Skocz do zawartości
Nerwica.com

Przyczyny nerwicy


didado1

Rekomendowane odpowiedzi

Witam Kochani !

Ja tu jestem od niedawna, to znaczy od niedawna objawy mojej nerwicy, badz stanu przednerwicowego (?) zaczely sie poglebiac.

Interesuje mnie jak się to wszystko u Was zaczelo?? Czy jakies konkretne wydarzenia spowodowaly rozwoj tej konkretnej choroby?? Czy znacie jej przyczyne?

 

Jesli o mnie chodzi, mysle ze to dlugo sie we mnie rozwijalo. Od liceum zawsze ciazylo na mnie zbyt wiele obowiazkow, zero wolnego czasu, oprocz liceum jeszcze szkola muzyczna, sport i we wszystkich tych dziedzinach starania o jak najlepsze wyniki. Potem studia - medycyna. No i koniec szczescia. Oblalam egzamin z anatomii. Wyrzucili mnie ze studiow. To byla moja pierwsza porazka. Pierwszy raz cos naprawde mi sie nie udalo. No i odbilo sie na moim zdrowiu, to ze zawsze zbyt wysoko stawialam sobie poprzeczki.

 

Teraz zwalniam tempo. Sa wazniejsze rzeczy, zdrowie jest wazniejsze. Trzeba miec czas dla samego siebie, na odpoczynek, na przyjemnosc.

 

ostatnio ta przyjemnoscia sa dla mnie konie i nauka jazdy na nich :)

 

 

Pozdrawiam Was goraco :* :):)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj! U mnie na ta chorobe zlozylo sie wiele czynnikow. Juz od dzecka napewno ta choroba sie ksztaltowala,pniewaz mialam ojca alkoholika a mame chora na stwardnienie rozsiane.W domu byly ciagle awantury, nieraz dochodzilo do rekoczynow. Potem tata sie pochorowal i niestety amputowali mu noge i nareszcze przestal pic a choroba mamy zeczela postepowac .Zaczely sie tez problemy z mlodsza siostra-depresja,proba odebranie sobie zycia ,koszmar.Narbardzej dolozyl mi dzien mojego slubu,tato mial zawal i zmarl. Ale to jeszcze nie koniec koszmaru za pare miesiecy na moich rekach zmarl moj przyjaciel - tetniak na mozgu.Nerwica odezwala sie za rok. obecnie jeszcze sie lecze ale jest dobrze. Zycze szybkiego powrotu do zdrowia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hm...to takie odlegle czasy,ze trudno powiedziec.Ojciec nie byl normalna osoba.bil mame na oczach swoich corek,zamykal nas z mama w domu

zostawiajac bez kluczy.Starzyl nas wychodzac na okna ze wyskoczy a my z siosta na to wszystko patrzylysmy.Pozniej okropne zycie malzenskie(ale to juz przeszlosc,wyrwalam sie jakis czas z tego)i tak sie wszystko uzbieralo.Tylko wydaje mi sie ze za pozno zaczelam sie leczyc i dlatego tak mi sie to ciagnie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej

 

u mnie takze na nerwice zlozylo sie kilka czynnikow

 

dziecinstwo

- brak akceptacji rowiesnikow

-zbytnia wrazliwosc

- rodzice wpajali mi, ze jestem wyjatkowa, lepsza; nie uczyli godzenia sie z porazkami

- przesadne reakcje mojej mamy na rozne sytuacje (np. bol serca i lezenie w lozku gdy zazartowalam, ze dostalam 2 z klasowki - do dzis czuje przesadny lek przed odpowiedzialnoscia za to co zrobie)

 

szkola srednia

- poczatek problemow w malzenstwie moich rodzicow

-moj nieudany zwiazek +zerwanie dlugoletniej przyjazni z tego powodu

 

studia

- kryzys w malzenstwie moich rodzicow + choroba mamy (schizofrenia)

- brak poczucia bezpieczenstwa w domu

- choroba szwagra - amputacja nogi, moja siostra zaczyna sie leczyc na chorobe maniakalno- depresyjna

- brak sukcesow na studiach, czyli zderzenie z rzeczywistoscia- nie jestem wcale wyjatkowa...

- kolega zaczyna leczyc sie na schizofrenie

- poczatek konca kolejnej przyjazni z wyzej wymienionych powodow (moja nieumiejetnosc dzielenia sie problemami z innymi)

 

... a nastepny etap to juz listopad 2005 i wizyty w osrodku ("mam raka") potem obawa przed choroba psychiczna. No a do dzis lek przed ludzmi i ich krytyka...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie podobnie jak u poprzednków dużą role odegrało dzieciństwo, ojciec alkoholik, który zmarł jak miałam 11 lat. Później nie było tak źle, lata leciały w miarę normalnie do czasu kiedy okazało sie że mam problem aby być w ciąży. 3 lata leczenia niepłodności bez rezultatu zrobiło swoje, ciągły stres i chyba leki hormonalne pomogły mi wpaść w depresję, 10 m-cy temu zostałam ciocią, źle zniosłam ciąże mojej siostry (psychicznie) i dzień po chrzcinach na których byłam zresztą matką chrzestną obudziłam sie chora jak sie okazało: depresja. Teraz powoli przychodze do siebie depresja mija ale chwilami jest mi bardzo ciężko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moje dziecinstwo również nie należy do mile wspominanych wspomnień.Ojca kochałam i jednocześnie nienawidziłam (ale to dopiero teraz wiem) był alkoholikiem ,ale zdazało mu sie być trzezwym i wtedy był wspaniałym ojcem.Matka jest osoba myslaca tylko o sobie ,nigdy nie okazała mi uczuc ,nigdy nie dotrzymała danego mi słowa czesto jak były w domu awantury to mnie wysyłała do ojca zebym go uspokoiła ,a on wtedy starał sie mnie nauczyc matematyki ... ułamki śniły mi się po nocach jak mogłam spać .Wstydziłam sie swojego domu ,nigdy zadnej kolezanki nie zapraszałam do siebie bo bałam sie że ojciec wróci z pracy pijany i bedzie wyzywał ,zreszta matka tez mi nie pozwalała nikogo przyprowadzać bo miałam swoje zajecia ,opieka nad młodszym bratem sprzatanie w domu zakupy ,pranie czyli wszystko to co było jej obowiazkiem robiłam ja.Gdy poznałam mojego męża cała rodzina była przeciwna mojemu związkowi ,a ja chciałam uciec z tego domu i było mi bez różnicy gdzie bede mieszkała .Los chyba był dla mnie łaskawy bo mąż okazał się wspaniałym człowiekiem ,ale cały mój bagaż wspomnień nie dał nam cieszyć sie naszym szczęściem bo nerwica zabrała mi wiele lat życia które mogłam inaczej przeżyć.Teraz mam wspaniały dom kochanych moich chłopaków męża i syna i jestem szczęśliwa bo oni kochają mnie taką jaką jestem nawet i z moją nerwicą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a u mnie ciągłe nieporozuminia rodziców ,pijanstwo ojca,spychanie mnóstwo obowiązków na mnie mi ędzy innymi chowanie młodszego brata ,opieka nad całym domem , w koncu śmierć mamy po długiej chorobie ,potem macocha wyuzdana i bardzo cwana i moja niemoc w sprawach rodzinnych.i chyba to wszystko co mnie wepchło w nerwice .a może jeszcze coś o czym nie wiem.niby niedużo w porównaniu z innymi a jednak starczyło

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dziedzicznie (prababcia i mama) + relacje z rodzicami (naodpiekunczosc ale zupelnie bez okazywania uczuc, nadmierne ambicje, przesadne uwrazliwienie na niebezpieczenstwa tego swiata) + stosunek rowniesnikow do mnie (prymuska w okularach a fuj) + anoreksja (a moze to nie przyczyna tylko rezultat?)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

u mnie podobnie, pijaństwo ojca, ciągłe awantury, nawet kiedy był trzeźwy nie odzywał się do mnie a za brak kontaktu obwiniał mnie, za problemy małżeńskie mamę, nie mogłam na to wszystko patrzeć,czułam ciągłą niemoc, życie rodzinne mnie pochłaniało, nie miałam przyjaciół, nie chodziłam na imprezy ze strachu co tam w domu, nikomu się nie zwierzałam bo nawet nie było z kim pogadać. w szkole udawałam obojętność na wszystko, choć w gruncie rzeczy tak nie było, ciągłe udawanie...

pewne predyspozycje pewnie odziedziczyłam po ojcu i babci

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam

u mnie głowną przyczyną jest jak u większości dzieciństwo

miałam 2 lata jak zostawiła mnie matka odeszła do innego ( przyjaciela mojego tatki ) w podstawówce brak akceptacji byłam gorsza bo bez matki

w II klasie podstawówki moja matka przyszła do szkoły z paskudnym brodatym facetem ( akurat toczyła się sprawa rozwodowa tatko w koncy namierzył starą i mógł wystąpić o rozwód ) i powiedziała ,że od jutra ten pan bedzie moim tatą- uciekłam wtedy ze szkoły ...... moja trzecia praca totalny pech w tym samym hotelu pracuje kobieta która mnie urodziła po 3 miesiącach nie wytrzymałam i odeszłam z pracy.....zostaje matką i rozstaje się z ojcem dziecka......wychodzę za mąż i znowu zostaje matka jest pięknie do czasu gdy zostaje odkryta wada serca u mojej córci....cholerny stres i pierwszy poważny atak ....... psychiatra, psychoterapia ( totalna porażka pani psycholog mnie dobija jest niekompetentna czuje się gorzej ) , leki ....no i tak sobie żyje ...... teraz czuje się na tyle silna aby próbowac odstawiac leki co będzie zobaczymy

 

pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej! U mnie było to tak :

Na nerwicę lękową cierpię od ponad 6 lat. Pojawiła się nagle (choć z perspektywy czasu,wiem że jej małe symptomy objawiały się już troche wcześniej) podczas podróży pociągiem. Było to w Nowy Rok i byłem na "tradycyjnym" kacu:) Wracałem z Krakowa. W pociągu był olbrzymi tłum jakiego jeszcze w życiu nie widziałem,choć nieraz jeździłem w zatłoczonych wagonach. Jak tylko pociąg ruszył zaczęło sie dziać ze mną coć dziwnego, czego do tamtego czasu nigdy nie doznałem. Zaczęło mi być bardzo duszno, prawie się dusiłem, zaczęły mi drętwieć ręce i nogi, dłonie zrobiły się się lodowato zimne, wstrząsały mną dreszcze, a serce kołatało jak szalone. Wydawało mi się,że zaraz zemdleję lub umrę!A co gorsza dostałem nagłej biegunki, więc co jakiś czas musiałem się przeciskać przez ten tłum do toalety!Śmieszne, ale wtedy nie było mi do śmiechu.

Pięciogodzinna podróż okazała się koszmarem. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje i było mi strasznie wstyd przed przyjaciółmi z którymi wracałem, bo patrzyli na mnie co najmniej dziwnie. :oops:

Na początku myślałem,że to jakaś "grypa", ale dość szybko zorientowałem się ,że to raczej "coś z nerwami", bo objawy przeszły mi nagle po wyjściu z pociągu. Oczywiście zrzuciłem winę na kaca.

Przez jakis czas wszystko było w porzadku, lecz po jakiś 2 miesiącach znów wybrałem się w krótką podróż na lekkim kacu (nie jestem pijakiem!!!!) :D I znów wystąpiły u mnie wszystkie wcześniejsze objawy ze zdwojoną siłą, zwłaszcza biegunka. Poszedłem nawet na pogotowie, bo po wyjściu z pociągu było mi tak źle,że nie mogłem prawie utrzymać się na nogach!Zrobiono mi badania, ale nic nie stwierdzono, więc zalecono mi powrót do domu. A ja bałem się wsiąść do pociągu!

Od tego momentu zorientowałem się o co chodzi, a dolegliwości zaczęły się nasilać. Przestałem mieć lęki tylko na kacu. Doszło do tego, ze bałem się wyjść z domu nie mówiąc już o podróży wszelkim rodzajem lokomocji. Jak już wychodziłem to starałem się nie odchodzic za daleko. Najśmieszniejsze jest to, że najbardziej bałem się tej biegunki, która dostawałem przy każdym ataku lęku. Doszlo do tego, że przed każdym wyjściem, czy podróżą zastanawiałem się najpierw nad miejscami gdzie mógłbym w razie czego skorzystać z toalety.

Zacząłem zamykac się w sobie, zacząłem unikać spotkań towarzyskich, choć wcześniej byłem tzw. duszą towarzystwa. Ucierpiało moje życie prywatne. Po pewnym czasie rozpadł się mój ponad sześcioletni związek. Choć moja dolegliwość nie była bezpośrednią przyczyną, wiem że miała decydujący wpływ. Straciłem również pracę, a przez moje dolegliwości (i nie tylko) ciężko mi było należć nową. Trwa to zreszta do dziś! Wiem,że na osłabienie o.u.n. złożyły się zdecydowanie kłopoty osobiste.

Wcześniej oczywiście zgłosiłem się do lekarza, najpierw pierwszego kontaktu a później psychiatry, ale niestety on skupił się tylko na leczeniu farmakologicznym. Nadmienie tylko, że w moim małym mieście jest tylko jeden "państwowy" psychiatra, a na prywatne wizyty po prostu mnie nie stać. Psychiatra zdiagnozował u mnie już bez wątpliwości nerwicę lękową i zacząl przepisywać leki. Były to na zmianę Neurol (Xanax) i Signopam. Pierwszy działa na mnie rewelacyjnie, drugi znacznie mniej.

Brałem regularnie leki przez ok. rok. Przestałem,bo po pierwsze uznałem, że sama farmakologia nie załatwia sprawy, a po drugie jej koszt strasznie nadwyrężał mój skromny budżet.

Zainteresowałem się jogą i technikami relaksacyjnymi. przyznam,że dużo mi to pomogło. Niestety systematyczność i koncentracja nie są od paru lat moją mocna stroną.

Teraz jest tak, że żyję nadal z tą dolegliwością. Jest o wiele lepiej niż na początku "choroby". Jednak nadal mam ataki. Nie zawsze, ale często. Jakoś funkcjonuję,ale dalekie jest to od ideału. Najgorzej jest z podróżami, nie zawsze z dalekimi.Np. jazdą autobusem,tramwajem itp. Sam już nie wiem na jaki rodzaj fobii cierpie. Jak już pisałem wcześniej chyba najbardziej boję się nie samego ataku, ale skutków tzn. biegunki. Niezła fobia, co? :lol:

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tylko terapia pomoze nam spojrzec na przeszlosc innymi oczymi kiedy przerobimy je tyle razy odpowiednio , ze niebedzie nas juz bolec tylko bedziemy patrzec z perspektywy jak przez pryzmat ze wiemy ze to bylo w nyszym zyciu ,ale niedotyka nas juz to nieboli, niecierpimy jak sobie cos z przeszlosci przypomniemy talko bedziemy patrzec w przyszlosc i nasze zycie navbierze barw poniewaz oswoimy sie z przeszloscia i zainwestujemy siebie w przyszlosc zmienieni i ciekawi naszego tak jak nowego zycia!Po burzy przewaznie wychodzi slonce.... Laughing Laughing Laughing

 

 

dokladnie tak jest dzasti13

milosc wszystko zdusi :!:

p.s.

wlasnie przyszla mi do glowy pewna mysl :idea:

skoro wszystkie nasze problemy emocjonalne wyplywaja z przeszlosci i sa zalezne od naszego stosunku do niej to moze warto stworzyc w sobie (w zaciszu swojego umyslu) wizualizacje tego rodzaju :

moje problemy = przeszlosc

wlozmy to wszystko do jednego worka i ogarnijmy to :idea:

przeszlosc tkwi tylko w moim umysle,to fakt :!: ,nie ma jej namacalnie,ona nie istnieje juz poza moim umyslem,poza moim umyslem istnieje jedynie terazniejszosc - chwila obecna ,przeszlosc nie jest mna a skoro nie jest mna to jest tylko zespolem moich mysli ,wspomnien i wyobrazen ,wiem ze moge sie uwolnic od tych mysli akceptujac je, nie walczac z nimi ,chce sie od nich uwolnic :!: uwalniam te mysli :!: przeszlosci juz nie ma :idea:

a skoro moje problemy tkwily w niej tzn ze ich tez juz nie ma , tzn ze te problemy i bol sa wyprodukowanym tworem mojego zranionego umyslu ktory to podtrzymuje te smutne,nieprzytomne,czarne i niepokojace mysli ,ten twor mojego umyslu nie jest moim umyslem :idea: nie jest tez mna ,bo mysl nie moze byc osoba :idea: wiec uwalniam sie od niego akceptujac wydarzenia juz nieodwolalne :idea: przeszlosc jest nieodwolalna ,nie mozna jej zmienic,nie mozna zmienic tego czego juz fizycznie nie ma,czegos co jest wspomnieniem , ale mozna ja zaakceptowac i uzdrowic tym samym swoj stosunek emocjonalny do niej za pomoca milosci do siebie :idea:

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, przeszłość tak jak i przyszłość nie istnieją. Istnieje tylko teraźniejszość jednak my większość czasu, energii, siły trwonimy właśnie na analizowaniu przeszłości i przewidywaniu przeszłości. Myślimy o tym co będziemy robić za chwilę, porównujemy, analizujemy, zapętlamy się w tym wszystkim.

 

Podejrzewam, że takie zaakceptowanie przeszłości bez odcinania się od niej jest bardzo, bardzo trudne. Wykształcamy w sobie pewne sposoby reagowania na różne sytuacje, ludzi, przedmioty, wydarzenia bo to oszczędność czasu i duża wygoda. I tak wszystkie rzeczy, które napotkaliśmy w przeszłości wywołują jakieś nasze myśli a w ślad za nimi emocje. Problem w tym, że nie zawsze mechanizm ten działa prawidłowo. Przykładowo: jestem zły - w radiu leci jakaś piosenka, której nie słyszałem - z powodu odczuwanej złości piosenka nie podoba mi się (jaka by nie była), czuje do niej niechęć - następnym razem kiedy usłysze tą piosenkę zareaguje odczuwaniem niechęci, może nawet złości. To tylko jeden z przykładów, z pewnością można je mnożyć w nieskończoność i znaleźć jeszcze lepsze korzystając z własnych doświadczeń.

 

Nie wiem w jaki sposób można oduczyć się takiego postrzegania, być może właśnie większe koncentrowanie się na teraźniejszości, pochłanianie jej wszystkimi zmysłami, odczuwanie i przeżywanie jej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

przyponiała mie się taka sytuacja z dzieciństwa

kiedy byłam mała pznicznie bałam się zostawac sama w domu a nawet w pokoju. pamiętam kiedy raz mama wyszła wieszać pranie coś się stało. pamiętam to jak bym była obserwatorem a nie wykonawcą... w łazience kieliśmy takie okno z małymi szybkami, właśnie przez to okno widziałam moją mame idącą po podwórku. tak bardzo się bałam że zybiłam jedną ztych szybek gołą ręką. następne co pamiętam to siebie w drzwiach łazienkowych z zakrwawioną ręką owiniętą w podkoszulek, i znów widziałam siebie z boku...

nie wiedziałam co o tym myśleć ale to chyba miało już jakiś związek z moim obecnym stanem.

po jakimś czasie ten lęk mi przeszedł.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×