Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica lękowa - Co zrobić? Moja historia część 1, zamknięta


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

twoje dolegliwosci dla mnie sa niczym nowym , mam nerwice i depresje i do tego nerwice serca tak wiec jak women napisala witaj w klubie .

Na pewno ci to nie pomoze ale powiem jedno MUSISZ NAUCZYC SIE Z TYM, ZYC bo jak wiadomo nerwica zostaje mozna ja zlagodzic lekami mozna prawie wyleczyc ale jest! idz do lekarza psychologa i neurologa moze potrzebne ci beda leki ale pamietaj jezeli sama tego nie opanujesz to bedzie ci zle a leki to tylko dodatek psychika gra najwazniejsza role!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wydaje się to być objawami nerwicy lękowej - ale to może stwierdzić tylko specjalista. Nie wstydź sie i nie wymyślaj sobie setek powodów, by sie do lekarza nie udać - potraktuj to jak możliwość zwykłej choroby, zastanów się, czy wstydziłabyś się pójść do lekarza, gdybyś była chora np. na raka.

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

od lat jestes poddenerwowana i nic z tym nie robisz?z bolem zeba tez bys siedziala i nic nie robila?

 

basen, aerobik, bieganie, zmiana miejsca zamieszkania, zmiana stresujacej pracy, zmiana skzoly, nawiazanie nwoych zanjomosci, zaopiekowanie sie psem kotem, znalezienie hobby, zmiana diety, eliminowanie kawy i alkoholu z diety, sa tysiace sposobow by rozladowywac na biezaco stres

 

wez sie za siebie w koncu bo dostaniesz zawalu albo wylewu !!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na początek przepraszam, że tak dużo, ale muszę to z siebie wyrzucić.

Z tego co pamiętam, jak byłem mały byłem niezwykle śmiałym dzieckiem. Wszystko się niestety zawaliło w okresie podstawówki. Stałem się wręcz chorobliwie nieśmiały.Zawsze miałem problemy z dogadaniem się z kolegami. Byłem raczej ciamajdą, nie lubiłem i nie umiałem grać w piłkę, czułem się przez to gorszy. Dla mnie każdy w-f był katorgą. Pamiętam, że nawet dzień przed miałem lęki. Koledzy często się ze mnie wyśmiewali i dokuczali mi. Wiem, ze swoją bierną postawą w jakiś sposób ich prowokowałem. Przerwy w szkole spędzałem raczej z dziewczynami, chłopaków po prostu się bałem. Czułem się gorszy od nich. Miałem dwóch bliskich kolegów z którymi spotykałem się też po szkole. W wieku 12 lat pokłóciłem się z nimi. Kłótnie zostały specjalnie przeze mnie sprowokowane (np. umówiłem się z kolegą), ze on przyjdzie do mnie po materiały na technikę, a ja mu nie otworzyłem specjalnie drzwi. Oni chcieli się później pogodzić, ale ja nie chciałem (drugiemu koledze jak przyszedł do mnie po prostu zatrzasnąłem drzwi przed nosem). Terapeuta powiedział mi, że jestem kamikadze, ponieważ wycofałem się, jednocześnie paląc za sobą mosty. Później już byłem tylko sam. Każde wakacje spędzałem w oknie, zazdroszcząc rówieśnikom, ze się spotykają z innymi, bawią. Czasami zdobyłem się jedynie na samotną wycieczkę rowerową. Miałem kolegów i koleżanki, ale tylko w szkole. Zawsze marzyłem o przyjaźni, ale nie potrafiłem jej nawiązać, nawet jak ktoś próbował ze mną nawiązać kontakt ja go specjalnie zniechęcałem. I tak przez podstawówkę, liceum, studia. Zacząłem dziwaczeć, bać się wszystkich ludzi. Nie byłem na żadnej imprezie, tylko ciągle sam i sam. Najgorzej było na studiach, wtedy bałem się wychodzić nawet do sklepu, przechodzić koło grupki młodych ludzi, bałem się odezwać do kogokolwiek, jeść w czyjejś obecności itp. Na studiach miałem tylko jedną osobę z którą rozmawiałem. Po studiach na tyle się zmobilizowałem, żeby znaleźć sobie pracę. Niestety zwolniono mnie z niej uwagi na totalne zamknięcie się na innych ludzi. Znalazłem drugą pracę, jakoś się przełamałem i było dużo lepiej, poznałem kilku wartościowych ludzi, wszyscy mnie lubili. Teraz zmieniłem pracę, niestety nie mogą się tam odnaleźć z nikim się zaprzyjaźnić. I dopiero teraz zdecydowałem się coś z tym zrobić, rozpocząłem psychoterapię i biorę leki.

Teraz o moich stosunkach z rodzicami i rodzeństwem. Z tatą nie dogaduję się. Zawsze byliśmy sobie obcy. Tata nadużywał alkoholu, zachowywał się wulgarnie, w ogóle nawet na trzeźwo był odpychający (maniery mają lepsze świnie w chlewie), poza tym jak ja jest nieśmiały i zamknięty w sobie. Może dlatego nie potrafię z nim rozmawiać, nie chcę być taki jak on. Jednak myślę, że bardziej negatywny wpływ na mnie miała jednak moja mama. To bardzo silna osobowość, nie znosząca sprzeciwu. Jak były awantury z pijanym ojcem, to zawsze on był pokaleczony (dwa razy mama go pchnęła przez drzwi, ze rozbił szybę). Jak zaczął wszczynać awantury, to mama go podkręcała jeszcze bardziej, żeby się na nim wyżyć.Zawsze wybuchała mega awantura. Jak byłem w szkole podstawowej i średniej brałem czynny udział w awanturach wyzywałem i szarpałem tatę. Mama na to pozwalała. Później się uspokoiłem i zupełnie nie brałem udziału w awanturach. Po paru dniach mama zaczynała się odzywać do ojca, potem tydzień dwa spokoju i spowrotem jazda.

Wiem, że mama mnie kocha bardzo, ale zrobiła mi wiele krzywdy. Materialnie miałem wszystko. Zawsze wszystko robiłem nie tak. Żle się uczyłem, czesałem, ubierałem. Ciągle mówiła, ze mam dużo pryszczy, że dziwnie się poruszam (naśladowała mnie), do niczego się nie nadaje, lepiej nie mieć takich dzieci itd. Mówiła, ze mam wychodzić na dwór, dlaczego nie jestem jak inne dzieci, a ja po prostu bałem się wychodzić. Zawsze jej słuchałem i robiłem to co chciała nawet jeżeli było to dla mnie straszne. Ja siebie znienawiedziłem. Nawet dzisiaj moje poczucie wartości jest strasznie niskie. Jednak największym upokorzeniem ze strony mamy było pewne zdarzenie. Ona uczyła mnie w klasach I-III szkoły podstawowej. Na lekcji nie umiałem przesylabizować zdania (Polska Złota Jesień). Wzięła mnie i rzuciła przy wszystkich o podłogę, że przeleciałem przez całą klasę i zatrzymałem się pod tablicą, potem wywaliła za drzwi. Chciałem zapaść się pod ziemię, uciec.

Jestem mimo tego wszystkiego silnie związany z mamą, bardzo ją kocham, tatę na swój sposób też (zacząłem go w pewnych kwestiach rozumieć). Mam lęki, że moi rodzice umrą i zostanę sam.

Mam jeszcze młodsze rodzeństwo, bliźniaków. Jak to bliźniacy są związani ze sobą silnymi więzami. Mam mały z nimi kontakt, odsunęli mnie od mnie. Oni są zupełnie inni otwarci, odważni. Prowadzą normalne życie. Zawsze im zazdrościłem, że jeżdżą na dyskoteki, mają przyjaciół. Czasami na nich kablowałem rodzicom, nie chciałem żeby ich życie było kolorowe.

Ciągle czuję się bardzo samotny, mam też świadomość, że skrzywdziłem trochę ludzi. Ale staram się wyjść z tego, zmarnowałem swoje najlepsze lata życia.

A co Wy drodzy forumowicze o tym wszystkim myślicie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zawsze miałem problemy z dogadaniem się z kolegami. Byłem raczej ciamajdą, nie lubiłem i nie umiałem grać w piłkę, czułem się przez to gorszy. Dla mnie każdy w-f był katorgą. Pamiętam, że nawet dzień przed miałem lęki. Koledzy często się ze mnie wyśmiewali i dokuczali mi
Każde wakacje spędzałem w oknie, zazdroszcząc rówieśnikom, ze się spotykają z innymi, bawią. Czasami zdobyłem się jedynie na samotną wycieczkę rowerową
Nie byłem na żadnej imprezie, tylko ciągle sam i sam. Najgorzej było na studiach, wtedy bałem się wychodzić nawet do sklepu, przechodzić koło grupki młodych ludzi, bałem się odezwać do kogokolwiek, jeść w czyjejś obecności itp

Kurcze normalnie jak bym czytał siebie...też wiem,że mase życia straciłem przez to jaki byłem/jestem.....i też do niedawna nienawidziłem siebie....

Teraz chce żyć jak inni i dąże do tego ale nie wiem czy mi się uda....ale mam nadzieje,że tak.

No i z ojcem też się nie moge dogadać,chociaż jest trzeżwy.Matka uważa,że jestem do niczego

i też miałem te głupie pytania czemu nie bawie się jak inne dzieci...ale teraz sobie myśle,że to jaki jestem jest winą moich rodziców...przecież mogli jak bylemmaly zareagować kiedy panie z przedszkola mówily,że z nikim nie rozmawiam,bawie się sam,boje się innych dzieci...

Nie wiem czy dobrze robie oskarżając ich

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej,

 

Mam na imie Ewa. Mam 31 lat i z nerwicą walcze już 10 lat. Od tylu lat dokladnie bardzo zle się czuje fizycznie, czasami jest dobrze, ale takich dni jest niewiele. Mam bardzo silne zawroty glowy, słabość miesni, problemy z mowa, oczami. Mam wrazenie ze moja skora jest bardzo wrazliwa. Obecnie wydaje mi się ze mam porazone gardlo i struny glosowe. Mam parestazje. Robiłam 2 razy rezonans i oprocz jakiejs cysty 9 mm nic nie znaleźli. Powiedziano mi ze ta cysta nie wpływa na moje dolegliwości i mam nerwice.

 

 

 

Mam już dosc, ale mam malego synka, który ma 2 latka (4 poprzednie ciaze poroilam.Juz sobie wmawiałam rozne choroby i nadal to robie np. Sm, guz mozgu itp.

 

 

 

Pozdrawiam,

 

Ewa

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wlasnie pisalam do Ciebie odpowiedz pol godziny po czy stwierdzilam, ze jest bezsensu i nie na temat... W skrocie-doskonale Cie rozumiem i swietnie, ze zaczales terapie! Stracilam 'kontakt z Innymi' w troche innych okolicznosciach, ale czuje sie dokladnie tak samo, szczegolnie jak caly dzien siedze sama w domu (gdy Mama pracuje), albo w wakacje, tak jak teraz, kiedy mam swiadomosc, ze wszyscy moi rowiesnicy szaleja... Napisalam to wszystko w wielkim, ogromnym skrocie. Ale czuje, ze jak nic sie nie zmieni to tez 'przegram swoja mlodosc'.

Pozdrawiam

Trzymaj sie!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też się nad tym zastanwiałem. Moje rodzeństwo było podobnie traktowane, a są zupełnie innymi ludźmi. Może my jesteśmy mniej odporni psychicznie, większymi "wrażliwcami".

Pewnie, że powinni w takich sytuacjach zareagować, próbować pomóc. Tak naprawdę własnie wtedy my ich najbardziej potrzebujemy. Gdy u mnie mama zauważała objawy lęku, właśnie wtedy najbardziej się nade mną znęcała. Zupełnie odwrotnie niż powinno być.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Trzymam kciuki :smile: Też należę do tej grupy :shock: i wiem z czym walczysz. Masz rację, my jesteśmy troszkę inni, bardziej delikatni :oops: . I dlatego dopadają nas nerwice. Nie wiem już czy powinniśmy na siłę się zmieniać, czy raczej polubić siebie. Zmieniając nastawienie do nas samych otwieramy się na świat.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też mam synka, a do tego silną nerwicę z tikami nerwowymi (miałam już ją jak zakładałam rodzinę). Każdy dzień jest dla mnie walką. Staram się nie poddawać choć jest ciężko. Mogę się pochwalić tylko jednym. Nabrałam dystansu do siebie i do nerwicy. Nie wczówam się już w każdą sytuację, a przez to nie popadam w takie doły jak miałam kiedyś. Masz dziecko, ono Cię potrzebuje. Jak sama zauważyłaś WYMYŚLASZ sobie choroby, czyli wiesz w czym tkwi problem.Nie rób tego, tylko szukaj u siebie pozytywnych cech(napewno masz ich dużo).Pozatym optymizm, to jest to czego nam najbardziej brakuje, szczególnie przy dzieciach. Próbuj go w sobie obudzić.

Życzę powodzenia i wytrwałości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czytając Wasze posty dochodzę do wniosku, że moja nerwica nie jest jeszcze w zaawansowanym etapie. Kochani, ja już sama nie wiem czy jest to do wyleczenia. Kiedy zażywam lekarstwa wszystko jest w porządku (w sytuacjach dla mnie stresowych zdarza sie drżenie nóg, dłoni to rutyna ale nie są one już tak nasilone po przyjęciu lekarstwa, ziółka nie pomagają) natomiast kiedy je odstawiam wszystko wraca. Efekt placebo jest niemożliwy, pracuję a przynajmniej staram się pracować nad sobą, eliminować nadmierny perfekcjonizm i nieśmiałość czy też kompleksy, aczkolwiek jak wspomniałam wyżej kiedy nie zażywam medykamentów, a zażywam słabe ponieważ TRANXENE 5mg drżę cała np będąc w kościele, przed prezentacją, referowaniem prac itp. Neurolog z którym konsultuje to zaburzenie poinformowała mnie, że po miesięcznym leczeniu tym lekarstwem muszę je odstawić stopniowo i sama nad sobą pracować, lekarstwa mogą wspomóc ale nie wyleczyć w 100%. zostało mi dwie tabletki, sama nie wiem co robić. Na ogół na uczelni jestem w centrum zainteresowania z racji jak to określają inni studenci kompetencji w konsultacjach z zakresu wiedzy pedagogiczno-psychologicznej, nie mogę przecież i nie chcę drżeć jak to było podczas ostatnich lat i unikać aktywności na ćwiczeniach. Miałam zajęcia na temat nerwicy, depresji, pomagam innym a samej sobie nie potrafię pomóc, to jest wręcz druzgocące. To drżenie, ba...drżenie-trzęsienie(pisząc kolokwialnie) przy ludziach jest strasznie krępujące. Przed przyjmowaniem tego lekarstwa podczas rodzinnego obiadu nie mogłam nawet posługiwać się sztućcami podczas posiłku, widziałam tylko wzrok bez komentarza oczywiście członków rodziny, nie wspomnę już o referowaniu prac-to nie możliwe, że drżę, czym to jest spowodowane?Nie obawiam się ludzi, a mimowolnie drżę? Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej

ja mam dopiero 20 lat a energii mniej niż swoja babcia...

Chciałbym dodać, że u mnie przy osłabieniu występuje

uczucie jak bym miało mi serce zasłabnąć + lekki ucisk w lewej

części klatki piersiowej "promieniujący" do serducha.

Macie coś takiego może ??

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie,

 

Trochę czasu zwlekałem z napisaniem postu,bo nie wiedziałem czy warto, ale tak naprawdę jakoś nie mogę swoich objawów dopasować do żadnych które czytam na forum.

 

U mnie pierwsze symptomy zaczęły się dokładnie miesiąc temu, nagle strasznie zakręciło mi się w głowie, poźniej z dnia na dzień coraz gorzej pogotowie, wysokie ciśnienie itp. seria badań okazało się, że wszystko ze zdrowiem OK, pozniej proba szukania z mojej strony całej masy chorób i pogłębianie się w tym, że mam wszystkie chorobhy psychiczne i wogóle zaraz wyląduje w psychiatryku itp. i ze wszyscy się odemnie odwrócą, lęki które miałem zaczynaały przybierać coraz różną postać tzn. nie dot. już tylko zawrotów głowy, ale głownie tego że ten moj stan juz sie nigdy nie skonczy, ze juz zawsze bedzie tak samo itp., chciałbym jednak zaznaczyc ze przez ten czas praktycznie staralem sie normalnie funkcjonowac, chociaz praca i cala reszta malo mnie obchodzila, i wszystko robilem raczej z przymusu. do tego doszlo takie dziwne uczucie braku konenracji, otumanienia itp.

 

Na początku zeszłego tyg. wylądowałęm u psychologa, wizyta która bardziej polegała na zasadzie zę ja powiedzialem co mnie trapi, natomiast pani psycholog stwierdzila, ze jezeli sam sie do niej zglosilem, to znaczy ze czuje ze cos jest ze mna nie tak, i napewno moj stan to zadna choroba psychiczna a raczej jakies zaburzenie. To stwierdzenie mnie podbudowalo do takiego stopnia,ze przez caly tydzien chodzilem jak pierwiosnek, w piatek wyjechalem nad morze i sytuacja ktora tam sie wydarzyla, znowu spodowala moj nedzny stan. tzn. dzielilem domek z bardzo nieprzyjemnymi ludzmi, ktorzy doprowadzali mnie do szewskiej pasji i wszystko robili mi na przekor , mialem jedyna chec poprostu przywalic im kopa !!, i od tamtej pory mam taki lek ze nawet jak ktos z bliskich mi powie cos nie tak to że moge miec takie samo podejscie !! ABSURD !!, ale od 2 dni nie daje mi spokoju.

 

Chcialbym na koniec zaznaczyc ze nigdy nie mialem problemow ze zdrowiem psychicznym, cale zycie bylem dusza towarzystwa, mialem wokol siebie stado przyjaciol i znajomych, w zyciu ulozylo mi sie praktycznie wszystko co sobie zamarzylem, a swoje problemy moge policzyc na palcach jednej reki .

 

PS. Dzisiaj ide znow do psychologa, zobacze czy dzisiaj tez da rade .. !!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam. dzis mam powazny dylemat kto mi pomoze????

 

Mam 27 lat rocznego synka kochajaca zone w 6 miesiacu ciazy.

Nie wiem czy jestem chory na nerwice wiec opisze moj przypadek. Zaczelo sie jakis miesiac temu kiedy bylem w austrii w pracy, kiedy wrocilem z pracy ipolozylem sie serce nagle zaczelo mi walic jak zwariowane, z niepokoju zadzwonilem po karetke w szpitalu zrobili mi ogolne badania krwi, EKG i podpieli do kroplowki, wyniki ujemne, lekarz stwierdzil zmeczenie i odwodnienie. wrocilem do Polski na tydzien troche bylem zaniepokojony tym ale nawrotow silnych nie mialem tylko male niepokojace bicie serca po chwili ustajace. Pozniej dwa tygodnie w Austrii rowniez nie byly zle poza jednym momentem kiedy to serce przez poltorej godziny bilo jak zwariowane i puls na poziomie 100 uderzen lecz do lekarza tym razem nie poszedlem, powiedzilalem sobie ze to musi ustac no i tak bylo. Wrocilem na weekend do Polski stwierdzilem ze zrobie badania w znajomym mi laboratorium. Poszedlem rano w niedziele na badnia, wyniki mialy byc popoludniu wiec pomyslalem ze wyjezdzajac do Austrii wstapie po wyniki. Niestety nie byl to dobry pomysl Znajoma oznajmila mi ze mam podwyzszone CPK 212 oraz LDH 340 co oznaczac mozechorobe wiencowa czyli zagrozenie zawalem. Stan leku w jakim sie znalazlem byl okropny,myslalem ze umre zanim dojade do domu. Kiedy wrocilem do domu natychmiast pojechalem do mojego lekarza ktory mnie uspokoil ze wyniki nie sa zle ze LDH jest norma do 414 i zawal mi nie grozi oraz jak juz wczesniej mnie poinformowal na wczesniejszej wizycie z odczytu EKG ze moge miec zespol WPW serca ale trzeba zrobic badania echo serca lub holtera. Ale najlepsze jest w tym to ze bylem u kardiologa na EKG ktory nie stwierdzil u mnie zadnej wady. Postanowilem ze nie pojade na noc do Austrii tylko wstane o 5 w poniedzialek. Ranek minal ok ale niestety nie zajechalem daleko.Do granicy mam 40 km, wjechalem do Czech ujechalem okolo 40 km i przed wjazdem na autostrade sie zatrzymalem poniewaz napadl mnie straszny lekze jak mi sie cos stanie to karetka nie zdazy dojechac. wrocilem sie, pojechal za mnie moj brat ja zostalem w domu bo tu czuje sie bezpiecznie.

 

pomozcie :( napiszcie cos

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz u mnie 1 atak nerwicy tak wyglądał,pisałam to juz w innym poscie,natomiast jeśli chodzi o lęk i poczucie bezpieczenstwa tylko w domu ,toj jest to typowy objaw nerwicy.Poki co narazie nie myśl o tym tylko rób badania a wkoncu sie wyjaśni co tak naprawde tobie dolega.Pozdrawiam :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

poza tym nie dopuszczam do siebie mysli ale chyba trace sens zycia, nic mnie nie cieszy naogol bylem wesoly takie centrum zainteresowania a teraz jestem zmeczony nie mam na nic ochoty, praca mnie nie cieszy. Cieszylem sie jak mial mi sie urodzic synek bylem z zona przy porodzie teraz kiedy ma mi sie urodzic drugi dzidzius to nawet czasem o tym zapominam i boje sie powiedziec zonie ze boje sie byc z nia przy porodzie. Ciekawe czy ten stan mojego zdrowia moze miec powody takiego jakby meskiego szoku poporodowego???? Zamykam sie w sobie, wmawiam sobie wiele rzeczy ze np; moge umrzec i zostawie zone z dwojka dzieci, nie odwiedzam znajomych juz tak czesto jak kiedys a zawsze sobie myslalem ze jak zaczne na cos chorowac to dopiero po 50tce. Czy na moj stan mogly wplynac takie wypadki zyciowe jak samobojstwo kolegi 3lata temu, niezgoda miedzy najlepszym kolegom, bojka z wujkiem prawie rok temu z ktorym sie nie pogodzilem do dzis?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Darcyk mysle, ze niekoniecznie musi to byc nerwica. faktycznie, moze jestes przemeczony, zyjesz w stresie, to wszystko moze sie na siebie nalozyc i powodowac takie objawy. tak jak ci powiedzial lekarz, porob wszystkjie badania (napewno nie zaszkodza)... wydaje mi sie, ze potrzebujesz troche odpoczynku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×