Skocz do zawartości
Nerwica.com

"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!


magdasz

Rekomendowane odpowiedzi

Gość SmutnaTęcza

1. Ten ch*j znowu pojechał i się nachlał, teraz jak zwykle nie może ustać na nogach, kaszle tym charakterystycznym pijackim kaszlem, i pewnie znowu będzie obszczywał kibel i podłogę. Mam k*rwa taką wielką ochotę go zajebać, wziąć z szuflady największy nóż albo metalową rurę od odkurzacza, i go tak po prostu zajebać, zrobić mu miazgę ze łba, żeby był wreszcie spokój w tym domu. Może wtedy nie byłybyśmy wiecznie takie nerwowe. Ten ch*j (bo raczej nie ojciec, ani nie mąż) i tak się do niczego nie nadaje, a teraz pewnie znowu wpadnie w ciąg, nie będzie trzeźwiał przez kilka dni, ani chodził do pracy (i co z tego, że majówka, ciąg będzie wystarczająco długi, by trwać jeszcze po niej).

 

2. Pierdolone domówki!!!!!!

 

3. Ciągle ktoś czegoś ode mnie chce - a to wydawnictwo, a to wykładowcy, a to znajomi ze studiów, bo trzeba jakiś durny projekt robić. Zaproponuję coś, to nie, złe i nie pasuje do wytycznych. A jak ja mam do ch*ja coś lepszego sama wymyślić, skoro z ludźmi, z którymi jestem w grupie do projektu, praktycznie nie ma kontaktu, bo czekam wieki, aż mi odpiszą na fb! :evil: Wszystko na mojej głowie, wszyscy się ze wszystkim wysrali akurat na maj i czerwiec, nie mam ani chwili odpoczynku, i już szału dostaję!!!!! :evil: Jestem niewyspana, wyczerpana, wycieńczona, zmęczona, i wcale się nie zdziwię, jeśli pewnego dnia wyląduję w szpitalu przez zasłabnięcie czy omdlenie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze jestem "silna".

Wczoraj zaliczyłam Bydgoszcz, wróciłam do Warszawy, 1,5 godzinna wizyta u psychiatry (który "przytulił" jak nikt od dawna, a ja byłam totalnie zniechęcona do tej wizyty!!!), przejazd do Krakowa, teraz Cieszyna. Siedzę restauracji Dwa Złote Łuki, jest 9, spałam w ciągu 2 dni jakieś 6 godzin (3 w pociągu) i jeszcze mam siłę, choć jestem bardzo zmęczona. Pramolanu wczoraj nie wzięłam, bo włączył mi się niebezpieczny tryb drgawek, ale mam wrócić i obserwować. I jak coś, mam zapasową receptę.

[attachment=0]DSC_0830.jpg[/attachment]

Czerwona teczka z Gównianą Zawartością jest ze mną, bo nie wracałam do mieszkania. Noszę ją w szmacianej torbie, opadającej na biodro i jest to wręcz bolesne. Mam ochotę rzucić ją w kogoś i niech on się teraz tym martwi.

Wiem, że nic nie wiem. Mam się zgłosić za tydzień na ustalenie terminu (WTF?), na biopsję w moim przypadku nie ma sensu czekać, bo czas będzie grał na moją niekorzyść. Nie umiem się skupić na potencjalnym okaleczeniu piersi (to byłoby spoko, bo oddalałoby myśli od złego scenariusza), bo jeśli to się potwierdzi to na co mi normalne cycki?

Przykre jest to, że jako społeczeństwo nie umiemy rozmawiać na większość trudnych tematów i unikamy wszelkich konfrontacji. Rzygać mi się chce z tego powodu. Teoretyzować umie każdy, prawda? Szczerze mówiąc, jestem bardzo zaskoczona skalą bierności społeczeństwa. Tak, jakby nie było problemów poza tymi wyrzygiwanymi codziennie w wiadomościach albo dotyczących dużych grup społecznych. Żałosne.

Stałam wczoraj pięćset godzin w kolejce do kasy pi kej pi (sic!) intersiiti, bo przekombinowałam sposób zakupu biletu. Jakiś gość po 70 opowiadał o swoim trudnym leczeniu (lekarz nie chciał mu zapisać recepty, więc kazał mu ją wysłać na Powązki...), a ja sobie pomyślałam, że jak się ma tyle lat to już przecież bez różnicy. Kiedy ja się zrobiłam taka zgorzkniała, w 6 dni? Nie wydaje mi się :(

Nie ulżyło.

:(

Dobrej "majówki", ja jadę na autopilocie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość SmutnaTęcza

Głupi ch*j na szczęście (a przede wszystkim o dziwo!) dziś się nie schlał (choć do końca dnia w sumie jeszcze trochę czasu...), ale oczywiście nie poszedł do pracy. Wczoraj (zanim się schlał) zupełnie poważnie mówił, że tak, pójdzie do pracy, i żeby kupić mu chleb, żeby mógł sobie zrobić kanapki. A dzisiaj co do k*rwy?! Wstajemy rano, a ten k*tas w domu. I jeszcze bezczelnie odpowiada, że nie poszedł do roboty, bo wczoraj, jak na to mówił, to... żartował. Że co k*rwa?! Poj*bało?!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość SmutnaTęcza

kia_ sportage, tyle że to niestety nie mój ex, którego zawsze możesz się pozbyć, zerwać z nim, a mój ojciec, który zresztą w ogóle nie zasługuje na to zaszczytne miano.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

stworzonabyzyx, KURCZĘ tulę Cie cieplutko żadne słowa nie pomogą nie zabiorą problemów, Trzymaj się dzielna jesteś bardzo. Przede wszystkim odpocznij wyśpij się.

 

stworzonabyzyx, trzymaj się. Życzę Ci, żeby jednak udało Ci się trochę odpocząć.

 

Dziękuję. Wczoraj spałam 15 godzin chyba...

 

...ale już boję się kłaść spać, biorąc pod uwagę to, co mi się śni.

Żyję w tym strachu od 7,5 roku, ale nigdy bym nie uwierzyła, że może mnie to dotknąć. Nigdy przecież tym nie żyłam i się na tym nie skupiałam, fhój się bałam, ale taki miałam klimat.

Wczoraj zaczęłam szukać internet pod kątem zachorowań w mojej rodzinie, bardzo się boję, że moje przypuszczenia (zwiększone ryzyko zachorowania na raka z powodu jakiegos genu) to jednak nie moja histeria, jak to niektórzy skomentowali, gdy się podzieliłam swoją obawą. Ja to chvj, moja choroba nikomu życia nie zrujnuje, ale moja siostra ma 2 letnią córeczkę i gdyby jej albo temu maleństwu coś się stało to nigdy bym tego nie przeżyła :cry::cry::cry:

Z jednej strony jest mi strasznie przykro i jestem szczerze wkurviona, że to mnie spotyka, bo mam 27 lat, a z drugiej jest NATŁOK myśli, że widocznie zasłużyłam i jestem złym człowiekiem. :?

Nie ma słów, by opisać, co czuję. Tak strasznie się boję, że jestem już u kresu mojej wytrzymałości. :oops::cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czuję się tragicznie.

 

Mimo wszelkich starań, wielu godzin pracy nad tym - nie potrafię "żyć" z ludźmi. Jest to silniejsze ode mnie.

Po każdym spotkaniu odczuwam smutek. Jako iż naturą człowieka jest żyć w grupie, to boli mnie tym bardziej.

Boli mnie też to, że nie jestem w gruncie rzeczy typem samotnika, ale coś w mojej głowie sprawia, że po spotkaniu czuję ból nie do opisania.

 

Na to nic nie pomaga. Ani antydepresanty, ani neuroleptyki, ani stabilizatory nastroju.

 

Czuję się fatalnie. Nie chce mi się żyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zacznę od tego, że cxuje ze jestem żalosnym człowiekiem

Nie wiem, co tacy żałosni ludzie jak ja robią w towarzystwie innych ludzi

Cały czas mam w głowie te mysli, w których oceniam siebie i nawet nie potrafię tego i może nie chce, zatrzymać

Nawet po tym nie pamiętam, co dokładnie myślałem

Najbardziej mi przykro z tego powodu, że nie potrafię być sobą - nie chce nawet, bo to dla mnie oznacza pokazanie prawdziwego siebie, który jest wyśmiewany za to jaki jest dziecinny i zniewieścisły; za to, jaki jestem - czyli taki zbyt otwarty, niepowściągliwy, nie ogarniający co się wokół niego dzieje, niepoważny, taki śmieszek którego łatwo wgnieść w ziemię, obrazić, pobić, zdusić; taki słaby ja i zbyt delikatny aby dać się jeszcze raz zniszczyć. Bo czuje się taki słaby, stąd ta maska - przez brak siły, aby obronić nawet siebie.

Próbuje w sytuacjach społecznych żyć chwilą, być tu i teraz - przez to staram się skupić nna odczuwaniu emocji ww związku z tym, co ktoś i opowiada; oraz na wyraażaniu tych emocji, na byciu przez emocje. Jednak niezbyt mi to wychodzi, bo te emocje są naciągane i sztuczne - zmuszam się do nich i skupiam na tym, co dany komunikat mógłby we mnie wywołać i co w związku z tym czuje. Niezbyt jednak przeżywam te emocje i nie ma mnie z ludźmi naprawdę.

Chociaż próbuję cieszyć się chwilą i rozmawiać o rzeczach przyjemnych, to te myśli sprawiają że jednak skłaniam się do mówienia o rzeczach poważnych i doniosłych. Jednak ja mówię zazwyczaj mało od siebie; raczej wyciągam takie rzeczy od drugiego człowieka, żeby na takiej płaszczyźnie rozmawiać, bo czuje się na niej bezpieczniej.

 

Przez to, że czuje się dziecinny i mało męski - mam wrażenie, że niedociągam w niektórych rzeczach; nie potrafię być odważnym w ingerencji z dziewczynami. Najgorsze jest to, że nawet nie che - bo nie pociągają mnie seksualnie. Nie mam ochoty ich wyrywać, a przez daje im mniej mojego zainteresowania. Natomiast z chłopakami ciężko mi być w taki sposób, nie ma mowy o wyrywaniu ich - byłbym posądzony o homoseksualizm i wtedy odsunęli by się ode mnie. Nie chciałbym czuć się znowu odrzuconym i wyśmianym z tego powodu, bo to zbyt by mnie złamało i zupełnie wypadłbym z tego środowiska.

 

To najsilniejszy urok, zły czar, pod wpływem którego trwam już tak bardzo długo. Myślę czasami, że może uda mi się to przełamać dzięki wychodzeniu do ludzi i przebywaniu z nimi, do czego też zwykłem się zmuszać, że w taki sposób uda mi się chociaż czasami załapać stan bycia sobą i utrwalić taki sposób bycia, że nabiorę skilla społecznego. Jednak to wcale nie działa - jest mi zazwyczaj wstyd za to jaki byłem podczas jakiejkolwiek sytuacji spotkania z drugim człowiekiem. Widzę tak dużo swoich wad, tych grud szlamu które mnie oblepiają cały czas lecz zdaża mi się o nich zapominać, jak o brudnych paznokciach kiedy nie trzeba się ruszać samemu z pokoju - lecz przy spotkaniu z ludźmi uświadamiam sobie ten brud bardzo jasno i wyraźnie, i widać go, stąd czuje ten ogromny wstyd, który okrywa mnie jak czarny płaszcz z łat.

 

@Apek - rozumiem doskonale.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rzucam dzisiaj chlorprotixen! Bez wiedzy lekarza. Mam gdzieś jego pomysły.

 

Mam dość bycia nafaszerowanym lekami. Od dzisiaj koniec.

 

Z wenli też zejdę na 75mg bo 150mg to porażka jakaś.

 

Najgorzej będzie z uzaleznieniem od benzodiazepin, ale z tym sobie też poradzę.

 

Koniec warzywienia. Wracam do żywych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zacznę od tego, że cxuje ze jestem żalosnym człowiekiem

Nie wiem, co tacy żałosni ludzie jak ja robią w towarzystwie innych ludzi

Cały czas mam w głowie te mysli, w których oceniam siebie i nawet nie potrafię tego i może nie chce, zatrzymać

Nawet po tym nie pamiętam, co dokładnie myślałem

Najbardziej mi przykro z tego powodu, że nie potrafię być sobą - nie chce nawet, bo to dla mnie oznacza pokazanie prawdziwego siebie, który jest wyśmiewany za to jaki jest dziecinny i zniewieścisły; za to, jaki jestem - czyli taki zbyt otwarty, niepowściągliwy, nie ogarniający co się wokół niego dzieje, niepoważny, taki śmieszek którego łatwo wgnieść w ziemię, obrazić, pobić, zdusić; taki słaby ja i zbyt delikatny aby dać się jeszcze raz zniszczyć. Bo czuje się taki słaby, stąd ta maska - przez brak siły, aby obronić nawet siebie.

Próbuje w sytuacjach społecznych żyć chwilą, być tu i teraz - przez to staram się skupić nna odczuwaniu emocji ww związku z tym, co ktoś i opowiada; oraz na wyraażaniu tych emocji, na byciu przez emocje. Jednak niezbyt mi to wychodzi, bo te emocje są naciągane i sztuczne - zmuszam się do nich i skupiam na tym, co dany komunikat mógłby we mnie wywołać i co w związku z tym czuje. Niezbyt jednak przeżywam te emocje i nie ma mnie z ludźmi naprawdę.

Chociaż próbuję cieszyć się chwilą i rozmawiać o rzeczach przyjemnych, to te myśli sprawiają że jednak skłaniam się do mówienia o rzeczach poważnych i doniosłych. Jednak ja mówię zazwyczaj mało od siebie; raczej wyciągam takie rzeczy od drugiego człowieka, żeby na takiej płaszczyźnie rozmawiać, bo czuje się na niej bezpieczniej.

 

Przez to, że czuje się dziecinny i mało męski - mam wrażenie, że niedociągam w niektórych rzeczach; nie potrafię być odważnym w ingerencji z dziewczynami. Najgorsze jest to, że nawet nie che - bo nie pociągają mnie seksualnie. Nie mam ochoty ich wyrywać, a przez daje im mniej mojego zainteresowania. Natomiast z chłopakami ciężko mi być w taki sposób, nie ma mowy o wyrywaniu ich - byłbym posądzony o homoseksualizm i wtedy odsunęli by się ode mnie. Nie chciałbym czuć się znowu odrzuconym i wyśmianym z tego powodu, bo to zbyt by mnie złamało i zupełnie wypadłbym z tego środowiska.

 

To najsilniejszy urok, zły czar, pod wpływem którego trwam już tak bardzo długo. Myślę czasami, że może uda mi się to przełamać dzięki wychodzeniu do ludzi i przebywaniu z nimi, do czego też zwykłem się zmuszać, że w taki sposób uda mi się chociaż czasami załapać stan bycia sobą i utrwalić taki sposób bycia, że nabiorę skilla społecznego. Jednak to wcale nie działa - jest mi zazwyczaj wstyd za to jaki byłem podczas jakiejkolwiek sytuacji spotkania z drugim człowiekiem. Widzę tak dużo swoich wad, tych grud szlamu które mnie oblepiają cały czas lecz zdaża mi się o nich zapominać, jak o brudnych paznokciach kiedy nie trzeba się ruszać samemu z pokoju - lecz przy spotkaniu z ludźmi uświadamiam sobie ten brud bardzo jasno i wyraźnie, i widać go, stąd czuje ten ogromny wstyd, który okrywa mnie jak czarny płaszcz z łat.

 

@Apek - rozumiem doskonale.

 

 

sluchaj,cale swoje zycie zyles w ten sposob-wiec nie zmienisz tego w kilka mcy.to potrwa kilka lat na pewno.ale chyba warto? chodzi o twoje zycie-szczesliwe. chodzisz na terapie,o ile pamietam?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze jestem "silna".

Wczoraj zaliczyłam Bydgoszcz, wróciłam do Warszawy, 1,5 godzinna wizyta u psychiatry (który "przytulił" jak nikt od dawna, a ja byłam totalnie zniechęcona do tej wizyty!!!), przejazd do Krakowa, teraz Cieszyna. Siedzę restauracji Dwa Złote Łuki, jest 9, spałam w ciągu 2 dni jakieś 6 godzin (3 w pociągu) i jeszcze mam siłę, choć jestem bardzo zmęczona. Pramolanu wczoraj nie wzięłam, bo włączył mi się niebezpieczny tryb drgawek, ale mam wrócić i obserwować. I jak coś, mam zapasową receptę.

[attachment=0]DSC_0830.jpg[/attachment]

Czerwona teczka z Gównianą Zawartością jest ze mną, bo nie wracałam do mieszkania. Noszę ją w szmacianej torbie, opadającej na biodro i jest to wręcz bolesne. Mam ochotę rzucić ją w kogoś i niech on się teraz tym martwi.

Wiem, że nic nie wiem. Mam się zgłosić za tydzień na ustalenie terminu (WTF?), na biopsję w moim przypadku nie ma sensu czekać, bo czas będzie grał na moją niekorzyść. Nie umiem się skupić na potencjalnym okaleczeniu piersi (to byłoby spoko, bo oddalałoby myśli od złego scenariusza), bo jeśli to się potwierdzi to na co mi normalne cycki?

Przykre jest to, że jako społeczeństwo nie umiemy rozmawiać na większość trudnych tematów i unikamy wszelkich konfrontacji. Rzygać mi się chce z tego powodu. Teoretyzować umie każdy, prawda? Szczerze mówiąc, jestem bardzo zaskoczona skalą bierności społeczeństwa. Tak, jakby nie było problemów poza tymi wyrzygiwanymi codziennie w wiadomościach albo dotyczących dużych grup społecznych. Żałosne.

Stałam wczoraj pięćset godzin w kolejce do kasy pi kej pi (sic!) intersiiti, bo przekombinowałam sposób zakupu biletu. Jakiś gość po 70 opowiadał o swoim trudnym leczeniu (lekarz nie chciał mu zapisać recepty, więc kazał mu ją wysłać na Powązki...), a ja sobie pomyślałam, że jak się ma tyle lat to już przecież bez różnicy. Kiedy ja się zrobiłam taka zgorzkniała, w 6 dni? Nie wydaje mi się :(

Nie ulżyło.

:(

Dobrej "majówki", ja jadę na autopilocie.

 

wspolczuje ci bardzo,trzymaj sie! ja wierze ze Twoj nick ''mowi prawde'' i bedziesz jeszcze dlugo zyc. moja znajoma lat 84 miala rakazlosliwego piersi, jest 15 lat po operacji i czuje sie swietnie)trzymaj sie!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja właśnie tak mam, kiedy już chodzę do pracy to jakoś daje radę. Weekend i wiesz, że znów trzeba iść. Przerabiałem to już kilka razy i nie polecam. Dziś niby już ciut lepiej, ale zmęczony bo praca, dentysta po pracy itd co męczy samym tym, że ponad 12 godzin poza domem. Tylko dalej meczą mnie natręctwa, ale może się uspokoi na dniach.

 

kazaschi, do psychiatry nie potrzeba skierowanie. tam idz, on da ci skierowanie na terapie i ew.leki. zrob to dla siebie, ty ewidentnie masz objawy psychosomatyczne. a moze oddzial dzienny-terapia grupowa? dostalbys l4 na 3 mce. a to pomaga, naprawde.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej,

z góry przepraszam że wcale nie udzielam się tutaj poza moimi postami z rzadka. Nie jestem w stanie czytać o cierpieniu, ponieważ mój ciężar i tak przygniata mnie już ku ziemi.

Przyszedłem tutaj z dużym trudem, lecz wiem że ten wysiłek mi pomoże - napisanie co mi doskwiera.

 

Jestem w ostatnich dniach całkiem nostalgiczny. Myślę, że to przez sytuację w domu, gdzie mam bardzo złe relacje z matką. Jestem na nią często zły, ponieważ wzbudza wstyd że jem, lub że ona haruje jak wół. Mówi, że powinna dostać za etat sprzątaczki, że kto nie pracuje niech nie je, że ona tak ciężko pracuje i takie trudny znosi. Jednak najgorsze jest, kiedy się drze. Strasznie się drze. Najczęściej na ojca. Tata wtedy jest bardzo potulny i wykastrowany. Ostatnio, kiedy obudziła mnie rano swoim krzykiem na tatę o pralkę, to po długim słuchaniu tego - zerwałem się w samych gaciach, rozwarłem drzwi, a potem zacząłem się drzeć, żeby wreszcie zamknęła tą p*zde. Zareagowała moja siostra i zaczęła się śmiać, obrażać mnie. Już nie pamiętam co mówiłem. Wiem tylko, że ona jest gorszym potworem nawet od matki.

Ale potem stało się coś niespodziewanego. Do mojego pokoju wszedł ojciec i zaczął mnie tyrać, że jak ja mogę się tak odzywać. Myślałem, że mówi o moim odzywaniu się do niego i czułem się rzeczywiście z tym źle. Jednak on mi mówi, że mu chodzi o to jak odezwałem się do dziewczyn. W tym momencie poczułem jak krew zaczyna mi szybciej pulsować i zacząłem go opieprzać jak rybak na swoim kutrze. Moja siostra i matka obrażały go cały ranek, potem wyzywały też mnie - jak hieny, śmiały się przy tym i gurglały - a ja gdy wreszcie zareagowałem, to on... Ah, już mam dość.

Ostatnio gdy próbowałem z matką porozmawiać o tym maltretowaniu żywnością, to skończyło się na tym, że wpadła w histerię - miała całą twarz rozmazianą kwaśnym bólem, jakbym przypadkiem posądzał ją o to, że robi coś nie tak; a łzy kapały jej z brody. Na koniec wypchnęła mnie z pokoju i jebła drzwiami. Byłem bardzo zły i przeklinałem.

 

Lecz nostalgia ma swoje źródło w czym innym. Moja matka wybrała mnie jako swojego najlepszego syna i bardzo chciałaby mieć ze mną relację, co jest jednak niemożliwe, bo ona nieustannie miażdży moje granice, poniża i sączy jadem. To jest nie do zniesienia. Ostatnio powiesiła moje zdjęcie z dzieciństwa u mnie w pokoju. Chciała mi przez to pokazać, że taki kiedyś byłem - że byłem kiedyś takim dobrym Jakubem, który to był kochany i grzeczny i biegał w krótkich spodenkach po słonecznym piasku; i że wtedy miałem z nią taką ,,dobrą" relację. Ona chciałaby do tego wrócić. Nie potrafi zrozumieć, że jestem starszy o 20 lat niż na tym zdjęciu; że nie jestem już dzieckiem. Do tego, często mówi, że się starzeje, że jest już stara, że ma menopauzę; że chciałaby mieć spokój na starość i szczęście. Jest chora, przez nerwy, ma astmę, kaszel, alergie i jakieś drożdżyce. Wszystko poszło od nerwów, bo ona tak bardzo się denerwuje. Jak widzę ją taką nędzną, umierającą, starzejącą się - to ściska mi się serce. Pomimo tego, że płonie ogniem złośliwym, a jadem sączy zielonym - to jest... Boli mnie to, że nic się z tym nie zmieni i wiem, że już zawsze będę może i tęsknił do normalnej i zdrowej relacji z nią; że będę żałował, kiedy będzie jeszcze starsza, że oboje zrobiliśmy sobie dużą krzywdę, a ja straciłem bezpowrotnie czas w którym mogłem ją kochać, a nie nienawidzić; czas, który przemija a nigdy nie wraca.

 

Ta sytuacja to dużo, lecz w życiu jest przecież wiele innych płaszczyzn niż dom. A dzieje się tak, że również i w innych miejscach zaległy cienie. Chodzi o innych ludzi, o trudny dnia codziennego. Po prostu wymiękam, kiedy jeszcze tam doświadczam kąśliwości. A jestem wrażliwy na to - starsza kobieta wyzywająca mnie od głupiego chłopczyka tylko dlatego, że mam rację; jakiś facet, który złośliwie mówi że zabierze mnie autem ale w bagażniku; albo koleżanka ze studiów, która zorganizowała tajne spotkanie przeciwko mnie gdzie wyciągali wszystkie moje brudy i podjęli decyzje o usunięciu mnie z grupy. Dodam, że nie zrobiłem niczego co zasłużyłoby na takie traktowanie - koleżanka z roku, to po prostu dowiedziała się że wspomniałem o niej komuś innemu i odebrała to jako ,,obrabianie dupy za plecami". Potem dowiedziała się tylko, że chciałem się po prostu poradzić w trudnej sytuacji. Wyszedł kwas, a ja zostałem zlinczowany. Rozwiązanie sytuacji nie przyniosło dla mnie ukojenia. Odciąłem się od ludzi ze studiów. Mam teraz duży problem, aby je kontynuować.

 

To co czuję, to rezygnację, złość i smutek. Z jednej strony chciałbym nie być sam, a z drugiej mam dość tego bydła, tych wrednych ludzi. Rezygnacja, bo już próbowałem wszystkiego; a do tego sytuacja w domu. Smutek, bo przez to wszystko uważam się za kogoś żałosnego. Złość na tę sytuację - ciężko mi być z ludźmi, jak mam na nich tyle złości. Duża jej część przelewa się na mnie, bo jest jej taki ogrom, że nie mam co z nią robić; więc katuję siebie.

 

jakub, a nie ma szansy zebys sie wyprowadzil? nawet jakis skromny pokoj wynajal? przeciez to jest toksyczne srodowisko...walcz o siebie.

nie jestes zalosny, to rodzina cie tak uksztaltowala.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja tez bede sie starala odejsc od lekow.biore tylko parogen, ale latem sprobuje odstawic. co prawda dzis sie nie popisalam, pol tabl. xanaxu i na wieczor planuje setke pigwowki ale co tam.raz sie zyje :lol: psychiatra by mnie chyba ukatrupila za to,hihi

 

Czasem można sobie pozwolić :D

 

Mój psychiatra ma gorzej, ostatni raz schodziłem u niego z 10mg Alpry dziennie :) Oczywiście łączyłem to z piwem i ten maraton z 2 miesiące trwał. Jak odstawiałem to myślałem, że umrę.

 

Teraz jest o wiele lepiej i sądzę, że tylko z 4mg Klonazepamu będę musiał schodzić. Do tego mało piłem :)

 

Dziś póki co bez benzo, jeszcze mnie nie skręca, a Depakine chroni przed padaczką.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze jestem "silna".

Wczoraj zaliczyłam Bydgoszcz, wróciłam do Warszawy, 1,5 godzinna wizyta u psychiatry (który "przytulił" jak nikt od dawna, a ja byłam totalnie zniechęcona do tej wizyty!!!), przejazd do Krakowa, teraz Cieszyna. Siedzę restauracji Dwa Złote Łuki, jest 9, spałam w ciągu 2 dni jakieś 6 godzin (3 w pociągu) i jeszcze mam siłę, choć jestem bardzo zmęczona. Pramolanu wczoraj nie wzięłam, bo włączył mi się niebezpieczny tryb drgawek, ale mam wrócić i obserwować. I jak coś, mam zapasową receptę.

[attachment=0]DSC_0830.jpg[/attachment]

Czerwona teczka z Gównianą Zawartością jest ze mną, bo nie wracałam do mieszkania. Noszę ją w szmacianej torbie, opadającej na biodro i jest to wręcz bolesne. Mam ochotę rzucić ją w kogoś i niech on się teraz tym martwi.

Wiem, że nic nie wiem. Mam się zgłosić za tydzień na ustalenie terminu (WTF?), na biopsję w moim przypadku nie ma sensu czekać, bo czas będzie grał na moją niekorzyść. Nie umiem się skupić na potencjalnym okaleczeniu piersi (to byłoby spoko, bo oddalałoby myśli od złego scenariusza), bo jeśli to się potwierdzi to na co mi normalne cycki?

Przykre jest to, że jako społeczeństwo nie umiemy rozmawiać na większość trudnych tematów i unikamy wszelkich konfrontacji. Rzygać mi się chce z tego powodu. Teoretyzować umie każdy, prawda? Szczerze mówiąc, jestem bardzo zaskoczona skalą bierności społeczeństwa. Tak, jakby nie było problemów poza tymi wyrzygiwanymi codziennie w wiadomościach albo dotyczących dużych grup społecznych. Żałosne.

Stałam wczoraj pięćset godzin w kolejce do kasy pi kej pi (sic!) intersiiti, bo przekombinowałam sposób zakupu biletu. Jakiś gość po 70 opowiadał o swoim trudnym leczeniu (lekarz nie chciał mu zapisać recepty, więc kazał mu ją wysłać na Powązki...), a ja sobie pomyślałam, że jak się ma tyle lat to już przecież bez różnicy. Kiedy ja się zrobiłam taka zgorzkniała, w 6 dni? Nie wydaje mi się :(

Nie ulżyło.

:(

Dobrej "majówki", ja jadę na autopilocie.

 

wspolczuje ci bardzo,trzymaj sie! ja wierze ze Twoj nick ''mowi prawde'' i bedziesz jeszcze dlugo zyc. moja znajoma lat 84 miala rakazlosliwego piersi, jest 15 lat po operacji i czuje sie swietnie)trzymaj sie!

Dzięki. Operację mam 4, także trochę czekania, później pewnie z 10 dni na wynik - może nie osiwieję. Staram się nie rozmyślać, co będzie, chociaż wizyty w tym miejscu dużo mnie kosztują. Zupełnie inaczej, niż wchodzić tam z lekką głową. Chociaż, przyznaję, CO w Bydgoszczy jest jakieś takie przyjazne, w pięknym otoczeniu, a nie to betonowe gunwo na Roentgena. Mimo że zasięg i połączenie z netem zagłusza jeszcze bardziej, niż w Pendolino...

Moi rodzice też chorowali, dokładnie 7,5 roku temu (ojciec jakieś 2 dni przed świętami BN) oboje dostali diagnozy w odległości ok 2 miesięcy i żyją. Tylko że ew. zachorowanie w młodym wieku ma trochę inną specyfikę.

W temacie jęczenia - dostałam skierowanie do poradni genetycznej. NFZ nie podpisało kontraktu z CO w Bydgoszczy i "może" jakieś badania będą przeprowadzane w ostatnim kwartale tego roku. Wizytę mam w drugiej połowie czerwca. Beznadzieja.

Przy okazji opowiem anegdotkę, może miało będę wiarygodna, ale mam to w dvpie. Wracałam autobusem, bo uciekł mi szybki pociąg, a TLK ma gunwiany skład - w środę było bardzo gorąco. W Toruniu dosiadła się obok mnie jakaś babka, w sensie po drugiej stronie, ten sam rząd. Ja próbowałam spać. Dzwoni do niej tel., odbiera na głośniku (!). Patrzę na nią, a ta babka to nieco starsza od mojej matki, max 60 lat. Telefonicznie dzwoniła pacjentka (!), która czytała jej wynik histopatologiczny. Babka była po łyżeczkowaniu macicy, histpat pokazał, że to rak - do różnicowania jakiś tam z mięsakiem. W sumie bez znaczenia. Dr jej mówi, że chvj, koniecznie trzeba operować. I że do onkologa ona potrzebuje skierowanie! Myślalam, że wyjdę z siebie. Kiedy w tym kraju będzie sensowna diagnostyka (nie kroimy bez podstawowych badań)? Kiedy lekarz debil nie będzie wmawiał, że potrzebne jest skierowanie do onkologa?!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

stworzonabyzyx, skierowanie :roll: może kiedyś było potrzebne i ta starsza lekarka już nie ogarnia zmian.

na pewno Ci ciężko, zwłaszcza, że chyba na 100% nie wiesz, na czym stoisz. Jesteś bardzo dzielna, że tak jeździsz i tych wszystkich lekarzy ogarniasz. Moja mama miała raka piersi, a potem ostrą białaczkę szpikową, udało się jej wyzdrowieć.

Trzymam za Ciebie kciuki i pamiętaj - masz szansę! :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zupełnie, zupełnie nie jestem dzielna. Zawsze mi się wydawało, że jestem "silna", no i ja to przechodziłam z bliskimi (wtedy byłam "silna" i zorganizowana), ale wizyty tam mnie rozbiły totalnie.

Nie powiedziałam rodzinie (siostra płakała w słuchawkę, jak się tylko dowiedziała o tym, że muszę usunąć w CO), tzn. nie powiedziałam, że mam birads 4c i w CO potwierdzili wysokie ryzyko ;/ Przyjaciołom też nie, bo jak mam mówić coś takiego przez telefon, sms albo mesendżera? No i jak oni mieliby z tym żyć? Dopóki nie będę miała pewności to siedzę cicho. Zresztą ja ich znam, nawet moi rodzice (55 i 62), wiem, że zaczęliby grzebać w necie i nie byłoby to nic dobrego dla ich zdrowia psychicznego, a tym bardziej dla mojego. Wie tylko A. i jej TŻ i bardzo, bardzo mi pomogły (A. była ze mną we wtorek na wizycie, kosztem własnego wolnego i przejazdu 500 km w jeden dzień.... :cry: ).

Póki co, staram się robic dobre rzeczy dla siebie. Nie dają żadnej przyjemności albo dają na krótki czas, kilkadziesiąt minut, ale chociaż sobie nie dowalam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

stworzonabyzyx, myślę, że mogłabyś powiedzieć komuś jeszcze, może nie wszystkim, ale mogłabyś wtedy otrzymać trochę wsparcia.

Nie dziwię się Twoim emocjom, to nie katar, pamiętam, że moja mama to strasznie przeżywała.

Z drugiej strony jest szansa, że ostatecznie wyjdziesz z tego i będzie ok, teraz rak piersi nie jest tak śmiertelny. Moja mama miała raka przewodowego inwazyjnego, stopień IIa, i teraz jest ok, choć samo leczenie było koszmarne. Miała operację oszczędzającą pierś, chemio- i radioterapię, hormonoterapię. Nawet nie widzę, że jedna pierś jest mniejsza od drugiej, choć ona to widzi.

Bardzo mocno trzymam za Ciebie kciuki, musi być Ci cholernie ciężko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ostatnio nawet nie mam pomysłu czym spamować. Znowu wracam do żywych i kolejny feniks z popiołów nadszedł. Rany, jakie to ścierwo, te leki, szczególnie neuroleptyki. Gorzej niż z benzo nawet, bo po nich chociaż można funkcjonować, a nie warzywieć. Nawet się dzisiaj z dwie godziny pouczyłem, co było szokiem dla mózgu po takim letargu. A teraz czuję się rześko, lekko w stanie odstawiennym, pale faje i jest git :great:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ostatnio nawet nie mam pomysłu czym spamować. Znowu wracam do żywych i kolejny feniks z popiołów nadszedł. Rany, jakie to ścierwo, te leki, szczególnie neuroleptyki. Gorzej niż z benzo nawet, bo po nich chociaż można funkcjonować, a nie warzywieć. Nawet się dzisiaj z dwie godziny pouczyłem, co było szokiem dla mózgu po takim letargu. A teraz czuję się rześko, lekko w stanie odstawiennym, pale faje i jest git :great:

 

Lepiej pisać o tym, że jest git, prawda? Gratuluję tak w ogóle.

 

stworzonabyzyx, myślę, że mogłabyś powiedzieć komuś jeszcze, może nie wszystkim, ale mogłabyś wtedy otrzymać trochę wsparcia.

Nie dziwię się Twoim emocjom, to nie katar, pamiętam, że moja mama to strasznie przeżywała.

Z drugiej strony jest szansa, że ostatecznie wyjdziesz z tego i będzie ok, teraz rak piersi nie jest tak śmiertelny. Moja mama miała raka przewodowego inwazyjnego, stopień IIa, i teraz jest ok, choć samo leczenie było koszmarne. Miała operację oszczędzającą pierś, chemio- i radioterapię, hormonoterapię. Nawet nie widzę, że jedna pierś jest mniejsza od drugiej, choć ona to widzi.

Bardzo mocno trzymam za Ciebie kciuki, musi być Ci cholernie ciężko.

 

Moja mama to samo. Strzelam, po menopauzie była? Moja mama przed, ale tuż (47 lat), więc trochę jej to leczenia przyspieszyło. Ogólnie mnie śmieszą te wszystkie statystyki dot. zachorowań. Podobno karmienie piersią jest takie zajebiste także dla kobiety. Moja matka karmiła 5 lat z hakiem pewnie (ja bylam najmłodsza i podobno ni chvja nie chciałam nic innego, tylko cyc). Matka tabletek nie brała (chociaż oczywiście ja dopiero w CO się dowiedziałam, że tabletki mogłyby ew. wpływać, bo u gina się dowiesz, że spoko i tyle kobiet bierze i nie ma skutków - kij, że krótkofalowo...), ja brałam 3 miesiące i odstawiłam, bo mi rozwaliły wyniki. Nigdy nie była gruba, prowadziła raczej zdrowy styl życia, stres nie większy jak u innych, a raczej dobre życie miała. Dlatego zakładam, że mamy coś nie tak z genami, bo mamy choroby autoimmunologiczne i nowotwory złośliwe po linii matki. W moim wieku się raczej nie rozważa wpływu stylu życia, chociaż może to błąd?

U mamy widać, ale ona ma mały biust. Ja mam duże cycki (i gruczołowe, więc jeszcze bez dużego udziału grawitacji, mimo redukcji kg), więc nie będzie tragedii. Zresztą usuwać będę torbiel z drugiej piersi też, tak dla mojej pewności (ta jest gorsza, bo mam torbiel dosłownie na brodawce i raczej będzie widać). No ale nie narzekam, co mam zrobić. Nie mam do tego emocjonalnego stosunku, byleby nie było najgorszego wariantu.

Chociaż ogólnie to mi przykro, ale bardziej jak myślę o innych kobietach, które to dotyka i mieszkają w Gunwianych Miastach, nie mają kasy na wizyty, czekają długo na leczenie (w samej stolicy jeszcze czekałabym dwa tygodnie na samą wizytę...), nie mają żadnego wsparcia w bliskich, opieki psychoonkologicznej itd. Działania fundacji działających wokół kobiet chorych skupiają się tylko na pokazywaniu Zajebistej Strony Pogodzonych z Chorobą. Nie ma tutaj miejsca dla wszystkich pozostałych, których jest większość. Może takie pokazywanie osób pogodzonych pomaga bardziej świadomym i młodszym kobietom, ale ja osobiście poznałam osoby, które cierpią, bo nie mają żadnego wsparcia (w tym finansowego, której jest kluczowe). To mnie teraz bardzo smuci, zresztą zawsze mnie to dobijało, ale widzę to na własne oczy i czuję na własnej skórze. To samo było na samych początkach depresji, kiedy miałam straszne napady smutku i płaczu w szeroko pojętych przestrzeniach publicznych, no szok ludzi dotykał w stołecznym mieście, jak można płakać w tramwaju? Druga połowa miała w dvpie.

Nie powiem nikomu z rodziny ani z pozostałych bliskich. Niestety już samo chorowanie dotychczas dużo mnie kosztowało i o ile na początku pomagały mi np. wyjazdy do rodziny, do przyjaciół i moja świadomość, że wiedzą i mnie akceptują, to później mnie to zaczęło bardzo męczyć i przytłaczać. Nie chce mi się codziennie przez telefon tłumaczyć, jak się czuję, a rozmawiam z kimkolwiek codziennie. Nie lubię, jak rozmowy skupiają się za bardzo na mnie w takiej sytuacji, a tak będzie. A czy na pewno jadłaś, a jak spałaś, jak w pracy itd. I niby zwrócę uwagę, że mnie to wkurvia, ale na drugi dzień będzie to samo. I mieliby przecież do tego prawo, tak samo jak ja mam prawo do zmęczenia tematem. Już i tak czuję wystarczająco dużo presji wynikającej z tego, jak żyję i jak bardzo odstaję od reszty rodziny, mimo że wiem, że oni mnie akceptują (to chore, bo sama to sobie nakręcam).

Dużo mi pomogły wizyty u psychiatry, teraz byłam właśnie w czwartek i jest mi lżej. Na sen biorę Pramolan i śpię, aktualnie nie mam dużych efektów ubocznych. W dzień jest kiepsko, bo często myślę o złych rzeczach i czuję fizycznie się źle, jakby mi ktoś stał na klacie, ale jest trochę lżej, niż te dwa tygodnie temu.

Dzięki w ogóle za wiadomości. Dziś jestem wyjątkowo zmęczona, bo przeziębiłam się w pociągu i w autobusie (klima... przy mojej odporności to zło). Teraz gotuję obiado-kolację, bo już mnie żołądek boli od tabsów bez jedzenia. Jutro miałam jechać do P. na zlot food trucków z siostrą i siostrzenicą, ale nie dam rady wytrzymać 4 godzin w autobusie z takim samopoczuciem ;/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja właśnie tak mam, kiedy już chodzę do pracy to jakoś daje radę. Weekend i wiesz, że znów trzeba iść. Przerabiałem to już kilka razy i nie polecam. Dziś niby już ciut lepiej, ale zmęczony bo praca, dentysta po pracy itd co męczy samym tym, że ponad 12 godzin poza domem. Tylko dalej meczą mnie natręctwa, ale może się uspokoi na dniach.

 

kazaschi, do psychiatry nie potrzeba skierowanie. tam idz, on da ci skierowanie na terapie i ew.leki. zrob to dla siebie, ty ewidentnie masz objawy psychosomatyczne. a moze oddzial dzienny-terapia grupowa? dostalbys l4 na 3 mce. a to pomaga, naprawde.

 

Dzięki za info, mam już numer spisany w telefonie, ale ostatnio jest lepiej i wiesz jak ciężko się odważyć... Dziś mam kiepskie samopoczucie, ale to po prostu kwestia tego, że nie miałem kiedy poleniuchować , a już jutro kolejny poniedziałek i cały tydzień do pracy.

 

Zupełnie, zupełnie nie jestem dzielna. Zawsze mi się wydawało, że jestem "silna", no i ja to przechodziłam z bliskimi (wtedy byłam "silna" i zorganizowana), ale wizyty tam mnie rozbiły totalnie.

 

Na moje oko i tak dzielnie to znosisz bo masz siłę by z tym wszystkim uporać się sama.

Ja w wieku 12-13 lat miałem narośl na piszczeli pod kolanem. Lekarz tylko spytał czy miałem jakiś uraz dał skierowanie na usg i do chirurga. Ten wysłał mnie na rezonans i do onkologa. Badania nie wyjaśniły w zasadzie niczego. Dostałem skierowanie na operacje która odbyła się w zasadzie po trochę ponad tygodniu. Okazało się, że to nic groźnego, ale część tych zmian z wiekiem może odrastać itd itd. Wtedy w tym wieku nie do końca zdawałem sobie z tego sprawę, a mimo to strasznie to przeżyłem.

Gdyby dziś trafiło mi się coś podobnego nie wiem co bym zrobił... Współczuję i trzymaj się.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×