Skocz do zawartości
Nerwica.com

Martini007

Użytkownik
  • Postów

    25
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Martini007

  1. Adzia-no23 Tak, dokładnie wiem o czym piszesz, pierwszy raz chyba stykam się z sytuacją, że nie muszę nikomu tłumaczyć jak to wygląda. Po takim ataku, kiedy mam długotrwały stres, czuję się wyczerpana fizycznie, obolała. Też tak masz?? Dawniej po prostu musiałam odespać. Radziłam sobie podobnie do Ciebie, na początku landrynkami, ale po pewnym czasie przestały mi pomagać, potem tic taci, a teraz to głównie napoje, nie napiszę, który bo będzie to kryptorekalma na priv mogę Ci wysłać więcej szczegółów, jeśli chcesz. Jeśli chodzi o lekarzy, po dokładnym wywiadzie i tak każdy stwierdzał, że zamiast leków jest mi potrzebna psychoterapia, ale prochy też brałam mimo to nie ustępowało. Wolałabym jednak jeśli masz ochotę pogadać na priv, nie robić tu ot o moim życiu. Ciekawa jestem też jak to było u Ciebie??
  2. Dziewczyno czuję się tak jakbys to pisała o mnie!! Mam identyczne objawy, dopóki nie przeczytałam tego wątku, nawet nie wiedziałam, że to jakaś kula histeryczna! Przerobiłam kilku psychiatrów i żaden nawet się o tym nie zająknął. Jeśli o mnie chodzi to pierwszy taki atak pamiętam, jak mama prowadziła mnie do przedszkola w wieku około 4-5 lat. Od 11 roku życia mam to regularnie, nie wyobrażam sobie nawet życia bez tego, tak przywykłam. To jest męczarnia... Mam tak właśnie przed każdą stresującą sytuacją. Kiedyś ratowałam się cukierkami, tic tacami, teraz staram się mieć przy sobie coś do picia, z tym że nie wodę, bo mi nie pomaga. Kiedy choć trochę przełknę mam wrażenie, że gardło się troszkę odpręża. Sama świadomość, że mogę się w ten spsób poratować dużo mi daje.
  3. Potrzebuję Waszej rady, napiszę tylko tyle: w piatek mam obronę pracy licencjackiej i już panikuję...
  4. Abradab ja właśnie też mam to samo, u mnie to jakaś lawina po prostu. Jeszcze nie wysłałam, nawet nie wiem czy to zrobię, ale już wyobrażam sobie siebie w pracy jak nie mogę wypowiedzieć słowa, nie umiem się odnaleźć, zaczynam unikać, a nie wolno mi tego robić. Nie chcę sobie napieprzyć w życiorysie w ewentualnym dalszym życiu zawodowym. To mi się wydaje błędnym kołem. Zazdroszczę Ci, że masz prawo jazdy, ja pewnie nie zrobię, bo zanim zacznę kurs będę już sobie wymyślać w jaki sposób obleję i jak będzie mi niedobrze w trakcie jazdy i na egzaminie. Wiem, że teraz nie korzystasz z niego, ale jak poczujesz się lepiej na pewno się przyda. Spokojnie.
  5. Mam wrażenie jakbym czytała o sobie. I doskonale Cię rozumiem. Aga8420, I mogę zapytać jak sobie z tym radzisz? Donkey, nie jesteś sama...
  6. Cześć wszystkim! Nie wypowiadałam się wcześniej w tym temacie, ale również mam podobny do Was problem. Nawet nie wiem jak zacząć... W lipcu mam obronę pracy licencjackiej, wymarzony kierunek, tylko co z tego. Właśnie znalazłam ofertę pracy, która byłaby dla mnie idelana, gdybym była zdrowa. Mam napisane cv i list mot., ale boję się wysłać. Boję się, że faktycznie ktoś do mnie oddzwoni, a ja stchórzę przed rozmową kwalifikacyjną, zrobię z siebie idotkę. Boże nie umiem sobie z tym poradzić. Też mam w domu kiepską sytuację, wstyd mi wołać pieniądze od mamy. Mam wyrzuty sumienia. Mam swoją nędzną rentę rodzinną, ale to jest kropla w morzu potrzeb. Nie dokładam nic do domu. Postrzegam siebie jako pasożyta, który umie tylko wołać. Poza tym mam do siebie pretensje, że jestem młoda, na pierwszy rzut oka zdrowa, a siedze w domu, nie zarabiam i stwarzam kolejne kłopoty. Rozmowa o pracy z kimkolwiek, sparwia, że płonę ze wstydu, przez to, że nie pracuję. Nawet niewinne uwagi odbieram jako atak. Nie mogę tak dłużej. Bliskich nie chcę obarczać bez przerwy moimi problemami. Obecnie od 4 lat nic nie biorę. Na takie życie jakie wiodę w tej chwili starcza, ale na takie jakie chciałabym wieść, to za mało. Niestety nie mam dobrych wspomnień z prochami. Nie chciałabym do tego wracać, ale chyba nie mam wyjścia.
  7. Taniecupsychiatry, fajny nick mogę Cię zapytać, w jakiej dziedzinie pracujesz jako wolny strzelec? Z racji tego, że u mnie jest zdrowie w tym momencie też na kiepskim poziomie, moim marzeniem również jest praca w swoim tempie, gdzie nikt nie będzie obserwował mojego zachowania i wytykał błędów. Ja też wybrałam kierunek opierający się na pracy z ludźmi, który bardzo mnie interesuje tylko co z tego? I też czasem się za zastanawiam co ja miałam w głowie decydując się na to? Po kilku chwilach przychodzi odpowiedź, miałam nadzieję, że wyzdrowieję...
  8. Świetny temat, u mnie bardzo na czasie apropos referatów. To może opiszę jak jest w moim przypadku. Nie dalej jak w piatek miałam czytać swoj pracę na zajęciach, przez co w czwartek na wieczór odstawiłam szopkę godną tej świateczenej Histeria, ryk, złość na siebie, że taka głupota przerasta moje mozliwości. I wiecie co? To, że dałam upust wszystkim emocjom bardzo mi pomogło, wyciszyło mnie, wyrzuciłam z siebie wszystko i zrobiłam się spokojniejsza. Wcześniej w takich sytuacjach nie pozwalałam sobie na to żeby się rozkleić,a tym razem już nie wytrzymałam. Wyszło mi to na dobre. Pojechałam na zajęcia, nie, nie uspokojona jak baranek, męczyłam się, ale ważne, że nie zwiałam i tam czekała mnie nagroda, bo okazało się, że plany się zmieniły i nie muszę nic czytać, momentalnie wszystko mi przeszło Co nie znaczy, że zawsze da się unikać takich sytuacji. Mi pomaga picie jakiegos napoju, jak przełknę głebiej oddycham, zawsze mam coś przy sobie. Wiem, że dziwnie to wygląda, zima, mróz a ja sobie z gwinta na przystanku popijam Tymbarka, ale guzik mnie to obchodzi, gdyby mi pomagało to mogłabym sobie strzelać baranka o ścianę i ludzie by mi nie przeszkadzali. Natomiast na egzaminie, kiedy już mam kartkę, pytania, wtedy juz przestaje schizować i zajmuje się tym co mam zrobić. Jeśli jest to egzamin ustny, to kolejna moja przypadłość, przed wejściem umieram, wchodzę i po pierwszym pytaniu robię się spokojna i jestem skłonna wdać się z egzaminującym w dłuższą pogawędkę. Pomaga mi również jak coś, bądź ktos rozproszy moją uwagę i mnie zezłości na przykład, wtedy momentalnie mi przechodzi. Jeśli nie wiem, że mam coś czytać wcześniej i zostaję wyrwana, przeczytam przed całym rokiem, około 70 osób. Ale ciężko jest cały czas siebie samego oszukiwać, wmawiać sobie jedno,a w głębi duszy wiedzieć drugie. Ciężko jest przywrócić spokój kiedy człowiek trzęsie się jak galareta. I to co pisaliście, jęsli jest mniej ludzi wszytsko jest łatwiejsze mnie też nie stresuje sytuacja ile możliwość, że zaczne świrować w trakcie. Acha i zapomniałam jeszcze o jednej rzeczy istotnej, uspokaja mnie mysl o ludziach z tego forum. Myślę sobie, że nie jestem sama z takim problemem, że nie tylko mnie jest z tym ciężko. Pozdrawiam i mniej nerwów życzę:*
  9. Ja tak z innej beczki się wypowiem, czytam te posty i zachodzę w głowę, jaki mechanizm powoduje to, że ludzie, którzy mają ogromny zasób słów, wiedzę, mądrze i odważnie formułują swoje myśli mają problem ze skończeniem szkoły, podczas gdy idioci dostając świadectwo maturalne nie wiedzą co z nim zrobić. Wiem, że to pytanie retoryczne, ale ja się z tym nigdy nie pogodzę. A ten efekt domina , o którym pisała xCarmen chyba właśnie mnie zaczyna dopadać i jest to strasznie frustrujące. Kiedy mam ciężki dzień, pomaga mi świadomośc, że nie jestem z tym sama, myślę o wszystkich dzielnych ludziach, takich jak Wy, którzy muszą stawiać czoła przede wszytskim sobie i to dodaje mi otuchy.
  10. Misiek bardzo ciężko mi w to uwierzyć. Właściwie, juz nie pamiętam jak to jest żyć bez tego świństwa. We wszystkich moich planach muszę uwzględniać to, że jestem chora, mam dość. To nie jest funkcjonowanie, tyle rzeczy przechodzi mi koło nosa, na tyle nie mogę sobie pozwolić, muszę rezygnować. Ja już około 8lat zmagam się z tym choróbskiem, na różne sposoby i czasem łapie takiego doła, że nie widzę żadnego wyjścia z sytuacji. Linka656 ja leki brałam bardzo długo, może aż za, bo pewnego pięknego dnia 3 lata temu stwierdziłam, że jesli wezmę jeszcze jedną tabletkę to zwymiotuję. Smród tej chemii był nie do zniesienia. Rzuciłam to z dnia na dzień i nie żałuję, przynajmniej oczyściłam organizm z tych toksyn. Leki powodowały, że mogłam spać i 14-16 godzin na dobę, byłam nieprzytomna. Teraz fizycznie czuję się dużo lepiej, ale emocjonalnie bardzo rozchwiana. Moja mama wie, że tego nie wymysliłam, ona obrała taką taktykę, że jeśli nie będziemy o tym mówić to przestanie istnieć, nie chce przywoływać wspomnień rozmową, nie rozumie, że mnie wygadanie się przed kimś bardzo pomaga. Uważam, że Ty sobie poradzisz z tym, nie trwa to tak długo jak u mnie, wiesz gdzie popełniłaś błąd, jesteś pod opieką lekarza. Wyjdziesz z tego i zapomnisz i na pewno w niedługim czasie. Acha psychoterapia jest barzdo ważna i na pewno w połączeniu z lekami przyniesie efekty. Ja niestety to zaniedbałam i uważam, że w tym tkwił mój błąd, bo same leki niestety mi nie pomogły, zagłuszyły ale nie wyleczyły.
  11. Właściwie to mozna powiedzieć, że juz szukam. Ciężko to idzie, bo właściwie to ja nikomu nie opowiadam o mojej chorobie. Z mamą tego tematu nie poruszam, ponieważ ona uważa , że jeśli ja się nie skarżę to znaczy, że wszystko jest w porządku, że samo mi minie itd. a ja widzę po sobie, że wcale tak nie jest, nie minie samo, a może być jeszcze gorzej z czasem. Jestem na III roku studiów i nie chcę po skończeniu siedzieć z założonymi rękami. Muszę sama coś wykombinować i jakoś się z tego wygrzebać. Ty linka656 wydajesz się bardzo dobrze sobie radzić i jesteś pozytywnie nastawiona co w moim przekonaniu jest bardzo ważne. Daje dużo siły. J achwilowo jej nie mam.
  12. Wiem, że macie racje, ale mnie jest bardzo trudno to zrobić. Raczej niemożliwe jest, żeby w tym wypadku wina leżała po obu stronach, bo jaką winą można obarczyć 11letnie dziecko? Ona przyczyniła się do rozpadu małżeństwa moich rodziców, krótko mówiąc. Potem również na mnie wygadywała różne bzdury, nie pytajcie w jakim celu. Jest bardzo wyniosła i zarozumiała, a jak czytam w necie jej wypowiedzie z jakiś durnych warsztatów dla dzieci z rodzin dysfunkcyjnych to zastanawiam się tylko kto dał jej to prawo. Tak się składa, że ona ma takie dziecko we własnej rodzinie. Poza matką jestem jej najbliższą krewna, a ona totalnie mnie olała i można powiedzieć przyczyniła się do tego, że tkwię w tym bagnie po uszy. Kolejny przykład w moim życiu, że coś jest dla mnie za wielką "szybą". Niby, widzę, jest blisko, ale nie mogę po to sięgnąć. Dziękuję Wam za zainteresowanie
  13. Tak myślę o tym. Po prostu zastanawiam się nad najlepszym rozwiązaniem dla siebie. Mam przykre wspomnienia z leczenia państwowego, powiedzmy, że zostałam potraktowana jaby cała ta choroba była moją winą. A żeby było śmieszniej to moja chrzestna matka jest dyrektorem Poradni Psychologiczno- Pedagogicznej. Tylko problem w tym, że nie ineterseuje się mną od przeszło 10 lat, a ja jestem zbyt dumna, żeby udac się do niej po jakąkolwiek pomoc, choć często o tym myślę. W tym momencie raczej nie pozostaje mi nic innego jak NFZ. Dziękuję Ci za radę :*
  14. Wszystkie zajęcia jakie wymieniłeś są raczej męskie. A co mają robić kobiety? Mam siedzieć całe życie i czekać, aż mąż przyniesie wypłatę do domu żebym mogła za nią pójść do psychiatry??? Nie dziękuję to nie dla mnie. Szukam jakiegoś złotego środka, nie mogę znaleźć. Nie podejmuję w tej chcwili żadnego leczenia, bo nie mam swoich pieniędzy, a nie chcę brać od nikogo. Wystarczająco dużo kasy przetraciłam. Tylko, że to błędne koło. Nie mam pieniędzy na leczenie, a nie zapracuję dopóki się nie wyleczę. Naprawdę nie wiem co mam w tej sytuacji zrobić. Studiuję na kierunku, który bardzo mnie interesuje, ale nie mam odwagi złożyć dokumentów do pracy, bo boję się, że znów coś spieprze, że wyjdę na kretynkę i krętacza. Dodatkowo, jeśli ktoś wspomina przy mnie, że szuka pracy bądź składa dokumenty, mam ochotę siąść i płakać. Wstyd mi za siebie. Chciałabym robić coś choć w domu, ale nie wiem czy jest to możliwe. Złapałam strasznego doła, choć zawsze staram się myśleć pozytywnie. Napiszcie jak Wy sobie radzicie? Jeszcze jedno czego nie mogę znieść, to to jak widzę jak dobrze radzą sobie ludzie z moich dawnych klas z gimnazjum czy średniej. I tak myślę, nie byłam głupsza od nich, nie byłam gorsza, ale w połowie tak dobrze mi nie idzie jak im. Ja, niby zdolna. Nie mam poczucia własnej wartości, czuję się pasożytem, który tylko wyciąga rękę po wszystko nie starając się samemu zapracować.
  15. Ja tez z doświadczenia polecam doktora Szaginiana, fantastyczny człowiek! Czas oczekiwania jest długi, to prawda, jednak jeśli ktoś desperacko szuka pomocy i nie jest w stanie czekać nawet i do dwóch miesięcy, to radzę iść do gabinetu w dzień przyjęć. Może się zdarzyć, że ktoś odwoła wizytę i jest możliwość zajęcia tego miejsca. Mnie właśnie tak udało się wcisnąć w szeregi pacjentów doktora, choć to było juz ładnych kilka lat temu. Jeśli macie namiary na jakiegoś dobrego psychologa z Ostrowca to byłabym wdzięczna. Lisowską znam i nie byłam zadowolona.
×