Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica Lękowa Co zrobić? Moja historia...część 2


LDR

Rekomendowane odpowiedzi

Jestem tu nowa (i na nodatek nie mam polskiej klawiatury), wiec miejcie cierpliwosc ... Lęki mam od tak dawna, ze nie pamietam juz, wlasciwie od dziecka, ale takie "nieszkodliwe" sie wydawaly... ale od roku jest beznadzieja. Mam wszystko, o czym marzylam - kochanego meza, trojke zdrowych madrych dzieci, dom... i do tego depresję, agorafobię, lęki... Dzis jest kiepsko. Juz bylo lepiej, bralam rozne leki, ktore niewiele dawaly, ale chociaz zaczelam powoli funkcjonowac (duzo dalo odstawienie hormonalnej antykoncepcji). 3 dni temu zaczelam powoli odstawiac lek (Pregabalin - Lyrica), biore 2 a nie 3 razy dziennie, i od wczoraj znow jade w dol. Moze to znow hormony? Od 3 tygodni mam Mirene, niektore dzieczyny mowia ze osoby z nerwica i depresja nie powinny... Jestem dzis slaba fizycznie, tak slaba ze po przejsciu z domu do samochodu i z powrotem bolaly mnie nogi, po wejsciu po schodach (13 stopni!) mam zadyszke; rece mi sie trzesa, w srodku cala drze, ma zawroty glowy (chociaz do nich sie juz w zasadzie przyzwyczailam), rece mi mrowia, cala skora mi mrowi i boli jak ja dotykam, boje sie co mi jest, zwalam to na skutki uboczne leku i niewyspanie, ale nie pomaga, moj mozg pracuje - przeciwko mnie, wymyslam rozne choroby, co bedzie jak zemdleje, co zrobia dzieci, albo jak dostane jakiegos ataku drgawek (to moj wymysl i najwieksza obawa, ze dostane padaczki - nie wiem skad to mi sie wzielo, z ksiezyca, ale nie moge sie tej natretnej mysli pozbyc, zwlaszcza ze sobie wyczytalam ze po Pregabalinie mozna dostac drgawek...). Jestem inteligentna osoba, wiem, jak dzialaja leki, obawy, nerwica i ataki paniki, jednak nie potrafie sobie wytlumaczyc, ze nic mi nie jest, ze to tylko moj umysl mnie usiluje zmylic... Jak sobie z tym dac rade???????????

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ola+3, objawy ktore podalas sa dosyc powszechne przy nerwicy lekowej, to ze sie tak meczysz, to ze dretwieja Ci rece, wszystko to objawy somatyczne i tak tez powinnas je sobie tlumaczyc. ewentualnie zglos sie do internisty niech zrobi podstawowe badania krwi i moze zbadaj serducho tak dla pewnosci. ja dzisiaj i wczoraj bylam wyczerpana, pokonanie dla mnie kilku schodkow jest rowniez wielkim wysilkiem do tego nie moge jesc bo sobie zaszuszylam zoledek ze stresu, wlasnie zygalam po paprykarzu..ale mowie sobie wylecze sie, wylecze sie i staram sie nie schizowac.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wiem o nerwicy lękowej sporo. wiem jak działają mechanizmy.wiem,że to tylko panika.

ale boję się zaryzykować, boję się ze będę się bała. boję się ze jednak coś mi się stanie.

no nie dochodzi to do mnie... :cry:

 

mam więc pytanie, w jaki sposób pracować nad sobą?

jak przekonać siebie ze warto zaryzykować ?

jak nabrać pewności siebie w chorobie ?

jak wejść do tego autobusu przejechać 15 minut, wysiąść i załatwić sprawę ??

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć, mam juz prawie 18 lat i chciałem opisać moja historię, licze na to że ktoś ma lub miał podobnie i może mi pomoże :smile:

 

Otóż jako dziecko nie miałem za dużo problemów, w podstawówce zawsze byłem wesoły lubiłem rozmawiać. Wszystko zaczęło się w gimnazjum. Nawet nie wiem dokładnie jak. Czułem chyba że nie jestem w porządku, chciałem być fajny, mieć wielu znajomych, nie wiem skąd się to wzięło i próbowałem się zmienić. być kimś innym, nie sobą. Pamiętam jak w 3 klasie gimnazjum na akademi szkolnej miałem przeczytać krótki tekst, jednak tak się zestresowałem że nie byłem w stanie wyksztsić ani słowa to bylo straszne , na oczach całej szkoły, nie wiem czemu mnie to tak dotkneło, może zniszczyło moje wyobrażenia o sobie i to był przynajmniej tak uważam moment kulminacyjny od tego czasu wszystko zaczeło się sypać. Zaczęłem walczyć z tą gulą w gardle, jedenak nie chciałem siebie zakceptowąć, cały czas próbowałem się zmienić, być lepszym. Chodziłem do poradni pedagogicznej i rozmawiałem z taką panią jednak nie wiele mi to dawało. W szkole pamiętam że czułem paniczny lęk przed czytaniem, ale mimo wszystko na siłę próbowałem czytać, cały czas się zgłaszałem, próbowałem się przełamywać. Jestem lektorem i w kościele próbowałem robić to samo. Zastanwiam się czy to mnie nie zniszczyło. Po wakacjach po 3 klasie, które z perspektywy czasu wydaja sie cudowne w porównaniu do dzisiaj, w 1 liceum dalej próbowałem się zmieni, chciałem byc śmieszny, spontaniczny próbowałem działać odruchowo <--- teraz uważam to za straszne. Zaczęły się lęki, nie potrafiłem normalnie porozmawiać, cąły czas coś sobie narzucałem, próbowałem byc wygadany ale tak się nie da, teraz to widzę. W połowie 1 klasy liceum zacząłem nie wytrzymywać, dodam że do tej pory z nikim na pawdę nigdy nie rozmawiałem, cały czas tak jakby próbowałem grać. Cały czas walczyłem z myślami ze sobą, lekami, nie potrafiłem myśleć, nie dało sie to było jak siłowanie. Każdy gest słowo było męczarnią jakby nei moje. Jakby cał świat mnie obserwował i czekał na moje potknięcie, na bład. Nie potrafię tego opisać to jest tak straszne że brakuje słów i porównań. Dobrze że rodzice byli przy mnie, bez nich peweni by mnie już nie było szukali pomocy dla mnie byłem w większym mieście nie dalek o mnie nie chce pisac gdzie u psychiatry stwierdził, że potrzebuję psychoterapi, jednak nie dało się zacząć przed wakacjami. I dopiero mogłem w tym roku szkolnym. Cały rok 2011 był koszmarem, strasznym snem, ani razu nie potrafiłem poczuć sie dobrze. Przez większość czasu płakałem, a jednocześnie nie mogłem z nikim porozmawiać bo nie potrafiłem. Cały czas chciałem sie zabić, to jest moje największenie marzenie nawet do tej pory. cały czas mówię o tym rodzicom, myślę że oni juz ze mną nie wytrzymują. Druga klasa też straszna. Cały czas czuję sie źle, nie mogę ze sobą wytrzymać. Z ludźmi nei lubie rozmawiać, bo czuję sie strasznie cały ogarnięty lękiem. Jakby działał pod ogromną presją. Teraz dzięki terapii zaczęłem mówić o sobie o swoim wnętrzu, w szkole chodzę do pedagog, bardzo mi pomaga. Jednak to jest działanie tylko na objawy. To nie zmieni mnie, bym w przyszłości mógł żyć normalnie. Może piszę chaotycznie, sam nie wiem, czy dobrze robię czy piszę. Trochę trudno jest streścić swoje życie i swój problem tak szybko i jednym postem. Boję się że jestem zbyt skomplikowany, by dało mi się pomóc. jak teraz piszę to jst w miarę dobrze, chociaż dzisiaj rano płakałem miotałem się, wyrywałem sobie włosy z głowy(pierwszy raz coś takiego mi się zdarzyło), biłem rękami i nogami w ścianę, całe sobie potłukłem. Darłem się na rodziców, jak mnie o coś prosili i we wszystkim się buntowałem. Cały czas mam takie uczucie jakbym nie był sobą jakbym się sterował, jakbym coś musiał mówić, jakbym był gorszy, tak ze nie mogę myślkec Teraz jestem po 6 miesiąca terapi, złapałem dobry kontakt z psychologime, tak myślę. Da sie z tego wyjść? Sa takie momenty że już nie wytrzymuje, już tyle razy miałem okazję sie zabić ale jedank tego nie zrobiłem nie wiem czemu. Warto żyć na takim świecie jaki sobie stworzyłem w głowie? Czy da się to wszystko odkręcić, bo ja już w to nie wierze?Mam dość życia, ludzi, wszystkiego, a najbardziej mnie. Nie rozumiem tego wszystkiego, tego nie da się wyrazić słowami, co czuję!!!! Uff duzo tego wyszło aż się nie spodziwałem.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czy wy tez macie takie zjechane objawy bole zoladka zgaga i rozwolnienie w nocy towarzyszy mu tez dretwienie reki oraz nie miarowe bicie serca wniki sa ok ale czuje sie zmeczony mam skurcze w nogach itp jakies dziwne leki

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj,franklin2!

Zadajesz pytanie: 'czy da się z tego wyjść?' To zależy od Ciebie czy chcesz z tego wyjść naprawdę a z twojego postu właśnie to wynika,ze tylko na tym Ci zależy.Ale musisz sam się zastanowić czy ten świat,który jest dla Ciebie okrutny,brudny i ponury ma dwie barwy czarna i białą zmierza do śmierci,ponieważ całe Twoje życie jest bez sensu.Musisz odnaleźć jakiś sens,niespełnione myśli,marzenia przerodzić je w czyny!

 

Zastanów się czego pragniesz!Czy tylko tego żeby umrzeć?...śmierć ,no owszem to może być piękne jeżeli jesteś osobą wierzacą i wierzysz ze tam jest tak wspaniale...jednak najpierw musisz poznać szczęście i radość na ziemi żeby porównywać! Rozwijaj sie ,poznawaj nowe rzeczy ale nie zmieniaj się na siłę.Masz jakieś pasje,zainteresowania?Co Cie ciekawi?

 

Czujesz sie samotny bo widzisz co dzieje się wokół Ciebie ,to tak jak byś byl jakąś wybitną romantyczna jednostką z przeszłości;) Boli zapewne Ciebie to jacy są ludzie,to ze nie potrafia wniknać w kogoś ,szczerze otworzyc się ,rozmawiać i współczuc.Wola bawić się korzystać z życia...i tu jest największa pułapka,bo nie wszyscy sa tacy :!: zdarzaja się pewne wyjątki i dla nich warto się otwierać i cieszyc się z życia! :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No wiem, ale ja już nie potrafie wytrzymać, przestałem byc wierzącym.

Śmierć wydaje mi się ulgą ucieczką wiem że to jest złudne marzenei ale już dłużej po prostu nie potrafię wytrzymać na tym świecie, nie rozumiem tego i mnie to przeraża. Boję się być sobą, myśleć. Nie potrafię już byś sobą po prostu. Wszystko sprawia ogromny ból i napięcie psychiczne. Stało się tak bo chciałem się zmienić. Napisałęm tu bo chciałem zdobyć jakąkolwiek nadzieje, na to że warto walczyć i się nie poddawać. Niestety nie potrafie znieść własnej obecności. Cały czas jestem taki otępiony, związany i przyblokowany. ja już nie wiem co robić :(((((

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bimbaa poszukaj sobie terapii - to Ci pomoże zrozumieć dlaczego tak sie stało w Twoim życiu, skąd się bierze taki nastrój lęki bezsens.

Nic nie dziej się bez przyczyny, to xe tak sie stało wynika zapewne z jakiś doświadczeń w Twoim zyciu.

 

Wiele kobiet ma depresje poporodową...

Nerwica często wyzwala się w trudnych momentach, pod wplywem wielkiego stresu, w Twoim przypadku był to trudny poród.

 

trzymaj sie ciepło .

witam!!

chcialam sie dowiedziec co mam robic?? czy ktosi moze mi doradzic inni mowia ze jestem nienormalna:-( chodzi o to ze wpadam w straszne nerwy! wszystko mnie drazni! czuje jak cos we mnie siedzi i nie moze wyjsc!! mialam ciezkie dziecinstwo! moja sp.mama powiesila sie gdy mialam 9 lat. czuje tak jak by to bylo wczoraj pamietam kazdy szczegol! a minelo

16 lat odkad jej nie ma! o tym ze sie powiesila dowiedzialam sie po 13 latach! nie widzialam jak mama wisiala! ja bylam u kolezanki!! mam syna. ma 4 latka strasznie nie slucha ma mnie w d.... moge gadac do niego jak do sciany!! oprocz tego jest tesciowa ktota gra na psychice!! czasem jak juz nie powstrzymuje nerwow to kalecze sie po rekach to mnie uspakaja!( tzn. draznie kota by mnie drapal po rekach ) lub siadam i placze! czasem zdarza sie.ze wypije melise ale ona nic nie daje!! co do ojca dziecka twierdzi ze jestem nienormalna!! moj ojciec leczy sie na nerwy czy moge odziedziczyc to po nim?? wydaje sie byc spokojna osoba na co dzien ale dusze cos w sobie i nie potrawie olac wszystko!!prosze o pomoc piszcie na zolza 11@wp.pl dziekuje

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Śmiertelna, hej :smile: ja za rok mam mature tez sie troche tym niepokoje, bo mam cos podobnego te pieprzone mdlosci(skądże to sie dzieje przeciez fizycznie nic mi chyba nie dolega i mimo ze przestaje sie denerwowac to fizycznie zle sie czuje) tez tak mysle ze zwymiotuje to zwymiouje i juz ale niektore sytuacje na serio sa bez wyjscia jak np. matura no nie mozna wyjsc i juz to cos waznego trzeba odrzucic lęki i sie skupic a to trudne..;/ A jak tam 100dniówka? byłaś?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie masz żadnych koleżanek? to okropne, że klasa Cie tak traktuje;/ ja z moja klasa sie nawet lubie, dogaduje sie z koleznakami z klasy i wogole,ale one nic nie wiedza o moich problemach. pewnie sie domyslają ze cos jest nie tak bo nigdzie nie chce jezdzic i wgole ale w szkole jestem zazwyczaj bardzo wesoła i rozmowna i na prawde mam dobry humor wiec nie podejrzewają nic z tych rzeczy.co do 100dniowki to juz slysze (czemu nie chesz? chodz.. idziesz idziesz my cie zapisujemy, ale czemu ale czemu? ) bardzo chcialabym pojsc mam nadzieje ze dam rade, jeszcze mam troche czasu zeby sie jakos przygotowac:) widze ze jestes dość pesymistycznie nastawiona,wiem jakie to wszystko jest trudne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zyje szybkim tempem: praca, narzeczona, kupno mieszkania, Slub, obowiązki .. zyje, zyje, zyje i nagle przychodzi taki dzien jak dziś w, którym się zastanawiam czy dam rade, czy to wszystko ma sens, potem znów zapominam o tych wątpliwościach i znów przychodzi taki dzień/ czasem dwa .. i tak kręci się w kółko. Boje się czy spełnie sie jako mąż, ojciec, gospodarz, boje się, że skrzywdze Moją obecna narzeczoną a przyszła zone - chociaż tego nie chce, boje się czy dam rade utrzymac rodzine, boje się rzuszyć do przodu ze swoim obecnym zyciem. Strach napędza u mnie derealizacje, natłok mysli, słabe samopoczucie fizyczne i psychiczne .. Przypominają mi się czasy, kiedy nie mogłem wyjść z domu, kiedy płakałem po kątach, kiedy mdlałem bo nie miałem siły żyć. Nie uważam siebie za ofiare losu - to do czego dążyłem w zyciu czyli dobra praca/ świetna narzeczona to na pewno osiagnałem, ale czesto miewam takie "zawieszki" w zyciu, inaczej można to nazwać epizody nerwicowe. Nie lubie takich dni jak dziś, ponieważ nie wiem co bedzie za miesiąc, dwa, pół roku, rok, kilka lat .. Boje się śmierci bo wiem, że jest jeszcze tyle rzeczy, które chciałbym zrobić, boje się smierci bo chce cieszyc się zyciem a niestety nie potrafie .. chociaż mam powodu do szczescia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

LukLuk przerabiałam identyczną sytuację z moim narzeczonym. Wszystko było super, w końcu postanowiliśmy się pobrać, i nagle natłok rzeczy: ślub, kupno mieszkania, zmiana pracy, wspólne życie, obowiązki itd.. on wpadł w panikę, wiedziałam, że mnie strasznie kocha, ale miał wątpliwości czy da sobie radę, łapał kryzys, bo się bał tego wszystkiego, stwierdziłam, że coś muszę zrobić, bo chcemy być szczęśliwi, a nie męczyć się tym wszystkim. Obiecałam mu, że wszystko będziemy robić po kolei. Odłożyliśmy więc temat ślubu i mieszkania na później, najpierw przebywaliśmy ze sobą znacznie więcej czasu, żeby się wspierać i oswoić z tymi myślami, potem szukaliśmy pracy, jak znaleźliśmy pracę i się w niej zaklimatyzowaliśmy, zaczęliśmy szukać mieszkania do kupienia, znaleźliśmy mieszkanie, kredyt wzięty, teraz stopniowo ogarniamy kwestie remontowe (11 kwietnia odbieramy klucze), mieliśmy trochę czasu, żeby oswoić się z myślą, że akurat tam będziemy mieszkać, dużo rozmawialiśmy o mieszkaniu razem, o akurat tym mieszkaniu, o naszych przyzwyczajeniach domowych (tego też się bał, że kłótnie o domowe pierdoły zniszczą nasz związek), więc zaczęliśmy rozmawiać i pracować nad tym, żeby wymyślić jak sobie radzić z takimi rzeczami i gdzie te ewentualnie kłótnie o domowe pierdoły mogą być, wiem już, że On czasami zostawia w losowych miejscach skarpetki, i on wie, że mnie to wkurza, więc będzie starał się pilnować żeby chować skarpetki, a ja będę starała się nie wkurzać o to, tylko mu przypominać, aż zapamięta. Tak samo ja nałogowo przestawiam rzeczy na półkach, a on lubi jak wszystko ma swoje miejsce, więc mam się starać nie robić tego itd. Dzięki temu on się uspokoił, że nawet z drobnymi pierdołami możemy poradzić sobie bez kłótni. Tematu ślubu nie poruszałam przez jakiś czas, bo chciałam najpierw załatwić kwestię mieszkaniowe, kredyt, remont, przeprowadzka itd. A on sam kilka tygodni temu zaczął ze mną ten temat i powiedział, że już jego obawy związane ze ślubem przeszły jak uspokoiliśmy wszystkie inne sprawy i jest pewien, że chce być moim mężem i spędzić ze mną życie, że mnie strasznie kocha i jak tylko się przeprowadzimy to od razu możemy zacząć organizować ślub :)

A szczerze miałam obawy, że pewnego dnia powie, że to koniec, że on nie da rady. I nie dlatego, że mnie nie kocha, tylko ze strachu. Ze się podda i ucieknie.

 

Widzę, że Ty jesteś podobnym przypadkiem co mój facet, więc przede wszystkim powinieneś powiedzieć o tym swojej narzeczonej. I z doświadczenia wiem, że natłok spraw będzie wywoływał u Ciebie większe lęki i obiekcję. Powinieneś zwolnić tempo i robić rzeczy po kolei, a w pierwszej kolejności szczerze pogadać z narzeczoną. I jeśli pewne tematy Cię przytłaczają poproś by na jakiś czas je przytłumić, a nadejdzie w końcu dzień gdzie złapiesz oddech i stwierdzisz, że jesteś gotowy i wiesz, że jesteś w stanie stanąć na wysokości zadania.

Najgorzej jest jak druga połówka ciągle czegoś od Ciebie oczekuje, i to nasila Twoje lęki. A jak sam będziesz mógł wyjść z inicjatywą, to Ty zadecydujesz kiedy będziesz na to gotowy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie.

Dawno tutaj nie zaglądalam,bo nastapilo wiele zmian w moim zyciu i wydawalo mi sie ze moje problemy z nerwicą lękowa sie skonczyly.Najwazniejszą zmianą bylo pojawienie sie na swiecie mojego synka Kacperka 10 miesiecy temu.Ja-osoba ktora na samą mysl o ciązy wpadala w panike a na mysl o porodzie byla sparalizowana ze strachu urodzila (NATURALNIE) dziecko.Nie bede pisac ile mnie i najblizszych kosztowalo to wszystko nerwow,ale wszystko dobrze sie skonczylo-nie umarlam,nie zostalam kaleką,nie dostalam krwotoku,moj porod byl lekki i krotki,nie mialam depresji poporodowej,synek urodzil sie zdrowy.Pomyslalam sobie ze skoro przezwyciezylam tak silny strach przed porodem to teraz bedzie juz coraz lepiej.

Niestety od jakiegos czasu zaczelam odczuwac paralizujacy strach o mojego synka.Po prostu zaczelo sie od tego ze obejrzalam w TV program o dziewczynce,ktora nagle zachorowala na bialaczke i od 4 lat walczy z ta choroba bardzo przy tym cierpiąc.Zawsze bardzo mnie poruszaly historie chorych dzieci,nigdy nie moglam pojąc konstrukcji tego swiata ze takie maluszki juz na wstepie dostają od zycia takie kopniaki :(

Od tamtej pory strasznie sie boje ze cos zlego moze spotkac mojego synka,boje sie zachoruje,boje sie ze przez to ze calą ciaze bylam w stresie to moglam zaszkodzic synkowi.

Nawet szczepienia sa dla mnie powodem do strachu,bo naczytalam sie o powiklaniach i za kazdym razem gdy zbliza sie termin szczepienia nie moge normalnie funkcjonowac (chociaz jak najbardziej jestem zwolennikiem szczepien).

Martwie sie poniewaz moj synek od urodzenia ma powiekszone wezly chlonne na szyi i naczytalam sie strasznych rzeczy na ten temat.Moj lekarz rodzinny w UK nie widzi problemu i zadnych badan nie zlecil.

Jakby tego bylo malo uslyszlam kiedys ze myslac w ten sposob naprawde mozna sciągnac na siebie jakies problemy.Od tamtej pory dodatkowo boje sie jeszcze o to....Normalnie takie bledne kolo.

Nie wiem co mam robic,zeby zaczac normalnie zyc i cieszyc sie moim maluszkiem.Za miesiac jade do Polski i na pewno pojde do dobrego pediatry zeby dokladnie obejrzal synka i mam nadzieje ze jesli powie mi ze wszystko jest ok to te lęki i czarne mysli odejda...

A moze sa tutaj inne mamy,albo tatusiowie ktorzy maja pdobny problem?

Co robic,zeby zaczac myslec pozytywnie?Pomózcie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj!! Dziękuję Ci za tego posta pewnie mi nie uwierzysz ale podniósł mnie na duchu... A dlaczego?? Od zawsze marzyłam o dziecku, niestety strasznie się boje tego, że w ciąży będę miała objawy nerwicy, że będę musiała brać leki i zaszkodzę dziecku, że nerwy nie pozwolą mi dotrzymać do porodu i stracę dziecko, że nie dam rady przy porodzie, że będę mieć depresję po porodową i nie będę miała siły zająć się dzieckiem, że będę potem złą matką bo nie umiem czasami poradzić sama ze sobą, i że przekaże dziecku tendencję do nerwicy i ono będzie kiedyś cierpiało tak jak ja:( to chyba najważniejsze:(

Jak to wszystko pokonałaś? Jak dałaś sobie radę i jak na to reagował ojciec dziecka?? Spóźnia mi się okres o 3 tygodnie i boje się zrobić test...;/

Co do Twojego problemu to najlepsza będzie terapia, jeśli nie ma takiej możliwości to musisz sobie uświadomić że to tylko lęk a on na pewno nie zabierze zdrowia Twojemu dziecku. Nie ma po prostu takiej mocy... Poza tym pewnie znasz lęk od podszewki jeśli się nie mylę? A nadal żyjesz i piszesz i masz na pewno wspaniałego synka a co za tym idzie lęk Ci nic nie zrobił, więc nie ma się czego bać.

Pozdrawiam i życzę cierpliwości bo lęk prędzej czy później mija...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj!

 

mam podobne objawy. tyle, że przed ciążą nie miałam żadnych obaw związanych z ciążą, porodem itepe, tylko klaustrofobia. w ciąży za to mogłam tylko non stop myśleć, jakie to straszne, jak bardzo zmieni się moje życie (nie lubię zmian :oops: ) ale urodziłam (cesarka niestety :( ) zdrową córeczkę. po miesiącu dopiero przyszła wielka miłość macierzyńska. uwielbiam swoją małą. co z tego, jeśli non stop myślę, co się stanie, jeśli ja umrę, albo ona :shock: nie mam konkretnych lęków - często się zmieniają (a to wypadnięcie z okna, a to potrącenie przez samochód, a to choroba) najgorzej jest przed snem. nie dość, że boję się o dziecko, męża, rodzinę. to jeszcze przypominają mi się wszystkie przykre rzeczy, które mnie w życiu spotkały. nie mogę się od tych myśli opędzić! kiedyś miałam sposób Scarlett O'hara, czyli: pomyślę o tym rano. działało a teraz za chiny ludowe :(

poza tym jestem osobą depresyjną i to też mnie martwi. ciągle jestem zmęczona, na nic nie mam siły. nie wiem już jakie wymyślać zabawy dla mojej dwulatki, żeby były rozwijające. zamartwiam się tym a najgorsze, że robię się coraz bardziej agresywna :( krzyczę na nią czasem z durnych powodów. wstyd mi potem i jeszcze gorzej się czuję. błędne koło. czy ktoś jeszcze tak ma? macie na to jakieś sposoby?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dziewczyny, ja sie dolaczam do wszystkiego co tu napisalyscie, strach o dziecko, ze cos sie mu stanie ciagle mi towarzyszy, nie wiem jak to pokonac, boje sie zostawic malego (9mcy) pod czyjas opieka bo wydaje mi sie ze cos sie moze mu stac.

Prawde mowiac nie wiem jak ztym walczyc. :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

blackbird witaj!

 

ja mam tak, że jak mała (ma prawie 2 latka) idzie z kimś na dwór (a jedyne dwie osoby, z którymi i tak ją puszczam to mąż i moja mama, która czasami do nas przylatuje. nikomu innemu nie pozwolę zostać z nią sam na sam), to myślę sobie, że jak coś jej się stanie to mnie przy niej nie będzie, a ona będzie mnie bardzo potrzebowała. nawet jak to piszę, mam kołatanie serca i duszno mi ze strachu :(

 

i też nie wiem, jak z tym walczyć.

 

a słyszałyście teksty, żebyście przestały się martwić, bo co ma być to będzie?

na mnie to działa koszmarnie :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja mam w sumie podwojnego stresa bo dwojke malych dzieci, oczywiscie bardziej sie boje o 9miesieczniaka i jego praktycznie nigdy nie zostawiam pod czyjas opieka, - tylko tatus - a i tak dzwonie co chwile spytac co i jak

starszego 3letniego zostawiam tylko z tatusiem i moja mama, nikomu innemu nie ufam :(

 

mi nie mowia co ma byc to bedzie tylko ze przesadzam, bo co dziecku moze sie stac

chyba nie sa zadowoleni ze nie mam zaufania ze nie spuszcza z oka dziecka

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

blackbird bardzo dobrze Cie rozumiem, ja też mam problemy z zaufaniem.

ale tym się aż tak bardzo nie przejmuję :twisted:

mnie najbardziej martwią te okropne myśli o tym, że coś jej się stanie (niezależnie z kim będzie, a nawet gorzej, jak ze mną)

i takie, że ona pomyśli, że mama ją opuściła :why:

przez nie mam problemy ze spaniem, odwlekam moment pójścia do łóżka

aż ledwo, co widzę a i tak często mam problem z zaśnięciem.

potem jestem zmęczona, co sprawia, że nie mogę się skoncentrować

na nic nie mam siły ani ochoty i nachodzą mnie wyrzuty sumienia,

że znowu nie umiem bawić się z córeczką tak, jak ona potrzebuje

przez to jestem ciągle zła i powoli dostaję świra.

 

mam też inne problemy, ale chyba nie są związane z macierzyństwem

(o matko, znowu się rozgadałam) :oops:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie dziewczyny,

 

Co do zaufania to ja jakos nie mam z tym problemu.Moze dlatego,ze bardzo szybko musialam wrocic do pracy ze wzgledow finansowych,a do opieki nad moim maluszkiem przyjechala niezastapiona babcia.Przez jakis czas opiekowala sie nim równiez moja zaufana przyjaciolka.

Gdybym jednak miala oddac do do zlobka,czy wynajac nianie,ktorej nie znam to na pewno byloby mi bardzo trudno podjac taka decyzje.

 

AW34 na mnie teksty typu co ma byc to bedzie rowniez dzialaja bardzo zle, a slysze je bardzo czesto niestety,podobnie jak to ze przesadzam :(

 

Rowniez najgorzej czuje sie wieczorem,lub kiedy nie jestem zajeta (na szczescie rzadko sie zdarza),bo wtedy zaczynam myslec w czarnych kolorach:a co jesli ja lub maz zachorujemy i nie bedziemy mieli sily opiekowac sie malym,ale najgorszy jest ten lek o synka.Po prostu nie moge,pozbyc sie mysli ze on moze zachorowac,ze cos zlego mu sie stanie i wlasciwie sama sie nakrecam,pozniej nie moge zasnac i czesto mecze sie tak przez kilka godzin zanim zasne.

 

Mam tez straszne wyrzuty sumienia poniewaz moja ciaza byla nieplanowana i byla wielkim zaskoczeniem(wtedy niekoniecznie pozytywnym).Jak pisalam bardzo balam sie ciazy i porodu

i kiedy dowiedzialm sie ze jestem w ciazy przeplakalam chyba z 5 nocy z rzedu-po prostu tak bardzo sie balam porodu.Martwie sie ze ten moj stres mógl zle wplynac na mojego synka :(

Teraz strasznie sie tego wstydze jak wtedy sie zachowywalam i jak myslalam i mam potworne wyrzuty sumienia :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jak ja was rozumiem! jak dobrze, że się odnalazłyśmy, możemy pogadać o tych lękach i paranojach różnych, spotkać się ze zrozumieniem i wsparciem.

 

Misiunia w ciąży to hormony mają ogromny wpływ na nasz nastrój. nasza córcia była wyczekiwana, tym bardziej, że lekarze nie wróżyli powodzenia w staraniach o dziecko. i co? zaszłam w ciążę bardzo szybko! i dopiero wtedy się zaczęło. prawie całą ciążę przepłakałam, że ja się nie nadaję na matkę, że mnie to przerasta i że chyba jednak wcale nie chcę dzieci. po porodzie nie miałam żadnych uczuć macierzyńskich. te przyszły dopiero po miesiącu. ale za to miłość jest ogromna. nie zadręczaj się tym, co myślałaś podczas ciąży, bo na to rzadko mamy wpływ! to hormony tak mieszają :) ja tak to sobie tłumaczę i nawet pomaga. może i Ty spróbujesz.

 

za to po porodzie (bardzo ciężkim - zakończonym cc) nie mogłam przestać myśleć, że 100 lat wcześniej obie byśmy umarły. masakra. rok się z tym męczyłam. płakałam nocami. na szczęście minęło. i niech nigdy nie wraca.

 

-- 03 kwi 2012, 22:35 --

 

mam nowe lęki :(

jak mała płacze, a raczej histeryzuje (bunt dwulatka)

nachodzą mnie myśli, że ktoś usłyszy

zadzwoni po policję i zabiorą mi dziecko :shock:

strasznie męczące.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Opiszę jeden z moich problemów, który jednak strasznie mi doskwiera. Mam nadzieję że jesli ktos ma podobnie to odpisze mi jak on sobie z tym radzi. Mam nerwicę lękową i jednym z moich utrapień są wizyty u lekarzy, niewazne czy to psychiatra czy ginekolog, a nawet psycholog. Mam na wizytach okropne stany lękowe, bardzo wysokie ciśnienie(mimo ze nie choruje na nadcisnienie), czesto przy mierzeniu na wizytach lekarskich cisnienia lekarze robia wielkie oczy. Te lęki na wizytach utrudniaja mi kontakt, denerwuje sie gdy przychodze i opowiadam co mi jest nawet wizyta u dermatologa staje sie u mnie mega stresujaca. Czuję jak całe cialo mi dretwieje, czuje sie jakas otępiona. Nawet na ostatnieu wizycie u psychologa bylam tak zdenerwowana ze mialam atak paniki ze zdenerwowania. wiec nie moge nawet z psychologiemnad tym popracowac. co mi radzicie?czy was tez tak stresuja wizyty u lekarza? podkreslam ze nie boje sie w tych wizytach stwierdzenia jakies choroby, nie wiem wlasnie co powoduje umnie taki lęk :((

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie. Mam problem, jutro wybieram się do swojego psychiatry, ale nie jestem tego pewna.

Zachorowałam na depresję i nerwicę parę lat temu. Brałam lek, ponad rok czasu. Rzuciłam - przeszło. Jednak za jakiś czas znów wróciło. Brałam kolejne leki - odstawiłam - przeszło. Było dobrze, radziłam sobie. Na ogól od zawsze byłam silną osobą, wszędzie mnie pełno. Uwielbiam ludzi, rozmowy. Jednak przyszedł moment kiedy się odcięłam całkowicie, ale jak wspomniałam wcześniej, zaczęło się robić dobrze. Czulam się sobą. Szczególnie po odstawieniu leków. Byłam szczęśliwa, że radzę sobie bez pomocy ''wspomagaczy''. Wspomnę jednak coś ważnego, moja depresja i nerwica jest skutkiem mojego życia. Głównie rodziny, jej rozpadu i alkoholizowania się przez ojca. Nie rozmawiam z nim, został on sam. Ja jestem osobą wrażliwą, nienawidzę go a jednocześnie mi go szkoda... Ostatnie swoje tabletki odstawiłam na przełomie września, października. Od około 3 miesięcy zaczęły mnie boleć plecy. Neurolodzy nie pomagali, tabletki na rozluźnienie mięśni też. Z czasem zaczęły przychodzić bóle w klatce piersiowej, zawroty głowy.. a gdy przyszedł atak paniki - zaczęłam przeczuwać że to powrót choroby. I teraz wiem, że to właśnie to. Źle mi z tym. Dziwnie - bo czuję się lepiej niż wcześniej.. jednak są te momenty kiedy jest okropnie. Szczególnie wczoraj. Miałam straszny atak paniki. Płakalam, myślałam że umrę.. cała się trzęsłam.. Myślałam o śmierci.. A dzisiaj ? jest ok. Wczoraj mogłam to mieć przez kaca - gdyż noc wcześniej byłam na koncercie i wypiłam trochę alkoholu. Wczoraj jeszcze, dostawałam jakichś wysypek na brzuchu rękach pojawiały się i znikały. Nie wiem od czego to, dzisiaj już tego nie ma.

Stwierdziłam razem z mamą że muszę iść do swojego psychiatry. Jednak odrzuca mnie od tego.

Szczególnie od tabletek...

Chciałabym radzić sobie sama. Wiem też, że możliwe błąd tkwi w tym, że nigdy nie korzystałam z terapii psychologicznej.. Leczyłam się samymi tabletkami. A jest problem. Mam go, w rodzinie. Nie radzę sobie. Przez chorobę zawaliłam szkołę, jednak kontynuuje w zaocznej. Zależy mi. Dlaczego to wróciło ?

Zawsze od 18 r ż byłam z kimś w związku. Zawsze ktoś był. Teraz po ostatnim rozstaniu w byłym, stwierdzilam że muszę odpocząć, nauczyć się żyć sama. Choć mi ciężko. Mam wspaniałych przyjaciół, znajomych..

 

Czuję wielką siłę w sobie.. bardzo duża. Radość też czuję. Jednak gdy pomyślę o tym co mam, o tym że znów mogę zawalić szkołę, o tym że przede mną sprawa w sądzie z ojcem o znęcanie się. Wtedy brak mi sił...

 

Są lęki. One przychodzą tak nagle. Zawsze czuję kiedy muszę płakać. Zdarzyło się to jak na razie z 4 razy.. Ale jest.

 

Dlaczego to powraca... :(

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×