Przestałam wychodzić sama z domu, kiedy nie mogłam ukryć swojego stanu. Dopóki wyglądałam "normalnie", jakoś szło, jeśli musiałam - wyszłam. Ale pewnych stanów nie da się ukryć. Telepanie, rozbiegany wzrok... Jakimśtam bezpiecznym punktem jest sklep - żabka. Blisko, znane, prawie jak w domu:D Wchodzę, mówię "dzień dobry" a znajome panie podają mi od razu papierosy...:)
Kiedyś chodziło o samo wyjście. Jeśli przekroczyłam próg, jakoś szło.
Teraz jest więzienie. Z natury jestem łazikiem, nawet pracę wybrałam taką, żeby łazić, łazić godzinami. A teraz? Nie wyjdę. No nie wyjdę k***a.