Skocz do zawartości
Nerwica.com

Fobia szkolna


Ania

Rekomendowane odpowiedzi

Ale to pewnie nie tylko nerwicowcy tak mają :)

Ciekawe jak będzie ze mną hehe, też robotę dostałem i zaczynam "szkolenie" od środy :P

 

Zależy od atmosfery, u mnie jest bardzo dobrze. Tylko przed jakimiś zebraniami, albo wyjazdami firmowymi, czasem mnie łapie (i widzę że nie tylko mnie, bo kumpel też biega do kibla :P), a tak to jest super. Ale to raczej kwestia fajnych ludzi i fajnego szefa. W porównaniu ze szkołą niebo a ziemia...

 

[ Dodano: Dzisiaj o godz. 9:36 am ]

Codziennie przed wyjściem do szkoły miałam problemy z trawieniem i ciągle musiałam chodzić z nerwów do ubikacji.

 

Znamy, znamy... Taka reakcja obronna. W kiblu czujesz się bezpiecznie.

 

W technikum (teraz jestem w 4 klasie) już nie było tak łatwo bo było o wiele więcej nauki.

 

Jakie to dokładnie technikum? Tzn. jaki kierunek?

 

W tym roku mam maturę a moja sytuacja z ocenami nie wygląda teraz najlepiej.

 

A planujesz zdać na max, czy po prostu zdać?

 

Często się zwalniam, opuszczam ze strachu lekcje choć wiem że do niczego dobrego mnie to nie doprowadzi.

 

Nie doprowadzi... Wiem po sobie. Ledwo zdawałem, mimo że generalnie rozumiałem i uczyłem się w szkole do której zawsze chciałem iść. Właśnie przez zrywki.

 

Jutro mam sprawdzian z przedmiotu którego kompletnie nie rozumiem

 

Jaki to przedmiot?

 

Ciągle prześladują mnie scenariusze co będzie gdy nie zdam, jaki wstyd, co pomyślą inni, co ja wtedy zrobię itp.

 

No właśnie, co pomyślą inni... Też tak miałem. Ale w pewnym momencie coś we mnie pękło i przestałem się tym przejmować. Może to miało związek z tym, że generalnie odciąłem się od tych swoich ambicji, które sprawiały, że miałem same piątki, spadłem na słabe dwóje i... Było dużo lepiej. Psychicznie. Przynajmniej nikt ode mnie już niczego nie oczekiwał, mówili wprawdzie że "zdolny ale leniwy", ale co mieli mówić... Skoro nie wiedzieli, co siedzi w głowie.

 

Słuchaj, jak nie zdasz, to po prostu nie zdasz, nic wielkiego się nie stanie. Dużo ludzi nie zdaje i dają radę, mają najwyżej rok do tyłu i tyle.

 

Powodzenia na sprawdzianie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

scrat Chodzę do 4 klasy technikum hotelarskiego. Szkołę tą wybrałam pod naciskiem bliskich którzy chcieli bym tam poszła bo to taki przyszłościowy kierunek i od razu wszędzie znajdę pracę. Gdybym teraz miała wybierać to poszłabym do liceum bo marzę o studiach. Maturę chciałam zdać w miarę dobrze, bo miałam plany studiować dziennie ale teraz wiem że nic z tego nie wyjdzie.

Jaki to przedmiot?

Sprawdzian przełożony został na jutro więc zamiast mieć to za sobą będę kolejne kilkanaście godzin przeżywać. Przedmiot ten nazywa się organizacja i technika pracy w hotelarstwie.

scrat dziękuję ci za podniesienie na duchu. Zrobiło mi się trochę lepiej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

scrat Chodzę do 4 klasy technikum hotelarskiego. Szkołę tą wybrałam pod naciskiem bliskich którzy chcieli bym tam poszła bo to taki przyszłościowy kierunek i od razu wszędzie znajdę pracę. Gdybym teraz miała wybierać to poszłabym do liceum bo marzę o studiach. Maturę chciałam zdać w miarę dobrze, bo miałam plany studiować dziennie ale teraz wiem że nic z tego nie wyjdzie.

 

Studia dzienne to ogólnie mordęga. Zaoczne są dużo łatwiejsze. Jakakolwiek praca od poniedziałku do piątku i spokojnie jesteś w stanie opłacić studia, a jeszcze masz coś dla siebie.

 

Sprawdzian przełożony został na jutro więc zamiast mieć to za sobą będę kolejne kilkanaście godzin przeżywać. Przedmiot ten nazywa się organizacja i technika pracy w hotelarstwie.

 

Dasz radę coś wymyśleć... Zawsze można spróbować lać wodę.

 

Ale w sumie, przedmiot to przedmiot a nerwy to nerwy, co? Też cię łapie akurat tuż przed rozdaniem kartek i zobaczeniem pytań? Jak siedzisz w sali, wiesz że nie możesz, nie masz możliwości wyjścia i czekasz na rozdanie kartek jak na wyrok, w żołądku rewolucja, w głowie gonitwa myśli, na czole pot, masz ochotę po prostu stamtąd uciec, zaszyć się w bezpiecznym miejscu i nigdy nie wrócić...

 

scrat dziękuję ci za podniesienie na duchu. Zrobiło mi się trochę lepiej.

 

Dasz radę. Jakoś to będzie. Powodzenia...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też mam podobne problemy do Was. Choć jestem dopiero w pierwszej klasie technikum to dzisiaj mi dyrektorka powiedziała, że jeżeli nie zacznę chodzić to wyrzucą mnie ze szkoły. Z resztą i tak już zawaliłam ten semestr. W gimnazjum było okropnie. Byłam dręczona i prześladowana na każdym kroku. I tak przez 3 lata. Myślałam, że się od tego uwolniłam ale nic z tego. tutaj jest tak samo. Boję się chodzić do szkoły. Mam problemy z żołądkiem... Nie potrafię się na niczym skupić. Zero jakiejkolwiek koncentracji. Cała drżę. W nocy budzę się często. Jakoś nigdy nie miałam problemów przed wystąpieniami publicznymi. Od 4 lat jestem gram w teatrze. tam jestem sobą. Kocham to miejsce. Moich przyjaciół. Lecz w szkole jestem sama. Nie wiem co mam dalej robić...Jeszcze chcą mnie wysłać do sanatorium aż koło Poznania. Co wtedy będzie.... Co ze szkołą... Już mam dość wszystkiego. Nie radzę już sobie. To takie trudne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też mam podobne problemy do Was. Choć jestem dopiero w pierwszej klasie technikum to dzisiaj mi dyrektorka powiedziała, że jeżeli nie zacznę chodzić to wyrzucą mnie ze szkoły. Z resztą i tak już zawaliłam ten semestr. W gimnazjum było okropnie. Byłam dręczona i prześladowana na każdym kroku. I tak przez 3 lata. Myślałam, że się od tego uwolniłam ale nic z tego. tutaj jest tak samo. Boję się chodzić do szkoły. Mam problemy z żołądkiem... Nie potrafię się na niczym skupić. Zero jakiejkolwiek koncentracji. Cała drżę. W nocy budzę się często. Jakoś nigdy nie miałam problemów przed wystąpieniami publicznymi. Od 4 lat jestem gram w teatrze. tam jestem sobą. Kocham to miejsce. Moich przyjaciół. Lecz w szkole jestem sama. Nie wiem co mam dalej robić...Jeszcze chcą mnie wysłać do sanatorium aż koło Poznania. Co wtedy będzie.... Co ze szkołą... Już mam dość wszystkiego. Nie radzę już sobie. To takie trudne.

 

 

Skąd ja to znam...też byłam średnio uwielbiana w gimnazjum Raz miałam złamany nos, siniaków nawet nie liczyłam, raz mi chcieli spalić plecak...o obelgach nie wspominając. Celowo sie na lekcje spóźniałam byle nie stać na korytarzu! W liceum było lepiej o tyle, że ludzie mnie nie zauważali. Z powodu nerwicy praktycznie połowę I klasy mnie nie było. Porozmawiaj z rodzicami o problemie, idź do psychiatry i sprawdź czy to nerwica. Jeśli wyjdzie że to faktycznie nerwowe, to będziesz chodziła na psychoterapie, może dostaniesz jakieś leki i będzie lepiej!

A co do szkoły, porozmawiaj z wychowawczynią i z panią pedagog. Powiedz na czym polega problem. Mnie obie bardzo pomogły w zaliczeniu jakoś I klasy. Głowa do góry, będzie dobrze!

 

Dobra, jestem tydzień na Rexetinie. Większość objawów ubocznych już przeszła, chociaż pierwsze parę dni było okropne. Teraz tylko trochę boli mnie głowa i jestem zmęczona, ale w sumie czuję sie lepiej. W ten weekend mam zajęcia...zobaczymy co będzie. Iść niestety muszę bo w poprzednią sobotę nie poszłam i teraz zdecydowanie muszę iść, chociaż na parę godzin. Nie sądze żebym od razu wysiedziała od 9 do 20.40 ale może chociaż do 15 wysiedzę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A co do szkoły, porozmawiaj z wychowawczynią i z panią pedagog. Powiedz na czym polega problem. Mnie obie bardzo pomogły w zaliczeniu jakoś I klasy. Głowa do góry, będzie dobrze!

 

Jakoś dyrektorka nie jest nastawiona przyjaźnie do mnie. To samo pedagog. Niestety ale mam wychowawce. Ten już dawno skreślił mnie... Mówi, że jestem nieodpowiedzialna i nie można na mnie polegać... Młody..ma raptem 30 kilka lat. Przynajmniej na tyle wygląda. Z nim nie ma co rozmawiać. On nie zna takich problemów. Ma dziecko 7-letnie. Co on może o tym wiedzieć... Boję się przyznawać do tego jak się czuję. Jak się zachowuję. Nie potrafię o tym rozmawiać...

 

Masz o tyle lepiej, że masz szkołę tylko w weekendy. No i co z tego, że więcej godzin. Ale to zawsze weekend. A nie 5 pieprzonych dni.. Dzięki z słowa otuchy. Ty również się trzymaj.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też mam podobne problemy do Was. Choć jestem dopiero w pierwszej klasie technikum to dzisiaj mi dyrektorka powiedziała, że jeżeli nie zacznę chodzić to wyrzucą mnie ze szkoły.

 

Takie tam straszenie, żeby zmotywować... Bo innego sposobu pani jaśnie panująca dyrektor nie widzi.

 

Prawda jest taka, że w szkole na mało kogo można liczyć. To często jest szkoła życia, dla jednych to dobrze, dla innych jednak zbyt boleśnie... No ale co poradzić. Jakoś trzeba to przetrwać.

 

Do jakiego technikum chodzisz? W sensie jaki kierunek?

 

Byłam dręczona i prześladowana na każdym kroku. I tak przez 3 lata. Myślałam, że się od tego uwolniłam ale nic z tego. tutaj jest tak samo.

 

Nie zastanawiałaś się nigdy skąd bierze się takie agresywne zachowanie reszty? Czemu akurat ty? Czasem takie zastanowienie się nad swoim zachowaniem, reakcjami, pomaga wypracować sobie reakcje obronne przed takimi sytuacjami...

 

Jeszcze chcą mnie wysłać do sanatorium aż koło Poznania. Co wtedy będzie.... Co ze szkołą...

 

Tam chyba też można chodzić do szkoły? Czy nie? Jak to wygląda w sanatoriach?

 

Podasz hasło do fotobloga? :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kierunek to Technik Architektury Krajobrazu. Zawsze wyglądałam inaczej...tzn. glany, czerwone włosy, kolczyk. Ale nie byłam agresywna, nie wiem nie robiłam sobie problemów. Wręcz przeciwnie w gimnazjum była cicha. Tak w sanatoriach też można, ale nie nauczali by mnie przedmiotów zawodowych... :/ Później wracając do miasta musiałabym to wszystko nadrobić. To też nie jest ciekawe... i kto by mi pomógł? Znowu sama musiałabym zaliczać...

 

 

 

Hasło: najtrudniej

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dobra, kolejny zjazd za mną. Ciężko było.

 

piątek - przesiedziałam jedną godzinę :/ Tak mnie roztrzęsło że z 40 minut łaziłam po uczelni starając sie jakoś doprowadzić do ładu. Bez efektu.

 

sobota : 6 godzin. Na każdych zajęciach musiałam wyjść z sali żeby nie robić sensacji przy ludziach.

Niedziela - 3 godziny.

 

Ale przynajmniej sie dowiedziałam że u mnie nie ma czegos takiego jak "nie zaliczony semestr z powodu nieobecności". Wykładowcy mają PROGRAM. I ten program mamy zrealizować. Czy student go zrealizuje w domu czy na uczelni to jest mało istotne. Jeden wykładowca powiedział że może mi nie zaliczyć jak nie będe chodzić, jeden stwierdził że problem jest tylko wtedy jak na zaliczenie przychodzi student którego on nigdy na zajęciach nie widział, a reszta...że liczy sie program. Nieobecności sie niezbyt liczą tylko mam wziąć notatki/kserówki i nadrobić to co było na zajęciach. Niby wszyscy mówią że można 1-2 razy nie być a potem są problemy, ale to z powodu frekwencji. Jakby powiedzieli że w sumie nie trzeba chodzić tylko można uczyć sie w domu to by nikt nie przychodził na zajęcia nie? Czyli nie musze z indywidualnym już kombinować. Wykładowcy wszyscy zostali uprzedzeni, wiedzą o problemie, nie będą zwracać uwagi na to że mnie czasami nie ma bądź że wychodzę w środku zajęć. Jeszcze żeby tak grupa nie zwracała uwagi...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem nowa na tym forum, ale doskonale wiem przez co przechodzicie. Czytajac posty na ten temat mam wrazenie, ze czytam o sobie. Moja nerwica ma scisly zwiazek ze szkola. Przez to sie zaczelo w 4 klasie podstawowki, teraz mam 21 lat, wiec troche juz z tym gownem zyje. Od gimnazjum bralam leki, rozne, naparwde nazw juz nie pamietam. Radzilam sobie jakos, ukrywalam. Oczywiscie jak i Wy mialam multum nieobecnosci. W 3 klasie w liceum dopadl mnie taki dol, wstret do szkoly, do lekarzy, do wszystkiego. Musialam odpuscic. Dalam sobie rok wolnego i to byl moj wielki blad. Nie powtarzajcie go, zeby nie wiem co. Starajcie sie o indywidualny tok, przeniescie sie na zaoczne, ale nigdy nie zamykajcie sie w domu ze swoim smutkiem, bo bedzie gorzej. Ja sie ludzilam, ze jak rok w domu posiedze, to mi pomoze. Ale bylam naiwna... Nigdy tego nie robcie. Rok pozniej, moj orgaznizm tak sie zbuntowal, ze na widok lekow odwracalam glowe. Bez lekarzy,psychotropw i psychologow skonczylam szkole, zdalam mature na naprawde wysokim poziomie i poszlam na studia. Ale ile mnie to kosztowalo chyba tylko Wy potraficie zrozumiec. Teraz jestem na 2 roku, studiuje zaocznie, na dzienne nawet nie skaladalm. To, ze udalo mi sie tego dokonac, nie znaczy, ze wszystko przeszlo. W tym momencie nie korzystam z pomocy lekarzy, ale mam zamiar to zrobic, polaczyc farmakologie z psychoterapia, bo nie wiem jak Wy, ale ja nie zamierzam sie poddac temu swinstwu i patrzec z boku na swoje zycie. Tearz tez wyzwanie przede mna 3 dniowa wycieczka z grupa, ale musze jechac, musze tam byc. Nie chce znow komplikowac swojej sytuacji nieobecnoscia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mi na szczescie nerwica nie wplywa na ten aspekt zycia...

lubie chodzic na zajecia, byc w grupi ludzi z ktora mam dobry kontakt, lubie pokzaywac swoja wiedze, nie mam problemu, zeby zglosic swoj pomysl w dyskusjach :)

 

jedyne male ale to, ze jestem troche niesmiala (nie przepadam za referowaniem itd) oraz to, ze jak mam naprawde kiespki stan psychiczny to nie chce mi sie ruszyc na uczelnie...

 

poza tym studia sa fajne i wole to niz codzienne 8 godzin w pracy ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przed grupą można ściemnić. Jak ja chciałem wyjść to mówiłem coś w stylu "boże, nie mogę go już słuchać" i wychodziłem.

 

A wykładowcy tak czy inaczej nie zwracają uwagi na wychodzenie.

 

Ja na wszystkie pytania dlaczego wyszłam, co mi jest etc. odpowiadam ciągle że mam problemy ze zdrowiem i mają nie zwracać na to uwagi. Narazie zwracają i sie dopytują. A ja bym chciałam żeby przestali sie pytać bo oprócz tego że sie martwię że wezmą mnie za wariatkę, to z powodu historii z gimku i liceum wolę jak najmniej mówić o sobie.

(moja koffana klasa w gimku kiedyś na przerwie zrobili parodię mojej rozmowy z inną dziewczyną. Co wyglądało tak że ona sie spytała gdzie byłam na wakacjach, ja że nigdzie bo tatę poraził prąd i że praktycznie nie ma władzy w lewej ręce, ona na to że to przykre. Koniec.

Wersja "śmieszna" wyglądała tak :

Ona : Gdzie byłaś na wakacjach?

Niby Ja : Ochhh, nie byłam nigdzie bo tatusia prądzik zjebał i musieliśmy sie nim opiekować więc siedziałam w domku i zajmowałam sie tatusiem. (głosikiem mocno piskliwym))

 

Wykładowcy...w sumie to podeszli chyba życzliwie. Nie ma problemu z nieobecnościami i odrabianiem (jak pisałam wyżej, liczy sie program a nie obecności.), jak będzie trzeba to mogę spokojnie wyjść z sali (zajmuję miejsce przy drzwiach by zamieszania nie robić), mam raptem jeden tylko sprawdzian do zaliczenia (łacina) a poza tym mam tylko nadrobić zaległości w domu. Tyle dobrze że nie muszę sie martwić czy nie będe miała przy zaliczeniach problemu. Na jakiejś ulgi przy zaliczeniach nie liczę.

 

A na poprawę humoru : co mówił pan od logiki na wykładzie :D

(chyba będzie mi potrzebny oddzielny zeszyt do notowania mądrości profesora M.! Cała grupa notowała co on gadał :D)

 

Prof. M. : co ostatnio mieliśmy?

My : punktory.

Prof. M : Boże jacy my jesteśmy opóźnieni w rozwoju!

 

Prof. M : Humanista co nie zna łaciny i greki albo przyrodnik co nie zna logiki i matematyki to normalnie bezkręgowiec umysłowy!

 

Prof. M : Czasami student mówi "nie pamiętem tego twierdzenia bo go nie rozumiem!". Jak ktoś nie potrafi zapamiętać wzoru to ma chyba impotencję umysłową! I to trzeba leczyć! :D

 

Prof. M : Dawno dawno temu...była sobie implikacja negacji następników

( nie mamy zielonego pojęcia co to jest :?:? )

 

Prof. M o przykładzie zdania logicznego : Jeśli jestem człowiekiem i nie jestem to kaloryfer jest okrągły

kompletnie nie kumamy o co mu chodziło :?:?

 

M. : Podajcie teraz przykład zdania logicznego!

K. : jeśli jem i piję to żyję.

M. : Jeśli jem i piję to żyje. Jeśli żyję to jem i piję. Ale jeśli nie żyję to znaczy że nie jadłem czy nie piłem? Trzeba by ustalić co piłem i o ile przekroczyłem dawkę śmiertelną.

 

M. : Tak to jest na świecie, kobieta nie rozumie ale pamięta a mężczyzna rozumie tylko nie pamięta! Nie wiem co gorsze.

 

 

L. : Panie profesorze w tym przykładzie jest błąd!

M. : Robienie błędów to dowód mądrości człowieka

My : :?:

M. : Oczywiście pod warunkiem że wiem gdzie jest błąd, dlaczego i co z tego wynika. A wynika z tego że jestem mądrym człowiekiem. :D

 

M : wy i tak musicie sie uczyć z książki. My tu tylko takie personal meeting organizujemy.

 

M. : I co my biedne kobiety teraz mamy z tym zrobić? (powtórzył to dokładnie 6 razy w ciągu 1.5 godziny!)

 

Od starszych studentów dowiedzieliśmy sie że mamy sie nie dziwić że przez cały wykład pan profesor może gadać o wszystkim poza logiką, że kompletnie nie rozumiemy co on wykłada jeśli już mówi o logice i mamy wrażenie że on też nie rozumie co on wykłada tylko powinniśmy notować co on gada, bo profesor M. jest niemalże idolem wśród studentów którzy mieli/mają z nim zajęcia! I mamy sie nie martwić zbytnio zaliczeniem bo on wstawia dobre oceny przy minimum wiedzy, tylko musisz zrobić dobre wrażenie i udawać że rozumiesz o co mu chodzi i że wiesz coś o logice.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mój problem zaczyna mnie przerastać :-| Obecnie jestem na pierwszym roku studiów, wcześniej dwa razy próbowałam w innych szkołach, ale oczywiście po kilku zajęciach rezygnowałam twierdząc, że nie dam rady. Teraz zaczęłam nastepną, jak poprzednio byłam wniebowzięta że zaczynam studia, ale niestety mija dwa miesiące a ja znowu łapię doła i twierdzę że nie dam rady. Wiem że mnie stać na to by skończyć te studia, ale nie mogę się zmusić do nauki, ciągle tylko siedzę i przeżywam, jakie to życie jesy ciężkie.... :roll: zamiast wziąść się w garść. Ale ja poprostu nie potrafię, nie mam pojęcia co się ze mną dzieje. Mam 24 lata i nie mogę się przełamać. Już na różne sposoby sobie wmawiałam i nic :( Coraz bardziej jestem znerwicowana. Kiedy wiem że mam za chwilę się uczyć zaczyna się to płaczem, lamentem itp. Zaczyna mnie to przerastać, chwilami czuję że potrzebuje pomocy, bo sama nie daję rady. Dziwi mnie to wszystko, a szczególnie dlatego że kiedyś było całkiem inaczej. Skończyłam liceum, studium i było super! A teraz nie potrafię na niczym się skoncentrować. W tej chwili mam wrażenie że jest to problem z nerwicą. Oczywiście nie leczyłam się na to nigdy. Rok temu byłam u lekarza, ponieważ miałam problemy z sercem, lekarz stwierdził że serce jest zdrowe, ale obawia się że jest to sprawka nerwicy, zalecił mi badania, ale do tej pory ich nie zrobiłam. Wiem że powinnam iść, ale zawsze to odkładałam. Czy ktoś może mi coś doradzić? Ponieważ ja sama już nie daje rady.... Wiem, że to wszystko leży w psychice...

 

Pozdrawiam was cieplutko ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czarnulka no to jak sama widzisz nie ma wyjscia...czas isc do lekarz i to im szybciej tym lepiej, wkoncu nie chcesz sie chyba obudzic za 10 lat i pluc sobie w brode, ze przez "brak czasu na psychiatre" zmarnowalas swoje zyciowe szanse...

 

a co do diagnozy, terapi, leczenia nerwicy itd to naprawde nie boli...faktycznie czasm pojawiaja sie skutki uboczne po lekach, czasem nasilaja sie objawy w poczatkowej fazie psychoterapii, ale przynajmniej uczysz sie pokonywac wlasne slabosci i malymi krokami zmierzasz do tego "lepszego" swiata, a przynajmniej wiesz, ze nie jestes sama i ze ktos Cie wreszcie rozumie (to chyba najwazniejsze w terapii)

 

ja ciesze sie ze zaczelam sie leczyc, chociaz momentami jest ciezko, ale jesli np chodzi o studia i nauke to wiele zmienilo sie na lepsze, wreszcie znalazlam w sobie checi i motywacje i wreszcie czuje ze ciesze sie z tego, ze sie ucze i ze moge przyswajac nowa wiedze, wiedze, ktora dla wielu pozostanie nigdy nieodkryta i niezrozumiala :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za odpowiedź :smile:

 

Chyba rzeczywiście poinnam pójść do lekarza, strasznie się tym wszystkim martwię. To naprawdę nie jest przyjemne - tak jak wspominałaś - brak motywacji do działania. Plusem jednak jest to że zdaję sobie sprawę z obecnej sytuacji, teraz należy się tym zająć w odpowiedni sposób. Boję sie też że mogę nabawić sie depresji, ostanio za często płaczę, mam bóle mięśni, pleców ( tak mi się wydaje, że moga to być początkowe objawy depresji ). A co za tym idzie niska samoocena, sama siebie krytykuję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czarnulka

ja mam pelno roznych zaburzen poczawszy od nerwicy, borderline a skonczywszy na zaburzeniach odzywiania...czyli tak ogolnie jestem jedna wielka (tzn wsumie mala bo jedyne 161cm:P) chodzaca bomba zegarowa, ktora moze wybuchnac w kazdym momencie (naprawde wystraczy jedno slowo, abym uznala ze moja dalsza egzystencja nie ma sensu i poczynila ku temu kroki)

wlasnie dlatego ciesze sie ze mam studia, bo:

-sa moim glownym lacznikiem z zyciem realnym

-dzieki przebywaniu na uczelni i skupianiu na nauce odrywam sie od moich mysli...i chyba tylko dlatego jeszcze zyje

-wiem, ze nie marnuje czasu sobie i innym i ze robie cos co bedzie dla mnie glowna podpora gdy juz wyzdrowieje (o ile to mozliwe)

-po magistrze nie bede sobie pluc az tak bardzo w twarz, ze do niczego sie nie nadaje (bo jednak cos mi sie udalo)

-mam nadzieje, ze w jakis soposb moje poczynania ulatwia mi zycie na pewnej stopie finansowej i ze chociaz ten problem nie bedzie mnie dolowal

-kazdy nawet najdrobniejszy sukces na uczelni (chociazby dobra odpowiedz na pytanie, czy rozwiazanie zadania) traktuje jako motywacje do zycia i do dzialania (bo jednak jesli wiem cos czego nie wiedza inni tzn ze jestem wyjatkowa, a nie beznadziejna)

 

to chyba na tyle plusow, chociaz wiem, ze czasem bywa ciezko i bardzo boje sie kolejnych zalaman, szczegolnie w czasie sesji...

 

no a jesli chodzi o lekarza psychiatre to naprwawde wizyta jest ok i naprawde nie ma sie czego wstydzic czy bac... tylko bardzo wazna jest szczerosc jezeli chcemy osiagnac cos pozytywnego :)

no to zycze udanej wizyty i pamietaj im dluzej zwlekasz tym wiecej marnujesz czasu, ktory moglabys wykozystac na zdrowe zycie :) aha no i nie ma co sie oszukiwac, ze to minie samo, bo to tak jakby sobie wmawiac majac raka, ze wyparuje.... to jest choroba i to sie leczy!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sorry że odpiszę zbiorowo, dawno tu nie zaglądałem - coś chyba zdechło, bo przy tym temacie wyskakiwał mi błąd - ale w końcu się wbiłem jakoś. To dobrze, bo temat jest mi aż za bardzo bliski...

 

Martini007, widzę że masz w sobie ogromną siłę... Zazdroszczę. I podziwiam. Ja nawaliłem. Ale też nie wiem czy jest sens katować się wbrew sobie, przechodzić przez to wszystko w takim stanie.

 

Mój plan na razie jest taki:

1. Odpuścić terapię indywidualną, i tak nic mi nie daje.

2. Zapisać się na terapię behawioralno-poznawczą i przejść przez nią.

3. Wrócić na studia, skończyć je, mam nadzieję że tym razem na względnym luzie (jak mi psychika przestanie świrować, to czuję że jestem w stanie skończyć nawet najostrzejszy kierunek...).

4. Gdzieś w międzyczasie studiów prawo jazdy (teraz w życiu bym nie zdał).

 

Zobaczymy na ile się uda, właściwie wizja wygrania tego pieprzonego życia (czyli najpierw ta terapia, a potem studia, może nawet odbije mi na tyle, żeby założyć rodzinę - w moim obecnym stanie to brzmi jak ponury żart) to jedyna rzecz, która jeszcze jako tako trzyma mnie w kupie...

 

Ja na wszystkie pytania dlaczego wyszłam, co mi jest etc. odpowiadam ciągle że mam problemy ze zdrowiem i mają nie zwracać na to uwagi. Narazie zwracają i sie dopytują.

 

Też bym się dopytywał, bo to brzmi jak "chciałabym wam powiedzieć ale chcę żebyście to ze mnie wyciągnęli". Chociaż z drugiej strony nie mam lepszego pomysłu na ściemę, chyba żeby po prostu powiedzieć prawdę - że taka a nie inna faza, że musisz wyjść, i że tak już masz.

 

z powodu historii z gimku i liceum wolę jak najmniej mówić o sobie.

 

Gimnazjum to wylęgarnia potworów, liceum niewiele lepsze.

 

Na jakiejś ulgi przy zaliczeniach nie liczę.

 

Ja sobie starałem załatwiać ulgi - jakieś dodatkowe referaty, inne pierdoły, żeby tylko było mnie w miarę widać. I czasem pomagało, bywałem zwolniony z zaliczenia.

 

A na poprawę humoru : co mówił pan od logiki na wykładzie :D

 

Panowie od logiki są śmieszni :)

 

A Ty Czarnulka nie zastanawiaj się tylko migiem do lekarza, nie warto czekać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam. Mam niecałe 15 lat i pochodzę z Bydgoszczy. Myślę, że mam nerwicę i chciałbym jakichkolwiek rad. Opowiem wam historię.

 

Styczeń 2005: Awantura rodziców. Stałem sie nadwrażliwy nawet na każdy podniesiony głos. Byłem z rodzicami u psychologa, nadal sie bałem lecz rodzice nie kłócą sie w mojej obecności. Na rok wszystko ucichło.

 

We wrześniu 2006 rozpocząłem naukę w gimnazjum. Do grudnia było wspaniale, dobrze sie uczyłem i żyłem beztrosko. W styczniu wszystko zaczęło się psuć. Wszystko zaczęło sie od dwóch chłopaków z innej klasy, którzy zaczęli mnie straszyć. Myślałem że to normalny lęk. Po około 2 miesiącach wyjaśniłem to z nauczycielem i nimi, pogodziliśmy się i było git. Znów chodziłem swobodnie po korytarzach w szkole, w domu nie myślałem o nich, nie przejmowałem sie, i co najważniejsze nie myślałem "co będzie jutro". Jako że jestem wrażliwy, nie jestem "napakowany" i nie umiem sie bić, dwóch chłopaków z mojej klasy zaczęło się nademną znęcać, straszyć by popisać sie przed rówieśnikami. Na początku, zupełnie sie nie przejmowałem - "a co tam, niech sobie mnie przezywają! Nikomu od tego sie krzywda nie stała!" - jak bardzo sie myliłem. Tak wyśmiewali sie z 3 miesiące, ale nie przejmowałem sie w domu, nie działa mi sie wielka krzywda. Nie myślałem o nich, miałem to gdzieś. Poprostu traktowałem to jako zwykle wyśmiewanie przez dwóch debili. Aż, był 2 kwietnia 2007 (dokładnie pamiętam tą date, próbne egzaminy). Po egzaminach mieliśmy lekcję chemii. No nic, ide beztrosko z chłopakami jak zawsze. Jako na chemii siedziałem akurat za tymi chłopakami którzy mnie dręczyli, nie obyło sie bez potyczek. Najpierw wyzywali i śmiali sie (nie będę cytował tu tych wyzwisk), później odwracali, spychali moje podręczniki śmiejąc sie z tych "zabawnych" żartów. Po lekcjii wróciłem do domu, lecz od tego czasu nic nie było tak jak zwykle. Zacząłem się ich bać, w domu, w szkole, na mieście. Nie mogłem przestać o nich myśleć. Myślałem na tej zasadzie, że wyobrażając sobie co będzie jutro wyobrażałem sobie sceny tylko z udziałem tej dwójki i mnie, podczas wyśmiewania się i popychania (mnie)itp.. Poprostu zacząłem się martwić "co będzie jutro". Podczas tych wyobrażeń odczuwam lęk, który początkowo mi nie przeszkadzał. Zaczęło się to przenosić na inne czynności. Podczas wychodzenia na ulice wyobrażałem sobie ich spotykających mnie i wyzywających, podczas wchodzenia na gadu-gadu piszących do mnie i obelgi i groźby. Była to już przesada. Zacząłem chodzić do psychologa. Lęk nadal sie rozrastał, na podobnej zasadzie zacząłem sie bać nawet osób które potrąciły mnie na korytarzu. Wtedy, wychodząc na korytarz myślałem że znów zostanę potrącony, ten kto mnie potrącił odwróci się i mnie zaatakuje. Wszystko na tej zasadzie. 3 wizyta u psychologa, lęk nadal się rozrastał. Teraz boję się wszystkich rówieśników ze szkoły. Lęk objawia sie w również dziwnym uczuciem w klatce piersiowej, żołądku. Ci 2 chłopcy nadal mnie dręczyli, bo zbyt bałem sie naskarżyć nauczycielom. Dlaczego? Otóż dlatego, że głównym "autorytetem" dzisiejszej młodzieży jest nieskarżenie, "konfidenctwo". Po pewnym czasie przełamałem sie. Naskarżyłem. Oni przestali w pewnym stopniu, wiedzieli że nie mogą sobie pozwolić na dręczenie mnie, bo mogą ponieść za to konsekwencje. Ale było za późno. Zacząłem się bać wszystkich rówieśników w szkole. Boję się również poniżenia, śmiania się ze mnie. Lęk objawia się nadal z coraz większym nasileniem. Co najgorsze, boję się ćwiczyć na WF'ie. Dlaczego? Boję się wyśmiania, i zawsze wyobrażam sobie że ktoś mi robi krzywde. Mamy WF z klasą 1 (ja jestem w 2), lecz jestem słabym chłopakiem i 2 osoby się tam ze mnie śmieją, czasami mnie uderzą. Zadecydowało to o niećwiczeniu na lekcjach WF'u i mam teraz z WF "Nie klasyfikowany". Tego się również boję bardzo. Byłem conajmniej 18 razy u psychologa i nic nie dało. Przeprowadzamy tzw. "Wizualizacje". Zażywam leki antystresowe (które i tak prawie nic nie dają). Pod Proszę o pomoc!

 

P.S - Miałem jeszcze lęk przed własnym wyglądem, bałem sie pokazać tłuste włosy że ktoś mnie wyśmieje ale to mi raczej przeszło...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Załatw ich tym, co jest twoją mocną stroną. Jeżeli wiesz, że w potyczce fizycznej nie masz szans, to unikaj takich konfrontacji - załatw ich w potyczce słownej. Niech twoją bronią będzie twoja bystrość i intelekt. Popisują się przed kolegami, żeby zyskać ich aprobatę. A co by było, gdyby ich koledzy zaczęli się z nich śmiać? Znajdź jakiś słaby punkt któregoś z nich, wymyśl jakiś głupi, rymujący się wierszyk, np. z nazwiskiem któregoś z nich, albo inny chwytny tekst, i do ataku. Może teraz, kiedy to zaszło tak daleko, nie będzie łatwo, ale warto, tym bardziej że sam widzisz, że olewanie baranów to zła metoda.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Już to próbowałem, ale oni są coś w rodzaju - "Bossami w klasie". Nikt sie z nich nie śmieje. Już i tak sie pochamowali, gdy na nich naskarżyłem bo teraz się już boją, jednakże potrafią dać uszczypliwą uwagę. Ja poprostu nie wiem, co zrobić źeby mój lęk minął. Jednak dziękuje za radę i czekam na kolejną :( Jeszcze dot. WF'u.

 

P.S. Czy da sie na tej podstawie uzyskać jakieś zwolnienie z WF'u?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widziałem już takich cwaniaków, którzy nagle tracili grunt pod nogami i spod maski twardziela wyłaniał się zakompleksiony dzieciak...

 

Odnośnie WFu, to myślę że to nieklasyfikowanie jest po to żeby cię zmotywować, pewnie cię przepchną, bo głupio byłoby nie puścić kogoś z wfu...

 

Generalnie największy błąd to dać sobie wejść na głowę, jak dałeś, to będzie ci trudniej, niż byłoby na początku, ale też nic straconego. Po prostu musisz reagować, zawsze, nie możesz udawać, że nie słyszałeś albo że to nie do ciebie. Nie mówię żeby dać w mordę, tylko właśnie jakaś taka uwaga, nawet ostra, trafiająca w czuły punkt.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×