Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zaburzenia osobowości (cz.I)


Słowianka

Rekomendowane odpowiedzi

Grunt, to znaleźć tam kogoś, do kogo będzie można się zwrócić. Grunt to ktoś zaufany lub ktoś, kto wzbudzi Twoje zaufanie. Wiem, co znaczy problem z adaptacją. Znajdź w stolicy swój "kąt", miejsce, ludzi, sytuacje, w których poczujesz się bezpieczna. Trzymam za Ciebie kciuki. :-)

 

Tenuis, dziękuję, no u mnie z adaptacją zawsze jest ciężko... Niby przecież już kiedyś mieszkałam w stolicy, i to nawet 4 lata. A jednak wprowadzenie się na rok z powrotem do domu rodzinnego na wsi zrobiło swoje... Jeszcze bardziej odsunęłam się od ludzi, przywykłam do samotności... Względnie bezpiecznie czuję się jedynie przy mojej terapeutce... A miejsca w Warszawie ulubionego nie mam, mam nadzieję, że jakieś znajdę, na pewno będę szukać tam, gdzie jest zieleń i względna cisza, spokój. Muszę poznać nową okolicę. Dobrze, że jutro mam terapię, nie będę czuła się tam taka samotna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Proponuję jesienny spacer po Łazienkach. Ja tam nigdy nie byłam, a ponoć tam chodzą pawie! No i o tej porze roku na pewno jest bardzo kolorowo. Napisz jakie wrażenia, jeśli się zdecydujesz na taki spacer. ;-) Trzymaj się ciepluchno. ;-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jestem absurdem. żyję w absurdzie. zaraz dostanę pierdolca. jestem kaleką w stosunkach z luźdzmi. ja chyba mówię w jakimś obcym języku.

ja się nie nadaję do ludzi. ani do zdrowych, ani do chorych. nie odróżniam dobrego od złego. jak żyć bez żadnej formy kontaktu?

powtórka z rozrywki. muszę się zakmnąć na trochę w sobie i podjąć szereg decyzji.

czuję się jak idiotka, piszę bez ładu i składu bo mam zakłócony proces myślowy.

czuję się obco. nie wydaje mi się, aby było tu dla mnie miejsce.

zabija mnie to.

kim ja jestem? kim Wy jesteście? to jakaś nieralna faza, bo nie wiem, czy to ja piszę i czy to ma sens.

 

Ciekawe jak tam asia sobie radzi... :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciekawe jak tam asia sobie radzi... :smile:

 

Asia sobie radzi beznadziejnie. Wczorajszy dzień był koszmarem. Zaczęło się od sesji, po niej totalny zjazd, dół, wściekłość, rozbicie, panika. Zje*any cały dzień. Skończyło się na tym, że wydzwaniałam do terapeutki, również wieczorem, i robiłam z siebie kompletną idiotkę, całkowicie straciłam nad sobą kontrolę. Jak ona mnie niesamowicie wku*wia, a ja tak jej potrzebuję!!!! :evil:

Żadnego znajomego kąta, czułam się obco, samotna jak palec, jeszcze dobita przez terapeutkę, która akurat wybrała na taką rozmowę wczorajszy dzień. Jak na złość. To była koszmarna sesja. Myślę, że gdyby nie ona i gdybym nie wyszła z niej w takim stanie to lepiej bym zniosła pierwszy dzień i noc w Warszawie. Zapamiętam go na bardzo długo jeśli nie na zawsze.

Jeszcze brak internetu, bardzo mi Was brakowało... Dziś mam już na szczęście dostęp...

Ale wiecie co? Mam bardzo fajną współlokatorkę, naprawdę świetna dziewczyna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

-asieńko-, faktycznie zaczęło Ci się traumatycznie. możesz zdradzić czego dotyczyła sesja? rozumiem, że może być to zbyt bolesne, więc oczywiście możesz zechcieć to zachować dla siebie.

jestem pewna, że z każdym dniem będzie Ci lepiej w nowym miejscu. i dobrze, że masz fajną współlokatorkę - to bardzo ważne!

 

ja jestem w rozsypce... muszę się wyrwać z tego wszystkiego.....

dzisiaj diagnosta :zonk:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kasiu, to skomplikowane... Zaczęło sie od tego, ze byłam bardzo spięta. Powiedziałam, ze od ubiegłego poniedziałku (dentysta-przezylam szok) nie mogę za bardzo spać, ciągle czuję napięcie, jeszcze w dodatku się przeprowadzam. Ona mi na to, że mija prawie równo rok odkąd sie spotykamy i chciałaby, żebym powiedziała co te spotkania mi dają, czy jest lepiej, czy w ogóle jest sens dalszego spotykania się, ze może szkoda kasy, że nic sie nie zmienia. Trochę mnie zdeprymowało, ze puściła mimo uszu moje obawy przed przeprowadzka, wiec powiedziałam, ze równie dobrze tydzień temu mógł minąć prawie rok i dlaczego akurat teraz chce podjąć ten temat (szczerze mowiac bylam przekonana, ze wlasnie tydzien temu minal rok). Ona, ze wyczuwa w moim glosie posrednia agresje, pogarde, ma tego dosyc, i ze to bylo rok temu + jeden dzien. I dodala, ze może potrzebne mi są leki przeciw napięciu. Żebym udała się do znajomej psychiatry, u ktorej raz bylam. To juz mnie wyprowadzilo z rownowagi, bo nie cierpie tej baby, u ktorej za praktycznie stracona wizyte wybulilam 150 zl, ale spokojnie wytlumaczylam jej dlaczego nie chce uwazajac, by nie byc w zaden sposob agresywna. Powiedziala, ze jest swietnym fachowcem i nie musze jej lubic. Zapytala czy mam mysli samobojcze. Ja – dlaczego o to pyta, i ze boje sie o tym z nia rozmawiac. No i zaczelo sie na dobre. Az mi sie nie chce juz o tym pisac. Potem jej standardowy tekst, ze odrzucam jej propozycje (wypomina mi to juz n-ty raz, a tych propozycji bylo kilka i dawno. Zapytalam jakie. Ona – to, to i to, wszystkie. Ja – konkretnie jakie. Troche sie zniecierpliwila, wyliczyla (terapia rodzinna, ustawienia hellingerowskie, oddzial dzienny, psychiatra/leki, namalowanie na sesji rysunku-nie chcialam tego zrobic, bo nie potrafilam przy niej malowac). Juz ktorys raz mi o tym przypomniala. Tego juz bylo za wiele. Nie mialam nawet sily, zeby cos tlumaczyc, zaczelam miec lzy w oczach, bo kompletnie nie moglam sie z nia porozumiec, choc bardzo chcialam - nie potrafilam, jakbym przestala umiec mowic. Ja jedno a ona drugie – w zupelnie roznych jezykach. Zaczelam odplywac do swojego swiata, zapadac sie. Powiedziala lagodnie, zebym to wszystko puscila. Nie moglam. Zacisnelam zeby, nie rozplakalam sie w koncu. Powiedziala, zebym na nia spojrzala i zaczela mi mowic, ze jej na mnie zalezy, ze chce dla mnie dobrze i ze mnie nie zostawi. Ale do mnie juz to nie docieralo, bo wciaz slyszalam to, co mowila wczesniej. Zreszta jej zapewnienia - to tylko slowa, a czulam od niej zupelnie cos innego – madrosci wielkiej wyszkolonej psychoterapeutki, ktora ma zawsze racje. Nie poznawalam jej zupelnie. Pewnie jestem przewrazliwiona.

Ku*wa co ja mam na sile przyprowadzic moja mame, ciocie i babcie? I ze to jest takie proste, gdy one nie mieszkaja w Wawie, pracuja, a dojazdy sa skomplikowane? I mam potem wysluchiwac jaki to klopot? Nie wszystko jest tak, jak ona widzi.

Potem oczywiscie mnie nagralo, ze ona chce sie mnie pozbyc, oddac komus innemu, ze spotykamy sie rzadziej i bedzie coraz rzadziej.

Cos tam jeszcze mowila, ale juz nie pamietam co.

Na koniec powiedziala, ze nie zajelysmy sie moja przeprowadzka, wiec jesli chce to moge sie umowic z nia wyjatkowo jeszcze w ten piatek. Wyszlam stamtad wsciekla i zalamana. I chcialam na wies do moich znajomych katow. A musialam pojechac w nowe miejsce i tam zostac. Piekny pierwszy dzien w nowym miejscu, co?

To, co sie dzialo potem to bylo jak jakis zly sen. Wyslalam jej z tego wszystkiego jeszcze 2 smsy, a potem zadzwonilam, bo myslalam, ze oszaleje. Zadzwonilam tez wieczorem. Wtedy juz poznawalam swoja terapeutke – ciepla, dzialajaca na mnie uspokajajaco, wspierajaca.

Dzis jestem spokojniejsza, ochlonelam po tym wszystkim. Zastanawiam sie, kiedy moja terapeutka doprowadzi mnie do zalamania nerwowego i do tego, ze faktycznie bede musiala isc do psychiatry, brac leki i pojsc do szpitala. Ona mnie kompletnie rozstraja, coraz bardziej. Nie wiem czy tak ma byc, czy ona chce mnie prowokowac do roznych zachowan, czy chce cos wywolac, zebym porzucila swoje role i pokazala jaka jestem naprawde, stracila kontrole nad soba... Ale mnie to rozwala. I mam coraz mniej sily na to wszystko.

Przepraszam, ze pisze bez polskich znakow, ale ostatnio nadgarstki znowu mi nawalaja, klikam jak moge. :/

 

Jak u diagnosty, co powiedzial???

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Poznaj swoją współlokatorkę. Może to będzie osoba, której zaufasz i przy której poczujesz się bezpieczna? :-)

 

Też jestem strasznie nerwowa, dziś na przykład się trzęsłam, kiedy rozmawiałam z ludźmi, wszystko mnie stresowało. Najlepiej na mnie działa Afobam, ale nie mogę go przecież brać codziennie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

-Joasiu-, Może prowokuje do zachowań Ciebie, konkretnie do tego,żebys wyrzucia z siebie w danym momencie złość, agresję,smutek.....

MOże do tego,żebyś to Ty decydowała czym na sesji macie się zająć. Chciałaś przeprowadzką, może chodziło o to,że miałaś naciskać na ten temat. czyli o stanowczość. Asiu, cięzko cokolwiek powiedzieć. To napewno potrzebowałaś wsparcia na sesji, nie otrzymałaś tego, ale wieczorem już ochonęłaś.Może tez chodzi o to,żeby wysnuć wniosek,że nie zawsze otrzymujemy to, o co prosimy. I to jest dla nas strata. Jedni umieją się z nią pogodzić prędzej, a inni babrają się w tej stracie, ciagle rozpamiętują itp. Ja tak mam. I widzę to , teraz częściej sobie z tego zdaję sprawę. Joasiu, mogę też się mylić....w tym co piszę. To są tylko moje przypuszczenia. Fakt jest taki,że sobie radzisz. Okupione to jest bólem, ale sobie radzisz. Nie załamałaś się.

Joasiu? Czy Ty otrzymujesz od terapeutki na sesjach to, o co prosisz? Czy nie chcesz mieć postawy roszczącej? Korzystasz tylko z tego, co ona ma do zaoferowania?

Bo jak np. jak idę do mojej terapeutki na sesję to zaczynam mówić co się przytrafiło przez tygodniową przerwę. I zaczyna się..........dialog. Często wchodzę jej w zdanie, przerywam. Ostatnio panował jak dla mnie wielki chaos na terapii. Ale to chyba przeze mnie. Napewno przeze mnie. Za dużo chciałabym wątków tam poruszyć, a to tylko 50-60 minut.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dziewczyny, leniwie przeklejam co napisałam w moim dniu o wizycie u diagnosty:

 

przyznam, że dawno tak strasznie się nie bałam i dawno nie miałam takiej jazdy przed wyjściem.

wydawało mi się, że zemdleję ze strachu.

jak już byłam w środku, to było ok. bo była pani psycholog, która całą uwagę skupiała na mnie. wreszcie ktoś się mną zajmuje yeeeeeyyy

najpierw pani rozbiła ze mną wywiad, zadawała pytania, dużo pisała.

potem pokazywała mi obrazki, takie jak oglądałam na filmach o psychicznych. 70 % procent obrazków kojarzyła mi się z wewnętrznymi organami ludzkimi, 20 z potworami, 10 ze zdechłymi zwierzętami. nie mogę sobie wyobrazić, że komuś się to może kojarzyć z czymś innym, niemniej jednak mam mega poj ebane skojarzenia.

potem miałam 2 różne testy, w sumie ze 300 pytań.

diagnozę będę miała do odebrania dopiero za tydzień, bo pani musi to wszystko przeanalizować. może mnie też zaprosić na kolejną rozmowę.

 

-asia-, jak czytam o Twoich sesjach, odczuciach i przeżyciach związanych z terapeutką, ciągle odnoszę wrażenie analogii do terapii Rachel Reiland..... bardzo silne i bardzo skrajne interakcje, bardzo mocna zależność od terapeuty. mnie to bardzo przeraża i bardzo się boję, nigdy nie korzystałam z możliwości dzwonienia do terapeutki. trzymam dystans ze strachu przed uzależnieniem. zmierzam jednak do tego, że to ma swój cel. w naszym przypadku terapia jest skuteczna tylko wtedy, gdy jest oparta na bliskiej więzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kochamy, kochamy :)

 

Cześć dziewczyny.

Mało mam teraz czasu, ale pokrótce chciałabym napisać co u mnie (wszak zaburzenia psychiczne to dość egoistyczne zaburzenia).

Od 2óch tygodni chodzę na terapię grupową. Człowiek tyle się o sobie dowiaduje, że jest w szoku. I nie tylko o sobie - o swojej rodzinie, o zachowaniach w rodzinie. Nie wszystko brzmi ładnie i pięknie i nikt nie głaska po głowie. Ale te parogodzinne spotkania naprawdę dają do myślenia. Te sugestie, podpowiedzi terapeutów - jednak nie idą na łatwiznę, nie mówią "masz zrobić to i to, wtedy będzie tak i tak", tylko zostawiają pole do własnych przemyśleń - właściwych, lub i nie.

Niesamowita atmosfera. Miejsce, gdzie możesz przeklnąć gdy masz ochotę, gdzie możesz płakać i szlochać, kiedy masz ochotę, gdzie możesz się śmiać do rozpuku.

Mam nadzieję, że wyciągnę z tej terapii jak najwięcej.

Od 2óch tygodni nie biorę żadnych leków. Codziennie chodze na terapię a potem do pracy. Jestem zmęczona, ale czuję się o wiele lepiej.

A wczoraj zostałam szczęśliwą posiadaczką szczurka :mrgreen:

 

Co u Was?

Basia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Krwiopij, słonko moje Kochamy Cie kochamy bardzo :*:*

 

Basiula, wróciłaś :*:*:*:*

Ciesze sie ze wychodzisz na prostą, ciesze sie ze terapia u Ciebie działa :)) Trzymam kciuki żeby wszystko było ok i już ta cholerna nerwica nie gnębiła Cie :*

A szczurka masz supcio :D spodobałby sie mojej kotce xD hihihi :*

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

-Joasiu-, Może prowokuje do zachowań Ciebie, konkretnie do tego,żebys wyrzucia z siebie w danym momencie złość, agresję,smutek.....

MOże do tego,żebyś to Ty decydowała czym na sesji macie się zająć. Chciałaś przeprowadzką, może chodziło o to,że miałaś naciskać na ten temat. czyli o stanowczość. Asiu, cięzko cokolwiek powiedzieć. To napewno potrzebowałaś wsparcia na sesji, nie otrzymałaś tego, ale wieczorem już ochonęłaś.Może tez chodzi o to,żeby wysnuć wniosek,że nie zawsze otrzymujemy to, o co prosimy. I to jest dla nas strata. Jedni umieją się z nią pogodzić prędzej, a inni babrają się w tej stracie, ciagle rozpamiętują itp. Ja tak mam. I widzę to , teraz częściej sobie z tego zdaję sprawę. Joasiu, mogę też się mylić....w tym co piszę. To są tylko moje przypuszczenia. Fakt jest taki,że sobie radzisz. Okupione to jest bólem, ale sobie radzisz. Nie załamałaś się.

Joasiu? Czy Ty otrzymujesz od terapeutki na sesjach to, o co prosisz? Czy nie chcesz mieć postawy roszczącej? Korzystasz tylko z tego, co ona ma do zaoferowania?

Bo jak np. jak idę do mojej terapeutki na sesję to zaczynam mówić co się przytrafiło przez tygodniową przerwę. I zaczyna się..........dialog. Często wchodzę jej w zdanie, przerywam. Ostatnio panował jak dla mnie wielki chaos na terapii. Ale to chyba przeze mnie. Napewno przeze mnie. Za dużo chciałabym wątków tam poruszyć, a to tylko 50-60 minut.

 

Moniko, a mnie się nie wydaje, że dostaję od terapeutki nie to, czego potrzebuję. Bo ja najbardziej potrzebuję jej ciągłej uwagi, opieki, ciepła. A to nie jest możliwe, nie 24 h na dobę. Bo ja by chciała być dla niej najważniejsza. :( Łaknę kontaktu z nią jak tlenu. Zresztą, choć wstyd się przyznać, mi nie zależy często na tym, żeby ona mi jakoś pomogła. Tylko chciałabym po prostu ją zobaczyć, bo np. bardzo tęsknię.

U mnie na sesji panuje porządek, o bałaganie nie ma mowy. Gdy próbuję przeskoczyć na inny temat, gdy poruszam kilka wątków to terapeutka zatrzymuje mnie, mówi: „poczekaj, zajmijmy się jeszcze tym”. Albo: „a czym najbardziej chciałabyś się zająć dziś?”. Kiedy zaczynam skakać po tematach natychmiast to wszystko porządkuje. O chaosie, bałaganie nie ma mowy.

 

[Dodane po edycji:]

 

-asia-, jak czytam o Twoich sesjach, odczuciach i przeżyciach związanych z terapeutką, ciągle odnoszę wrażenie analogii do terapii Rachel Reiland..... bardzo silne i bardzo skrajne interakcje, bardzo mocna zależność od terapeuty. mnie to bardzo przeraża i bardzo się boję, nigdy nie korzystałam z możliwości dzwonienia do terapeutki. trzymam dystans ze strachu przed uzależnieniem. zmierzam jednak do tego, że to ma swój cel. w naszym przypadku terapia jest skuteczna tylko wtedy, gdy jest oparta na bliskiej więzi.

 

Muszę przyznać Kasiu, że masz w 100% rację. Zachowuję się praktycznie identycznie jak ta bohaterka książki. Dlatego m.in. moja terapeutka mi tę książkę pożyczyła - żebym przestała się tego bać, bo byłam czasem przerażona swoim zachowaniem. Ja jestem z nią bardzo związana, nie ma bliższej mi osoby choć często jej nienawidzę i wkurzam, testuję do granic możliwości jej cierpliwość, sprawdzam czy mnie zostawi. :pirate:

 

Dobrze, że masz za sobą te testy... Teraz trzeba czekać na wyniki...

 

[Dodane po edycji:]

 

Kochac mnie!!!!

Kochac!!!!

Szybko!!!!!

 

Kochamy Cię Słoneczko!!!! :D

 

[Dodane po edycji:]

 

Basiu, super, że jesteś. :smile: To wspaniale, że jesteś zadowolona z terapii!!!! Podziwiam Cię, ja zawsze bałam się grupowej...

 

[Dodane po edycji:]

 

Poznaj swoją współlokatorkę. Może to będzie osoba, której zaufasz i przy której poczujesz się bezpieczna? :-)

 

No staram się... To naprawdę świetna dziewczyna, miałam szczęście, że akurat na nią trafiłam. Trochę pogada, nie zamyka się tylko w pokoju, jest pomocna, bardzo sympatyczna...

Ale znajomych kątów mi nadal brakuje, ciężko mi się oddycha w tym miejskim powietrzu, czuję się wciąż niedotleniona, mam uczulenie od wody, oczy jak dwie zapałki, echhh... Trochę potrwa zanim się przyzwyczaję do tych miejskich warunków. :roll::pirate:

 

[Dodane po edycji:]

 

Zastanawia mnie ten test:

post384122.html#p384122

Uważam że jest nie prawdziwy.

 

No ja przecież napisałam, żeby nie traktować tego testu tak poważnie i nie stawiać na jego podstawie diagnozy... Zresztą jst umieszczony podobnie jak inne testy w dziale "Zabawy". ;) To bardzo ogólny test, niekoniecznie w 100% miarodajny...

 

[Dodane po edycji:]

 

Hmm.. pół roku na terapi grupowej...

 

Jakie masz odczucia związane z t. grupową?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja Wam powiem, że mnie już wszystko jedno skąd to się "bierze". :( Jestem już tym wszystkim strasznie zmęczona, jestem sobą zmęczona, w dodatku dobija mnie ta zmiana miejsca zamieszkania, nawet i czysto fizycznie, bo ledwo dycham w tej Wawie. :( Ale oczywiście dzwonię do domu i mówię, że wszystko jest w najlepszym porządku, że czuję się świetnie itd. Niech się nie martwią.

Kurcze, strasznie samotna się tu czuję. :( Jutro spotkam się z dawną współlokatorką, bo już dawno jej to obiecałam... A w piątek terapia - już się "boję". :pirate:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Napisałam posta, ale się nie dodał :roll:

 

Pisałam, ze ja tam nie wiem co mam, ale bordery z grupy mowią, że ja jestem z nimi 8)

 

Dzisiaj przyznalam się do tego, że w pierwszym dniu terapii pocięłam się. Czuję ulge, ale jednoczesnie wyszlo że jestem nieuczciwa nieprzyznając się grupie od razu. Poza tym chyba to też kwestia zaufania. Teraz wiem, że mogę im takie rzeczy powiedzieć. Na szczęscie mnie narazie nie ciągnie.

 

PS.

Haniu, poznaj Mietka :mrgreen:

 

64875_1561528512006_1049119671_1641553_3809372_n.jpg?1286375281765

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Odczuwam bezsens chodzenia na terapię.

Miałam dziś stresa i nie chciało mi się iść. Zasnęłam, obudziłam się mając 20 min na przyszykowanie się i dotarcie na terapię.

Pojechałam z mokrymi włosami, wyjeżdżając z garażu poharatałam bok auta, przyjechalam spóźniona i bez pieniędzy....

Chciało mi się wyć i rzygać.

 

Moja terapeutka w trakcie rozmowy ze mną powiedziała mi, że po mnie nie widzi tego wszystkiego, co opisuję. Że rozmawiam z nią trzeźwo i logicznie. Zrobiło mi się bardzo źle. Nie umiem ludziom pokazać prawdy. Mam dość słów "nie widać po tobie, że ci coś jest".......

 

Co za absurd, prawda? W domu zdycham, cierpię, warzywnieję, mam lęki, tne się, upijam. Idę do niej i opowiadam o plusach i minusach szpitala oraz oddziału dziennego podając argumenty.

Kasia prawdziwa - zagubiona, wystraszona - została w domu.

Powiedziałam jej, że w takim razie boję się, że ona mi nie wierzy. Oczywiście zaprzeczyła.

 

Jak ktoś mi powie "Bądź sobą" to się zastanawiam kto to.

Iza, znajoma, która mnie zna od liceum powiedziała mi, żebym przestała udawać, żebym była taka jak kiedyś (emocjonalna, skrajna, histeryczna, wrażliwa). Ale jak? Ta maska twardej babki nie pokazującej słabości wrosła mi w prawdziwą skórę.

Moje borderowe jazdy odbywają się w ukryciu, zżerają mnie od środka.

 

Kurwa jak mam udowodnić, że odchodzę od zmysłów, że umieram wewnętrznie, że mózg jest niesłuchającym mnie organem, że nie chce mi się żyć... Co mam zrobić, aby to było WIDAĆ, poderżnąć sobie gardło?????????????? Czy to będzie wystarczająco widoczne??????????????

Pieprzona, pieprzona twardzielka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika1974, chodzę na oddzial dzienny Altermedu na ul. Podgornej w Katowicach.

terapia jest od poniedzialku do piątku 8.15 - 14.

 

Haniu, narazie Mietek boi się mnie a ja jego, od wczoraj go mam dopiero. Musze go powoli oswajać, a teraz siedzę w pracy np. :? A wczoraj pół dnia siedziałam przy klatce i go obserwowałam. Narazie nie chcial wejść na rękę, ale nic na siłę.

 

Kacha, ta terapeutka chyba jest jakaś dziwna :?: Masz chodzić w worku na ziemniaki i z rękami ociekającymi krwią żeby pokazać jak to nie jest Ci źle? :?

Zastanawia mnie czy grupowa nie jest w przypadku zaburzeń osobowości lepsza.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×