Skocz do zawartości
Nerwica.com

takajedna

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez takajedna

  1. Gosiulka,bardzo mi przykro ale nie umiem Ci pomóc. Sama jestem w tym dziwnym "transie" i nie mogę z tego wybrnąć.. Mam nadzieję, że poradzisz sobie jakoś z własnymi myślami.. CzarnaZebro, dziękuję za słowa pocieszenia. Przewertowałam forum. Przeczytałam wszystkie pokrewne wątki. Szukam rozwiązania. Daleka jestem od jakiegokolwiek "światełka". Czuję,że jestem na dnie. Nie wiem jak się odbić. Nie czuję motywacji. Nie mam siły. Nie śpię, nie jem, właściwie mnie nie ma.. Najgorsze są dni kiedy nie pracuję i jestem w domu. Takie jak dziś.. Właściwie ciągle płacze. Robie wszystko by nikt tego nie widział.. Rodzice niczego nie podejrzewają. Nie mają bladego pojecia jak jest mi źle. Jestem mistrzynią w sprawianiu pozorów.. A ja wyje w samotności. Nie umiem sobie wyjasnić, przetłumaczyć. Znajomi mówią mi że powinnam "olać" temat, że nie powinnam nawet spoglądać w jego stronę, że dałam mu tak wiele - dom, rodzinę, pokochałam nawet jego dziecko, stworzyłam z niczego coś a on to zlekceważył. I ja to wszystko WIEM.. Tylko nie umiem tego przełknąć. Nie umiem pogodzić się z tym,że zrezygnował z tego wszystkiego, ze mnie, dla kogoś innego. Znalazł pocieszycielkę.. Przecież to takie oczywiste że po 2 latach nie jest w związku tak barwnie, tak wciągająco.. Świeża osoba wnosi coś nowego, ale to też kiedyś się kończy.. Jak wierzyć po tym wszystkim w ludzi, w uczucia..? Jaki sens ma życie..? Nie pogodzę się z tym wszystkim. Dalej nachodzą mnie mysli o samobójstwie. Przejeżdżam każdego dnia przez przejazd kolejowy i myslę że może kiedyś ktoś zapomni zamknąć rogatki.. Wiem,że nic nie zmienie. Wiem,że to już koniec,że on jest stracony. Resztki rozsądku mówią mi o tym. Ale kocham go i to wszystko jest potwornie trudne. Nie ma wyjścia z tej sytuacji. Nie umiem też znienawidzieć go.. Dziś pomyślalam że usmiercę go w swojej głowie. Że wmowię sobie,że on nie żyje. Przecież nie mógł mi zrobic tego wszystkiego człowiek który deklarował mi miłość, więc lepiej niech poprostu umrze dla mnie. Będę sobie to wmawiać - może będzie mi łatwiej..
  2. Cześć. Jestem tu nowa. Kiedyś leczyłam się na nerwicę lękową i toretycznie wszystko już było ok. Mimo zawirowań w życiu wydawało mi się,że ułozyłam sobie życie. Poznałam człowieka który mnie pokochał. Byliśmy ze sobą dwa lata. Nie zawsze było łatwo. Raz zrodził się kryzys. Dość duży ponieważ rozstaliśmy się. Właściwie to on odszedł. Powody były różne. Byłam załamana ale nie poddałam się. Walczyłam o niego, ponieważ wiedziałam,że jest drugą połową mojej duszy. Wplątał się w tym czasie w relacje z inną kobietą. Zdradził mnie fizycznie. Bardzo to przeżyłam. Starałam się nie mysleć o tym. Zapomnieć. Po chyba pół roku znów bylismy razem. Wybaczyłam mu wszystko (wiem, głupia..ale miłość wszystko wybaczy..) Byłam bardzo szczęśliwa.. On tak bardzo się starał..Był dla mnie taki dobry.. Właściwie stworzylismy rodzinę. Ja mam syna,on miał dziecko. Była sielanka. Wszystko było takie dograne. Mimo przeciwności życia układało nam się bardzo dobrze. Z czasem pojawiły się małe problemy. Dostrzegłam, że on niechętnie mówi o zamieszkaniu razem, o związaniu się formalnie. Nawet raz jego tata nawiązał ze mną dyskusję w tym temacie. Pytał dlaczego tak jest, dlaczego nie idziemy do przodu. Nie potrafiłam mu tego wyjaśnić. Miałam nikły wpływ na nasze palny. To ON decydował. Pokłócilismy się o to i od tamtej pory zaczęło się wszystko chrzanić. Powoli ale systematycznie. Zaczął znikać na dłuższy czas. Tłumaczył to nawałem obowiązków w pracy. Zaczelismy się oddalać. Przez prawie miesiąc nie pojawił się u mnie. Byłam totalnie rozwalona. Dałam mu ultimatum. Czas na przemyślenie i porozmawianie ze mną. Nie pojawił się jednak nadal. Napisałam mu że to koniec, że nie dał mi wyboru, że tak żyć nie mozna. Zadzwonił tylko by zapytać czy zrywam z nim. Powiedziałam,że odchodzę. To wszystko.. Nie zrobił nic by mnie powstrzymać od tej decyzji. Kompletnie nic. Wierzyłam,że przyjedzie, że przeprosi,że zrozumie, że będzie wszystko ok. Pomyliłam się. Przyjechał tylko po swoje rzeczy i rzeczy dziecka. Nie chciał ze mną rozmawiać. Dialog był bardzo trudny. Potem mijały kolejne dni. Złamałam się. Pisałam do niego. Próbowałam rozmawiać, tłumaczyć. Raz wymogłam na nim spotkanie. Siedzielismy w aucie. W sumie niewiele mówilismy. Ja płakalam. Mówiłam,że kocham go,że nie umiem żyć bez niego, że tyle razem przeszliśmy, że tyle stworzylismy. Przepraszałam go za wszystko, nawet za to czego nie zrobiłam. Nic nie zdziałałam. Potem były tylko smsy. W tym wszystkim był zimny i wyrachowany. Napisał że mnie kocha ale nie pozwoli się tak tarktować,że nie da się już wkręcić w to wszystko. Własciwie krzyczał na mnie. Krzyczał że jestem wariatką. I tak dzień, za dniem. Nie umiem sobie tego wszystkiego racjonalnie wyjasnić. Czuję że poznał kogoś. Nigdy wcześniej tak mnie nie traktował. Dziś po tygodniu poraz enty próbowałam porozmawiać z nim. Pisałam mu o swoich uczuciach.. Własciwie zdeptał mnie. Mówił tyle przeykrych rzeczy. Usłyszalam że powinnam się leczyć,że działam destrukcyjnie, że wykańczam się psychicznie i że jego też próbuję. Porażka pod każdym względem. Mój świat zawalił się jakiś czas temu, ale każdego dnia to pogłebia się. Nie wyobrażam sobie kolejnych dni. Budzę sie każdego dnia i nie mam żadnej motywacji. Najmniejszej. Siedzę całymi dniami i płaczę. Nie mam siły na nic. Wegetuję. Wszystko legło w gruzach. Miłość, marzenia..i nadzieja. Zaczynam przerażać samą siebie. Nie widzę wyjścia z tej sytuacji. Jedynym rozwiązaniem jest samobójstwo. Nie ma dnia żebym o tym nie myslala. Czuję że nigdy nie byłam tak blisko. Każde jego słowo popycha mnie ku temu. Patrzę na świat, na ludzi i nie wiem o co w tym wszystkim chodzi. Nie rozumiem tych zasad. Rozmawiałam z nim o tym.Powiedziałam co czuję. Powiedział, że powinnam się leczyć,że jestem wariatką,że przerażam go. On nie rozumie że zawaliło się wszystko co miałam. Cały mój świat. Zabrał mi całą wiarę w ludzi. Nie mam siły z tym walczyć. Boję się,że nie poradzę sobie sama z tym wszystkim. Czuję jakby ktoś wyrwał mi duszę i podeptał. Mam ogromną próznię. Nie chcę tych wszystkich uczuć. To wszystko sprowadza się do jednego mianownika.. do końca. Banał...
×