Skocz do zawartości
Nerwica.com

Myśli samobójcze


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Otóż to, w końcu przyznałeś się do tego, że traktując nas(Twoim zdaniem gorszych od Ciebie) w taki sposób, czerpiesz z tego satysfakcję. Swoimi wypowiedziami, skupiasz na sobie uwagę. Może rzeczywiście jej potrzebujesz. Jeśli to Ci pomaga, to ja się z tego cieszę. Denerwuje mnie jedynie to, że staje się to kosztem innych.

 

pomagam. Sobie. Pełnowartościowemu człowiekowi

 

Takiej wysokiej samooceny to tylko pozazdrościć :roll:

Nie będę wdawała się w dalsza dyskusję, bo nie warto, a poza tym zaśmiecamy wątek. Bo nie Ty jesteś jego tematem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no właśnie Gabriel mnie to zastanawia.. czemu w każdym poście, w każdym wątku kogoś atakujesz? czy to jest jakaś twoja forma ekspresji? wyładowania się?

Nie odbierz mnie źle, może twoją terapia dla innych jest takie obrzucenie błotem z myślą że się otrząsną ale mi się to akurat nie bardzo podoba.

Jesteś na forum o nerwicy i depresji i dziwisz się że ludzie rozmawiają o samobójstwie? a przepraszam bardzo od czego jest te forum? jak będę się chciała pójść rozerwać poudawać że wszystko gra to sobie wejdę na czat na wp.pl natomiast na prawdę nie rozumiem twojego podejścia...

 

Pierwszy raz kiedy zobaczyłam twój nick to skojarzyłeś mi się z aniołem.. aniołem Gabrielem taka oaza spokoju.. ale po pewnym czasie doszłam do wniosku że to jakieś nieporozumienie.

 

Nie musisz mnie lubić, nie musisz nawet odpowiadać na ten post ale mam nadzieję że przemyślisz sobie niektóre rzeczy..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

panna_nikt mam nadzieje,ze jesteś i jakoś się trzymasz.takie myśli i wyobrażenia zdarzają się wielu osobom, przetrwasz ten cieżki stan.... i bedziesz jeszcze szcześliwa.jakiś czas temu znajoma mojego brata popełniła samobójstwo, leczyła depresję.ja wtedy też byłam chora.ona pewnego dnia zrobiła jedną głupią rzecz i poddała się impulsowi, dzisiaj jej już nie ma.ja jestem i jestem coraz bardziej szczęśliwa, chociaż to długa droga,ale warto nią przejść.

czasami przechodzę na cmentarzu koło grobu tej dziewczyny i myślę-Boże dziekuję Ci, myśle często jakby teraz wyglądało jej życie............a miała tyle życia przed sobą:(

trzymam kciuki za wszystkich zawieszonych w próżni.uda się,musi. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ludzie potrzebują "śmierci" by obudzić się na nowo ,wskrzesić do życia.

Niektórzy są zdesperowani i nie wiedzą co robić więc czynią akty samobójcze.

Midaa, bardzo ładny post.

Niektórzy potrzebują mocnego kopa a inni łagodnego docierania do prawdy..

Najważniejsze to wyjść z tego, z labiryntu myśli...

Czasem użalanie się jest aktem desperacji czasem zwykłymi wymówkami i bezpiecznym stanem beznadziejności. Poruszam swój własny przykład,żeby nie było że kogoś atakuje..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ludzie potrzebują "śmierci" by obudzić się na nowo ,wskrzesić do życia.

Niektórzy są zdesperowani i nie wiedzą co robić więc czynią akty samobójcze.

Niektórzy potrzebują mocnego kopa a inni łagodnego docierania do prawdy..

Najważniejsze to wyjść z tego, z labiryntu myśli...

Czasem użalanie się jest aktem desperacji czasem zwykłymi wymówkami i bezpiecznym stanem beznadziejności.

 

Nic dodać, nic ując.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ludzie potrzebują "śmierci" by obudzić się na nowo ,wskrzesić do życia.

Niektórzy są zdesperowani i nie wiedzą co robić więc czynią akty samobójcze.

Midaa, bardzo ładny post.

Niektórzy potrzebują mocnego kopa a inni łagodnego docierania do prawdy..

Najważniejsze to wyjść z tego, z labiryntu myśli...

Czasem użalanie się jest aktem desperacji czasem zwykłymi wymówkami i bezpiecznym stanem beznadziejności. Poruszam swój własny przykład,żeby nie było że kogoś atakuje..

Ja też sie z tym zgadzam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć. Jestem tu nowa. Kiedyś leczyłam się na nerwicę lękową i toretycznie wszystko już było ok. Mimo zawirowań w życiu wydawało mi się,że ułozyłam sobie życie. Poznałam człowieka który mnie pokochał. Byliśmy ze sobą dwa lata. Nie zawsze było łatwo. Raz zrodził się kryzys. Dość duży ponieważ rozstaliśmy się. Właściwie to on odszedł. Powody były różne. Byłam załamana ale nie poddałam się. Walczyłam o niego, ponieważ wiedziałam,że jest drugą połową mojej duszy. Wplątał się w tym czasie w relacje z inną kobietą. Zdradził mnie fizycznie. Bardzo to przeżyłam. Starałam się nie mysleć o tym. Zapomnieć. Po chyba pół roku znów bylismy razem. Wybaczyłam mu wszystko (wiem, głupia..ale miłość wszystko wybaczy..) Byłam bardzo szczęśliwa.. On tak bardzo się starał..Był dla mnie taki dobry.. Właściwie stworzylismy rodzinę. Ja mam syna,on miał dziecko. Była sielanka. Wszystko było takie dograne. Mimo przeciwności życia układało nam się bardzo dobrze. Z czasem pojawiły się małe problemy. Dostrzegłam, że on niechętnie mówi o zamieszkaniu razem, o związaniu się formalnie. Nawet raz jego tata nawiązał ze mną dyskusję w tym temacie. Pytał dlaczego tak jest, dlaczego nie idziemy do przodu. Nie potrafiłam mu tego wyjaśnić. Miałam nikły wpływ na nasze palny. To ON decydował. Pokłócilismy się o to i od tamtej pory zaczęło się wszystko chrzanić. Powoli ale systematycznie. Zaczął znikać na dłuższy czas. Tłumaczył to nawałem obowiązków w pracy. Zaczelismy się oddalać. Przez prawie miesiąc nie pojawił się u mnie. Byłam totalnie rozwalona. Dałam mu ultimatum. Czas na przemyślenie i porozmawianie ze mną. Nie pojawił się jednak nadal. Napisałam mu że to koniec, że nie dał mi wyboru, że tak żyć nie mozna. Zadzwonił tylko by zapytać czy zrywam z nim. Powiedziałam,że odchodzę. To wszystko.. Nie zrobił nic by mnie powstrzymać od tej decyzji. Kompletnie nic. Wierzyłam,że przyjedzie, że przeprosi,że zrozumie, że będzie wszystko ok. Pomyliłam się. Przyjechał tylko po swoje rzeczy i rzeczy dziecka. Nie chciał ze mną rozmawiać. Dialog był bardzo trudny. Potem mijały kolejne dni. Złamałam się. Pisałam do niego. Próbowałam rozmawiać, tłumaczyć. Raz wymogłam na nim spotkanie. Siedzielismy w aucie. W sumie niewiele mówilismy. Ja płakalam. Mówiłam,że kocham go,że nie umiem żyć bez niego, że tyle razem przeszliśmy, że tyle stworzylismy. Przepraszałam go za wszystko, nawet za to czego nie zrobiłam. Nic nie zdziałałam. Potem były tylko smsy. W tym wszystkim był zimny i wyrachowany. Napisał że mnie kocha ale nie pozwoli się tak tarktować,że nie da się już wkręcić w to wszystko. Własciwie krzyczał na mnie. Krzyczał że jestem wariatką. I tak dzień, za dniem. Nie umiem sobie tego wszystkiego racjonalnie wyjasnić. Czuję że poznał kogoś. Nigdy wcześniej tak mnie nie traktował. Dziś po tygodniu poraz enty próbowałam porozmawiać z nim. Pisałam mu o swoich uczuciach.. Własciwie zdeptał mnie. Mówił tyle przeykrych rzeczy. Usłyszalam że powinnam się leczyć,że działam destrukcyjnie, że wykańczam się psychicznie i że jego też próbuję. Porażka pod każdym względem.

Mój świat zawalił się jakiś czas temu, ale każdego dnia to pogłebia się. Nie wyobrażam sobie kolejnych dni. Budzę sie każdego dnia i nie mam żadnej motywacji. Najmniejszej. Siedzę całymi dniami i płaczę. Nie mam siły na nic. Wegetuję. Wszystko legło w gruzach. Miłość, marzenia..i nadzieja.

Zaczynam przerażać samą siebie. Nie widzę wyjścia z tej sytuacji. Jedynym rozwiązaniem jest samobójstwo. Nie ma dnia żebym o tym nie myslala. Czuję że nigdy nie byłam tak blisko. Każde jego słowo popycha mnie ku temu. Patrzę na świat, na ludzi i nie wiem o co w tym wszystkim chodzi. Nie rozumiem tych zasad.

Rozmawiałam z nim o tym.Powiedziałam co czuję. Powiedział, że powinnam się leczyć,że jestem wariatką,że przerażam go. On nie rozumie że zawaliło się wszystko co miałam. Cały mój świat. Zabrał mi całą wiarę w ludzi. Nie mam siły z tym walczyć.

Boję się,że nie poradzę sobie sama z tym wszystkim. Czuję jakby ktoś wyrwał mi duszę i podeptał. Mam ogromną próznię. Nie chcę tych wszystkich uczuć. To wszystko sprowadza się do jednego mianownika.. do końca. Banał...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

takajedna, takie smutne jest to co napisałaś... w sumie takie podobne do mojego ostatniego związku...

 

Nie wiem dlaczego wszystko się zaczęło psuć po wakacjach. Nie wiem, bo nie udało mi się tego ustalić. Próbowałam rozmawiać. Mówiłam o tym, że czuję się opuszczona, że jest mi ogromnie przykro kiedy on przez tydzień, dwa w ogóle nie interesuje się tym co robię, co się ze mną dzieje. Nie chciało mu się ze mną wychodzić nigdzie, do mnie przyjeżdżać. Kiedy ja przyjeżdżałam do niego, wcale ze mną nie rozmawiał. Siedział i palił, nawet nie interesowało go to co mówiłam.

Mówił tylko że jest zmęczony, źle się czuje (przez 3 miesiące?? :shock: ), jednak moje sugestie udania się do lekarza po prostu ignorował. Nie wydaje mi się żeby moja obecność była szczególnie męcząca, przyjeżdżałam raz na parę dni, potem coraz rzadziej...

Nieraz płakałam potem, długo... widząc jak psuje się mój związek, a ja mimo najlepszych chęci nic nie mogę z tym zrobić z powodu totalnego braku chęci współpracy z drugiej strony. Ciągle odrzucana.

 

Już nie mówię o próbach przytulania się, jakiegokolwiek kontaktu. Naprawdę tego potrzebuję, niestety od swojego mężczyzny nie udawało mi się tego uzyskać.

Jakiś miesiąc temu się poddałam. Uznałam że już więcej nic nie wskóram, no bo ile można? Po prostu czekałam, na każdy weekend (może odpocznie i poczuje się lepiej), na długi weekend (może będzie chciał gdzieś wyjechać, coś porobić)... już nie wiem na co.

 

To się już skończyło. Nie mam już siły. Poznałam kogoś ostatnio, ale boję się... Ale to jest tak miło usłyszeć "najlepszym prezentem dla mnie będzie - jeśli przyjdziesz..." po prostu. Ktoś, czyje ramiona są dla mnie otwarte, kto chce mnie tulić, a nie upokarzać i traktować jak zło konieczne (ano, niekonieczne, jak widać...)

 

takajedna, trzymaj się i nie poddawaj, najważniejsze że wyrzuciłaś to z siebie. Tu nikt Cię nie uzna za wariatkę. Pisz o tym co cię boli, nawet jeśli trudno coś doradzić, to zawsze masz świadomość że jesteśmy z Tobą

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja przezylam probe i cieszy mnie, ze sie nie udała! Mam meza, fajne dzieciaki, niczego tak naprawde nie brakuje ale jest cos jeszcze depresja nawracajaca :/ Teraz w fazie ciezkiej depresji nie potrafie docenic tego wszystkiego co mam, ale wiem, ze mam dla kogo walczyc. Najgorsze ze od srodka cos ciagnie do kolejnej proby a Ty nie wiesz jak dlugo jeszcze da sie z tymi myslami walczyc. Walcze kazdego dnia. Maz chowa leki a ja ciagle ich szukam, pozniej kaze mu chowac gdyz trace poczucie bezpieczenstwa. Pozniej znow szukam choc wiem, ze tego nie chce i wiem, ze znow bedzie wiekszy strach i leki. Teraz nosi przy sobie i sprawa wydaje sie juz poza zasiegiem. Z balkonu nie skocze, okaleczalam sie tak dlugo, ze wiem, ze do decydujacego ciecia tez nie bylabym zdolna. Coz wiec pozostaje. Budzic sie rano, sufitowac i czekac az leki zaczna dzialac. Modlic sie o to by dac rade zwalczac mysli? Tak-choc po akzdej kolejnej nieprzespanej nocy jest coraz ciezej :( I to zobojetnienie :/ Czasem nawet ten glowny cel czyli "mam dla kogo walczyc" wydaje az smieszny bo przeciez jak sie nic nie czuje to jak poczuc ze ma sie ten cel :/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ludzie potrzebują "śmierci" by obudzić się na nowo ,wskrzesić do życia.

Niektórzy są zdesperowani i nie wiedzą co robić więc czynią akty samobójcze.

Niektórzy potrzebują mocnego kopa a inni łagodnego docierania do prawdy..

Najważniejsze to wyjść z tego, z labiryntu myśli...

Czasem użalanie się jest aktem desperacji czasem zwykłymi wymówkami i bezpiecznym stanem beznadziejności.

 

Nic dodać, nic ując.

 

tak, z perspektywy śmierci życie wygląda zupełnie inaczej

ja od 9 roku życia dąże do śmierci, przez wiele różnych zachowań

ostatnio czuję się bardzo źle (nawet już nie mam na myśli psychiki tylko stan fizyczny)

czuję się tak źle, że zaczyna chcieć mi się żyć

 

tylko dlaczego tak późno, i dlaczego tylko "zaczyna mi się chcieć" ,a nie ""chce"

 

 

poza tym myśle, że większość samobójców nie chce śmierci jako takiej, tylko zmiany, ulgi

 

trochę poza tematem:

przeczytałam też gdzieś (nie pamiętam gdzie), że każde cierpienie, lęk bierze się z lęku przed śmiercią -ja się z tym zgadzam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Znowu mnie dopadły te myśli. Tak chciałabym już zakończyć to wszystko Nie ma sensu abym dalej tak się męczyła bo i po co Nie dość że nikogo już nie obchodzę to i mi się nie chce już walczyć bo nawet nie mam dla kogo ani po co Odechciało mi się wszystkiego Taka egzystencja jest bez sensu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gosiulka,bardzo mi przykro ale nie umiem Ci pomóc. Sama jestem w tym dziwnym "transie" i nie mogę z tego wybrnąć.. Mam nadzieję, że poradzisz sobie jakoś z własnymi myślami.. :-|

 

CzarnaZebro, dziękuję za słowa pocieszenia.

Przewertowałam forum. Przeczytałam wszystkie pokrewne wątki. Szukam rozwiązania. Daleka jestem od jakiegokolwiek "światełka". Czuję,że jestem na dnie. Nie wiem jak się odbić. Nie czuję motywacji. Nie mam siły.

Nie śpię, nie jem, właściwie mnie nie ma.. Najgorsze są dni kiedy nie pracuję i jestem w domu. Takie jak dziś..

Właściwie ciągle płacze. Robie wszystko by nikt tego nie widział.. Rodzice niczego nie podejrzewają. Nie mają bladego pojecia jak jest mi źle. Jestem mistrzynią w sprawianiu pozorów..

A ja wyje w samotności.

Nie umiem sobie wyjasnić, przetłumaczyć. Znajomi mówią mi że powinnam "olać" temat, że nie powinnam nawet spoglądać w jego stronę, że dałam mu tak wiele - dom, rodzinę, pokochałam nawet jego dziecko, stworzyłam z niczego coś a on to zlekceważył. I ja to wszystko WIEM.. Tylko nie umiem tego przełknąć.

Nie umiem pogodzić się z tym,że zrezygnował z tego wszystkiego, ze mnie, dla kogoś innego. Znalazł pocieszycielkę..

Przecież to takie oczywiste że po 2 latach nie jest w związku tak barwnie, tak wciągająco.. Świeża osoba wnosi coś nowego, ale to też kiedyś się kończy..

Jak wierzyć po tym wszystkim w ludzi, w uczucia..? Jaki sens ma życie..?

Nie pogodzę się z tym wszystkim.

Dalej nachodzą mnie mysli o samobójstwie. Przejeżdżam każdego dnia przez przejazd kolejowy i myslę że może kiedyś ktoś zapomni zamknąć rogatki..

Wiem,że nic nie zmienie. Wiem,że to już koniec,że on jest stracony. Resztki rozsądku mówią mi o tym. Ale kocham go i to wszystko jest potwornie trudne. Nie ma wyjścia z tej sytuacji. Nie umiem też znienawidzieć go..

Dziś pomyślalam że usmiercę go w swojej głowie. Że wmowię sobie,że on nie żyje. Przecież nie mógł mi zrobic tego wszystkiego człowiek który deklarował mi miłość, więc lepiej niech poprostu umrze dla mnie. Będę sobie to wmawiać - może będzie mi łatwiej..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie :smile:

 

Mam problem. Ze sobą.Jestem maniakalną idealistką - rządzi mną przekonanie, że muszę być idealna, że cały mój świat musi być idealny. Nie potrafię zwierzać się, nie potrafię ufać ludziom. Mam pseudo - przyjaciół: ludzi, którym niby na mnie zależy, którym jednak nie potrafię powiedzieć o swoich problemach. Wszystko musi być tip-top. To ja jestem ta od uśmiechania się i pocieszania, od wyciągania z 'dołka'. Nie mam nic przeciwko temu, lubię pomagać ludziom, ale teraz, kiedy to ja nie daję sobie rady ze sobą, ze swoimi słabościami jestem... sama... :-|

 

Nie wiem kim chce być i do czego chcę dążyć. Zaczynam i nie kończę. Męczy mnie to życie, na gwałt szukam czegoś, co mogłoby mnie tu utrzymać...

Szukam sposobu, który pomoże mi zagłuszyć ten przeklęty głos w mojej głowie który krzyczy 'daj sobie spokój, zabij siebie i ból który cie pozera'... póki jestem wśród przyjaciół, znajomych jakoś idzie, czasem sztucznie, czasem nie idzie, ale do przodu, a kiedy siedzę sama...

 

idę ulicą i całą sobą silę się by przez przypadek nie wejść na jezdnię, prosto pod nadjeżdżający tir... idę do Galerii i myślę tylko o tym jak ominąć wejście na parking na dachu... dawno mnie tam nie było, wciąż pamiętam ten piękny widok, jeden krok...

 

szukam sił... szukam jakiegokolwiek wsparcia...

 

pomóżcie, pomóżcie mi może macie jakiś sposób, by znaleźć jakiś powód, aby żyć, coś, co spowoduje, że chwile słabości nie skończą się źle...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nancy miałam dokładnie tak samo jak ty.. wśród przyjaciół szczęśliwa usmiechnięta, ale nie miałam celu w zyciu, nie widziałam przyszłości, nie wiedziałam jak żyć.

Szłam ulica i zastanawiałam się co by było gdybym wskoczyła pod ten samochód, albo co by było gdybym wbiegła pod ten tutaj nadjeżdżający pociąg. Bałam się że w chwilach silnego zdenerwowania czy bardzo silnej depresji byłabym w stanie to zrobić. I wiesz przyszedł taki moment..

Ale potem przyszła chwila otrzeźwienia, że to choroba przemawia, to ona mną rządzi, przez nią nie mam siły, nie jestem szczęśliwa, nie umiem cieszyc się prostymi rzeczami.

Poszłam do psychologa, potem do psychiatry, biore leki które tłumią te dołki, czasami smutnieje ale wiem że z dnia na dzień bedzie lepiej..

Teraz wydaje ci się że nikomu nie jesteś potrzebna.

Powiedz masz rodzeństwo? Pomyśl że twoje odejście niczego by nie rozwiązało. Tak samo jak byłoby ci smutno gdyby ktos z twoich najbliższych odebrałby sobie zycie, tak i oni potrzebują twojego istnienia.

Idz do lekarza.. a będzie lepiej, zobaczysz.

 

Ściskam cie serdecznie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Spadająca_Gwiazda, żeby to było takie proste... Niestety w chwilach hmmm nazwijmy je podbramkowymi, nie obchodzi mnie nic i nikt. Nawet przyjaciele, a co do rodziny... nie mam z nimi dobrego kontaktu, tak na prawdę w domu panuje zasada każdy sobie.

 

Nie widzę sensu w ciągnięciu tego dalej. Nie widzę powodu, dla którego miałabym się męczyć i walczyć o siebie i swoje życie.

 

Do psychologa niestety nie pójdę - nie mam 18 lat, a nie wyobrażam sobie jak mogłabym poinformować o tym co się dzieje kogokolwiek, tak w realu. Poza tym uczę się w LO i nie pracuję = kasy brak. :/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja tez nie pracuje i chodzę na NFZ.

 

Wiesz, myśli samobójcze pojawiają się u osób które bardzo kochają życie tylko się pogubiły. Gdybyś naprawdę chciała umrzeć to nie szukałabyś pomocy tutaj - po prostu byś to zrobiła..

Tak się ciesze że jesteś jednak..

Wiem, że nic nie jest proste i trzeba wiele odwagi by chcieć stanąć twarzą w twarz ze swoimi lękami, zmierzyć się z nimi.

To nie prawda że jesteś sama, jesteś nieszczęśliwa i dlatego tak myślisz a chyba o to chodzi by odzyskać swoje życie prawda?

 

Spróbuj chociaż poszukać jakiegoś psychologa, przejść się ten pierwszy raz, pomyśl sobie raz kozie śmierć. Nie rezygnuj już na początku bez próbowania..

 

Mowisz że nie jesteś pełnoletnia, może jednak powiedz rodzicom że chcesz iść do lekarza i czy moga ci pomóc? ja już nie pamiętam jakie sa procedury u niepełnoletnich osób czy samemu możesz pójść. A dużo ci brakuje bo nie pamiętam czy pisałaś?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też miałem ostatnio myśli samobójcze ale muszę przyznać że nawet po alkoholu nie mam odwagi by to zrobić. Jest to ponad moje siły lecz wiem że kocham życie i tak na prawdę trudno jest odejść i się poddać. Szczęście jest na wyciągnięcie ręki tylko trzeba się postarać i po nie sięgnąć :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nancy miałam dokładnie tak samo jak ty.. wśród przyjaciół szczęśliwa usmiechnięta, ale nie miałam celu w zyciu, nie widziałam przyszłości, nie wiedziałam jak żyć.

 

mam to samo

i coraz czesciej mysli mam wiadomo jakie

zyje sama,choroba moje mysli nie pozwalaja mi przez bariery glownej czyli szuka cpracy pojs cdo pracy nie mam bliskich i wsparcia i chyba wariuje juz sama ze soba

wlasciwie to moaj dusza umarl ajuz jakis czas temu ,cialo moje ... tylko zyje

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przepraszam, że nie odpisze na posty. Mam problem i muszę się z nim podzielić - pilnie.

Powróciło wczoraj. Dwa lata ich nie było. Zaczęłam cieszyć się życiem i polubiłam optymizm. Była 23cia, lał deszcz i był przymrozek. Wracałam z pracy... Nagle pojawiła się ta przemożna chęć śmierci - przestania istnienia. Jechałam autem przeciętną drogą z ograniczeniem do 80. Deptnęłam gaz do 160. Miałam tylko świadomość, że mam opony letnie, deszcz przymarza, jest bardzo ślisko więc może się zabiję... Nie zabiłam się. Podjechałam pod dom i rozpłakałam się. Nie ze strachu a z wielkiej nienawiści, którą poczułam. Ona mnie wypełniała, żal mnie zalał... Nienawidziłam każdego miniatomika, cząsteczki, z której się składam i które mnie otaczają. Bożżżżżż jak ja chciałam przestać istnieć. Poczułam też ogromną nienawiść do chłopaka, że jest - bo byłoby mi łatwiej w tym momencie zakończyć sprawę gdyby go nie było, gdyby nie świadomość, że czeka tam na mnie na 8mym piętrze... Jakoś się pozbierałam i wróciłam do domu. Popłakałam jeszcze pod prysznicem, potem zasypiając usiłowałam ujarzmić jakoś te odczucia... Dziś rano obudziłam się bardzo przygnębiona i choć trochę już to uczucie odgoniłam i każda próbę myślenia o śmierci ucinam w zarodku... ta chęć jest gdzieś we mnie, czai się i czeka na następny, stosowny moment...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czuję się jak na huśtawce - raz jest znośnie, raz beznadziejnie... Potrafię obudzić się z uśmiechem by później wieczorem wracać do domu omijając co ruchliwsze drogi.. Źle jest, widzę to, zdaję sobie z tego sprawę, ale wciąż wierzę, że może bez lekarza jakoś pójdzie? Zanim się zbiorę by się zapisać, jest niby lepiej, później kilka dni prawie normalnego życia i znów od początki...

 

Pstryk - wpieram Cię, poradzisz sobie... :*

 

Spadajaca-gwiazda - nie nie brakuje mi dużo, jak dobrze pójdzie w styczniu będzie... :)

Tak bym chciała odzyskać siebie, znaleźć znowu swoje życie... ehh..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×