Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica Lękowa Co zrobić? Moja historia...część 2


LDR

Rekomendowane odpowiedzi

tyska9191, Bardzo możliwe, ze nie radzisz sobie z sytuacjami dla Ciebie trudnymi. Poziom lęku wydaje się być tak wyskoki, że nie możesz być wtedy sama.

Możesz ta sytuację nieświadomie odnosić do straty mamy.

Należałoby popracować nad emocjami towarzyszącymi w stressie.

Myślałaś o tym, żeby odwiedzić specjalistę?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie, niestety sama siebie atakowac nie chce ;P

 

Slaby punkt to potrzeba zachowania zawsze i wszedzie, w kazdej sytuacji kontroli. Dlatego m.in osoby z nerwica wola byc kierowca, niz pasazerem ( jako kierowca "robisz co chcesz"), nie lubia wielkich tlumow i chaosu mimo braku fobii spolecznej (w tlumie trudno o kontrole, sporo moze sie wydarzyc), wola siedziec w kinie czy teatrze blisko wyjscia (wola miec kontrole nad tym, czy i jak szybko beda mogli wyjsc), nerwica lapie ich tez, kiedy traca kontrole nad wlasnym zyciem, kiedy dotykaja ich emocjonujace wydarzenia - moga byc tez pozytywne - wazne ze powoduja rozchwianie i nie sa rutynowe (slub, narodziny dziecka, rozwod, smierc itp, itd.)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

cze jestem tu nowy wydaje mi sie ze tez mam taka nerwice lekową.

U mnie bardzo boli mnie czoło tak bardzo czuje napiecie na czole, nie wiem co robic.

Chorowalem na schizofrenie bralem zolafren po nim nie czuje kompletnie nic ale mam prace musze sie jakos trzymac a te tabletki tylko mnie otepiają.

W bloku mieszkam i w swoim mieszkaniu czuje sie taki zaszczuty nie moge normalnie pomyslec o czymkolwiek, bo boje sie juz myslec bo wmawiano mi ze ta schizofrenia to czytanie w czyis myslach normalnie szok.

Mam zone ale ona nic nie chce ze mną o tym gadac tylko mowi zebym bral tabletki.

Bylem na dzialce z dala od blokowiska i tam wszysko bylo ok, nie czulem sie zaszczuty przez innych.

Czolo bardzo mnie boli, nieraz nie mam juz sil walczyc ale gdy czytam wasze posty "pocieszam sie"

ze nie jestem sam ze wy walczycie .

Czuje sie sam jak palec nawet moji rodzice odwrocili sie ode mnie, to samo sie dzieje z moja zoną odkad przyszla na swiat nasza corka to tak jakby kopla mnie w tylek i adijos.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cały świat się zmienia gdy na świat przychodzi mały człowiek.. ja w lipcu urodziłam dziewczynkę i na początku czułam się tak samo samotna jak Ty, wydawało mi się że nikt nie przychodzi do szpitala w odwiedziny do mnie tylko do małej, że nikogo już mój los nie interesuje... Czułam się strasznie odsunięta... Teraz jest mi podwójnie ciężko bo źle się czuję a nie mogę liczyć całkowicie na męża bo ktoś musi się zająć małą i ja też muszę się jakoś trzymać bo ona jest ciężko wyjaśnić ale źle się czuję i dodatkowo czuję się winna że jestem chora bo przecież zdecydowałam się na dziecko, ono mnie potrzebuje a ja nie mam siły wygrać z tym gównem;/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

WITAM

Napisze jeszcze raz co mi jest. Bo nikt mi nie odpowiedzial na moj wczesniejszy post. Moze jednak ktos by wiedzial i umialby mi w jakis sposob pomoc. Bylbym bardzo wdzieczny. Zaczne jeszcze raz od tego , ze: nerwica zaczela mi sie od napiecia lekowego , hipochondri , przewrazliwienia na wlasnym punkcie , napadow paniki , derealizacji , tikow nerwowych , depresji, natretnych mysli itd. Zaczolem sie leczyc. Bralem leki kilka miesiecy , potem odstawilem i bylo dobrze. Myslalem ze sie juz wyleczylem. Mimo ze bralem leki przezywalem wszystko bardzo emocjonalnie np. milosc do 2 osoby. Wszystko sie ukladalo , az do momentu , w ktorym moja dziewczyna mnie zostawila. Bylem bardzo zalamany , bo bylem z nia dlugo. Ciagle pilem , i nie wychodzilem z domu. Teraz troche jest lepiej ale martwi mnie to co mi sie dzieje. Bylem u psychiatry przepisal mi inne leki , ktore mam brac. Wrocily mi leki , depresja i to co mialem... Najbardziej boje sie tych mysli ktore mam tzn. ze np. zaraz zrobie krzywde moim bliskim , uderze kogos bez powodu np. osobe z ktora rozmawiam. Oczywiscie bym tego nie zrobil. Wydaje mi sie ze jestem jakis inny od wszystkich , mysle o tym co bd po smierci , mam depresje i mysli samobojcze. Tak sie przejalem strata mojej dziewczyny , ze zapomnialem kompletnie jak wyglada mimo ze bylem z nia tak dlugo. Caly czas o niej myslalem i moze dlatego ? Nie potrafie sie na niczym skupic , nic zrobic , ciagle mam scisk w zoladku. Caly czas proboje sobie przypomniej jak wygladala moja dziewczyna , i co raz bardziej zapominam. Niemam juz jej zdjec , na nk niema rzadnych... Mieszkam troche dalej od niej i niema mozliwosci bym ja zobaczyl... Boje sie czy nie zwariowalem ? albo czy niemam jakiejs choroby psychicznej np. schizofreni. Co o tym sadzicie ? Czy to normalne przy nerwicy ? Czy moge miec tyle tego wszystykiego tj. depresje , tiki nerwowe , natretne mysli ,derealizacje , depersonalizacje, zmienne nastroje? Prosze kogos o odpowiedz , nawet na priw. Z gory dziekuje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widzę, że nie tylko ja mam dzisiaj dzwiny stan. Jakoś tak mi źle. Nie ogarniam tematu. Wkurzam się sama na siebie, że nie mogę normalnie funkcjonować. Nie mogę już nawet telewizji pooglądać. Szukam pretekstu, żeby uciec z domu. Czasami wiem, że moje myśli nachodzą mnie mimowolnie i skutecznie je odganiam ale czasami nie mogę się ich pozbyć i wracają z podwójną siłą w jakimś najmniej oczekiwanym momencie. Też jutro do psychiatry się wybieram. Zawsze liczę na jakiś cud, że wyjdę od niego zdrowa -tak nagle- ale choroba jednak jak na razie wygywa...

Życzę wszystkim, przespanej nocy!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aha ;] Jutro ide na wizyte do psychiatry , prawdopodobnie podejme sie psychoterapi. Zobaczymy co mi powie

:great: dobry pomysł z tą psychoterapią.

 

 

Też słyszałam, że psychoterapia wiele daje ale to przychodzi z czasem. Ja byłam dopiero trzy razy więc niewiele mogę powiedzieć ale mam nadzieję, że mi pomoże. Taka wiara jest chyba najważniejsza. Często czekam tyko na dzień, w którym mam terapię. Czuję się znacznie lepiej po takiej sesji i mam ochotę do życia. Także życzę powodzenia!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziekuje za wsparcie ;]. Ja sie tylko obawiam tego czy niemam poczatkow jakies schizofreni. Bo czytam te objawy i mam tam kilka podobnych , ale niechce sie nakrecac. Juz raz podjolem sie psychoterapi , chodzilem jakis miesiac i nic mi nie dalo , stracilem duzo kasy na to , a pani psycholog nie bardzo umiala mi pomoc , dlatego postanowilem poszukac innego psychologa ;]

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hooligan123, Radzę samemu się nie diagnozować.

Ja jak czytam na temat objawów, to też znajduję wiele...to jest bez sensu. Diagnozują specjaliści!

Możesz sobie wyrządzić wielką krzywdę.

 

A na terapię zdecydowanie krótko chodzisz.

Ja uczęszczam dwa lata.

Poprawa i efekty są widoczne po dłuższym okresie czasu.

U mnie to było po ponad roku czasu od pierwszej sesji terapeutycznej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witajcie skonsumowaną przez nerwicę lęków już w 90% fromdee

 

Witam Was wszystkich bardzo, bardzo gorąco w moim pierwszym poście. Jest co prawda przywitalny lecz z dużą dozą nerwicowych dolegliwości, wspomnień i bolączek. Jeśli umieściłam go w złym miejscu, bardzo przepraszam i liczę na korektę.

 

Dopadła mnie nerwica lęków. Zakorzeniła się, wyżarła mnie od środka, zabrała wszystko, co kochałam.

Postaram skrócić się swój przypadek w kilku zdaniach, kochani.

 

Byłam za granicą. W przepięknym kraju. Mieszkałam nad morzem. Każdego dnia otwierając okno czułam świeżą bryzę i wilgotne powietrze osiadające leniwie na nieruchomej twarzy. Słońce witało mnie przez wiele dni w roku. Miałam niesamowitą pracę. Rzuciłam faceta, z którym nie byłam szczęśliwa, poznałam innego, z którym jestem do dziś. Moje życie toczyło się cudownie.

I wtedy doznałam recesji. Straciłam pracę. Każdego dnia widziałam ubywające pieniądze, aż osiągnęłam magiczne 0,00 na koncie. I wtedy się zaczęło.

 

Derealizacja. Totalna. Chociaż już wcześniej byłam osobą dość podatną i wrażliwą na odczuwanie DR czy DP nigdy wcześniej nie czułam tego aż tak intensywnie, aż do tego stopnia, że stąpam we mgle, nie wiem gdzie kończy się moje ciało, poruszam się jak robot, moje życie nie ma sensu, bo i tak umrę czy wzrokowo jestem w stanie skupić się tylko na jednym fizycznym szczególe ze wszystkiego co mnie otacza.

 

Ale nie, kochani. To nie jest wszystko.

 

Po tragicznym w skutkach dla mojej psychiki miesiącu znalazłam pracę. Ciekawą, dość dobrze płatną. Ale był mały minus, jak we wszystkim. Byłam ofiarą mobbingu. Tak, długo mi to zajęło aby się do tego przyznać. On traktował mnie jak kawałek bezwartościowego mięsa. Nie byłam dla niego człowiekiem, tylko siłą roboczą.

 

Zaczęłam miewać bóle w plecach, klatce piersiowej, dziwaczne palpitacje serca, duszności, nagłe ataki lęków. Bałam się, że mogę być poważnie chora. Ręcę trzęsły mi się kiedy myślałam o kolejnej kłótni z moim pożal się Boże przeciwnie proporcjonalnej do swego wzrostu kompetencji członkiem zarządu. (manager z niego taki jaki ze mnie Lec)

 

Mało tego, zaczęłam bać się drobnostek typu zapomnienie wyrażenia czy nawet słowa w języku obcym. Bałam się, że nie będę się w stanie porozumieć ze swoim partnerem (co jest niemożliwe gdyż 1. władam bardzo dobrym językiem obcym, którego używamy i 2. zdarza mi się to bardzo rzadko, ponieważ zawsze znajduję obejścia i uproszczenia)

 

I wtedy ten wieczór. Wypiłam dwa piwa. Oglądałam film ze znajomymi. Nagle poczułam jak zapadam się w krzesło a wszystko wkoło mnie mnie przytłacza. Doznałam najgorszego ze wszystkich które pamiętam ataku paniki. Stopy, dłonie, plecy momentalnie zaszły potem, brzuch zaczął straszyć wymiotami, gardło ścisnęło tak, że nie mogłam oddychać. Z przerażenia moje serce chciało rozerwać mi klatkę piersiową a szybkość jego bicia określam na minimum 180 uderzeń na minutę. Nie mogłam złapać oddechu. Dostałam drgawek. Otworzenie okno nie pomogło. Myślałam, że to już moje ostatnie minuty. Myślałam o byciu w trumnie.

Dobrze, że mój partner był obok. Objął mnie i przytulił z całej siły. Pokazał mi, że jest świat wkoło mnie i to co się ze mną dzieje, nie doprowadzi do niczego złego i zaraz się skończy. Zaczął mówić do mnie i opisywać rzeczy otaczające mnie, skupiając moją na nich uwagę...

 

I to był najgorszy atak. Setki mniejszych.

 

I teraz siedzę tutaj, kochani w Krakowie, zupełnie rozbita, bez mojego wspaniałego życia, które miałam. Wróciłam, nie dałam rady. Mój partner wciąż za granicą. Siedzę tutaj i płaczę niczym małe dziecko. Psychiatrę widzę w tę środę.

 

Ja chcę powrotu do normalności.

 

Witam Was jeszcze raz bardzo, bardzo gorąco i zachęcam do wypowiedzi/pomocy. Docenię każdą, najmniejszą chęć pomocy.

 

Dziękuję za Wasz czas,

 

Pozdrawiam i uściskam serdecznie

A.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hooligan123, Ja też płacę tyle za sesję.

Możesz pójść darmowo, w ramach NFZ. Tylko potrzebować będziesz skierowania oo psychiatry.

Tabletki nie uporają się z Twoimi trudnościami. To jakby zamiatanie problemów pod dywan.

Czasem są zbawienne, ale Twoich problemów nie załatwią.

To Ty musisz nauczyć się je rozwiązywać.

 

-- 11 paź 2011, 00:20 --

 

fromdee, Myślałaś o tym, żeby podjąć psychoterapię?

Poproś psychiatrę o skierowanie na terapię.

Leki to nie wszystko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moi Drodzy, znów zwracam się w tym wątku, ponieważ moja nerwica chce zabrać mi wszystkie plany i marzenia. Może zacznę w miarę od początku..

 

Rok temu, w grudniu, rzuciłam studia w swoim rodzinnym mieście, na które poszłam z przymusu bądź frustracji. Nie podobało mi się, a że były to studia dzienne, to niczego nie straciłam - prócz czasu. Potem poszłam do pracy i zaplanowałam, że od października wybiorę się na wymarzony kierunek do miasta oddalonego o 30km, na studia zaoczne.

W czerwcu miałam pierwszy atak paniki, od lipca zaczęłam terapię. No i w miarę się poprawiało (terapia psychodynamiczna).

Przyszedł jednak nieszczęsny październik, wczoraj wybrałam się na uczelnie na inaugurację, rano płakałam i lamentowałam, aż w końcu wpakowałam się do tego malutkiego busa i dotarłam.

Dziś taki sam stan jak wczoraj, a trzeba by jakąś decyzję podjąć, czy wpłacić pieniądze za studia i walczyć, męczyć się i tracić zdrowie - przyznam, że wczorajsza walka była dla mnie bardzo ciężka, nie mogę sie na niczym skupić i dłuzej wysiedzieć w jednym miejscu i na wykładzie (2,3 lub 5 godzinnym) pewnie bedzie tak samo. Tylko patrzę, byle uciec do domu.

Lub odpuścić sobie kolejny już rok (2 lata w plecy:(), wyleczyć się i dopiero ponownie zacząć naukę, tak pełną parą.

Czasami sobie myślę, że po prostu nie nadaję się na studia..

 

W przyszłym tyg. planuje wizytę u psychiatry, bo nie potrafię tak dłużej żyć :(

 

Proszę o radę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, myslałam i wiem o tym, że psychiatra nie jest jednym rozwiązaniem i na psychiatrze owym się nie skończy. Ja po prostu chcę z tego wyjść, a uważam, że lepiej jest najpierw pójsc do psychiatry, ktory zaleci (lub i nie) leczenie medyczne niz isc do psychologa, posluchac i zostac odeslanym do psychiatry.

 

Hooligan, wiem, ze sie nie umiera, ale skoro byłeś w tym samym bagnie to na bank wiesz, jakie jest to ciężkie do przetłumaczenia kiedy to masz.

 

 

Dzieki za odpowiedzi, kochani. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×