Skocz do zawartości
Nerwica.com

Wpływ toksycznych rodziców na nasze dorosłe życie.


Harpija

Rekomendowane odpowiedzi

Prawda jest taka, że człowiek DDD w dorosłym życiu zbiera tak paskudne żniwo przez to, co się działo w domu rodzinnym, że to aż nie do uwierzenia.

Wydaje mi się ze wzorce funkcjonowania wyniesione z domu to podobnie jak z umiejętnościa mówienia - jesli ktos całe życie mówił po polsku, bo ten jezyk wyniósł z domu rodzinnego, no to trudno nagle przestawić sie np na hiszpański - bo go nie zna. Tak samo DDD nie wiedza jak życ prawidłowo, działaja wg starych schematów... nawet jeśli z trudem i mozołem nauczą się nowego języka, on zawsze będzie wtórny :bezradny:
Krytyk, powiadasz...

Mialam z nim spokoj dluzszy czas, teraz - gdzies tak od 2 lat, znow sie wlaczyl. Najlepsze w tym jest, ze ja dokladnie wiem, czyj to jest glos i kto mi znacznie pomogl tego krytyka skonstruowac (na dzien dzisiejszy kilka osob).

Wiem ale to nie zmienia faktu, iz jest i ciezko sie go pozbyc.

Latwiej zniesc jego obecnosc gdy sie jest swiadomym ale nie staje sie przez to mniej upierdliwa.

No dokładnie, ja tez wiem czyj głos w mojej głowie mnie dobija, deprecjonuje, zastrasza... mam pełną świadomość, ale nie potrafie tego zmienić, co mnie do szału doprowadza :evil::(:silence:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I tak mi sie skojarzylo, wlasciwie to olsnilo mnie. Lepiej pozno niz wcale.

W domu rodzinnym wobec mnie jako dziecka byla stosowana zasada "beggars can't be choosers" - zebrak nie wybiera. Dopiero teraz ja nazwalam wlasciwie. Ciagnie sie za mna przez cale zycie i ciezko z tym walczyc.

Ciesz sie z tego co ci daja i badz wdzieczna ze wogole daja.

Nie wazne ze czegos nie lubisz i ze ci sie nie podoba - masz zjesc wszystko (a wogole co to znaczy: nie lubisz? Nie wiesz co dobre, glupia jestes, glodne dzieci w Afryce itp - a tak a propos: czy ktos z Was byl tymi glodnymi dziecmi straszony? U mnie to nawet pokazywali jak sie jakies zdjecie napatoczylo w gazecie, telewizji: o, widzisz? A ty smiesz mowic ze ci nie smakuje. Czulam sie niemal odpowiedzialna za te szkielety z wielkimi brzuszkami, ze jak ja nie mam apetytu to takie dziecko umiera czy co? Jprdl ale jazda!).

Na kolonii tez zjadalam wszystko, wpychalam w siebie zeby tylko nie zostawic na talerzu bo ojciec ciezko na to pracuje. Poczucie winy z automatu. I wdziecznosci ze wogole mam co jesc i dach nad glowa. Reszta niewazna, mozna sobie darowac bo zebrak nie wybiera itp bledne kolo.

Teraz jak to pisze to ogarnia mnie smiech sardoniczny. Badz tu czlowieku normalny po takim wychowie ;)

Z podstawowki tez wynioslam kilka traum, ktore pamietam do dzis. Moja owczesna wychowawczyni powinna za to zostac wyj*bana ze szkoly w kosmos i dozywotni zakaz pracy z dziecmi. Ale to nie ten temat bo mowimy o rodzicach.

Te pozadomowe traumy tez mnie mecza. Pozostaly niezaleczone, przez rodzicow totalnie zlekcewazone i uznane za moja nadwrazliwosc i przejmowanie sie byle gownem.

Takie to byle gowno, ze do dzis we mnie siedzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Poczucie winy z automatu.
To i wstyd, jaka jestem beznadziejna :arrow: generuje tez paniczny strach przed jakimkolwiek błedem lub niewiedzą, bo to dowód na to, ze NICZEGO NIE WIEM, NIE UMIEM, DO NICZEGO SIE NIE NADAJĘ - komunikat, który słysze od rodziców całe zycie. Każde potknięcie było obarczone natychmiastowa zjebka i wytykaniem mi go, czasami jeszcze przed długie miesiące.... wszystkie moje sukcesy były albo starannie przemilczane, albo wysmiewane /kiedy zdałam na oblegany kierunek studiów, ojciec mnie poinformował ze studia sa dla nieudaczników, którzy niczego nie potrafią O-o/. Mnóstwo w zyciu osiagnełam, a czuje sie jak śmieć, nie potrafie sie pozbierać :cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

taaaa, jeść trzeba było to co jest i bez dyskusji, żadnego zostawiania na talerzu, żadnych fochów "nie lubię" itd

od dziecka nie znosilam jednej potrawy

nie byłam w stanie tego jeść, równie dobrze mogłabym połykać gówno, naprawdę!

to nie była moja fanaberia, odruch wymiotny miałam konkretny....

musiałam to jeść, połykałam w całości, bez gryzienia, zapijająć mlekiem, żeby zapić smak, ryczałam w skrytości, bo otwarcie nie było mi wolno, chociaż i tak łzy ciekły, więc je szybko połykałam i/lub wycierałam

zawsze to samo... "nie wstaniesz od stołu dopóki nie zjesz"

aż kiedyś zwymiotowałam na talerz! cholera! gdybym wiedziała, że od tego momentu da mi spokój, wyrzygałabym się już kilka lat wcześniej!

qrfa, kochający tatuś i mamusia... całe życie się ich bałam

i ciągle miałam poczucie winy, że jestem nie dość dobra, żeby móc godnie być ich córką

aardvark3, też myślałam, że to byle gówno, pierdołami się zajmuję, było-minęło... ale to nie były pierdoły!!!

doświadczaliśmy przemocy psychicznej i wciąż odczuwamy te rany

 

jolantka, pozdrawiam Cię noworocznie :) terapia, terapia, terapia... tak możemy się wzmacniać i nauczyć się żyć lepiej

bittersweet, to porównanie do nabywania języka jest kapitalne! muszę to sobie przemysleć, dzięki :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To i wstyd, jaka jestem beznadziejna :arrow: generuje tez paniczny strach przed jakimkolwiek błedem lub niewiedzą, bo to dowód na to, ze NICZEGO NIE WIEM, NIE UMIEM, DO NICZEGO SIE NIE NADAJĘ - komunikat, który słysze od rodziców całe zycie. Każde potknięcie było obarczone natychmiastowa zjebka i wytykaniem mi go, czasami jeszcze przed długie miesiące.... wszystkie moje sukcesy były albo starannie przemilczane, albo wysmiewane /kiedy zdałam na oblegany kierunek studiów, ojciec mnie poinformował ze studia sa dla nieudaczników, którzy niczego nie potrafią O-o/. Mnóstwo w zyciu osiagnełam, a czuje sie jak śmieć, nie potrafie sie pozbierać :cry:

Haha, witamy, k*rwa, w klubie :evil:

Moje studia zostaly skwitowane przez rodzicow i rodzine:

a/takie studia to kazdy by skonczyl (najwyzsze wyksztalcenie to kuzynka - pomaturalne, ale ona sie nie pchala do nauki)

b/i tak dostalas sie bez egzaminu to po najmniejszej linii oporu czyli patrz wyzej (tak, chcialam na inny kierunek ale tutaj faktycznie - po skonczonym studium z wyroznieniem zaproponowali mi wlasnie ten wydzial - nb juz nieistniejacy od lat)

c/wydzial dla pracujacych to jest dla nieudacznikow (tak, to byl wydzial dla pracujacych a konkretnie stworzony po to, by mozna bylo sie doskonalic w zawodzie i nie przerywac praktyki, dla mnie bylo to wygodne bo zaklad wspolpracowal z uczelnia itp itd bylo latwiej)

az sama uwierzylam ze gowno potrafie osiagnac. Ze nic nie jestem warta. Albo inaczej - jestem warta tylko poprzez bycie z kims, bo ten ktos mnie "chce" a sama to juz wogole nie mam prawa nawet zyc.

Dlugo myslalam tymi kategoriami.

 

Nie chce wymieniac co zdobylam zupelnie samodzielnie - i tu, uwaga,uwaga - wlacza sie ten j*bany krytyk i wyszukuje gdzie by mozna te samodzielnosc podwazyc i czym, szuka dziury w calym, kwadratowych jaj i czego tam jeszcze - i znajduje, ale to sie bierze z tego, ze nigdy nie mialam racji, nie mialam prawa miec racji a jesli juz chcialam ja miec to musiala byc na zelaznych, "watertight" podstawach, ze nawet proton sie nie przecisnie bo krytyk mial taka zdolnosc znajdywania najmniejszej luki.

Do tego stopnia, ze nieraz sama mam watpliwosci (brrrr!)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

doświadczaliśmy przemocy psychicznej i wciąż odczuwamy te rany
Dorosłego człowieka przemoc psychiczna potrafi dobić, dowodem na to jest chocby zjawisko mobbingu - a My bylismy poddawani przemocy jako dzieci, kiedy osobowość sie dopiero kształtuje, kiedy umysł jest chłonny jak gąbka i przyswaja wszystko, co zaserwuje nam rodzina bez zastrzeżeń, jako obowiazujaca rzeczywistość. Bardzo trudno sie tego oduczyć i przyswoić teraz inne zachowanie, stąd to porównanie z językiem ;)

Dlatego wkurza mnie krytyka na DDA/DDD, ze teraz jestesmy dorośli i nie powinnismy oskarzac rodziców, tylko sami sie ogarnąć :pirate: ogarniac sie mogę, ale wypieranie faktu, że to rodzina mnie skrzywdziła, byłoby zakłamaniem :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

taaaa, jeść trzeba było to co jest i bez dyskusji, żadnego zostawiania na talerzu, żadnych fochów "nie lubię" itd

od dziecka nie znosilam jednej potrawy

Ja tez. To byl ryz z jablkami. i dokladnie tak, jak w twoim opisie - ryczalam i wpychalam w siebie jak w ges, popijalam jak bylo czym. O wyrzyganiu nawet nie smielam myslec, za bardzo sie balam.

A teraz wyobraz sobie bardzo lubie ryz z jablkami i czasami nawet sama sobie zrobie.

Wszystko traci na przymusie.

Matka miala zwyczaj stac nade mna i pilnowac. To byl chyba jej nawyk - stania za moimi plecami i obserwowania. Do dzis mam na to uraz, wlacza mi sie agresor jak ktos mi to zrobi. Ale nie atakuje tylko grzecznie zwracam uwage - skutkuje. Wtedy czuje jakby ktos drastycznie naruszal moja przestrzen zyciowa ale to tez uraz z dziecinstwa kiedy nie mialam prawa miec tej przestrzeni i wszystko bylo pod kontrola. Wiecej niz wszystko.

 

-- 02 sty 2014, 12:15 --

 

Wewnetrzny krytyk dziala na zasadzie jak sie chce psa uderzyc, to i kij sie znajdzie. Zajmuje sie wylacznie szukaniem tego kija.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wewnetrzny krytyk dziala na zasadzie jak sie chce psa uderzyc, to i kij sie znajdzie. Zajmuje sie wylacznie szukaniem tego kija.
o to to... mam ataki paniki, ze coś zrobiłam źle /a zawsze cos się schrzani, nie myli sie ten co nic nie robi/ i potrzebe kontroli rzeczywistości, która mnie wykańcza :arrow: bo nie jestem w stanie kontrolowac wszystkiego ani wszystkiego robic dobrze... mimo to możliwosć popelnienia jakiegokolwiek błędu mnie przeraża, czekam tylko kiedy wydarzy się jakaś katastrofa... a ten lęk jest o wiele gorszą karą, niz coś co faktycznie mnie moze spotkać. Swiadomie i logicznie to sobie uzmysławiam, ale podswiadomie nie posiadam wcale poczucia bezpieczeństwa - swiat to dla mnie przerazajace miejsce, które tylko czycha żeby mnie zgnoić.. tak jak to było w domu :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Swiadomie i logicznie to sobie uzmysławiam, ale podswiadomie nie posiadam wcale poczucia bezpieczeństwa - swiat to dla mnie przerazajace miejsce, które tylko czycha żeby mnie zgnoić.. tak jak to było w domu :?

W naszym dziecinstwie nie bylo bezpiecznego miejsca, zewszad czyhalo zagrozenie a znikad ochrony, pomocy, wsparcia. I trzeba bylo wypracowac sobie swoiste mechanizmy obronne.

Sprawie, ze mnie nie bedzie bolalo. Albo bede udawac ze mnie nie boli, ze mnie nie rusza, ze nie sa w stanie mnie zranic, ktokolwiek by to byl. Moze im sie znudzi i przestana. Wbrew temu, coz odczuwam: cierpienie, upokorzenie, zawstydzenie, bezradnosc i bezsilnosc. Nie okaze zadnego z tych uczuc. Nie dam im tej satysfakcji.

W szkole to jako tako skutkowalo. Ale w domu - taka postawa wywolywala skutek wrecz odwrotny od zamierzonego. Bylam bez serca, psychopatka bez uczuc (bo jak mozna sie nie przejmowac, jak mozna nie plakac - uwaga: za placz byla dodatkowa kara: osmieszanie i udowadnianie ze nie mam powodu do placzu; ergo: badz tu madry i pisz wiersze), sobek, egoistka myslaca tylko o sobie i majaca gdzies steranych, zestresowanych, ciezko pracujacych rodzicow i ja ich obydwoje wykoncze i bede ich miala na sumieniu.

W swiecie, w ktorym gdzie sie nie odwrocilas - dupa z tylu - nie bylo mowy o poczuciu bezpieczenstwa. To pojecie nie istnialo.

Nalezalo wiec nauczyc sie zyc udajac, ze sie ma poczucie bezpieczenstwa. Ale to jest jak kalectwo. Bez nogi nigdy nie bedziesz normalnie chodzil - owszem, sa protezy. Ludzie nawet biegaja. I tutaj widze wyzszosc kalectwa fizycznego nad emocjonalnym. W tym drugim przypadku odpowiednich protez nie ma.

Doszlam do wniosku, ze wiele brakow psychicznych, emocjonalnych mozna wyrownac jako tako, ze czlowiek moze funkcjonowac w miare normalnie bez cierpienia.

Ale brakow w podstawowej potrzebie bezpieczenstwa i stabilizacji nie da sie zastapic zadnym "ersatzem". To jest - a raczej tego nie ma - w nas. Jakis procent owego atawistycznego leku bedzie w nas na zawsze.

Ale moze, moze... Gdyby odpowiednio wczesnie zaczac terapie...

Podam taki przyklad - moja corka ma wade wzroku. Odkryto ja u niej dopiero w szkole sredniej i byla "nieokularowa" ani "nieoperacyjna". Okulistka powiedziala jej, ze gdyby wade zdiagnozowano i leczono do 12 miesiaca zycia to widzialaby dzis w 100% na oba oczy. W tym przypadku to nawet ja nie mialam poczucia winy ze zaniedbalam.

Tak samo jest z naszym naprawianiem siebie - dokladnie tak samo.

I nie ma co gdybac...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

na terapii dowiedziałam sie, że zaprzeczam emocjom

i faktycznie dotarło do mnie, że robię to od lat wielu, od dzieciństwa...

 

niestetey prócz toksycznego dzieciństwa miałam też takowe małżeństwo - małżonek oraz jego matka przez wiele lat wpajali mi, jak to ja się do niczego nie nadaję i nikt mnie nie lubi, nie mam znajomych, bo nie da się ze mną wytrzymać - wierzyłam w to mimo, że miałam masę znajomych, a wiele przyjaźni trwa wiele lat i wszystko wskazuje na to, że przetrwa następne dzieści, dostałam pracę bez protekcji i udało mi się w niej awansować i zdobyć uznanie wielu osób... wszystko to na nic, bo i tak czułam się nędznie

 

spieprzyłam sobie zycie pod względęm materialnym, niczego się nie dorobiłam, bo nie potrafiłam zawalczyć

od lat męczy mnie tak potworny strach, że jeśli coś mi się uda dzisiaj, to już od jutra spotka mnie za to "kara", czyli coś pierdyknie z hukiem, coś o wiele ważniejszego

 

statystycznie jestem w drugiej połowie życia i to zycie mnie przeraża

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

niestetey prócz toksycznego dzieciństwa miałam też takowe małżeństwo - małżonek oraz jego matka przez wiele lat wpajali mi, jak to ja się do niczego nie nadaję i nikt mnie nie lubi, nie mam znajomych, bo nie da się ze mną wytrzymać - wierzyłam w to mimo, że miałam masę znajomych, a wiele przyjaźni trwa wiele lat i wszystko wskazuje na to, że przetrwa następne dzieści, dostałam pracę bez protekcji i udało mi się w niej awansować i zdobyć uznanie wielu osób... wszystko to na nic, bo i tak czułam się nędznie

spieprzyłam sobie zycie pod względęm materialnym, niczego się nie dorobiłam, bo nie potrafiłam zawalczyć

od lat męczy mnie tak potworny strach, że jeśli coś mi się uda dzisiaj, to już od jutra spotka mnie za to "kara", czyli coś pierdyknie z hukiem, coś o wiele ważniejszego

Tak pokrotce to moge sie pod tym podpisac. Dwoma recami i jedna noga.

Malzenstwa toksyczne mialam dwa i pol (pol licze bo mloda bylam i krotko to trwalo, poza tym toksycznosc polegala na niekontrolowanych atakach zazdrosci ni stad ni zowad bez powodu, tylko tyle albo az tyle). Potem byl toksyk numer jeden, mistrz manipulacji i robienia wody z mozgu. Zacznalo sie od wagi lekkiej czyli komentarza do np wyborow miss w TV - patrz jak one wygladaja a spojrz na siebie. A ze bylam nieswiadomym DDD lykalam te ciosy jak pelikan. Bolalo ale... nie protestowalam otwarcie. Patrz dziecinstwo - dokladnie to samo zachowanie. Udam ze mnie nie zranil i znudzi mu sie,kiedys przestanie. A tutaj stalo sie inaczej - moj brak reakcji zostal uznany za znak przyzwolenia i hulaj dusza piekla nie ma. Czasami ostentacyjnie siadal w tramwaju bardzo daleko ode mnie bo twierdzil, ze sie mnie wstydzi. Jak to teraz pisze to chce mi sie smiac bo na takie dictum to goscia w morde i wypad z zycia!

Ex numer dwa - psychopata. Gdyby sie nie bal opinii publicznej czy kary bylby w stanie zabic. Kilkakrotnie sie wieszal na strychu jak wyszly jego sprawki na jaw (moja wina bo powiedzialam, upublicznilam) ale nadal zyje i cieszy sie dobrym zdrowiem. Mnie tylko bylo zal tego sznura od bielizny bo nie bylo na czym prania wieszac przez jakis czas ;) Mial tzw short fuse czyli bez powodu nagle wybuchal. Nawet w srodku nocy. Albo za kierownica ni stad ni zowad. Zycie na bombie z opoznionym zaplonem. Darl sie jak opetany, bil sie piesciami po glowie, walil czolem o sciane, kopal i rozwalal meble i jeszcze oczekiwal za to przeprosin :evil: Bo on przez nas taki jest.

Wtedy zaczelam sie zastanawiac nad swoimi wyborami i nad tym, ze ja przeciez w kazdym z tych przypadkow mialam czerwona lampke jesli nie syrene ostrzegawcza, byly przeslanki ze moze byc niedobrze. Czemu nie wzielam tego pod uwage gdy byl jeszcze czas? Ale to juz inna bajka.

Mozna sie zrazic na reszte zycia. Dysfunkcyjna rodzina, mobbing w szkole. Szeroki asortyment, tylko szkoda ze wszystko w uzyciu i nie mozna sobie wybrac np na dzisiaj brak poczucia bezpieczenstwa a na jutro jakis stan lekowy.

A najdziwniejsze jest to, ze ja sie nie boje publicznych wystapien! Jakis paradoks albo wyjatek co to regule potwierdza. Gdy bylam w jakiejs zorganizowanej grupie to zawsze mnie na mownice wybierali.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wtedy zaczelam sie zastanawiac nad swoimi wyborami i nad tym, ze ja przeciez w kazdym z tych przypadkow mialam czerwona lampke jesli nie syrene ostrzegawcza, byly przeslanki ze moze byc niedobrze.

ale to bylo to co znamy z domu rodzinnego.. kto nam pokazal jak ma wygladac normalny, zdrowy zwiazek? Mnie nikt

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ale to bylo to co znamy z domu rodzinnego.. kto nam pokazal jak ma wygladac normalny, zdrowy zwiazek? Mnie nikt

Dokladnie.

Albo byly sprzeczne informacje: oni sie tak zachowywali a Tobie kazali sie zachowywac wrecz przeciwnie.

Albo pokazywali dysfunkcyjny zwiazek a nam mowili jak ma wygladac prawidlowy (i ze to od nas zalezy, ze jak nie bedziemy sie zachowywac odpowiednio tzn tak jak rodzice sobie zycza to nikt przyzwoity nas nie zechce tylko jakis lazior golodupiec bez szkoly).

Albo taka perelka: matka mowi: szanuj sie a skad masz wiedziec co to znaczy, a rodzice Cie szanuja? Mogli roznie dobrze powiedziec siadaj za stery prowadz samolot. Nie ma umiejetnosci bez przykladu, bez nauki. Pozwalalam ludziom sie obrazac, ranic mnie, wchodzic mi na glowe, zabierac co moje bo nie umialam sie szanowac i powiedziec: nie. Balam sie ze spotka mnie za to cos strasznego bo w domu rodzinnym nie istnialo zaprzeczanie zadaniom rodzicow.

Jak wyglada prawdziwa wiez pokazal mi ktos bardzo bliski przed laty, za szybko odszedl - nie umialam sobie z ta wiedza poradzic, zastosowac ja w zyciu. Tak wiele otrzymalam i nie umialam z tego skorzystac. Nie bylam gotowa...

No coz, moze nie do konca wiem jak powinien ten zdrowy zwiazek wygladac ale przynajmniej wiem, jak nie powinien :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ale to bylo to co znamy z domu rodzinnego.. kto nam pokazal jak ma wygladac normalny, zdrowy zwiazek? Mnie nikt

Dokladnie.

Albo byly sprzeczne informacje: oni sie tak zachowywali a Tobie kazali sie zachowywac wrecz przeciwnie.

Albo pokazywali dysfunkcyjny zwiazek a nam mowili jak ma wygladac prawidlowy (i ze to od nas zalezy, ze jak nie bedziemy sie zachowywac odpowiednio tzn tak jak rodzice sobie zycza to nikt przyzwoity nas nie zechce tylko jakis lazior golodupiec bez szkoly).

Albo taka perelka: matka mowi: szanuj sie a skad masz wiedziec co to znaczy, a rodzice Cie szanuja? Mogli roznie dobrze powiedziec siadaj za stery prowadz samolot. Nie ma umiejetnosci bez przykladu, bez nauki. Pozwalalam ludziom sie obrazac, ranic mnie, wchodzic mi na glowe, zabierac co moje bo nie umialam sie szanowac i powiedziec: nie. Balam sie ze spotka mnie za to cos strasznego bo w domu rodzinnym nie istnialo zaprzeczanie zadaniom rodzicow.

 

to niesamowite... Twoje słowa oznaczają dla mnie coś niezwykle ważnego! NIE WYMYSLIŁAM SOBIE tego wszystkiego, nie jestem przewrażliwiona, nie przesadzam... jeszcze trochę nie wierzę, ale mocno zaczynam... :)

nie zrobiłam dla siebie z tysiąc rzeczy, bo się bałam wymagać!

jedno, co sobie obiecałam, to pomóc córce nie być taką jak ja i nie być dla niej taką, jak moi rodzice dla mnie

młoda jest jeszcze, ale już widzę, że sukcesy są :)

niestety moja sytuacja w obecnej pracy jest ciągle niezadowalająca - ale na rzęsach stanę, żeby się wymiksować z tego układu

 

aardvark3 współczuję serdecznie tego, co przeszłaś z facetami - obyś już nigdy nie doświadczyła takich okropnosci!

 

bedzie.dobrze kontynuuję ,ale nie wiem, jak długo jeszcze będę mogła

 

Candy14 ha! ja pochodzę z tzw. dobrej rodziny, w której rozwodów nie było, a jeśli się pojedyncze przypadki zdarzały, to się je pomijało, większość mojego kuzynostwa skończyło studia i robi mniejszą lub większą karierę, na spotkaniach rodzinnych atmosfera zawsze była bardzo ąąęę, kreacje, fryzury, uśmiechy, wspomnienia szacownych przodków... porzygać się można było...

a ze mnie wyrosła rodzinna porażka, bo o nauczono mnie, jak "się należy zachowywać w towarzystwie", to już kompletnie nie w życiu

 

 

przepraszam Was za moje słowotoki, ale to przez Was :P a raczej dzięki Wam wyłazi ze mnie to i owo - dziękuję :*

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

aardvark3, Candy14,

Bosze dziewczyny jak was czytam to oczy mi się robią wielkie :shock: , jakby mnie olśniło. Jak ja siebie nie szanowałam , jak próbowałam to zaraz miałam takie uczucie jakbym coś złego, nieodpowiedniego robiła,że kogoś skrzywdzę, zrobi mu się przykro i mnie odrzuci i zostanę sama, bo sama się o to prosiłam. Mój ex był ważniejszy niż ja, on nawet za bardzo się wysilać nie musiał , ja i tak ulegałam, sama dla siebie nie byłam ważna. Straszne to.

Dobrze,że chodzę na terapię. staram się być dla siebie pobłażliwa, trudne to, myślę sobie "wszystko wymaga czasu, mogę robić błędy, coś może mi nie wyjść tak ja bym chciała, na wszystko potrzeba czasu"

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

molis, Ja dopiero na terapii się dowiedziałam, że tak można i trzeba robić, mam tyle lat na karku, a tego nie wiedziałam, nikt mi nie powiedział, życia uczyłam się obserwując innych a tego nie dostrzegłam. Łatwiej mi było z*ebać siebie, oskarżyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nasz topik to jest kopalnia przemyslen i sama po sobie (oraz po Was) widze, jak bardzo pomaga w zdobyciu samoswiadomosci. A ona jest pierwszym krokiem do zdrowienia.

My juz tak na 100% zdrowe nie bedziemy i nie ma sie co oszukiwac - ale wazne, ze zacznie sie proces i poczujemy sie szczesliwsze, pewniejsze siebie. Male kroczki a jakze dla nas wazne.

Mnie bardzo pomaga i zawsze pomagalo czytanie czyichs przemyslen a jak juz znalazlam cos, z czym sie moglam identyfikowac - to jakby iluminacja, oswiecenie!

Aneczak - u mnie tez byli inni na pierwszym miejscu, potem dlugo, dlugo nic a wreszcie ja. Zeby nikt nie posadzil mnie o egoizm, samolubstwo, egocentryzm ktorym moge go wpedzic w chorobe, skrzywdzic, zranic itp. Albo zostac odrzucona. Prosty sylogizm - jesli bede myslala o sobie to komus zrobie krzywde. Podobnie jak stwierdzenie: jak ty masz racje to ja jej nie mam. Czarne i biale. Nie mozna myslec o sobie i jednoczesnie o kims, nazwijmy to, bliskim. Taka postawa w przyrodzie nie wystepuje. Czyz nie w to wierzylysmy? Pieknie nas wytresowano - wiec skad pozniejsze pretensje rodzicow ze nie umiemy sobie ulozyc zycia i wybieramy toksykow a potem cierpimy?

To jest zasada jakiegos chorego paradoksu (pleonazm?).

I jestem w tym toksycznym zwiazku, jest mi zle, chce sie wyzalic, zwierzyc do rodzica a tu ku*wa slysze: teraz narzekasz? trzeba bylo wczesniej pomyslec a teraz to cierp. I co - pojdziesz sie wyplakac? Zeby uslyszec kolejny stek krytyki i gdybania i "aniemowilam"? Niby fizycznie nie boli ale jakie upokorzenie... Tak by sie wydawalo ze po treningu z diecinstwa jestesmy uodpornieni - no, niestety. Czasami mialam wrazenie, ze mam wszystkie nerwy, koncowki od uczuc, emocji - na wierzchu tak zabolalo.

Jak sie dowiedzialam (przed Bozym Narodzeniem wiele lat temu) ze moj syn nigdy nie bedzie normalny i zdrowy (byl na obserwacji w szpitalu) - to oprocz szoku najbardziej sie obawialam powiedziec to matce. Przeciez mi nie da spokoju i zaraz zacznie wyszukiwac gdzie,kiedy i jaki blad popelnilam i na ile jest to moja wina i co moglam i ok*rwamac, zaraz po calej rodzinie napierdzieli. A jak powiem ze mi przykro gdy tak mowi to walnie, ze mnie nie bylo przykro jak (i tu wspomnienia jakichs zdarzen ktorych zupelnie nie pamietalam i kolowrot na kilka tygodni, wlazenie mi do pokoju z gorzkimi zalami...). I tak jej dawkowalam po troszeczku az sie po pol roku moze dowiedziala calej prawdy. To sie pyta dlaczego nie powiedzialam jej wczesniej? A ja odpwiadam ze nie chcialam jej martwic! I mam byc normalna? Mam mowic ludziom wprost co mysle i czuje? A kto mnie tego nauczyl - ze bezpiecznie jest mowic wprost? Nauczylam sie, dla wlasnego bezpieczenstwa, manipulacji i polprawd. Bo za prawde mozna bylo oberwac.

Wymagaja prawdy a za nia karza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aneczak, ja dopiero na terapii dowiedzialam sie ze moze mi sie czegos nie chciec, zer moge byc zmeczona i przelozyc cos na pozniej albo zwyczajnie nie miec w danym momencie na to ochoty. U mojej matki wszystko musialo byc natychmiast czy mi sie chce czy nie i czy mi to pasuje, a w malzenstwie nawet do glowy mi nue przyszlo ze moge powiedziec "nie mam teraz na to ochoty"

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aneczak, ja dopiero na terapii dowiedzialam sie ze moze mi sie czegos nie chciec, zer moge byc zmeczona i przelozyc cos na pozniej albo zwyczajnie nie miec w danym momencie na to ochoty. U mojej matki wszystko musialo byc natychmiast czy mi sie chce czy nie i czy mi to pasuje, a w malzenstwie nawet do glowy mi nue przyszlo ze moge powiedziec "nie mam teraz na to ochoty"

Dokladnie tak!

Teraz jestem sama wiec to mnie nie dotyczy ale w wiekszosci moich zwiazkow byla ta presja - musze zrobic, nie moge siedziec bezczynnie (tzn nikt mnie nie moze zobaczyc ze nic nie robie). Jak ja te presje pamietam! Ale to dom rodzinny wychodzi i ciagla kontrola co robisz, gdzie idziesz, co myslisz. Bo jak nie robisz nic to jestes bezwartosciowym darmozjadem wykorzystujacym bezczelnie ciezko pracujacych rodzicow.

 

-- 02 sty 2014, 21:57 --

 

Ale mialam pieprznik w glowie przez tyle lat. Jak w dupie po sliwkach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

i ja mam tak (póki co niezmiennie), że nie mogę nic nie robić

nie umiem wypoczywać, bo ciągle mi w głowie tłucze, że coś tam mam do zrobienia, więc do cholery jasnej nie mogę się położyć spać, bo to coś tam czeka

jak jestem zmęczona, to trudno, robota musi być wykonana, choćbym padła trupem

 

a jesli będę tak harda, że jednak jej nie wykonam, to nic, tylko się ubiczować potem

 

takie miałam w dzieciństwie pranko: matka żyły wypruwa (tu następował pokaz żył na wierzchu dłoni), a ja ją do grobu wpędzam

natychmiast czułam się jak ten grabarz, co już dół kopie, niewdzięczna za cały trud we mnie włożony

 

na początku mojego małżeństwa już wiedziałam, że to był błąd, ale nie mogłam do nich udać się z obawami

zresztą to moi rodzice zorganizowali ślub i wesele, ustalili termin, a ja się godziłam na to szaleństwo, choć pamiętam doskonale, że nie chciałam tego

 

ja pierd***

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×