Skocz do zawartości
Nerwica.com

"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!


magdasz

Rekomendowane odpowiedzi

Smutna jestem strasznie. Jak jeszcze nigdy w życiu. Moje problemy ze zdrowiem chyba nigdy się nie skończą, a na dzień dzisiejszy marzę tylko o tym żeby być zdrowa i mieć normalne życie jak inni. A wszystko wskazuje na to, że nic z tego i , że będzie się pogłębiać. Chciałabym nie czuć bólu 24/h na dobę, który odbiera mi całą radość życia i ogranicza znacznie moje funkcjonowanie na codzień.

Znacie to uczucie, gdy się wybudzacie ze snu i zaczynacie odczuwać za każdym razem taki niesamowity lęk, że to tylko sen i ten powrót do okropnej rzeczywistości? no właśnie :cry:

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niech będzie, cześć takich przypadków to ignorancja lub po prostu znieczulica. Ale nie wszystkie. Sam mam już na koncie jedną osobę której na mnie zależało i chciała mi pomóc ale ją zamęczyłem swoimi problemami i narzekaniem.......

 

Zmęczenie osobą w depresji nie musi wynikać z ignorancji. Mógłbym pewnie o tej chorobie napisać książkę, ale nie umiem i nigdy nie będę umiał pomóc drugiej osobie w takim samym stanie, sam sobie do końca nie umiałem czy nie umiem pomóc. Ba, gdyby potrafił to każdy, to pewnie wiele osób nie trafiłoby na to forum, a jednak psychiatrzy czy psychologowie również zawodzą, tylko że specjalista to nie jest twój kolega, który za darmo musi znosić twój pesymizm i narzekanie ze świadomością bezradności.

 

Ja też miałem taką osobę, ale to było połączenie i ignorancji, i irytacji.

 

Oczywiście ignorancją nazwałem nie każdy przypadek, ale pogląd, że ktoś sobie coś wmawia to jest ignorancja.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To ja sobie pojęczę znowu. Czuję się chujowo, boli mnie nos, głowa, oczy, szyja, ręka i noga. Zużyłam już prawie 2 rolki papieru, na katar. Do tego czytam na forum zarzucanie mi głupoty, pisanie rzeczy na podstawie własnych odczuć i doświadczeń, które nie zgadzają się z badaniami naukowymi (jak mogłam nie przeczytać najpierw badań, a potem dopiero pisać co 'czuję'), co nie poprawia mojego stanu, ogólnie czuję się jak ścierwo, chora i do tego nie rozumiana przez świat, o ja biedna, jak mi z tym źle... ;(

 

Ok, już mi lepiej. Nie mogę się doczekać kiedy wyzdrowieję i będę mogła znów wyjść w świat, by oceniać go swym tępym spojrzeniem...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To ja sobie pojęczę znowu. Czuję się chujowo, boli mnie nos, głowa, oczy, szyja, ręka i noga. Zużyłam już prawie 2 rolki papieru, na katar. Do tego czytam na forum zarzucanie mi głupoty, pisanie rzeczy na podstawie własnych odczuć i doświadczeń, które nie zgadzają się z badaniami naukowymi (jak mogłam nie przeczytać najpierw badań, a potem dopiero pisać co 'czuję'), co nie poprawia mojego stanu, ogólnie czuję się jak ścierwo, chora i do tego nie rozumiana przez świat, o ja biedna, jak mi z tym źle... ;(

 

Ok, już mi lepiej. Nie mogę się doczekać kiedy wyzdrowieję i będę mogła znów wyjść w świat, by oceniać go swym tępym spojrzeniem...

Współczuję choróbska, ja na szczęście już jestem rekonwalescentką. Nie żałuj sobie gripeksów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kurwa. A jeśli jestem coraz bliżej śmierci? Moze dlatego wszystko wysiada, może dlatego wypadają włosy? Moze jestem nieświadoma że to moje ostatnie dni? Najbardziej boje się takiej śmierci. Nie ma dnia bez bólu. Nie potrafię tak żyć. Czasem sobie myślę że może już dawno temu powinnam to zatrzymać,wtedy kiedy wiedziałam już że moje życie będzie inne. Lekarze jednak mówili że choroba się zatrzyma,a ona postepuje, szybciej niż wcześniej. Nic nie wiedzieli. Po co mi robili nadzieję? Jakie mieli do tego prawo? Marze o tym by to wszystko wreszcie ustąpiło. By te objawy okazały się na tyle błahe i uleczalne bym mogła z tego wyjść i żyć normalnie. W sumie to jedyna nadzieja. Nawet w snach się mecze z ta sytuacja. Ile razy byłam już blisko śmierci, zegnalam sie z bliskimi. Nie mogę myśleć o przyszłości, za dużo budzi to niepokoju. Bardzo bola mnie słowa ludzi którzy twierdzą że mamy taki los na jaki sobie zasluzylismy, że karma itp. Czym mogło zawinic dziecko w łonie matki, które dziedziczy chorobę genetyczna? Wkurwia mnie to, że ludzie myślą że wszyscy wszystko mogą. Że jesteśmy "panami swojego losu". Wszystko to jest nieprawdziwe i okrutne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Powiedzmy sobie szczerze, jesteśmy wypadkową wielu sił, mamy ograniczony wpływ na różne sprawy, jedni mają większy inni mniejszy ale ograniczony. Tak czy siak trzeba się trzymać tego, że mamy moc sprawczą, bo tak trzeba i tylko to nam otwiera szansę na lepsze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki Siddhi.

Pieniądze dają moc sprawczą. Kiedyś gdy mialam mieć operację poważną to lekarz który był jednym z naj mówił że mnie będzie operował. W dniu operacji dowiedziałam się że poszedł na inny zabieg (za kasę oczywiście). Teraz znów ma mnie operować i jest jedynym człowiekiem w pl co mógłby się tego podjąć i nie zrobić mi krzywdy bo już miał doświadczenie z ta choroba. Boje się że znów mnie wystawi i stracę możliwość używania ręki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Steviear - lekarze tacy są - mojej mamie też guza mózgu nie mógł usunąć doświadczony neurochirurg jak nie dostał w łapę z naszych (na szczęście zbieranych przez mamę) oszczędności. Nie wiem jak oni żyją z czymś takim. Nie potrafię tego zrozumieć co taka osoba musi mieć z psychiką, żeby mieć w sobie taką chciwość.

 

Nie ma czegoś takiego jak karma, wtedy wszystkie dzieci byłyby zdrowe, a raka dostawali tylko mordercy i gwałciciele. Dostajemy jakiś pakiet - i niektórzy dostają po prostu bardziej gówniany pakiet :( Zostaje tylko wyciągać tyle ile się da w takim położeniu w jakim się jest.

Mnie najbardziej wkurzało w katolickim kościele określenie, że bóg daje tylko taki krzyż jaki można udźwignąć (skąd by się brały samobójstwa wtedy) i że cierpienie uszlachetnia. Nie, cierpienie po prostu kaleczy.

Swoją drogą - poczucie nadchodzącej śmierci może być objawem (urojeniem, by być bardziej precyzyjną). U mnie tak było z powodu benzodiazepin.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie mam kurwa już sił do codziennej walki, wyjebali mnie z roboty, mam dlugi, nie mam dziewczyny, leki hujowo dzialaja, czas chyba zakonczyc to zjebane pelne agonii życie, nie mam już sil na to wszystko, nawet plakac kurwa nie mogę bo ssri zrobily ze mnie warzywo. :-|

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No i okazuje się, że ze wszystkim mam problem.. Problem z ludzmi. Problemem z zabraniem się do czegokolwiek. Problem z załatwieniem. Miałam zapisać się na kurs a siedzę i nic jeszcze nie zrobiłam, boję się zadzwonić, boję się cokolwiek zrobić.. Boję się noż k... wszystkiego. Dzień mija po dniu a ja spędzam te dni na zabijaniu tego czasu. Albo na dobijaniu siebie.. Bo albo mam doła mega takiego, że zyć mi się nie chce albo nie robie kompletnie NIC, bo nie mogę się do niczego zabrać, bo wszystko jest za trudne dla mnie. Wszystko odkładam na później. Albo siedze zatopiona we własnych marzeniach. Jakie to jest żałosne nie mieć kompletnie życia tylko go sobie wyobrażać.. Podejrzewam u siebie już chorobę psychiczną z samotności.. Jestem dobra w wyobrażaniu sobie różnych rzeczy, przez tyle lat samotności doszłam już niemal do perfekcji. Następny etap będzie taki, że nie będe jednego od drugiego odróżniać i skończę w szpitalu psychiatrycznym..

Bije się z własnymi myślami, z jednej strony czasem myśle, że nawet jak trochę schrzaniłam sprawę to przecież ciągle żyje i jestem zdrowa psychicznie i wciąż młoda, więc mam jeszcze czas wstać i coś ze sobą zrobić, ale z drugiej strony myśle sobie, że jestem nikim bo do wieku lat 20 nie mam nikogo i niczego, więc kogo ja chce oszukać?

Do tego mam tak wielkie wyrzuty sumienia, że nic nie robie w życiu i znowu się zgubiłam, że nie umiem mysleć pozytywnie i tylko siadam i płaczę.. Cholera gdyby nie ta fobia społeczna/szkolna/ogólna to przecież jakoś bym sobie radziła.. albo udawała, bo robiłabym cokolwiek..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Eh...

Czuje się jak wrak, wyglądam jak wrak, mam podkrazone zmeczone oczy, już prawie mnie nie ma, widza to wszyscy i myślą że się odchudzam. To automatycznie rodzi inne pytania, przyczepiane się do posiłków. Czestowanie "prawdziwym obiadem". Jak odmawiam słodyczy to mowia- przecież nie przytyjesz od tego.

Wkurwia mnie to.jestem stanowcza ale słowa nie docierają.

Dzisiaj 2dzien który opuściłam. Mam straszne wyrzuty sumienia i depresję. A jednocześnie wiem że jakbym poszła to byłoby gorzej fizycznie.

A i nie mogę już brać leków na depresję bo psują mi organizm. Całe dni mam nerwicę lękowa, mocne bicie serca i muszę się ratować innymi lekami..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie najbardziej wkurzało w katolickim kościele określenie, że bóg daje tylko taki krzyż jaki można udźwignąć (skąd by się brały samobójstwa wtedy) i że cierpienie uszlachetnia. Nie, cierpienie po prostu kaleczy.

W sensie o ile zyje sie z Bogiem a to znaczaca roznica.

Zycie osoby pokladajacej ufnosc w Bogu a niewierzacej to jak dwie rozne bajki, sama moge powiedziec na swoim przykladzie, bo miewalam rozne stany.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja się tak kurewsko zle czuje, że nawet pisanie tego posta sprawia mi ból i trudność, mam tyle rzeczy na głowie,

jestem na wypowiedzeniu, trzeba albo szukać innej pracy, albo wypierdalać z Polski jak najdalej, nie chcę mi się

tu siedzieć i patrzeć na te same mordy na które patrzyłem przez prawie 30 lat, czuje pierdolony ból we własnej głowie, jebana pustka i smutek, myśli samobójcze mam coraz częściej mimo jebanych antydepresantów.

czy to jebane gówno, się kiedyś skończy. :evil:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ala1983, a obecnie w jakim jesteś?

 

Tak się wtrącę ;) Moim zdaniem zależy jak bardzo wierzysz. Sam jestem niewierzący i nie powiem, by to było w życiu pomocne. Ale miałem kiedyś głęboko wierzącą znajomą. I jej wiara pomagała. Potrafiła znieść cierpliwie wszelkie niedogodności i z pomocą szczerej modlitwy je pokonać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ala1983, a obecnie w jakim jesteś?

Tak się wtrącę ;) Moim zdaniem zależy jak bardzo wierzysz. Sam jestem niewierzący i nie powiem, by to było w życiu pomocne. Ale miałem kiedyś głęboko wierzącą znajomą. I jej wiara pomagała. Potrafiła znieść cierpliwie wszelkie niedogodności i z pomocą szczerej modlitwy je pokonać.

Też znam takich ludzi i sama się zastanawiam, czy się tego nie złapać, jak już nic nie pomaga na trudy życia. Jestem ciekawa jakie Ala ma do tego nastawienie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ala1983, a obecnie w jakim jesteś?

Tak się wtrącę ;) Moim zdaniem zależy jak bardzo wierzysz. Sam jestem niewierzący i nie powiem, by to było w życiu pomocne. Ale miałem kiedyś głęboko wierzącą znajomą. I jej wiara pomagała. Potrafiła znieść cierpliwie wszelkie niedogodności i z pomocą szczerej modlitwy je pokonać.

Też znam takich ludzi i sama się zastanawiam, czy się tego nie złapać, jak już nic nie pomaga na trudy życia. Jestem ciekawa jakie Ala ma do tego nastawienie.

 

Jeśli masz taką możliwość to szczerze polecam. I pamiętaj, że wiara z jakimkolwiek Kościołem nie ma wiele wspólnego :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×