Skocz do zawartości
Nerwica.com

Samookaleczenia.


Samara

Rekomendowane odpowiedzi

Lilith, jako tako. Czuję zmarnowanie życia, mam ciągły lęk przed stratą. Czasem zrobię sobie krzywdę, ale nie jest to już to co kiedyś. Nie mam ostatnio siły wyjść z łóżka, a co dopiero iść się pociąć. Miło, że pamiętasz o mnie i pytasz ;)

 

Cieszę się, że w tym wątku jest mniejszy ruch niż kiedyś. Oby było nas tu jak najmniej :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no ,troche martwie sie o siebie...

 

wczoraj sie pocielam, nie do krwi ale jednak.jeszcze mam slady.

mialam wczoraj tak silne emocje rozpacz i zlosc, wszystko zle sie na mnie zwalilo i niestety

skierowalam zlosc na siebie...

zazwyczaj pomajga mi podarcie czegos rzucanie w sciane

ale juz 6 tygodni jestem bez terapii

teraz mam w poniedz. 1 spotkanie z terapeuta/facet/

 

ps.wczoraj musialam wziac tabletke uspok.balam sie zeby nie zrobic nic gorszego

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wczoraj sie pocielam, nie do krwi
czyli się nie pocięłaś! :time: myślałaś kiedyś aby zrobić sobie tatuaż? sporo h bólu, a i fajna rzecz do końca! Wtedy to dbasz i pielęgnujesz skórę, bo szkoda! :bezradny:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zle. czuje sie b.zle .mam mysli s.

 

1,5 roku terapii i niewiele zmienilam w zyciu

-mam wlasne mieszkanie a mieszkam u rodzicow

-nie mam pracy

-nie mam wlasnej rodziny

 

jedyne co mam to studia i moje hobby, kilku przyjaciol/bliskich kolegow/

niezle relacje z siostra, no i polubilam gotowanie

 

to jest zalosnie malo, jestem zalosna, beznadziejna i wcale nie chce mi sie zyc.znowu awantura z mama, zabija mnie to, placze i mysle o smierci, wszystkim bylo by lepiej, jakbym otworzyla okno to pewnie umre z wychlodzenia, prawda o mnie jest dobijajaca, beznadzieja...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Każdemu się wydaje, że z samookaleczeniami człowiek poradzi sobie sam. Bardzo się myli, potrzebuje on na prawdę fachowej pomocy. Ja taką pomoc otrzymałam w xxxxxxxxxx, dzięki nim dzisiaj zapomniałam o ranieniu samej siebie. Polecam skorzystać z ich pomocy, aby nie było za późno.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Franky, uważasz tak ponieważ...?

 

Ponieważ my sami jesteśmy lekarzami. Żaden fachowiec nie przepisze leku na wyjście z fobii czy depresji...

Podobnie jest z cięciem się. Wiem coś o tym i wiem, że można samemu z tego wyjść :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

paramparam, rozumiem Cię bo nie raz i nie dwa starałam się z tym uporać. Autoagresja w zależności od sytuacji pełni rolę przyjaciółki, kary, pocieszyciela. Daję to, czego w danej momencie potrzebujemy i dlatego do tego wracamy. Bywały u mnie dni, kiedy to samookaleczenie ratowało mnie przed samobójstwem. Bałam się żyć a jednocześnie bałam się umrzeć. I tak z każdym cięciem umierała pewna część mnie, ale wciąż żyłam, może nieszczęśliwa, może rozczarowania samą sobą, z nienawiścią i odrazą. Dla mnie osobiście autoagresja to granica między jednym i drugim.

Jak radzisz sobie w sytuacjach, gdy masz ochotę się pociąć ale jednak rezygnujesz?

 

Pamiętam jak psychiatra przepisał mi Fluoksetynę, miała mi pomóc w czasie huśtawek nastroju, wtedy też najczęściej dochodziło, że się cięłam. Chociaż na początku działała i stałam się spokojniejsza, SSRI nie spowodowały zaprzestania samookaleczenia się. Terapia pomogła mi w połowie (w trakcie jej trwania parę razy potraktowałam ciało żyletką. Przepracowałam niektóre problemy, ale była to 3-miesięczna terapia, a więc mało czasu). I szczerze mówiąc po odstawieniu fluo sama bez leków zaczęłam sama dochodzić do myśli, że samookaleczenia się nie jest metodą. Teraz rozumiem, że jeśli chcę z tym skończyć muszę to zrobić bez tabletek, na trzeźwo. Idzie nieźle, bo jakiś rok nic sobie nie zrobiłam. Owszem, czasem zdarzają się chwilę, kiedy myśli o tym, jak tnę rękę lub inne obszary ciała wywołuję znajomy i poniekąd miły dreszcz.

Najbardziej przeraża, że tak łatwo wrócić do tego, co znajome i (nie)przyjemne. Wystarczy byle pretekst żeby zrobić sobie krzywdę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

paramparam – I tutaj leży niebezpieczeństwo. Tak jak napisałam, samookaleczenia pełnią swoją rolę, i dają, to czego potrzebujemy. Ale na jak długo? Za każdym razem możemy uciekać się do rozwiązywania problemów w taki sposób. Obawiam się, że na pewnym etapie samo okaleczanie się nie pomoże. I ono nie przyniesie nam oczekiwanej ulgi - krótkotrwałą, ale jednak. Staniemy się otępiali, bo ból fizyczny nie zniweluję poczucia winy, poczucia krzywdy, kary wobec siebie itp. Później w naszym umyśle może zrodzić się myśl, że jedynym wybawieniem i wcześniejszą ulgą, jako dawało nam cięcie się jest samobójstwo. Ta pokusa by się zabić daję jedynie wgląd jak cienka jest granica między jednym, a drugim. Nie bez powodu badania wskazują, że liczba samobójstw bywa wyższa u osób z zachowaniami autodestrukcyjnymi.

 

Rozumiem, moja droga (jeśli nie chcesz bym zwracała się do Ciebie w ten sposób, napisz ;-) ale w chwilach, gdy nachodzą Cię podobne myśli ze scenariuszami – jak ze sobą skończysz, pomyśl sobie – One nic mi nie dają, jedynie szkodzą. Czas i energię które poświęcam na fantazjowaniu o śmierci wole przełożyć na plany i realizację celów, choćby małych i na pozór nic nie znaczących. Wiem, brzmi banalnie. Ale zamiast uważać samobójstwo za coś właściwego, nadaj mu charakter wroga od którego lepiej trzymać się z dala lub obdarzyć go w negatywne cechy np takie jakie dyskredytują w Twoich oczach drugiego człowieka np nieszczery, fałszywy, zazdrosny, kłamliwy.

 

Zazdroszczę. Ja sama nie mam cierpliwości do tego typu rzeczy. Czasami działają kolorowanki antystresowe. Niestety, najczęściej bierze mnie irytacja gdy staram się pomalować małe punkciki czy inne duperele wielkości ziarenka piasku :-D Długo przebywasz za granicą? Spokojnie, zawszę można zrzucić dodatkowe kilogramy. We wrześniu ważyłam 56 kg, po świętach 62 kg, teraz 60 ;-) Pomimo zmiany tabletek antykoncepcyjnych udaję mi się powoli wracać do wyjściowej wagi. Z Tobą będzie podobnie. Aktywność fizyczna spowoduję spadek wagi i ćwiczenia nie dadzą dużo czasu rozmyślać o głupotach ;-)

 

Mam nadzieję, że dostaniesz się na terapie najszybciej jak to możliwe. Możliwe, że w połączeniu z lekami terapia wzmocni efekt leków i spowoduję ograniczenie cięcia się do minimum, a w efekcie końcowym do wyeliminowania zachowań autodestrukcyjnych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wspolczuje wam bardzo...

moja kolezanka sie okalecza/

odkad chodzina terapie obiecala ze tego nie zrobi

i nie robi ale za to wpada w szal i dusi chlopaka... mam

wrazenie ze jej zlosc musi gdzies znalezc ujscie...

 

paramparam,mam nadzieje ze terapia ci pomoze.

 

tak sobie mysle/ ale to tylko moja teoria/ ze moze pomogloby

w takich chwilakch zazycie silnej tabl.upokaj.np lorafenu?

zawsze to lepsze niz ciecie sie, ale nie wolno z tym przesadzac-bo uzaleznia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

paramparam – I tutaj leży niebezpieczeństwo. Tak jak napisałam, samookaleczenia pełnią swoją rolę, i dają, to czego potrzebujemy. Ale na jak długo? Za każdym razem możemy uciekać się do rozwiązywania problemów w taki sposób. Obawiam się, że na pewnym etapie samo okaleczanie się nie pomoże. I ono nie przyniesie nam oczekiwanej ulgi - krótkotrwałą, ale jednak. Staniemy się otępiali, bo ból fizyczny nie zniweluję poczucia winy, poczucia krzywdy, kary wobec siebie itp. Później w naszym umyśle może zrodzić się myśl, że jedynym wybawieniem i wcześniejszą ulgą, jako dawało nam cięcie się jest samobójstwo. Ta pokusa by się zabić daję jedynie wgląd jak cienka jest granica między jednym, a drugim. Nie bez powodu badania wskazują, że liczba samobójstw bywa wyższa u osób z zachowaniami autodestrukcyjnymi.

 

Niestety jestem już na tym etapie, że pomaga coraz mniej. Tak, jak piszesz- raczej jestem już na ten ból zbyt otępiała. I niestety coraz częściej przychodzi myśl- a gdyby tak jednak zakończyć to wszystko- wtedy dopiero można by było poczuć ulgę.

 

Wiem, że bywa trudno. I dni, kiedy myślisz, że nie warto się starać ponieważ brak rezultatów zniechęca. Ale walcz o siebie i swoje szczęście bo warto! Ja sama nie wierzyłam, że będzie ze mną lepiej. Rozmyślałam jak się zabić i delektowałam się tymi GŁUPIMI obrazami. Łatwiej się poddać. Jeśli tyle przeszłaś to masz w sobie dość siły, by podjąć walkę.

 

Rozumiem, moja droga (jeśli nie chcesz bym zwracała się do Ciebie w ten sposób, napisz ;-) ale w chwilach, gdy nachodzą Cię podobne myśli ze scenariuszami – jak ze sobą skończysz, pomyśl sobie – One nic mi nie dają, jedynie szkodzą. Czas i energię które poświęcam na fantazjowaniu o śmierci wole przełożyć na plany i realizację celów, choćby małych i na pozór nic nie znaczących. Wiem, brzmi banalnie. Ale zamiast uważać samobójstwo za coś właściwego, nadaj mu charakter wroga od którego lepiej trzymać się z dala lub obdarzyć go w negatywne cechy np takie jakie dyskredytują w Twoich oczach drugiego człowieka np nieszczery, fałszywy, zazdrosny, kłamliwy.

 

Nie mam nic przeciwko ;) Staram się odwracać swoje myśli od takich rozważań. Chociaż czasami, szczerze mówiąc takie myśli przynoszą nieco ulgi. Chyba dzięki świadomości, że wszystko jest w moich rękach. Że jeśli chcę, to wiem jak to skutecznie zakończyć i się stąd zawinąć.

 

Masz rację. Wszystko jest w Twoich rękach - lepiej ukierunkować wszystkie siły i myśli aby podjąć próbę i zamiast zakończyć życie pokazać trudnością i lękom środkowy palec i starać się każdego dnia.

 

 

Za granicą jakieś 5 miesięcy- czyli cały semestr. W przyszłym tygodniu wracam już do domu. No właśnie na początku września ważyłam jeszcze 52kg. Teraz po świętach było to już 60. Aktualnie nie wiem, bo nie mam wagi w akademiku (strasznie mnie to drażni swoją drogą- taki brak kontroli :P ). Niedługo się dowiem. Mam nadzieję, że tak, jak piszesz- wrócę do swojego klasycznego stanu i przyzwyczajeń żywieniowych i stracę ten nadmiar :)

 

Może powrót do domu dobrze ci zrobi ;) A czy nie jest u ciebie przypadkiem tak, że gdy masz wagę kontrolujesz na okrągło ile kilo poszło ci w tą czy tamtą? Dobrze by było przedłożyć tą złość i frustrację na wysiłek fizyczny.

 

magic wolf - co się właściwie stało?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy ktoś z Was też tak ma, że ma tak ogromną potrzebę okaleczenia się, że niemalże fizycznie czuje ostrze na skórze?

Heledore, ja kiedyś próbowałem podciąć sobie żyły nożem, ale (na szczęście) robiłem to tak nieudolnie, że pozostały niewielkie, podłużne rany :bezradny: Znam lepszy sposób, dzięki któremu można się bezboleśnie przenieść na drugą stronę, ale Ci go nie zdradzę. Musisz żyć, ja też cierpię, ale jednak nie zamierzam popełniać samobójstwa :mhm:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Apek, skąd zmiana? Co Cię skłoniło do tego, żeby się otworzyć? To istotna kwestia, bo może pomóc innym.

 

 

Minęło już sporo lat od tamtego czasu. Znaczy dla mnie sporo, bo dla świata to ułamek. Miałem wtedy pewnie jakieś 16-17 lat, okres buntu - bujałem się po klubach, upijałem się i takie tam głupoty wieku dorastania.

 

Teraz mam 22 lata, w zeszłym roku zdecydowałem się przyznać przed rodziną, że chcę się leczyć u psychiatry (wiadome było, że jestem trochę "inny" i odstaję od reszty). Leczyłem się pół roku i przestałem bo poczułem się naprawdę dobrze i wtedy się zaczęło...

 

Zacząłem ćpać. Na początku spokojnie, potem coraz więcej i mocniej, aż do przedawkowań. Kilka razy żegnałem się ze światem. Zobaczyłem tyle i doświadczyłem takiego bólu psychicznego że nic mnie już nie rusza.

 

Z rodziną może nie mówię o wszystkim. Nie wiedzą, że jestem uzależniony, że się ciąłem itd, ale ogólnie o zaburzeniach wspominam. Wśród lekarzy w ogóle się tego nie wstydzę (chyba, że chcę coś wyłudzić to np nie mówię o uzależnieniu).

 

Więc tak myślę, że moja zmiana opiera się na tym, że doświadczyłem po prostu rzeczy straszniejszych i otarłem się o śmierć, więc zacząłem szanować swoje życie i ciało.

Mam do tego blizny na nogach. To nie zniknie. Muszę uważać by nie pokazywać ich za bardzo na słońcu jak dobrze widać (bo na szczęście nie są aż tak bardzo widoczne, trzeba się przyjrzeć).

Gdybym miał się wstydzić wszystkiego złego co robię to żyłbym tylko wstydem.

 

Nie tnę się, nie ciąłem się od tamtego czasu ani razu. Wszystkie przejawy autoagresji przejawiały się raczej w używkach i ryzykownych zachowaniach, ale samemu się specjalnie już nie skaleczyłem.

 

 

Pierwszy raz pociąłem się nożem kuchennym po nogach po tym jak po koncercie odprowadziłem nowo poznaną dziewczynę pod jej dom. Dała mi swój numer i się pożegnaliśmy. Ja wróciłem do domu i coś we mnie wstąpiło. Taka bezsilność i agresja.

 

 

A, i chyba potem uświadomiłem sobie jakie mogło być po części tego podłoże - jak byłem mały to bił mnie ojciec. Może stąd miałem takie zapędy później do karania siebie i poznanie tego oduczyło mnie takiego zachowania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja pewnie mam dlatego, że ojciec wykształcił u mnie zależność - zły uczynek - kara. Dlatego muszę się karać za to jak coś źle zrobię. Myślę, że u dużej liczby osób działa to podobnie. Nie musiała być to nawet przemoc fizyczna, tylko psychiczna, albo w ogóle nawet po prostu jakaś forma oziębłości i wpływ otoczenia.

 

Dziękuję, że pytasz. Ciężko powiedzieć jak sobie radzę. Mam czasem takie wypady, że szkoda gadać, ale ogólnie ostatnio zdarza mi się to coraz rzadziej na szczęście.

Ostatnim moim pomysłem było zjedzenie 14mg Klonazepamu, wypicie 2 piw, 0,5l energetyka a potem o 20 czy 21 pójście do sklepu po lody na patyku.

 

Myśli o samo okaleczaniu nie zniknęły nigdy. Czasem marzę o tym jak leżę w wannie cały pocięty, każdy element ciała mam głęboko pocięty nożem i wykrwawiam się w wannie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1. Najczęściej wtedy sięgam po używki i zapominam o świecie po nich.

2. Zgrzytam zębami.

3. Cały się napinam aż do czerwoności.

4. Liczę do iluś tam, po prostu liczę.

5. Próbuję się czymś zająć.

6. Robię sobie coś delikatnego - np uszczypnięcie, lekki "liść".

7. Wtulam się w poduszkę i płaczę, albo nie płaczę, bo nie mogę.

8. Zastygam bez ruchu.

9. Szybko idę pogadać o czymkolwiek z rodzicami.

10. Odpalam komputer i zabieram się za cokolwiek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1. Najczęściej wtedy sięgam po używki i zapominam o świecie po nich.

 

Czyli zamieniasz jedną formę autoagresji na inną?

 

Tak, tylko, że kwestia używek i uzależnienia jest już bardziej skomplikowana. Nie biorę tylko zamiast samo okaleczania. Później to wszystko idzie samoistnie. Gorszy humor, lepszy humor, zjazd, peak, wszystko jedno i koło się zatacza.

Ciężko stwierdzić. Jednak tak, uważam, że używki to zło, i branie ich jest w jakimś stopniu formą autoagresji, w moim przypadku na pewno (typu biorę bo już nie mam nic do stracenia, a chcę zapomnieć o świecie).

Albo czasem robię takie miksy, które działają na mnie dość pobudzająco/agresywnie co też powoduje agresję. Mimo to jednak używki staram się stosować jako uspokajacze (i też w takie głównie celuję).

 

Nie jest to na pewno wyjście. Powoduje to nieodwracalne zmiany w mózgu. Dzisiaj z wielkiego "haju na trzeźwo" gdzie miałem pełno energii i zrobiłem tyle ile mogłem spadłem na samo dno i musiałem sięgnąć najpierw po Alprazolam 2mg, a potem po Klonazepam 2mg, bo inaczej bym nie mógł wytrzymać. Kto wie, gdybym nie miał do niczego dostępu to czy bym sobie krzywdy fizycznej nie robił...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lily994, uświadomienie sobie, że to jest problem, to już spory krok naprzód. Niestety, ja też zauważyłam, że okaleczanie nie pomaga tak jak wcześniej. I wtedy z reguły pojawia się myśl, że jedyną opcją jest krok dalej... też tak masz? Jak sobie z tym radzisz?.

 

Tez wtedy przychodza mysli, by pociac sie glebiej czy wiecej ale wtedy tez przychodzi strach, ktory mnie paralizuje i dziala tez troche jak taki kubel zimnej wody. Staram tez sobie tlumaczyc, ze niczego takim zachowaniem nie osiagne i wpadan tylko w wir blednego kola. Bo albo nic nie poczuje i nic oprocz nowych blizn nie osiagne albo bede czula sie zle przez kilka nastepnych dni i nie bede w stanie normalnie funkcjonowac. Nie ma zadnych pozytywow :( probowlam z moim T znalezc jakis odpowiednik ale nic innego mi tego nie moze zastapic

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Heledore, tez się obawiam, ze pewnego dnia głos mojego zdrowego rozsądku sie nie odezwie i tak jak napisałaś postawie wszystko na jedna kartę....

Gdy mam bardzo dużo ochotę by sięgnąć po żyletkę staram się to troszkę odwlekać w czasie. Np. Ok, potne się wieczorem ale najpierw przeczytam książkę, obejrzę jakiś film, porozmawiam ze znajomymi, wypije ulubiona herbatę, napisze notkatke w pamiętniku. Czasem to pomaga, bo ktoś albo coś sprawi, ze poczuje się ciut lepiej i odkładam pocięcie się następny dzień... może głupie ale zauważyłam, ze mi czasem pomaga :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×