Skocz do zawartości
Nerwica.com

Alkoholizm - współuzależnieni


Gość beznadzieja33

Rekomendowane odpowiedzi

Jestem już mężatką, mój ojciec wrócił do domu mojego rodzinnego po kilku latach pracy w innym województwie. Dotąd widzieliśmy go sporadycznie, raz w miesiącu lub gdy miał urlop. Przez te lata będąc daleko od domu popadł w alkoholizm, wszelkie próby tłumaczenia, że za dużo pije nic nie dają bo on wie lepiej od wszystkich. Ciągle robi sobie winko domowe z tego co urośnie koło domu a w dodatku ma problem z nadciśnieniem i ostatnio ze znacznie przekraczającym cukrem. Jest to dla mnie śmieszne jak co dzień bada sobie cukier ale po co jak i tak nie trzyma się tego co powiedział lekarz. Zawsze był człowiekiem bezkompromisowym i nieliczącym się ze zdaniem innych. Nie mieszkam z ojcem ale szkoda mi mojej mamy bo wykańcza ją nerwowo. Dodatkowo wydaje mi się, że się go boi i po kilku jego prośbach daje mu alkohol jakby wiedziała, że jak zostanie z nim sama to się jej oberwie bo traktuje mamę jak służącą. Mama ciężko pracuje i jeszcze zajmuje się całym domem i nie ma chwili wytchnienia i odpoczynku przy ojcu.Teraz gdy jest w domu nie mam ochoty zostawiać syna u nich bo nie chce, żeby oglądał śmierdzącego alkoholem dziadka. Zupełnie nie wiem jak rozwiązać ten problem. Wiem, że musi sobie uświadomić problem ale jak większość alkoholików on nie widzi problemu. Co zrobić?

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No niestety alkoholizm to jest taka choroba, z której trzeba i można wyjść jedynie samemu. To co możesz zrobić to nie pomagać alkoholikowi w piciu, czyli musisz zrobić tak aby on sam na własnej skórze odczuwał konsekwencje swoich zachowań. To jedyny sposób aby do niego dotrzeć.Czasami długi czas minie zanim człowiek osiągnie poziom, w którym stwierdzi, że ma już dosyć, czyli osiągnie swoje dno. Każdy ma inne, więc trzeba się uzbroić w cierpliwość. Pamiętaj, że na pewno nie pomaga picie z nim, żeby wypił mniej, chowanie butelek, tłumaczenie a najgorsze co możesz zrobić to brać na siebie konsekwencje jego picia, wyręczać go z jego obowiązków, które zawalił przez butelkę. To ciężka sytuacja i bardzo Ci współczuję, ale mniej świadomość, że w dużej mierze sukces zależy od niego, a nie od Ciebie.

Aha i jak z nim rozmawiasz to odwołuj się do FAKTÓW. U alkoholików jest taki mechanizm obronny - zaprzeczanie i też wyparcie. Często nie pamiętają negatywnych skutków picia tylko te pozytywne. Dobrze im uświadamiać co się dzieje.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czasem sztuką jest nic nie zrobić. Czytałem filozofa jednego i się zgadzam, że gorsze od pracy jest nic nie robić. Ale tu chodzi o takie skrajne nic nie robienie. Typu siedzieć w krześle przez cały dzień itd. Dlatego to trudne.

 

Może się okazać, że tutaj najtrudniej będzie przeżyć tę rodzinną tragedię, bo może się zdarzyć, że dziadkowi nie da się pomóc. Mam tatę chorego na schizofrenię i jemu też nie da się pomóc. Ta bezsilność jest najgorsza.

 

Ale najpierw spróbuj, myślę że dobre będą rady ekspertów od alkoholu. Tych trochę w Polsce jest, bo to problem społeczny. Może jakiś poradnik dla rodzin alkoholików, a może mityng AA?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

beznadzieja33, niestety, nic nie zrobisz. Mozesz jedynie wskazac mamie, gdzie moze udac sie po pomoc. Mozesz to powiedziec tez tacie, ale czy skorzystaja z Twojej pomocy juz nie wiesz i nie masz na to wplywu. Przede wszystkim sama udaj sie pomoc do specjalisty. Doskonale Cie rozumiem. Jestem corka alkoholika. Po smierci mamy takze bylam w rodzinie zastepczej, alkoholowej i do tego byly maz jest narkomanem i hazardzista :) Nie pozwol na to, aby choroba Twojego ojca zawladnela Twoim zyciem. Nie boj sie mowic wprost, co czujesz i co o tym myslisz. Chron swoje dziecko i siebie przed tym. Masz tu cos, co moze sie przydac:

http://alko.opole.pl/alko0-12.html

 

Jestem alkoholikiem. Potrzebuję Twojej pomocy. Nie rób mi wymówek, nie obwiniaj, nie złorzecz mi. Nie byłabyś zła na mnie gdybym był chory na gruźlicę lub cukrzycę.

Alkoholizm to też choroba. Nie wylewaj mojego alkoholu, to po prostu strata, ponieważ ja zawsze znajdę sposób na zdobycie dalszej porcji alkoholu. Nie pozwól mi wywołać u Ciebie złości. Jeśli zaatakujesz mnie słownie lub fizycznie, będziesz mnie tylko upewniała w złej opinii, jaką mam o sobie. Ja już wystarczająco nienawidzę siebie.

Niech Twoja miłość do mnie i lęk o mnie nie doprowadza Cię do robienia tego, co sam powinienem robić. Jeśli weźmiesz na siebie odpowiedzialność za wszystko, oduczysz mnie podejmowania odpowiedzialności. Będę miał coraz większe poczucie winy, a Ty będziesz się czuła urażona. Nie przyjmuj moich obietnic, obiecam cokolwiek by wyjść z kłopotów. Ale charakter mojej choroby powstrzymuje mnie przed dotrzymywaniem obietnic, nawet tych, o których mówię z początku serio. Nie groź mi, jeśli nie masz zamiaru spełnić groźby. Jeśli raz podjęłaś jakąś decyzję, trzymaj się jej. Nie wierz wszystkiemu, co mówię o Tobie, to może być kłamstwo. Zaprzeczanie oczywistym faktom jest symptomem mojej choroby. Co więcej, najczęściej łatwo tracę szacunek dla tych, których zbyt łatwo można oszukać. Nie pozwól mi mieć nad Tobą przewagi, nie daj się wykorzystywać przeze mnie. Miłość nie może długo istnieć bez wymiaru sprawiedliwości. Nie ponoś za mnie lub nie próbuj oddzielić mnie od konsekwencji mojego picia.

Nie kłam za mnie, nie płać za mnie rachunków. Takie postępowanie zmniejsza lub zapobiega kryzysowi, który mógłby zmobilizować mnie do szukania pomocy. Dopóki będziesz mnie ratowała z każdej opresji, będę mógł zaprzeczać temu że mam problem alkoholowy. Ponad wszystko, ucz się wszystkiego co tylko o alkoholizmie i Twojej roli w stosunku do mnie.

Przychodź na otwarte zebrania AA. Uczęszczaj regularnie na spotkania Al-Anon. Czytaj literaturę i utrzymuj osobisty kontakt z członkami Al-Anon. To są ludzie, którzy mogą dopomóc zobaczyć jasno całą Twoją sytuację.

Kocham Cię

Twój alkoholik

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za wszystkie odpowiedzi. Alkoholizm tak w wielu domach jest problemem trudnym do zaakceptowania jako choroba. Rozumie to ale ciężko znosić wszystkie konsekwencje picia. Wokoło mnie jest kilku alkoholików, którzy swoim chorobliwym piciem zniszczyli mnie wewnętrznie i przyczynili się do tego, że popadłam w nerwicę i depresję. Są różne "poziomy" alkoholizmu ale miałam do czynienia chyba z tym najniższym gdzie człowiek już niżej spaść nie może. Tak trudno się z tym pogodzić i jak wytłumaczyć dziecku pewne sytuacje przed którymi nie jestem wstanie go uchronić. Boję się, że mojego tatę spotka to samo bo obserwuję, że problem się pogłębia. Jeśli chodzi o moją mamę, nie wytłumaczę jej pewnych rzeczy bo sobie nie da. Będzie za niego robiła wszystko bo taka jest. W przypadku gdy próbuję jej uzmysłowić pewne rzeczy denerwuje się i ucina rozmowę. Tak więc jestem bezsilna w każdej sytuacji i to mnie męczy bo mam serdecznie tego dość.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak Ci ciezko, to idz na grupe wsparcia dla rodzin alkoholikow. To nic trudnego mowic jasno co sie mysli i stawiac granice. To nic trudnego chronic swoje dzieco i nie rozumiem jak mozesz mowic, ze nie jestes w stanie. Jestes w stanie, ba, masz taki obowiazek jako matka. Tylko osoby wspoluzaleznione maja z tym problem. "No bo przeciez to tato/mama/maz/zona/brat/siostra..." "Bo go/ja zranie" "Jak ja mam to powiedziec.." "A w zasadzie to mi potrzebne, zeby dziecko tam bylo"

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chyba nie do końca mnie zrozumiałaś ale pewnie dlatego, że nie znasz do końca mojej sytuacji. Wiem, że mam obowiązek chronić dziecko i oczywiście to robię najlepiej jak potrafię. Nie chcę nawet aby był w pobliżu takich osób i oglądał ich sposób bycia. Chyba zbyt wiele sobie wyobraziłaś. Nie wiem co masz na myśli:

"A w zasadzie to mi potrzebne, zeby dziecko tam bylo"

Może źle się wyraziłam ale miałam na myśli, że ciężko traktować alkoholika jak chorego bo przecież jest to choroba. Nie jest to łatwe i wiem, że czasami nic nie pomaga i tak wracają do picia. Choroba ta ma destrukcyjny wpływ na wszystkich członków rodziny. Kiedy udało mi się odseparować od jednego to okazuje się, że inna bliska mi osoba ma problem. Takie życie i każdemu czasem ciężko.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja opinia jest taka, że aby alkoholik chciał coś zmienić w swoim życiu to najpierw musi się przyznać sobie że jest uzależniony, a to może być duży problem. Poza tym nie wiem jaki wpływ na samoocenę ma takie przyznanie się do błędów. A wiem, że czasami lepiej zostawić człowieka takiego jaki jest niż cokolwiek w nim zmieniać czy też mu coś uświadamiać. Może lepiej spróbować pokazać takiemu człowiekowi życie z innej strony.

Co do Twojej matki to sądzę, że jest ona uzależniona od swojego męża i dlatego tak konsekwentnie go broni. Znam to doskonale - cokolwiek by nie zrobił zawsze znajdzie dla niego wytłumaczenie, a to nie wiedział, a to zapomnial, a to ma już swoje lata itd. Ciekawi mnie jedno - czy Twoja matka ma jakieś bliższe znajomości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć. Nie możesz działać, myśleć za inne dorosłe osoby. One nie są ubezwłasnowolnione. Jedyne co możesz spróbować, to przedstawić ojcu konkretnie swoje zdanie nt. jego alkoholizmu uwzględniając przy tym zły wpływ jego wizerunku na Twoje dziecko. A co on potem z tym zrobi, to już będzie jego sprawa/wybór i jego sumienie. To samo tyczy się matki. Można jej jedynie próbować uzmysłowić , że tą hierarchią wartości jaką obecnie ma doprowadzi do tego, że ucierpi cała rodzina( w tym również wnuk). Nie mówiąc już o chorobie jej męża, którą swoim zachowaniem i postawą wręcz pogłębia, a to chyba żaden dowód miłości.

Będąc na Twoim miejscu starałabym się działać konsekwentnie wybierając w określonych sytuacjach mniejsze zło. Ograniczyłabym np. kontakty wnuka z dziadkiem do minimum lub ucięła całkowicie. Potem obserwowałabym reakcję ojca. Jego działanie dałoby mi dowód na to, na czym/kim bardziej mu zależy. Czy dla dobra rodziny jest w stanie przyznać się przed samym sobą, że ma problem z piciem i rozpocząć leczenie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak więc jestem bezsilna w każdej sytuacji i to mnie męczy bo mam serdecznie tego dość.
wcale nie jestes bezsilna, @gochka czy EmInQu podpowiedzieli Ci, co możesz robić. Możesz stawiac granice i je egzekwować, zaakceptować fakt, że nie masz mocy uratować ojca przed nałogiem, a mamy przed współuzaleznieniem... oni sami muszą sie "uratować". Kochasz rodziców i ta sytuacja jest dla Ciebie cięzka, ale sa grupy wsparcia dla rodzin alkoholików, nie musisz sama tego dżwigać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mój ojciec też pije. Na szczęscie nie muszę go oglądać pijanego, bo od dawna mieszkam z dziadkami. Mimo to ta sytuacja cały czas mnie dotyka, cały czas mam w głowie jego siedzącego pijanego na kanapie i popijającego kolejne piwo.. Boże, czemu nas to spotyka? Przeglądam to forum i widzę jak wiele osób cierpi z powodu różnych uzależnień. Straszne.... :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem już dorosłą dziewczyną mam swoje, poukładane życie, choć z mojej rodziny w zasadzie została mi tylko matka. Problem w tym, że przez większą część czasu się do siebie nie odzywamy. Zacznę może od początku...

 

Moja mama pije od zawsze, prawdopodobnie, gdyby nie picie, mnie nie byłoby na świecie. Cudem urodziłam się normalna, bo w ciąży chlała i dużo paliła. Zaraz po porodzie mnie porzuciła, wychował mnie ktoś inny. Przez większą część dzieciństwa lgnęłam do niej bezmyślnie, i mimo że nie byłam do niej szczególnie przywiązana, zawsze cieszyłam się na jej wizyty. Lubiłam ją jako człowieka. Przy niej zawsze było wesoło, choć zazwyczaj myślała tylko o sobie. Odwiedzała mnie różnie, czasem bardzo często, a czasem raz na parę lat. Wtedy dużo kłamała o swoich problemach osobistych, albo że jej zabraniają się ze mną widzieć. Wtedy wierzyłam, teraz jestem już trochę na to za duża i znam sprawę z kilku stron. Wyrządziła mi wiele złego, a ja na początku mimo wszystko próbowałam jej jakoś pomóc. Matka nigdy na mnie nie płaciła nic. Umorzyłam, jednak jej dług alimentacyjny, bo całą pensję, gdy tylko zaczynała pracować, zabierał jej komornik za postępowanie egzekucyjne. Ja tej kasy i tak nie widziałam, ona nie miała za co żyć, więc umówiłyśmy, że jak będzie miała to sama mi po prostu będzie płacić coś tam, na jakieś zajęcia czy coś. Umorzyłam jej 40 000 zł długu, ale spodziewałam się, że zwrotu to raczej nigdy nie zobaczę. Po prostu matka w okresach trzeźwości coś mi tam podrzuca i już. Pracy jednak dłużej żadnej utrzymać nie może i przyszedł w końcu ten moment, gdzie bez wykształcenia, po 40 tce i bez doświadczenia zawodowego, nikt jej do pracy nie chce. W dodatku ma nie w pełni sprawną rękę, ale na czas zaświadczenia o niepełnosprawności także nie załatwiła...

 

Generalnie przez większość swojego życia byłam na nią obrażona za to co robi, aż w miarę się ustatkowała. Poznała faceta, który ją utrzymuje, nie jest im razem za dobrze, on też często pije, ale potrafi ją utrzymać przy sobie i w trzeźwości. Przez parę lat było normalnie. Chodziłyśmy razem na basen, gadałyśmy dużo, spędzałyśmy czas, jak matka z córką. Zrozumiałam wtedy, że to przecież był normalny człowiek, fajny człowiek, dobry, tylko nałóg ją tak zmieniał. Pogodziłam się z tym, że jest alkoholiczką, ale zaraz po tym pogodzeniu się okazało się coś jeszcze. Pal licho, że pije, wkurza mnie strasznie, że po tym jak odzyskałam matkę, ona potrafi zapić np.przez tydzień, po czym ze wstydu, że zapiła nie odzywać się do mnie przez rok. Gardzę nią i nienawidzę jej za to. Dlaczego jej wstyd i tchórzostwo mają być ważniejsze od moich uczuć i od naszej relacji?

 

Próbowałam wszystkiego zapewniać ją, że nie ma problemu, że rozumiem, że ma we mnie wsparcie - wtedy znikała jeszcze częściej czując przyzwolenie, wściekania się i obrażania próbowałam przez większą część życia i rzeczywiście skutkowało, bo potrafiła starać się o mnie i 2 lata, udowadniać, że już ok, po czym jak przebaczałam, znowu znikała. Próbowałam stawiać jej warunki. Chodziła do grupy AA, ale jej nie pomagała. Poszła nawet na oddział zamknięty, ale ją wywalili, bo nie była wówczas nawalona, a gdy poprosiła o terapię na innym oddziale, powiedzieli, że tam tylko kierują po detoksie, a ona detoksu nie potrzebuje, więc nie. Na terapię normalną nie pójdzie, bo prywatnie nas nie stać, a ubezpieczenia nie posiada. Nie mam nawet pomysłu do jakiej pacy, by ją przyjęli, aby mogła się uniezależnić i tą terapię podjąć, no ale na razie wszystko pod górkę. Próbowałam też udawać, że nie mam matki, bo więcej z niej złego niż dobrego, ale rodziny i tak praktycznie nie mam, więc sentyment jakiś tam pozostał. Może nie traktuję jej, jak matki, tylko bardziej na stopie koleżeńskiej, no ale kurde. Ona chce się leczyć, to ją odesłali tam, gdzie nie może. Nie umiem tak po prostu postawić na niej krzyżyka, bo jak nie pije super się dogadujemy. No właśnie tylko, że tam dalej być nie może. Dzwoni np. że będzie u mnie za 5 min, po czym za rok napisze smsa "przepraszam, już nigdy Cię nie zawiodę". Myślałam, że po prostu będę w pełni korzystać z chwil, kiedy jest, no ale tak się nie da. Wszystko to na mnie się odbija. Jak tylko zdecyduję się skorzystać z paru kolejnych dni plotek i zabaw, muszę sama radzić sobie z wściekłością i rozczarowaniem, gdy znowu znika.

 

Powiedzcie mi, więc proszę co robić? Jak do niej podchodzić? Mimo wszystko nie żałuję, że się na nią odbraziłam i lepiej poznałam, ale co dalej? Nie zamierzam się bawić, że raz mam matkę, a raz nie. Chciałabym, by kiedyś uczestniczyła w moim ślubie, poznała swoje wnuki, a z drugiej strony, skoro gdy tylko jej wybaczam, ona sobie odpuszcza to nie wiem już co robić. Mówi się, że alkoholika powinno się zostawić samemu, aby odbił się od dna, ale całymi latami się do niej nie odzywałam i co? Starała się tak, że zawsze wierzyłam, że w końcu się pozbierała. Pokazywała mi umowy o pracę, pokazywała zaświadczenia od psychologów, aż dotarłyśmy do tego miejsca. Ja mam ochotę ją udusić, bo wzięła na siebie telefon mój na raty. Raty, które oczywiście płacę już sama. Ten dług finansowy też mnie irytuje, bo zamiast mi w czymś pomóc robi mi jeszcze większe długi. Mój chłopak, z którym planujemy wspólną przyszłość kompletnie jej nie uznaje, udaje, że nie istnieje, jest dla niej śmieciem, a ja coraz częściej mam ochotę ją udusić. A jednocześnie po prostu za nią tęsknię i kiedy wiem, że może być trzeźwa tylko przez tydzień, to chętnie ją gdzieś wyciągam, by spędzić beztrosko czas z jednym z rodziców. Jednakże coraz częściej zastanawiam się nad zerwaniem kontaktu. Chcę wcześniej jednak mieć pewność, że zrobiłam wszystko. Może ktoś z Was ma pomysł, gdzie znaleźć dla niej pracę, gdzie terapię, gdzie mogliby jej pomóc (od tego faceta, z którym mieszka powinna jak najszybciej się uwolnić).

 

Piszcie proszę co sądzicie.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A Wasze rady? Co Wy byście zrobili na moim miejscu?

Swoją terapię skończyłam, nie jestem współuzależniona, choć wiadomo mam związane jakieś emocje z tym co się dzieje i nie jest związane to z ALKOHOLIZMEM matki, ale z jej znikaniem. To co robi ze swoim życiem mnie ni ziębi, ni grzeje, mam swoje, ale jak wyżej. Odpuścić, zerwać kontakt, czy machnąć ręką, że przez swój wstyd nie odzywa się rok i korzystać z chwil, kiedy jesteśmy razem mimo złości? Pisałam, że jej nałóg odpuściłam, mam gdzieś czy pije, czy nie, zachowanie po tym jak wypije doprowadza mnie do pasji. Mimo, że stworzyłyśmy w miarę ok relację, wbrew całemu złu, jakie kiedyś tam mi wyrządziła.

 

No bo powiedzcie sami. Dzwoni do Was, gada o pierdołach i że za 5 min wpadnie, po czym wyłącza telefon i po roku czy dwóch pisze: przepraszam. I nie ma to związku z cugiem. Popije parę dni, ale tak to jest normalnie obok, robimy zakupy w tych samych sklepach, normalnie funkcjonuje, i pracuje sezonowo, tylko się nie odzywa. Nigdy ze mną nie mieszkała, nie mam z nią więzi jakiś ścisłych i nie odczułam jej skutków picia bezpośrednio, ale wiadomo, skoro żyje chciałabym, aby chociaż gdzieś tam z boku towarzyszyła mi w życiu, poznała wnuki itd. i to niekoniecznie jest objaw współuzależnienia ;). A że mam swoje problemy, nie chcę tracić na nią więcej czasu, by łazić i załatwiać sobie jakieś spotkania, po których mnie nauczą jak postępować z kimś, kto pojawia się raz na parę lat w moim życiu -_-.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×