Skocz do zawartości
Nerwica.com

Pomoc dla partnerów osób chorych na nerwicę natręctw


Amelia9

Rekomendowane odpowiedzi

Dzień dobry.

 

Mam do Państwa ogromna prośbę. Pomóżcie mi Państwo pojąć, zrozumieć tę chorobę, bo sama sobie z tym nie poradzę.

 

Od niespełna 2 lat jestem w związku z chłopakiem chorym na NN. Mamy po 22 lata. Związek ten traktuję bardzo poważnie, on jest cudownym człowiekiem. Od początku, gdy zaczęliśmy się spotykać, wiedziałam, ze ma to choróbsko. Na początku Jego stan był bardzo ciężki, jednakże na początku naszej znajomości choroba jakby ustąpiła, by po 1,5roku znowu wrócić. Pomimo tego, że wiedziałam, iż jest to choroba trudna do wyleczenia łudziłam się, że stan poprawy będzie już permanentny.

 

Teraz...

Dotarło do mnie, ze to będzie wracać. Nie jestem pewna, czy w przyszłości podołam psychicznie ponieść ciężar wspierania go i jeszcze radzenia sobie ze swoimi problemami. A do tego jeszcze dzieci... Boję się, że na głowie będę maila trzy osoby: siebie (jestem wrażliwa i dość nerwowa), partnera i dziecko do wychowania. chciałabym mieć również wsparcie w partnerze, gdy sama znajdę się w kryzysie. tylko zastanawiam się, jak osoba słabsza psychicznie może mnie - silniejszą - wyratować z doła, wspierać, dać pomoc. Z jednej strony kocham go, chcę mu pomóc za wszelką cenę, puki mam na to siłę. Ale z drugiej strony chcę zakończyć ten związek, kierując się instynktem samozachowawczym. Boję się, ze jego choroba i niezaradność z niej wynikająca sprawi, że nie będę miała partnera w życiu, a kogoś wymagającego stałej uwagi i opieki. Boję się, ze nie będzie w stanie pójść do pracy i zarobić pieniędzy, bym nie musiała sama utrzymywać całej rodziny. Sama nie dałabym rady...Dodatkowo boję się, że może to być dziedziczne.

 

Bardzo Państwa proszę o poradę w moich wątpliwościach, bo ja nie wiem co mam zrobić. Czy moje obawy są uzasadnione....Sama nie wiem o co jeszcze zapytać, mam tyle różnych myśli, że tak naprawdę nie wiem od czego zacząć, by opisać je wszystkie. Każda wypowiedz będzie dla mnie ogromną pomocą.

 

Pozdrawiam serdecznie,

Amelia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Trudna sprawa. Tutaj na pewno nie ma żadnej prostej recepty. Wiele zależy od przebiegu choroby, od tego czy dana osoba się leczy, jakie ma objawy, jak potrafi sobie z nimi poradzić... I od tego jaką osobą Ty jesteś. W każdym razie nie sądzę, żeby NN z góry definitywnie przekreślała możliwość bycia w związku czy założenia rodziny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj, weź chłopaka za rączkę i zaprowadź go do psychologa, jeżeli chcesz mu naprawdę pomóc. Sama nie rozwiążesz jego problemów i nie pomożesz mu – tylko specjalista to zrobi. Najważniejsze jest abyś zaakceptowała jego NN – z tym można żyć i można z tego wyjść, tylko trzeba nad tym popracować i trzeba też chcieć! Fakt, jest czasami ciężko, ale można normalnie pracować, działać, mieć rodzinę, itd. Wychodzenie z NN to budowanie poczucia własnej wartości, ale na sobie, a nie na opinii innych. Jak długo trwa leczenie NN? To zależy od człowieka, oraz sposobu terapii.

A teraz kilka słów do Ciebie. Nie bój się! Nie myśl o tym, co będzie jutro, żyj dniem dzisiejszym. Nie rozmyślaj, nie zastanawiaj się, nie zamartwiaj się i nie bierz problemów swojego chłopaka na siebie – chyba nie chcesz mieć nerwicy? Jeżeli twoja miłość jest szczera (nie z litości), bezinteresowna to przeczekaj, wspieraj go, ale nie mów mu żeby wziął się w garść, po prostu bądź, niech wie, że może na Ciebie liczyć.

Czy to jest dziedziczne? Co? Yyy…pierwszy raz słyszę…? Powodzenia!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy leczy/leczył się psychoterapią? Twoje pytania są słuszne, czasami osoby z NN bywają kruche jak szkło. Terapia potrwa, to nie jest sprawa kilku tygodni, ani nawet kilku miesięcy. Nie stoicie jeszcze przed perspektywą ślubu, macie jeszcze czas. Poczytaj sobie o dziedziczności tych zaburzeń. Gdyby to było prosto dziedziczone to chorzy na nerwicę by wymarli (a mamy ich coraz więcej).

Jeśli w przyszłości spotka go nawrót po prostu pójdzie do lekarza. Jest to trochę porównywalne do uzależnienia. Na razie niech się leczy. Niech decyzja o wspólnym życiu będzie waszą wspólną decyzją. Piszesz że choroba ustąpiła na początku waszej znajomości hmmm (zamyślony :<img src=:'> )

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nerwica to nie choroba psychiczna

nie trzeba partnera wiazac w kaftan

 

nerwica to jego stan duszy i emocji swiadczy po prostu o tym ze jest on bardzo dobrym i wrazkliwym czlowiekiem ktorego swiat troszke przerasta a on chcialby zeby bylo na swiecie i w zyciu idealnie

 

wspieraj go- badz przy nim, sluchaj - niech sie wygaduje, obsmiewajcie razem te glupie mysli, chodzcie razem na terapie - po prostu przy nim badz

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pewnie ,że da się byc z taka osoba, NN to nie problem w zwiazku , trzeba byc blisko takiej osoby wspierac by miał jak najmniej leków i nie czula niepokoju, leku jak zaczyna wykonywac dana czynnośc , by mogła ja pzerwac jak najmnijeszym kosztem , wystarczy tak prawdziwie być , nie na niby.

sadi31,

zgadzam sie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nerwica to nie choroba psychiczna

nie trzeba partnera wiazac w kaftan

 

nerwica to jego stan duszy i emocji swiadczy po prostu o tym ze jest on bardzo dobrym i wrazkliwym czlowiekiem ktorego swiat troszke przerasta a on chcialby zeby bylo na swiecie i w zyciu idealnie

 

wspieraj go- badz przy nim, sluchaj - niech sie wygaduje, obsmiewajcie razem te glupie mysli, chodzcie razem na terapie - po prostu przy nim badz

 

 

 

świetnie napisane nerwica to jego stan duszy i emocji swiadczy po prostu o tym ze jest on bardzo dobrym i wrazliwym czlowiekiem ktorego swiat troszke przerasta a on chcialby zeby bylo na swiecie i w zyciu idealnie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nerwica to nie choroba psychiczna

nie trzeba partnera wiazac w kaftan

 

nerwica to jego stan duszy i emocji swiadczy po prostu o tym ze jest on bardzo dobrym i wrazkliwym czlowiekiem ktorego swiat troszke przerasta a on chcialby zeby bylo na swiecie i w zyciu idealnie

 

wspieraj go- badz przy nim, sluchaj - niech sie wygaduje, obsmiewajcie razem te glupie mysli, chodzcie razem na terapie - po prostu przy nim badz

 

 

Zgadzam się, zdaję sobie sprawę, że to świadczy o olbrzymiej wrażliwości i dobroci. Tylko, że czasem to ja potrzebuję wsparcia i wygrzebania z dołka emocjonalnego. I obawiam się, ze On nie ma atrybutów, by okazać się tym silniejszym - kimś będącym podporą i opiekunem. W tym związku opiekunem jestem ja. Czasem po prostu nie mam na to siły. Ponoszą mnie nerwy na chorobę, mam żal do siebie, że biorę na siebie taki obowiązek, niekiedy nie mogąc go unieść... To straszne, bo jestem rozdarta...

 

-- 01 lis 2012, 00:34 --

 

Bardzo dziękuję za Państwa odpowiedzi. Są niezwykle cenne. Udowadniają, że pewne cechy są ewidentnie spowodowane chorobą. Jeśli chcą Pa ństwo podzielić się ze mną swoimi dalszymi opiniami, będę bardzo wdzięczna. Nie na wszystkie jestem w stanie merytorycznie odpisać, ale każdą wypowiedź pochłaniam niczym kopalnię wiedzy o chorobie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam. jestem z moich chłopakiem razem od dwóch lat. właściwie to dzisiaj mamy drugą rocznicę :)

jego nerwica byłaby dużo łątwiejsza, gdyby przyczyną jego nie myśli nie był.. nasz związek i ja.

o jego problemach wiedziałam jakoś po ośmiu miesiacach naszego związku, ale wtedy chodziło wyłącznie o to, że tłumaczył sobie na

milion sposobów dlaczego 2+2 to cztery, albo właśności ciągów liczbowych. poszperałąm trochęw necie no i byłam praktycznie pewna, że ma nerwice natręctw myslowych. powiedzial o tym rodzicom, jednak zbagatelizwowali to.

 

jakos dawal rade, jednak pewnego dnia zadzwonil do mnie z placzem bardzo pozno wieczorem.

plakal i spytal " ty tez czasem calujesz roznych chlopakow w policzek, prawda?". zasmialam sie i powiedzialam ze jasne, ze przeciez

to nic takiego. okazalo sie ze poltora roku wczesniej pocalowal koleznake w policzek i meczy go to, poniewaz mogl zranic osobe, ktora kocha.

z kazdym dniem dochodzilo cos nowego. kiedy stanelo na tym, ze pocalowal ja dziesiec rayz w policzek, zasnela oparta na nim i wzial ja dla zabawy na rece, jakos sytuacja ucichla. nie na dlugo. pytalam tej dziewczyny, twierdizla ze nic miedzy nimi nie bylo i ze w rzeczywistosci miedyz nimi bylo kilkanascie spotkan.

 

miedzy nami bylo wspaniale, kiedy moj szesnastoletni kuzyn chorowal na raka byl bardzo blisko mnie. szalelismy za soba. na wspolnych wakacjach na sycylii siedzielismy na cieplym dachu wieczorem naszych domkow i rozmawialismy o przyszlosci. kiedy byl zazdrosny i sie klocilismy, zdarzlao ise ze plakal i nie pozwalal mi wyjsc bo nie chcial mnie tracic.

 

i teraz najgorsze. kiedy opowiadal o tych swoich myslach cogo meczy, ja, glupia baba, zapytalam w momencie zalamania "to co, moze ja kochales?'

no i poddalam mu kolejna mysl. no i zaczal sie zadreczac ze kochal ja, a nie mnie (mimo tego ze clay czas bylismy razem, a z nia widzila sie kilkanascie razy na akacjach). najpierw twierdizl ze przez dwa tygodnie. potem stwierdizl ze przez pol roku. potem twierdzil ze przezrok. potem przez poltorej. na drugi dzien powidzial ze poltorej i moze dluzej ale nie wie. potem powiedzial ze moze zaczal mnie kochac dopiero miesiac temu (po czym dodaje: przeciez to przesada, a boje sie pomyslec ze to tylko glupi wymysl).

 

caly czas musi mnie zapewniac ze mnie nie kochal, ze musze o ty mwiedziec. mowi mi 'nie kochalem cie od stycznia do pazdiernika, a moze grudnia, boje sie ze i teraz i ze tak bedzie ale nie wiem'. mowi to na glos a minut pozniej mowi 'powiedzialem ci juz ze nei kochalem cie (...). zapomina ze mi to mowil! powtarza te sme zdania, tej samej skladni, w identycznej kolejnosci po kilkanascie razy i musi mnie o tym zapewniac.

 

kolejna mysl poddalam mu kiedy juz zalamalam sie gdy mi mowil jak to mnie nie kochal. mialam zaburzneia odzywiania. przy wzroscie 175 cm wazylam 65 kg, czyli prawidlowo, ale czulam sie niekomfortowo, komentarze z eprzyytlam dobijaly mnie. dzisiaj waze 57 kg i moje sklonnosci , zaburzneia zniknely bo wyciangal mnie z nich chlopak. jednak w momencie oslabienia spytalam 'bo co, ob byla chudsza, piekniejsza?'. on na to 'no i teraz bede tka myslal.'. i rzeczywisice. teraz mi opowiada o tym jka mnie mial za gruba, o tym, uwaga cytuje "pamietma jak myslalme ze przeciez masz podwojny podbrodek, potrojny podbrodek, poczworny prdbordek a nawet iecikrotny". tkaie nawet nie istnieja ale dobra-,- no i opowiada mi i mowi ze to prawda prawda i tylko prawda. nawet powiedizla zejak gadal z moimi dwoma przyjaciolkami, to go spytaly o to czemu ze mna jest skoro jestme grubsza a on na to ze wie, ale mnie kocha (jak to mowil nie pamietal ze ponoc wtedy jzu mnie nei kochal). no i spytalam dziwczyn, powiedzialm ze absolutnei sine iepogniewam, ale musze to wiedzec ze wzgledu na to jak wyglada jego choroba. powiedzialy ze ta sytuacje to bzdura (wazylam wtedy 60 kg, czyli schudlam juz 5 kg.). Twierdzi ze na Sycylii tez uwazal ze bylma gruba (wazylam 59). Zmysla rozmowy, sytuacje. nie moge mu przypomniec zadnych jego slow bo twierdiz ze klamal. najgorsze jest to ze z kazdym dniem, godzina cos dodaje nowego. jego slowa bardzo bola. boje sie ze niedlugo powie mi ze w ogole mnie nigdy nie kochal. nie chce go stracic. chce z nim prez to przejsc, nie wazne jak bardzo bola jego slowa. boje sie tez ze wroca mi moje zaburzenia, naprawde kiepsko sie sytuacja przestawiala i znowu wracam do starych nawykow oraz mam okropne mysli zwracania wszystkiego w toalecie.

 

moze mi ktos pomoc? prosze :( wiem, ze on jest chory, ale zaczynam wierzyc w jego slowa, chociaz to co on mowi w ogole nie ma sensu. strasznie placze, stresuje sie, zawalam milion obowiazkow bo nie jestme w stnaie funkcjonowac. mam napady histerii ,ze jego slowa to prawda. pomocy. :bezradny:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

cathy13, nie wiem czy może to jest natręctwo mówienia czegoś co podsuwają mu natręctwa, żeby Cię nie "okłamywać"? Niepokojące jest to że zapomina co mówił przed chwilą. Powinien przejść się z tym do psychiatry. Tymi słowami jak najmniej się przejmuj. Może umówcie się tak że będziesz go wysłuchiwała jak będzie znowu chciał o tym mówić, ale poważniejsze decyzje zostawcie jak będzie w lepszej kondycji i jego zdolność podejmowania decyzji będzie mniej zaburzona. Mam na myśli tu takie wysłuchanie bardziej terapeutyczne: po prostu on Ci mówi że kiedyśtam na kilka tygodni "przestał" Cię kochać, a potem znowu "zaczął", ale nie jest pewien.

Powiedz wtedy że rozumiesz i że nie musi Ci dokładnie odpowiadać i zaproponuj np. wyjście gdzieś, żeby skierować uwagę na coś innego. Po prostu przyjmij te myśli, to że jest chory i ma takie, jak najmniej się nimi przejmuj, ja bym w ogóle starał się nie wchodzić z nimi w dialog, ale może czasami warto.

To nie ty jesteś przyczyną jego natręctw, ale on, jego osobowość, przeszłość. Nie traktuj natręctw jak jakieś podświadomej objawionej prawdy. Z resztą sama się przekonałaś że prawdy w nich za wiele nie ma. Bywa że natręctwa potrafią się nasilić i rzeczywiście rozbić związek. Natrętne myśli dążą do zabrania szczęścia, pokazania jaki to on jest "beznadziejny" i "podły". Dobrze by było jakby poszedł na terapię.

Ty też dbaj o siebie, o swoją równowagę, odpoczynek. Nie wskakuj do dołka razem z nim żeby go wyciągnąć.

To tylko moja intuicja na podstawie twojego opisu. Pamiętaj że nie jestem specjalistą i mogłem to źle odczytać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

vifi, bardzo dziękuję. tak, właśnie chodzi o to, że męczy go, że mnie "okłamywał". Staram się robić tak jak mówisz, chociaż jest naprawdę ciężko. Zwłaszcza, że waga to mój słaby punkt.

Jest już po wizycie u psychiatry: bierze leki, jednak pierwsze efekty mają być za

dwa tygodnie, jest zapisany na terapię. Czy możliwe, że kiedy wydobrzeje, znów zacznie wierzyć w nasz związek? Od początku? Czy to co skreślił, to co sobie wkręcił zostanie już na zawsze i musimy zacząć od nowa? Dziękuję raz jeszcze, bardzo potrzebowałam takiej odpowiedzi :) wygląda na to, że muszę być dzielna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

cathy13, dobrze że zapisał się na terapię. Leki tylko zmiejszą natręctwa, ale ich najprawdopodobniej nie usuną. Niestety terapia trochę potrwa zanim będą efekty, więc czeka was trochę czasu "pośredniego" w którym te natręctwa będą w jakieś formie występowały i będziecie musieli jakoś sobie z nimi radzić. Na pewno nie brać ich za obiektywne, za jakieś jego ukryte zdania o tobie. Natręctwa mają taką siłę, że wzmacniają rzeczy które do nich pasują, a zakrywają przeciwne.

Nie sądzę żeby to co sobie wkręcił zostało na zawsze, jednak jest możliwe że po jednych natręctwach pojawią się inne, typu że będzie mu się "wydawało" że już Cię nie kocha, że "męczy się z tobą" itp. Są to w zasadzie rzeczy sprzeczne z jego przekonaniami, ale uczucia nabierają takiego impetu że rozum się gubi i nie za bardzo potrafi zdecydować, a z czasem wręcz ulega.

A natręctwa często potrafią zsabotować związek i bywa że partner odchodzi bo ma dość i nie chce zarzucać tym wszystkim drugiej osoby. Poradzenie sobie z tym wymaga cierpliwości obu stron, no i terapi. Nie znam jakiś gotowych schematów na radzenie sobie z tymi problemami, ale powiedziałbym "nie pozwól mu się (w sensie jego) znienawidzić".

I jeszcze raz przypominam żebyś nie zapominała o dbaniu o siebie, własną równowagę.

Powodzenia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam. Może ktoś z was miał podobny przypadek??

Mam chłopaka od 3 miesięcy. Na początku było cudownie, ale po paru tygodniach gdy się zaangażował ( ja również) zaczął się dziwnie zachowywać. Wszystko co mówiłam potrafił przekręcić na złe znaczenie, zanim jeszcze skończyłam zdanie już zaczynał mówić coś, co wskazywało na to, że źle mnie zrozumiał i bardzo negatywnie.

Ma bardzo niską samoocenę. Potrafi sobie nawymyślać jakiś głupich rzeczy, niedorzecznych i irracjonalnych i jest przekonany o prawdziwości swoich wymysłów. Tłumaczę mu wiele razy jaka jest prawda i że źle myśli, ale do niego to nie dociera. Potrafił mi nawet powiedzieć, że przecież on wie lepiej niż ja co np robiłam kiedyś tam...

Sam się z niczego nakręca i zaczyna gadać głupoty bez opamiętania. W tych chwilach gdy mu odbija nic do niego nie dociera, bredzi jakieś dziwne rzeczy, wszystko co mówię nawet pięknego i dobrego potrafi jakoś koślawo przekręcić na źle... Strasznie mu ciężko uwierzyć, że mi na nim zależy i wszystko jakby chciał naginać tak, żeby było dowodem na to, że mi niby na nim nie zależy. A zależy mi na nim bardzo!! I boli mnie, gdy on cierpi, bo sobie coś złego nawymyślał, dlatego mu zawsze tłumaczę, że to nie prawda, że jest w błędzie i nie potrzebnie cierpi i jeszcze mnie rani tym, że mi nie wierzy w moje słowa i uczucia. I bardzo dużo czasu zajmuje, żeby się uspokoił i znów był normalny. Czasem cały dzień.

Albo np spotykamy się, pytam się słodko " a co to za bluza??" a on na to " a co, brzydka?? to ściągam" i zaczyna ściągać... Albo nie dałam mu buziaka na przywitanie na mieście to od razu afera, bo pewnie się go wstydzę itd.

Wymyślił sobie, że ja niby wcześniej miałam cudowne związki (albo że mnie ktoś krzywdził- raz tak, raz tak), że on mi już nic nie może zaoferować itd. Tłumaczyłam mu tyle razy, że jest dla mnie najważniejszy, że nikt nigdy nie był mi tak bliski jak on itd, ale on wie lepiej... To co dobre do niego nie dociera... Albo mówi, że mówię tak tylko, żeby go chronić, żeby mu przykro nie było... Itd.

W zwykłej rozmowie z niczego wynikają problemy, nieporozumienia. Z niczego może coś wymyślić.

Często zaczyna się panicznie bać, że mnie straci... Dużo tego jest, nie wymieniłam wszystkiego.

Ale jest świadomy, że mu "obija", że to jest chore itd.

Zaczęliśmy pisać do psychologa, bo to było nie do zniesienia.

Pani psycholog napisała, że powinien zasięgnąć pomocy psychologa i że pisanie to za mało. No i miał tak zrobić. Ale zwlekał, bo myślał, że sam sobie poradzi. Ale nie poradził. Pisaliśmy do niej oboje. Napisała, że to być może nerwica natręctw i skutki jego dzieciństwa( brak pewności siebie, poczucie bycia gorszym itd) i że bez terapii się nie obejdzie. Napisała też, że z jego opisów wynika, że być może pierwszy raz tak mocno się zaangażował w kobietę ( czyli we mnie), dlatego też ma takie obawy, bo tak mocne uczucie wiąże się z utratą kontroli. To dobra wiadomość dla mnie, że aż tak mu zależy- ale nie chcę, żeby on cierpiał przez te swoje wymysły!! Poza tym ja też przez to ucierpiałam nerwowo, bo to jest ciężkie bardzo w praktyce dla mnie jako bliskiej mu osoby.

Boli mnie to, że on mi aż tak bardzo nie wierzy w to co do niego mówię, tylko "wie lepiej" i rani siebie i mnie.

Bardzo dużo złego wynika z tej jego niewiary we mnie i moje uczucia i słowa. A ja nic nie mogę zrobić. Czuję się wtedy jakbym go traciła...

Ta bezradność mnie dobija. Pani psycholog pisała, że nie mogę być jego terapeutką i nie powinnam wgl wtedy z nim dyskutować tylko twardo mówić, że potrzebuje pomocy , że ja mu nie mogę pomóc i że koniec tematu.

Odczułam już skutki tych jego odbić- jestem taka udręczona... Jedno i to samo wałkowałam, tłumaczyłam, a on dalej za jakiś czas to samo... Jakby nic nie pamiętał, nie rozumiał. I tak w kółko.

W końcu dotarło do niego, że nie poradzi sobie sam i że ja na tym cierpię i ma iść do psychologa.

Ale przecież zanim terapia pomoże ( o ile trafi na kogoś, kto mu pomoże) to minie troche czasu... A ja już nie mam siły... Takie głupoty wtedy bredzi... Dla mnie to jest niepojęte- jak może być tak dobrym, cudownym facetem dla mnie, a potem tak głupio mówić... I nie przestawać kiedy o to proszę... Wiele rozumiem, ale czasem mnie to wszystko już przerasta... Brakuje mi zwykłej, spokojnej rozmowy, bez przekręcania itd.

 

Miał ktoś z was podobnie??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Asiulka88, wiesz psychiatra czy psycholog na pewno pomoże dlatego warto sie zwrócić. Mnie pomogło :)

 

Wiesz nerwica bierze się najczęściej z braku pewności siebie, słabego charakteru ogólnie dobija ludzi łagodnych i nieśmiałych. Nasz charakter zawsze się zmienia bo zawsze mamy nowe doświadczenia, tylko kiedy dochodzi do "styku" nowy doświadczeń z starymi przekonaniami tworzy się coś takiego taki wybuch emocji. Przychodzą irracjonalne myśli.

 

Najważniejsze to ignorowanie tych myśli robienie wszystkiego jakby ich nie było wtedy stopniowo jego umysł zacznie się dostosowywać i prostować. Jak jakiekolwiek myśli zaczynają przychodzić niech ignoruje je i daje im przejść. W ten sposób stopniowo jego umysł się naprostuje i myśli przestaną dręczyć.

 

Niech nie analizuje tego bo w ten sposób tylko to będzie nasilać :( niech też nie odrzuca tych myśli bo też będą się nasilać :( Jak jakiekolwiek myśli natrętne przyjdą niech ignoruje i daje im przejść.

 

Co ważne niech częściej robi to co ma ochote. Jeśli człowiek jest szczery ze sobą dba o własne szczęście, robi to co chce i daje mu to radość. Bycie szczerym ze sobą tworzy człowieka wyluzowanym, bardziej otwartym i uodpornionym na kompleksy. Dlatego niech częściej robi to na co ma ochote ogląda filmy, uprawia sport, rozwija pasje, spotyka się z tobą niech robi to na co ma ochote.

 

Niech ignoruje to co go dręczy i cieszy się życiem, robi co chce w ten sposób się wyleczy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję Rikuhod, to bardzo mądre i pocieszające co napisałaś... Dzięki :* Pani psycholog z którą pisaliśmy też pisała podobnie...

 

Lucy1979 - mi też się wydaje, że nerwica natręctw to coś innego, bardziej obsesyjne liczenie i różne inne, ale pani psycholog po tym co ja jej dokładnie opisywałam i co on jej opisywał o własnych myślach itp odpisała, że to może być nerwica natręctw, dlatego tak napisałam. Wiem, że dręczą go różne obsesyjne, natrętne myśli i przekonania, z którymi żadne tłumaczenia nie mają szans. Może to taki rodzaj nerwicy natręctw... Też w swoim poście nie opisałam dokładnie wszystkiego, bo strasznie dużo tego jest... A znamy się dopiero 3 miesiące...

Chciałam się wygadać, bo ciężko mi jest bardzo...

Obawiam się, że to może nie być jakieś jedno zaburzenie tylko np kilka... On wiele spraw widzi po swojemu- tylko że te jego przekonania z prawdą nie mają przeważnie nic wspólnego i ciężko mu to wgl wytłumaczyć...

Wbił sobie do głowy, że mnie ktoś w przeszłości krzywdził i nie dociera, gdy mówię, że tak nie było! Albo, że w przeszłości było tak cudownie z innymi, że on już mi nic nie może zaoferować...

Dużo tego jest... Czyta artykuły w necie o tym, że kobiety myślą o byłych i kłamią itd i go to dręczy. Choć dobrze wie, że myślę tylko o nim. I dobija mnie to, że on nie wierzy w moje uczucia, w moje słowa... Takie strasznie ciągłe niezrozumienie... Jakby miał swój świat, który jest odporny na dobro i przyjmuje albo wymyśla tylko złe rzeczy....

Np kupił mi kwiaty, postawiłam na biurku. Za jakiś czas posprzątałam inny stolik, kupiłam kwiatka w doniczce i postawiłam na nim. Przyszedł i był zły, bo kwiaty od niego były ładniejsze, a nie dostały całego stolika... Czasem się czuję jakbym sama w końcu miała odejść od zmysłów... Ciągle coś... Albo coś nowego, ale kolejny raz to samo... Obawiam się, że w końcu będę się bała cokolwiek zrobić albo odezwać, bo zacznie coś wymyślać... Juz się na tym łapię... I tak już uważam na słowa, ale to nic nie daje. Czasem coś zrozumie i mówi mądrze, a potem znów jakby zapomniał to wszystko i nic nie rozumiał...

Ciężko mi to wszystko tak ująć, żeby ktoś miał obraz całości i wszystkiego. Musielibyście chyba pobyć na moim miejscu. Strasznie dużo jest tych dziwnych, niezrozumiałych dla mnie rzeczy. Choć robię znajomym za psychologa to teraz poległam. Pani psycholog napisała, że nie powinnam być jego terapeutką, a byłam, bo tłumaczyłam mu do upadłego, że źle sobie coś nawymyślał. Ale to nic nie dało, tylko ja się teraz czuję taka wyczerpana, dobita... Bo jak on może tak wiele do mnie czuć, a jednocześnie olewać tak strasznie moje słowa??? Nie mogę tego pojąć...

Jest mi bardzo bliski, jak nikt nigdy wcześniej... Ale on tego nie pojmuje, nie wierzy w to i ciągle wynajduje na siłę dowody na to, że niby nie jest... Dobija mnie to...

Już dzwonił do psychologa, we wtorek ma dzwonić się umówić dokładnie na pierwszą wizytę. Ale boję się, że jak on mu naopowiada tych swoich wizji to ten psycholog nie będzie wiedział jaka jest prawda... Będę przerabiać moją straszną przeszłość, która nie miała miejsca?? No bez sensu przecież... Musi ten ktoś wiedzieć, że to tylko jego fantazja!! Dlatego chyba powinnam iść tam z nim... Choć mam dość wałkowania w kółko tego samego itd, ale chcę, żeby było lepiej.

 

I znowu się rozgadałam, a to zaledwie jedna setna wszystkiego...

 

Dzięki Rikuhod jeszcze raz... Po tym co napisałaś czuję się odrobinę zrozumiana... A tak strasznie mi tego brakuje i tak strasznie tego potrzebuję...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Asiulka88, wiesz to nie jest tak że on ma wiele zaburzeń kiedy dostaje się nerwice to w umyśle tworzy się chaos i coraz to nowe myśli zaczynają się pojawiać, bo to silny stres który przyjmuje postać myśli.

 

Najlepiej nie tłumacz mu nic że te myśli są nieprwdziwe itp, mów mu żeby to ignorował wtedy to przejdzie. Niech zajmie się to co sprawia mu radość i robi to co chce i ignoruje to wszystkie natrętne myśli wtedy w końcu odejdą.

 

Zwykle kiedy tłumaczymy komuś że te myśli są nieprawdziwe i staramy się go w ten sposób uspokoić to po jakimś czasie znowu mu się pogorszy i znowu trzeba będzie tłumaczyć takie błędne koło ;p

 

niech ignoruje to jakbe tego wogóle nie było wtedy jego umysł się naprostuje.

 

XD Przy okazji jestem facetem

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×