Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica Lękowa Co zrobić? Moja historia...część 2


LDR

Rekomendowane odpowiedzi

agunia1989, Poleciałabym Tobie psychoterapię.

Twój nieświadomy lęk powoduje u Ciebie konflikty.

Masz trudności , z którymi sobie nie radzisz. Dlatego napisałam, że pomocna by tu była terapia.

Zarejestruj się do Poradni Zdrowia Psychicznego do psychiatry, poproś go o skierowanie na terapię.

Ciężko cokolwiek doradzić.

Myślę, że problemy, z którymi się borykasz nawarstwiały się od dłuższego czasu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

agunia1989, Poleciałabym Tobie psychoterapię.

Twój nieświadomy lęk powoduje u Ciebie konflikty.

Masz trudności , z którymi sobie nie radzisz. Dlatego napisałam, że pomocna by tu była terapia.

Zarejestruj się do Poradni Zdrowia Psychicznego do psychiatry, poproś go o skierowanie na terapię.

Ciężko cokolwiek doradzić.

Myślę, że problemy, z którymi się borykasz nawarstwiały się od dłuższego czasu.

 

no tez już o tym myślałam. Najgorszy jest brak czasu a nie mogę sobie nic teraz odpuścić. czeka mnie obrona licencjatu, teraz dostałam dotacje z UP do tego opieka nad dzieckiem. Nie mam chwili żeby pomyśleć o sobie nawet trochę:(

A co do tego konfliktu to powód jest na prawdę głupi. I to nie ja go w ogóle wymyśliłam. Nie będę tutaj opisywać co się stało. ale to chodzi o zwykłe prawa do których ja i mój mąż mamy prawo. Próbowałam to załatwić zwykła rozmową ale nie udało się.

Moja mama się martwi bo nie wie co się ze mną dzieje mi się nawet już nie da nic powiedzieć bo wybucham agresją, bo wydaje mi się że każdy coś do mnie ma mimo że nikomu nie robię krzywdy ani w ogóle nic złego nie robię.

Nie wiem czy to wszystko jest wywołane długotrwałym stresem, ale moje sytuacje które go wywołują nawet nie mają się ku poprawie.

Chodzę cała roztrzęsiona ręce mi cały czas drżą nogi tez jak chodzę. Mam takie uderzenia gorąca ze jestem zlana cała potem.

Codziennie się źle czuję to nie pomaga mi dokończyć mojej pracy licencjackiej bo nie jestem w stanie się skupić. a zostało mi na prawdę mało do jej skończenia.

Kiedyś miałam anoreksję. Teraz też schudłam ale się nie odchudzam ale schudłam mimo że czasem już jem jak świnia. ale widzę po minach moich najbliższych koleżanek że myślą że znowu coś jest nie tak ze znowu wracam do tamtego a wcale tak nie jest.

cały czas myślę żeby iść na terapie ale nawet nie mam czasu żeby jechać tam zarejestrować się;(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam!

 

Tak po czesci to nie wiem od czego zaczac, przegladam to forum juz od jakiegos czasu i chyba przyszedl czas zapytac sie o rade fachowcow. Otoz jestem mezczyzna, mam 21 lat, mieszkam pod warszawa i od ponad pol roku zyje z czyms co przypomina nerwice, albo nawet to jest nerwica, jednak nie stwierdzona.

Wszystko zaczelo sie od, ot takiej normalnej sytuacji, siedzenia przy komputerze. Poczulem straszny bol w okolicy mostka, zaczelo mi brakowac tchu. skoczylo mi cisnienie, tetno, samopoczucie oczywiscie w dol. wertujac internet nastepnego dnia naczytalem sie o dusznicy sercowej, stanach przedzawalowych i tak dalej. mialem zawroty glowy, bylem senny, wszystko mi sprawialo trudnosc. spacery czasem pomagaly, ale bardzo szybko sie meczylem. wlacza mi sie rowniez syndrom niespokojnych nog, taki rodzaj pobudzenia, kiedy musze cos fizycznie zaczac robic, bo inaczej poprostu zwariuje. elementem kulminacyjnym bylo pewien dzien, kiedy mialem isc do pracy po 2 tygodniach urlopu (specjalnie po tych pierwszych wydarzeniach wzialem urlop). dzieki bogu bylem wtedy z dziewczyna ktora miala glowe na karku. przed moja praca poszlismy sie przejsc, jednak zmeczylem sie o wiele za szybko. ciezko bardzo bylo zlapac oddech i rownowage. suma sumarom wyladowalem w szpitalu z objawami tachykardii, na tzw SORze (szybki oddzial ratunkowy). pobrali mi krew 3 razy, zrobili mi 2 serie ekg. nic nie wyszlo, jednak w momencie kiedy czulem ze cos sie dzieje... wszystkie objawy zniknely. odzyskalem oddech, poprawne bicie serca, 'czystosc' umyslu. w miedzyczasie jedna dziewczyna z poczekalni do mnie zagadala, i slowo do slowa opowiedzialem jej co mnie meczy, ona na to ze 100% nerwica, poniewaz miala te same objawy co ja. dostalem od niej wizytowke lekarza z instytutu psychosomatycznego w warszawie, powiedziala ze bardzo dobry lekarz.

 

Od tego czasu jestem mniej lub bardziej stabilny, zalezy od dnia. Staram sie zachowac spokoj, kontrolowac moj strach, jednak czasem chyba mi sie to nie udaje, albo nie moge tego przypilnowac. Najdziwniejsze mam jednak objawy, ktore sa w pewnym rodzaju jakby ustalone. Bol glowy, jednak tylko prawa polkula; niemilosierna zgaga, potrafi trwac 3 dni; dretwienie lewej reki; klujace bole w jadrach; przyspieszone tetno, cisnienie + bole klujace w sercu; przekrwione oczy, jednak ostatnio rzadziej + pare innych, ale nie moge sobie przypomniec jakie. czasem tez np. mam uczucie 'skamienialego' ciala, kiedy rece i nogi staja sie tak jakby... ciezkie, ze az trudno chodzic. umyslowo prezentuje sie calkiem w porzadku, czasem tylko mam sytuacje kiedy moje mysli sie w pewien sposob 'zapetlaja', czyli nie moge odwrocic od tego uwagi, chocbym chcial, nawet jak mysle o czyms innym to ta mysl zawsze jest w tle, czy to cos co ktos powiedzial czy jakis utwor uslyszany w radiu na przyklad. dzieki bogu nie mam objawow zaburzen seksualnych, ale wszystko inne potrafi skutecznie uprzykrzyc mi zycie. najlepsze sa dla mnie dni kiedy mam zgage, bo wystarczy wziac srodek na nadkwasote i problem z glowy. objawy zazwyczaj nie wspolgraja ze soba.

 

chcialem tez nadmienic ze czesto, bardzo czesto mam obawy przed istnieniem, samym soba, chorobami, smiercia...

od bardzo wczesnych lat balem sie smierci, balem sie chorob smiertelnych. teraz jest tylko gorzej, nie moge powstrzymac mysli, ktore mi mowia ze to moze byc cos powaznego, to moze byc jakas choroba. czesto tez wchodze w 'swoj' swiat, taki moment kiedy na chwile nie wiem co sie dzieje i nie ma ze mna kontaktu, czy to sie zapatrze czy zaslucham w muzyce.

 

bardzo mi pomaga moja dziewczyna, wspiera mnie, pociesza, lecz czasem to nie wystarcza, czasem czuje ze potrzebuje pomocy jakiegos specjalisty.

 

moi drodzy mam nadzieje ze... pomozecie mi zidentyfikowac to 'cos' co mnie gnebi. mi osobiscie pasuje nerwica lekowa, z powodu moich strachow i okazjonalnych 'atakow', kiedy poprostu musze zaczac albo isc, albo cos robic zeby nie stracic kontroli nad soba.

 

bardzo prosze o pomoc, i jezeli macie jakiekolwiek pytania, piszcie, chetnie odpowiem/opowiem.

 

p.s zapomnialem dodac ze mam problemy ze snem, ciezko mi zasnac kiedy mam niesamowicie wysokie tetno, sam sie wtedy tylko nakrecam i prawie nie da sie spac, natomiast sam w nocy sie raczej nie budze z powodu symptomow.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

CHOCOVANILLA dziękuję Ci bardzo.Odpowiedzi od kogoś podnoszą na duchu.Przez to że wypróbowałam już kilka leków i nic dopadają mnie myśli że to nie jest nerwica tylko jakaś choroba fizyczna.Wczoraj przepłakałam cały dzień , nie mogłam nawet pomóc dzieciom przy lekcjach, nie zrobiłam zakupów ani obiadu bo te przeklęte myśli i bóle+strach są silniejsze.Myślę że moim problemem jest to że ja nie mogę uwierzyć że nerwica może robić z organizmem coś takiego.Będę brała leki i spróbuje terapii.Może w końcu ktoś pomoże mi w to uwierzyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Teasy,

Konieczność konsultacji psychiatrycznej i psychologicznej. A później farmakoterapia czyli leki i/lub psychoterapia. W przypadku zaburzeń nerwicowych metodą z wyboru jest psychoterapia. Poszukaj w swoim mieście albo w miejscowościach ościennych czy nie przyjmują gdzieś w przychodni specjaliści w ramach kontraktu z NFZ. A jeżeli Cię stać to zapisz się prywatnie na wizytę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie , piszę pierwszy raz, chociaż chwilkę Was już czytam:)opiszę w skrócie swoją historię ... wydaje mi się, że nerwica zaczęła się U mnie 6 mc temu, gdy przyjechałam na urlop do Polski (mieszkam zagranicą). Wieczorem siedząc sobie z rodzicami poczułam przypływ gorąca i moje serce b. szybko zaczęło bić. Wystraszyłam się i poszłam się położyć, do 3 nad ranem nie spałam, cały czas szybko biło, mama powiedziała, że to może od nerwów i przejdzie. Miała racje przeszło. Po powrocie do UK szłam sobie zrobić zakupy, wypiłam kawkę i gdzieś po godzinie znów to samo, tyle że o wiele gorzej, myślałam, że umieram, że to zawał. Trafiłam jakoś do domu, ale nie było lepiej, zadzwoniliśmy po pogotowie, ich stwierdzenie **panic atac**. EkG wyszło dobrze, ciśnienie też. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje, serce się trochę uspokoiło wysłali mnie do domu. Na drugi dzień przed pracą znów to samo, na następny znowu. Miałam dość, nie wierzyłam, że to tylko przez moje nerwy się tak czuję, czułam że umieram. Nie byłam wstanie pracować, ziółka nie pomagały, postanowiłam znów wrócić do PL, żeby zrobić jakieś badania na serce. Gdy zrobiłam badania w Polsce wszystko z sercem wyszło ok, tarczyca ok. Dostałam tylko propranolol i magnez. Do końca nie wierzyłam, że to przez nerwy takie objawy. Było dobrze, więc wróciłam do UK. Niestety po pierwszym dniu po powrocie, wszystko wróciło...to nie były już jakby ataki paniki, ale o wiele więcej objawów naraz : drętwienie pleców , ból karku, duszności, kłucie serca, szybkie bicie, pocenie na zmianę z zimnem. Nic nie pomagało: lekarz tutaj zalecił zwiększyć dawkę propranololu i to wszystko. Dopiero po tygodniu dałam radę wstać z łóżka, ale postanowiłam wrócić do kraju, bo tutejsza służba nie sadze, że mi pomoże.(chodzi o psychologa)jestem załamana ponieważ, miałam wiele planów, a teraz wszystko będę musiała zaczynać od nowa w Polsce...Nie wiem czy wierze, że to do końca nerwica, ja nie boję się wychodzić z domu, najgorsze są te napady, które nie pozwalają mi żyć jak chcę:( musiałam się zwolnić z pracy...Boję się wchodzić w psychotropy, na razie jest dobrze na tym propranololu, myślę o psychoterapii, może znajdę w moim małym miasteczku. Czy ta choroba wymaga wielu wyrzeczeń? Czy u was też tak było? Myślicie, że bez psychiatry się nie obejdzie, będą nawroty? oj troche się rozpisałam ale na prawdę jestem zdesperowana i wystraszona, bo te objawy są straszne :( pozdrawiam wszystkie walczące z tym ..ch*.:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Teasy wiesz dlaczego pisze?? bo ja miałam identycznie... NA początku strach o derce, o to że się uduszę, później doszedł puls który nie dawał mi żyć, zasypiałam na brzuchu, wydawało mi się że jak trochę przycisnę serce to będzie wolniej biło... Też wylądowałam na sorze ale nie mogli mi tam pomóc bo już brałam leki psychotropowe, dostałam dodatkowo propranolol na zmniejszenie pulsu, zmieniłam lekarza który zmieniał mi często leki aż trafił chyba z lekami bo przeszło wszystko... Na to ja odstawiłam leki... Błąd bo brałam je może z miesiąc...

Po jakimś czasie nawrót inny lekarz nie wiem czemu znowu poprawa i znowu odstawienie... Następnie ciąża no i od czwartego miesiąca znowu gorzej znowu leki poprawa do ósmego miesiąca i znowu pogorszenie mimo leków... Poród... Leki... Lęki... Natrętne myśli na temat końca świata, śmierci, przemijania... Większa dawka leków i brak rezultatów... Dziś znowu zmniejszyłam dawkę bo nie widzę różnicy... Czuję się ojej lepiej??

Już tak nie myślę chyba że sama coś sobie wynajdę??? Hmmm ostatnio żołądek dokucza i może troszkę się martwię o siebie ale do lekarza mi się nie śpieszy bo badania nieprzyjemne;p

Byc może jutro napiszę że znowu mi się pogorszyło ale sama będę temu winna bo nie potrafię się wziąć za leczenie...

Nie potrafimy pojąc tego że to tylko nasza głowa wariuje... jak mi lepiej to jest mi wstyd że tak świruję... a jak jest mi źle to sobie myślę że prędzej czy później oswoję się z tym strachem... przecież wiecznie się tego bać nie mogę?? w końcu dojdę do tego że nic się nie dzieje więc po co się tego bać? Poza tym czytałam kiedyś że lęk jest dzięki adrenalinie a jej obecność w organizmie jest ograniczona dlatego mamy ataki a nie tkwimy w tym lęku cały czas:)

Choć sama nie byłam na terapii to myślę że bardzo dużo daje i że powinnam pójść... teraz dałam sobie tydzień na decyzję co dalej?? czuję się lepiej więc nie będzie to decyzja histeryczki... albo terapia albo inny lekarz zobaczymy...

Warto walczyć chociaż dla tych paru dni polepszenia a może z czasem będzie ich coraz więcej i więcej aż ta choroba nas opuści?? Pozdrawiam..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

NADZIEJA25 Mam tak samo jak ty.Serce tłucze ból w klatce-panika że umieram.Pogotowie wizyta w SOR i wyniki dobre orzekają nerwica.A w mojej głowie pełno myśli że oni się mylą przecież ja umieram czemu mi nie pomogą czemu mnie nie ratują.I tak było kilkanaście razy.Wypróbowałam już kilka leków ale po każdym dziwnie się czułam.Jedynie PRAMOLAN pomaga mi spać a PROPRANOLOL też ok.Cała reszta do kitu.A poza tym to chyba jednak prawda że jest po czymś dobrze ale tylko do momentu odstawienia a póżniej to CH.... wraca.Więc chyba pora nam w to uwierzyć że to nasze emocje i nerwy CHOCOVANILLA też. Może czas najwyższy sięgnąć po psychoterapie i rozprawić się z tym G... Trzymajcie się cieplutko i powodzenia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak fajnie widzieć, że nie jestem sama!!!! Byłam już załamana ciągłym zmienianiem leków!! Zmieniłam wczoraj psychiatrę i jestem bardzo zadowolona. Myślałam, że już nikt nie będzie w stanie mi pomóc - A JEDNAK! Znalazła się pani, która aż załamała ręce jak dowiedziała się co za leki do tej pory brałam i była przy tym bardzo miła. Aż wróciły chęci do życia. W każdym przypadku jaki opisaliście powyżej to z pewnością nerwica. Nerwica często płata nam figle. Często sami nie zdajemy sobie sprawy, że siedzi gdzieś głęboko a ona nagle się ujawnia. Ja myślę, że mam nerwicę od lat. Od lat jest jednak nie leczona. Miałam problemy z jelitami to powiedzieli mi, że to zespół jelita wrażliwego bo wyniki miałam dobre. Dużo bym musiała pisać o swoich objawach. Teraz zaczynam wszystkie łączyć w całość. Teraz przyszło mi się z nią zmagać na co dzień a wcześniejsze objawy to pikuś w porównaniu z tymi co mam teraz. Też myślę cały czas o śmierci, o przemijaniu. Życie teraźniejsze nie ma już dla mnie znaczenia. Leki to nie wszystko. No i całe szczęście bo ile można je brać??? Trzeba je w końcu odstawić. Należy więc pracować nad sobą. Ugryźć problem tak, żeby wiedzieć skąd się wziął i dlaczego i jak sobie z nim radzić. Do tego potrzebna jest psychoterapia. Ja uczęszczam dopiero od niedawna więc poradzić nic nie mogę ale mam nadzieję, że będą postępy i często czuję się lepiej po sesji. Jakby kamień spadł mi z serca. Często przecież niema koło nas kogoś kto zrozumie co przeżywamy a psycholog nie dość, że zrozumie to jeszcze poradzi i doda otuchy. Będzie dobrze mówię WAM!! Kiedyś przeczytamy co tu napisaliśmy i sami w to nie uwierzymy :) Może i nawet całkiem zapomnimy o chorobie... Trzeba myśleć pozytywnie. Jak mam dołek to takie słowa często mnie nie pocieszają ale uważam, że i tak trzeba je sobie powtarzać i utrwalić a na pewno będzie dobrze!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dzisiaj uświadomiłam sobie ze nie mam komu się zwierzyć o tym co się ze mną dzieje.ani przyjaciołom rodzicom czy nawet mężowi:(

to jest ta cholernie smutne:( że mam tylu ludzi obok siebie a czuje się strasznie samotnie:(

każdy myśli o mnie ze tylko cały czas sobie tak marudzę i narzekam ze cały czas coś mnie boli itd.. nikt mnie nie rozumie i nawet chyba nikt nie chce mnie zrozumieć.... to jest jakaś beznadzieja już totalna

 

w dodatku ze nie dość ze mam ta przeklętą nerwice to chyba dopadła mnie depresja...:( od 2 tygodni nie wychodzę poza dom ( no chyba ze już naprawdę musiała coś ważnego załatwić) caly czas płacze nie mogę jeść i nawet nie czuje głodu........... już mam dosyć tego.

czuje się fatalnie :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

AGUNIA1989 nie jestes sama zobacz ile nas tu jest.Pisz do nas kiedy tylko chcesz.A z rodziną najlepiej porozmawiaj tak bardzo szczerze.Powiedz że naprawdę potrzebujesz ich pomocy.Może zrób pierwszy krok w stronę psychoterapi.Co o tym myślisz? trzymaj się cieplutko

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

już dawno tu nie zaglądałem ..

ostatnio zastanawiam się nad pozytywami Mojej nerwicy. Zawsze byłem taki skromny, wypłoszony, ale z drugiej strony dosyc czesto pakowałem się w jakieś głupie problemy .. Mój przelom nastapił w sierpniu zaeszłego roku. Już to opisywałem, ale przypomne, że w tym czasie nastapił katastrofalny atak nerwicy. Na samym poczatku było bardzo źle, żeby nie powiedzieć tragicznie. Zaczęła się długa i mozolna walka o powrót do 'normalności' - leki, wizyty u lekarza, terapie itd. Ogólnie rzecz biorąć poczatki jakiejś poprawy poczułem po pół roku .., ale do rzeczy: Widze w tym wszystkim pewne pozytywne aspekty: nie boje się wychodzić do ludzi co zawsze sprawiało mi wielkie problemy, nie boje się miec własnego zdania a to chyba najwiekszy plus, ogólnie czuje, że 'czuje' się tak swobodnie/ lekko. Oczywiście nachodzą mnie dni nudy/ załamania, ale nie w tak nasilonym stopniu jak chociażby jeszcze kilka miesięcy temu. Zawsze bałem się powaznej choroby psychicznej (zreszta jak pewnie wielu) .. :( nadal się Jej boje, ale jakoś tak codzienne zabieganie nie pozwala mi o tym myślec. Czasem nawet się zastanawiam czy te spokojnie odbieranie swojego stanu zdrowia nie jest początkiem czegoś poważnego. Póki co daje jeszcze rade i o tym nie mysle.

Warto brać leki, warto pakować forse w psychoterapie, warto pić jakies ziólka, ale to wszystko daje takiego efektu jak ciekawe zajęcie/ praca. Szczerze powiedziawszy moim największym lekiem stała się moja praca i zainteresowania z nia zwiazane. Chociaż początkowo też wolałem się zaszywać w domu z dala od ludzi, z dala od pracy - sam w czterwch scianach. :roll:

p.s tak mnie naszła ochote, żeby to napisac xd.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

POPIERAM praca praca praca pasja pasja pasja ... brak czasu wolnego i od razu lepiej:)

Tylko oczywiście praca którą lubimy, w której się spełniamy, która nie jest udręką tylko czymś do czego chce się wstawać...

I tego wam wszystkim życzę:) ja na dzień dzisiejszy szukam w sobie jakiegoś talentu, jakiegoś zainteresowania... zobaczymy co z tego wyjdzie:) Pozdrawiam...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mojej pracy unikam teraz jak ognia. Wciąż jestem na zwolnieniu. Planuje jednak powrót. Moja praca nie jest moja pasją choć nie powiem, sprawia mi trochę przyjemności bo wiem, że jestem dobra w tym co robię. Pracuję jako pracownik administracyjny, bawię się z fakturami. Udręką jest chyba jedynie monotonia, częste powtarzanie czynności. Leci tydzień za tygodniem i nic się nie zmienia. Odskocznią są znajomi i chłopak. No ale niestety w przypadku naszej choroby znajomi często się odwracają od nas bo po prostu nas nie rozumieją. Mam oparcie w chłopaku, który jeździ ze mną do każdego lekarza i zawsze jest przy mnie ale też często załamuje się bo nie wie jak mi pomóc i nie rozumie moich zachowań. No ale jest przy mnie i to jest najważniejsze i może nawet lepiej, że za bardzo się nie wkręca w moją chorobę bo przynajmniej jest taką odskocznią, która nie kojarzy mi się z chorobą tylko z czymś pozytywnym. Teraz zaczynamy nowy etap w naszym życiu - wyprowadzamy się do mieszkania, które właśnie remontujemy. Zaczynamy jakby od nowa bo już wcześniej mieszkaliśmy razem. To mnie bardzo uspokaja i cieszy. Trochę odpocznę i zacznę żyć na nowo. Problemy się rozwiążą. Jest ok bo mam nowe leki, biorę teraz axyven na dzień, na noc lerivon, doraźnie hydroksyzynę ( to w razie ataku lęku). Polecam axyven! Naprawę po jednym dniu stanęłam na nogi, nie mam już takich lęków. Mam złe myśli o tym, że to co robię jest bez sensu bo i tak kiedyś zniknę i nie będę wiedziała nawet, że byłam. Dzięki lekom jednak wewnętrzny niepokój zniknął i myśli łatwiej da się przegonić, nie mam jak na razie napadów silnego lęku, mogę funkcjonować i życie trochę nabrało kolorów i w końcu wymarzonego spokoju. Życzę tego każdemu, ale bez udziału leków!!! Najbardziej przeraża mnie myśl, że to tylko właśnie dzięki nim się dobrze czuję a po ich odstawieniu kiedyś to wszystko wróci. No ale nie ma co się martwić na zapas. Psychoterapia dalej trwa i na pewno za jakiś czas będzie lepiej. Trzeba w to wierzyć bo wiara też może uzdrowić! Pozdrawiam wszystkich znerwicowanych :)!!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja historia zaczęła się w 6 klasie podstawówki, gdy miałam 12 lat, teraz mam 20 lat i dalej się to za mną ciągnie. Zaczęło się od czasu dorastania, pierwsza miesiączka, itp. W szkole zawsze uczyłam się dobrze na 4 i 5, mama wywierała na mnie pewną presją pod względem nauki, jak dostałam 3, to od razu krzyczała na mnie, a po wywiadówkach zawsze przychodziła niezadowolona i kilka razy dostałam lanie za stopnie, chociaż jak pisałam uczyłam się powyżej przeciętnej. Tak było do końca gimnazjum, w LO już się nie przejmowałam nauką, a mama odpuściła. Ale od małego zawsze kłóciłam się z moim młodszym o rok bratem. On ma naturę zaczepnisia, strasznie mnie denerwuje, od kiedy pamiętam zawsze pomagałam mu w odrabianiu lekcji, a praktycznie robiłam to za niego, prawie z każdego przedmiotu, bo rodzice mnie o to prosili, bo ja byłam "zdolniejsza", i tak jest do tej pory, ja jak mam problem to rozwiązuje go metoda prób i błędów, a on jest za wygodny, tak się nauczył, nawet druku na pocztę nie umie wypisać, ani maila wysłać, to ja mu pracy szukałam, a w zamian dostaję obelgi na mój temat, ostatnio usłyszałam że lubi mnie denerwować i zawsze będzie to robić, nieraz używał siły wobec mnie, ale rodzice często stawali po jego stronie bo młodszy. Spytacie dlatego mu pomagałam? Że jestem głupia bo to robiłam? Pewnie tak, wiem to nawet, ale mam bardzo słabą naturę, wielkie sumienie i jeżeli komuś nie pomogę to będzie mnie potem dręczyło i będę płakać (bez powodu). Moja choroba zaczęła się tym, że dostałam bezdechu, nie mogłam zaczerpnąć powietrza, jakbym miała kulę w gardle, później coraz trudniej mi się oddychało, zrobiłam się sina na twarzy, przyjechała karetka, za drugim razem zawieźli mnie do szpitala, pamiętam jak mama płakała... Ale z badań nic nie wyszło, wszystko w normie, zdrowa dziewczyna. W szpitalu byłam 2 dni, wyszłam z niego i już na drugi dzień znów mnie dopadło, duszności okropne, znów karetka, znów szpital, dostałam hydroksyzyne dożylnie, w szpitalu przespałam przez to 2 dni, dzięki lekom nic mi nie było, według lekarzy byłam zdrowa, wmawiali mojej mamie że na siłę szuka u mnie chorób. Po powrocie do domu duszności wracały i tak było kilka razy. W końcu ktoś powiedział hasło: nerwica. W domu brałam Hydroksyzynę w płynie, uzależniłam się, czułam że bez tego nie przeżyję, nie usnę, potrafiłam w nocy wstawać i pić z butelki jak alkoholik, ale z pomocą mamy udało mi się to odstawić. Postanowiłam nigdy nie brac już leków uzależniających. Ale dalej pozostało to hasło nerwica. Ja nawet nie chciałam o tym słyszeć, mama też, ale po pewnym czasie, gdy byłam u każdego lekarza jaki tylko istnieje i każdy stwierdzał że wszystko jest ok ze mną, a ja wciąż się źle czułam, miałam te same objawy, a z czasem dochodziły też nowe, mama powoli zaczęła mnie namawiać na wizytę u psychologa. Nie chciałam, bałam się że jak dopuszczę do siebie słowo "nerwica". to od razu stanę się potępiona, chora, psychiczna, będę miała zrujnowane życie, bo z wariatką nikt nie będzie chciał się zadawać. Ale w końcu poszłam, nadal do mnie nie docierało że mam problemy z nerwami, u lekarzy byłam cicha, nic nie mówiłam, każdy stwierdzał jedno: depresja. W ostatniej klasie gimnazjum pojawiły się nudności, lęk przed zwymiotowaniem na ulicy, w klasie, w kościele. Ale był tylko w sytuacjach stresowych. W LO nudności nie dawały mi normalnie funkcjonować w klasie więc zgodziłam się na pójście do psychiatry tylko po to żeby dostać nauczanie indywidualne i jakieś leki, by skończyć szkołę średnią. Dostawałam masę leków antydepresantów, psychotropów, ale jakoś po każdym źle się czułam, ale gdy dostałam Moklar i Xanax, wiedziałam że to jest to, pigułki szczęścia. Na początku brałam dużo, ale byłam ciągle ospała i otępiała, naćpana po prostu, sama sobie zmniejszałam i zwiększałam dawkę. Pani doktor psychiatra zapewniała że mi nie zaszkodzą, że się nie uzależnię, później po recepty chodziłam do doktor rodzinnej. Nie było najmniejszych problemów z receptami. Później dopiero wyczytałam w internecie i na ulotce, że xanax należy do benzodiazepin i jest najbardziej uzależniającym psychotropem na rynku, a przynajmniej był w czołówce i nie powinno się go brać dłużej niż 3 tygodnie. Ja go brałam ponad 3 lata, jak nie dłużej, razem z Moklarem, pomagały mi w życiu. Postanowiłam odstawić, odstawiałam dwa razy i wciąż wracałam bo nie mogłam poradzić sobie bez nich, Maturę zdałam z lekkim trudem ale dobrze mi poszło. Poszłam na studia, po pewnym czasie znów się zaczęło, nudności ze zdwojoną siłą, 3 raz odstawiłam xanax i nie biorę do dzisiaj choć mam chwilę słabości kiedy bym chciała wziąć. Poznałam chłopaka z którym jestem już prawie 1,5 roku i jest mi z nim bardzo dobrze, opowiedziałam mu wszystko, choć bardzo się wstydziłam że pomyśli o mnie głupia, psychiczna i że mnie zostawi. Ale on mi bardzo pomaga, w sumie gdyby nie on to już dawno znów bym zaczęła brać... No i mój problem dzisiaj polega na tym że nie potrafię normalnie bez tego żyć, jestem już 5 miesiąc na detoksie, nic nie biorę, sama odstawiam, nie konsultowałam niczego z lekarzem, działam na własną rękę. Są momenty lepsze jak dzisiaj, że prawie w ogóle nie czułam nudności, jednakże są to zaledwie 3-4 dni w miesiącu kiedy tak się czuję. Nie studiuję, przerwałam z braku pieniędzy. Pracowałam rok, byłam na stażu, aktualnie szukam pracy, ale nie wiem czy uda mi się w niej normalnie funkcjonować. Ja się boję wychodzić z domu, jak idę z kimś to jeszcze jakoś jest, ale jak mam gdzieś wyjść sama, to mam takie zawroty głowy jakbym miała za chwilę zemdleć, nudności mnie wykańczają... Ja wiem że to siedzi w mojej głowie, że to jest głupie, bo co się stanie jak zwymiotuję? Nic, wiem, ale to ten lęk mnie przerasta i boję się tego że mogę po prostu zwymiotować, że ludzie to zobaczą, spalę się ze wstydu. Pomóżcie, ma ktoś podobny problem? Radzi sobie z tym? Bo ja już nie. Często boli mnie żołądek. No i ostatnio jeszcze jestem znerwicowana bratem, po prostu jak wiadomo denerwuje mnie bardzo, a gdy on mnie denerwuje to mam ochotę wyżyć się nie na nim, tylko na sobie, ostatnio chciałam się zabić, chciałam wziąć xanax + inne + alkohol i zasnąć na wieczność. Ale nie zrobiłam tego, boję się że w końcu sobie coś zrobię. Nie mogę zostawać sama w domu bo mnie łapią te myśli. Często trzęśą mi się ręce, denerwuję się błahostkami, no i te ciągłe "niedobrze mi", duszności, nie mogę spać w nocy bo mam nudności. Proszę dajcie jakieś rady. Mam zamiar wybrać się na psychoterapię, tylko nie wiem czy jest jeszcze ktoś kto mógłby mi pomóc, nie chcę psychiatry ani żadnych pieprzonych leków, chcę tylko czuć się normalnie, bez mdłości wiecznych, bez duszności, chcę znów odzyskać swoje życie! Życie jakie miałam do 12 roku życia. Pomóż ktoś ;(

 

Wiem że się rozgadałam, ale opisałam tylko główne wątki mojego życia, tak naprawdę jest tego wiele wiele więcej. Dziękuję tym którzy przeczytali całość.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×