Skocz do zawartości
Nerwica.com

Wasze pytania |depresja|, czyli '' CO ZROBIć?''


anita27

Rekomendowane odpowiedzi

Dzięki za odpowiedź. No to nici bo nie jestem ubezpieczony od 2 lat nie mam pracy, jedynie handluję na allegro na czarno... Za bogaty też nie jestem, więc nici z pomocy psychologa :/

 

A mój problem to chyba depresja choć sam nie wiem. Od 2 lat nie mogę znaleźć pracy w zawodzie, na niższe stanowiska jestem zbyt ambitny. Dodatkowo doskwiera mi samotność. Przez to, że nie mam pracy etatowej czuję się gorszy i wykluczony, dlatego nawet nie szukam drugiej połówki, bo boje się wyśmiania, odrzucenia itp. Od jakiegoś czasu po głowie mi chodzą myśli samobójcze. Nie bardzo wierzę w psychologów, sam lubię wszystko analizować, po prostu chciałem z kimś pogadać. Echhhh....

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy to depresja

Witam wszystkich,

 

poprzeglądałem forum, naczytałem się sporo o stanach depresyjnych, ale niestety co innego teoria a co innego praktyka, a jeszcze coś innego to ocenienie samego siebie. Dlatego zwracam się z prośbą do forumowiczów, może nie tyle o pomoc, co o nasuwające się im wnioski i obiektywną ocenę.

 

Zwięźle o sobie, jestem niespełna 30latkiem, o wyższym wykształceniu, kawalerem, wcześniej bez poważniejszych problemów osobistych czy zawodowych. Jednak przez ostatnie powiedzmy dwa lata wiele rzeczy się w moim życiu wydarzyło, które w znaczący wpłynęło na moje życie (i chyba mój stan psychiczny). Nie rozpisując się za chodzi o zakończenie poważnego długoletniego związku, kilka przypadków ciężkiej choroby w rodzinie, a ostatnim czasie tragiczną śmierć bliskiej osoby, utrata pracy i poszukiwanie nowej.

 

Od czasu jak pamiętam do 2009 roku byłem osobą pracowitą, zdyscyplinowaną, z wysokimi ambicjami i marzeniami, potrafiłem się cieszyć z tego co mam, byłem zadowolony z życia. Przez ostatnie dwa lata prawie wszystko się zmieniło. Tragiczne wydarzenia z mojego życia, brak pracy sprawiły że zupełnie zmieniłem się wewnętrznie. Mało rzeczy mnie cieszy, praktycznie nic. Kompletnie nie marze o niczym, nie myśle o przyszłości a jak już zaczynam myśleć to mam wrażenie, że nic dobrego nie będzie - że cały czas będzie tak jak jest bądź gorzej. Oszukuję samego siebie, niby szukam pracy ale tak naprawdę w głębi duszy liczę, że nikt się nie odezwie - to co kiedyś było moją pasją, co liczyłem że chce w życiu robić obecnie mnie przeraża, czuję, jakbym cofnął się z wiedzą i umiejętnościami. W dwóch miejscach pracy w których powinienem bez problemu poradzić sobie nie dałem rady. Brakowało mi koncentracji, motywacji, gdy coś mi nie wychodziło "uciekałem".

Być może to niska samoocena, ale czuję, że nie potrafię w życiu nic porządnie robić i zrobić. A jak już coś zaczynam to nie wiem czy z lenistwa czy z innych powodów nie kończę tego. Przez ostatnie pół roku najchętniej bym z domu nie wychodził. Siadam przed tv czy komputerem i oglądam - nawet nie ważne co leci po prostu, żeby zagłuszyć myśli. I tak od dłuższego czasu. Bez pracy zupełnie pogubiłem jakikolwiek rytm - chodzę spać o 2,3 w nocy wstaję w południe. Wstaję i nic. Zupełnie na niczym mi nie zależy. Uczuciowo czuję się wypalony, z osobami z którymi się związałem ( w ostatnich dwóch latach) szybko się wszystko kończyło - bo po prostu nie zależało mi, byłem zupełnie obojętny. Teraz nawet nikogo nie szukam. Wystarczy mi mieszkanie, tv i najlepiej cisza. Czuję i zachowuję się jakbym miał 70 a nie 30 lat. Znajomych i rodzinę okłamuję - dobry ze mnie aktor, potrafię się uśmiechać, żartować, ściemnić ze mam pracę i dobrze mi idzie. Jedyną "rozrywką" jest alkohol - nie spożywany codziennie w ogromnych ilościach, ale weekendami - co weekend wyjście gdzieś i powrót w raz lżejszym raz cięższym stanie.

 

Wiem, że ktoś powie "ogarnij się, głowa do góry i do przodu". Próbowałem setki razy. Zawsze kończy się tym samym. Im ambitniej zaczynałem tym większe czułem rozgoryczenie gdy kończyło się porażką. Zacząć małymi krokami - też próbowałem, jednak jedna, dwie przykre sprawy czy wydarzenia, pojawia się pustka w głowie, roztrzęsienie i już zmieniałem nastawienie i wracałem do punktu wyjścia.

 

Wszystkie sposoby, które próbowałem zawiodły. Przeczytane książki, e-booki, komentarze na forach - fajnie brzmią, dają na chwilę " kopa", jednak po chwili, dniu wszystko wraca do starego, pustego, bezczynnego stanu.

 

Za każdy pomysł, wskazówkę, myśl będę wdzięczny.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy to depresja

Witam wszystkich,

 

poprzeglądałem forum, naczytałem się sporo o stanach depresyjnych, ale niestety co innego teoria a co innego praktyka, a jeszcze coś innego to ocenienie samego siebie. Dlatego zwracam się z prośbą do forumowiczów, może nie tyle o pomoc, co o nasuwające się im wnioski i obiektywną ocenę.

 

Zwięźle o sobie, jestem niespełna 30latkiem, o wyższym wykształceniu, kawalerem, wcześniej bez poważniejszych problemów osobistych czy zawodowych. Jednak przez ostatnie powiedzmy dwa lata wiele rzeczy się w moim życiu wydarzyło, które w znaczący wpłynęło na moje życie (i chyba mój stan psychiczny). Nie rozpisując się za chodzi o zakończenie poważnego długoletniego związku, kilka przypadków ciężkiej choroby w rodzinie, a ostatnim czasie tragiczną śmierć bliskiej osoby, utrata pracy i poszukiwanie nowej.

 

Od czasu jak pamiętam do 2009 roku byłem osobą pracowitą, zdyscyplinowaną, z wysokimi ambicjami i marzeniami, potrafiłem się cieszyć z tego co mam, byłem zadowolony z życia. Przez ostatnie dwa lata prawie wszystko się zmieniło. Tragiczne wydarzenia z mojego życia, brak pracy sprawiły że zupełnie zmieniłem się wewnętrznie. Mało rzeczy mnie cieszy, praktycznie nic. Kompletnie nie marze o niczym, nie myśle o przyszłości a jak już zaczynam myśleć to mam wrażenie, że nic dobrego nie będzie - że cały czas będzie tak jak jest bądź gorzej. Oszukuję samego siebie, niby szukam pracy ale tak naprawdę w głębi duszy liczę, że nikt się nie odezwie - to co kiedyś było moją pasją, co liczyłem że chce w życiu robić obecnie mnie przeraża, czuję, jakbym cofnął się z wiedzą i umiejętnościami. W dwóch miejscach pracy w których powinienem bez problemu poradzić sobie nie dałem rady. Brakowało mi koncentracji, motywacji, gdy coś mi nie wychodziło "uciekałem".

Być może to niska samoocena, ale czuję, że nie potrafię w życiu nic porządnie robić i zrobić. A jak już coś zaczynam to nie wiem czy z lenistwa czy z innych powodów nie kończę tego. Przez ostatnie pół roku najchętniej bym z domu nie wychodził. Siadam przed tv czy komputerem i oglądam - nawet nie ważne co leci po prostu, żeby zagłuszyć myśli. I tak od dłuższego czasu. Bez pracy zupełnie pogubiłem jakikolwiek rytm - chodzę spać o 2,3 w nocy wstaję w południe. Wstaję i nic. Zupełnie na niczym mi nie zależy. Uczuciowo czuję się wypalony, z osobami z którymi się związałem ( w ostatnich dwóch latach) szybko się wszystko kończyło - bo po prostu nie zależało mi, byłem zupełnie obojętny. Teraz nawet nikogo nie szukam. Wystarczy mi mieszkanie, tv i najlepiej cisza. Czuję i zachowuję się jakbym miał 70 a nie 30 lat. Znajomych i rodzinę okłamuję - dobry ze mnie aktor, potrafię się uśmiechać, żartować, ściemnić ze mam pracę i dobrze mi idzie. Jedyną "rozrywką" jest alkohol - nie spożywany codziennie w ogromnych ilościach, ale weekendami - co weekend wyjście gdzieś i powrót w raz lżejszym raz cięższym stanie.

 

Wiem, że ktoś powie "ogarnij się, głowa do góry i do przodu". Próbowałem setki razy. Zawsze kończy się tym samym. Im ambitniej zaczynałem tym większe czułem rozgoryczenie gdy kończyło się porażką. Zacząć małymi krokami - też próbowałem, jednak jedna, dwie przykre sprawy czy wydarzenia, pojawia się pustka w głowie, roztrzęsienie i już zmieniałem nastawienie i wracałem do punktu wyjścia.

 

Wszystkie sposoby, które próbowałem zawiodły. Przeczytane książki, e-booki, komentarze na forach - fajnie brzmią, dają na chwilę " kopa", jednak po chwili, dniu wszystko wraca do starego, pustego, bezczynnego stanu.

 

Za każdy pomysł, wskazówkę, myśl będę wdzięczny.

 

Dlaczego, skoro sam sobie nie radzisz, to nie zwrócisz się o pomoc do psychoterapeuty?

Z tego forum bardzo wielu użytkowników korzysta z tej formy pomocy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za odpowiedź. No to nici bo nie jestem ubezpieczony od 2 lat nie mam pracy, jedynie handluję na allegro na czarno... Za bogaty też nie jestem, więc nici z pomocy psychologa :/

 

A mój problem to chyba depresja choć sam nie wiem. Od 2 lat nie mogę znaleźć pracy w zawodzie, na niższe stanowiska jestem zbyt ambitny. Dodatkowo doskwiera mi samotność. Przez to, że nie mam pracy etatowej czuję się gorszy i wykluczony, dlatego nawet nie szukam drugiej połówki, bo boje się wyśmiania, odrzucenia itp. Od jakiegoś czasu po głowie mi chodzą myśli samobójcze. Nie bardzo wierzę w psychologów, sam lubię wszystko analizować, po prostu chciałem z kimś pogadać. Echhhh....

 

hej nie zostawaj z tym sam... mozesz sie tu wygadac... ale warto na pewno tez skorzysac z pomocy

moze pojdz do psychiatry? moze leki pomoga ci wyjsc z dolka? do psychiatry sie rzadziej chodzi wiec mniej bedziesz placil

pisz do nas

 

-- 15 paź 2011, 00:56 --

 

franciszekpol masz chyba klasyczną depresję... warto żebyś poszedł do lekarza lub/ i terapeuty

W depresji nie pomagają hasła weż się w garść... zaopiekuj się sobą... zasługujesz na to

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Leczę się już ponad rok. Mój psychiatra zaproponował zmniejszenie leku antydepresyjnego - zgodziłam się. Tyle że ja wcale nie czuje się normalnie. A chciałabym, aby było tak jak kiedyś. Może moim podstawowym problemem nie jest depresja, ale co ja mam zrobić. Chyba powinnam powiedzieć lekarzowi że czuję się beznadziejnie, i nie jest to związane ze zmniejszeniem dawki... chodzę też na terapię. Nie wiem czemu to piszę. Chyba jest mi smutno że tak się czuję i chyba tracę nadzieję że jakoś wrócę do normalnego stanu. Czy to ma sens? Mogę jakoś w miarę normalnie funkcjonować, nie to co było wcześniej bo to był jakiś kosmos, ale utraciłam swoje pasje, swoje odczuwanie, wszystko jest mi obojętne, nie potrafię się cieszyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja mam pytanie odnośnie terapii, czy podjęcie terapii i skupienie się na niej przez jakiś czas na różnego rodzaju używkach może mi formalnie nabruźcić w papierach? Boję się, że poddając się terapii, nie będę mógł kontynuować swoich medycznych studiów... Mam tego szukać w egulaminie studiów czy może w jakiś ustawach? Fakt, że w innym województwie mam terapię, a w innym studiuję działa chyba na moją korzyść? Mam po prostu wielkie obawy...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam wszystkich .jestem tu nowy. od paru dni czytuję rózne wątki ,czasem cos doradzę.

przypominam sobie czas ,kiedy miałem podobne problemy ze sobą

. nie będę si e dużo rozpisywał: powiem w dużym skrócie.

wpadłem w depresję w wieku 18 lat. trafiłem pod piekę specjalistów : psychiatrów ,psychologów,terapeutów z tym związanych. w ciągu 3 lat spędziłe ok. roku w szpitalu psychiatrycznym.

byłem blisko samobójstwa. rozumiem co czujecie ,znam lęki ,obawy, omamy ,sny i bezsenne noce,

zmęczenie ,zniechęcenie ,rozpacz.

bezradność wobec najprostszych czynności,strach przed ludzmi,zamykanie się w sobie i w mieszkaniu.

FOBIE(różnego rodzaju) ,głosy w głowie i te dookoła. wzrok ludzi na sobie.

znacie to?

nie jestem lekarzem,ani terapeutą. jestem obecnie zwykłym człowiekiem,który ma codzienne , życiowe problemy. i jeśli moja obecność na tym portalu pomoże komukolwiek z Was,będę zadowolony.

 

1 etap.

musisz stwierdzić,czy twój obecny stan,to deresja

- czy źle śpisz?

dłuższe zaburzenia snu powoduja zmiany w organiźmie.

- nie cieszy Cię nic?

- masz problemy z koncentracją?

- dopadają Cię nieokreślone lęki?

- bliscy mówią Ci ,że Cię nie poznają?

- widzisz czarno swoja przyszłość ?

- brak Ci celu?

 

czekam na wasze odpowiedzi

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Depresja

 

Witam. Szukam jakiejś pomocy chociaż dobrej rady która da mi jakaś nadzieję na normalne życie. Od jakiegoś czasu a nawet dłuższego nie potrafię zwyczajnie funkcjonować. Nie wiem czy to miłość to powoduję czy porostu obsesja. Kiedy nie poznałem jeszcze Patrycji i tak było ze mną złe bo wciąż byłem nieszczęśliwy.. Wydaję mi się ,że to depresja. Nie chce mi się zupełnie żyć to jakby miało się żal do samego siebie ,że jestem na tym świecie i że tu zupełnie nie pasuje. Czuję się tu intruzem. Z nikim nie umiem porozmawiać, dyskutować a jeżeli już to rozmawiam o moich problemach, wtedy wiem co mówić. Czytałem wiele książek odtwarzaniu obrazu pozytywnego ale to pomagało na krótki czas.. jestem w związku o którym zawsze marzyłem trafiłem na super dziewczynę i nie mogłem powstrzymać uczuć chociaż bardzo chciałem.. teraz kocham jeżeli miłość w ogóle istnieje bo nazywam to tak co czuję. Większość chłopaków była by szczęśliwa ale ja już w tym związku skazałem się na porażki. W mojej głowie już nic nie ma a ja czuję jak te uczucie mnie zjada ze wszystkiego. Nie potrafię się na niczym skupić. Przez problemy z samym sobą psuję nasz związek.Słucham wciąż smutnych piosenek i mam wrażenie że czekam na moment kiedy ze mną zerwie żebym mógł cierpieć. Myśle ,że cierpienie stało się sposobem na życie.Byłem u Patrycji na noc i strasznie się stresowałem jej rodziną aż ręce mi się trzęsły, szczególnie podczas wspólnego śniadania.. nic się nie odzywałem bo się po prostu okropnie bałem to tak jak gdyby stać przed widownią która oczekuję super koncertu a tu nigdy się nie śpiewało! Dziewczyna cały czas mówi, że z czasem będzie lepiej ale ja już siebie znam. W pracy jestem małomówny i praktycznie z nikim nie gadam nawet jak ktoś mnie zagaduję. Czasem chce ale to co mówię często nie ma sensu i mówię żeby mówić. Brak logicznego myślenia. Zastanawiam się czy to nie jest upośledzenie umysłowe. Jestem strasznym ponurakiem.. Nie jest mnie w stanie nic rozśmieszyć a kiedy się śmieję to dlatego że inni tez to robią. Czesio się zdarza ,że moje myślenie wyłącza się zupełnie. Jak gdyby moja głowa stawała się zawieszonym komputerem..a najgorsze jest to że krzyczy moje serce i nikt tego nie słyszy.. nie wiem skąd biorą się moje problemy. Nie chce żeby się to pogłębiało bo i tak jest już złe. Mam niedaleko kolegę który coraz bardziej zamykał się w sobie a teraz już nic nie można zrobić bo ma schizofrenię. Rozmawiałem z nim kilka razy ale on ma już własny świat i nic nie jest w stanie go zmienić. Okropne myśli mam w głowię czasami jak ktoś jest ze mną to mam to wyobrażam sobie jak chce go udzerzyc albo widzę obrazy po uderzeniu. Sam mam ochotę się kaleczyć, ciąć to reakcja na nienawiść samego siebie.. Zastanawiałem się nad samobójstwem ale boję się bólu i bólu moich bliskich szczególnie mojej mamy. Nikt oprócz niej mnie tak nie wspiera. Mam pretensję do całego świata że miłość nie istnieje tak jak na filmach. Ciężko żyję się w cierpieniu które nas cały czas otacza.. Nie wiem jak pani się zapatruję na mój list ale myślę,że nie będzie problemu jeżeli coś pani napisze.. Byłem już kiedyś w poradni ale w moich okolicach specjaliści nie są specjalistami z powołania..może i próbuję zmienić samego siebie na sile ale nie wiem jak mam rozmawiać z ludźmi. Ja tylko chce być szczęśliwy..i żeby chociaż na piętnaście minut przed moja śmiercią zagościł na twarzy szczery śmiech..

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie,

 

Dołączam i ja mój bagaż doświadczeń z nadzieją na Wasze rady.

Może mojej przeszłości nie będę opisywać, nakreślę jej zarys tylko tak ogólnie, skupię się raczej na teraźniejszości..

No to jedziemy... w dzieciństwie czułam tylko ogromny lęk, dużo płakałam, do tego byłam i jestem bardzo wrażliwa. Moi rodzice po prostu się nie dobrali, tłuką się między sobą do dzisiaj. Mama nie miała odwagi odejść od ojca i wiem, że nigdy już tego nie zrobi. Moje lęki z roku na rok coraz bardziej się pogłębiały. W końcu pod koniec 2000 roku musiałam zacząć się leczyć. Mam zespół lękowo-depresyjny, który jest wynikiem ogromnych zaburzeń osobowości. Tak więc u psychiatry bywam regularnie od 11 lat, bo bez leków nie potrafię już funkcjonować. Od 1,5 roku chodzę też na terapię w nurcie psychodynamicznym, wcześniej nie wierzylam w taką formę leczenia. W szkole, jesli chodzi o naukę dawałam sobie dobrze radę. Mam ukończone nie tylko studia ale też 2 inne zawody. No i właśnie na tej edukacji się wszystko zatrzymało...

Przejdźmy do konkretów.. za cholerę nie mogę odnaleźć się w żadnej pracy, mam jakieś problemy w wejściem w dorosłe życie, jakieś niedostosowanie społeczne.. nie wiem jak to nazwać.. zmieniałam już kilka razy pracę, w żadnej nie wytrzymałam dłużej niż 1,5 miesiąca. Teraz już po tylu próbach na samą myśl o zatrudnieniu to mnie cofa. Oczywiście, kiedy tracę pracę, wracam do rodziców, ciągle wracam ! I to jest najgorsze. Każda próba walki tzn. podjęcia pracy kończy się niepowodzeniem. To mnie wykańcza. Czuję się jak w pułapce, nie widzę drogi wyjścia, zaczęcia nowego życia, bo mi się po prostu nie udaje. Po każdej porażce mój stan zdrowia się pogarsza. Jakiś czas temu pojawiły się duże napady paniki, więc bardziej podchodzi to już pod nerwicę. Jestem zrozpaczona, bo wiem, że moja terapia będzie trwała bardzo długo a i tak już ze względu na wyjazdy, przeprowadzki związane z miejscem pracy musiałam ją nieraz przerwać. Nie będę przecież tylko ze względu na terapię siedzieć w toksycznej atmosferze, może to przecież potrwać kilka lat !! Może zamienić ją na behawioralno-poznawczą? Czas leci a ja mam jeszcze do spłacenia kredyt studencki, co mnie jeszcze bardziej dobija. Nie widzę żadnego rozwiązania na dzień dzisiejszy. Nie wyobrażam sobie siedzenia u rodziców i jedocześnie chodzenia na terapię. Bo czy biorąc pod uwagę atmosferę w domu ma to jakiś sens? Podsumowując: nie mogę sie wyrwać od rodziców bo nie jestem w stanie pracować, a praca to klucz do wolności.. błędne koło... aż wstyd, że w wieku 28 lat mam jeszcze takie problemy.. jak to mówią inni „wystarczyłoby po prostu zmienić myślenie”..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie,

 

Dołączam i ja mój bagaż doświadczeń z nadzieją na Wasze rady.

Może mojej przeszłości nie będę opisywać, nakreślę jej zarys tylko tak ogólnie, skupię się raczej na teraźniejszości.

Przeszłość ma wpływ na teraźniejszość. Jej nie zmienimy, ale mamy wpływ na teraźniejszość z uwagi na doświadczenia.

No to jedziemy... w dzieciństwie czułam tylko ogromny lęk, dużo płakałam, do tego byłam i jestem bardzo wrażliwa.

Płakałaś nie z byle powodu. Dziecko przeważnie płacze jak czuje się zagrożone i nie odczuwa bezpieczeństwa.

Moi rodzice po prostu się nie dobrali, tłuką się między sobą do dzisiaj.

Czyli tkwią w toksycznym związku, a Ty w takiej atmosferze wzrastałaś.

NIe widziałaś poprawnych relacji między osobami, które Cię wychowywały. Dostrzegałaś nawet to, że są niepoprawne bo często płakałaś.

Mama nie miała odwagi odejść od ojca i wiem, że nigdy już tego nie zrobi.

Była od niego uzależniona finansowo?

Czy tak dalece posunięte były mechanizmy matki od tego toksycznego związku, że raczej nie przywykłaby do spokojniejszego życia?

Wg mnie matka jak i ojciec mają zaburzenia emocjonalne i nie umieją sobie radzić ze swoją frustracją, wzajemnie się wykańczają.

Moje lęki z roku na rok coraz bardziej się pogłębiały. W końcu pod koniec 2000 roku musiałam zacząć się leczyć. Mam zespół lękowo-depresyjny, który jest wynikiem ogromnych zaburzeń osobowości. Tak więc u psychiatry bywam regularnie od 11 lat, bo bez leków nie potrafię już funkcjonować. Od 1,5 roku chodzę też na terapię w nurcie psychodynamicznym, wcześniej nie wierzylam w taką formę leczenia. W szkole, jesli chodzi o naukę dawałam sobie dobrze radę. Mam ukończone nie tylko studia ale też 2 inne zawody. No i właśnie na tej edukacji się wszystko zatrzymało...

Szkoda, że tak późno rozpoczęłaś leczenie.

No, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.

Przejdźmy do konkretów.. za cholerę nie mogę odnaleźć się w żadnej pracy, mam jakieś problemy w wejściem w dorosłe życie, jakieś niedostosowanie społeczne.. nie wiem jak to nazwać.. zmieniałam już kilka razy pracę, w żadnej nie wytrzymałam dłużej niż 1,5 miesiąca.

Może tak jak Twoja matka nie potrafi odejść od ojca, Ty nie potrafisz odnaleźć się w nowym, zdrowszym środowisku, wśród grupy społecznej, relacji międzyludzkich. NIe potrafisz odejść od starych utartych schematów i funkcjonować wedle nowych. Pewnie tak jest. Nowe budzą lęk, a stare powodują konflikty. Wiadomo, że w pracy ma się kontakt z innymi. Twoją trudnością może być nieumiejętność budowania poprawnych relacji z drugim człowiekiem.

Nie wiem co jest Twoją trudnością?Może nieświadomie też to, że musisz opuszczać dom?Tylko w nim czujesz się swojsko. To jest swego rodzaju paradoks. Bo jednak zawsze do niego powracasz.

Teraz już po tylu próbach na samą myśl o zatrudnieniu to mnie cofa. Oczywiście, kiedy tracę pracę, wracam do rodziców, ciągle wracam ! I to jest najgorsze. Każda próba walki tzn. podjęcia pracy kończy się niepowodzeniem. To mnie wykańcza. Czuję się jak w pułapce, nie widzę drogi wyjścia, zaczęcia nowego życia, bo mi się po prostu nie udaje. Po każdej porażce mój stan zdrowia się pogarsza. Jakiś czas temu pojawiły się duże napady paniki, więc bardziej podchodzi to już pod nerwicę.

Z jakiego powodu tracisz pracę?

Jestem zrozpaczona, bo wiem, że moja terapia będzie trwała bardzo długo a i tak już ze względu na wyjazdy, przeprowadzki związane z miejscem pracy musiałam ją nieraz przerwać.

Terapię zawsze można rozpocząć w nowym miejscu, u nowego terapeuty, to zawsze nowe doświadczenie.

Nie będę przecież tylko ze względu na terapię siedzieć w toksycznej atmosferze, może to przecież potrwać kilka lat !!

Tak, to prawda. Dom na Ciebie zdecydowanie źle wpływa. Matki i ojca nie zmienisz. Możesz pracować nad sobą, ale w spokojniejszej atmosferze.

Może zamienić ją na behawioralno-poznawczą?

Psychodynamiczna raczej sprawdza się w zaburzeniach osobowości.

Ale zawsze możesz spróbować innej.

Ja ponad dwa lata uczęszczam na psychodynamiczną, nie zamierzam zmieniać.

Czas leci a ja mam jeszcze do spłacenia kredyt studencki, co mnie jeszcze bardziej dobija. Nie widzę żadnego rozwiązania na dzień dzisiejszy.

A ja widzę...podjąć pracę bez względu na wszystko, próbować samodzielności i chodzić na terapię.

Nie wyobrażam sobie siedzenia u rodziców i jedocześnie chodzenia na terapię.

Jeśli masz możliwość opuszczenia domu zrób to.

A terapię możesz rozpocząć w miejscu, w którym zamieszkasz.

Bo czy biorąc pod uwagę atmosferę w domu ma to jakiś sens?

Zawsze atmosfera w domu będzie wpływała na Twoje samopoczucie.

Podsumowując: nie mogę sie wyrwać od rodziców bo nie jestem w stanie pracować, a praca to klucz do wolności.. błędne koło... aż wstyd, że w wieku 28 lat mam jeszcze takie problemy..

Uzależniasz się od nich, tej atmosfery. Może masz trudności z aklimatyzacją? Każda porażka powinna Cię motywować, a jest odwrotnie. Pewnie rodzice Cię nigdy nie wspierali, że dasz radę. Stąd taki mechanizm.

jak to mówią inni „wystarczyłoby po prostu zmienić myślenie”..

Niestety nie, nie jest łatwo zmienić myślenia. To zbyt skomplikowane.

Trzeba zrozumieć siebie, znać swoje potrzeby, dostrzegać to, co jest dla Ciebie dobre.

Rodziców się nie wybiera, to fakt.

Masz dwa zawody. Nie każdy ma. To powinno Cię zmotywować do działania.

Poradzisz sobie, tylko w siebie uwierz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pablito19902, jakbym czytała o sobie. Mam to samo, często jestem nieobecna myślami, skupiona na własnych problemach, zamknięta w swoim świecie. Gdyby nie farmakologia, to nakręciłabym się na śmierć. Dlatego moja rada> leczenie. Piszesz, że "serce krzyczy a nikt tego nie słyszy". A nawet jeśli słyszy, wiem to po sobie, ludzie niechętnie przebywają w towarzystwie takich ponuraków, dlatego już dawno przestałam liczyć na ich pomoc. Zatem pójdź do specjalisty, taka moja rada, bo mi osobiście ratuje to życie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ala1983 jesteśmy rówieśnicami, ja studiów nadal nie mam, a z pracy zawsze zwalniałam sie sama z przyczyn lęków i depresji, kilka dni temu pisałam na Pw jesli pamietasz mnie ;) tak wiec nie jesteś z tym sama; za każdym niepowodzeniem też wydaje mi się trudniej podnioeść i coraz bardziej mi wstyd za moje błędy, że inni potrafią dlaczego ja się poddałam...wstyd za niemoc, i to, że nie potrafię siebie zaakceptować, przez tyle lat (też leczę się ponad 10 lat ) robię te same głupie jakby cofnięcia się w rozwoju...Często byłam na dnie i nie widziałam innego wyjścia jak skończyć ze sobą, ale jakoś zawsze ktoś, coś odzywa się " w głowie", że nie mogę, nie wolno mi i staram się walczyć o lepsze jutro, o siebie, po prostu walczę każdego dnia...

Pozdrawiam serdecznie raz jeszcze ;))

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika1974,

Była od niego uzależniona finansowo?

Tak, była i jest uzależniona finansowo.

Nie wiem co jest Twoją trudnością?Może nieświadomie też to, że musisz opuszczać dom?Tylko w nim czujesz się swojsko. To jest swego rodzaju paradoks. Bo jednak zawsze do niego powracasz.

Wracam do rodziców, bo nie mam gdzie wrócić.

Z jakiego powodu tracisz pracę?

Głównie z powodu silnych lęków, po miesiącu jestem już tak wykończona walką z emocjami, z samą sobą, że się w końcu poddaje.

Jeśli masz możliwość opuszczenia domu zrób to.

A terapię możesz rozpocząć w miejscu, w którym zamieszkasz.

Na dzień dzisiejszy nie mam siły, może po nowym roku podejmę kolejną próbę.

Może masz trudności z aklimatyzacją? Każda porażka powinna Cię motywować, a jest odwrotnie.

Tak, mam ogromne zaburzenia adaptacyjne.

 

Niestety nie, nie jest łatwo zmienić myślenia. To zbyt skomplikowane.

 

Ja to wiem, ale inni ludzie tego nie rozumieją.

 

Dziękuję Moniko

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć. Chciałabym dorzucić do wątku trochę od siebie..

Od ok. 8 lat cierpię na stany obniżonego nastroju, w swojej karcie choroby wyczytałam "zaburzenia obrazu własnego ciała"(to kiedy miałam problem z anoreksją a później bulimią), i "łagodny epizod depresyjny". Żaden psychiatra nie umiał mi powiedzieć co właściwie mi dolega, a byłam u 8 różnych. Przeszłam terapię grupową(pół roku) oraz indywidualną(dość krótką bo tylko 3 miesiące). Próbowałam też terapii indywidualnej chyba ze 3-4 razy, ale nie trafiłam na odpowiednią osobę. Próbowałam leczenia farmaceutycznego - bezskutecznie(brałam Bioxetin, Fevarin, Fluoksetynę, Wellbutrin). Nie leczę się cały czas, do specjalistów zwracałam się tylko w momentach w których zupełnie nie radziłam sobie z wykonywaniem żadnych czynności. Przeszłam 3 próby samobójcze, przez ponad 4 lata okaleczałam się (nacięcia skóry). Moje problemy zaczęły się w wieku 13 lat, więc jestem świadoma że część z tego to proces dojrzewania, buntowania się itd. Ale z wielu rzeczy już wyrosłam.

To co mi przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu to nie żadne urojenia, ja na prawdę staram się wierzyć że mi się uda, że jakoś ułożę sobie życie. Czuję smutek, lęki (TOTALNIE irracjonalne), nie potrafię się skupić, jestem ciągle zmęczona, takie powiedziałabym typowe objawy depresji. Ale ja ich nie rozumiem. Dlaczego przez pół dnia płaczę a drugie 12h śpie? Kiedy mam coś zrobić, cokolwiek, co wywołuje u mnie stres (a jest to prawie wszystko jeśli wymaga wyjścia z domu) totalnie się rozsypuję, płaczę, nie potrafię się uspokoić. Powtarzam sobie "przecież wszystko jest w porządku, (i dalej tłumaczę sytuacyjnie ze nie mam się czego obawiać, że będzie dobrze, że przecież mam wszystko czego mi potrzeba do szczęścia i życia w godnych warunkach). Ale to nie pomaga. Nic nie pomaga. Nie wiem co robić. Jestem osobą ambitną, mam tak wiele rzeczy które chciałabym zrobić, cele które chciałabym osiągnąć. Jedyne co stoi mi na przeszkodzie to te uczucia, emocje. Których nie umiem poskromić, nie umiem nad nimi zapanować. Próbowałam technik z oddychaniem, z wyobrażaniem sobie pięknego spokojnego miejsca w którym czuje się bezpiecznie. Nie pomaga. Ja tego nie rozumiem. Mam wszystko czego mi trzeba, czemu nie umiem się tym cieszyć?

 

Przepraszam jeśli piszę nie w tym wątku co trzeba i nie to co trzeba. Ja po prostu już nie wiem co robić, rodzina chce mi pomóc ale nie wiedzą jak. I ja też nie wiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich, zaczne od tego że pisze to dlatego że jestem na bombie troche wypiliśmy z bratem. Nie wiem nawet od czego zacząć, zacznę od tego że nie wiem po co piszę tylko sie pogrążam, przyznaje się że jest coś ze mną źle ale tak napewno jest, mi się wydaję że z innymi jest coś nie tak, czy to prawda, mam dylemat. Otóż zacznę moją opowieść, piszę to bo mamy wolne mam czas i spokój. zacznę od tego może jaki jestem, a trudno mi to opisać, nie, nawet boję się tego zrobić. Mam 18 lat, chodzę do liceum ogólnokształcącego ostatnia klasa (matura). Moje zainteresowania to głównie nauka, zwięrzeta, rośliny, (przyroda) podróżowanie (z powodów badawczych), teraz rozwinę - haha komu będzie się chciało czytać ten cały bajzel. Nie interesuje się dokładnie nauką jak każdy, jakieś kujońskie gówna, interesują mnie w większości rzeczy których nie rozumiem i mnie intrygują, na które ciężko jest odpowiedzieć, czyli wszechświat, religie (a głównie zachowania ludzi którzy w nią wierzą, jestem dziwnym ateistą), zachowania ludzi, zachowania zwierząt, roślin. Już jako dziecko zadawałem dziwne pytania, a rodzina odpowiadała mi na nie jak idiocie, a ja chciałem innej odpowiedzi. (miałem 5-12 lat). Typowe pytania to dlaczego woda jest płynna, dlaczego ludzie wierzą w coś czego nie widzę i nie rozumiem (bóg), dlaczego karzą mi sie modlić. Ale zawsze odpowiadali jak dziecku. Jak wspomniałem jestem "dziwnym ateistą" strasznie ciężko jest mi to opisać, wierzę że coś sprawiło, wywołało coś z czego postało wszystko, bo coś musi na coś wpłynąć żeby coś się dokonało. To jest moim zdaniem bóg. Motyw z czuwaniem nad nami rozumiem inaczej, jest wszędzie? Też na swój sposób, otóż mój sposób myślenia jest następujący: Wierzę że ten mój Bóg jest czymś, co oddziałuje na wszystko inne, czyli jesteśmy uzależnieni od tego, co stworzyło wszystko oraz potrzebuje stwórcy do dalszej egzystencji. Nikt nie jest samodzielny i nie przetrwa sam. Energia wytwarza się oddziałując. Ten bóg jest wszędzie w tym wypadku, dlatego że jest wszystkim (nie będe tego rozwijał nie po to tu przyszedłem), a ludzie nie mogący odpowiedzieć na trudne pytania, szukają poparcia, przywódcy, kogoś na czym mogliby polegać, wierzyć, wypłakać się, przyznać sie do winy, tym jest bóg, takim wyimaginowanym psychologiem. Skąd to wywnioskowałem - otóż umiem zrozumieć kogoś patrząc na twarz, nie wiem, po prostu potrafię i wiem to, wiem kiedy ktoś jest zły, kiedy ktoś kłamie, udaje, jest smutny ale udaje zadowolonego, komuś jest przykro, ale wstydzi się przeprosić, kiedy ktoś jest zauroczony, zakochany, ale to tylko ogół. Ludzie wracając z kościoła są zadowoleni, ludzie po modlitwie także są zadowoleni, po spowiedzi też, a najbardziej widoczne jest to w święta. Lubie zwierzęta bo intrygują mnie ich zachowania, zwierzę nie może zrozumieć człowieka z wzajemnością, ale próbuje zrozumieć, poznać i żyć wspólnie. Rośliny interesują mnie bo widzę jak się rozwijają, intryguje mnie wszystko w nich, ich rozwój, zachowania - tak one też mają zachowania, tresują się, po uszkodzeniu łapią stres i przestają się rozwijać ( rosnąć ) - tak jest ze mną. dzieciństwo miałem dobre, nie narzekałem, ojciec miał nas w dupie, matka też, ale nie przeszkadzało mi to, miałem jedzenie, ubrania, dom. Rodzice jako gnoje młodsi ode mnie pobrali się. Przeszli przez niesamowite bagno, nie wyobrażam siebie na miejscu mojego ojca, mam szacunek do niego że dał sobie radę z matką, i wyszli dobrze na tym, ale dostrzegłem że odbiło im się to na psychice. Matka miała depresję całe życie, nie miała pracy, ojciec pracował, matka nic nie robiła, robiła obiad i tyle, nie wychodziła za często. Ojciec zawsze dawał mi rady, uczył - wpieprzył mi nieraz, miałem blizny na dupie, nieraz po gębie dostałem, tak jak i mój brat, ale nie mam mu za złe, chciał dobrze, wiem że potem tego żałował, zawsze żałował, ale nie potrafi tego opanować. Z czasem robiło się coraz gorzej, na początku tylko kłótnie z matką, potem doszło do rękoczynów, różne cyrki, eh śmieszne to dla mnie jest, dzieciństwo miałem dobre, ojciec był normalny ( nie robił wyżej wymienionych rzeczy) do okresu kiedy skończyłem 8 lat. Jako dziecko zawsze zostawałem sam w domu z bratem (mając 4-8 lat) to było normalne, głodny nieraz byłem, ale miałem pod ręką brata starszego o 3 lata, który mną się zajmował, uczył niekoniecznie dobrze ale jak najlepiej umiał, większość czasu spędzałem na dworze z takimi samymi kolegami, którzy mieli problemy w domu, nie wszyscy ale dwóch takich było. Bawiłem się jako 5 letnie dziecko wychodziłem z domu sam do piaskownicy pod blok, bawiąc się z innymi dziećmi które przchodziły z rodzicami. Nie pamiętam dokładnie co wtedy robił brat, wychodziłem sam. Jak nie było mnie na dworze, to byłem u jednej z babć, nocowałem i tak w kółko. Nie wiem kto mnie wychował, brat najbardziej. Mieliśmy niezły trening jako dzieci, dzisiaj ojciec mówi że nigdy nas nie bił. Pewnie interesuje was na kogo wyrosłem XD. Ojca miałem nowoczesnego, mieliśmy nowe konsole, telewizory, sprzęt pralke itp, nie żyło mi się źle. Ojciec miał nas w dupie jak był w domu to tylko grał i nic więcej, a poza domem albo bar albo praca. Był inteligentnym człowiekiem i jest nadal, tak jak i mój dziadek, mają dryg to liczb i wszystkiego co wymaga myślenia. Gdyby nie to, że miałem gry, byłbym dzieckiem ulicy, taki sam jak moi starzy kumple (przeprowadziłem się) kim teraz są? Było ich dwóch pisałem wcześniej - mądrzy goście, przyjaciele byli, kim teraz są? Obaj 18 lat, jeden nie ma gimnazjum skończonego drugi same gimnazjum, i po tym jak siedział i nic nie robił przez wiele lat, wkońcu pojechał za granicę pracować, drugi siedzi i pije dalej. Ja wraz z wiekiem kiedy to mogłem "bez pozwolenia" siadać na kompa (14 - 15lat) zatraciłem się w grach mmorpg. Rodzice mieli mnie w dupie w związku z tym nie widzieli ile gram, i nawet wtedy kiedy nie poszedłem do szkoły. Brat co robił to nie pamiętam tego, dużo z nim siedzę i nie pamiętam, był cały czas obok i robił chyba to samo, był jedyną osobą której nie obserwowałem, bo niby po co, był liderem zawsze miał racje. Tak więc zatraciłem się w grach, kiedy obudziłem się po tygodniu, wyszedłem do nich, zaczęli się śmiać że jestem psycholem i tylko bym grał, oczywiście robili to dlatego, że nie mogli mnie wyciągnąć na dwór, szkoda im było (bo sami uwielbiali grać, tak jak każdy) że ja gram a oni sie nudzą na dworze. Ja oczywiście byłem gówniarz który jeszcze tego nie dostrzegł, wziąłem to do siebie i znowu zatraciłem się w grach , tym razem jeszcze bardziej. Od wtedy czas zaczął płynąć szybko , a wspomnień brakowało, bum nowy rok, bum nowy rok. Straciłem kontakty, popadłem w depresje, do tej pory żyję w depresji, chociaż po mnie tego nie widać, w szkole jestem normalny, miałem dziewczyny (przestawały mnie interesować po czase, wydawały mi się wszystkie takie same i tak jest do tej pory) nauczyciele niczego nie podejrzewają, u psychologa szkolnego nie byłem nigdy. Wiem że jest coś ze mną nie tak, życie ucieka, miesiące lecą , a ja nie przypominam sobie niczego pozytywnego, czegoś czego dokonałem, postępu brak. Wydaje mi się że stoję w miejscu, urywa mi się film, nie mam żadnych wspomnień, mam czasy w których naprawde mam kiepskie chwile, nie sprzątam w pokoju, nie chce mi się kąpać, myć, nie chce mi się wstać bo nie widzę w tym sensu, nie widzę sensu uczyć się bo i tak nie ma pracy, i gówno się zarabia w Polsce, kiedy mam takie chwile mój pokój to jeden wielki śmietnik, do tego mam kota w pokoju, który jeszcze wszytko potęgował zrzucając mi kwiatki z parapetu, a mi nie chciało się sprzątać i ziemia leżała nawet cały tydzień. Od podstawówki dobry byłem z matmy, angielskiego. Z angielskiego do tej pory jestem dobry ( z próbnej matury miałem 98%) z matematyki z roku na rok stawałem się coraz gorszy, wkońcu zwątpiłem w jakikolwiek postęp (to było już w 6 podstawówce) i przestałem myśleć. W podstawówce byłem jednym z lepszych. Jak skończyłem? Tak że dużo gorsi ode mnie skończyli w dobrych szkołach, a ja - w najgorszym liceum w mieście. Popadłem w taką apatię, że w niczym nie widziałem sensu, oczywiście miałem stany normalne, gdzie po osiągnięciu jakiegoś celu (przyrost masy mięśniowej podczas treningów, lub uratowaniu zwierzaka, lub rośliny) samopoczucie było dobre. Ale to cały czas wraca, jest coraz gorzej, jestem już prawie dorosły, a wciąż czuje się, jakbym w wieku 15 lat stanął, i tak jakby to tej pory jestem 15 -to latkiem. Nic nie czuję, matka wyprowadziła się od nas, nie tęsknię, jak nas odwiedza i prawie płacze że nas nie widziała długo, ja udaję że też tęskniłem, przypominal sobie kiedy nie chciała mi dać jeść, biła mnie po twarzy za nic (bo ojciec to miał powód zawsze, mam szacunek do niego, bez powodu nie podnosił ręki), wyrywała mi włosy i wykorzystywała, zwalała winę żebym to ja oberwał od ojca, pieniądze zabierała kiedy to od dziadków dostałem na święta. Za kotem bardziej tęsknię... Nie czuję do niej niczego, oprócz tego że nienawidzę kiedy dzieje się jej krzywda, nie znoszę tego kiedy jest smutna. Do ojca także niczego nie czuje, nawet z nim nie rozmawiam bo rozmowy z nim nie mają sensu, zawsze dojdzie do kłótni bo on musi zawsze mieć rację - znalazłem rozwiązanie, nie rozmawiam z nim i przyznaje zawsze mu rację, robie co mi karze i jest w porządku. Oczywiście próbuje nawiązać kontakt, ale kiedy to robi i nie ma powodu konkretnego do rozmowy (jakieś zadanie dla mnie, opieprzenie) to mówie mu że jestem zajęty. Więź czuję jedynie do brata, gdyby go zabrakło nie wiem co bym zrobił. W tym momencie nie widzę sensu, czuję się jakbym spał, w szkole jestem zadowolony, zbijamy z kumplami, gadamy z laskami, ale poza szkołą to wygląda inaczej. Po nocach siedzę, rano śpie, wstaje nic mi się nie chce, wszystko na siłe, brak motywacji do czegokolwiek. Chcę iść do psychologa, zobaczyć co to da, sprawdzić (lubię badać i obserwować, analizować wyniki), oczywiście nie do przesady. Ale jest mi wstyd, teraz jestem pod wpływem niezłej bomby (przysmolimy sobie czasem dymka z bratem lub kumplem) i jestem zdecydowany co do problemu, trzeźwy też dostrzegam problem, ale sobie myśle "eee pff co będe się przejmował" i spowrotem na kompa i dalej to samo. Nie wiem co na to powiecie, ale strasznie mnie to ciekawi :].

 

Dodam jeszcze że dostrzegłem to, że mój brat po części zaczyna zachowywać się jak mój ojciec, bardzo podobnie, ale tylko po części, co mnie martwi.

Jeszcze dodam, że uwielbiam samotność, nie wiem, poprostu lubię spokój.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lavender, Piszesz, że Twoje problemy zaczęły się w wieku 13 lat. Czy już wtedy matka czy ojciec szukali rozwiązania u specjalisty? Bo skoro nie, znaczy, że problemy całkowicie nie zostały rozwiązane.

Mówisz...okres dojrzewania mógł wpłynąć na Twoje trudności. Może i tak. Ale nie jest normalne, żeby okres dojrzewania był usprawiedliwieniem dla cięcia się, autodestrukcji. NIe radziłaś sobie z frustracją, napięciem, może w ten sposób odreagowywałaś lęk. Tego nie wiem.

Wiem na pewno, że trudności , o których mówisz utrudniają Tobie funkcjonowanie.

Myślę też, że powinnaś uczęszczać na psychoterapię. To jest bardzo długotrwały proces, ale na pewno dający efekty.

Ile masz lat?

Uczysz się? Pracujesz?

Jak wyglądały/wyglądają Twoje relacje z rodzicami?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rozwiązanie u specjalisty(miałam wtedy 15 lat) polegało na psychoterapii i przyjmowaniu antydepresantów. I nie rozwiązało to problemu.

Ja wiem czemu się okaleczałam, to była też reakcja na prawdziwe źródło problemu..

Tak, moje trudności to w skrócie emocje które pojawiają się i znikają bez wyraźnej przyczyny, wpływają na moją fizyczność i w związku z tym tak jak napisałaś Moniko, utrudniają mi funkcjonowanie.

Mam lat 'już' 21 i nie znalazłam ośrodka który oferowałby mi długoterminową psychoterapię w ramach NFZ. Jestem zapisana na liście oczekujących, ale okres oczekiwania to ok. rok czasu.

Studiowałam i pracowałam, teraz jestem na urlopie zdrowotnym z uczelni i nie pracuję.

Moje relacje z rodzicami są bardzo dobre. Są dostępni, mogę zawsze na nich liczyć i oni też starają się mi pomagać. Tzn. z tatą mam mniejszy kontakt niż z mamą, ale to chyba normalne.

Może to nieskromne ale uważam się za inteligentną osobę. Często rozmawiam sama ze sobą, prowadzę dziennik. Mam już pewne doświadczenie jeśli chodzi o terapie i nie rozumiem w jaki sposób miałoby mi to pomóc. Nie mówię że jej nie chcę, jak najbardziej staram się znaleźć i taką formę pomocy, po prostu po tych wszystkich dla mnie bezsensownych rozmowach, czy często monologach z psychologami jest mi ciężko uwierzyć że coś takiego może pomóc. A od psychiatry usłyszałam że ja nie mam rozumieć jak to pomaga tylko chodzić :D piękne.

Zastanawiam się czy terapia elektrowstrząsami mogłaby mi pomóc. Szukam jakichś alternatyw, bo nie wyobrażam sobie życia z czymś takim, za stara już jestem żeby nie móc się kontrolować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lavender, Tu nie chodzi o kontrolę.

Poco miałaby się kontrolować?

A relacje z innymi, jak wyglądały/wyglądają?

Piszesz, że relacje z rodzicami miałaś b. dobre, że są dostępni. To może być bardzo subiektywna opinia z uwagi na fakt, że obiektywni nie jesteśmy. Stąd oferowana pomoc terapeuty.

Oczywiście zgodzę się ze zdaniem, że nie należy zastanawiać się nad faktem jak pomaga terapia, tylko chodzić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej, jak pewnie każdy z Was kompletnie nie wiem od czego zacząć. Czytam wpisy i wylewam łzy, bo uświadomiłam sobie, że jednak mam poważny problem. Od dawna borykam się ze wszelkimi objawami depresji ale gdy tylko przychodzi lepszy moment tłumacze sobie, że problem nie istnieje. Cieszę się, że istnieje takie forum, że są osoby, które czują to co ja i że temat depresji nie będzie tu tematem tabu...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej, jak pewnie każdy z Was kompletnie nie wiem od czego zacząć. Czytam wpisy i wylewam łzy, bo uświadomiłam sobie, że jednak mam poważny problem. Od dawna borykam się ze wszelkimi objawami depresji ale gdy tylko przychodzi lepszy moment tłumacze sobie, że problem nie istnieje. Cieszę się, że istnieje takie forum, że są osoby, które czują to co ja i że temat depresji nie będzie tu tematem tabu...

 

mam to samo, nie wiem, ja nie poradziłem sobie z tym, żyje z tym i nic nie poradzę, jakoś leci, mam ogromną apatie zapewne i ty też, teraz nie jestem w głębokiej depresji bo był sylwester, ale za jakiś czas to wróci, i tak będzie działo się w kółko do puki czegoś nie zrobie, znajdź sobie hobby i interesuj się nim, i nie, nie komputer bo to nie pomaga, przynajmniej mi nie, mam mase zainteresowań ale przez apatię nie chce mi się nimi zajmować, nic nie robię tylko siedzę przed komputerem, potrafię przesiedzieć tak cały dzień, dosłownie 12 godzin (z przerwami 30minutowymi 5-6 przerw) ale kiedy chociaż na chwilę się zmotywuje do działania, jestem zadowolony , i czuje że coś zrobiłem, zacznij od sprzątania :)

 

ja przeprowadzę taki test, musze się zmotywować do........ pisania....... takiego jakby.... pamiętnika ( wiem to wieśniackie ale co poradzić, coś trzeba próbować ), będę w nim pisał co dzisiaj zrobiłem, i może wprowadzę sobie jakąś punktację? To narazie jest taka refleksja ogarne to na dniach, i napiszę jak to wszystko się ma, może wprowadzę sobie taki jakby plan dnia, muszę coś zrobić z tym, sprawdzić czy działa testować to na sobie, i jeżeli zadziała to będę radził to innym, ponieważ mam bardzo zwyczajną depresję, aspołeczność (nie widać tego po mnie, ale wiem że tak jest).

Działaj i trzymaj się ! Będzie dobrze, ale musisz się STARAĆ i nie dać apatii przybić Cię do krzesła !!

 

 

byłbym zapomniał, nie jestem żadnym tam psychologiem, ale na twoim miejscu (jak nie wiesz) to musisz dostrzec co jest przyczyną twojej depresji, i podejmować środki, ale jak nie wiesz co i za cholerę nie wiesz co robić i masz dość, proszę idź do psychologa, szkoda życia marnować na ten syf deprysyjny, życie za niedługo się skończy i trzeba korzystać, wiem jakim jestem hipokrytą, sam siedze w tym syfie i nie ide do psychologa, ale te słowa to prawda, a próbować warto. Nie wiem co będę robił z tym ja, ale muszę wkońcu coś z tym zrobić nie mogę tak żyć, wy też nie możecie.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a ja sie dzisiaj zarejestrowałam tutaj

nie wiem czy mam depresję - czy coś innego - bo nie byłam u lekarza (jeszcze)

generalnie do kilku lat obserwuję spadek formy - wszelakiej

mam przyjaciół zainteresowania, pracę dom...

ale ja kompletnie zamknęłam sie w sobie

staczam sie po równi pochyłej

nic mnie nie cieszy, nie mam uczuć żadnych /apatia/

od pół roku moje życie wygląda tak - wracam z pracy (czasami nie dochodze do niej) - po czym sie kłąde i śpię do rana

ja ciagle śpię - a raczje nie spię tylko "lewituję" - zasypiam koło 12 w nocy

w rzeczach, nei chce mi się myć

w chacie syf - nie sprzątam

dzieckiem sie nie zajmuję - dziecko tylko mówi "moja mama ciągle śpi" na pytanie co robi matka

nie mam celu w życiu, żadnego

codziennie staram sie wstać i ogarnąć - czasami mi się nie udaje - kładę sie z powrotem /dzwonie do pracy ze nie przyjde/

jestem jak automat - staraciłam zainteresowanie hobby /kiedyś miałam/ wszystkim - nic mnie nie cieszy

czesto mysle o samobójstwie - bo wątpię y mnie coś czekało w życiu

latem byłąm u psychologa - nic mi nie pomogło - nagadał mi, że czego ja chcę - mam dom, pracę itd wiec czego sie czepiam - inni mają niby gorzej...

nie pójdę już do psychologa

zastanawiam sie nad lekami...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

KarKar, mam tak samo jak Ty.

Od lat broniłam się przed lekarzem psychiatrą i uważam te lata za stracone.

W listopadzie było już tak źle, że odważyłam się i poszłam do dobrego specjalisty, który świetnie wytłumaczył mi co się ze mną dzieje.

Zapisał leki, powiedział, że początki leczenia będą trudne, wyjaśnił dlaczego.

Dwa miesiące łykam grzecznie leki i już zaczynam odczuwać lekką poprawę, a ja głupia przeleżałam kilka miesięcy w łóżku. To znaczy poobijałam się parę minut po mieszkaniu i do łóżka, pilot w rękę, bezmyślne przerzucanie kanałów i tak całe dni.

Więc głowa do góry i odwiedź specjalistę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×