Skocz do zawartości
Nerwica.com

Homoseksualizm wg specjalisty z Frondy


tematy

Czy zgadzasz się z panem Andrzejem Margasińskim co do opisu homoseksualizmu?  

11 użytkowników zagłosowało

  1. 1. Czy zgadzasz się z panem Andrzejem Margasińskim co do opisu homoseksualizmu?

    • inna odpowiedz
      2
    • nie
      6
    • tak
      3


Rekomendowane odpowiedzi

Cady...ale ja nie pisze że jest różnica w tym punkcie. Mi chodzi o to, że z tego wynika coś zupełnie innego, dla par hetero i homo. to co wynika dla par hetero, czyli dziecko determinuje dalszy związek.

 

bittersweet...no jak to czemu. Jak będąc chłopcem obserwują tatę jak sie zachowuje w stos. do mamy to sie uczę być z kobietą...Czuje że to bezpieczne, że sie czuje dobrze i że o siebie dbają...To samo dziewczynki...Jeśli jestem jednak gejem, to moja sytuacja jest inna. Nie widziałem nigdy jak gej okazuje uczucie gejowi. Nie wyrastałem w takiej atmosferze...Zaczynam czuć w pewnym wieku pociąg seksualny i go realizuje i tyle... dziecko widząc mame i tatę nie zakłada że wiąże ich ze sobą seks...widzi i odczuwa rzeczywistość emocjonalną, stos jednej osoby do drugiej...To że pary homo chcą miec prawo do adopcji to inna sprawa...W zasadzie to ludzie mało czego nie chcą. Chcenie jest banalnie łatwe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mi chodzi o to, że z tego wynika coś zupełnie innego, dla par hetero i homo. to co wynika dla par hetero, czyli dziecko determinuje dalszy związek
Skąd, jako osoba z deklaracji bezdzietna tez tworze długoletni związek :roll:
no jak to czemu. Jak będąc chłopcem obserwują tatę jak sie zachowuje w stos. do mamy to sie uczę być z kobietą...Czuje że to bezpieczne, że sie czuje dobrze i że o siebie dbają...To samo dziewczynki...Jeśli jestem jednak gejem, to moja sytuacja jest inna. Nie widziałem nigdy jak gej okazuje uczucie gejowi. Nie wyrastałem w takiej atmosferze...Zaczynam czuć w pewnym wieku pociąg seksualny i go realizuje i tyle... dziecko widząc mame i tatę nie zakłada że wiąże ich ze sobą seks...widzi i odczuwa rzeczywistość emocjonalną, stos jednej osoby do drugiej...
Nie znam się az tak na homo-relacjach ale zawsze mysłałam, ze oni dobieraja się tak w pary jedna bardziej "kobieca" osoba, czy to gej czy lesbijka, a druga jako bardziej "męski" typ. Zresztą dzieci z niepełnych rodzin tez moga nie widziec prawidłowych kontaktów rodziców, ale jakos tworzą zwiazki, mimo ze były pozbawione wzorca domowego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie znam się az tak na homo-relacjach ale zawsze mysłałam, ze oni dobieraja się tak w pary jedna bardziej "kobieca" osoba, czy to gej czy lesbijka, a druga jako bardziej "męski" typ. Zresztą dzieci z niepełnych rodzin tez moga nie widziec prawidłowych kontaktów rodziców, ale jakos tworzą zwiazki, mimo ze były pozbawione wzorca domowego.

 

Niezupełnie, to taki stereotyp, ze ktoś musi odgrywać rolę "męską", a ktoś "żeńską". Każdy związek jest przecież inny. W niektórych faktycznie można zaobserwować taki stereotypowy podział, ale generalnie, przynajmniej w bardziej mi znanych relacjach między kobietami, nie ma takich podziałów. Równie dobrze może dobrze funkcjonować związek męskiej z męską, kobiecej z kobiecą, męskiej z kobiecą, dwóch bardziej androgynicznych kobiet. I zawsze jest jeszcze problem w ocenianiu przez heteroseksualistów - co nazwać męskością czy kobiecością, bo co będziemy określać: cechy charakteru, wygląd, sposób zachowania, wypełnianie określonej roli stereotypowo przypisywanej jednej płci? to temat rzeka, bo jaką rolę odgrywa np. męska z wyglądu lesbijka, posiadająca stereotypowe kobiece cechy charakteru, która wychowuje dziecko (a jej partnerka pracuje) i zajmuje się majsterkowaniem, a jej hobby to samochody i sport...

W moim związku nie było żadnych wielkich podziałów na role, wszystko zależało od czasu, pracy, chęci, itp. żadna z nas nie miała też ekstremalnych odchyłów w stronę kobiecości lub męskości w wyglądzie i zachowaniu. No ale co ja tam wiem... W końcu, jak wcześniej padło, związki opieramy głównie na seksie, a o emocjach wiemy niewiele. :twisted: I każdy o naszych związkach wie więcej, niż my sami/same.

 

-- 06 wrz 2013, 01:04 --

 

Nie znam się az tak na homo-relacjach ale zawsze mysłałam, ze oni dobieraja się tak w pary jedna bardziej "kobieca" osoba, czy to gej czy lesbijka, a druga jako bardziej "męski" typ. Zresztą dzieci z niepełnych rodzin tez moga nie widziec prawidłowych kontaktów rodziców, ale jakos tworzą zwiazki, mimo ze były pozbawione wzorca domowego.

 

Niezupełnie, to taki stereotyp, ze ktoś musi odgrywać rolę "męską", a ktoś "żeńską". Każdy związek jest przecież inny. W niektórych faktycznie można zaobserwować taki stereotypowy podział, ale generalnie, przynajmniej w bardziej mi znanych relacjach między kobietami, nie ma takich podziałów. Równie dobrze może dobrze funkcjonować związek męskiej z męską, kobiecej z kobiecą, męskiej z kobiecą, dwóch bardziej androgynicznych kobiet. I zawsze jest jeszcze problem w ocenianiu przez heteroseksualistów - co nazwać męskością czy kobiecością, bo co będziemy określać: cechy charakteru, wygląd, sposób zachowania, wypełnianie określonej roli stereotypowo przypisywanej jednej płci? to temat rzeka, bo jaką rolę odgrywa np. męska z wyglądu lesbijka, posiadająca stereotypowe kobiece cechy charakteru, która wychowuje dziecko (a jej partnerka pracuje) i zajmuje się majsterkowaniem, a jej hobby to samochody i sport...

W moim związku nie było żadnych wielkich podziałów na role, wszystko zależało od czasu, pracy, chęci, itp. żadna z nas nie miała też ekstremalnych odchyłów w stronę kobiecości lub męskości w wyglądzie i zachowaniu. No ale co ja tam wiem... W końcu, jak wcześniej padło, związki opieramy głównie na seksie, a o emocjach wiemy niewiele. :twisted: I każdy o naszych związkach wie więcej, niż my sami/same.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bittersweet. Nie mówie o układzie 0-1 ...przecież nie piszę "wszyscy hetero" "wszyscy homo"...w zasadzie opieram się na tym co zasłyszałem i wyciagam jakies wnioski...Dla mnie to jest w zasadzie absolutnie logiczne, że związki homoseksualne są w jakichś wzgledach inne niż hetero...no ale najwyrazniej sie myle. Są identyczne i wszystko w nich jest takie samo jak w związkach hetero

 

marimorena. Tak. Może tak jest. Nie wiem...

 

Generalnie jednak widzę pewną nieścisłość jeśli chodzi o podejście do związków homo...Ja osobiście nigdy nie byłem przeciw homoseksualistom. Jednak od jakiegoś czasu zupełnie nie potrafię objąć swoim rozumem tego co sie dzieje...Było dla mnie jasne że homoseksualiści są inni i tworzą związki innej natury...to było dla mnie oczywiste i to akceptowałem. Zupełnie mnie nie interesowało to czym one miałyby się różnić...ale było jasne że sie różnią. Myślałem że pary homo walczą o to, żeby społeczeństwo akceptowało tą inność...jednak najwyrazniej sie mylę... Nie rozumiem jak można być za akceptacją związków homo i jednocześnie chcieć je naprawiać...To jest nielogiczne. Jeśli jest 2-ka ludzi i oni tworzą związek to po co ten związek sztucznie upiękrzać,wzbogacać skoro wszystko jest niby ok?Chodzi o te wszystkie śluby kościelne,chodzi o chęć posiadania dziecka...Jak zapytasz czemu homoseksualiści mieliby mieć prawo do adopcji to odpowiedz padnie "bo mają prawo"...no ja osobiście innego argumentu nie usłyszałem...Czy akceptacja homoseksualizmu, nie powinna polegać na akceptacji faktu, że z tych związków dzieci nie ma? Sami homoseksualiści chyba mają kłopot z akceptacją swojego homoseksualizmu...No ja tu widzę nieścisłość. Rozumiem że jeśli ktoś jest niepełnosprawny, to pomagamy mu funkcjonować. Robimy specjalne schody, windy...Czy środowiska homo nie mają takiego samego podejścia do samych siebie? Po co walczą o te rózne prawa skoro wszystko jest ok i ma dązyć do akceptacji? Co to w zasadzie za akceptacja, co w swej postawie ma dażenie do sztucznej zmiany, lub sztucznego zasypania róznicy...w tę albo w drugą. Jedno albo drugie. Tu jest dla mnie jakieś pomieszanie...No chyba że uznajemy homo za kogoś w rodzaju kaleki, któremu trzeba pomóc w niedoli

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pomieszanie z poplątaniem. Religia nie jest przymusowa. Nie masz minimum rzetelności wobec faktów, skoro piszesz taką rzecz - bo nie możesz tego nie wiedzieć.

Kościół nie ma żadnych środków przymusu i nie może nikomu niczego zabronić. Mówienie tu o mentalności Kalego nie ma żadnego sensu logicznego. Nauczanie o tym, że coś jest dobre, a coś złe, nie jest tym samym, co wprowadzanie jakiegoś prawa. Każdy może zignorować to, co mówi Kk, nie uważasz chyba, że nikt nie stosuje antykoncepcji, bo wszyscy się tak bardzo przejęli nauką Kk? Każdy może się nie zgodzić z tym, że linia podziału między dobrem i złem faktycznie tak przebiega, jak mówi Kk, albo ktoś może uznać, że coś jest złe, ale nadal będzie to robił, z różnych powodów (bo na przykład nie potrafi inaczej) albo w ogóle może nie zaprzątać sobie głowy tym, czy coś jest dobre czy złe.

To znaczy ja wierzę, że istnieje sumienie i dlatego ciężko jest w istocie zignorować granicę między dobrem a złem, ale to jest inna kwestia.

 

Przecież KK ma wpływ na prawo, podczas wyborów nawet się opowiada za którąś ze stron, aborcja stem cell research są ograniczane przez religie. Jakby KK powiedział że prawo nie jest ich sprawą bo ludzie mają wolną wole ale katolik nie powinien się poddawać aborcji to byś miał racje, ale KK chce kontrolować wszystkich przez prawo również tych którzy się z nimi nie zgadzają i zakazać wszystkim aborcje. Chcą prawnie ograniczać wolność innych w sprawach które ich nie dotyczą, a potem twierdzą że religia to sprawa prywatna, albo jedno albo drugie. To nie jest religia która mówi jak mają się zachowywać wierzący tylko totalitarna religia która chce to wymusić jak będzie trzeba. (nie każdy tak interpretuje religie, ale generalnie tak jest)

 

W związku heteroseksualnym możliwa jest pewna jedność - biologicznie popęd służy do płodzenia potomstwa, człowiek jest tak zaprogramowany - by szukać osobnika przeciwnej płci, uzupełniać się z nim - emocjonalnie, biologicznie i mieć z nim potomstwo. To wszystko nie jest do osiągnięcia w związku homoseksualnym, dlatego opierają się one głównie na seksie, który z kolei głównie opiera się na perwersjach i wynaturzeniach - z braku właśnie tego współdziałania, pomocy ze strony natury, własnego organizmu, różnic płciowych (też emocjonalnych czy wręcz duchowych) i możliwości realizacji celów wyższych (posiadanie dzieci) musi się opierać na czymś sztucznym. Dlatego zachowania homoseksualne mogą prowadzić do cierpienia.

 

To jak dwie osoby hetero wiedzą że nie mogą mieć razem dzieci to powinni się rozstać bo im tylko chuć zostaje ze związku?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oczywiście że nie...bo pary zwykłych homoseksualistów nie mają głosu i nikt ich nie słyszy...często ci co są na szczycie tych ruchów są nierozumiani przez środowisko które reprezentują(ale to inna bajka). W zasadzie ci co są na szczycie też mają mało do powiedzenia...To nie geje wywalczają sobie prawa. To społeczeństwo im je daje...oczywiście pojawiają sie też różnej maści aktywiści wpisujący się w ten kurs...Pojawiają sie też przeróżne Eltony Johny i inni którzy po prostu chcą...Jakby teraz ktos uznał że blondyni mają dostać z "funduszu dla blondynów" po 1 mln złoty to myślisz że blondyni by nie chcieli?...Pewnie większość byłaby zażenowana, ale pojawili by sie aktywiści blondyni, troche cyniczni, troche pragmatyczni którzy mieliby to w dupie i poszli by po kase....U homoseksualistów sprawa jest troche inna. Ponieważ oni rzeczywiście wierzą że mają prawa do adopcji dzieci, a odebrane mają je tylko tymczasowo...ponieważ cała wieczność sie pomyliła, ale już naprawia sprawę i oddaje im "ich prawa" do...i tu sie wymienia. To jest czystej wody głupota, której nawet nie ma sensu komentować...ale wyjaśnie jak ja to widzę i czemu takie bzdurne bezdennie głupie argumenty "bo tak" są sensowne

 

Ludzie generalnie są ślepi. Jako jednostki, jako narody, jako ludzkość. Jesteśmy pchani pewnymi: emocjami, popędami, potrzebami, namiętnościami itd...robimy sobie Olimpiady, dajemy noble co w świecie ludzi i prestiżu jest szczytem. Najwyższa nagroda, splendor itd...Dajemy nagrodę za pokonywanie rzeczywistości...za najszybsze pobiegnięcie, za najwyższe skoczenie, za odkrycie tego, za odkrycie tamtego...generalnie za zmianę świata nas otaczającego. To jest to co nas pochłania i tak po prostu jest. Nikt tego nie wymyślał. To wymyśla sie samo i tak jest od zawsze...Taka jest dla nas rzeczywistość. Chcemy ją zmieniać, mierzyć sie z nią pokonywać ...jednak nie dostrzegamy zupełnie i nie chcemy dostrzegać jej innej części. Nie dostrzegamy tego co wynika z pójścia za tą potrzebą, za tym zewem naszej natury...Nie dostrzegamy tego, że zmieniając świat, zmieniamy nas samych. Nie dostrzegamy tego, że wymyślając nowe samochody, komputery, lekarstwa itd... świat zmieniamy w 0 stopniu. Zmieniamy nas samych...choć mówi się o "zmienianiu świata" co jest w zasadzie ułudą. Zmieniamy nasz hermetyczny świat, który w zasadzie ma służyć zmianie naszego życia...a horyzontu tej zmiany nikt nie jest w stanie dostrzec. W latach 30(chyba) żył jakiś myśliciel wizjoner...Koleś przewidywał rozwój mechaniki, automatyki do tego stopnia, że uważał że wiekszość prac będą wykonywały za nas maszyny. pomylił się? Nie...ale co przewidywał dalej? Że będziemy pracować po 1h dziennie i bedziemy sie zajmować podróżami, literaturą, sztuką, rozrywką :smile: i oczywiście tutaj gówno przewidział. Jest odwrotnie. Może nie pracujemy więcej niż kiedyś, ale tempo życia wzrosło itd... Jak to sie stało? Po prostu pchają nas te same rzeczy.Ciągle i ciągle bezwiednie na przód...

 

Teraz żyjemy w czasach po hekatombie i traumie XX wieku. Nacjonalizmów i innych gorszych przeróżnych izmów...Niemcy róznią się od Żydów/Polaków. Polacy od Litwinów/Ukraińców itd... są , cyganie, komuniści, nacjonaliści, komuniści itd... itp... Ludzie jednak mieli dość specyficzne podejście do rozwiązania owych problemów: Dominacja, pokonanie, zniszczenie, unicestwienie... doprowadziło to do tragedii, po której przyszedł spokój...My na podwórku czesto graliśmy pietro na pietro(blok), klatka na klatkę, blok na blok itd... Zawsze napedzała nas ta wewnętrzna siła do rywalizacji, do rożnienia się...zawsze tak było i jesteśmy wobec tego bezsilni, bo tego nie rozumiemy i nie dostrzegamy. Po prostu żyjemy... Jednak jest pewien sposób. Mianowicie socjalistyczne podejście do świata i społeczeństwa. Nie chodzi o socjalistów ekonomicznych. Chodzi o socjalistów społecznych, życiowych...Oni widza świat dokładnie tak samo jak poprzednicy, ale maja zamiar "problem" spacyfikować, rozwiązać inaczej...Dochodzi do stopniowego zjednakowiania wszystkich...Obecnie czarni, żólci biali sa jednakowi. Mówienie o różnicach nie wypada. Zjednakawiamy mężczyzn i kobiety itd...itp...Wciągamy też poprzez intelektualne i siłowe "zjednakowienie homoseksualistów" . To dotyczy także spraw mniejszych i mniej jaskrawych...Po prostu to podejście to bezradność społeczna...Społeczeństwa są przerażone(gdzies tam głęboko). Sa bezsilne wobez żądzy walki,mordu, rywalizacji itd... To w nas drzemie, więc chcemy to zakłamać. Poprzez pewien "świadomy" wysiłek kolektywny tworzymy konstrukcję społecznych, norm które mają zaradzać. Mamy widzieć i udawać że homoseksualiści są nam jednakowi. Taki mamy spos. myślenia

 

Tu nie chodzi o sprawę homoseksualistów. Dla tego właśnie na pytanie czemu dajemy im prawo do adopcji odp brzmi "bo mają prawo"...Po prostu nie wiemy tego. Nikt nigdy sie nad tym nie zastanawiał. Idea(w tym przypadku socjalizm) nie jest inteligentna. Idea pojawia sie w naszych głowach dopiero na kolejnym stopniu. Idea jest kreowana jako potrzeba społecznego ładu, pójścia w inna stronę...ale biegniemy nia gnani na ślepo. Żadne żady nie interesowały sie tematem. Interesowały sie tylko jak doprowadzić do prawnej akceptacji tego co oczywiste, czyli że homo mają miec prawo do adopcji...To jest ogromny proces, a nie działanie homolobby. Tak ten PROBLEM rozwiązujemy. Problem natury, w której inne walczy z innym... . Tu nie chodzi o równość, akceptacje, tolerancję.Tu chodzi o jednakowość. Trzeba ją zbudować wszelkim kosztem...To jest ideologia

 

Do tego dochodzą setki innych czynników społecznych..o których napisać nie ma miejsca i których nie da sie pewnie dostrzec...Jednak to co widzimy nie jest tym czym jest w rzeczywistości. Ta dyskusja nie jest dyskusją o tym, o czym sie wydaje być. ...dla tego jest ten bezsens i jesteśmy przekonywani że ten "problem" musimy w sensie społecznym tak rozwiązać. Dzieci mogą na tym ucierpieć...no ale

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zujzuj,

Jak zapytasz czemu homoseksualiści mieliby mieć prawo do adopcji to odpowiedz padnie "bo mają prawo"...no ja osobiście innego argumentu nie usłyszałem...Czy akceptacja homoseksualizmu, nie powinna polegać na akceptacji faktu, że z tych związków dzieci nie ma?

Ja bym patrzył na to z zupełnie innej perspektywy. Nie powinno mieć znaczenia to, czy ktoś uważa, że mają prawo do adopcji bądź nie.

Najistotniejsze jest dobro dziecka i to czy ono ma prawo do własnego domu i rodziców(opiekunów w tym wypadku, jak ktoś woli).

Oczywiście dzieci mają to prawo. Sytuacja nie wygląda tak, że brakuje dzieci do adopcji i heteroseksualiści biją się z homoseksualistami o nie.

Jest cała masa sierot i pewnie nawet jeśli pary homoseksualne zaczną je przygarniać, to ciągle będzie dużo dzieci w sierocińcach. Dylemat nie polega na tym czy dziecko będzie wychowywane przez kobietę i mężczyznę, czy przez 2 osoby tej samej płci, tylko albo będzie u opiekunów tej samej płci, albo w domu dziecka.

Z tej alternatywy zdecydowanie lepiej wychodzi mieszkanie u pary homo.

 

Jeżeli ktoś się nie zgadza na adopcję przez pary homoseksualne, bo to nie jest "prawdziwa" rodzina, to czy nie powinen również chcieć zakazu adopcji dzieci dla osób samotnych? Jedna matka albo jeden ojciec plus dziecko, to róznież nie jest rodzina. Naprawdę są ludzie, którzy uważają, że w domu dziecka będzie lepiej?

 

Jeśli chodzi o prawo polskie, to adopcja dziecka przez osobę homoseksualną jest legalna.

Problemem jest to, że partner tej osoby nie posiada praw rodzicielskich, więc w przypadku śmierci prawnego opiekuna dziecko zostania odebrane i odesłane do sierocińca.

 

W tej sprawie naprawdę najważniejsze jest dobro dziecka to, że ktoś chce mieć dziecko jest kwestią drugorzędną.

Może i pary homoseksualne nie mogą mieć biologicznego potomka, ale to nie znaczy, że nie potrafią zaopiekować się dzieckiem.

 

-- 06 wrz 2013, 15:55 --

 

Jakbym miał wybierać czy jakieś dziecko będzie się wychowywać u pary hetero czy homo, to nie mając innych informacji o tych ludziach wybrałbym heteroseksualistów.

W Polsce pary, heteroseksualne oczywiście, mają pierwszeństwo jeśli chodzi o adopcję w porównaniu do osób samotnych. Podobnie powinno się rozpatrzyć sprawę adopcji przez homoseksualistów. Najpierw hetero, potem oni, a na końcu single.

Takie jest moje zdanie.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może i pary homoseksualne nie mogą mieć biologicznego potomka, ale to nie znaczy, że nie potrafią zaopiekować się dzieckiem.

 

ja bym bardziej rozpatrywała tą kwestię w innym wymiarze- jakie będą konsekwencje adopcji takiego dziecka przez parę homoseksualną w aspekcie traktowania go przez rówieśników. jak inne dzieci będą odnosiły się do takiego dziecka? czy zaakceptują fakt, że wychowywane jest przez parę homo? czy nie będzie kąśliwych uwag, przykrych sytuacji? wydaje mi się, że będą. że takie dziecko nie zostanie zaakceptowane przez większość swoich kolegów. co może wpłynąć niekorzystnie na jego samopoczucie, patrząc dalekosiężnie- na jego psychikę, a więc także na całe dorosłe życie. mimo że i tak nie ma łatwo będąc w domu dziecka, to wydaje mi się że konsekwencje adopcji przez parę homoseksualną wydają mi się i tak bardziej destrukcyjne dla samego dziecka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

socorro,

jakie będą konsekwencje adopcji takiego dziecka przez parę homoseksualną w aspekcie traktowania go przez rówieśników.

Ale czy to nie to samo co zastanawianie się nad konsekwencjami adopcji dzieci przez małżeństwo murzynów?

Dzieci adoptowane przez murzynów, również będą gnębione przez rówieśników. Czy to znaczy, że czarni są złymi rodzicami? Nie, to nasze społeczeństwo jest chore.

 

Oczywiście ten problem również trzeba wziąć pod uwagę. Prawo do adopcji przez homoseksualistów nie może być przyznane z dnia na dzień. To o czym rozmawiamy, to na razie czyste gdybanie. Póki co, to nawet sprawa zwiąków partnerskich nie jest jeszcze załatwiona.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale czy to nie to samo co zastanawianie się nad konsekwencjami adopcji dzieci przez małżeństwo murzynów?

Dzieci adoptowane przez murzynów, również będą gnębione przez rówieśników. Czy to znaczy, że czarni są złymi rodzicami? Nie, to nasze społeczeństwo jest chore.

 

ja wcale nie kwestionuję jakości opieki nad dzieckiem przez taką parę. chodzi tylko o to, że nastawienie społeczne do takich kwestii jest bardzo niefajne, tak jak piszesz, a dzieci nie przebierają w słowach i w czynach, dlatego martwiłabym się jak to adopcyjne dziecko byłoby przez nie traktowane :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

socorro, Po prostu Polacy są mocno ograniczeni. Mamy rasistowskie i nienawidzące odmienności społeczeństwo.

To przechodzi na dzieci, a one już potrafią być okrutne dla rówieśników, których nie akceptują.

Naród wspaniały, ale ludzie ch*** :P

 

Problem nie leży w samym prawie do adopcji, a w innych ludziach. Po prostu trzeba małymi kroczkami powoli podnosić poprzeczkę i przyzwyczajać, a głównie to edukować.

Oczywiście dla niektórych to będzie obrzydliwa homopropaganda w podręcznikach, serwowana przez homolobby, upadek "wartości" i walka z kościołem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

socorro, zacząć powoli, choćby od związków partnerskich, których ciągle się nie udało przeforsować. Potem powoli przyznawać kolejne prawa, wprowadzić edukację seksualną do szkół, bo to co jest na WDŻ i biologii zakrawa o żart.

Wcale nie musi być dużo takich lekcji, są ważniejsze przedmioty, ale żeby program był dobrze ułożony i podręczniki porządne, kadra nauczycielska przygotowana.

 

Obecnie już są różne akcje jak np. celebryci przyznający się do swoich dzieci homoseksualistów itd.

Tym już oczywiście powinny się zajmować osoby zainteresowane.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1234qwerty...sprawa nie jest łatwa. Tym bardziej jeśli sie wplątuje w to prawo...Wiadomo że jak dzieciak mieszka sam w kanale, to lepiej niech mieszka z innymi na dworcu,lepiej w sierocińcu, lepiej w rodzinie itd itp...Rodzina homoseksualna nie ma żadnych szans dać dziecku tego, czego potrzebuje, a co rodzina hetero mu da. Para homo nie jest w stanie dać nic czego nie może dać para hetero...Obecnie wszędzie sie trąbi o tym, że jest kryzys ojcostwa. Jeśli chłopak nie będzie miał wzorca męskiego to ma problem życiowy...itd...Tego jest pełno. Tej dziury w duszy nie da sie zasypać. Dzieci najbardziej rozrabiające, to takie co nie mają ojca który ich uczy.... Nie chodzi o psychopatologie...Odpal sobie Animal planet i zobacz co robią zwierzątka...Co robią duże zwierzątka z małymi? Przygotowują je do życia w środowisku je otaczającym...Naszym środowiskiem jest społeczeństwo i my w nim. Także jako przyszli rodzice mający stworzyć związek z kobietą/mężczyzną...Jeśli chłopaka wychowują 2 lesbijki, to o czym my tu rozmawiamy? Jak on bedzie dojrzewał emocjonalnie, psychoseksualnie? Jak ma sie nauczyć bycia męzczyzną przy kobiecie...jak ma sie nauczyć jak to wygląda? Nie może. Ale wy macie to w dupie...ponieważ teraz czlowiek ma wpierdalać batony, wafelki i robić jak ćwok w boksie 1,5mx1,5 przez całe życie. Kupować srajfony, być milutki...a przeciez liczyć , czytac i tak sie nauczy...Kogo takie bzdety jak męskość i kobiecość obchodzą, jeśli dzisiaj tego już nie ma?

 

Oglądałem film o invitro. Grupa nastolatków jakoś tak wyszło że była dziećmi invitro z jednego ojca, którego oczywiście nie znali...Jednak poznali siebie na wzajem i postanowili "ojca" odnależć. Jednym z dzieciaków był koleś wychowywany przez lesbijki...Mówił dokładnie o tym o czym pisze. Ten koleś był tak głodny jakiegokolwiek wzorca, że chciał jechać chociaż tylko zobaczyć kogoś kogo miałby prawo uznać za wzorzec męskości...Ta kwestia jest bagatelizowana...bo kogo obchodzi coś czego zmierzyć sie nie da? Jak w UE trzeba zrobić definicje banana, to sie zrobi i żyć bez niej nie można, bo nikt nie wie co to takiego. Kwestii takich jak opisuje wyżej państwo nie widzi, więc jej nie ma. Rodzina ma zapewnić: jedzenie, nauke, czystośc, nie bić i tyle. Takie standardy pary homo na bank spełnią ...tylko że to nie wszystko. Nie stety

 

Czy pary homo chcą adoptować 10-latków? Przecież dzieciaków 8+ to nikt nie chce..a o niemowlaki do adopcji to sie ludzie zarzynają...Tym bardziej ludzie homoseksualni mogą mieć problem z adopcja starszych dzieci ze względu na możliwe przeróżne poglądy...opinie samych dzieciaków. Więc to o czym ty piszesz nie istnieje. Dopuszczenie par homo do adopcji nie sprawi że dzieci z sierocińców zaczną znikać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Problem nie leży w samym prawie do adopcji, a w innych ludziach. Po prostu trzeba małymi kroczkami powoli podnosić poprzeczkę i przyzwyczajać, a głównie to edukować.

Oczywiście dla niektórych to będzie obrzydliwa homopropaganda w podręcznikach, serwowana przez homolobby, upadek "wartości" i walka z kościołem.

Widzę że bardzo łączysz te negatywne poglądy z wiarą i z chorobami umysłu (istnienie "lobby homoseksualnego" to moim zdaniem przejaw urojeń bądź paranoi - gruba przesada). A ja na przykład wcale nie jestem wierzący i "mimo to" nie zagłosowałbym za umożliwieniem adopcji dzieci parom homoseksualnym. Za to owszem, swoje podejście tłumaczę niechęcią do przyzwolenia na upadek pewnych wartości.

 

Wcale nie trzeba być zaściankowym pseudokatolikiem żeby się pewnym rzeczom sprzeciwiać. Te tak zwane "wartości" najczęściej faktycznie utożsamiane są z pewnymi chrześcijańskimi "wytycznymi", ale patrząc na sprawę obiektywnie, bez anty-wiarowego fanatyzmu, nie ma siły żeby nie dostrzec w nich swoistego sensu.

 

Jako osoba niewierząca ale i inteligentna zarazem, wewnętrznie skręcam się zarówno kiedy słyszę głupoty wygadywane przez świrów religijnych jak i świrów antyreligijnych. Świry antyreligijne postrzegają walkę z wiarą w debilny nieco sposób, mianowicie twierdząc że absolutnie wszystko co głosi KK jest głupie, średniowieczne i należy z tym walczyć. Otóż, moim zdaniem, nie do końca sensowna to postawa. Czemu? Ano temu, że chrześcijaństwo swego czasu ubrało pewne wartości w słowa zrozumiałe dla prostego ludu, podbarwiając je nadnaturalną mitologią. Skręca mnie jak słyszę że "cała Biblia jest gówno warta", bo tak nie jest. Nie da się zaprzeczyć - NIE DA! - że takie wytyczne moralne jak "nie kradnij" czy "nie zabijaj" są sensowne także dla agnostyka, ateisty, czy kogokolwiek odcinającego się od usystematyzowanej wiary. Prawda jest taka że pod całą tą nadnaturalną przykrywką znajdują się wytyczne, "wartości", które służą społeczeństwu które je wyznaje. I wydaje mi się że wiele osób nie chce o nich myśleć, bo skupiają się tylko na tym co jest faktycznie idiotyczne i przedawnione. Biblia mówi: nie cudzołóż, bo pójdziesz do piekła. Dla co głupszych ateistów to jest okazja do wyśmiania tej "wartości", ze względu na to że piekło to bajka itd. Fakt, ale trzeba zdać sobie sprawę, że forma w jakiej ujęty jest ten "zakaz" może i jest na dzisiejsze czasy bzdurna, ale sama "wytyczna" ma jak najbardziej sens. Cudzołożnictwo (śmieszny dzisiaj termin, ale pozostańmy przy oryginalnym nazewnictwie) nie jest zjawiskiem pozytywnym - rozbija rodziny, skłóca członków społeczności, wpieprza w niemiłe sytuacje niczemu niewinne ofiary (dzieci, teściowie, krewni - wykryte cudzołożnictwo często prowadzi do rozwodu a to wpływa na całe rodziny). Tylko zaślepiony idiota stwierdziłby że "można rżnąć żonę sąsiada, bo zabrania nam tego książka napisana przez najaranych gości setki lat temu".

 

Wniosek: nie wszystko co głosi religia jest z założenia bezsensem. Sens jest ubrany w - owszem - przestarzałą formę i to z ową formą należałoby walczyć, a nie z samymi wartościami.

 

Jak się to ma do problemu homoseksualistów?

 

Biblia mówi o nich obraźliwie, zwąc "sodomitami" itd; wytyczne które daje odnośnie postępowania z nimi - są na dzisiejsze czasy barbarzyńskie i pozbawione sensu, ot, choćby tu: http://www.youtube.com/watch?v=B58GSLp_JIg pan Cejrowski dobitnie pokazuje jak "zacofaną" argumentacją posługują się ludzie wiary odnośnie homoseksualistów. I fakt, ten zaściankowy "płaszczyk" jest godny politowania jak nie potępienia. Fakt, nie trafia do mnie tłumaczenie "nie godzimy się na gejów bo Bóg tak nam przykazał". Ale! - wracając do tego co pisałem wcześniej, że Biblia przekazuje pewne sensowne wartości ubrane w słowa adekwatne do czasów w których powstawała - zachęcałbym do spojrzenia na sprawę z innej strony. Mianowicie już tysiące lat temu co mądrzejsi (w tym wypadku - autorzy Biblii) uważali homoseksualizm za zjawisko negatywne. W pewien sposób można powiedzieć że wyprzedzili swój czas, bo to jest stwierdzenie godne ewolucjonisty - a o teorii ewolucji nikt wtedy jeszcze nie słyszał. Mimo to ludzie ci wiedzieli że homoseksualiści to "ślepe zaułki ewolucji", błędy, odstępstwa od normy. "Postępowcy" dzisiaj mocno akcentują to że homoseksualizm nie jest nienaturalny bo występuje także wśród zwierząt. OK, ale zapominają przy tym że te zwierzęta są skazane na wymarcie, przez swoją orientację nie mogąc rozprzestrzenić swoich genów. Natura radziła sobie z tym problemem w swój "naturalny" sposób - osobnik homoseksualny umierał nie zostawiwszy potomstwa. Coś w tym musi być, bo natura jest najlepiej działającym mechanizmem świata. Działa bezbłędnie od miliardów lat.

 

I teraz niektórzy chcą na siłę iść "pod prąd" natury. Powstaje pytanie: czy jest to zdrowe zjawisko? Skoro natura tak "urządziła" homoseksualistę że nie jest skłonny do zachowań seksualnych owocujących potomstwem, to może nie należy na siłę zmieniać tego co stworzyła? Gdyby zamysłem natury było żeby homoseksualiści posiadali dzieci, to może wprowadziła by odpowiedni "program", skutkujący na przykład tym że taki osobnik czasowo zmieniałby orientację na hetero, aby rozprzestrzenić swe geny, po czym powracał do swej "naturalnej" orientacji? Działanie wbrew naturze nigdy nie przynosi dobrych rezultatów (choćby produkcja materiałów syntetycznych skutkujących zmianami środowiska - z czego dopiero w ostatnich dekadach zaczęliśmy zdawać sobie sprawę).

 

Tak więc to wykpiwane "upadanie wartości" może mieć więcej sensu niż na pierwszy rzut oka się może wydawać. Tu nie chodzi o to że ludzie owych wartości broniący to ślepe betony, sprzeciwiające się zmianom. Chodzi o to że działanie wbrew odwiecznym prawom może dać wymierne negatywne rezultaty. Weźmy za przykład rewolucję seksualną i feminizm - "wynalazki" ostatniego wieku. Nie jestem szowinistą, nie twierdzę że kobiety powinny wyłącznie siedzieć w kuchni i niańczyć dzieci. Ale niezaprzeczalnym faktem jest że w ostatnich latach przyrost naturalny maleje. Rodzi się coraz mniej dzieci - dlaczego? Bo coraz więcej kobiet wybiera karierę zamiast potomstwa. Czy jest to trend pozytywny? Moim zdaniem nie - i jest to bezpośredni skutek zaburzenia "odwiecznego porządku rzeczy". Ludzie krzyczący o "upadku wartości" mogą faktycznie sprawiać niekorzystne wrażenie, niejako z automatu nastawiając ludzi o odmiennych poglądach przeciwko nim i wszystkiemu co głoszą. Tymczasem nawet nie zdając sobie może z tego sprawy, krzycząc o upadku wartości ludzie ci bronią praw natury, mechanizmów sprawdzających się przez tysiąclecia istnienia naszego gatunku.

 

Zresztą, przypomnijmy sobie Rzym. Było to wielkie imperium, wielka cywilizacja. Cywilizacja ta upadła. Teorii na temat jej upadku jest wiele, ale pojawia się tam między innymi, potocznie mówiąc, "upadek obyczajów". http://pl.wikipedia.org/wiki/Przyczyny_upadku_zachodniego_cesarstwa_rzymskiego

 

"Uzbrojeni przez Rzym, świadomi jego techniki wojennej i taktyki, stali się Germanie bezpośrednią przyczyną barbaryzacji i rozpadu imperium zachodniego na państwa plemienne, zapoczątkowując tzw. wieki ciemne (VI-VIII w. n.e.) i okres średniowiecza."

 

Owa "barbaryzacja" to między innymi właśnie owo "zdziczenie", upadek wartości. Historia lubi się powtarzać, jak głosi przysłowie, a wbrew temu co mówi inne - ludzie nie do końca chcą się uczyć na swoich błędach. Czy jesteśmy w stanie przewidzieć że stopniowe zezwalanie na coraz większe "zdziczenie" nie doprowadzi nas do upadku? Osobiście uważam to za prawdopodobne i dlatego bronienie pewnych "wartości", nawet jeśli wydają się przestarzałe i bezsensowne - może mieć więcej sensu niż podejrzewamy.

 

 

A tak na koniec, po tym moim filozo-społecznym bełkocie, opinia mojego brata geja na temat adopcji dzieci przez pary homoseksualne:

 

"Jesteśmy inni i nie ma co na siłę udawać że jest inaczej".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

deader, zujzuj, przeczytałem wasze obydwie długie wypowiedzi i jak najbardziej jestem za. Wszystko racjonalnie opisane, bez używanie zjawiska opisywanego w innym wątku, zwanego hejtingiem. :mrgreen:

 

A pomysł didera, że konserwatyści kierują się głosem rozsądku, chociaż nie do końca zdają sobie z tego sprawę spodobał mi się. Nie pomyślałem o tym z tej strony. Chciałbym umieć nie wchodzić nikomu w drogę i nie robić sobie wrogów, a ten wątek może mi w tym pomóc.

 

:great:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

deader, Cywilizacja Europejska i ogólnie cała zachodnia prawdopodobnie upadnie jeszcze w tym wieku, ale wbrew temu co mówi prawica nie przez homoseksualizm który był jest i będzie. Upadnie bo się nie reprodukuje, ma zerowy wzrost gospodarczy a cała produkcja przeniosła się do Azji wschodniej i południowej. No i nie wytrzyma zarówno wewnętrznego jak i zewnętrznego naporu islamu, bo oni się nie zastanawiają czy stać nas na dziecko, tylko się mnożą jak króliki w imię Allaha. Zachodnia cywilizacja nie ma jaj, nikt jej nie broni wręcz odwrotnie szerzy się niszczący ją multikulturalizm i poprawność polityczna która jest gwoździem do grobowej deski tej cywilizacji, na szczęście ja chyba nie dożyje jej upadku. Być może Europa wschodnia przetrwa dłużej tak jak było to z Bizancjum bo jest bardziej konserwatywna i przez postkomunistyczne zacofanie fala najazdu islamistów ją ominęła, ale też upadnie bo jednak wymiera i jest słaba gospodarczo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wartości są, ale zapewne inne. Emancypacja, równouprawnienie, liberalizm, wszelkie różne wolności, do tego wolny rynek itd.

Nie narzekałbym na ich brak, ale raczej na ich przekształcenie do stanu w którym jest to niekorzystne dla przyszłości danego narodu. Nie musi to oznaczać ostatecznie upadku całej ludzkiej cywilizacji. Może być początkiem nowych epok, tak jak upadki różnych wielkich cywilizacji.

 

Mam w podpisie cytat o umieraniu, jak umierać na zgliszczach europejskiej potęgi, to z dobrą muzyką z mp3, herbatką i głową pełnych ideii. To fajny sposób na odejście. Dużo lepsze niż jakiś muzułmanin w imię Allaha, Chińczyk w zakładzie indoktrynacji, czy Afrykańczyk na AIDS.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

carlosbueno, ja to wszystko o czym piszesz podpinam pod termin "upadek wartości" właśnie.

Można i tak to nazwać ale dopuszczenie do małżeństw homo, czy nawet danie im dzieci do wychowania samo w sobie nie jest szkodliwe dla tej cywilizacji. No ale zwykle te postulaty homoseksualistów łączą się z tzw planowaniem rodziny( czyli w praktyce rozrodczość na poziomie 1,5 gdy to czystej zastępowalności pokoleń musi być 2,1) miłością czy wręcz faworyzacją dla wszelkich odmienności rasowych, etnicznych i religijnych które są bardzo szkodliwe. W parze z tym idzie też bardzo szkodliwy socjalizm w gospodarce bo powoduje stagnacje gospodarczą, wysoki socjal powoduje rozleniwienie i to że część ( zwłaszcza obcego pochodzenia) z niego żyje i rozmnaża się na potęgę kosztem rodowitych Europejczyków. Ja sam jestem homoprzyjazny ale lewactwa nie znoszę bo ono odpowiada w dużej mierze za kryzys tej cywilizacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×