Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zaburzenia osobowości (cz.I)


Słowianka

Rekomendowane odpowiedzi

symp,

wiesz, miałam podobne odczucia do Ciebie :) Na początku bałam się pisać, obawiałam się, że mnie rozpozna ktoś ze znajomych, że wyda się, jaka jestem porąbana, jakie mam problemy... Ale z czasem jakoś przestałam się tym przejmować, nie obchodzi mnie co pomyślą o mnie inni. Już nie. I tak mam za dużo problemów na głowie, żeby się jeszcze tym dobijać. :)

A korespondencja z ludźmi na tym forum pomaga mi, bo mają podobne doświadczenia, rozumieją mnie...

Nie przeszkadzasz, zawsze można się włączyć do dyskusji. :)

Tak więc – pisz!

 

Moniko,

z tego co piszesz to faktycznie przeprowadzka jest konieczna, inaczej nigdy nie przetniesz tej pępowiny, nigdy nie uwolnisz się od przeszłości, nie zaczniesz myśleć inaczej... Jest niezbędna, by Twoja terapia była w pełni efektywna. Inaczej to błędne koło, tkwisz w tym bagnie, przeprasujesz coś na sesji a potem znów to samo... Konieczne jest odcięcie się od tego środowiska. Rozumiem, że się boisz, choćby jeśli chodzi o kwestię utrzymania, ale może mogłabyś np. wynajmować jakiś pokój przez pewien czas i odkładać w tym czasie pieniądze na mieszkanie?

„Całe życie się chwaliła nami-mną i siostrą przed innymi. Wszystko na pokaz.” – dokładnie to samo robiła moja rodzina. Przed innymi na pokaz – och i ach, czego to ja nie potrafię... Za to gdy innych już nie było – ciągłe narzekania jaki ze mnie niezaradny nieudacznik, nic sama nie umiem, nigdy sobie sama nie poradzę, itp itd... Nienawidziłam tego chwalenia mnie przed innymi, czułam się niezręcznie, wstydziłam się jak musiałam wbrew swojej woli grać czy pokazywać swoje prace... Szkoda gadać. :-/

Rozumiem, że czujesz ciągłe napięcie, bo też w niełatwej sytuacji się znajdujesz... Myślę, że bardzo wiele powinno się zmienić, gdy w końcu oderwiesz się od matki, gdy nie będziesz z nią już mieszkać. Naprawdę. Tak więc myśl intensywnie nad możliwością przeprowadzenia się choćby na stancję. Z daleka od mamy.

Piszesz, że mówisz na terapii głównie o pracy, za mało o swoich uczuciach w innych kwestiach... Wiesz, ja mam chyba podobnie – próbuję się skupiać na pewnej sferze mojego życia omijając inne. Mianowicie próbuję koncentrować się na zdrowiu fizycznym, a raczej jego braku. Ale terapeutka nie pozwala mi na to za bardzo, nie oddaje mi kontroli nad przebiegiem terapii. A u Ciebie jak to wygląda? Rozmawiacie zawsze o czym chcesz, jaką masz potrzebę? Mi terapeutka mówi, że nie możemy zawsze rozmawiać o czym chcę, bo inaczej będę się kręcić w kółko, nigdy nie zrobię kroku do przodu...

Co mojej terapii... Moja terapeutka zmieniła gabinet, wczoraj byłam na trzecim spotkaniu w nowym miejscu. I jest inaczej, nie mogę się tam odnaleźć, mam derealizację, w dodatku mam klaustrofobię, a tamto miejsce niestety mi ją potęguje. :-/ Nawet wczoraj pojechałam przed sesją w to stare miejsce, z sentymentu, tęsknię za nim... W ogóle przez tą zmianę miejsca czuję się jakbym od nowa zaczynała terapię, a terapeutka jakby była inną osobą. Ponadto wciąż panicznie boję się, że ona mi powie, że mam do niej już nie przychodzić. I ciągle się dopytuję czy tak się nie stanie. Wiem, że to może żałosne, ale wczoraj przed wyjściem zapytałam ją czy na pewno mnie nie zostawi, przynajmniej nie teraz, bo bym tego nie zniosła. Oczywiście zapewniła mnie, że nie, nawet mnie przytuliła, ale ja i tak się boję, i często z tego powodu płaczę, bo mi się wydaje, że znowu zostanę ze wszystkim sama.

Ogólnie rzecz biorąc teraz mam spadek formy, doła, pojawiają się myśli samobójcze, a jest to spotęgowane moimi problemami ze zdrowiem czysto fizycznym, ciągle przechodzę dodatkowe badania, źle się czuję, jestem słaba, mam coraz mniej siły i determinacji... Ja bym chciała, żeby to była nerwica, tak jak mi całe życie wmawiano, a tu się teraz okazuje, że nie!!! :( Nie wytrzymam tego. :( Nie jest dobrze. :( Czasem jakiś głos wewnętrzny mówi mi, żeby rzucić to wszystko w cholerę, skończyć raz a porządnie... Ale staram się jednak nie poddawać.

Co do przeprowadzki – jestem w czarnej dupie. Przez problemy zdrowotne nadal nie jestem w stanie podjąć pracy, i w ogóle szanse na jakąś pracę wydają mi się być jeszcze mniejsze niż kilka miesięcy temu... Fizycznie jestem coraz słabsza, lekarze zlecają kolejne badania w celu potwierdzenia diagnoz... Nie wiem, co ze mną będzie. Nie wiem, jak długo wytrzymam to wszystko. Fakt, że nie mam wpływu na to, co się dzieje z moim ciałem przez to, że je wyniszczyłam bardzo mnie frustruje i załamuje. Oprócz terapeutki nie mam z kim o tym wszystkim porozmawiać, zostaję z tym sama, coraz częściej złe myśli uderzają mi do głowy. :( Niby terapeutka mi powiedziała, że gdy mi będzie źle, będę miała myśli samobójcze to mogę do niej zadzwonić. Ale mi jest źle codziennie, nie mogę do niej dzwonić każdego dnia, zamęczać jej... Nie chcę. Dziś już pomyślałam, że co będzie to będzie. Ostatnio żyję z dnia na dzień. Jakby następnego dnia miało już nie być.

 

Haniu,

spróbuj się zająć czymś wciągającym!!! Nie wiem – książka, gra komputerowa, internet, wyjdź na dwór na spacer, cokolwiek!!! Tylko proszę, nie kalecz się... Wiem wiem, przyganiał kocioł garnkowi... Ja wczoraj rozmawiałam o tym z terapeutką, próbowałyśmy wymyślić, jak mogłabym rozładować napięcie nie robiąc sobie krzywdy. No ale rysowanie, darcie gazet nie zastępuje mi robienia rys na swoim ciele czy kompulsywnego jedzenia, nie rozładowuje napięcia. :(

Listy pożegnalne piszesz? Do kogo? Jak one wyglądają? Co Ty kombinujesz? NIE RÓB ŻADNEGO GŁUPSTWA, niczego pod wpływem chwili. Martwię się o Ciebie. Rozmawiasz o tym wszystkim z Adasiem, terapeutami? Pamiętaj, że nie jesteś sama, dziel się swoimi uczuciami, ci ludzie naprawdę chcą Ci pomóc i zależy im na Tobie!!!

Fajnie, że byłaś na zakupach. Co kupiłaś? :)

 

 

pisze listy pożegnalne

 

do mnie tez?

Hania, chcesz dostac lanie?

 

DOKŁADNIE. :evil:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi się, ze takie życie z dnia na dzień nie jest złe, tylko tak właśnie trzeba, jakby nas jutro już miało nie być, bo dzięki temu dziś będziemy dążyli do wyciśnięcia wszystkiego, co dać nam może lepszą jakość życia. Rób wszystko, co chcesz, nie odkładaj tego i nie wegetuj.

Przeprowadzka, odcięcie pępowiny wydaje się mega trudne. Z jednej strony ostatecznie konieczne, by przypieczętować kiedyś próby naszego samodzielnego życia, z drugiej lęk,uzależnienie psychiczne od naszych utartych schematów... do tego kasa, nie wyobrażam sobie utrzymać się sama nawet w skromnej wynajętej kawalerce równocześnie studiując... chcę teraz się kształcić, rozwijać, do tego leczyć (to też kosztuje, przyznajmy...) by potem prowadzić w pełni jakościowe życie, wiem, ze ciągle jest właśnie ten lęk o przyszłość i to potem, które nastąpi, ale trzeba chyba w niektórych sytuacjach przetrwać teraz i starać się je budować każdego dnia.

To był taki zbiór moich przemyśleń na kilka Waszych rozważanych wątków, które się pojawiły w ostatnich postach. Chaotycznie popisałam, ale chaos mnie cechuje.

Faktycznie macie rację z tymi znajomymi czy ludźmi z pracy, ale jeszcze jedno pytanie...nie boicie się rozpoznania przez Waszych terapeutów? (to może dziwny lęk, wiem... heh, ja go mam)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Faktycznie macie rację z tymi znajomymi czy ludźmi z pracy, ale jeszcze jedno pytanie...nie boicie się rozpoznania przez Waszych terapeutów? (to może dziwny lęk, wiem... heh, ja go mam)

 

A wiesz, że to jest dobre pytanie? :P Przyznam szczerze, że do nie dawna się w ogóle nad tym nie zastanawiałam. Właśnie - do nie dawna. Bo od pewnego czasu jednak myślę czy terapeuci zaglądają na to forum i czy to możliwe, że moja terapeutka też je przegląda. Najpierw byłam przekonana, że to niemożliwe, że nie ma czasu itd., ale w sumie z drugiej strony ona jest bardzo zaprzyjaźniona z internetem, nawet znalazłam jej wpis na dwóch forach psychologicznych, więc czasem się udziela i tak się teraz sama zastanawiam... :twisted:

Ale ostatecznie to jednak sądzę, że chyba nie bywa na tym forum. A gdyby jednak... Cóż, można powiedzieć, że nie mam przed nią żadnych tajemnic, dosłownie żadnych, wie chyba o wszystkim, o czym tu piszę, więc gdyby przeczytała moje wypowiedzi nic by się takiego nie stało, nie dowiedziałaby się niczego nowego o mnie, nic nie byłoby dla niej zaskoczeniem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

w sumie masz racje Joaśka :) i wiesz co dobrze, że masz taki bliski kontakt z terapeutką, z tego może wyjść coś dobrego, możesz się wyleczyć, zresztą trzeba czekać, co przyniesie czas i wkład pracy...

ja czuję się bardzo obco w stosunku do mejej psycholog, na pewno nie chciałabym, by wiedziała o mnie wszystko brrr... może po prostu nie dojrzałam jeszcze do terapii? wiem, że nie można ukrywać faktów oraz, że szkoda czasu i pieniędzy, by chodzić i nie mówić o wszystkim, ale jest mi ciężko... poza tym to jest dla mnie osoba na stanowisku, gdzieś tam wyżej ode mnie i nawet (no właśnie, to może dziwne) nie chciałabym się z nią oswoić, tak ją traktuję (choć jest bardzo sympatyczna, profesjonalna, na prawdę sprawia wrażenie dobrej i takiej ludzkiej)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

symp, a długo chodzisz na terapię? Może po prostu potrzebujesz więcej czasu, żeby zaufać swojej pani psycholog, żeby się z nią oswoić..? Dlaczego ciężko Ci mówić jej o wszystkim? Wstydzisz się, boisz się jak zareaguje? Myślę, że to zaufanie przyjdzie z czasem. Ja choć od początku bardzo polubiłam moją terapeutkę to długo nie mogłam się otworzyć, tak naprawdę to dopiero po kilku miesiącach zaczęłam opowiadać jej o wstydliwych i bolesnych dla mnie sprawach z przeszłości i teraźniejszości... O wielu rzeczach nikomu nigdy przez 25 lat mojego życia nie powiedziałam. NIKOMU. A jej tak.

A czy to dobrze, że mam z nią tak bliski kontakt... Raz uważam, że tak, nie mam przed nią tajemnic, mogę szczerze powiedzieć co myślę, co się ze mną dzieje... I może to zaowocować w terapii. Innym razem myślę, że to może być dla mnie zgubne... Boję się, że już za bardzo się do niej przywiązałam, a co będzie potem... Nie wiem. Martwię się tym. W każdym razie prawie pokochałam ją jak ciepłą, empatyczną, delikatną mamę, której zawsze mi brakowało. Ona mnie uspokaja, że potem będę inaczej myśleć i rozstanie nie będzie mi się wydawać tak trudne, ale ja jakoś nie potrafię sobie tego wyobrazić.

Jak często chodzisz na terapię? I jaka to terapia?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joaśka, fajnie,że bylam na zakupach?Caly czas wyłam.Co kupiłam?pomarańczę i żel pod prysznic.

nie sądzę by życie miało w moim przypadku jakiś większy sens.cierpię.odstawiam leki,ale czy to dobra droga?

boję się wychodzic z domu.Świat napawa mnie wstrętem,wszystko zdaje się chore,toksyczne,groteskowe.

dr S mowi,że sposob postrzegania swiata mam znieksztalcony przez zaburzenia os.Tylko,że już raz bylo lepiej,udalo sie.

 

A teraz to wróciło.I nie mam żadnych sil by walczyc,bo walka jest nierówna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Haniu, fajnie, bo gdzieś wyszłaś... Choćby po głupi żel pod prysznic i pomarańczę...

Czy dobra to droga (odstawienie leków) to sama się przekonasz tylko daj sobie tą szansę. Hania, to minie, jeszcze będzie normalnie, tylko wytrzymaj. Skoro raz było lepiej to stanie się tak ponownie tylko bądź cierpliwa i wytrwaj w terapii. Nie wszystko możemy mieć od razu... Przecież to wiesz...

Nierówna walka mówisz... Skąd ja to znam. Wciąż mam pretensje nie wiadomo do kogo (najczęściej to do siebie), dlaczego to wszystko przytrafiło się mnie, że nie dość, że mam pochrzanioną na maxa psychikę to na dodatek i moje ciało się sypie, a ja nie mam już sił, żeby walczyć, nie widzę wyjścia... I tak codziennie jestem rozżalona, wściekła, załamana z tego powodu, a jednak nie poddaję się. Zaciskam zęby. A wiesz dlaczego? Bo rozglądam się czasem wokół siebie, patrzę na innych i widzę, że oni też mają problemy, też im ciężko. Wiem, że nasze własne problemy są dla nas największe, najważniejsze, ale uwierz mi, że nie tylko my cierpimy, są ludzie, którzy w życiu mają dużo gorzej choć może trudno jest nam to sobie wyobrazić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joaśka, Dlaczego nie mieszkasz gdzies bliżej :cry: Przyszlabys teraz do mnie i chocież moglybysmy sobie razem poplakać.A tak..

Tak masz racje wtedy bylo lepiej,piękniej,ale wtedy bralam też leki,choc moj psychiatra twierdzil,że to nie leki mi poprawialy nastroj tylko iluzja-bo wszystko bylo idealnie-Adas mnie wspieral,zaczelam milą prace,mialam bliksko dobrych i kochających ludzi.Tęsknie do domu( do Adasia mamy) remont sie wciąż nie skończyl,Dziad grasuje na chacie,a ja siedze na jakims wygwizdowie w ciasnym mieszkanku.Chce mi sie umrzec.Mój mozg sie rozklada,a wnocy klasyka-sny koszmarne z babcia i mamusia w roli głównej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Haniu, nooo, szkoda, że nie mieszkamy bliżej siebie... :?

Słuchaj, może już wkrótce ten remont się jednak zakończy i wrócicie do mamy Adama? Bo chyba miał trwać jakoś do połowy maja tak? Jak tam wrócicie to może znowu będzie lepiej, Twoje nastawienie będzie bardziej optymistyczne... Wiesz, jestem pełna podziwu dla Twojego psychiatry, bo większość raczej zachwala leki i czasem wciskają je ludziom niemal na siłę, a on nie... I jeszcze Ci tłumaczy, że to poprawa Twojej sytuacji życiowej spowodowała u Ciebie polepszenie, a nie leki. Miałaś ogromne szczęście trafiając na niego i się go trzymaj!!!

Często śnią Ci się Twoja mama i babcia? Mi okresowo, najczęściej mama. Ale ostatnio jestem tak zmęczona (ciągłe wyjazdy, a to dla mnie ogromny wysiłek fizyczny), że jak zasnę to chyba nic mi się nie śni, przynajmniej nie pamiętam żadnych snów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joaśka, Matka z babcią śnią mi się odkąd się wyprowadziłam z domu,od mojego pierwszego epizodu depresji.We śnie ja uciekam,a one próbują mnie zatrzymać.Nie mam pojęcia co ze sobą dzisiaj zrobic,Adam spi i nie zanosi się na to by mial sie obudzić.Chcialabym zacząć dbać o swoje zdrowie.,ale z fobią społeczną to nie takie proste.Boję się sama chodzić po ulicach,jak ktos na mnie patrzy to musze przejsc na drugą stronę.

Co do mojego psychiatry to zaczyna mnie on wk**wiac.Mam wrażenie,że jakby bardziej sie przylozyl do ustalenia mojej farmakoterapii,to nie bylabym w takim stanie jakim jestem teraz.

Ale nie.on wie swoje."nieważne jaki lek pani będzie brała ważne by była to stała dawka o stałej porze""potrzebuje pani STAŁOŚCI".Stałej relacji...ehh.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Haniu, a z jakiego konkretnego powodu boisz się ludzi wychodząc na ulice? Że zrobią Ci krzywdę? Czy raczej jest to bardziej wstyd, że zobaczą jaka jesteś beznadziejna, będą się na Ciebie gapić, szeptać itd.? U mnie jest to drugie. Ale jakoś tam się przełamuję chociaż np. w metrze czy autobusie pełnym ludzi czuję się bardzo nieswojo.

Uważaj na relację ze swoim psychiatrą, bo idealizację i dewaluację dzieli bardzo cieniutka granica zwłaszcza w przypadku ludzi z zaburzeniami osobowości... Ja niestety przerabiam to co jakiś czas z moją terapeutką, o czym ona sama mi powiedziała. :?

A nie możesz mu tego powiedzieć - tzn. o swoich wątpliwościach, to co tu napisałaś mi? Tylko oczywiście na spokojnie. Może jego odpowiedź wiele by Ci wyjaśniła, a tak ciągle się zastanawiasz... Ja jak coś mnie gnębi to pytam o to terapeutkę. Nawet jeśli wydaje mi się to głupie. Szczerość to podstawa.

Moim zdaniem on ma rację. Potrzebujesz stałości. Ja także. Bo nawet głupia zmiana gabinetu przez terapeutkę zburzyła mój spokój i spowodowała ogólny chaos w terapii, wydaje mi się ona inna niż w tamtym "starym" miejscu, do którego się przywiązałam, a w nowym nie czuję się bezpiecznie.

Spróbuj powolutku wychodzić z domu, nawet na krótko i nie daleko, ale jednak, codziennie, na spacer. Zacznij się lepiej odżywiać. Powinnaś poczuć się wtedy lepiej, również psychicznie!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joaśka, boję się wychodzic na ulice,bo zazdroszcze ludziom...to raz.a 2 wstydze sie siebie tego jak wygldam,jak jestem ubrana,nienawidze jak ktos sie na mnie gapi.niby niemal codziennie wychodzę z domu,ale to niewiele pomaga.naprawdę strasznie chce już wrocic na dol,żeby dziada nie bylo ,i zebym byla bezpieczna.Wiem,że od idealizacji blisko do dewaluacji,naprawdę wiem!A jednak nie mogę przestac.Gadalam już nie raz z moim psychem na temat leków,ale on ma na ich temat zawsze to samo do powiedzenia.Najgorsze jest to,że nawet gdybym chciala uznac go za debila i mitomana-nie mogę.Jaak bylam w szpitalu,to każdy lekarz mowil mi:wie pani,że ma pani szczescie?ma pani bardzo mądrego psychiatrę,nic tylko sie leczyc".:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Haniu, to masz tak samo jak ja z tymi ludźmi. :? Wstydzę się tego jak wyglądam, jak jestem ubrana, jaka jestem, normalnie czuję, jakby ludzie mieli w oczach jakiś rentgen i wiedzieli wszystko o mnie, też nienawidzę, gdy ktoś na mnie patrzy, jak jacyś ludzi się śmieją, gdy koło nich przechodzę to wydaje mi się, że to ze mnie. Mam tak, odkąd pamiętam, ale zawsze starałam się to ignorować, choć poczucie wstydu jest okropne. :roll:

No i bardzo dobrze, że nie możesz uznać swojego psychiatry za debila. :P A już całkiem na poważnie to Ty na pewno dostrzegasz, że on chce dla Ciebie dobrze. W jakim on jest mniej więcej wieku? Nie wiesz, ile wynosi jego staż pracy? Ma spore doświadczenie?

Właśnie wróciłam ze spaceru. Chłodno, ale przyjemnie.

 

[Dodane po edycji:]

 

Móc zebrać się w sobie i zmotywować się do nauki - bezcenne. :evil:

Nie wiem co się ostatnio ze mną dzieje - z jednej strony czuję się strasznie odrealniona, jak w stanie jakiegoś upojenia, a z drugiej to koszmarne napięcie... Chyba za dużo stresu ostatnio i przemęczenia. :?

Chcę wrócić do "żywych", bo czuję się jakbym była jakimś zombie. :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joaś- bo mam pewne cechy osobowości "zależnej", a nawet chyba obecnie "niedojrzałej" (sic,tak mi się zdaje, choć brzmi to strasznie) co czasem przeszkadza, czasem nawet pomaga. Czuję się niekomfortowo w relacjach z innymi ludźmi. Czasem nadinterpretuje ich zachowania, dochodzą problemy z budowaniem trwałych więzi interpersonalnych, powiedzmy dłuższych niż kilka lat, do tego niska samoocena (lepsze to może od manii prześladowczej, ale przeszkadza) i ciągle źle dobrane leki... mam wrażenie, że zrobiły mi bigos z mózgu.. to akurat chyba wrażenie przejściowe....ehh

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Haniu, masz całkowitą rację. ;)

Conrado, skup się na rozwiązywaniu swoich problemów, nie myśl w kategoriach zaburzeń, chorób... Leki jak leki, ważniejsza terapia... Chodzisz? Jak długo? Jak często?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joaś - zero terapii, jak rzucę benzo, dopiero o niej pomyśle...

 

Zaburzenia osobowości przejawiają się źle ukształtowaną osobowością, utrudniającą normalne, satysfakcjonujące dla jednostki funkcjonowanie w społeczeństwie. a ilość przeróżnych symptomów, rodzajów zaburzeń jest dość długa... często leżą one u podstaw nerwic i depresji rozmaitych..

 

Zenonek poczytaj sobie:

http://www.edukacja.edux.pl/p-1657-osobowosc-i-zaburzenia-osobowosci.php

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W wyniku traumatycznych nieprawidłowości i przewlekłego cierpienia,zwarta struktura osobowości zastaje uszkodzona-a nabyte "zmiany" są niestety bardzo trudne do naprawienia.

Np Zenonek w wieku doroslym doznal poważnej straty,przez ktora wpadl w depresje.Jest wysoce prawdopodobne,że Zenonek pobierze leki,pochodzi na terapie,upora sie ze stratą i po chorobie nie bedzie śladu,nie pozostawi ona w Nim trwalych zmian,nie bedziee sie przewlekac,nawracac.

W wypadku zaburzen osobowosci jest zgola inaczej,ponieważ wiele elementow dziala nieprawidlowo-zmienione jest postrzeganie świata,oczekiwania wobec innych ludzi,samoocena,zachowanie,reakcje.

Najprosciej mowiac-zabuzrenia zachowania leczy sie przez rok,2,podobnie z zaburzeniami nastroju(choc bywa rożnie),a zaburzenia osobowości przez jakies 10 lat :D

Choc oczywiscie reguly nie ma;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Źle. Beznadziejnie. Chce mi się wyć.

Właśnie zobaczyłam na NK zdjęcie mojego ex, z którym byłam 5 lat z nową dziewczyną... I nagle coś jakby dźgnęło mnie w serce i jakbym traciła grunt pod nogami. Łzy pociekły, wezbrała we mnie wściekłość i chęć rozładowania napięcia... Przecież go sama zostawiłam, odchodziłam od niego 3 razy. Wydawało mi się, że nic a nic do niego nie czuję, a gdy zobaczyłam to zdjęcie to zawalił mi się świat. :why:

Jestem zerem. Zawsze pozostanę już samotna, bo nie umiem być z kimś choć bardzo mi go brakuje.

Na dodatek mam tygodniową przerwę w terapii. Resztki dobrego nastawienia i wiary nagle gdzieś zniknęły, rozpłynęły się. Mogę pomarzyć o spokojnym śnie. :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za poprzednią odp. na mojego posta. Ale oczywiście jestem taka, że tydzień cykałam sie, zeby napisać coś znowu...

Joaśko jest mi przykro, że widzisz właśnie szczęście z kimś innym kogoś, kogo Tobie ciągle brakuje...

ja też boję się, że nie zbuduję na dłużej związku, po pierwsze, że przeszkodzi mi moja zachwiana psychika a po drugie, że on ucieknie jak jednego dnia mu powiem, jak choruję...

czy chłopak zechce na stałe związać się z taką pokręconą dziewczyną?

kiedy powiedziałyście swojemu chłopakowi pierwszy raz, zanim do czegoś doszło między wami, czy po dłuższym czasie? no ale jak to zrobić po dłuższym czasie, by nie poczuł się oszukany?

pozdrawiam was bardzo!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×