Skocz do zawartości
Nerwica.com

CHAD- Choroba Afektywna Dwubiegunowa cz.III


Amon_Rah

Rekomendowane odpowiedzi

Właśnie przeczytałem materialy dotyczące osobowości schizoidalnej.

Jeżeli chodzi o mnie to z wielkim zdziwieniem mogę potwierdzić, że objawy idealnie pokrywają się z moimi. Z tym, że stanowią jakby jedynie dodatek do chad, część składową niejako. Już kilkukrotnie pisalem, że jestem przekonany iż chad należy do psychicznych chorób "nadrzędnych" ( ale jaja :D ) i w spektrum jej objawów znajdują się objawy "pomniejszych" czy "równorzędnych" chorób i zaburzeń... Są okresy, że znajduję u siebie na przykład objawy manii prześladowczej typowej dla schizofrenii.

Nie chodzi tutaj o jakieś "stopniowanie" i "eskalowanie" objawów. Chodzi o to, że chad to w pewnym sensie na przykład cięzka depresja z bonusem w postaci przyjemnych bądź bardzo nieprzyjemnych ( jak w moim przypadku) (hipo)manii czasami objawiających się tylko i wyłącznie stałym wkurwieniem, rozdrażnieniem, niepokojem, roztargnieniem i gonitwą bezproduktywnych, depresyjnych myśli.

Tak więc mając tylko objawy typowe dla "osobowości schizoidalnej" nie można diagnozować chad, natomiast mając chad z powodzeniem można niejako w ramach bonusu znaleźć cały szereg objawów właściwych innym "pomniejszym" zaburzeniom czy też chorobom....

 

Od wczesnych godzin rannych napiernicza mnie głowa w sposób wywołujący mdłości. Zły znak. Z reguły jest to częścią aury ktora zwiastuje bardziej niż zwykle krzywą jazdę...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy osobowość schizoidalna mogła zostać pomylona z chadem?

Zrozumiałam więc, że chodzi o pomylenie ;)

Nie wiem, o co chodzi z nakładaniem się, ale jeśli chodzi o współwystępowanie, to oczywiście to możliwe. Można też miec mieszane/nieokreślone z.o. i w tym cechy przypominające na pierwszy rzut oka chad.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Znam osobę z borderem i jak dla mnie trudno jest to pomylić z ChADem.

Mam w karcie wpisane na dziennym właśnie F61 (mieszane zaburzenia osobowości).

Tylko ciekawe jakie zaburzenia osobowości wypierdalają człowieka z kapci prosto w kosmos, a potem równie spektakularnie ciskają nim o glebę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Stan psychiczny utrzymuje się na tym samym poziomie. Przede wszystkim nie odczuwam już takiego zmęczenia,mam nieco jaśniejszy umysł i trochę więcej energii niż wcześniej. Zauważyłem też ,że dopadają mnie większe lęki i niepokój, ale to i tak małe piwo w porównaniu do tego co było, kiedy przez cały dzień chodziłem półprzytomny. Ból psychiczny w małym stopniu jednak pozostaje. Ta poprawa aż tak dupy nie urywa jakbym chciał. Często myślę nad dalszym życiem i szczerze mówiąc czuje się trochę nim zmęczony. Ostatnie lata choroby bardzo mnie zmieniły. Jestem człowiekiem wypranym z marzeń i ambicji. Interesuje mnie już tylko święty spokój, dach nad głową, szama i internet i jakaś prosta praca. Nie ma już tej spontaniczności i fantazji co kiedyś. Zrobiłem się na maxa realistą. Nie interesują mnie już wyjścia na panienki a na imprezach czuje się nieswojo i zawsze chcę jak najszybciej opuścić zabawę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A wracając do protestów lekarskich.

Zapoznajcie się z wypowiedziami lekarza i wyciągnijcie wnioski.

Na prostych życiowych przykładach wyjaśnia o co chodzi w sporze.

Nie o pieniądze dla lekarze jak to podle uwypuklają media prześcigające się w nagonce...

Może trochę przydługie ale warto przeczytać i wyrobić sobie swoje własne zdanie

 

"Ja miesięcznie przyjmuję ponad 1200 pacjentów. Średnio 50-70 osób dziennie. Zdarzają się dni gdzie tych pacjentów przyjmuję i 100. Każdego roku dochodzi nowa praca. Część jest widoczna dla wszystkich bo większą część czasu patrzę w monitor i stukam w klawiaturę. Dużej części państwo nie widzicie. Skraca się czas poświęcony na kontakt z pacjentem a wydłuża czas biurokratyczny. Lekarze i tak nie są w stanie prowadzić kartotek w sposób zgodny z przepisami i bezpieczny dla siebie, bo starają się wypełnić swoje podstawowe zadanie leczenia pacjentów.

W nowej umowie jest kilka niemożliwych do przyjęcia zadań. Jest ona skierowana przeciwko pacjentom i stawia pacjentów i lekarzy naprzeciwko siebie. Tylko razem jesteśmy w stanie zawalczyć o wspólne dobro.

 

Po pobieżnej lekturze nasuwają mi się liczne uwagi. Pierwsza sprawa - pakiet kolejkowy. Wszystkiego nie wiem, ale to do czego doszłam jest bulwersujące. Lekarz endokrynolog jak wszyscy wiedzą leczy najczęściej choroby tarczycy. W nowej umowie to lekarz POZ będzie zobowiązany do leczenia niedoczynności tarczycy. Wszyscy państwo, którzy jesteście pod kontrolą poradni endokrynologicznej, teraz wrócicie do POZ. Lekarz nie będzie mógł państwa skierować do specjalisty. Rozwiązany problem kolejki u endokrynologa? Ma pan minister sukces? Łagodny przerost gruczołu krokowego też w gestii lekarza POZ. Zniknie kolejka do urologa? Takich jednostek chorobowych wrzuconych do POZ jest więcej.

Na wykonanie tych zadań lekarz POZ nie dostaje żadnych dodatkowych pieniędzy, a minister może zaoszczędzić na wykupieniu tych wizyt u specjalistów. Tyle że specjaliści mieli wykupioną konkretną ilość wizyt a my nie mamy limitu. Przyjąć należy wszystkich pacjentów.

Niestety nie potrafię już w sposób bezpieczny dla pacjentów przyjmować większej ilości ludzi.

 

Liczni moi koledzy mają już przyjmowanie na godzinę. Pacjent endokrynologiczny na kontrolnej wizycie będzie musiał zająć 30 minut tak jak u specjalisty. Już ostatnio pojawiły się kłopoty gdzieniegdzie z dostaniem się do lekarza w dniu rejestracji. Niestety teraz obejmie to już wszystkie praktyki.

Co zrobić z pacjentami potrzebującymi zwolnienie do pracy. Z nagłymi zachorowaniami. Ludźmi z wymiotami, biegunkami, bólami, gorączkami. Nie potrafię w sposób uczciwy w stosunku do pacjenta przyjąć na siebie nieskończonej ilości zadań i przejąć pacjentów moich kolegów specjalistów tylko po to by minister miał wyborczy sukces.

 

Kolejna sprawa - skierowania do okulisty i dermatologa. Okulistycznie leczymy zapalenia spojówek i powtarzamy zalecone przez okulistę leki. Po co wypisywać skierowania do okulisty na dobranie okularów? Ja i tak nie mogę nic w tej dziedzinie zrobić. To jest i Wasz i nasz czas. Żeby pójść z dzieckiem po korektę szkieł będziecie musieli zarejestrować się wpierw do POZ po skierowanie. Kolejny dzień u lekarza w kolejce. Podobnie u dermatologa. Do dermatologa zawsze szło się bez skierowania. Była to najskuteczniejsza metoda wczesnego leczenia chorób wenerycznych. Teraz najpierw do mnie a później dalej.

 

Kolejna rzecz - pakiet onkologiczny. To już jest grubsza sprawa. W mojej praktyce mam w ciągu roku od 7-10 wykrytych pierwszorazowych zachorowań na nowotwór. Z tego 1-3 pacjentów to tacy, którzy nigdy nie byli wcześniej u lekarza i przychodzą w stanie zaawansowanym. Wielokrotnie tych kieruję od razu do szpitala bo są w złym stanie i wymagają natychmiastowego leczenia. Oni też zawsze byli przyjęci od razu, najczęściej na internę. Kilka pacjentek to pacjentki z nowotworami piersi i narządów rodnych. Tutaj swoją rolę jak dotąd widzę na wpajaniu pacjentkom konieczności wizyt u ginekologa i namawianiu na badanie piersi. System działa. Zostaje więc kilku pacjentów z pozostałymi nowotworami. Skupię się na nowotworach jelita grubego. Przez kilka lat funkcjonowało przesiewowe badanie kolonoskopowe i to dawało rezultaty. Za rządów ministra Arłukowicza to zostało zaniechane, albo mocno okrojone. Fakt, ze moi pacjenci nie mają do tych badań dostępu. Pozostaje planowana kolonoskopia. Większość placówek ma wykupione przez NFZ to badanie bez znieczulenia.

 

Dlaczego nie mogę dać wszystkim? Bo muszę mieć trafienia! Trafienia to jest określenie ministra na pacjenta z chorobą nowotworową. Wydam 30 książeczek Pacjent przejdzie diagnostykę i teraz oceni moją pracę urzędnik. Jeżeli będę miała 0-1 trafienia to zostanę skierowana na karne szkolenie a za wykonaną pracę mi nie zapłacą. Czyli badając w kierunku choroby nowotworowej 30 pacjentów nie znajdę u nikogo rozwiniętego raka to będę ukarana szkoleniem i finansowo. Teraz badam nawet stu ludzi, żeby wykryć u jednego raka. Moja sytuacja się poprawi jeżeli będę miała 2 trafienia dostanę wtedy 20 złotych i nie będę karana upokarzającym szkoleniem. Ta kwota rośnie i przy stosunku jedno trafienie na pięć sięga ponad 100 złotych. Cały czas cytuję umowę! Staniemy więc z pacjentem po przeciwległej stronie - on będzie się cieszył, że nie ma raka, ja będę miała poważny problem. Będę więc unikała zielonych książeczek jak ognia, albo wydam je wszystkim.

 

Jeżeli nie wydam to minister wygrał, bo lekarze są źli i nie chcą pracować, jak wydam to nie wytrzymam finansowo (bo za tą diagnostykę zapłacę z puli POZ) i dołożę do pracy kolejne wypisywanie książeczek, sprawozdań. Wydłuży się więc kolejka pacjentów u mnie. Wąskie gardło w postaci zbyt małej ilości zakontraktowanych kolonoskopii pozostaje.

Tyle, ze teraz za to odpowiadam ja nie minister.

Kolejna sprawa to EWUŚ. Jak państwo wiecie musimy sprawdzać EWUŚ czyli czynne ubezpieczenie pacjenta. Dwa razy w tygodniu trafia się pacjent, który EWUŚ wyświetla w kolorze czerwonym – pacjent nieubezpieczony. W większości są to pacjenci, którzy mają ubezpieczenie i faktem, że świecą na czerwono są oburzeni. Teraz pacjent wypisuje oświadczenie, że jest ubezpieczony i my przyjmujemy takiego pacjenta nieodpłatnie. NFZ płaci za takiego pacjenta. Teraz NFZ przestaje płacić za pacjentów świecących na czerwono (w mojej praktyce 11%). Czyli jak pacjent świeci na czerwono i wypisze nam oświadczenie, to za jego leczenie i wizytę nie zapłaci nikt. Pieniądze zostają w funduszu. Kolejna oszczędność ministra.

Takich pułapek jest więcej a list i tak zrobił się długi. Jest to jednak nasza wspólna sprawa - pacjentów i lekarzy.

 

W tym roku mija 30 lat mojej pracy i zawsze byłam po stronie pacjenta, bo sama też jestem pacjentką i to z wiekiem coraz częściej i boleśniej. Ministrowie się zmieniają a ja od 30 lat o 8.00 wołam proszę (teraz parę minut później bo ładuje się komputer).

Tej pracy nie chcą wykonywać młodzi lekarze i jak nic się nie zmieni, to po pięciu latach nastąpi poważny kryzys w służbie zdrowia na poziomie POZ. Wtedy obecny minister będzie już miał inną posadę równie prestiżową i pozbawioną osobistej odpowiedzialności jak teraz, ale my zostaniemy na dole, pacjenci i lekarze.

Dlaczego inni podpisali? My nie podpisaliśmy, i jakie mamy kłopoty, a strach pomyśleć co nas czeka. Straszą nas przez telefon, jeżdżą do prywatnych domów. Ruszyły zmasowane kontrole. Nagonka bezpardonowa w mediach. Kłamstwa, półprawdy, wyrwane z kontekstu słowa. Ja się boję bardzo i nie dziwie się, że inni też się boją. Tylko zwarta grupa może się przeciwstawić.

Jeżeli my przegramy to tak naprawdę przegrają pacjenci.

Z poważaniem

Lekarz rodzinny z 30 letnim stażem w jednej placówce"

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem, o co chodzi z nakładaniem się, ale jeśli chodzi o współwystępowanie, to oczywiście to możliwe. Można też miec mieszane/nieokreślone z.o. i w tym cechy przypominające na pierwszy rzut oka chad.

 

No właśnie, współwystępowanie. Jeden dzień jestem bryłą lodu, w drugim kończę znajomość przez jedno słowo. Albo 10 znajomości. Albo obrażam, bo sobie coś ubzdurałem. Potrafię rozmawiać z człowiekiem, dopóki dana osoba nie chce mnie spotkać osobiście. Wtedy też kończę znajomość. I miliard takich bzdur.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co do służby zdrowia: W normalnym państwie prywatyzuje się przychodnie i szpitale, dopuszcza na rynek liczne firmy ubezpieczeniowe, po czym cieszy się dobrze działającą opieką zdrowotną w kraju. W wyniku mechanizmów rynkowych, przy niezmiennej wysokości składki, poprzez zdrową konkurencję pomiędzy ubezpieczycielami, szpitalami, przychodniami, "koszyk świadczeń" z roku na rok się powiększa, a jakość usług wzrasta. Na pacjenta patrzy się jak na szanownego klienta danej placówki, posiadacza (lub nie, jeżeli woli się nie ubezpieczyć i zwracać za leczenie z własnej kieszeni - hipotetyczne spory załatwiane byłyby na drodze cywilnej pomiędzy prawnikami szpitala, a prawnikami klienta/ubezpieczyciela) polisy zdrowotnej poważnego towarzystwa ubezpieczeniowego. W naszym systemie, z monopolistą NFZ i państwowymi placówkami, z roku na rok wysokość składki rośnie, koszyk świadczeń maleje, a jakość usług spada. Na pacjenta patrzy się jak na kolejnego zawracającego dupę nfzetowskiego dziada ...

Powiecie: A co jeżeli Kowalski nie ubezpieczy bo jest nie-ogar/będzie wolał pieniądze zostale z wcześniejszej przymusowej składki NFZ przepić ? To jeżeli mamy już przyjąć pogląd o konieczności obowiązkowego ubezpieczenia zdrowotnego każdego obywatela, można usprawnić go o mechanizm rynkowy - emitujemy dla każdego obywatela imienny "bon zdrowotny" (inspirowałem się korwinowskim "bonem edukacyjnym") na taką i taką kwotę, po czym dajemy mu ustawowy czas na wybranie do którego z ubezpieczycieli działających na rynku trafi (bonu nie przepije, bo będzie realizowany tylko u ubezpieczycieli), a po upływie tego czasu bon będzie przydzielany automatycznie danemu ubezpieczycielowi względem uznania emitenta (w praktyce temu towarzystwu, które więcej zapłaci :P).

 

Dlaczego tak nie jest ? To proste - bo etaty, bo nie będzie się dalo kraść, bo innym państwom mającym względem terytorium polskiego i jego obywatelom swoje plany tego nie chcą, bo przy niesprawnym systemie zdrowotnym i niezadowoleniu społecznym łatwiej destabilizować państwo ... itd.

 

Z obrotem lekami jest podobnie - te same lekarstwa tego samego koncernu farmaceutycznego w Polsce kosztują często 5-6 razy drożej niż w takich Chinach, czy Brazylii - w wyniku przyznanych monopoli, braku rynkowej konkurencji i za aprobatą rządzących (z droższego lekarstwa też i większy podatek) oczywiście ! Przecież to są jawni mordercy ! Heh, pamiętam jak organizowałem na forumie lekowy "underground" z myślą o wysyłaniu sobie non profit niepotrzebnych już leków - inicjatywa regularnie banowana przez Moderatorów :P

 

Kopalnie są z pewnością globalnie rentowne. Może niech Jose nam to autorytarnie, jako człowiek z górnictwa wytłumaczy. Kto i co powoduje że są "nierentowne" .

To może i ja pokuszę się o odpowiedź ? IMHO "bezpieczniacy" kontrolujący handel i wydobycie węgla w Polsce, na kopaniach i spółkach skarbu państwa takich jak "Kompania Węglowa" żerujący, a obecnie wysługując się bezpieczniakom rosyjskim, ich węgiel do kraju sprowadzający.

 

Jeżeli dajmy na to już dany Polak jest świadom bycia nieustannie w dupę ruchanym, to na ogół wini za to Platformę, Tuska, bądź też jakieś bliżej nieokreślone "złodziejskie kliki" - a przecież ci ludzie nie wzięli się z znikąd, nie okupują Polski przypadkiem - wiadomo skąd te wszystkie kurwy pochodzą, gdzie ich genezy wypatrywać. Doskonale tłumaczą to ludzie tacy jak Stanisław Michalkiewicz, Grzegorz Braun, Leszek Żebrowski - jeżeli Was to interesuje, wrzucę tu parę świetnych wykładów:

 

 

[videoyoutube=WqzYGHKHE1I][/videoyoutube]

 

[videoyoutube=yYqVMgVPjps][/videoyoutube]

 

[videoyoutube=ncItI46WuHM][/videoyoutube]

 

-- 05 sty 2015, 19:23 --

 

Tańczący... fantastyczne "wypociny" :D

Tego właśnie od Was oczekuję - ujęcia w słowa tego co sam czuję, a nie potrafię słownie zdefiniować...

Dzięki...

 

Tańczący z lękami, rzeczywiście - piękny post. Zapisać na pulpicie i czytać codziennie...

 

Tańczący... fantastyczne "wypociny" :D

Tego właśnie od Was oczekuję - ujęcia w słowa tego co sam czuję, a nie potrafię słownie zdefiniować...

Dzięki...

Często sam to robisz... za co Ci dziękuję :mrgreen:

 

Ok, to jak tak już każdy sobie na wzajem po kutachu opierdolił ... :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ok, to jak tak już każdy sobie na wzajem po kutachu opierdolił ... :D

 

Biedactwo... zapewne bolejesz nad faktem, że nie załapałeś się na imprezę nie mówiąc już o tym, że zmarnowałeś szanse na zostanie prekursorem czy też czynnym inicjatorem oraz pierwszym, przecierającym szlak skautem tego wiekopomnego wydarzenia :D:D

Słabo mi dziś idzie szczekanie.

Czuję , że moj umysł znów cofnął się do poziomu skretynialego ratlerka czy innego torebkowego gówna.

A tak strasznie dobrze być wilkołakiem....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

INTEL 1, guernone, dziękuje za miłe słowa odnośnie ostatniego postu, który zamieściłem. Przekażę temu taniemu studentowi filozofii, co to bierze 4,99zł za 20 linijek tekstu, że Wam się podobał ;)

_Jack_, ja także ostatnio się alienuję, jestem jakiś taki autystyczny i sztywny w kontaktach z ludźmi. W ogóle nie ciągnie mnie do imprez i alkoholu, co zwiastuje, że dzieje się ze mną coś niedobrego...I codziennie zastanawiam się w robocie, czy oni już wiedzą, że ze mną "nie halo"...? Moja depra rośnie i nie mam już siły jej ukrywać na zmęczonej i smutnej twarzy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam już dosyć stałego obcowania samemu z sobą. Sam na sam ze swoimi myślami i samopoczuciem. Sam na sam ze swoimi umysłowymi deficytami i mentalnymi ograniczeniami. Z lękiem, napięciem, derealizacyjną, niezmiennie każdego dnia spadającą mgłą i otępieniem. Każda minuta , godzina, dzień, miesiąc i rok niezmiennie takie same.

Pomyślałem ostatnio przez chwilę czy by tak całkowicie nie rzucić piwa i innych używek...Może to od tego?

Co za rozpaczliwy, nieuzasadniony czyn. Po co? Złudna i wielokrotnie już negatywnie zweryfikowana nadzieja, że całkowita abstynencja skutecznie sprokuruje poprawę stanu zdrowia psychicznego. Żeby to chciało być tak proste. Żeby związek przyczynowo-skutkowy był tak oczywisty i skuteczny...

Przecież niejednokrotnie przekonywałem się już że to mrzonka. Abstynencja nieznośnie rozciąga cierpienie od rana aż do późnych godzin nocnych. Używki wydatnie skracają codzienną porcję udręki tylko do wczesnych godzin wieczornych, kiedy to niejako w nagrodę dzięki używkom daję sobie urlop od samego siebie.

Wiecie dlaczego normalni ludzie nie chlają i nie ćpają? Bo jest im dobrze sam na sam ze swoim zdrowym, trzeźwym i kreatywnym umyslem nie obarczonym psychicznymi deformacjami postrzegania rzeczywistości...Mogą z radością chłonąc informacje, rozwijać się, czytać, oglądać filmy, poszerzać horyzonty czyli reasumując z przyjemnością osiągać jakże pożądany renesans umyslowy dający ogromną i nieopisywalną wewnętrzną satysfakcję

Tylko na rauszu i otumaniony używkami jestem w stanie przebywać sam ze sobą.

Niestety, a może na szczęście, obarczony żoną i dzieckiem nie mogę sobie pozwolić na wcześniejsze niż wieczorne ucieczki.

Mam wrażenie, że wieczorny rytuał umożliwiający mi złapanie oddechu to taki maleńki substytut samobójstwa, dzięki któremu akt samobójstwa właściwego mogę odwlekać w czasie z wielką skutecznością....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Miesięcy?

Po jaką cholerę? Po co ta bezproduktywna męka?

Alkoholu nie tykałem około roku, innych rzeczy ze cztery lata...

Taki jeden męczennik już był - w nagrodę dojechali Go i przybili do krzyża.

A ty kiedy ostatni raz się uchlałaś/naćpałaś i jak często to robisz?

Zapewne abstynentka z Ciebie. Z jakim skutkiem?

Iluż na tym forum jest całkowitych abstynentów? Bojących się jakichś mitycznych reakcji alkoholowo-psychotropowych.

Grzecznie , na trzeźwo zdychają że hej...

Być może czuje się generalnie "bardziej niż bardzo źle" zamiast stale "bardzo źle" za sprawą używek.Różnica niewielka ale warta tych codziennych , chwilowych urlopów od obłędu, bez których być może mogłoby mnie już nie być.

To nie alkohol i używki powoduja chorobę. Jest dokładnie na odwrót. To choroba powoduje stosowanie alkoholu i używek.

Skoro od ośmiu lat nie czułem się ani jednego dnia dobrze, to co musiałoby się teraz stać żeby to się zmieniło? Cud , czyli pełnowymiarowa interwencja Boska ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam już dosyć stałego obcowania samemu z sobą. Sam na sam ze swoimi myślami i samopoczuciem. Sam na sam ze swoimi umysłowymi deficytami i mentalnymi ograniczeniami. Z lękiem, napięciem, derealizacyjną, niezmiennie każdego dnia spadającą mgłą i otępieniem. Każda minuta , godzina, dzień, miesiąc i rok niezmiennie takie same.

Mam to samo, ale jakie niby jest rozwiązanie? Naprawić siebie? W jaki sposób, skoro tak wiele aspektów życia mam rozpieprzone?

Przebywać wśród ludzi? Znajomi widzą, że ze mną nie halo. Kończą mi się wymówki.

Obcy ludzie nie mają mi nic do zaoferowania tak samo jak ja im.

Rodzina? Nie mam wsparcia w osobach bliskich.

Leki? Coś zabierają, coś dają.

Terapia? Jak narazie tylko daje do myślenia. A myślenie idzie mi słabo i najczęściej jedynie szkodzi mojej obecnej chińskiej podróbce własnego "ja".

 

Pomyślałem ostatnio przez chwilę czy by tak całkowicie nie rzucić piwa i innych używek...Może to od tego?

Co za rozpaczliwy, nieuzasadniony czyn. Po co? Złudna i wielokrotnie już negatywnie zweryfikowana nadzieja, że całkowita abstynencja skutecznie sprokuruje poprawę stanu zdrowia psychicznego. Żeby to chciało być tak proste. Żeby związek przyczynowo-skutkowy był tak oczywisty i skuteczny...

Przecież niejednokrotnie przekonywałem się już że to mrzonka. Abstynencja nieznośnie rozciąga cierpienie od rana aż do późnych godzin nocnych. Używki wydatnie skracają codzienną porcję udręki tylko do wczesnych godzin wieczornych, kiedy to niejako w nagrodę dzięki używkom daję sobie urlop od samego siebie.

Gdy objawy mi się nasilają, to nic innego się nie sprawdza jak chociażby 2-3 zimne browarki. Bardzo szybko doznaję ulgi. Tak jakbym brał zimny prysznic po 30 min spędzonych w saunie.

"Alkohol to ucieczka od problemów, najgorsze rozwiązanie". A spier... z takimi wywodami.

 

Wiecie dlaczego normalni ludzie nie chlają i nie ćpają? Bo jest im dobrze sam na sam ze swoim zdrowym, trzeźwym i kreatywnym umyslem nie obarczonym psychicznymi deformacjami postrzegania rzeczywistości...Mogą z radością chłonąc informacje, rozwijać się, czytać, oglądać filmy, poszerzać horyzonty czyli reasumując z przyjemnością osiągać jakże pożądany renesans umyslowy dający ogromną i nieopisywalną wewnętrzną satysfakcję

Tylko na rauszu i otumaniony używkami jestem w stanie przebywać sam ze sobą.

Mam podobne przemyślenia. Przedstawiłem je na terapii, ale jak zwykle nie do końca zostałem zrozumiany.

Bez emocji można żyć (psychopaci mają się dobrze), bez umysłu z grubsza jestem niezbyt radosną marchewką.

Nie mając swobody i elastyczności własnego umysłu życie jest dla mnie jakąś marną imitacją.

 

 

Niestety, a może na szczęście, obarczony żoną i dzieckiem nie mogę sobie pozwolić na wcześniejsze niż wieczorne ucieczki.

Mam wrażenie, że wieczorny rytuał umożliwiający mi złapanie oddechu to taki maleńki substytut samobójstwa, dzięki któremu akt samobójstwa właściwego mogę odwlekać w czasie z wielką skutecznością....

Też ostatnio padł temat samobójstwa i wspomniałem między innymi o tym, że staram się mieć kilka "coś", które mnie na tym świecie skutecznie trzymają. Ale również dbam o to, aby tych "coś" nie było zbyt wiele.

Zdrowi ludzie nigdy nie zrozumieją samobójców. Bo jak można odebrać sobie "najcenniejszy dar"? Jak można tak samolubnie podjąć decyzję ostateczną?

 

Pozdro Robert.

 

-- 06 sty 2015, 18:12 --

 

PS Po raz kolejny mam silną chęć odstawienia leków.

Może rzeczywiście nie jestem chory? Można by szybko sprawdzić... :lol:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Intel. To choroba iebie człowieka. Normalne, że gdy się za dużo golnie, to samopoczucie następnego dnia siada z powodu kaca. Np. moralniak bez przyczyny i ogólne rozbicie.

Trzymałem abstynencję od wszystkiego przez 3 lata i zdychałem.

Teraz pozwalam sobie na kilka zimnych co wieczór (za dużo szkodzi) i czuję się następnego dnia dobrze.

Od dwóch lat nie tykam zioła, nie mogę i już. Oprócz tego robię wszystko na "P".

To to ścierowo zwane ChAD gnoi, a nie kilka broniów, które czyszczą nerki i majà mnóstwo witamin. Oby nie przesadzać.

Dziś Twoje i Wasze zdrowie pysznym Chojrakiem z żabki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Skoro od ośmiu lat nie czułem się ani jednego dnia dobrze, to co musiałoby się teraz stać żeby to się zmieniło? Cud , czyli pełnowymiarowa interwencja Boska ?

u mnie niebawem minie 5 lat odkąd moje życie wywróciło się do góry nogami i nadal nie doszedłem do siebie. Mam szczęście, że są jednak okresy, że jest lepiej i to daje mi iluzję wyleczenia i nadzieję na powrót do zdrowia. I tak, doszedłem do podobnym wniosków: jeśli człowiek nie wyleczy się do roku czasu to jego szanse drastycznie później spadają. Tak, wydaje mi się, że pozostają jedynie 2 opcje uratowania resztek życia: 1) wstawiennictwo Matki Teresy z Kalkuty a dla cięższych przypadków również JP2 2) jakieś nowe, niesamowite dropsy :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pytanie: Jakie jest zdanie chrześcijan na temat samobójstwa? Co Biblia mówi o samobójstwie?

 

Odpowiedź: Według Biblii zbawienie człowieka nie zależy od tego, czy popełni samobójstwo. Jeśli ktoś świadomie niewierzący w Boga popełni samobójstwo, przyspieszy moment, w którym znajdzie się w Jeziorze Ognia. Choć osoba, która popełnia samobójstwo, znajdzie się w piekle nie dlatego, że popełniła samobójstwo, ale dlatego, że odrzuciła zbawienie przez osobę Chrystusa. Biblia wspomina czterech ludzi, którzy popełnili samobójstwo: Saula (1 Księga Samuela 31:4), Achitofela (2 Księga Samuela 17:23), Zimriego (1 Księga Królewska 16:18) i Judasza (Ewangelia wg św. Mateusza 27:5). Każdy z nich był złym, niegodziwym i grzesznym człowiekiem. W Biblii samobójstwo jest równoznaczne z morderstwem, jednak jest to morderstwo dokonane na sobie samym. Jedynie Bóg ma prawo decydować, kiedy i jak człowiek umrze. Ważenie się na swoje własne życie jest, według Biblii, bluźnierstwem przeciwko Bogu.

 

Co Biblia mówi o chrześcijanach, którzy popełnili samobójstwo? Nie wierzę w to, że chrześcijanie, którzy popełnili samobójstwo, pójdą do piekła. Biblia naucza, że od chwili, kiedy człowiek naprawdę uwierzy w Chrystusa, jest bezpieczny na zawsze (Ewangelia wg św. Jana 3:16). Według Biblii chrześcijanie mogą być pewni ponad wszelką wątpliwość, że mają życie wieczne bez względu na wszystko. „O tym napisałem do was, którzy wierzycie w imię Syna Bożego, abyście wiedzieli, że macie życie wieczne”. Nic nie może oddzielić chrześcijanina od miłości Bożej! „I jestem pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani Zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani moce, ani co wysokie, ani co głębokie, ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym” (List św. Pawła do Rzymian 8:38-39). Jeśli „jakiekolwiek stworzenie” nie może oddzielić chrześcijan od Bożej miłości, nawet samobójstwo popełnione przez wierzącego człowieka nie może go odłączyć od miłości Boga. Jezus umarł za wszystkie nasze grzechy... a jeśli prawdziwy chrześcijanin, w chwili walki duchowej czy słabości, popełni samobójstwo, będzie to grzech, za który umarł Jezus.

 

Nie oznacza to, że samobójstwo nie jest wielkim grzechem przeciwko Bogu. Według Biblii samobójstwo jest morderstwem, które zawsze jest czymś złym. Mam prawdziwe wątpliwości co do wiary kogoś, kto twierdzi, że jest chrześcijaninem, a popełnia samobójstwo. Nie ma żadnych okoliczności łagodzących dla chrześcijanina lub człowieka niewierzącego, który porywa się na swoje życie. Chrześcijanie są powołani do tego, by żyć, i przeżywać swoje życie dla Boga. Decyzja o tym, kto i kiedy ma umrzeć, należy do Boga i tylko do Niego. Może właściwym przykładem, by zilustrować chrześcijanom samobójstwo, będzie historia z Księgi Estery. W Persji istniało prawo, że każdy, kto stawi się przed królem bez zaproszenia, może zostać skazany na karę śmierci, chyba że król wyciągnie swoje berło ku niemu, przez co okaże miłosierdzie. Samobójstwo popełnione przez chrześcijanina jest jak przyjście do króla bez zaproszenia, choć obowiązkiem każdego jest oczekiwanie na Boże wezwanie. Bóg wyciągnie do Ciebie swoje berło i uratuje Cię od potępienia, ale to nie oznacza, że będzie mu się to podobało. Choć werset z 1 Listu św. Pawła do Koryntian 3:15 nie dotyczy samobójstwa, najprawdopodobniej dobrze opisuje to, co dzieje się z chrześcijanami, którzy popełniają samobójstwo: „sam wprawdzie ocaleje, lecz tak jakby przez ogień.”

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Miesięcy?

A ty kiedy ostatni raz się uchlałaś/naćpałaś i jak często to robisz?

Zapewne abstynentka z Ciebie. Z jakim skutkiem?

Ćpam codziennie 3 psychotropy. Piję nierzadko, ale nie za dużo, bo na lekach nie da się zdrowo i przyjemnie upić, przynajmniej mnie większe ilości depresyjnie zamulają.

 

Miesięcy?

Po jaką cholerę? Po co ta bezproduktywna męka?

Alkoholu nie tykałem około roku, innych rzeczy ze cztery lata...

 

I jak się czułeś?

 

Iluż na tym forum jest całkowitych abstynentów? Bojących się jakichś mitycznych reakcji alkoholowo-psychotropowych.

Grzecznie , na trzeźwo zdychają że hej...

 

Poznałam sporo ludzi z różnych etapów tego forum, ale nikt jeszcze nie był abstynentem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Skoro od ośmiu lat nie czułem się ani jednego dnia dobrze, to co musiałoby się teraz stać żeby to się zmieniło? Cud , czyli pełnowymiarowa interwencja Boska ?

u mnie niebawem minie 5 lat odkąd moje życie wywróciło się do góry nogami i nadal nie doszedłem do siebie. Mam szczęście, że są jednak okresy, że jest lepiej i to daje mi iluzję wyleczenia i nadzieję na powrót do zdrowia. I tak, doszedłem do podobnym wniosków: jeśli człowiek nie wyleczy się do roku czasu to jego szanse drastycznie później spadają. Tak, wydaje mi się, że pozostają jedynie 2 opcje uratowania resztek życia: 1) wstawiennictwo Matki Teresy z Kalkuty a dla cięższych przypadków również JP2 2) jakieś nowe, niesamowite dropsy :mrgreen:

 

Ja doszłam do wniosku, że szanse drastycznie spadają, kiedy ktoś się dowie, że ma CHAD.

 

Przez osiem lat miałam zdiagnozowane zaburzenia osobowości, byłam trzy razy w psychiatryku, raz 7 miesięcy, dwa urlopy zdrowotne na studiach, niepokój ruchowy taki, że chciałam się zabić, wieczny nieogar, ale wierzyłam, że skoro to zaburzenia osobowości, to spoko, kiedyś się wyleczę, byle przetrwać najgorsze. No i potem się poczułam dobrze, przez jakieś 4 lata było coraz lepiej, nawet okresowo byłam bez żadnych leków.

 

Teraz sama myśl o CHADzie dodała mi kilka miesięcy depresji i nawet jak świta jakaś lepsza myśl, że dół się kiedyś skończy, to zaraz jest następna: skoro teraz mam go tak długo, to w przyszłości się to może powtarzać, widocznie taki ma "styl" mój CHAD.

 

Moim zdaniem korzyści z rozwoju psychiatrii są względne...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zaburzeń osobowości nie rozpatruje się chyba w kontekście remisji i fazy chorobowej. Raczej chyba wtedy twierdzą, że jeśli miałeś równowagę psychiczną przez jakiś czas, a potem pogorszenie, to wydarzyło się coś, co ją zburzyło albo jakieś wydarzenia traumatyczne Cię zmieniły czy zrobiłeś regres do jakichś mniej skutecznych sposobów radzenia sobie z. Albo masz nieskuteczne sposoby cały czas, tylko przez jakiś czas nie było okazji, żeby to się ujawniało.

:blabla:

 

-- 07 sty 2015, 02:52 --

 

Kiedy mi się pogorszyło zdrowie po odstawieniu ketrelu, to wymyślali cuda niewidy, że boję się żyć bez leku i masa w tym ukrytej głębi sięgającej korzeniami dzieciństwa (no dobra, trochę przesadzam, ale niewiele), bo przecież skoro mam zaburzenia osobowości, to nie może mi być tak zwyczajnie gorzej bez neuroleptyku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×