Depresja
Witam. Szukam jakiejś pomocy chociaż dobrej rady która da mi jakaś nadzieję na normalne życie. Od jakiegoś czasu a nawet dłuższego nie potrafię zwyczajnie funkcjonować. Nie wiem czy to miłość to powoduję czy porostu obsesja. Kiedy nie poznałem jeszcze Patrycji i tak było ze mną złe bo wciąż byłem nieszczęśliwy.. Wydaję mi się ,że to depresja. Nie chce mi się zupełnie żyć to jakby miało się żal do samego siebie ,że jestem na tym świecie i że tu zupełnie nie pasuje. Czuję się tu intruzem. Z nikim nie umiem porozmawiać, dyskutować a jeżeli już to rozmawiam o moich problemach, wtedy wiem co mówić. Czytałem wiele książek odtwarzaniu obrazu pozytywnego ale to pomagało na krótki czas.. jestem w związku o którym zawsze marzyłem trafiłem na super dziewczynę i nie mogłem powstrzymać uczuć chociaż bardzo chciałem.. teraz kocham jeżeli miłość w ogóle istnieje bo nazywam to tak co czuję. Większość chłopaków była by szczęśliwa ale ja już w tym związku skazałem się na porażki. W mojej głowie już nic nie ma a ja czuję jak te uczucie mnie zjada ze wszystkiego. Nie potrafię się na niczym skupić. Przez problemy z samym sobą psuję nasz związek.Słucham wciąż smutnych piosenek i mam wrażenie że czekam na moment kiedy ze mną zerwie żebym mógł cierpieć. Myśle ,że cierpienie stało się sposobem na życie.Byłem u Patrycji na noc i strasznie się stresowałem jej rodziną aż ręce mi się trzęsły, szczególnie podczas wspólnego śniadania.. nic się nie odzywałem bo się po prostu okropnie bałem to tak jak gdyby stać przed widownią która oczekuję super koncertu a tu nigdy się nie śpiewało! Dziewczyna cały czas mówi, że z czasem będzie lepiej ale ja już siebie znam. W pracy jestem małomówny i praktycznie z nikim nie gadam nawet jak ktoś mnie zagaduję. Czasem chce ale to co mówię często nie ma sensu i mówię żeby mówić. Brak logicznego myślenia. Zastanawiam się czy to nie jest upośledzenie umysłowe. Jestem strasznym ponurakiem.. Nie jest mnie w stanie nic rozśmieszyć a kiedy się śmieję to dlatego że inni tez to robią. Czesio się zdarza ,że moje myślenie wyłącza się zupełnie. Jak gdyby moja głowa stawała się zawieszonym komputerem..a najgorsze jest to że krzyczy moje serce i nikt tego nie słyszy.. nie wiem skąd biorą się moje problemy. Nie chce żeby się to pogłębiało bo i tak jest już złe. Mam niedaleko kolegę który coraz bardziej zamykał się w sobie a teraz już nic nie można zrobić bo ma schizofrenię. Rozmawiałem z nim kilka razy ale on ma już własny świat i nic nie jest w stanie go zmienić. Okropne myśli mam w głowię czasami jak ktoś jest ze mną to mam to wyobrażam sobie jak chce go udzerzyc albo widzę obrazy po uderzeniu. Sam mam ochotę się kaleczyć, ciąć to reakcja na nienawiść samego siebie.. Zastanawiałem się nad samobójstwem ale boję się bólu i bólu moich bliskich szczególnie mojej mamy. Nikt oprócz niej mnie tak nie wspiera. Mam pretensję do całego świata że miłość nie istnieje tak jak na filmach. Ciężko żyję się w cierpieniu które nas cały czas otacza.. Nie wiem jak pani się zapatruję na mój list ale myślę,że nie będzie problemu jeżeli coś pani napisze.. Byłem już kiedyś w poradni ale w moich okolicach specjaliści nie są specjalistami z powołania..może i próbuję zmienić samego siebie na sile ale nie wiem jak mam rozmawiać z ludźmi. Ja tylko chce być szczęśliwy..i żeby chociaż na piętnaście minut przed moja śmiercią zagościł na twarzy szczery śmiech..