Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE)


atrucha

Rekomendowane odpowiedzi

wykończony, nie chcę żebyś potraktował tego jako atak. Czemu nawet najlepszy terapeuta potrzebuje superwizji? Dlatego, że każdy potrzebuje spojrzenia z boku, nawet jeśli zdaje sobie z wielu rzeczy sprawę. W jakiś sposób każdy człowiek zniekształca rzeczywistość i dlatego tak ważna jest opinia innej kompetentnej osoby.

 

Nie wiem, jak poważne są Twoje zaburzenia, być może leki wystarczą. Terapeutka mi mówiła, że 95 % depresji jest wyleczalnych poprzez terapię. Ktoś powie, że jej chodzi o pieniądze, żeby ludzie do niej przychodzili, być może. Ja jej w każdym razie wierzę, może naiwny jestem.

 

Leki są czasami bardzo potrzebne w czasie trwania terapii, w bardzo silnej depresji ciężko jest coś zdziałać. Po udanej terapii większość pacjentów może jednak medykamenty odstawić. ;)

 

E: zima ta książka jest o terapiach różnych ludzi, 10 przypadków, choć trochę zmienionych. Ta pozycja zmieniła moje życie, trochę to górnolotnie zabrzmiało, ale trudno. :mrgreen: Irvin Yalom jest psychiatrą i psychoterapetą, jednym z głównych po Rollo Mayu przedstawicieli psychoterapii egzystencjalnej. Moja terapeutka też jest yalomistką, więc dlatego tak dobrze się dogadujemy. Psychiatra niestety nie i musieliśmy się rozstać w dosyć niemiłych okolicznościach...

 

Link do KATA MIŁOŚCI: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/134551/kat-milosci

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wykończony, jakbyś był tym 5 % to by leki nic nie dawały. ;) Nic na siłę, jeśli nie chcesz terapii, to w porządku. Tylko, że ja tak samo myślałem po 2 nieudanych terapiach i zmarnowałem przez to 5 lat życia, których mi teraz bardzo szkoda...

 

zima, przeczytaj mojego wcześniejszego posta, bo edytowałem, a nie chcę bałaganu robić. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No właśnie, leki pomagają na depresję, lęki albo na przesadne pobudzenie, ale nie zmieniają konstrukcji wewnętrznej, która sama w sobie jest źródłem cierpienia, bo w chory sposób porządkuje doświadczenie- i to prowadzi do powrotu objawów. Przynajmniej tak rozumiem bpd. pytanie czy terapia może to zmienić?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nigdy nie byłam ze swoimi problemami u lekarza, mimo, że nie pozwalają mi normalnie funkcjonować. Tak przeczytałam pierwszy post w tym wątku i wypisz wymaluj ja. Ale jakoś moje problemy np. z związkiem czy ludźmi tłumaczyłam sobie niską samooceną i tyle, nie szukałam w tym zaburzeń. Człowiek się uczy całe życie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lulu.onthebridge, ja to widzę tak, że zarówno depresja jak i border to jakiś defekt, który można naprawić. Coś jak, nie wiem, złamiesz nogę, nosisz gips i rehabilitujesz się, żeby wrócić do dawnej sprawności. Niektórym się udaje, innym nie i muszą do końca żywota chodzić np. o kulach, ale ważne że mogą. Podobnie z niektórymi psychicznymi zaburzeniami, albo po odstawieniu leków jest ok, albo bierzesz je dłużej, żeby było ok, wspomagając rehabilitacją mózgownicy, czyli terapią.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rebelia, tylko często nie ma czegoś takiego jak dawna sprawność. To nie jest "pyk" i coś nagle jest nie tak.

 

A jak tam z wami jest? Znacie pojęcie 'normalności'?

 

Nie. Już w przedszkolu miałam emetofobię i różne dziecinne objawy nerwicy natręctw, byłam z tego powodu problemowym dzieckiem; Bałam się wychodzić, bałam się ludzi, ciągle płakałam (w pewnym momencie przestałam, widząc, że rodzinę to nie rusza bo mają swoje problemy i zamknęłam się w sobie), bo bolał mnie brzuch bądź chciało mi się wymiotować. Potem w wieku 10-11 lat pojawił się pierwszy naprawdę silny atak paniki, w wieku 12 myśli samobójcze i 4 lata depresji, a z biegiem lat komplikacje tożsamościowe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ramanujen, gdzie ty znalazłes egzystencjalnego terapeute?
Była na liście PTP, ale jest mało terapeutów egzystencjalnych niestety. Zresztą ona integruje też inne kierunki.

 

monk nie wiem, czy by się ta książka spodobała, dla mnie to jest lektura zmieniająca życie. Wg mnie terapia egzystencjalna dlatego jest najlepsza, iż jądro wszystkich problemów ma podłoże egzystencjalne. Znakomicie to Yalom pokazuje w KACIE MIŁOŚCI. We wtorek widziałem walającą się tą książkę w EMPIKU, malo kto ją kupuje, a szkoda...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

etam, kat miłości jest bardzo popularny, przynajmniej wśród ludzi którzy mają do czynienia z psychoterapią.

A szukałaś konkretnie egzystencjalnego terapeuty czy to był przypadek? Bo na liście nie są podane przecież nurty w których terapeuci pracują, chyba że się mylę

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Selma, to że KAT MIŁOŚCI jest popularny nie ma akurat żadnego znaczenia. Sztuką jest napisać książkę dostępną i rozumianą przez wielu, niż lektury pani Grzesiuk, których nawet niektórzy psychoterapeuci nie rozumieją... Nie są podane, ale przecież można wpisać nazwisko w wyszukiwarce i wejść na stronę terapeuty, jeśli takowa jest, bo czasem niestety nie ma... Nie nastawiałem się na terapie egzystencjalną, przeczytałem bloga i zobaczyłem, że to może być to. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nawiązując do wcześniejszej dyskusji, wątpię, czy przeciętny Wiesiek psychiatra z taniej fundacji organizowanej przez NFZ, misio z brzusiem piwnym, może być pociągający, ale dla każdego coś miłego.

 

Chciałam "zabić" ten weekend, ale ani wódka, ani piwa, ani papierosy czy inne substancje do spalania, nic nie dały. Nienawidzę jesieni, siedzenia w mieście w jednym domu z rodzicami, to nigdy nie kończy się dobrze. Zły dzień. Najpierw wkurzył mnie znajomy, który potrafi spóźnić się o 7 godzin i myśli, że będę na niego wyczekiwała dzień i noc z błogosławioną miną. Potem zaczęło się z rodzicielami, oh, jak mi tego brakowało. Mam istnie nietzsche'owskie podejście, zawsze radziłam sobie sama i uważam, że przewyższam ich obu o głowę, nasze relacje są takie, iż to często ja wychodzę na tą dorosłą, a oni na bandę upośledzonych dzieciaków. Nienawidzą mnie, a - o boże - jak ja nienawidzę ich podejścia. Doświadczyłam ogromnej nienawiści ze strony ludzi, ale nikt nigdy nie pobił tych, którzy mnie "wychowywali". Nigdy. Mam łzy w oczach. Mój ojciec jak zagubiony pięciolatek w piaskownicy z normalnej rozmowy przechodzi w darcie ryja, abym zamknęła mordę (Przynajmniej dziś nie chciał mi zarąbać, złapawszy mnie za kark), bo znowu mu nie pasuje, że - mając osiemnaście lat- chodzę do pubu w mieście, gdzie są jego znajomi. A ja doskonale wiem, i potrafię zakręcić dyskusje tak, iż sam to przyzna, że nie chodzi mu o to, że miejsce kiedyś bywało niebezpieczne. Nie. Ja tam chodzę, jego znajomi mnie widzą i będą "gadać", opinię sobie robić na mój temat, a opinia rzecz święta, dla niego degradująca i mogłabym umierać, być ćpunką, alkoholiczką, oby nie pokazywać nic na zewnątrz. Bo on nie chce o mnie rozmawiać, a już robiłby się czerwony ze wstydu od usłyszenia, iż jego córka gdzieś tam była, piwo piła i nie jest lamusem zamkniętym w czterech ścianach. Jestem jak śmieć, którego istnienie powinno być zagłuszone do granic możliwości. Po nim włącza się babka- co z ciebie się za człowiek zrobił, jeździsz po obcych miastach, masz za dużo znajomych, kiedyś było z ciebie takie dobre dziecko- z czterech ścian na krok się nie ruszałaś. A za nimi jeszcze moja matka, naiwna i głupia, od rzeczywistości od cięta, choćby ojciec mnie po ryju naparzał, nie stanie za mną, tylko jeszcze biernie każe również mi się zamknąć, chociaż nawet nie ma pojęcia, o co chodzi. I to jest troska w jej wykonaniu i miłość. Potem przyjdzie jeszcze któregoś razu i będzie się wyżalała, jaka to ja nie jestem, oni tu otwarci, cierpliwi, troskliwi, a ja g.wno wielkie im daje. Zupełnie jak jej matka, która do tej pory traktuje czterdziestoletnią córkę niczym niesforną dwulatkę i jest skończoną apodyktyczką. Tylko moja nie zagra tak ze mną. Oni nie mają znajomych, bo nie ufają ludziom, nie wychodzą z domu nigdzie indziej niż do pracy, ugrzęźli w tej chorej "stabilności" i oto pojawia się taka ja, która wyszła z tego trybu, choć nie bez chorego poczucia winy, więc jestem psychiczna, alkoholiczką, ćpunką, dziwką i bóg wie czym jeszcze i należy się za mnie wstydzić. Boli mnie to jak sam sku.wysyn. Do tego napatoczą się jeszcze jacyś przypadkowi znajomi tatusia, którzy potwierdzą mi, jakby ich to obchodziło, że to moja wina, iż jestem tak traktowana i zasłużyłam na to. Czuję, iż wszędzie jestem kopana w cztery litery, zewsząd powinnam spieprzać. Doprawiłam się imprezą, gdzie wszyscy zauważyli, iż ciągnie mnie do osoby, która nie uważa mnie za chociażby minimalnie atrakcyjną w jakimkolwiek względzie, dobija mnie tęsknota za człowiekiem, którego kocham, a który jest 300 km stąd i oto jestem ja - zapłakana i nie wiedząca, gdzie się podziać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Keji, Powiedziałam dziś matce że jej i ojca nienawidzę bo są gburami, chamami i krzykaczami. Matka stwierdziła że to ja jestem chamska i że wychodzi kupić lokówkę bo przecież ona musi się świetnie w pracy prezentować.

I tyle by tego było.

'Nienawidzę was - nie, to my nienawidzimy Ciebie, baw się dobrze!'

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiecie co, może nie znam indywidualnych sytuacji i mogę się mylić, ale do jasnej cholery - zakładam że jesteście osobami pełnoletnimi, to dlaczego nie wyprowadzicie się z Waszych toksycznych domów? W końcu można pracować, wynajmować, uczyć się zaocznie... Też miałam porypaną rodzinkę i się zawinęłam w odpowiednim czasie i do nikogo nie mam pretensji, niczego od nikogo nie oczekuję. Wasi starzy nie mają obowiązku Was niańczyć i znosić humory. Potem za 10 lat porobicie dzieci i wylądujecie na forum Wizaż czy innej kafeterii i będzie że matka/teściowa zła, bo zamiast Wam niańczyć dziecko to sobie na urlop pojechała, czy do kina poszła... Każdy ma swoje życie i jak coś komuś nie pasi to należy się rozstać, jeśli natomiast nie widzi się dla siebie perspektywy i wybiera się wiszenie rodzicom na szyi, to cóż, trzeba zacisnąć ząbki i zgadzać się na ich zasady (lub brak zasad...)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

alicja_31, zamiast uciekać próbuję jeszcze nawiązać jakąś poprawą więź z matką bo jest to jedyna stała osoba w moim życiu. Chcę mieć z nią dobry kontakt ale sama w tej relacji nie jestem. To że jestem dorosła sprawia że mogę powiedzieć co mi się nie podoba i czego oczekuję. Matka jest moją kotwicą, tak jak w Dniu świra.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

alicja_31, zamiast uciekać próbuję jeszcze nawiązać jakąś poprawą więź z matką bo jest to jedyna stała osoba w moim życiu. Chcę mieć z nią dobry kontakt ale sama w tej relacji nie jestem. To że jestem dorosła sprawia że mogę powiedzieć co mi się nie podoba i czego oczekuję. Matka jest moją kotwicą, tak jak w Dniu świra.

 

no jeśli tak, to trzymam kciuki! z Twojej wypowiedzi zrozumiałam, że to totalnie chora i nienaprawialna sytuacja...Ale w końcu każdy ma chwile zwątpienia....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiecie co, może nie znam indywidualnych sytuacji i mogę się mylić, ale do jasnej cholery - zakładam że jesteście osobami pełnoletnimi, to dlaczego nie wyprowadzicie się z Waszych toksycznych domów? W końcu można pracować, wynajmować, uczyć się zaocznie... Też miałam porypaną rodzinkę i się zawinęłam w odpowiednim czasie i do nikogo nie mam pretensji, niczego od nikogo nie oczekuję. Wasi starzy nie mają obowiązku Was niańczyć i znosić humory. Potem za 10 lat porobicie dzieci i wylądujecie na forum Wizaż czy innej kafeterii i będzie że matka/teściowa zła, bo zamiast Wam niańczyć dziecko to sobie na urlop pojechała, czy do kina poszła... Każdy ma swoje życie i jak coś komuś nie pasi to należy się rozstać, jeśli natomiast nie widzi się dla siebie perspektywy i wybiera się wiszenie rodzicom na szyi, to cóż, trzeba zacisnąć ząbki i zgadzać się na ich zasady (lub brak zasad...)

 

Emmm...kończę jeszcze liceum w moim mieście, w tym roku dopiero piszę maturę i jestem świeżo po osiemnastce. Akurat nie należę do typów nieporadnych życiowo, siedzenie rodzicom na głowie w wieku 25 lat na przykład dla mnie to wizja skończonego życia, wyprowadzam się więc najszybciej jak mogę. I podzielam twój pogląd, ale akurat nie jest adekwatny do mojej sytuacji. Gdyby było tak jak mówisz, mogłabym rzeczywiście mieć pretensje wyłącznie do siebie. Nie tylko zresztą byłam zawsze zdana na siebie, co nauczyło mnie samodzielności, ale i mój ojciec ma takie podejście, że prędzej odstrzeliłby mi łeb niż mnie utrzymywał, od półtora roku oddaję mu każdy grosz za coś, co mi się "nie należy", czyli wszystko wykluczając korepetycje, rachunki oraz jedzenie, a i tak dowiaduję się o tym, jakim jestem balastem pieniężnym.

 

 

Ech, ta moja pogoń za byciem idealną. Nie daję tego po sobie poznać, uchodzę za szczerą osobę, z którą można pogadać o wszystkim, często mówię o swoich wadach, ale usłyszenie, jak ktoś to powtarza...I tak kłuje mnie w środku. Chociażby takie "Wiesz przecież i sama przyznajesz, że za dużo mówisz ludziom często". Mam wady. O boże...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×