliwiam? ;(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Do wszystkich nerwicowców na tle religijnym: Też to miałam i na razie wyszłam każdemu radze schemat leczenia wiem że dziwny ale mi pomaga:

1. Najpierw około miesiąca ustabilizować się lekami

2. Następnie czytać gazetę ,, Fakty i Mity'' i poczytać około 10 numerów nawet jak nie chcecie musicię się zmusić! Każdy numer czytać od dechy do dechy oraz przestać uprawiać praktyki religijne pacierz i mszę na co najmniej pół roku.I nigdy nie czytać gazet religjinych i za pół roku będziecie zdrowi!! DO dzieła :smile:

 

[ Dodano: Dzisiaj o godz. 1:48 pm ]

Ja traktuje swoją NN na tle religijnym jak raka i wyobraziłam sobie że jest to rak piersi wiem ze to dziwnie zabrzmi ale :

lewa pierś to tradycja prawa to wiara

jajnik to kościół czyli msza i modlitwa

Gazeta ,, Fakty i Mity'' to chemioterapia a nie chodzenie do kościoła to hormonoterapia

 

Rak jest na prawej piersi na początku nie operacyjny po chemioterapia( fakty i mity) i przestaniu chodzić do kościoła(hormonoterapia) zmniejszył się. Następnie usunełam chora pierś (wiarę) czytając książkę bóg urojony richarda dawkinsa. Nie mam piersi (wiary) ale mam zpokój i zdrowie coś za coś. Teraz myśle o apostazji wystąpieniu z Kościoła jako ,, doleczenie mojej nerwicy''. A wy co sądzicie o moim porównaniu, interesuje się onkologią i NN traktuje jak raka czyli ostro i radykalnie :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie zgodze sie z Marlena. Tzn czytalam w innym temacie, przez co przechodzi i nie dziwie sie jej podejsciu... Ale nie uwazam, aby lekarstwem dla KAZDEGO odczuwajacego leki czy natrectwa zwiazane z religia lekarstwem bylo odejscie od Kosciola.

 

Wrocilam na to forum, bo te moje leki religijne wciaz we mnie tkwia. Tzn to przedswiadczenie, ze jestem złym człowiekiem i pojde do piekła. I mi z tym bardzo smutno, bo wiem, ze tak byc nie powinno i chciałabym bardzo, aby moja wiara nie opierała sie tak bardzo na strachu i wzajemnosci (w sensie "zrobisz to, to zostaniesz ukarany lub nie zostaniesz ukarany"), ale bardziej na milosci do Boga i na radosci z bycia Jego dzieckiem.

 

Ostatnio czesto mam takie wrazenie, ze mam balagan duchowy i ze ciazy we mnie duzo jakichs win. Tzn odczuwam czasem jakis lęk i od razu identyfikuje go z winą, bo kiedys w kosciele ksiadz powiedzial, ze jak sie ma brudne sumienie, to ono ciąży... Więc lęk nie wiadomo skad identyfikuje jako jakieś zło... A wydaje mi sie to troche bez sensu. Bo jak tak na trzezwo pomysle, co robie zle, to sa to rzeczy, z których sie spowiadam, czyli kłótnie, złościwości wobec innych ludzi itp. Ale ten lęk teraz przybiera forme "moze sie zle spowiadasz". :( A nieraz juz szlam do spowiedzi i mowilam cos, co wydawalo mi sie byc grzechem, i slyszalam "to nie jest grzech". Np. to, ze sie rozpraszam w Kosciele i ze mi nieswiadomie do głowy jakies mysli nalatują. A to właśnie powoduje u mnie najwieksze poczucie winy:( I przez to ostatnio w kosciele jest mi smutno... I owszem, moglabym o tym pogadac z ksiedzem, ale jestem swiadoma, ze powinnam z psychologiem...

 

Zanim weszlam dzis na forum, siedzialam i sie uczylam, i znow naszedl mnie taki niepokoj. I znow go zidentyfikowalam w ten sposob. To takie uczucie, jakby mi bylo z jakiegos powodu smutno i ciezko. Wtedy sie za bardzo skupiam na swoim wnetrzu.

 

Codziennie modle sie, abym nie była taka rozlatana... I cały czas taka jestem:( Co interpretuje jako "robie cos zle i nie probuje tego naprawic". W sensie duchowym, a nie psychicznym. A chyba powinnam po prostu pojsc do psych...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Również mam problemy z natręctwami religijnymi, ale zwalanie na kościół jako instytucje i namawianie do zerwania z modlitwą, itp. - to kolejna skrajność. W natręctwach nie pomoże ucieczka od tematu, bo jeśli nie ten, to inny. Jak ktoś mądry pisał już na forum: "jak nie choroba jąder to atak Marsjan":), spodobało mi się to określenie, ale to prawda. Wiem coś o tym bo męczę się z chorobą ponad 12 lat i dotknęła w różnym czasie wszelkich dziedzin. Polecam film. Zaznaczam, że nie jestem jakimś dobrym chrześcijaninem , a nawet mam świadomość że dość cienkim.

Wiem, że w przypadku natręctw religijnych ważne jest byście zdali sobie sprawę, iż TE MYŚLI NIE POWSTAJĄ Z WASZEJ WOLI. Starajcie się nie rozmyślać o konsekwencjach tych myśli, nawet jeśli dotyczą poważnych spraw. Powiem Wam coś jeszcze. W nauczaniu Kościoła jest taka opinia, iż w przypadku konfliktu myśli, będąc w takim stanie jak my z nerwicą, należy rozważać sprawę na swoją korzyść, czyli: na pewno to się nie wydarzyło, to nie moja wina. Wiem, że to trudne, ja sam mimo wielkiej wiedzy i dużego doświadczenia, zmagam się z tym na co dzień.

cdn.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem, że w przypadku natręctw religijnych ważne jest byście zdali sobie sprawę, iż TE MYŚLI NIE POWSTAJĄ Z WASZEJ WOLI. Starajcie się nie rozmyślać o konsekwencjach tych myśli, nawet jeśli dotyczą poważnych spraw. Powiem Wam coś jeszcze. W nauczaniu Kościoła jest taka opinia, iż w przypadku konfliktu myśli, będąc w takim stanie jak my z nerwicą, należy rozważać sprawę na swoją korzyść, czyli: na pewno to się nie wydarzyło, to nie moja wina. Wiem, że to trudne, ja sam mimo wielkiej wiedzy i dużego doświadczenia, zmagam się z tym na co dzień.

cdn.

 

problem w momencie, kiedy masz natrectwo dot. poczucia winy, ze pojdziesz do piekla itp-bo wtedy nie da sie samemu sobie wmowic, ze to nie sumienie, tylko nerwica :( nawet jak spytasz ksiedza czy katechety... bo wtedy przychodzi mysl "a co, jesli oni sie myla" albo "a co, jesli oni nie zrozumieli, o co mi chodzi?" :( jak sobie samemu wmowisz, ze to nerwica, czy sumienie, to ci wroci mysl "starasz sie usprawiedliwic swoja wine! jestes zly!" i tak w kolko mozna...

 

ale slyszalam kiedys, od teologa zreszta, taka madra rzecz, aby tego typu problemy potraktowac jako swój krzyz. To jest chyba jedyna rzecz, ktora do mnie przemawia w moim przypadku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×