Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE)


atrucha

Rekomendowane odpowiedzi

na tym forum jest taka mnogość tematyczna,że można się zagubić w jej gąszczu.Tym razem wybieram znów tę przedziałkę,bo czuję jak wracam znów "ta zła ja".Do późnego popołudnia było calkiem,calkiem.A teraz dochodzę do wniosku,jak jednak wszystko jest tak bardzo sp...one.Wszytsko czego do tej pory próbowałam,kogo poznałam,ktokolwiek przystanął w moim życiu na trochę dłuższą chwilę-zawiódł.Nie wiem czy to objaw megalomanii,ale nie mogę oprzeć się wrażeniu,że daję z siebie wiele,o wiele za wiele,innym samej nie otrzymując nic w zamian.Niby człowiek nie jest samotną wyspą,i każdy potrzebuje kogoś obok,ale ja już jestem tak sparzona,i zaufanie to dla mnie już(raczej)pojęcie zamierzchłe,nie do przywrócenia w moim pojęciu,w moim świecie,że mam tylko jedno marzenie-być samowystarczalną,nie oglądać się na nic i na nikogo.A poza tym w tym temacie bpd akurat,bo idzie weekend,i myślę,jak dać ujście złym emocjom,bo rosną z minuty na minutę.Momentami czuję się tak rozmyta w świadomości,czy jak to określić,że wszystko mi już jedno,byle sobie pomóc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dialektyczna, Faktycznie ciężko jest "odbudować zaufanie" do ludzi, otoczenia ale warto nad tym pracować. Izolacja i zamykanie się przed ludźmi brzmi z lekka depresyjnie a to zdecydowanie nie jest dobra droga. Dialektyczna, kilka głębokich, życiowych oddechów i buduj siebie na nowo bo naprawdę warto żyć z ludźmi, dla ludzi i dla samej siebie przede wszystkim. Jesteśmy stadnymi osobnikami, to jest wpisane w Naszą naturę więc nie "gwałćmy" tego bo nie tędy droga. A więc głowa do góry i samoterapia oraz kuracja zbolałej duszy...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam dosyć znoszenia widoków osób, których kocham, w objęciach kogoś, ku.rwa, innego. Kogoś, na kogo patrzę i widzę jedno wielkie "Jestem lepsza/y od ciebie". Mam dosyć słyszenia NIE, NIE CHCĘ CIEBIE, po czym słuchania pierdolenia "Jesteś zagadką mojego życia, totalnym paradoksem". Ile można słyszeć od świata JESTEŚ NIEWYSTARCZAJĄCA. MOŻE, MOŻE. Gdybyś była innej płci, charakteru, wyglądu, gdybyś urodziła się gdzie indziej i kiedy indziej, ale nie tak, nie teraz.

Ledwo pogodziłam się z ucieczką ode mnie pierwszej osoby, do której poczułam fascynację, trzyletniej miłości nie odpowiadałam ze względu na płeć, teraz przez trzy godziny przyszło mi oglądać czułości, całusy i słuchać wymiany zdań między kimś, do którego niby przestałam, a jednak wciąż coś czuję. Cud, że skończyłam na trzech piwach. Szkoda, że tak świetnie potrafię ukrywać emocje, iż moje odczucia wypisane na twarzy podziwiał każdy obecny, a najbardziej ta "inna" osoba, która poczęła szybko próby ułagodzenia mojego złego nastroju. Zostawcie mnie, kurważ, w spokoju.

Nasłuchałam się przy okazji dręczących pytań o moją orientację, wysłuchałam zażaleń pijanych ludzi, czemu jestem tak zmienna, podziwów za to, co robiłam w stanie manii i co w pewnym sensie nie było "moje" naprawdę, oraz czegoś, czego do tej pory nie mogę zrozumieć, a mam na myśli subtelne refleksje pod wpływem procentów, jakiego to ja nie sprawiam wrażenia, iż moje życie toczy się dookoła seksu i wydaje się, iż rzuciłabym się w ramiona co drugiej osobie, żeby z kolei z ust kogoś innego posłuchać pocisków na brak tej sfery życia. Jednym słowem "Nie ogarniamy cię, wypierdalaj".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

keji,mam obecnie coś w podobie do Ciebie,zwłaszcza ze to weekend.Właśnie jest ostry zjazd w dół.Zmusiłam się dziś do śniadania,bo ostatnio etap glodówek po napadach żarłoctwa,i tak myślę"ja p...olę,przeciez tego wszystkiego nie da sie zmienic,chocbym stanęła na rzęsach".Te stany i tak oczywiście nie są bezpodstawne,u mnie uważam mają one konkretne podstawy,np.to że moj dom doprowadza mnie do szału,znow dzis refleksja,jak rodzice,ojciec zwlaszcza,zaniedbali kompletnie wszytsko,i mam na myśli juz nie górnolotne pojęcia,ale tablicę Masłowa :D Jest nieciekawie,nie wiem jak potoczy się ten weekend,ale strach się bać.

 

-- 15 mar 2014, 10:25 --

 

a i tak "najlepsze"w tej historii jest to,ze jestem taka sama jak rodzice.Udowadniam to kazdym swoim dniem i tym,ze ciągle tutaj tkwię i nie umiem tego zmienić,nawet nie dlatego ze nie chcę,a nie mogę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mel, dlaczego odwlekasz tę wizytę? ;)

Nie da się na dłuższą metę tak żyć. Byłam tam, wiem. I wciąż ratuję siebie. Tamto życie to męczarnia. Myślę, że warto wspomóc się lekami, jeśli nie czujesz się sama na siłach... Z resztą, po co ja o tym mówię, pewnie sama zdajesz sobie z tego sprawę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Miałam niedawno sen, który ilustruje moje wszystkie obawy, lęki wiązane ze zmianą. W tym śnie rozmawiałam z matką, ale w tym przeszkadzał mi mały człowieczek, który skakał po mnie, gryzł mnie, drapał, szczypał, ciągnął za włosy, nagle zobaczyłam, że ten człowieczek wygląda jak ja, złapałam go i zapytałam jak się nazywa, powiedział: "Jak to jak? Borderline!". Przestraszyłam się, wzięłam tą moją miniaturkę i schowałam w szafce za szybą, ale ta Borderline tak płakała, że już będzie zamknięta na zawsze, zrobiło mi się jej żal i uchyliłam drzwiczki od szafki, tak żeby nic jej się nie stało, żeby mogła oddychać, ale żeby się nie wydostała. Dalej rozmawiałam z matką, ale odwracałam głowę, bo ciągle się bałam, żeby czasem nie uciekła...

I teraz mam okres, że jest trochę lepiej, a ciągle za plecami czuję oddech tej złej, autodestrukcyjnej mnie, która tylko czeka na chwilę mojej słabości, na lepszy dla niej moment, kiedy będzie mogła znów wejść do mojego życia i wszystko zburzyć. I już są pierwsze tego oznaki, bo znów zmienia mi się orientacja, znów nie jestem co do tego pewna i znów mam ochotę na alkohol, ale nie mogę się ugiąć, pracuję nad sobą, w ostatnim czasie mogę spojrzeć w lustro bez odrazy, lubię siebie, choć mam też momenty, kiedy czuję się najpiękniejsza, najlepsza, niezniszczalna, idealna, że inni nie są mnie warci, ale przeważnie wtedy staram się hamować w tych myślach, bo takie coś też nie jest za dobre. Mam dużo obowiązków, co jest dla mnie wybawieniem, bo nie odczuwam przeważnie samotności, czasem tylko jak zostaję sama w domu to dopada mnie taki smutek i pustka, ale boję się być z drugim człowiekiem, że mnie pochłonie, albo zaraz odrzuci. A tak brakuje mi bliskości, już tyle lat jestem sama. Ale nie, nie mogę dopuszczać do siebie tych myśli, bo będzie tylko gorzej. Dzisiaj jakoś mi smutno, miałam napady lęku i znów chęć zajeść problemy. Chcę się zmienić, ale ciężko, bo do końca nie wiem jaka jestem, co czuję, co myślę, weźmy nawet takie głupie jedzenie, przedtem ciągle liczyłam kalorie, od tygodnia ich nie liczę, ale po posiłku mam bóle brzucha z nerwów, bo jak jem to boję się, czy nie utyję, czy to jedzenie, które nie jest wyliczone nie zrobi mi krzywdy. Ale chce z tym walczyć, bo przynajmniej teraz bez tej kontroli czuję, że oddycham.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I'm so full of shit.

 

Siedzę, paląc jednego papierosa za drugim i jedyne co widzę, to życie machające mi przed nosem przykładami wszystkiego, co mogłabym i chciała mieć, a czego nie mogę, bo...bo nie, nie zasłużyłam, nie jestem wystarczająco dobra.

 

Chryste, jaka jestem żałosna, wystawiając się publicznie z całym swoim kompleksem niższości, zazdrością i zawiścią. Pewne sytuacje ujawniają całe moje zepsucie. Mam ochotę walić w ściany i krzyczeć, procenty we krwi wcale nie pomagają. Bo generalnie jestem fajna, zabawna, rozrywkowa, no, może mam za długi język i jestem urodzoną plotkarą. Dopóki nie przyjdą takie momenty jak dzisiaj czy wczoraj, kiedy trwa impreza, a osoba, która wyraźnie odmówiła mi spełnienia moich uczuć w jej stronę, zabiera nań swoją drugą połowę. Drugą połowę, w której nie widzę nic lepszego ode mnie, która obnosi się z tym związkiem, stara przypodobać wszystkim z pozytywnym skutkiem, która ma, kurwa, wszystko to, o czym marzę, za machnięciem ręki. To ona drze na niego mordę, krytykuje, ośmiesza go, a mimo to ma jego uczucia. Przy tym jest oczywiście do obsrania urocza, śmieszna i potrafi przekonać do siebie tłum. Przeżyłam największą jednostronną miłość mojego życia, bo nikt nie wpierdolił się jako trzeci. Tej przeżyć nie mogę, chociaż z uczuciami już się jakby pogodziłam. Co robię ja? Dalej jestem zabawna i rozrywkowa, dopóki ukochana jednostka nie zabierze głosu, nie zacznie opowiadać żartów z ich wspólnego życia, mizdrzyć się i być słodką w każdym możliwym pojęciu. Wtedy pokazuje się cały mój brak dojrzałości. Siedzę, moja mina wyraża gruntownie "spierdalaj stąd, bym nie musiała na ciebie patrzeć, zgiń i cierp w katuszach". Komentuję, jestem wredna, markotna i przykra. Najbardziej dla siebie samej. I każdy to widzi, na boku słucham komentarzy o mojej zazdrości, wywodów, abym pogodziła się z moją sytuacją. Każdy widzi, jaka jestem kurwa słaba, jak przed ich oczyma rozpada się mój świat. Wszyscy śmieją się z jej żartów, w moich oczach wypisane zaś jest rażące "oby ci się to pieprzone szczęście szybko skończyło". Wzdycham. Czuję się bezsilna, przegrana. Na tyle, że nie mam nawet zamiaru udawać, że jest choć trochę okej, z pełną petą muszę wywalić wszystkie moje odczucia. Nie będę udawała samarytanki i dobrej cioci, najchętniej posłałabym tą osobę do cholernego piekła, aby cierpiała za moje nieudane doświadczenia z ludźmi i za moje odrzucenie. Nie życzę ludziom dobrze, choć gdyby przyszło co do czego, nie pozwoliłabym im naprawdę cierpieć. Nie przeszkadza mi nawet, kiedy owa jednostka wraca z dyskretnej rozmowy, rzuca mi spojrzenie i mamrocze "Ja nie odpuszczę".

 

 

Wręcz: [videoyoutube=]

[/videoyoutube]

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

może mam ChAD,może BPD,może syndrom DDA,a może wszystkiego po trochu bądź żadnej z tych rzeczy.Ale mam swój rozum,intelekt jakiś i resztki sił by powiedzieć"chrzanić to!".Wasze i moje koszmary biorą się ze złego podejścia do wszytskiego co nas spotyka.Na pewno zbyt duża ufność w nieodpowiednich momentach,czasem bezpodstawna wiara w innych i wprost proporcjonalnie odwrotnie-przyczyniły się do cierpień,które złożyły się w całość.Tylko dystans,zero oczekiwań i liczenie się z każdą ewentualnością może zmniejszyć katusze.Doskonale wiem,co można przejść w życiu,przeszłam prawie wszystko i mogę sobie dziś powiedzieć-dość! Dość zależności,dość strachu.Tak naprawdę nikt nie oczekuje ode mnie niczego,więc po co się spinać? Że mam robić tak albo tak,albo powinnam to czy tamto,bo jestem tu a nie gdzie indziej albo mam tyle lat i tyle? Kto przeżyje za mnie życie,i po co brać je aż tak poważnie?Są jeszcze marzenia,jest świat,są pasje...Czy próbowałam aby na pewno ze wszytskich sił tego co oferuje życie?Nie.Zatem czas zacząć.

Powodzenia Wszystkim,kiedyś na pewno będzie lepiej!

 

 

 

nawet jeśli to co powyżej jest objawem pogorszenia stanu i właśnie dopadła mnie mania :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tylko dystans,zero oczekiwań i liczenie się z każdą ewentualnością może zmniejszyć katusze.

Ostatnio właśnie mam takie podejście i rzeczywiście cierpienie jest o wiele mniejsze. Na dzień dzisiejszy jest po prostu zazwyczaj normalnie, z tendencjami do lekko obniżonego nastroju.

To co napisałaś jest mi aktualnie bardzo bliskie... ;)

 

Na nikim mi teraz jako tako nie zależy, raczej nie potrafiłabym zakochać się, ale to chyba dobrze, bo w końcu zacznę żyć czymś innym niż drugą osobą. Całkowicie zmieniłam podejście, jak narazie nie targa mną ogrom negatywnych emocji. Czy to trwałe? Nie wiem, ale dobre dla mnie. No i czuję, że to jakaś głębsza zmiana. Nie oczekuję już symbiozy, jedności dusz, nie przelewam wszystkich emocji na inną osobę i staję się odpowiedzialna za siebie. Akceptuję tę odpowiedzialność, prawdopodobnie. Buduję fundamenty w sobie, co sprzyja poczuciu niezależności.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bo to jest podstawowy problem u nas,u osób z tym zaburzeniem-zależność od wszystkich i wszystkiego.Nie jest normalnym bazować na czymkolwiek poza samym sobą.Cięzko jest dojść do takich wniosków,więc już to jest sukcesem,aczkolwiek utrzymać się w takim podejściu na dłużej graniczy z cudem.To jest tak głęboko zakorzenione,ta zależność...Ja np.nie wiem kim jestem,czego chcę,dokąd zmierzam i to nie są jakieś postękiwania zagubionej duszy,która szuka siebie,to nie jest stan niespokojnego ducha.Nie odczuwam czegoś takiego jak JA.Co to w ogóle jest?Tylko rozumowo odbieram to jako to,że powinna to być stałość poglądów,pragnień,celów,niezachwiany, i w ogóle jakiś,kodeks norm,zasad,postępowania.W sumie nie wiem od czego zacząć,choć niby wiem tyle,że na dzień dzisiejszy moim celem jest stworzenie swoistego dekalogu,czegoś co mnie utrzyma w ryzach.Wiem,że muszę "osiąść",że muszę dowiedzieć się czym są techniki poznawcze,na czym polega odbiór tzw.rzeczywistości.Muszę wiedzieć,na czym polega fakt,że każdy człowiek odbiera swoje życie a moją osobę w taki a nie inny sposób,i że on nie jest czymś niewłaściwym,a czymś innym,do czego ma pełne prawo.Będzie ciężko.

 

-- 16 mar 2014, 13:06 --

 

Nasze osobowości są trochę jak woda, która nabiera kształtu pod wpływem naczynia, do jakiego zostanie przelana. A łatwo "wlewamy" się w czyiś kształt; osobiście bardzo szybko i wyraźnie czytam ludzkie charaktery, po kilku minutach spotkania mogę już sprawnie domyślać się, czego ta osoba oczekuje i co chciałaby widzieć, bądź czego potrzeba, by wzbudzić w niej konkretne uczucia. I jest we mnie ów przymus, który każe mi albo się wywyższyć w ich oczach, bądź ulec

 

 

również uważam,że posiadam tę zdolność,jak swoiste medium.Pytanie tylko skąd pewność,że dobrze to robimy?

 

 

 

 

A jednak, problem w tym, że zawsze wracasz do punktu wyjścia, nie uciekniesz przed sobą na zawsze, sama siebie dopadniesz w którymś momencie. I najczęściej jest to jak obudzenie się po ostrym melanżu, na którym zerwał ci się film. I jest kac, i boli.

 

więc jest jakieś ja? czujesz gdzieś siebie,ze robisz cos przeciwko SOBIE? czym to jest,ze to Cię boli,znaczy że jest jakie JA.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dialektyczna, jakieś tam "ja" każdy z nas ma, chociaż należałoby sobie zadać pytanie z czego to "ja" wynika i czym właściwie jest. A spychane przez lata "ja", unieważniane z różnych przyczyn, w końcu umyka nam, staje się ledwo dostrzegalne. Zgadzam się z tym, że ta zależność - bardzo krzywdząca - jest głównym problemem, motorem, który napędza całą resztę objawów. Dobrze widzę to na swoim przykładzie. Kiedy tracę dostęp do siebie i zaczynam skupiać się na czymś, co wywołuje zależność od kogoś - spadam, spadam w dół i sypię się. Po tamtej stronie znajduje się śmierć, ale mimo to, być może, podświadomie dążymy do tego uczucia, bo jest nam dobrze znane.

Jak narazie, ten pociąg ku śmierci i zależności jest u mnie zniwelowany, ale nie wiem co będzie, powiedzmy, za tydzień...

 

... no i w końcu seks przestał być dla mnie formą samookaleczenia. Chyba, że pewnego dnia "obudzę się" i stwierdzę, że jednak było inaczej i będę czuła obrzydzenie. Z tym, że... zdaje się, iż z racji tej przestałam przywiązywać się? Tak jakby wyłącznie ból emocjonalny wiązał mnie, uzależniał od kogoś. I wtedy to staje się toksyczne i tworzy się chora zależność. Ale co tam, nie będę rozkminiać zbytnio, bo i po co. To chyba dobrze, że nie uzależniam się i czuję się wolna. Przecież tak naprawdę to nie dana osoba była dla mnie ważna, a raczej stawała się środkiem do celu - do autodestrukcji. Niekoniecznie bardzo, bardzo silnej, ale jednak. To chyba takie uzależnienie od upodlania siebie, czucia się ofiarą, autodestrukcji na wielu płaszczyznach, z której powoli wychodzę, przynajmniej tak mi się dzisiaj wydaje.

Na początku wyjścia z wyżej opisanych zależności myślałam, że pozbyłam się, zabiłam siebie. Tak mniej więcej to ten stan nazywałam - autośmiercią. Teraz widzę, że to był tylko etap przejściowy. Najzwyczajniej coś zaczęło się zmieniać na tyle, iż uznałam, że straciłam siebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

... no i w końcu seks przestał być dla mnie formą samookaleczenia. Chyba, że pewnego dnia "obudzę się" i stwierdzę, że jednak było inaczej i będę czuła obrzydzenie.

 

Takie obrzydzenie ja odczuwam zarówno w trakcie jak i po.Z czasem przechodzi i czasami wraca.Tego rodzaju autodestrukcji nie zrozumie nikt kto tego nie przeżywa.Zwłaszcza nie zrozumie tego płeć męska.Już nawet opisując tutaj swoje stany,na tym forum,dostałam kilka niby nic nieznaczących wiadomości od mężczyzn.To jest najlepsze,iż niektorzy uważają,że na kobietach takich jak my można poużywać.Zatrważający jest fakt,iż tego typu próba manipulacji spotyka ze strony osób,którym cierpienia psychiczne nie są obce i należałoby się spodziewać elementarnego zrozumienia.Jednak niemiłą niepsodzianką dla takich osobników niech będzie fakt,iż w swoich autoagresywnych zachowaniach dokonujemy,ja przynajmniej,choćby namiastki selekcji.

 

 

Z tym, że... zdaje się, iż z racji tej przestałam przywiązywać się?

 

Dokładnie.Ten rodzaj kary ma za zadanie nie tylko zagłuszyć cierpienie,ale paradoksalnie równocześnie je wzmóc,by poczuć rodzaj obrzydzenia i uprzedmiotowienie człowieka,a co za tym idzie udowodnienie sobie,że można się uniezależnić w momencie oddawania siebie,które to oddanie(seksualne)jest u kobiety wartością nadrzędną.

 

-- 16 mar 2014, 15:18 --

 

Przyznam,iż czasami w swoim zaburzeniu,w całym tym cierpieniu odnajdywałam namiastki sensu istnienia-zachowania autodestrukcyjne miały za zadanie ukoić ból bądź wzmóc go do maksimum celem wymierzenia sobie kary.Miały za zadanie nadać życiu jakikolwiek smak w chwilach totalnej pustki bądź nijakości w odczuwaniu.Przestaje jednak być to pomocne,zabawne,kojące...Co raz bardziej fascynuje mnie pojęcie normalności,stałości.Zaczynam za prawdziwie ekscytujące postrzegać zadanie osiągnięcia w miarę stabilnych nastrojów i tzw.bazę przekonań.Będę wdzięczna za polecenie odpowiedniej lektury,linków do stron internetowych itp.w temacie technik poznawczych.Odpadają strony o afirmacji;)

 

być może to etap manii,ale chcę z tego skorzystać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dialektyczna, tak, selekcja jest. Jeżeli ktoś jednoznacznie odpycha mnie swoją osobą (co w okresach ambiwalentnych emocji było trudne lub niemożliwe do wyczucia - każdy był dla mnie jednocześnie odpychający i obiektem pożądania - niekoniecznie seksualnego. Nadal tak jest, ale nie zajmuje mi to głowy, nie ma nade mną władzy, stało się treścią poboczną), to nie pójdę z nim do łóżka. Musiałaby mi całkowicie palma odbić.

 

Hm. Też właśnie w końcu zaczynam rozumieć, że w tej chwiejności i szaleństwie nie ma niczego fascynującego, przynajmniej wewnątrz w takich chwilach tego nie odnajdywałam, a jeśli już - na chwilę. Jest się jak drzewo bez korzeni, nie ma czego się chwycić. Pustka, nuda. Ohyda. Można być szalonym, mieć poglądy nie z tej ziemi, być nonkonformistą lub dekadentem, ale grunt to posiadanie, między innymi, jak to ujęłaś, bazy przekonań, jakiegoś gruntu. Nigdy nie uzyskamy stuprocentowo pewnej osobowości, stałej, na zawsze, nietykalnej, bo jesteśmy tylko ludźmi i o to chodzi, by zadawać sobie pytania, rozwijać się, zmieniać, jednakże kluczowym wydaje mi się posiadanie siebie i życie przede wszystkim dla SWOJEGO życia. Inni ludzie też są ważni, ale jesteśmy tylko ich cząstką, punktem w drodze życiowej. I żaden ksiądz mi nie wmówi, że tylko życie poświęcone innym jest warte przeżycia. Owszem, można pomagać, ale nie należy zapominać o sobie, o komforcie psychicznym i oparciu w sobie. Ach, to przecież takie egoistyczne... :P

 

A co do typków, którzy pisali to i owo - cóż, żal dupę ściska... Swoją drogą, musieli być strasznie zakompleksieni, że zamiast szukać seksu w realnym świecie, od kogoś kto tego chce i nie zniszczy tym siebie, to próbowali wykorzystać sytuację Twojego zagubienia... :?

 

Nie wiem jak w Twoim przypadku, ale mnie tego typu książki doprowadzały tylko do rozpaczy. Lepsze już powieści, które zawierają wiele treści, rozważania filozoficzne. Mnie w znacznym stopniu właśnie literatura doprowadziła do tego miejsca, w którym jestem, choć początkowo powodowała większe zagubienie.

 

Tak na deser,

- teksty tych piosenek (narazie czytałam tłumaczenie kilku z nich - w języku angielskim jestem dość kiepska) jakoś pasują mi do tego wątku...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

moyraa,chodzi mi nie o literaturę przytłaczającą opisem przeżyć z pogranicza,a o techniki poznawcze-o logikę,spójny obraz siebie i prawidłowe odczytywanie zdarzeń.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dialektyczna, nawet nie pomyślałam o literaturze o takich przeżyciach.

Generalnie chodzi mi o to, że chyba lepiej kształtować siebie przy okazji zamiast stawiać sobie taki cel sam w sobie, aczkolwiek łatwo mi mówić, bo przecież lepiej ze mną w tym momencie i nie mam już w sobie tego przymusu, nacisku, by chwycić się jakiejkolwiek gałęzi.

Jeśli chodzi o takie książki, niestety niczego nie polecę, bo takowych nie znam, nie czytałam. ;)

 

Możesz mi wierzyć lub nie, ale książki fabularne też uczą budować ten obraz siebie (tutaj celuję np. w M. Kunderę). Chodzi mi tu o takie, które pokazują jakieś głębsze treści psychiczne. No i udowadniają, że każdy widzi rzeczywistość po swojemu, wykrzywia mniej lub bardziej i nie jesteśmy w tym tak bardzo odosobnione. Nie wiem jak to ująć, ale mnie one pokazały, że świat jest nieskończenie szeroki, nie ma jednego rozwiązania, wszystko może się zdarzyć, świat idealny nie istnieje - wszystko ma swoje słabe strony, każde podejście - i niczego z zewnątrz nie jesteśmy w stanie zatrzymać, więc nie warto się na czymkolwiek uwieszać.

Znowu się rozgaduję... :lol:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na Kunderę"poluję"od jakiegoś czasu,właściwie to już zdąrzyłam zapomnieć,że jest taki pisarz,u mnie w dziurze w której mieszkam nie ma jego książek.Z tym możesz mieć trochę racji,na pewno różne książki przedstawiają różne światy,często lepsze od naszego.Jednak w tej chwili szukam właśnie typowej literatury fachowej,po literaturę piękną i tak sięgam od czasu do czasu.Rozgaduj się,mi to zupełnie nie przeszkadza.Obie jesteśmy na etapie waloryzacji,zobaczymy jak długo;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nawet nie chce mi się czytać tego wszystkiego, momentami brzmi to jak bełkot słabego pisarza. Och bezkresna pustka na oceanie życia - czymże jestem, jeśli nie wystruganą z drewna delikatną łódeczką szarpaną bezwzględnymi falami losu!

Jedno co mi się rzuciło w oczy to coś w stylu "seks jako metoda samookaleczania" - rly? Ciekawa jestem czy chodzi o jakieś sado maso, czy może opinię latawicy :)

Pamiętacie, jak mówiłam, że zaczynam łykać lamitrin? jest zajebisty :great:

 

Pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nawet nie chce mi się czytać tego wszystkiego, momentami brzmi to jak bełkot słabego pisarza. Och bezkresna pustka na oceanie życia - czymże jestem, jeśli nie wystruganą z drewna delikatną łódeczką szarpaną bezwzględnymi falami losu!

Jedno co mi się rzuciło w oczy to coś w stylu "seks jako metoda samookaleczania" - rly? Ciekawa jestem czy chodzi o jakieś sado maso, czy może opinię latawicy :)

Pamiętacie, jak mówiłam, że zaczynam łykać lamitrin? jest zajebisty :great:

 

Pozdrawiam!

 

Zgadzam się w 100%, tylko brakowało mi odwagi, żeby to napisać :lol:

Aj, kolejna pozytywna opinia na temat Lamitrinu :( Jestem wściekła, że nie mogę brać, bo dostałam wysypki. Została mi jedynie karbamazepina, jak przestanie działać to kaplica, wypróbowałam (prawie) wszystko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

momentami brzmi to jak bełkot słabego pisarza
łoł, spokojnie. ja tu dzieła życia nie tworzę i dialektyczna, moyraa oraz inne osoby współtworzące wątek też chyba nie? więc jeśli
nie chce mi się czytać tego wszystkiego
to przecież nikt czytać nie każe, ale szanujmy się. ;)
Jedno co mi się rzuciło w oczy to coś w stylu "seks jako metoda samookaleczania" - rly? Ciekawa jestem czy chodzi o jakieś sado maso, czy może opinię latawicy :)
skoro nie czytałaś, taki komentarz jest naprawdę niepotrzebny, bo dziewczyny wyjaśniły, o co chodzi.

 

Lewiatanxxx, miałam bardzo podobny sen, przynajmniej znaczeniowo. śniło mi się, że jestem w szpitalu psychiatrycznym (wtedy faktycznie byłam jeszcze) i że mam pod łóżkiem... krokodyla. był zamknięty w ciasnej drewnianej skrzynce z małą suwaną kratką u wylotu - skrzynka nie była zbyt solidna i ciągle się bałam, że jeśli nie będę miała krokodyla na oku, to w końcu wylezie i mnie pożre. ale przez mój strach przebijał żal i współczucie; skrzynka była tak ciasna, że krokodyl nie mógłby się nawet obrócić w niej dookoła własnej osi. poza tym przez długi czas nie dostawał już pożywienia, bałam się, że zdechnie w męczarniach. potem przyszły moje ulubione pielęgniarki, wypuściły go, nakarmiły, wykąpały. świetnie sobie z nim radziły. ale to była tylko chwila, przez większość czasu musiałam być z nim sama, na zmianę bojąc się go i bojąc się o niego.

a teraz, teraz mnie ciągną narkotyki znów... budzą się moje potrzeby seksualne (wbrew woli, wolę siebie aseksualną), więc zaczęłam się bać kolejnej katastrofy w postaci jakiegoś związku, który wyrośnie na łóżku. pół roku izolacji, niepragnięcia, nietęsknienia, wolałam tak! a teraz wszystko ożywa. i poczucie winy. i nie mogę się odnaleźć na uczelni, bo każda minuta tam spędzona przypomina mi wszystkie spustoszenia dokonane przez krokodyla zanim zamknęli go pod moim szpitalnym łóżkiem.

wydaje mi się, że wiem, co czujesz. chociaż zazdroszczę tego, że masz wiele obowiązków, a raczej, że jesteś w ogóle w stanie się ich podjąć. ja w rozpaczliwej próbie utrzymania się w zamrożeniu wycofałam się ze wszelkiej aktywności. ostatnio zupełnie niespodziewane tematy lub sytuacje wywołują we mnie nagłą wrażliwość i kruchość małego dziecka, dosłownie czuję się jakbym miała się rozsypać. kiedy jestem słaba, na scenę występuje krokodyl, robi się zadyma.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

NISZCZĘ - obecnie, przeciągle - kogoś, nieświadomie, niespecjalnie nieintencjonalnie, niechcąco, "przypadkiem"? - skutek uboczny. Sedno mnie, niszczenie? Ale ja przecież zawsze siebie. To co powinnam, powiedzieć, już na wstępie zaprzestać wszystkiego skoro wiem, że z tego nici? Z tego nici. Z tego nici, kurwa

a brnę w to, widzę jak ktoś się angażuje, a ja tak sobie siedzę i wydycham dym leniwie, osz kurwa

nie robię nic, oprócz bycia miłą i przybliżania się gdy jestem opuszczonym psem i potrzebuję kogoś, kogokolwiek. Wtedy się otwieram, faktycznie, to jest złe. Jestem zła(złym człowiekiem?), ale nie umiem nawet poczuć tego w tej chwili. I zmęczona jestem

jestem złym człowiekiem? Jestem? Ależ tak? Jestem zła, zła zła, tak, chyba tak jest

nie wiem, jest mi wszystko jedno, jestem wyczerpana.

 

MistyDay, mam takie samo odczucie, hehe ;) kurwa (oprócz tego odnośnie seksu, sama tej metody nie uskuteczniałam, ale rozumiem na wskroś)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak kogoś urazilam to przepraszam, miałam nieodpartą chęć wyrazić swoje zdanie :) a co do tego okaleczajacego seksu tak jak mowię - rzuciło mi sie to zdanie w oczy, a reszty nie czytałam wiec wysnulam własna myśl odnośnie tej części wpisu :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

MistyDay,najpierw piszesz potem myślisz? jakie zaburzenie się Ciebie ima?z Twojego postu wyłazi tylko kpina i pogarda,zresztą to samo poczułam czytając Twoją wypowiedź.Nie dostrzegam patosu w swoich postach,natomiast jeśli rzuciło Ci się w oczy tylko zdanie odnośnie zachowań autodestrukcyjnych o znamionach seksualnych,to współczuję,bo nie sięgasz zrozumieniem zbyt wysoko.Tak...wiedziałaś,że prostytucja jest zakamuflowanym borderline,tylko jest to wersja hard core,bo w tym zaburzeniu rozgraniczna się wielopoziomowość i pobieranie opłaty wywołuje u nas tak spragnione samounicestwienie na bezdrożach...przepraszam-przydrożach życia? ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×