Skocz do zawartości
Nerwica.com

nic nie czuję


reneSK

Rekomendowane odpowiedzi

Ja ogólnei odkąd mam zaburzenia psychiczne, to mam osłabioną wolę i znacznie gorszą cierpliwość i problemy z tak zwanym odraczaniem. Kiedyś, w szkole sredniejmiałam bardzo silną wolę i coś postanowiłam, to realizowałam, mogłam postanowić, że przez miesiąc nie będę jeść słodyczy i nie jadłam...a teraz też mam często tak, że mam np.ochotę na słodkie i nawet nie poczekam aż przyjdę do domu i kulturalnie zjem przy herbetce, tylko wpieprzę po drodze...a jak wykażę silną wolę w czymś to i tak nic nie czuję, nie czuję satysfkacji czy zadowolenia z siebie, więc nie mam motywacji, żeby mieć silną wolę.

 

Tak i chociaż mało mi zależy żeby zjeść coś niezdrowego to jeszcze mniej mi zależy na unikaniu konsekwencji. Jak byłem w szpitalu to prawie nic nie jadłem bo jedzenie tam mi nie odpowiadało i mi nie zależało żeby sobie coś zjeść dobrego, jak mam pod ręką to wezmę jak nie, to się tym nie przejmuje. Nawet internetu mi nie brakowało, chociaż mi starzy wmawiają, że jestem od niego uzależniony co jest bzdurą, ja się nie potrafię od niczego uzależnić psychicznie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ostatnio mam strasznego doła.. Nic mi nie wychodzi.. Cały czas myślę i żyję marzeniami.. Nadal nic nie czuję.. Żeby mi chociaż praca bardziej wychodziła ale zawsze coś spieprzę.. Nie umiem siebie docenić.. Swojego wysiłku.. Co z tego że się narobię jak i tak nie czuję tego wysiłku :( Ciągle chodzę zamyślona i taka umartwiona. Nie śmieję się.. gdybym chociaż w 1/4 poczuła się lepiej, gdyby był jakiś postęp a tu nic :( Nic mnie nie wciąga, żadna książka, żadna gazeta a kiedyś przecież było inaczej... Byłam bardzo dokładna, interesowało mnie wiele rzeczy... Miałam postanowienie żeby schudnąć i udało mi się zrzucić parę kg ale na tym koniec.. Nie mogę doczekać się rozpoczęcia studiów, w tedy będę miała jakieś zajęcie i ten czas będzie szybciej leciał. Chociaż źle mi się studiuję bo nie mam za bardzo kontaktu z ludźmi.. Moja choroba sprawia że ich odpycham.. Ale cóż trzeba wytrzymać...

 

Brak uczuć ja myślę że Ty powinnaś poprzestać na jednym leku i brać go minimum pół roku dopiero w tedy będzie różnica.. Mi na początku też się nic nie chciało i też czułam się źle ale po pół roku zaczęłam coś robić, dużo sprzątałam i gotowałam obiady. Chociaż różnie mi to wychodzi bo przez moją chorobę jestem mniej dokładna i mniej uważna ale zawsze coś.. Ważne że są chęci nawet jeśli nic nie chce wyjść.. Pozdrawiam :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oooo Borsuk, to Ty byłeś w szpitalu? I co Ci tam postawili za diagnozę? Gdzie ten szpital? Klinika czy rejonowy?

 

To był jakiś wojskowy oddział przy szpitalny do którego mnie wysłali z wojska. Tam dostałem diagnozę os. nieprawidłowa schizotypowa, a psychiatra do którego potem chodziłem dał mi diagnozę os. schizoidalna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cały czas myślę i żyję marzeniami.. Nadal nic nie czuję

Jak jesteś w stanie marzyć, to wierz mi, że coś czujesz...ja nie jestem w stanie marzyć w takim sensie jak się powszechnie rozumie to słowo...mogę sobie coś wymyślić, zaplanować (a czy będę to w stanie zrobić to inna sprawa) ale nie marzyć...bez uczuć nie da się marzyć...

Car_car a jakie leki Ci pomogły?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chyba dlatego ze dalem 400mg solianu z rana to czuje lepsza motywacje. ale zobaczymy moze dam 200mg na jakis czas.

 

-- 10 wrz 2011, 16:45 --

 

choroba uswiadomila mi jedno. ze nie jestesmy jacys arcywspaniali. wystarczy durny spadek dopaminy i po nas. czyli rzeczywitosc to stos atomow. przez tyle lat mialem prany mozg, ze po smierci cos istnieje. ale widac raczej nic nie ma po smierci. bo co jest po tym jak zgasnie ogien? nic albo jest pozar. czyli albo zostawie po sobie potomstwo albo umre i nic po sobie nie zostawie. emocje zostaly stworzone tylko w jednym celu. zeby czlowiekowi sie tylko wydawalo, ze robi cos wielkiego, zeby kierowal sie oblakanczymi ideami, a zeby nie widzial oczywistej prawdy jaka jest koniec zycia kazdego z nas. jest jedno ale. moja swiadomosc nie moze istniec bez mojego mozgu. ale czy tzw. dusze potrzebuja tez jakiegos materialnego nosnika zeby trwac po smierci? co mialoby podtrzymywac dusze przy zyciu po naszej tzw. fizycznej smierci?

 

-- 10 wrz 2011, 16:50 --

 

i wedlug mnie tu jest klucz. jesli istoty materialne beda wspolpracowac z niematerialnymi to przetrwamy, bo jesli zalozmy zostalby zniszczony ten materialny krysztal, ktory laczy swiaty materialne i niematerialne to mamy przesrane. ale jakby ten krysztal mial powstac to po pierwsze? czyli ten krysztal musi byc materialno-niematerialny, bo moze niemateria stworzyla materie i ten krysztal mialby byc pomostem miedzy swiatami niematerialno-materialnymi. materia jest ciezka i duza. niemateria jest drobna i lekka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie ma czegoś takiego jak niemateria, nawet nie ma definicji co to by to miało być. A emocje nie mają nic wspólnego ze śmiercią bo powstały dużo wcześniej nisz jakiekolwiek zwierze świadome swojej śmiertelności, dużo ludzi wie że nic nie ma po śmierci i nie ma żadnych zaburzeń psychicznych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie ma czegoś takiego jak niemateria, nawet nie ma definicji co to by to miało być. A emocje nie mają nic wspólnego ze śmiercią bo powstały dużo wcześniej nisz jakiekolwiek zwierze świadome swojej śmiertelności, dużo ludzi wie że nic nie ma po śmierci i nie ma żadnych zaburzeń psychicznych.

 

Jest materia to i coś co materią nie jest być może, zatem - niemateria. W sumie to ciekawe skąd te emocje. To one sobie tak trwały aż wpadły. Mnie się tam wydaje że musi być jakiś podmiot zdolny do odczuwania emocji. Chociaż nie wiem od czego miałoby to zależeć. Nie wyobrażam sobie emocji niezwiązanych z podmiotem. (Ale podmiot niezwiązany z emocjami - owszem)

A świadomość jakaś niepodmiotowa? Mnie się wydaje, że świadomość musi być czyjaś, emocje również. Jak są tzw. stany wyłączające świadomość, to i stany wyłączające emocje.

 

*To ciekawe że ludzie WIEDZĄ że nic nie ma po śmierci.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest materia to i coś co materią nie jest być może, zatem - niemateria.

 

To jest tylko nic nie znaczące słowotwórstwo. Z definicji materia jest opisana przez jej interakcje, przez to czym jest, więc czym ma być ta niemateria? Z definicji nie miałaby ona dla nas znaczenia, nie mogłaby wchodzić z nami w interakcje nawet jakby istniała.

 

W sumie to ciekawe skąd te emocje. To one sobie tak trwały aż wpadły. Mnie się tam wydaje że musi być jakiś podmiot zdolny do odczuwania emocji. Chociaż nie wiem od czego miałoby to zależeć. Nie wyobrażam sobie emocji niezwiązanych z podmiotem. (Ale podmiot niezwiązany z emocjami - owszem)

A świadomość jakaś niepodmiotowa? Mnie się wydaje, że świadomość musi być czyjaś, emocje również. Jak są tzw. stany wyłączające świadomość, to i stany wyłączające emocje.

 

Ta to są tkz. zwierzęta. Sens węchu też nie istnieje bez zwierząt tak jak emocje bez zwierząt. A emocje się wzięły z ewolucji, ale nikt dokładnie nie wie jak są produkowane (podobnie jak świadomy zmysł węchu) tylko, że są związane z pracą mózgu.

 

*To ciekawe że ludzie WIEDZĄ że nic nie ma po śmierci.

 

No ciekawe.

[videoyoutube=EYPapE-3FRw][/videoyoutube]

Cała wiedza którą mamy na ten temat wskazuje, że nie ma życia po śmierci. Wiemy że życie powstało bez celu i dlaczego jest jakie jest, wiemy że ludzie z uszkodzeniem konkretnej części mózgu tracą część tego co ich definiowało jako osobę, nie ma sensu zakładać że ta część sobie gdzieś idzie po tym jak mózg został uszkodzony.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej,

Czytam właśnie ciekawe teksty na temat antropologii uczuć i przypomniał mi się ten wątek. Myślę, że może komuś, kto ma problem z odczuwaniem i musi w sobie wzbudzić wszytko od nowa, przyda się jakieś ukierunkowanie. Dla mnie to bardzo ciekawe. Niby to rzeczy oczywiste, ale z drugiej strony ci co są zdrowi nie zastanawiają się nad tym, bo nie muszą, a jak się utraci odruch odczuwania, to nie wiadomo skąd go znowu wziąć i zaczynamy się zastanawiać nad tymi oczywistymi rzeczami.

 

Wyciąg z tego, co dziś przeczytałam:

 

Żeby istniało uczucie, konieczne jest jakieś doświadczenie. Doświadczenie nie jest samym gromadzeniem faktów, wrażeń i wkładaniem wszystkiego do jednego worka. Doświadczenie to próba odkrycia, zrozumienia ich sensu. Wymaga to ZAANGAŻOWANIA się, przyjęcia jakiejś postawy, dokonywania OSĄDÓW (oceniania) tego, z czym się stykamy - inaczej nasza osobowość pustoszeje. Więc nie wystarczy zdobywać informacje, trzeba się angażować. (Haczyk pewnie w tym, że w depresji jesteśmy słabi, nie mamy siły się w nic zaangażować, bo nie mamy poczucia kontroli swojego życia, zaczyna ono płynąć poza nami, a my tylko biernie obserwujemy) Do odczuwania potrzebna jest jakaś oczywistość, PEWNOŚĆ ostateczna, że coś jest dobre, słuszne, sprawiedliwe, niesie miłość. Nie można wszystkiego bez końca poddawać w wątpliwość, zaprzeczać każdej myśli, która się pojawi. Proces analizy musi w końcu ustać. (Myślę, że tu najbardziej nas rozwalają problemy psychiczne - bo bez końca oddajemy się wątpliwościom - co do swojej przyszłości, zdrowia, sensu naszego dalszego życia - a dopóki nie ustanie wątpienie, uczucia nie mogą się pojawić)

Żeby czuć, trzeba się otworzyć na coś zewnętrznego, poczuć WIĘŹ z czymś, co jest poza nami. Trzeba skierować uwagę na coś poza swoim wnętrzem i próbować czytać świat - szukać prawdy, znaczenia jakie nam niesie. W ten sposób na nowo odkrywamy swoją własną prawdę i "czujemy" siebie, to kim jesteśmy. Trzeba pytać co jest dobre dla świata i oddać się temu na służbę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Borsuk, I Feynman odkrył prawdę powiadasz? Nie uważam, aby wiedza naukowa była tożsama z prawdą. Tak jak był Ptolemeusz tak potem był Kopernik. Niech będzie Feynman, potem może być Srajman. A to i tak niewiele znaczy.

Nawet jeśli "Cała wiedza którą mamy na ten temat wskazuje, że nie ma życia po śmierci." to czym niby jest ta wiedza? To jakieś teorie, hipotezy niefalsyfikowalne. To nie jest prawda. A może i jest. Tego nie wiadomo. Więc niech ta wiedza będzie wiedzą, ale rzeczywistość pozostaje rzeczywistością.

 

Co do niematerii to się nie zgadzam że to nic nie znaczące słowotwórstwo. Jest materia to i może być coś co materią nie jest (niemateria) Może być byt i niebyt. Niebyt też uważasz, że jest bez sensu? Może nie można wchodzić w interakcje z niebytem, może nie można wchodzić w interakcje z czymś co jest niematerią, ale to nie znaczy że nie ma to znaczenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Borsuk, I Feynman odkrył prawdę powiadasz?

 

Możliwe, ale to nie było o Feynmanie tylko o sposobie myślenia.

 

Nie uważam, aby wiedza naukowa była tożsama z prawdą. Tak jak był Ptolemeusz tak potem był Kopernik. Niech będzie Feynman, potem może być Srajman. A to i tak niewiele znaczy.

Nawet jeśli "Cała wiedza którą mamy na ten temat wskazuje, że nie ma życia po śmierci." to czym niby jest ta wiedza? To jakieś teorie, hipotezy niefalsyfikowalne. To nie jest prawda. A może i jest. Tego nie wiadomo. Więc niech ta wiedza będzie wiedzą, ale rzeczywistość pozostaje rzeczywistością.

 

To jest najlepsze co mamy, a ty nie wiesz co to jest teoria naukowa, teoria naukowa jest tak blisko prawdy jak człowiek może być.

 

Co do niematerii to się nie zgadzam że to nic nie znaczące słowotwórstwo. Jest materia to i może być coś co materią nie jest (niemateria) Może być byt i niebyt. Niebyt też uważasz, że jest bez sensu? Może nie można wchodzić w interakcje z niebytem, może nie można wchodzić w interakcje z czymś co jest niematerią, ale to nie znaczy że nie ma to znaczenia.

 

Ja uważam że nawet nie potrafisz zdefiniować co to jest ta nie-materia więc o czym rozmowa? Powiedzieć że to jest nie jest materia to nic nie znaczy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Borsuk, wiem co to jest teoria naukowa, nie wiem czy teorie naukowe są bliskie prawdy, może i są, ale tego to nie wiem ani ja ani Ty. Szkoda.

To że nie podaję definicji to nie znaczy, że nie ma o czym mówić. Może nauka nie potrafi ogarnąć niematerii, może ludzki umysł też nie. Może nie wszystko jest definiowalne. Ale tak, nauka potrzebuje definicji, ludzie potrzebują definicji bo to wszystko co mamy. Mogę nie definiować niematerii i mogę nie negować jej istnienia. Nie mam pojęcia jaki status ontyczny miałaby mieć taka niemateria. Ludzka kondycja epistemiczna jest żałosna. Takie moje skromne zdanie.

 

7654321, Co ciekawe. Słownikowo niebyt i nicość jak i nieistnienie to to samo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zawiliński:

choroba uswiadomila mi jedno. ze nie jestesmy jacys arcywspaniali. wystarczy durny spadek dopaminy i po nas. czyli rzeczywitosc to stos atomow.

 

A kto powiedział, że spadek dopaminy jest przyczyną a nie skutkiem i że nie mamy na to żadnego wpływu ? Medycyna wciąż wie bardzo mało na ten temat. Możemy więc np. sobie przyjąć, że spadek dopaminy powoduje fobię społeczną, ale równie dobrze fobia społeczna może powodować spadek dopaminy.

 

Zawiliński, czasem wystarczy jeden nabój i po nas, albo jakiś wredny wirus, człowiek jest kruchy, śmiertelny i choruje. Nie jesteśmy "arcywspaniali", to rozwój cywilizacji technicznej dał nam iluzję, że możemy mieć kontrolę nad swoim życiem i wbił człowieka w pychę. Ale to fikcja. Medycyna jeszcze nikogo nie uczyniła nieśmiertelnym, a nauka szczęśliwym.

 

emocje zostaly stworzone tylko w jednym celu. zeby czlowiekowi sie tylko wydawalo, ze robi cos wielkiego, zeby kierowal sie oblakanczymi ideami, a zeby nie widzial oczywistej prawdy jaka jest koniec zycia kazdego z nas.

 

Jeżeli myślimy tylko o sobie, to życie nie ma sensu. Ale jeśli wyjdziemy z egoizmu, to możemy zrobić coś wielkiego, idea, żeby leczyć dzieci w Afryce nie jest obłąkańcza. Gdyby każdy widział tylko czubek własnego nosa, to tylu naukowców nie poświęciłoby życia, żeby znaleźć lek na chorobą, na którą nie byli chorzy.

Jesteśmy do bólu egocentryczni, taki urok nowoczesności, w kulturach tradycyjnych człowiek łatwiej znosił śmierć - bo myślał o tym, żeby coś po sobie zostawić swoim następcom - rodzinie, plemieniu, narodowi, państwu - za które czuł się odpowiedzialny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Borsuk, wiem co to jest teoria naukowa, nie wiem czy teorie naukowe są bliskie prawdy, może i są, ale tego to nie wiem ani ja ani Ty. Szkoda.

 

Ja wiem że są najlepszym wytłumaczeniem jakie mamy, i tak JA WIEM TO, a że ty tego nie rozumiesz i równasz to z jakimiś bezpodstawnymi wymysłami to twój problem.

 

To że nie podaję definicji to nie znaczy, że nie ma o czym mówić. Może nauka nie potrafi ogarnąć niematerii, może ludzki umysł też nie. Może nie wszystko jest definiowalne. Ale tak, nauka potrzebuje definicji, ludzie potrzebują definicji bo to wszystko co mamy. Mogę nie definiować niematerii i mogę nie negować jej istnienia. Nie mam pojęcia jaki status ontyczny miałaby mieć taka niemateria. Ludzka kondycja epistemiczna jest żałosna. Takie moje skromne zdanie.

 

To nic nie znaczy, definicje są po to żeby określić znaczenie. Pomysły takie jak nie materia czy niebyt są typowo ludzkie i jako takie szanse na odbicie rzeczywistości mają praktycznie żadne, zresztą nie materia to zwykłą spychologia nie potrafimy czegoś wytłumaczyć materialnie, więc tada niemateria na ratunek. Ja się zgadzam że są rzeczy których nie rozumiemy ale próba nazwania ich czy łudzenia się że je rozumiemy na jakimś poziomie to zwykła iluzja, one nie są tylko dziwniejsze nisz je sobie wyobrażamy, ale dziwniejsze nisz jesteśmy sobie w stanie wyobrazić wystarczy trochę się dowiedzieć o tym co już wiemy z fizyki żeby wiedzieć że to prawda i jak bez bezużyteczna jest tam ludzka intuicja.

 

Jest materia to i może być coś co materią nie jest (niemateria)

 

Guzik prawda bo zakładasz że materia nie jest wszystkim i zakładasz istnienie czegoś co nie wiadomo czym jest. Jaki to ma sens? Bez zdefiniowania nie materii żadnego.

 

7654321, Co ciekawe. Słownikowo niebyt i nicość jak i nieistnienie to to samo.

 

Brzmi dla mnie jak nic więcej jak tworzenie nowych synonimów słowa nic które brzmią bardziej magicznie nie tworzy to nowej wiedzy tylko iluzje że coś więcej o tym wiemy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej,

Czytam właśnie ciekawe teksty na temat antropologii uczuć i przypomniał mi się ten wątek. Myślę, że może komuś, kto ma problem z odczuwaniem i musi w sobie wzbudzić wszytko od nowa, przyda się jakieś ukierunkowanie. Dla mnie to bardzo ciekawe. Niby to rzeczy oczywiste, ale z drugiej strony ci co są zdrowi nie zastanawiają się nad tym, bo nie muszą, a jak się utraci odruch odczuwania, to nie wiadomo skąd go znowu wziąć i zaczynamy się zastanawiać nad tymi oczywistymi rzeczami.

 

Ja nigdy nie miałem uczuć.

 

Wyciąg z tego, co dziś przeczytałam:

 

Żeby istniało uczucie, konieczne jest jakieś doświadczenie. Doświadczenie nie jest samym gromadzeniem faktów, wrażeń i wkładaniem wszystkiego do jednego worka. Doświadczenie to próba odkrycia, zrozumienia ich sensu. Wymaga to ZAANGAŻOWANIA się, przyjęcia jakiejś postawy, dokonywania OSĄDÓW (oceniania) tego, z czym się stykamy - inaczej nasza osobowość pustoszeje. Więc nie wystarczy zdobywać informacje, trzeba się angażować. (Haczyk pewnie w tym, że w depresji jesteśmy słabi, nie mamy siły się w nic zaangażować, bo nie mamy poczucia kontroli swojego życia, zaczyna ono płynąć poza nami, a my tylko biernie obserwujemy) Do odczuwania potrzebna jest jakaś oczywistość, PEWNOŚĆ ostateczna, że coś jest dobre, słuszne, sprawiedliwe, niesie miłość. Nie można wszystkiego bez końca poddawać w wątpliwość, zaprzeczać każdej myśli, która się pojawi. Proces analizy musi w końcu ustać. (Myślę, że tu najbardziej nas rozwalają problemy psychiczne - bo bez końca oddajemy się wątpliwościom - co do swojej przyszłości, zdrowia, sensu naszego dalszego życia - a dopóki nie ustanie wątpienie, uczucia nie mogą się pojawić)

Żeby czuć, trzeba się otworzyć na coś zewnętrznego, poczuć WIĘŹ z czymś, co jest poza nami. Trzeba skierować uwagę na coś poza swoim wnętrzem i próbować czytać świat - szukać prawdy, znaczenia jakie nam niesie. W ten sposób na nowo odkrywamy swoją własną prawdę i "czujemy" siebie, to kim jesteśmy. Trzeba pytać co jest dobre dla świata i oddać się temu na służbę.

 

Mną nie targają wątpliwości czy niektóre rzeczy są bardziej prawdopodobne żeby były prawdziwe czy bardziej moralne, dla mnie jest oczywiste ponad racjonalną wątpliwość że tak jest, a ja obserwuje raczej nisz się angażuje ze względu na brak emocji. Wg mnie poczucie sens to jest po prostu uczucie, można czuć że to co się robi ma sens, tak samo jak można czuć że to co się je jest smaczne (w tym sensie że jedno i drugie zależy od chemii i biologi, nie zaś od jakieś magi czy Boga) i powiem więcej myślę że to jest ciekawsze nisz magia czy wiara w Boga i nie mam z tym problemu. Ja wole czuć sens bo tak jest dla mnie przyjemniej, tak samo jak wole żeby jedzenie mi smakowało.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nic mi nie wychodzi.. Cały czas myślę i żyję marzeniami.. Nadal nic nie czuję..

 

 

Czy to nie jest sprzeczne....nic nie czuc i życ marzeniami....?

Prezciez marzenia są po to zeby uprzyjemnic rzeczywistość...

Czasami tak czytam i wyłapuję mnostwo uczuc w tych postach...

i jakies obłedne figury retoryczne ....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Borsuk

Ja nigdy nie miałem uczuć

 

A ja miałam kilka takich sytuacji, że uczucia zeszły mi do zera, pół roku obojętności bez smaku życia a potem wróciły. Dlatego piszę w tym wątku, bo pamiętam jak było ciężko, ale wiem, że można jest odzyskać. Na temat braku uczuć przez całe życie nie mam zdania - nie mam takich doświadczeń. A jednak gdy nie miałam emocji - czułam się jak kawałek drewna - też wierzyłam w Boga. Choć czułam się często oszukana - dlaczego dał mi pewne dyspozycje emocjonalne, przyzwyczaiłam się, że to właśnie znaczy być człowiekiem, a potem zabrał, a nadal mam się uważać za człowieka. Tylko, że człowiek to coś więcej niż biologia - inaczej nie zadawałabym sobie wtedy takich pytań, te myśli świadczą o tym, że cały czas nim byłam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

refren czym niby jest czlowiek poza skupiskiem atomow, chemii, fizyki i biologii w jednym? jak nie mam dopaminy to od razu zycie dla mnie traci sens. a ty mowisz ze jestesmy czyms wiecej.

 

-- 11 wrz 2011, 10:58 --

 

czytalem kiedys ksiazke, ze istoty niematerialne nie angazuja sie w zycie ziemskie dlatego, ze chca zeby to ludzie podejmowali wlasciwe decyzje i z nich wyciagali wnioski, a nie zeby to oni nam pomagali. i ze niby dopiero beda ingerowac na ziemi jesliby mialo dojsc do zniszczenia planety ziemia. juz mam dosc opowiadan i ufoludkach, aniolach i takich tam. nawet nie wiem dlaczego sny sa logiczne, dlaczego ludzie w snach mowia logicznie, a oni mi tu o aniolach. no bo patrzcie sie. jest sobie czlowiek down i piepszy bez sensu, ha on nawet nie umie mowic. a we snie ja slysze jak ludzie mowia z sensem wiec moje rozumowanie jest takie, ze mozg sie przelacza na inne czestotliwosci i my wtedy odbieramy inny swiat, inna subtelna rzeczywistosc. no bo jak to wyjasnic? ze co ze niby wspomnienia? ale w snach dzieja sie tez rzeczy nowe, ale widze osoby nowe po raz pierwszy. wiec skad one sie biora? musi istniec jakis swiat hiperskalarnych czestotliwosci subtelnych, w ktorych zyja owe niematerialne istoty. i te czestotliwosci ich odzywiaja i zapewniaja caly ich byt. dzieki nim moga sie przemieszczac, bo fale to ruch. tylko ze to sa tak wysokie czestotliwosci, ze one wszystko przenikaja.

 

-- 11 wrz 2011, 11:14 --

 

i nie pozwala mi myslec ze nic nie ma po smierci nie tyle wiara co wiedza i wrodzona silna ciekawosc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nic mi nie wychodzi.. Cały czas myślę i żyję marzeniami.. Nadal nic nie czuję..

 

 

Czy to nie jest sprzeczne....nic nie czuc i życ marzeniami....?

Prezciez marzenia są po to zeby uprzyjemnic rzeczywistość...

Czasami tak czytam i wyłapuję mnostwo uczuc w tych postach...

i jakies obłedne figury retoryczne ....

 

Też się nad tym zastanawiam, ja nie mam jakiś pragnień, ja mam jakieś takie wizje. Terapeutka pytała mnie o marzenia. Nie potrafiłam powiedzieć. Nie dążę do niczego, ja sobie płynę mam wizję jak biegnę do pracy w czerwonej sukience, po krzywym chodniku, jak na stole w kuchni leżą cytryny, ale czy to są marzenia?

Moje emocje są jakieś myślne. Ja je myślę, ale nie czuję. Nawet stresować się nie potrafię, nie czuję stresu. Moje ciało może się napinać ale ja mam w sobie takie nic, taką przestrzeń. Ale mogę się bać, bo mówię sobie że to strach, że tak trzeba, że tak powinno być. Ale niewiele w tym czucia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×