Skocz do zawartości
Nerwica.com

Przyczyny nerwicy


didado1

Rekomendowane odpowiedzi

każda choroba ma jakas przyczyne i najwazniejsze jest zeby ja znalezc i zaczac wszystko analizowac. Mysle ze w wielu przypadkach nie potrzeba psychiatry zeby dotrzec do zrodla.Walcze z nerwica lekowa od ok.18 lat o co najsmieszniejsze dopiero teraz wychodze na prosta teraz kiedy przestalam chodzic po lekarzach i znalazlam przyczyne moich lekow-TOKSYCZNY ZWIAZEK Z MEZEM.Tkwie w nim od 20 lat i caly czas myslalam ze wszystko sie ulozy ale okazalo sie ze jestesmy jak dwa bieguny ktore nei maja chyba szans sie zrozumiec. Wiecie co jeszcze jest najdziwniejsze? My sie naprawde kochamy ale to jest wszystko.Moj maz jest czlowiekiem twardo stapajacym po ziemi i potrafi zrozumiec kazda chorobe ale nie taka ktora jest zwiazana z psychika. Od kilku lat nie rozmawiam z nim wogole o swojej chorobie bo nie chce znowu slyszec ze mam "joba" i ze to w mojej rodzinie artystow jest dziedziczne.Z jego powodu zrezygnowalam z pracy ktora dawala mi satysfakcje i zaczelam pracowac w "naszej " firmie. Od tej pory slysze ze jestem pasozytem, do niczego sie nie nadaje i on mnie utrzymuje bo ja nic nie potrafie.Kazda decyzje on podejmuje bo firma jest jego bo ja nie dalam zadnego wkladu finansowego(nie pochodze z zamoznej rodziny).Wiecie co duzo by pisac ale reasumujac doszlam do wniosku ze zyje w zlotej klatce i chyba pora sie uwolnic. Nie wiem czy bede umiala zyc bez niego ale jak myslicie co jest lepsze;opowiadanie o niespelnionej milosci o niewiadomym zakonczeniu czy pusta kartka na ktorej mozna zaczac pisac od nowa?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja swoją nerwice zawdzieczam ojcu alkoholikowi.Jak byłam małym dzieckiem uciekaliśmy z mamą i bratem po nocy z domu d sąsiadów bo robił awantury.Gdy chodziłam do szkoły to też jeżeli coś zrobiłam żle , to ojciec mnie poniżał i krzyczał gdy w szkole nie dawałam sobie rady. Póżniej życie też dawało w kość, ale jakoś sobie raz lepiej raz gorzej ale dawałam rade.Szala się przechyliła gdy w przeciągu 5 mies.zmarły dwie bikskie mi osoby . Szczególnieśmierć brata bardzo mnie dotknęła zwłaszcza że przez ostatnie 2 mie . swego zycia wiedział że umiera na raka..Zdecydowałam się na wizytę u psychiatry i jakoś to ciągne to leczenie. Jest już trochę poprawy .Mam nadzieje że wyjde z tego. Dobrze że mam męża który mnie wspiera .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja jeszcze nie byłem u psychologa, wyczekuje na wizytę za miesiac , ale znam w każdym razie częsciowo i w zasadzie głównąprzyczynę mjej choroby.

Pracuje u siostry!! - teoretycznie warunki niby rewelacyjne :dobra pensja 2500 zł , fromalnie stanowisko menagera , samochód służbowy - wszystko niby klasa - ale ile nerwów za to płacę - mianowicie moja siostra obdarowywując mnie tą pracą oczekuje 24godzinnej wdzieczności i służebności - ostatecznie sytuacja wygląda tak - to jest kilku osobowa firma ,wiec moja praca nie ma nic wspólne go z menagerką , bowiem moja siostra nie uważa innych pomysłów ani koncepcji rozwoju firmy niż jej (ale to najmniejszy prblem )

mój zakres obowiązków zaczyna sie od rachunkowości , serwisu wszysktich komputerów w firmie , po wywożenie śmieci z jej domu i obcinania trawnika przed jej domem , potrafi zadzwonić do mnie o 23ciej i zawołac mnie zebym przyjechał jej internet naprawić.- zaznaczajac ze do niedawna jesze nie była wstanie powiedzieć ze ma prosbe wszystko było rozkazem.

przez 3 lata moja flustracja rosła :postwić sie mojej siostrze ,ale wtedy usłuszę (bu usłyszałem ) ze jak mi nie pasuje to mam sobie poszukac innej pracy, albo grzecznie godzić się na wyzysk mojej osobowości .

 

POmocy - aktualnie nabawiłem się tej cholrnej nerwicy ,i boje sie ze=za tą jej prace załaciłem zdrowiem i popsuta sytuacją do końca zycia.

Bo teraz jest miciązszko funkcjonować i o nową prace bedzie mi troudno się postarać.

 

[ Dodano: Czw Maj 11, 2006 10:23 am ]

do tego mam jszcze podobną sytuację z dziewczyną. od 9 niesiecy jestem z dziewczyną , któa jest łądna , fajna i wogóle , ale nie potrafiejej pokochać , a jest młodsza ode mnie o 9 lat .wszystko się nakłąda i procentuje. z drugiej strony boje się z nia rozstać bo oprucz niej nie mam nikogo bliskiego na kim mógłbym tak polegać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

DOC PABLO rozumie cie jesteś chłopcem na posyłki swojej siostry z jednej strony jak by nie było to twoja siostra ale z drugiej strony ona powinna zrozumieć że ty też masz swoje życie jeśli moge ci coś poradzić to to żebyś sie trzymał swojej dziewczyny bo samemu będzie ci trudniej

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja rozumiem ze samemu jest trudniej .....ale co by poczuła ta osoba gdyby sie dowiedziała ze tak czujesz, (przypuszczam ze nie wie) PABLO>>>>?nie mozesz nie myslec o niej...no bo albo cos jest albo tego nie ma serca nie oszukasz...pozdrawiam aga

tez czekam na wizyte nie poddawaj sie.... :!:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja od dziecka bylem otoczony jakby szklana banka.Brat z kuzynem straszyli mnie opowiesciami o duchch. Czesto chorowalem(raz spedzilem na zapaleniu pluc caly rok w sanatorium) Ta rozlaka na, ktora nie bylem przygotowany sprawila, ze stalem sie lekliwy. Gdy poszedlem do szkoly podst. zawsze cos bylo nie tak wg. rodzicow. A to piatka ze sprawdzianu a nie szostka jak corka kolezanki rodzicow. Pozniej nie przynioslem na koniec roku czerwonego paska a brat przynosil co roku. Rodzice caly czas bali sie, ze zachoruje. Caly czas pretensje nawet jak cos bylo dobrze to wedlug nich moglo byc lepiej. W gimn. osiagnelo szczyt miewalem mysli samobojcze, slabe wyniki w nauce, bezsennosc sie poglebila(od dzxiecka nikt nie wiedzial dlaczego nie moge spac), leki sie nasilily horror....Kiedy wydawalo mi sie, ze jest lepiej i poszedlem do wymarzonej szkoly sredniej po dwoch miesiacach szkole rzucilem...i tak wegetuje z dnia na dzien.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja takze uwazam, ze przyczyna jest WRAZLIWOSC, ktora nie jest wada tylko piekna zaleta. Inna przyczyna u mnie jest wychowywanie sie w patologii- tez ciagle awantury, bicie, ponizanie, zycie w ciaglym strachu o siebie i o najblizszych- to wszystko musialo gdzies "wyjsc". aha- moj brat tez jest zdrowiutki podczas gdy ja czesto przypominam wraka psychicznego a przeciez on tez wychowywal sie w tych samych warunkach co ja :/ tutaj chyba zadzialala moja wrazliowosc a moze nadwrazliwosc, brat ma silna psychike choc nie tak silna jak myslalam gdyz wpadl w narkotyki...jak juz pislalam---> krzywdzenie dziecka/doroslego musi gdzies w koncu wyjsc.

"ja ciagle wierze w gnijacy swiat"

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

u mnie powodów jest tyle ile mam włosów na głowie... czyli dużo, tylko, że z czasem zaczynam się zastanawiać czy ja czasami nie 'mnożę' sobie tych przyczyn myśląc : "No tak, w dzieciństwie bałem się baby jagi. To pewnie przez to nerwica". teraz zaczynam segregować to co naprawdę mogło wpłynąć na moje nerwicowo-depresyjne stany. Z moich kalkulacji wychodzi mi, że zawsze byłem osobą, która żyła w jednym wielkim konflikcie wewnętrznym. Tak było już od dziecka i mimo iż wydawało mi się, że wreszcie stałem się silnym, dorosłym człowiekiem w pełni odpowiedzialnym za swoje życie, spadła na mnie choroba. Jednak istnieje 90% prawdopodobieństwo, że moje problemy z psychiką wiążą się jeszcze z okresem prenatalnym, kiedy to ja jako płód, doświadczyłem poprzez matkę licznych stresów i załamań nerwowych (moja siostra zmarła, gdy mama była ze mną w ciąży). Jedno wielkie załamanie nerwowe miało prawdopodobnie największy wpływ na to jaki teraz jestem. Nawet lekarze rozmawiali z matką, mówiąc jej w tych trudnych chwilach, że ból, który przeżywa w związku ze stratą córki minie, ale odbije się na dziecku (mnie) w przyszłości. Owszem, wygodnie mi jest powiedzieć 'Tak, to dlatego ta depresja/nerwica', ale nie mogę obwiniać własnej matki o to co było kiedyś i na co ja nie miałem żadnego wpływu. Wiem jedno, że teraz wszystko zależy ode mnie jak poradzę sobie z życiem i z chorobą. Najcięższa praca dopiero przede mną i nie zamierzam się poddać. Pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

romantyk:wydaje mi się, że na każdego czeka ta druga osoba, potrzeba tylko trochę szczęścia i wiary, by ją spotkać.

Jeżeli masz świadomość skąd mogły się wziąć Twoje problemy, to tym lepiej dla Ciebie, bo możesz coś z tym zrobić.To od nas samych przede wszystkim zależy jak wygląda nasze życie, a Ty jesteś o kilka kroków do przodu, bo znasz przyczynę.

Co do miłości, to chyba zawsze przychodzi w najmniej spodziewanym momencie i szybko odmienia całe dotychczasowe żcie.

Na przykład ja Moją Miłość spotkałam w szpitalu psychiatrycznym. ;)

Z Tomkiem jesteśmy ze sobę prawie 8 miesięcy i bardzo się kochamy.To przy nim czuję się na prawdę szczęśliwa.

Pojechałam do szpitala, a jaki skutek?

Życzę szczęścia .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pracuje od 7 miesiecy w Angli , ostatnio wrocilam na urlop na 2 tyg i bylam z mama na zakupach , zjadlysmy lody i zaczal bolec mnie zoladek ale po 30 min ustapil. tak bardzo sie tego wystraszylam ze mam tam cos raka itp. dostalam jakkiejsc fobii ze zlapalam nerwice. obudzilam sie 2 dni pozniej z drgawkami i strasznym sciskiem z zoladku. bylam u zwyklego lekarza (ktory nic nie wie) i przepisal mi lexotan. Teraz mijaja 2 tyg a to mnie wciaz trzyma choc zoladek juz nie boli. Nie potrafie z tego wyjsc. czasami jest dobrze i ogarnia mnie fala szczesciia a czasami od rana sciska mnie w dolku dostaje napady placzu i jest mi niedobrze. tak bardzo sie boje ze z tego nie wyjde :(:(:( nie biore lexotanu codziennie bo boje sie uzaleznic , biore czasami 1/2 tabl dziennie. pije melise ale to srednio pomaga. poprostu lapia mnie nudnosci z nerwow i nie moge jesc. budze sie rano i tak jakbym wyczekiwala czy zacznie sie czy nie - moje mysli kraza wokol tego i wtedy sie zaczyna. Po rozmowie z kims czuje sie lepiej albo jak jestem czyms bardzo zajeta. jak moge sobie pomoc? czy jest ze mna bardzo zle?? czy sie wylecze? prosze o pomoc :(:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pracuje u siostry!! - teoretycznie warunki niby rewelacyjne :dobra pensja 2500 zł , fromalnie stanowisko menagera , samochód służbowy - wszystko niby klasa - ale ile nerwów za to płacę - mianowicie moja siostra obdarowywując mnie tą pracą oczekuje 24godzinnej wdzieczności i służebności - ostatecznie sytuacja wygląda tak - to jest kilku osobowa firma ,wiec moja praca nie ma nic wspólne go z menagerką , bowiem moja siostra nie uważa innych pomysłów ani koncepcji rozwoju firmy niż jej (ale to najmniejszy prblem )

mój zakres obowiązków zaczyna sie od rachunkowości , serwisu wszysktich komputerów w firmie , po wywożenie śmieci z jej domu i obcinania trawnika przed jej domem , potrafi zadzwonić do mnie o 23ciej i zawołac mnie zebym przyjechał jej internet naprawić.- zaznaczajac ze do niedawna jesze nie była wstanie powiedzieć ze ma prosbe wszystko było rozkazem.

przez 3 lata moja flustracja rosła :postwić sie mojej siostrze ,ale wtedy usłuszę (bu usłyszałem ) ze jak mi nie pasuje to mam sobie poszukac innej pracy, albo grzecznie godzić się na wyzysk mojej osobowości .

 

 

Doc Pablo, znam bardzo podobna sytuacje, tylko w przypadku mojego kuzyna smycz byla jeszcze krotsza, dodatkowo siostra kupila mu mieszkanie, a raty on splacal bezposrednio jej. Poza tym musial byc kierowca na uslugach i jezeli ona z mezem gdzies sobie popili nie bylo nawet mowy zeby szofer po nich nie przyjechal.

 

Wiesz w chlopaku dlugo sie zbieralo. To bylo wiezienie, pod plaszczykiem dobrych zarobkow i mieszkania a nie zycie. Szczenka jej opadla kiedy pewnego dnia, a bylo to w Sylwestra oswiadczyl jej ze sie zwalnia. Ona nie mogla tego przyjac do wiadomosci. Chlopak tego samego dnia mial lot do Australii. Byl gotowy, zeby sie pozegnac.

W gescie furii odebrala mu mieszkanie i przeklela, po prostu w glowie jej sie nie miescilo, ze ktos mogl ja tak potraktowac.

 

Dzisiaj jemu sie bardzo dobrze zyje, mowi tylko ze zaluje ze nie zrobil tego 10 lat temu.

 

To taka moja rodzinna historyjka...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć,

mam bardzo podobną sytuację. Różni się tylko tym, że dotyczy ojca - pracuje u niego - w zamian za to mam dobrą pensję, mieszkanie i obiady. Niby nie powinienem narzekać tylko korzystać i cieszyć się z tego, że tak się to wszystko ułożyło. Ja jednak czuje się na każdym prawie kroku przez niego ograniczany i kontrolowany. Również muszę pomagać mu w wielu prywatnych sprawach choć nie do takiego stopnia jak Ty opisujesz. Zastanawiam się czy problem należałoby rozwiązać poprzez zmianę pracy czy może raczej zmianę nastawienia - obie opcje wydają mi się jednak baardzo trudne.

 

Ponieważ to mój pierwszy post tutaj dodam tylko, że "Przygodę" z nerwicą zacząłem jakieś 8 miesięcy temu i ciągnie się cały czas mniej więcej z podobnym nasileniem - zwłaszcza właśnie w trakcie pracy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zastanawiam się czy problem należałoby rozwiązać poprzez zmianę pracy czy może raczej zmianę nastawienia - obie opcje wydają mi się jednak baardzo trudne.

 

To bardzo trudne zagadnienie, oba wyjscia pociagaja za soba powazne konsekwencje.

 

Wydaje mi sie, ze zmiana pracy to usuniecie powaznego stresora, poza tym np ja gdyby ktos mnie tak wykorzystywal po prostu stracilabym szacunek wiec w moim przypadku byloby niemozliwe pozostanie w takiej pracy, nawet jezeli pozniej musialabym szorowac przyslowiowe gary.

 

Wiadomo jednak jak jest w Polsce z praca, moze warto by sie tym zainteresowac czy z doswiadczeniem na stanowisku jakie zajmujesz i wyksztalceniem nie udaloby Ci sie znalezc innej pracy mimo wszystko. Warto porozgladac sie, to jeszcze nie oznacza zmiany.

Aczkolwiek nawet zmiana pracy nie powoduje rozwiazania problemu, potrzebna jest terapia zeby pozbyc sie spustoszenia jakie spowodowalo to niewolnicze wykorzystywanie w psychice.

No i trzeba liczyc sie, ze rodzina sie smiertelnie obrazi.

 

 

2 wyjscie to pozostanie, ale zmiana nastawienia. Do tego trzeba ogromnej sily asertywnosci i podparcia solidna terapia.

Najwieksze niebezpieczenstwo to to, ze stare mechanizmy pozostana.

Manipulowanie emocjami i poczuciem winy i niewdziecznosci. Wszelka proba zmiany zaoowocuje kwiczeniem rodzino-szefa i jeszcze wiekszym przykrecaniem srobeczki. Trzeba zmienic calkowicie swoje myslenie, zeby sie obronic.

 

 

Mysle, ze kazdy sam musi sobie odpowiedziec, bo tylko ty wiesz ile mozesz zniesc i jaki wysilek mozesz podjac.

Po prostu musisz znalezc rozwiazanie w Twoim przekonaniu najlepsze i konsekwentnie sie go trzymac.

 

Pamietajac, ze do kazdej takiej zmiany trzeba sie porzadnie przygotowac i ze trzeba postapowac bardzo ostroznie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi sie, ze zmiana pracy to usuniecie powaznego stresora, poza tym np ja gdyby ktos mnie tak wykorzystywal po prostu stracilabym szacunek wiec w moim przypadku byloby niemozliwe pozostanie w takiej pracy, nawet jezeli pozniej musialabym szorowac przyslowiowe gary.

Chyba nawet nie nazwałbym tego wykorzystywaniem. Zastanawiam się czy problem nie istnieje przede wszystkim we mnie - pracuje w znanych sobie, stałych godzinach, czasem zdarza się, że muszę mu w czymś pomóc poza godzinami pracy ale raczej na zasadzie grzecznościowej, on też często mi pomaga. Mimo to czuje tak jak wspominałem ogromną presję, ograniczenie i kontrole - być może bezzasadną. Składają się na to pewnie sprawy z dzieciństwa, jego alkoholizm, skomplikowane relacje, wiele urazów.

 

Ale ok. Nie ma sensu zaśmiecać forum i roztrząsać tutaj szczegółow - to sprawa raczej na sesje z psychologiem, chciałem tylko jakoś nieśmiało zacząć się tutaj wypowiadać :)

 

Wielkie dzięki za obszerną odpowiedź, pozdrowienia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chyba nawet nie nazwałbym tego wykorzystywaniem. Zastanawiam się czy problem nie istnieje przede wszystkim we mnie - pracuje w znanych sobie, stałych godzinach, czasem zdarza się, że muszę mu w czymś pomóc poza godzinami pracy ale raczej na zasadzie grzecznościowej, on też często mi pomaga. Mimo to czuje tak jak wspominałem ogromną presję, ograniczenie i kontrole - być może bezzasadną. Składają się na to pewnie sprawy z dzieciństwa, jego alkoholizm, skomplikowane relacje, wiele urazów.

 

 

skoro juz widzisz problem to bardzo dobry znak. Ja pisalam o toksycznej relacji w pracy, nie zrozumialam Twojej konkretnej sytuacji.

 

Masz racje tylko terapia moze Ci pomoc. Nie wiem czy juz chodzisz, ale polecam ta behawioralno-poznawcza.

 

pozdrowienia

 

P/S moiwenie o swoich problemach to nie jest zasmiecanie. To forum temu sluzy!!!! NIC CO LUDZKIE NIE JEST NAM OBCE ;):D:D:D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Masz racje tylko terapia moze Ci pomoc. Nie wiem czy juz chodzisz, ale polecam ta behawioralno-poznawcza.

 

Chodze... a właściwie nie, nie chodze. Korzystam z konsultacji przez internet :)

 

P/S moiwenie o swoich problemach to nie jest zasmiecanie. To forum temu sluzy!!!! NIC CO LUDZKIE NIE JEST NAM OBCE ;):D:D:D

 

Jasne! Miałem jednak na myśli takie bardzo szczegółowe roztrząsanie konkretnych problemów, zwłaszcza że pomaga mi psycholog dlatego nie chce tym zajmować Waszego czasu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dzieki za taki odzew z między innymi mojej sprawie.

 

Wczoraj sobie porozmawiałem z siostrą ,w końcu powiedziałem jej pewne rzeczy które siedziały mi na sercu (choć nie wszystko , bo się nie da)

Moja siostra też swoje przeżyła i też miała załamania - z tąd też była moja blokada przed wyrzucaniej jej pewnych wad itp.

cieszę się ze wczoraj z nią gadałem , aktualnie w firmie sytuacja jest taka ,że czesc wirmy została sprzedana wiec czesc moich obowiazków zmalało , na tyle ze moja siostra bedzie za jakiś czas w stanie sama prowadzić firme , dla mnie jest to szansa a zarazem obawa. bo musze szukac nowej pracy - siostra sie zdeklarowała ze na lodzi mnie nie zostawi ,że jak znajdę nową pracę to wtedy od niej odejdę , nawet sama już sięorientowała o prace dla mnie w innej firmia , ale tak sprytnie dla niej - zeby mieć mnie pod reką - tzn u kolezanki w firmie i w razie czego jakas pomoc w jej strone zawsze na miajscu musiał by być. czyli nie wiem na ile by to rozwiązało sprawe.

w każdym razie mam nadziejez ze jakoś to sie pozytywnie rozwiąze i ze wróce w końcu do zdrowia , bo akurat teraz mam bardzo cięższkie dni.

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nerwica to choroba nakrecaczy i "tchurzów".(choroba autodestrukcyjna osób troche przewrażliwionych)

NIe zrozumcie mnie źle , w końcu sami jesteście wstanie stwierdzić ze chorba opiera sie na lęku - któego twórcami jesteśmy my.

fakt ze po jakimś czasie przeradza sie on w niezależne od nas w symptomy fizyczne.

Ja np jestem ofiarą derealizacji.

pierwszą akcje z nerwicą miałem w wakacje (typowo serce) , dopuki myślałem ze to coś z organizmem to wyszedłęm z tego poprzez uprawianie sportu dietę itp. świadomosć ze to nerwica z jednej strony uspokaja bo wtedy okazuje sie ze z organizmem jest ok , ale z drugiej strony wchodzimy w ciemny krąg nerwicy.

To forum z jednej strony jest fajne bo , przestajemy sie czuć odosobnieni w naszej chorobie , często dobre rady czerpiemy .ale fakt jest taki .że po pierwszej akci z nerwica wyszedłem w dosć krutkim czasie skupiając się na stronie fizycznej.

Na ponad pół roku miałem spokuj.

ale po ataku w kwietniu , zaczołem zagłebiać temat nerwica - codzienne wizyty na tym forum , ogólnie całe moje życie skupiło się wokół mojej choroby - skutek - coraz wiekrze i mocniejsze objawy.czytając to wszystko ładujemy sobie niechcący do naszej podswiadomosci wiele niepotrzebnych sytuacji.

nie chcę krytykować tego forum - bo jest pomocne troche.

ale opisze swoje ostatnie 3 dni ,które spędziłem samemu w domu bo moja dziewczyna wyjachała - cały czas myślałem o chorobie i się kiepsko czułem - najlepiej się czułem jak byłę poza domem jak coś robiłem.

 

dziś rano wyszedłem na miasto wszystkie sprawy załatwiałem na piechte robiąc przy tym sporo kilometrów i momentami czułem jaby wogóle nerwica nie istniała (gdy o niej zapomniałem)

 

Taka - mała rada - pewną metoda na nerwicę jest aktywnosć życiowa (wiem ze łątwo mówić ,cieższko zrobić)

jedynie zajęcie sie czym kolwiek innym daje nam możliwość ucieczki od nerwicy i o zapomnieniu o niej.

najbardziej destrukcyjne w nerwicy jest myślenie o niej.

jak pójdziecie spać, to przed snem nie myślcie jak się czujecie , ani jak się bedziecie czuć jutro , pomażcie sobie np . co byście zrbili z wygraną w totolotka he he

pozdraiwam.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

rozumiem to za Twoj zart: "pojechac do najlepszej kliniki na swiecie ktora mnie uleczu na zawsze z nerwicy", bo jesli nie to jakby nie bylo, znow myslisz o nerwicy. Ja nie zgadzam sie w pelni z Toba. Moej zycie to byl jeden wielki charmider, szum, aktywnosc... w zyciu bym nie pomyslala, ze mnie to spotka... i dalej nie umiem uwierzyc w to co jest. A co najgorsza jak spogladam na zdjecia z lat wczesniejszych, to dzis nie potrafie uwierzyc jak ja kiedys bylam szczesliwa...teraz narazie nie potrafie wrocic do tego co bylo i pewnie juz nigdy tak samo nie bedzie. Jedyna jakas nadzieja,ze bedzie lepiej.

 

Tyle ile jest ludzi na tym swiecie chorych na nerwice, tyle sposobow radzenia sobie z atakami. Ja osobiscie preferuje spacery,ale takie do wyciszenia sie a nie do zalatwiania i ganiania. Choc niestety tego ode mnie zycie wymaga, dlatego teraz juz nawet nie mysle o dodawaniu sobie obowiazkow. Niekoniecznie aktywnosc jest sprzymierzencem, moim nie byla.

 

A widze,ze Ty jestes na niskim stopniu zaawansowania w chorobie i to dobrze!! czytales niektorych posty?? ludzie naprawde cierpia... i nie potrafia tak jak Ty, wyjsc poprostu z domu (to sie latwo mowi). Takie stany juz maja!! Ty sie ciesz,ze jeszcze calkiem nie wdepnales w to bagno i rob to na co masz ochote...ale pamietaj jednak,ze nerwica nie pojawila sie bez powodu. Powinienes poznac ten swoj powod, uzdrowic do niego swoje podejscie i zajac sie tym co lubisz robic. Ale dociekanie powodu jest konieczne, bo inaczej ataki beda wracac. Taka to nasza nerwica :x

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ola ma rację, nie wpadłeś jeszcze po uszy w to wszystko.

Możesz wyjść z domu!

JA nie uwazam się za nieudacznika i histeryczkę.

Jak oglądam swoje zdjęcia z przed kilku lat , widzę usmiechniętą kobietę, mimo,ze objawy mam od dzieciństwa (dziecko nieudacznikiem?)

Sama sobie tego nie wymyśliłam miałam jakieś 6-7 lat.

Trenowałam sport(plywalam wyczynowo), jeździłam konno(nałogowo) wszędzie było mnie pełno, miła uśmiechnięta dzewczyna -tylko czasem nie wiadomo skąd ataki.

Teraz mam 32 lata od lutego straszne ataki przed chwilą przez godzinę mialam puls 170 tak sobie znikąd niby.

Zadzwoniłam do męża a on na to : Dzwonisz kurwa żeby mi powiedzieć ,że masz Tętno?

Nie chciałam nawet by przyjeżdżał do domu , chciałam tylko usłyszeć kochanie będzie dobrze- czy coś podobnego.

Teraz mi przeszło ale czułam się strasznie sama z 3 malutkich dzieci w domu w takim stanie ponad godzinę.

Życie daje nam kopa w tyłek , poczucie bezradności i samotności jest straszne. Czuję się straznie samotna....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×