Skocz do zawartości
Nerwica.com

Czy wierzysz w wyleczenie?


cicha woda

Rekomendowane odpowiedzi

100%, da jestem żywym przykładem, ale trzeba wygrać ze sobą, zmienić swoje nawyki, a więc wyrwać kawałek siebie i wrzucić do styksu, co jest bardzo trudne, z drugiej strony to jedyne wyjscie.

 

To o czym piszesz jest jedynym skutecznym sposobem na wyleczenie. Ja bym tylko dodał, że to nie chodzi o wyrywania kawałka siebie jako tako, lecz usunięcie chorej części siebie. Tego co przyszło i co jest nie potrzebne, ale to nie jest oryginalnym naszym ja, lecz czymś co się pod to nasze ja podszywa tak skutecznie, że myślimy że jest prawdziwe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć, tez mam nerwice lekową jeszcze pare miesięcy temu myślałam że z tego wyszłam..teraz juz wiem ze nie do końca. Moja przygoda z nerwicą zaczeła sie od zakończenia szkoły..nagle zrobilo mi sie słabo oblał mnie zimny i goracy pot rece zaczeły mi sie trząść, zrobily mi się miekknie nogi tak jakbym zachwile miala zemdlec..straszne uczucie...po tym wydarzeniu na chwile byl spokoj...z reguly bylam osoba ktora bardzo przezywala rozne sytulacje pod wplywem duzych emocji i stachu ktory byl z tym zwiazany. Starcilam najblizsza przyjaciółke byla dla mnie ja siostra...zawsze bylbysmy razem..imprezy..wypady na miasto..zawsze razem..po tym jak przestalysmy sie przyjaznic wszystko runelo a bylo to przed zakonczeniem szkoly...od wtedy pamietam swoje pierwsze ataki paniczne ale prawdopodobnie mialam je juz od awna tylko nie ujawnialy sie w takim stopniu...zaczelam bac sie ludzi, wychodzenia z domu, balam sie ze cos mi sie stanie ze zemdleje..to bylo straszne. Tylko w domu czulam ukojenie...zaczelam bac sie stytulacji ktore przed tem byly dla mnie czyms normalnym. Minely wakacje przez ktore caly czas bylam w domu balam sie wyjsc...aż przyszedl wrzesiń a ja musialam zaczac nowa szkole..nowi ludzie..nowa okolica..nikogoi tam nie znalam...ale przelamalam sie. Bywaly gorsze i lepsze dni..nie moglam usiedziec w szkole wewnetrznie cala sie trzęsłam.. rece potwornie mi sie pocily..myslalam ze mdleje..to samo bylo po za domem nawet pare metrow..jak tylkoi wychodzilam robilo mi sie słabo..oprucz tego ze mialam ataki paniki caly czas sie przejmowalam zadreczalam...popadalam w depresje..potrafilam codzieniie plakac..zadreczac sie..az wkoncu powiedzialam sobie dosc tego co ja z soba zrobilam...poniewaz uwazam ze nerwica nie robi sie od tak...to choroba naszych emocji, ciagle skazujemy sie na niepowodzenie az w koncu nasz mozg zaczyna tak myslec...wiec... powiedzialam sobie dosc..zaczelam chodzic do szkoly mimo tego ze sie cala trzeslam i myslama ze mdleje nigdy to sie nie zdarzylo...malymi kroczkami zaczelam wychodzic do ludzi...az w koncu nawet nie pamietam dokladnie kiedy przestalam sie bac, jezdzialam do szkoly zaczelam miec przyjaciol, zaczelam chodzi do kosciola, jezdzic na dyskoteki, zaczelam bywac w miejscach publicznych i o dziwo nie balam sie tego. Po roku zaczelam robic prawojazdy i niestety znowu sie zaczelo...mokre rece...strach nie wiadomo przed czym..chyba przed tym ze zemdleje ze cos mi sie stanie... pare razy chcialam sie poddac te ataki paniki wracalay zawsze o tej samej porze roku...ale chcec zrobienia prawa jazdy byla dla mnie czyms tak upragnionym ze nie odpuscilam...zmuszalam sama siebie do tego zeby pojechac sama do duzego miasta i spelnic swoj cel..udalo sie zrobilam prawo jazdy co dziwne nie czulam zbyt duzego stresu chęć zdania byla dla mnie wazniejsza niz jakies wymysly w mojej glowie. od tamtego czasu ataki paniki...mokre rece..lęk..strach przed wyjsciem gdzies samemu zniknol...jezdzilam sama autem duzo kilometrow, zaczelam chodzic na zabawy dyskoteki...az znowu zaczely sie wakacje i znowu wystraszylam sie tego ze ten lek zawzse wracal a tym rzem nie wrocil zaczelam sie nad tym zastanawiac...az w koncu wrocil wkrecialam sobie ze umierazm ze sie dusze...pojechalam na pogotowie tam zrobili mi badania i okazalo sie ze jestem zdrowa...ja juz wiedzialam ze to nerwica...znowu zaczelam sie nakrecac...i to byl mój bład. Na koniec chcialabym wam powiedziec ze z nerwicy da sie wyjsc. ja z mojej poczatkowej nerwicy wychodzilam 3 lata... teraz juz wiem jakie błędy popełnilam dlatego wrociła. W nerwice wprowadzamy sie przez pare lat...nie oczekujmy wiec ze odrazu z niej wyjdziemy...nerwica no nie choroba...to zaburzenie stanu emocjonalnego..ktorego jak sami sibie nie przywrocimy nawet na sile to z tego nie wyjdziemy...zeby pokonac nerwice trzeba zmienic sposob swojego myslenia..wiem ze to trudne..ale da sie. nie warto siedziec w domu i czekac na kolejny atak panikim skoro siedzimy w domu z niepokojem a co bedzie jak wyjde i zemndleje? to tak naprawde tylko czekamy az to sie zdazy..wiem co mowie sama tak robilam ale to nie jest wyjscie z nerwicy. Skoro udało mi sie raz chociaz z wielkim trudem to uda sie i drugi raz.

przepraszam za błedy pisałam to szybko.

 

"Nie rezygnuj z celu, tylko dlatego bo wymaga czasu. Czas i tak upłynie..."

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Juta1111 piszesz o swojej nerwicy a ja czytam tak jakbym o sobie czytał. Wielu ma podobny przebieg choroby i podobne sytuacje.

Podobnie jak Ty twierdzę, że można wyjść z tej choroby. Mnie udawało się to dwa razy, czegoś jednak nie dopatrzyłem i kiedy lęki minęły cieszyłem się życiem zamiast wrócić do tego, przemyśleć na nowo i zmienić to co potrzeba. Teraz trzeci raz w życiu jestem w okresie ataku choroby i wychodzę z niej tym razem dość szybko. Teraz jednak nie mam zamiaru udawać szczęśliwego człowieka bez lęków i paniki ale przyjrzeć się dokładnie temu co kolejny raz mnie wpędziło w to choróbsko. Nie mam zamiaru za rok czy dwa znowu siedzieć miesiącami w domu bojąc się że zemdleję kupując gazetę :(

Twierdzisz, że nerwica, to nie choroba. Ja myślę, że to jest choroba, wyleczalna jak większość.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tylko chyba choroba wyleczona i "WYLECZALNA" raczej nie wraca... A nerwica jest jak nowotwór. W przypadku nieuleczalności lubi nawroty i zżera człowieka długo i boleśnie. I jest z nią tak jak z nowotworami: część z niej wyjdzie i będzie twierdzić, że jest to możliwe, a część nie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja na poczštku też się nie nastawiałam na leki, ale stwierdziłam że szkoda marnować życia w chorobie na skupianiu się na swoich lękach i wybrałam się do psychiatry. Tabletki biorę od tygodnia, jest już lekka poprawa, ale wiem że same proszki nie wystarczš, potrzebna jest również dobra psychoterapia. Ale mimo to i tak wierzę w wyleczenie, czego życzę nam wszystkim :) Pozdrawiam

Ja chodzę od miesiaca i biore tabletki byłam na drugiej wizycie i zupełnie doszłam do siebie ,pozbylam sie lęków ,jest dobrze.

 

-- 30 wrz 2011, 20:13 --

 

leki uspakajajš,dajš wyciszenie,ale to jest tak że przez jaki czas będziesz mieć ulge a potem będzie jeszcze gorzej.Ja jak dowiedziałam sie o mierci mamy nawet nie płakałam ponieważ byłam na proszkach,jako zleciało pół roku i teraz do mnie dopiero zaczyna wszystko docierać.Teraz pojawiła sie silna nerwica.Boje sie że co mi sie stanie tak jak i mojej mamie.Jak już wpadam w panike potrzebuje obecnoci mojego chłopaka i wezme czasem proszki ziołowe.Dajmy sobie zgode na przezywanie emocji.

Idż do dobrego psychiatry ja pośmierci męża miałam to samo.Biore leki ślabe ,ktore sa nowej generacji mozna jeżdzic samochodę.Taruma odeszla wczoraj bylam na drugiej wizycie pani doktor stwierdzila ,że widać po twarzy po rozmowie poparawe.Przestalam ciagle rozmyślac wzielam sie z cala energia do pracy i jest okej czego Ci życze.Tabletki ziolowe nic nie daja ja też na początku bralam.Nie można samemu sobie poradzić doradzam Ci lekarza psychiatre.Zobaczysz ,że odzyjesz. :papa::papa:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Idż do dobrego psychiatry ja pośmierci męża miałam to samo.Biore leki ślabe ,ktore sa nowej generacji mozna jeżdzic samochodę.

 

Majka65 Podaj proszę nazwę tych leków. Mnie coś lekarze nie potrafią dobrać leków. Czeka mnie niebawem trzecia zmiana leku. Może ten który Ty bierzesz będzie odpowiednim dla mnie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czy nerwica jest jak nowotwór...nie wiem...w sumie coraz trudniej mi z tym zyć...kazdy mowi wez sie za siebie dziewczyno...a ja nie potrafie nawet wstać z łóżka...zasatanawiam sie czemu akurat ja tam mam...dlaczego nie moge zyc normalnie...cieszyc sie z zycia jak kazdy..dlaczego jest coraz gorzej...codziennie mam uczucie jakby serce mi miało stanac..to straszne uczucie..wtedy odechciewa mi sie walki z tym chorubskiem..nie umiem sie pozbierac..czasmi myśle ze lepiej jest to skonczyć...mam 19 lat..czuje sie jakbym miala z 50...czy wyjde z tego..czami mysle ze tak..czasmi ze nie. Ciagle boje sie ze to wroci bo przeciez wrocilo z podwojona siła...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czasmi trzyma mnie tylko tesknota za dawnym zyciem..zyciem przed nerwica...jak sobie przypomne jak bylo to az chce mi sie plakac...tesknie za tym moim normalnym zyciem ktorego moze nie docenialam ciagle sie czyms zamartwialam az w koncu wpedzilam sie w depresje i nerwice..przed tą choroba nie bylam osoba slaba potrafilam walczyc o swoje do konca za wszelka cene.. nie potrafie powiedziec czemu mnie to dopadlo widocznie w ktoryms momecie sie poddalam wszystko stracilo sens...mam zludna nadzieje ze kiedys uda mi sie powrocic do "tamtego" mojego życia....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czy bylam u psychiatry tak bylam..rok temu mialam nawrot choroby znowu mokre rece...myśl ze zemdleje...po 10 minutach rozmowy przepisala mi seroxat. Bralam go przez tydzien po pół tabletki poitem mialam brac po calej.. lecz sama odstawilam ten lek po tygodniu poniewaz mialam dziwne objawy myslam ze dostaje padaczki...wystaszylam sie i to odstawilam..potem nerwica ucichla...az doi mometu kiedy wyladowalam na pogotowiu...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To ja chcę należeć do tych wyleczonych na zawsze. Postaram się to zrobić. [...].

 

Widzisz Spylacz, a ja nie wiem dlaczego ale mam dziwne przekonanie, że z tą nerwicą jest jak z nowotworem czy inną chorobą typu cukrzyca, nadczynność tarczycy i itd... Że nie ma znaczenia, czy my chcemy należeć do wyleczonych czy nie chcemy, czy postaramy się czy nie, bo jednym się to udaje i to często bez większego wysiłku, a innym nie mimo wielu lat terapii i leków..

Mam pesymistyczną wizję co do wyleczenia się z tego, ale to nie oznacza, że skapitulowałam. Chodzę na terapię (nie często, ale chodzę), biorę doraźnie leki, pijam melisę, łykam nawet valerin max bez recepty, a jak czuję że coś nadchodzi to jednak walczę. Mimo to nie wierzę w całkowite wyleczenie, ale mam tego naprawdę dość..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czapla Ja będę tu twardo bronił swojego stanowiska, że nerwica jest wyleczalna a nie tylko zaleczalna. Właśnie po raz trzeci w życiu ją zaleczam, tym razem jednak robię ( przynajmniej się staram robić), to co powinienem kiedy zaleczałem tę chorobę za pierwszym i drugim razem. Wtedy jednak nie miałem świadomości, że trzeba coś jeszcze zrobić. Dziś już wiem, że kiedy nadchodzi dzień wolny od lęków i kiedy znowu stanę się zwykłym szaraczkiem, to muszę jeszcze wrócić do swoich koszmarków, nie mogę ich zostawić.

 

Tu macie moją historię:

l-ki-teraz-wy-si-bojcie-id-po-was-t31060.html

 

-- 03 lis 2011, 23:00 --

 

Polecam Wam książkę "Uratuj mnie" RACHEL REILAND - kobieta chora na pograniczne zaburzenie osobowości, chorobę teoretycznie nie wyleczalną opisuje w niej właśnie rozliczanie przeszłości, akceptowanie jej i wychodzenie z teoretycznie nie wyleczalnej choroby:)

Książka jest dla wszystkich i dla tych biedulek, które nie mogą sobie poradzić ze sobą i dla zwycięzców, którzy walczą do końca. Rachel doszła do przyczyn swojej choroby, rozprawiła się z nimi i wyzdrowiała na zawsze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Spylacz, Tak, ale samo przeczytanie nie wystarczy, tylko pokazuje mechanizmy choroby autorki książki.

Jej leczenie było okupione wielkim cierpieniem. I dzięki wsparciu męża i wspaniałego terapeuty udało się Rachel zaleczyć/wyleczyć chorobę.

Od momentu objawów autorki do względnego ustabilizowanego stanu minęło 4 lata. A wiadomo, że do borderline przyczyniło się dzieciństwo Rachel, a raczej model wychowania, który reprezentowali i wcielali w życie jej rodzice, a zwłaszcza ojciec.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja przeczytałam "Uratuj mnie" trzy razy. Książka zrobiła na mnie duże wrażenie, i widzę moc analogii między mną a Rachel, również (a może przede wszystkim) w relacji z moją terapeutką. Sama mam bpd, jak Rachel. Choć książka ta zrobiła na mnie wrażenie to jednocześnie uważam, że jest trochę przekoloryzowana, nierealistyczna. Nie wierzę, by można było tak bardzo zawierzyć terapeucie, dać się poprowadzić z zamkniętymi oczami jak Rachel, mówić absolutnie o wszystkim, być tak prawdziwym i do bólu szczerym, otwartym, zaufać w 100% mając borderline. I przetrząsając internet na różnych forach nie znalazłam ani jednej takiej osoby (mimo ich uwielbienia do terapeutów). Być może przemawia przeze mnie trochę gorycz, bo mimo mojego uczucia do terapeutki i ogólnej otwartości, zaufania nie potrafię tak jak Rachel. Nie potrafię nie grać, otworzyć się całkowicie, zawierzyć, zaufać w pełni. Wydaje mi się, że w moim przypadku to niemożliwe. Próbuję, ale po prostu nie umiem. Ostatnio moja terapeutka stwierdziła, że ja nawet Bogu nie ufam, choć w Niego wierzę.

Nie potrafię być prawdziwa. A moje mechanizmy obronne przed poruszaniem różnych spraw są tak silne, że moje myśli natychmiast spowija gęsta mgła, gdy tylko próbuję do czegoś wrócić. Tak jakbym się sama transowała choć tego nie chcę - chmura w głowie, w myślach...

Terapia dużo mi dała i nadal daje. A jednak nie potrafię być w pełni prawdziwa nawet przy mojej terapeutce.

Jestem chyba niedowiarkiem. Bo uwierzę, że historia Rachel nie jest przekoloryzowana ku pokrzepieniu serc pacjentów wtedy, gdy sama będę potrafiła tak zaufać i otworzyć się przed terapeutką jak ona.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×