Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zmarnowane życie. Przestroga dla innych.


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

9 godzin temu, Fujikuro napisał:

Piszę z telefonu szybko i byle jak. Postaram się poprawić. 

Przypuszczałem, że może to być spowodowane twoimi trudnościami. Przyjąłem do wiadomości.

9 godzin temu, Fujikuro napisał:

Co z tego, że ja coś zrozumiem jak nie potrafię w życie wprowadzić 

Mam podobne trudności. Ostatnio zdiagnozowano u mnie zespół Aspergera.

Bardzo dużo analizuje. Informacje jest tak dużo, że nie umiem przetworzyć w zadowalającym tempie.  Wciąż zaczynam od nowa:(:(:(

Radzę się skupić na tym problemie z pomocą psychologa, psychiatry lub kogoś bliskiego.

 

Miłego dnia:)

johnn

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

11 godzin temu, Fujikuro napisał:

Tragiczne wydarzenie. Nie miałem takiej sytuacji w życiu to trudno mi sobie to wyobrazić. 

Współczuję takiego przeżycia. 

Takie przeżycia zawsze się odciskają. 

Rozmawiałem  z ludźmi po misjach wojskowych.

Z nimi się dziwnie rozmawia a ich zachowanie jest specyficzne.

 

 

 

też miałam stwierdzone PTSD. Ale udało mi się to zostawić za sobą. Czasu nie cofnę. Trzeba żyć dalej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja analizuje ciągle. Wałkuję wszystko co tylko się da.  A to to a to tamto.  Wieczna analiza życia które upływa a to co już minęło jakby chwilą było a to tyle lat. 

Masakra

 

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Fujikuro użalasz się nad sobą jak mała dziewczynka. Przerwij ten krąg ciągłego marudzenia nad samym sobą. Będzie trudno, bo psychika przyzwyczaja się do bycia biednym i skrzywdzonym i zaczyna to lubić. Ale trzeba to przerwać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

12 godzin temu, johnn napisał:
W dniu 24.08.2021 o 10:33, Shadowsun napisał:

... musisz zaakceptować swoją przeszłość i pozwolić jej odejść. Uznać, że faktycznie pełna jest niespełnionych marzeń i doświadczeń, które Cię ominęły oraz pochować ją w takiej formie. Tylko to pozwoli Ci otworzyć się na przyszłość [a nawet na teraźniejszość, bo rzeczywiście pogrążanie się w tym, co było sprawia, że nie dostrzegamy tego, co jest - w Twoim przypadku całkiem udanego, jak się wydaje, związku]. Natrafiłam kiedyś na następujący cytat, myślę, że bardzo trafny:

 

Z przeszłością należy się rozstać nie dlatego, że była zła, lecz dlatego, że jest martwa.

A. Mello

Czy oznacza, że zaprzestajemy dochodzenia swoich racji przed Sądem? 

Co roku wspominamy wydarzenia z przeszłości. Wysuwane są żądania za krzywdy z przeszłości.  Mam wrażenie, że twoje słowa są uproszczeniem lub ich nie rozumiem.

 

Przeszłość należy pozostawić w przeszłości - taka jest moja nadrzędna myśl i główne przesłanie. Aby to zrobić, trzeba ją zaakceptować, ale czasami również się z nią rozliczyć i wtedy faktycznie dochodzenie sprawiedliwości przed sądem może mieć sens [choć podkreślę raz jeszcze rolę takiego postępowania jako pomocy w zamknięciu pewnego etapu]. Pogodzenie się z przeszłością nie oznacza także, iż nie możemy przywoływać wspomnień - możemy jak najbardziej, dopiero zatracanie się w nich jest problematyczne.

 

Btw, też jestem analitykiem 🙂

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Całe życie marudzę.  Tego już nie zmienię.  Tak jak mówisz, przyzwyczaiłem się. 

Przerwać coś takiego  jest realne?

Najgorszy ten strach I z samego rana ściśnięta klatka piersiowa z nerwów. 

Użalam się bo mam dość.  Młodość przegapiłem. Żonie dziecka nie dałem.  Tylko czy taki ktoś jak ja może być ojcem.  Ja bym takiego mieć nie chciał. I dobrze się widocznie stało. 

Dzieci się chore rodzą, ja bym ze zdrowym nie wytrzymał.  Wszystko się ładnie wydaje w teorii. 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, Shadowsun napisał:

Przeszłość należy pozostawić w przeszłości - taka jest moja nadrzędna myśl i główne przesłanie. Aby to zrobić, trzeba ją zaakceptować, ale czasami również się z nią rozliczyć i wtedy faktycznie dochodzenie sprawiedliwości przed sądem może mieć sens [choć podkreślę raz jeszcze rolę takiego postępowania jako pomocy w zamknięciu pewnego etapu]. Pogodzenie się z przeszłością nie oznacza także, iż nie możemy przywoływać wspomnień - możemy jak najbardziej, dopiero zatracanie się w nich jest problematyczne.

Trudność stanowi ustalenie stanu faktycznego. 

8 godzin temu, Shadowsun napisał:

Btw, też jestem analitykiem 🙂

Nie wiem czemu ale mam ochotę to napisać : Już Cię lubię:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak się tu zejdą wszyscy analitycy to nie wiadomo w jakim kierunku to pójdzie. 

Dzisiaj analizowałem każdy element swojego problemu. Totalna masakra. Wszystko na nie. Lepiej nic nie robić bo coś nie wyjdzie.  Ot o pokrętna logika

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 25.08.2021 o 09:47, z o.o. napisał:

@Fujikuro użalasz się nad sobą jak mała dziewczynka. Przerwij ten krąg ciągłego marudzenia nad samym sobą. Będzie trudno, bo psychika przyzwyczaja się do bycia biednym i skrzywdzonym i zaczyna to lubić. Ale trzeba to przerwać.

 

A nie jest czasem tak, że szukasz z o.o. kogoś słabszego od siebie, aby zademonstrować sobie samej i innym, jaka jesteś silna? Bo odnoszę takie wrażenie czytając Twoje odpowiedzi do kolegi, a ta ostatnia, cytowana przeze mnie, to już majstersztyk. Szczerze mówiąc, zarejestrowałem się tu i wszedłem, i jestem zdziwiony nieco, czytając teksty jakie ten człowiek w potrzebie zapewne słyszał już milion razy od jakichś "twardzieli" w swoim otoczeniu. Ewentualnie mógłby wejść na jakieś forum dla "prawdziwych mężczyzn", i usłyszeć dokładnie to samo. Legendarne "weź się w garść" - i po to się wchodzi na nerwica.com? 

Na jednej terapii grupowej w której uczestniczyłem, była taka dziewczyna. Upodobała sobie inną, której niedawno zmarł tata i miała traumę, ciągle chciała o tym opowiadać, a tamta upodobała sobie jeździć po niej, za każdym razem jak odnosiła się do bólu po zmarłym tacie. Oczywiście ta "twardzielka" sama miała takie problemy, że hej. Moderatorzy nie reagowali. W pewnym momencie doszedłem do wniosku, że jedna dziewczyna prowadzi swoją terapię kosztem drugiej. Ta druga się w końcu wysypała i terapii nie ukończyła.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Wesker1980 możesz mieć nieco racji, w tym, że pozuję na twardzielkę. Tyle że ja nią naprawdę jestem. Wystarczy popatrzeć na moje życie, na to, co robię. Cóż, nic na to nie poradzę, że jestem "męską" kobietą. Tak już mam.

Poza tym nikomu nie napisałam "weź się w garść". Unikam takich sformułowań.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

17 godzin temu, z o.o. napisał:

@Wesker1980 możesz mieć nieco racji, w tym, że pozuję na twardzielkę. Tyle że ja nią naprawdę jestem. Wystarczy popatrzeć na moje życie, na to, co robię. Cóż, nic na to nie poradzę, że jestem "męską" kobietą. Tak już mam.

Poza tym nikomu nie napisałam "weź się w garść". Unikam takich sformułowań.

 

Ja nie twierdzę, że to źle, że jesteś twarda. I nie neguję tego, z tego co poczytałem na forum, to trenujesz sporty walki, a to coś co u kobiet niezmiernie mi imponuje, bo to tego trzeba znacznie więcej, niż pozy. I owszem zgadzam się też z tym, co pisze @Dalja. Z tym, że trzeba uważać by nie wylać dziecka z kąpielą. Kolega otwierający temat wydał mi się trochę "znajomy", bo sam mam 40 lat i poczucie, że wady charakteru, choroby psychiki (na pewno mam zaniżoną samoocenę i nerwicę lękową bo to mi zdiagnozowano i na to się leczyłem, ale epizody depresyjne też mi się często zdarzają) i kilka złych decyzji "zmarnowały mi życie" - w sensie czasu już nie odzyskam, pewnych rzeczy nie odkręcę, tyle energii co mialem 10 lat temu już miał nie będę, itd.

Powiem Wam tak - radzę sobie z tym jak mogę. Walczę, leczę się (przez covid mi się urwało), mam w sobie dużo złości na siebie i innych, która mnie napędza do działania, po prostu kiedy moja wściekłość i determinacja zaczyna być większa niż lęk, to działam skutecznie. Nikt tej walki za mnie nie odwali. Powiem Wam w czym ja mam problem - czasami potrzebuję po prostu o tym pogadać, o tym co mnie dręczy. Posłuchać szczerych historii innych ludzi, których też coś dręczy. Poznać historie innych ludzi. Uświadomić sobie że nie jestem wyjątkowym nieudacznikiem, bo takich ludzi jest więcej i mają podobnie, i nie boją się o tym mówić i z tym działać. I tu napotykam na mur - rodziny, "przyjaciół". Dowiaduję się, że burzę ludziom dobry nastrój, że jestem zły, że zawistny, że mam przestać marudzić. Nie dostaję w odpowiedzi na moją otwartość nic pozytywnego - w sensie ktoś powie, stary, rozumiem, też s/cenzura/iło mi się to czy tamto - albo po prostu wysłucha mnie w milczeniu jak nie wie co powiedzieć. Nie, w zamian mogę dostać co najwyżej "nie marudź" od kogoś kto sam wiem że ma problemy, ale nie przyzna się do nich przede mną, mimo że niby jesteśmy przyjaciółmi, będzie pozował na twardziela właśnie moim kosztem. I nagle okazuje się, że w kręgu ludzi "idealnych" tylko ja jestem jakąś aberracją. Do diabła. Miałem w życiu kilka dużych kryzysów, i z wszystkich wyszedłem sam. Straciłem pracę, wpadłem w depresję, ale założyłem działalność, przetrwałem na nieprzyjaznym rynku, działam już 6 rok, od nikogo pieniędzy nie pożyczałem, choć chcieli mi pożyczać. Nie wziąłem kasy, dałem radę. Ale im łatwiej dać kasę, niż mnie kurde zwyczajnie ze zrozumieniem wysłuchać. Miałem kryzys małżeński, prawie rozwód - nikt nie chciał słuchać, zwłaszcza najbliższa rodzina, psułem im nastrój, może przerażały ich stany w jakie wpadałem - jak można mówić, że nienawidzi się żony???. Pokonałem to sam, przy wsparciu terapeutki, kryzys minął, rozwodu nie będzie. Dowiedziałem się, że jestem niepłodny, miałem kilkadziesiąt plemników... specjaliści tylko in vitro proponowali... walczyłem, wydawałem kasę na zabiegi itd - udało się, mam dziecko. W tym wszystkim walczyłem sam, a chciałem tylko móc się wygadać, spuścić to cholerstwo z siebie, by mieć siłe do dalszej walki. I co - nic, mur, "nie marudź" "ale ty jesteś zły i wściekły" " plugawisz czego się dotkniesz" itp. Nie brałem pieniędzy, nie piłem, nie ćpałem. Tylko po prostu mówiłem jak jest, może bez owijania, może mało delikatnie - i oczekiwałem w zamian szczerości. Nie dostałem i nadal nie dostaję. Walczę ze sobą cholera codziennie, przełamując własne lęki i ograniczenia, ale oni tego zwyczajnie nie rozumieją, nie chcą rozumieć, boją się? Może gdybym pił albo miał długi, to rodzina i przyjaciele chętniej by się z tym zmierzyli, to jakiś konkret - a tak? Agresywnie się wypowiadający, porównujący się z innymi, wiecznie niezadowolony, widzący życie w czarnych barwach typ... to byle dalej od nas. Albo mu dowalić, by sobie poprawić jego kosztem. Do czego zmierzam - czasem trzeba po prostu znaleźć się gdzieś, gdzie wystarczy się wygadać i w zamian nie usłyszeć "jęczysz jak mała dziewczynka" czy coś. Bo czasem po prostu trzeba pojęczeć, lepiej tak odreagować, niż się w milczeniu schlać albo coś.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Wesker1980 starzenie się jest naturalne, nie zatrzymasz tego. Lepiej się z tym pogodzić i odnaleźć coś, co będzie Cię dalej napędzało do życia. Ja otwieram się na dalekowschodnie podejście do życia, ich filozofię. Oczywiście, rozumiem ją trochę po swojemu. Ale cieszę się z tego, co mam, i zawsze staram się znaleźć coś dobrego we wszystkim. No i staram się starzeć z godnością. Nie poprawiam natury. Za to staram się trenować ciało i umysł, niczego nie zaniedbywać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

byc moze ,,zmarnowałes'' te 40 lat/ choc nie sadze bo masz fajna zone, wlasne mieszkanie i prace/

ale to od CIEBIE tylko zalezy co zrobisz z reszta zycia

 

przeszlosci nie zmienisz i wieczne dreczenie sie tym nic ci nie da

 

ale-rozumiem cie doskonale

 

tez mam sklonnosc do uzalania sie nad soba . tez mam 40 lat.

terapia bardzo mi pomogla. od 5 lat zmieniam swoje zycie, i nareszcie widze jego cel i sens.

 

Tobie tez tego zycze)

 

ps. a ile ma lat zona ze nie może juz zajsc w ciaze? czy ty albo ona ma stwierdzona bezpłodność?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Żona ma 38 lat prawie 39.

Wygląda jak dziewczyna na 30 lat ale wiek jest wiekiem.  

W wieku 50 lat dziecko by miało 10. 

Ma mieć ojca i matkę czy babcie i dziadka. 

A później?  Dziecku na 20 lat zaserwować opiekę nad schorowanymi dziadami?

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@FujikuroCzasy się zmieniły. Dojrzałe rodzicielstwo jest teraz popularne. Znam trochę kobiet, które w okolicach 40 zdecydowały się na dziecko. Sam mówisz, że żona wygląda dużo młodziej, to kolejny plus. Pytałeś czy ona w ogóle chce mieć dziecko? Może gdyby to była jej silna potrzeba, to znalazłaby sposób, by Ciebie przekonać. Może to nie jest dla niej taki problem, że nie macie dzieci jak Tobie się wydaje. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ona chce.  Czasy się zmieniły ale to nic nie zmienia. 

W podartych spodniach chodzą i tatuują się jak w kryminale  bo takie czasy.

Czasy są zawsze inne.

Po co 20 letniemu człowiekowi problem w postaci dwóch starców bądź nawet dom dziecka bo kto wie ile czasu mamy. 

To, że ktoś coś robi to nie oznacza, że tak każdy powinien. 

 

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

31 minut temu, Fujikuro napisał:

Po co 20 letniemu człowiekowi problem w postaci dwóch starców bądź nawet dom dziecka bo kto wie ile czasu mamy. 

To, że ktoś coś robi to nie oznacza, że tak każdy powinien. 

Z takim podejściem to rzeczywiście biedne to przyszłe dziecko, skoro potencjalny ojciec już mu taką przyszłość szykuje i wróży.... 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

6 minut temu, Fujikuro napisał:

Właśnie o tym mówię.  

 

 

 

Ale ja nie mówię, że rodzice mogą się rzeczywiście rozchorować czy coś tylko, że zaburzony rodzic jeszcze przed poczęciem pisze dziecku taką przyszłość. A później mamy pełno zaburzeń bo rodzice kreują dziecku rzeczywistość i wpajają jakieś swoje chore lęki/obawy a dziecko jak to dziecko, przejmuje to od rodziców 🤷‍♀️

Edytowane przez acherontia styx

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dokładnie tak jak mówisz. 

Jakieś 7 lat temu dopiero zrozumiałem, że nie jestem debilem. Mam jakąś wiedzę i coś mogę.  Że jestem jak inni w społeczeństwie i mogę funkcjonować.  Wszystkim na zewnątrz się wydaje,że mi nic nie jest. 

Kto mi miał przedstawiać wzorce skoro rodzice się mniej zajmowali mną niż rolnik świniami czy krowami?

Pracę jaką znalazłem po szkole i w niej jestem do dziś to jedna wielka malina. Zbiorowisko pijaków. Tutaj jak ktoś umiera to sie zapija. 

W domu grałem żeby przetrwać bohatera dda. W pracy to samo. Wszystko Sebastian zrobi i jest dobry bo się stara. Żeby tylko nikt nie był zły. 

Dopiero jak jestem od kilku lat w pewnym klubie zobaczyłem normalnych ludzi. Mają rodziny i pasję.  Coś robią w życiu i je kreują a nie starają się przetrwać tylko.

To oni mi pokazali, że nie jestem tumanem. Dzięki tym ludziom mam prawo jazdy i samochód.  Nawet jestem w stanie przemawiać publicznie mimo błędów i zacięć.  Mogę robić to co było tylko w sferze marzeń.  Teraz to mogę.

Szkoda, że na rodzinę za późno. 

A może jestem ten tuman bo tak długo mi zeszło żeby się przełamać?

Cieszyć się nie potrafię w życiu jak większość dda. Bo przecież nie wypada.  

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, acherontia styx napisał:

Ale ja nie mówię, że rodzice mogą się rzeczywiście rozchorować czy coś tylko, że zaburzony rodzic jeszcze przed poczęciem pisze dziecku taką przyszłość. A później mamy pełno zaburzeń bo rodzice kreują dziecku rzeczywistość i wpajają jakieś swoje chore lęki/obawy a dziecko jak to dziecko, przejmuje to od rodziców 🤷‍♀️

 

To prawda. Rodzic, który nie ma sam ze sobą dobrej relacji i ma mnóstwo wewnętrznych, nierozwiązanych problemów to na dziecko takie problemy później przerzuci, czy dziecko tego chce czy nie. Niestety. Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci.

 

Rodzic, który wciąż sam jest wewnątrz dzieckiem, bo nie umie radzić sobie ze swoimi problemami, to nie rodzic tylko dzieciorób. Jedyne co umie to tylko począć. To jest straszne. Jednak później skrywana nienawiść w sercu dziecka w końcu da o sobie znać... 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się z tym co mówi Marek. 

Jutro trzeba iść trochę się wyluzować. Dobrze, że mam zainteresowanie jakieś to chwilami zapominam. 

Mój ojciec całe życie dusił moje zainteresowania. 

" ... po co ci to, na co? Szkoda pieniędzy " 

I tak całe życie cokolwiek bym nie chciał robić. 

Jak poszedłem do pracy to zawsze coś robiłem. 

A odkąd mieszkam sam, to realizuje to co chciałem po części. Ojciec to widzi I powtarza swoje słowa ale jako ripostę mam zawsze tekst, że coś robię i nie wydaje na wódkę stojąc pod garażem zachlany.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×