Skocz do zawartości
Nerwica.com

Co na dzisiaj? - czyli dziennik psychoterapii


Dryagan

Rekomendowane odpowiedzi

22 godziny temu, betelgeuse napisał:

A czy można zapytać w jakim kontekście terapeutka to powiedziała?

W kontekście rozchwiania emocjonalnego, częstych zmian skrajnych w stosunku do siebie „osobowości” i licznych epizodów zagrażających życiu. 
 

@acherontia styx raczej nie o to chodziło i w sumie chyba tym razem dobrze na mnie podziałało bo coś we mnie przeskoczyło…bardziej miała raczej na myśli to, że bywam przerażająca zarówno dla niej jak i dla siebie i że to bardzo trudne warunki dla nas obu, a to jest coś z czym jednak się zgadzam…przynajmniej tak wynika z dzisiejszej sesji i tego co na ten temat powiedziałyśmy. 

Edytowane przez nieprzenikniona

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość betelgeuse
12 godzin temu, nieprzenikniona napisał:

W kontekście rozchwiania emocjonalnego, częstych zmian skrajnych w stosunku do siebie „osobowości” i licznych epizodów zagrażających życiu. 

Rola terapeuty polega też na tym, żeby przeprowadzić pacjenta przez takie trudne okresy.A długo już jesteś w tej terapii?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, betelgeuse napisał:

Rola terapeuty polega też na tym, żeby przeprowadzić pacjenta przez takie trudne okresy.A długo już jesteś w tej terapii?

Prawie 3 lata

Zdaję sobie sprawę, że taka rola terapeuty ale zapewne może być to trudne nie tylko dla mnie. Tzn. Nie traktuję tego jako oskarżenia, chociaż przez chwilę tak się poczułam (powiedziałam o tym), raczej po prostu rozumiem, że nie tylko ja mogę być tym zmęczona, aczkolwiek nadal nie wiem czy chciałam to usłyszeć. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@nieprzenikniona, a jak jesteś tak rozchwiana mocno czemu Twój lekarz nie włączy Ci stabilizatora nastroju? Jest ich masa do wyboru, w tym takie, które nie wchodzą w interakcje z lekami innymi, a przynajmniej nie są to istotne z klinicznego punktu widzenia interakcje. Pozwoliłby Ci przetrwać i "spokojniej" przebrnąć przez trudniejszy czas w terapii.

Edytowane przez acherontia styx

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Teraz, acherontia styx napisał:

@nieprzenikniona, a jak jesteś tak rozchwiana mocno czemu Twój lekarz nie włączy Ci stabilizatora nastroju? Jest ich masa do wyboru, w tym takie, które nie wchodzą w interakcje z lekami innymi, a przynajmniej nie są to istotne z klinicznego punktu widzenia interakcje. Pozwoliłby Ci przetrwać i "spokojniej" przebrnąć przez trudniejszy czas w terapii.

Póki co dostałam neuroleptyk (Abilifi) i chyba faktycznie coś wreszcie ruszyło w dobrą stronę. Co do rozchwiania to ja nie mam raczej górek, albo jest mi stabilnie ch…o albo totalnie ch…o, nie wiem czy na to stabilizator by pomógł (nigdy nie brałam w sumie żadnego, może moja lekarka ich po prostu nie przepisuje hmmm). No a ostatnio miałam okropne jazdy, każda pierdoła pakowała mnie w przeszłość i prawie doprowadzała do targnięcia się na życie, wiem jak mnie to wyczerpało, więc może podobnie było z terapeutką (której mówię wprost, że szybciej się zabiję niż pozwolę wpakować do szpitala i to nie są słowa rzucane na wiatr, bo bym to zrobiła - tzn. w tych momentach kompletnie nie zależy mi na życiu i wiem jak się zabić zanim karetka zdążyłaby przyjechać).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

7 minut temu, nieprzenikniona napisał:

Co do rozchwiania to ja nie mam raczej górek, albo jest mi stabilnie ch…o albo totalnie ch…o, nie wiem czy na to stabilizator by pomógł (nigdy nie brałam w sumie żadnego, może moja lekarka ich po prostu nie przepisuje hmmm)

No ja też tak miewam/miewałam, ale moja właśnie wtedy dokłada tymczasowo dodatkowy stabilizator do lamotryginy, którą już biorę od lat - np. ostatnio lit na 2 miesiące, a jeszcze wcześniej Spamilan (to akurat nie jest stricte stabilizator ale zamierzony efekt osiągnięty). Litu co prawda nie polecam tak na dzień dobry bez wypróbowania leków słabszego kalibru, bo z nim jednak jest trochę zabawy, której nie ma przy innych lekach i bywa toksyczny - zresztą wielu psychiatrów nawet ambulatoryjnie go pacjentowi nie włączy, bo się boją, ale ja bym chyba na Twoim miejscu porozmawiała z lekarką na temat  stabilizatora jak taki stan nadal się będzie ciągnął.

Edytowane przez acherontia styx

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@acherontia styx spamilan akurat brałam, ale to działało na mnie jak cukierki, czyli wcale ;)  Co do lamotryginy etc to nigdy nikt mi nie przepisał, więc jak wszystko nadal będzie się nakręcać to może faktycznie jej powiem, żeby coś mi włączyła.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, nieprzenikniona napisał:

@acherontia styx spamilan akurat brałam, ale to działało na mnie jak cukierki, czyli wcale ;)  Co do lamotryginy etc to nigdy nikt mi nie przepisał, więc jak wszystko nadal będzie się nakręcać to może faktycznie jej powiem, żeby coś mi włączyła.

No tylko na lamo niestety się bardzo długo wchodzi, bo ja do dawki docelowej dochodziłam 2 miesiące (jak wejdziesz za szybko to skończy się wysypką i odstawką) i ona raczej działa w tle, także fajerwerków też się nie ma co spodziewać, ale mnie np. ładnie stabilizowała i zmniejszyła moją impulsywność.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość betelgeuse

@nieprzeniknionaPamiętaj że płacisz za terapię i nie masz żadnego obowiązku przejmować się uczuciami terapeutki. Swoją drogą to może warto się zastanowić na ile ta terapia faktycznie działa, skoro po trzech latach nadal doświadczasz tak trudnych momentów.

Edytowane przez betelgeuse

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, betelgeuse napisał:

@nieprzeniknionaPamiętaj że płacisz za terapię i nie masz żadnego obowiązku przejmować się uczuciami terapeutki. Swoją drogą to może warto się zastanowić na ile ta terapia faktycznie działa, skoro po trzech latach nadal doświadczasz tak trudnych momentów.

Jeśli @nieprzenikniona jest w psychodynamicznej/psychoanalitycznej to efekty mogą nie być jakoś szybko widoczne. Sama jestem w psychodynamicznej i jakieś efekty to może były po 2 latach terapii. Wiadomo, że wiele zależy też od problemu z jakim pacjent przychodzi i samego pacjenta - na ile szybko zaufa, żeby się otworzyć. Ja po ponad 3 latach terapii miałam potężny kryzys, że moja t. czuła się bezradna i momentami przerażona (do tego przyznała mi się po czasie, ale akurat zdaje sobie sprawę, że wtedy mogło to przestraszać), fakt, że u mnie w takich momentach była ścisła współpraca terapeutki z lekarzem także jakoś w miarę sprawnie to zawsze ogarniały, żeby mnie wyciągnąć.
No ale to wiadomo, że każdy musi sam ocenić czy coś mu dana terapia daje, czy nie. Ja prawie od samego początku wiedziałam, że albo ta terapeutka, albo żadna inna - nie pomyliłam się, chociaż w trakcie bywało różnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, betelgeuse napisał:

@nieprzeniknionaPamiętaj że płacisz za terapię i nie masz żadnego obowiązku przejmować się uczuciami terapeutki. Swoją drogą to może warto się zastanowić na ile ta terapia faktycznie działa, skoro po trzech latach nadal doświadczasz tak trudnych momentów.

Mój problem jest niestety mocno złożony, więc nie liczę na szybkie rozwiązania, muszę praktycznie zbudować siebie od nowa bo moja osobowość jest hmmm mocno podzielona (coś co bardziej przypomina osobowość wieloraką) i często przychodzą na terapię różne wersje mnie, póki co dążymy do integracji tego co osobno a takich rzeczy nie robi się niestety „od ręki”. W ciągu pierwszych dwóch lat to w sumie można to było tylko obserwować i analizować skąd te części się wzięły, a integracja nie jest prosta bo nadal potrafi mnie mocno „rozczłonkować”. 
Teraz mam dość mocną współpracę terapeutki z lekarką, część rzeczy nawet sama terapeutka przekazała mojej psychiatrze bo nie byłam jej w stanie tego powiedzieć (na moją prośbę). Opiekę mam zatem dobrą i nie sądzę, że zdecydowałabym się na inną, ale łatwo nie jest niestety i to dla wszystkich, którzy są w to zaangażowani

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość betelgeuse
2 godziny temu, nieprzenikniona napisał:

Opiekę mam zatem dobrą i nie sądzę, że zdecydowałabym się na inną, ale łatwo nie jest niestety i to dla wszystkich, którzy są w to zaangażowani 

Oczywiście to sama musisz zadecydować czy chcesz kontynuować terapię czy nie. Nikt nie może nic Ci tu nakazać. Warto jednak pamiętać, że terapia to tylko narzędzie i co jakiś czas warto się zastanowić nad funkcjonowaniem tego narzędzia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

   
   
Nie spodziewałam się, że przyjdzie taki etap u mnie w terapii, że będę wkurzona na moją terapeutkę i zniechęcona do chodzenia na sesję. Ostatnio czuję przestój w terapii. Rozumiem, że to normalne, ale wydaje mi się też, że dużo ma do tego jakieś moje osłabienie zaufania do terapeutki. Zaczęłam mieć wrażenie, że jest troszkę nieprofesjonalna w pewnych kwestiach. Najbardziej poczułam się dziwnie gdy na ostatniej sesji rzuciła stwierdzeniem, że wydaje jej się , że trochę przytyłam.
To nie było powiedziane w sposób chamski. Był temat o zaburzeniach odżywiania. Akurat zobaczyłam się z nią po dwutygodniowej przerwie... Sama nie wiem co o tym myśleć.
Czuję się jeszcze gorzej, zwracam większą uwagę na mój brzuch i mimowolnie wciągam go 
Edytowane przez utrapienie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

12 godzin temu, utrapienie napisał:
   
Nie spodziewałam się, że przyjdzie taki etap u mnie w terapii, że będę wkurzona na moją terapeutkę i zniechęcona do chodzenia na sesję.

 

Moimi zdaniem to jest bardzo dobry temat do kontynuowania terapii . Możesz nauczyć się nie brać słów innych ludzi jako wyznacznik określający Ciebie . Terapeutka wypowiedziała słowa które mają znaczenie tylko dla niej , są wytworem jej myśli odwołujące się do jej wzorca w jej głowie . Ty możesz te myśli uznać za swoje albo je zablokować i stworzyć własne myśli które są troskliwe w stosunku do Ciebie . Jak to fajnie napisała jedna z kobiet , jeśli pozwalasz aby cudze myśli były Twoimi myślami to stajesz się niewolnikiem tej osoby . Możesz nauczyć się być wolna . Ja od pewnego czasu traktuje lekarza , terapeutę jak osobę na równi ze mną , jeśli mogę coś mówić do siebie to mogę też mówić do nich , nikt tu nie jest gorszy ani lepszy , różnimy się tylko wiedzą w naszych mózgach . 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

13 godzin temu, utrapienie napisał:

Zaczęłam mieć wrażenie, że jest troszkę nieprofesjonalna w pewnych kwestiach. Najbardziej poczułam się dziwnie gdy na ostatniej sesji rzuciła stwierdzeniem, że wydaje jej się , że trochę przytyłam.
To nie było powiedziane w sposób chamski. Był temat o zaburzeniach odżywiania. Akurat zobaczyłam się z nią po dwutygodniowej przerwie... Sama nie wiem co o tym myśleć.
Czuję się jeszcze gorzej, zwracam większą uwagę na mój brzuch i mimowolnie wciągam go 

Zapytam inaczej, czy też byś się tak wkurzyła gdyby terapeutka powiedziała, że schudłaś?

Sama wspomniałaś w poście o zaburzeniach odżywiania i moim zdaniem tu jest pies pogrzebany. Terapeutka skonfrontowała Cie z być może faktem niewygodnym dla Ciebie. To jest do przepracowania na terapii, bo zapewne gdyby stwierdziła, że np. zmieniłaś fryzurę, to by Cię to nie obeszło, ot, stwierdziła fakt.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 16.03.2023 o 19:34, utrapienie napisał:
   
   
Nie spodziewałam się, że przyjdzie taki etap u mnie w terapii, że będę wkurzona na moją terapeutkę i zniechęcona do chodzenia na sesję. Ostatnio czuję przestój w terapii. Rozumiem, że to normalne, ale wydaje mi się też, że dużo ma do tego jakieś moje osłabienie zaufania do terapeutki. Zaczęłam mieć wrażenie, że jest troszkę nieprofesjonalna w pewnych kwestiach. Najbardziej poczułam się dziwnie gdy na ostatniej sesji rzuciła stwierdzeniem, że wydaje jej się , że trochę przytyłam.
To nie było powiedziane w sposób chamski. Był temat o zaburzeniach odżywiania. Akurat zobaczyłam się z nią po dwutygodniowej przerwie... Sama nie wiem co o tym myśleć.
Czuję się jeszcze gorzej, zwracam większą uwagę na mój brzuch i mimowolnie wciągam go 

Właśnie chyba dużo zależy od kontekstu w jakim to było powiedziane, być może to był wyraz troski i zwrócenia uwagi, że problem nadal istnieje (nie wiem jakie masz zaburzenia odżywiania konkretnie) a nie po prostu komentarz Twojego wyglądu. Niestety wiem że przy ZO każdy komentarz dotyczący wagi może boleć, U mnie np. wszyscy dookoła komentują moją wagę tak jakby było to społecznie akceptowalne (mam niedowagę), np. W pracy ciagle słyszę, że jestem koścista, że nie mam brzucha ani bioder etc. ewentualnie mówią o mnie „wypasiona”… jakoś do osób z nadwagą nikt nie ma odwagi rzucać takich komentarzy 😕

Za to moja terapeutka nie komentuje mojej wagi w odniesieniu do wyglądu, raczej rozmawiamy o tym w kontekście zdrowia, braku apetytu, nieprzebierania na wadze pomimo jedzenia etc. Moja lekarka natomiast zawsze oczywiście pyta się czy nadal chudnę i przepisuje mi „dziecięce” dawki leków na start bo moja masa ciała jest dość niska…

 

 

 

Edytowane przez nieprzenikniona

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Opowiedzenie na terapii o tym co faktycznie wydarzyło się w moim życiu (a raczej szybkie wyrzucenie tego z siebie) zajęło mi 2 lata i 9 miesięcy… ale cieszę się, że zrobiłam ten krok chociaż musiałam do tego dość mocno znieczulić się lekami…teraz oczywiście wcale nie jest jakoś lepiej (nawet momentami gorzej) ale jednak odczuwam też pewną ulgę.

Edytowane przez nieprzenikniona

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, nieprzenikniona napisał:

Opowiedzenie na terapii o tym co faktycznie wydarzyło się w moim życiu (a raczej szybkie wyrzucenie tego z siebie) zajęło mi 2 lata i 9 miesięcy… ale cieszę się, że zrobiłam ten krok chociaż musiałam do tego dość mocno znieczulić się lekami…teraz oczywiście wcale nie jest jakoś lepiej (nawet momentami gorzej) ale jednak odczuwam też pewną ulgę.

Możesz być z siebie dumna. Jakbyś potrzebowała popisać to śmiało, adres znasz 🙂

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 31.03.2023 o 23:23, Illi napisał:

Możesz być z siebie dumna. Jakbyś potrzebowała popisać to śmiało, adres znasz 🙂

Dzięki 😘
 

swoją drogą nie myślałam, że aż tyle mi to zajmie czasu a już tym bardziej, że będzie nadal tak ciężko o tym mówić bo chociaż temat krążył od dawna to nigdy nie nazwałam tego wprost. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

40 minut temu, Illi napisał(a):

Czy ktoś wracał do terapii po 1.5 roku przerwy? Zaczynam mieć mysli, żeby wrócić. Nie wiem czy jest sens- do tej samej T czy szukać kogoś innego...

Ja wróciłam po 8 latach do tej samej terapeutki, ale nie wiem nadal czy to był dobry pomysł (tzn. Sam powrót na terapię)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, nieprzenikniona napisał(a):

Ja wróciłam po 8 latach do tej samej terapeutki, ale nie wiem nadal czy to był dobry pomysł (tzn. Sam powrót na terapię)

W sumie regularna terapia raczej odpada, myslalam o kilku sesjach wspierających, bo coś się rozregulowało. Poczekam, zobaczę co z tego wyniknie. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ostatnio wpadłam po terapii w taki szał, że całą kolejną sesję praktycznie krzyczałam na terapeutkę a po sesji jeszcze dowaliłam jej mailem (po którym stwierdziła, że nie zostawiłam na niej suchej nitki)…a wszystko w wyniku moich urojeń spowodowanych traumą (tzn do tego doszłyśmy jak już moje emocje nieco opadły)…najgorsze, że pomimo tego, że doskonale wiem o tych powiązaniach w momencie kiedy emocje przejmują kontrolę kompletnie nie umiem tego połączyć…

 

Chociaż moja terapeutka też przekroczyła moją granicę ( do czego się zresztą przyznała) no ale ja ją w sumie zmieszałam z błotem i to nie w formie wyzwisk etc (to nie mój styl), raczej takie wbijanie szpil w czule punkty (w czym potrafię być niestety bardzo dobra).

 

Jedynie cieszę się, że nie napisałam kolejnych maili (chociaż miałam ochotę), bo chyba już bym później nie umiała spojrzeć jej w twarz. No ale plus z tego jest taki, że po tym wszystkim możemy o tym całkiem szczerze rozmawiać, włącznie z tym, że przyznaję się w pełni do swoich urojeń oraz do tego, że nadal nie jestem w 100% pewna czy to faktycznie urojenia czy może dobrze ukryta prawda…

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Powrót na terapię. Dwie sesje za mną, kolejne dwie przede mną w najbliższych dniach. Ciekawie, inaczej, na razie bezpiecznie. 
Terapia traumy, somatic experiencing. Brak konieczności rozdrapywania zdarzeń na części pierwsze jest dla mnie zdecydowanie lepszy niż przechodzenie przez to 10x na nowo. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×