Skocz do zawartości
Nerwica.com

Wpływ toksycznych rodziców na nasze dorosłe życie.


Harpija

Rekomendowane odpowiedzi

Ja większości swojego dzieciństwa nie pamiętam, tylko urywaki, moja matka jest chora na jakąś tam psychoze nie leczoną, bardzo się jej bałam. ciągłe awantury pretensje, musiałam wysłuchiwać,o jej nie udanym życiu jak wszyscy ja niszczyli /chodzi o jej siostrę, męża, matkę/ ja musiałam być po jej stronie a jak nie chciałam już słuchać, nie mogłam /w kółko gadała to samo/ to byłam wrogie i zdrajcą. w kółko awantury. Marzyłam żeby się wynieść jak najdalej, tylko to się liczyło. Odizolowała mnie od całej mojej rodziny, jak byłam z nią, moja siostra z ojcem ,nie mogłam się z nimi widywać, z babcią, ciocią. jak już dorosłam na tyle że mogłam sama jeździć autobusem to jeździłam w wielkiej tajemnicy do nich/ czasami jakoś sie dowiadywała i była awantura. Wszyscy wiedzieli jaka ona jest nikt z o mnie nie walczył, nie próbował, wydzierała mnie na siłę jak trzymałam ojca z nogę, z kolonii od niego zgarnęła mnie z uliczki i siłą wrzuciła do samochodu. Jak poznałam mojego ex /on już wtedy popijał/ ale dla niej był taaaki ładny, dobry, inny mnie nie zechce, bierz co ci się trafia mówiła, a ja uznałam, że to jest dobry moment bo on mnie przed nią obroni. Po 2 latach mieszkania u niej podała nas o eksmisję./ wcześniej kiedy byłam chyba w liceum nie pamiętam podała mnie do prokuratury,że się nad nią znęcam/ Mieszkaliśmy jeszcze rok a potem dostaliśmy swoje mieszkanie, ale jak się potem okazało wpadłam z deszczu pod rynnę. ale to już na inny watek. Od tamtego czasu nie utrzymujemy ze sobą kontaktu. Sporadycznie sie widujemy, przez 10 lat może ze 5 razy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

takie miałam w dzieciństwie pranko: matka żyły wypruwa (tu następował pokaz żył na wierzchu dłoni), a ja ją do grobu wpędzam

natychmiast czułam się jak ten grabarz, co już dół kopie, niewdzięczna za cały trud we mnie włożony

Jakbys o mnie pisala! Literalnie!

 

-- 03 sty 2014, 09:30 --

 

A u Was tez byly wspominki jakichs Waszych przewin sprzed lat powtarzane w kolko? Bo chyba ten typ tak ma... Pamietliwy jest.

Moja matka nie pamietala gdzie polozyla okulary (nie, ona nigdy niczego nie zgubila czy zarzucila, ktos jej zlosliwie schowal bo nic nigdy nie ginie - to byl jej aksjomat) ale pamietala ze np na moim weselu uzbierane pieniadze dalam na przechowanie tesciowej, nie jej. Bo akurat tesciowa byla wtedy pod reka a matki nie bylo - ale nie, ja to zrobilam specjalnie na zlosc, zeby ja wykonczyc za to co dla mnie zrobila (i tutaj nastepuje litania przewin wszelakich, ktore oczywiscie byly zlosliwe i z premedytacja skierowane do walki z jej zdrowiem psychicznym i fizycznym).

Teraz to sie z tego smieje, autentycznie - bo to jest tak glupie i bezsensowne, ze az smieszne. Jak z wieszania sie mojego eksia choc wtedy to mi do smiechu nie bylo. Teraz zas co cobie przypomne jak latal po domu i zagrodzie z tym sznurem od bielizny to sie autentycznie smieje.

W koncu matka sklocila mnie z tesciami na dobre po smierci meza,

Obydwoje rodzice byli o nich zazdrosni - wlasciwie to mieli o co bo tam byla normalna, rodzinna atmosfera, tam sie mowilo prawde i nikt sie nie bal a z bledow wszyscy sie smiali; nikt nikogo nie straszyl a jak szwagier po pijanemu zrobil zonie awanture to tesc osobiscie tam poszedl i mu wpierd*lil: jak jeszcze raz to zrobisz to juz nie jestes moim synem - tak powiedzial. U tesciow jak sie siadalo do stolu to byly zarty, ciekawe historyjki, czesto smialismy sie zyczliwie z siebie nawzajem (bez zlosliwosci czy docinkow) i tam czulam sie bezpiecznie. Nie jak w rodzinnym domu gdzie kazdy wspolny posilek czy spedzony czas to byly jakies wypominki, uwagi, awantury, cokolwiek bym nie powiedziala to czepianie sie - jesli wogole moglam cos powiedziec bez przerywania mi albo skwitowania: a ty to zawsze glupoty gadasz, niby taka madra, szkoly skonczyla a glupia.

Tesciowie zafundowali mezowi kamien nagrobny (zostal pochowany w naszym rodzinnym grobowcu, to byla moja decyzja zreszta) i od tego sie zaczelo. Teraz juz nie czuje zazenowania kiedy o tym wspominama le przez lata bylo mi autentycznie wstyd za zachowanie matki bo to ona byla inicjatorka. Stwierdzila ze kamien jest brzydki (pare epitetow tam padlo) i kazala usunac. Ja nie mialam prawa glosu tak mnie zahukali obydwoje bo widzieli ze biore strone tesciow. Skonczylo sie na tym, ze matka wziela kogos z rodziny, odmontowali ten kamien, pojechali do domu tesciow i wrzucili im przez ogrodzenie na ogrod. K*rwa ale zenada! W rezultacie rodzice wygrali bo tesciowie, chcac nie chcac, wymienili ten kamien i zamontowali "zgodny z zasadami" ale zerwali z nami kontakt.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

aardvark3, przypomniałaś mi w "antyprawdach życiowych" o traumie wojennej

otóż moi rodzice urodzili się tuż przed/w trakcie wojny, no i niby to był temat taboo, ale napomykano w określonych okolicznościach o przeżyciu głodu, zimna i biedy strasznej - nie muszę chyba opisywać, jakie poczucie winy za moje rozpasane dzieciństwo wobec nich miałam...

moja matka do dziś przeżywa swoje ciężkie dzieciństwo, gdy obiektywnie rzecz biorąc traktowana była naprawdę okropnie przez matkę i ojczyma

niedawno jej powiedziałam, że to nie był ówczesny "styl wychowywania" tylko znęcanie się i patologia

z lekka ją zatkało

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

aardvark3, przypomniałaś mi w "antyprawdach życiowych" o traumie wojennej

otóż moi rodzice urodzili się tuż przed/w trakcie wojny, no i niby to był temat taboo, ale napomykano w określonych okolicznościach o przeżyciu głodu, zimna i biedy strasznej - nie muszę chyba opisywać, jakie poczucie winy za moje rozpasane dzieciństwo wobec nich miałam...

Mnie ktos kiedys powiedzial: ty ta "wojne" caly czas przezywasz i prowokujesz, zeby im dorownac, zasluzyc na prawo do cierpienia i szacunek czy co tam jeszcze.

Byc moze jakas terapeutka - potem przerwalam terapie bo niewiele mi dawala a ja nie moglam sie zajmowac wtedy soba, bo zylam z toksykiem - musialam pilnowac zeby nie narobil jeszcze wiecej strat i traum. Zreszta sama wiesz jak to jest z takim czlowiekiem, caly czas w stanie czuwania.

 

moja matka do dziś przeżywa swoje ciężkie dzieciństwo, gdy obiektywnie rzecz biorąc traktowana była naprawdę okropnie przez matkę i ojczyma

niedawno jej powiedziałam, że to nie był ówczesny "styl wychowywania" tylko znęcanie się i patologia

z lekka ją zatkało

Nawet jesli ktorykolwiek z rodzicow przezyl horror w dziecinstwie to owszem, przeszlosc go tlumaczy ale nie usprawiedliwia.

Do nas to prawo tez sie stosuje.

Moja matka nie zyje juz od 10 lat ale gdybym jej to powiedziala to raczej by jej nie zatkalo tylko otworzylby sie worek z oskarzeniami (pewnie o tesciowej i pieniadzach z wesela tez by wspomniala :twisted: ) - odechcialoby mi sie dalej ciagnac ten temat. Albo by powtarzala glosno i teatralnie jedno zdanie co tez bylo dobra metoda na mnie bo sie wycofywalam. Nie mozna polemizowac ze sciana. Ona nigdy, jak siegne pamiecia, nie chciala sluchac (a mnie mowila ze dziecku nalezy poswiecac uwage i wysluchac go, jprdl) tylko zakrzykiwala niewygodne tematy albo robila cyrk pt ja jestem ofiara wszyscy sie nade mna pastwia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no tak, u mnie przynajmniej było jasne, że dzieci i ryby głosu nie mają,

poza tym dziecko musiało być grzeczne, czyli nie okazywać złości, strachu i wszystkiego, co trudne do ogarnięcia przez skoncentrowanych na sobie dorosłych

 

od pewnego czasu staram się mówić, co myślę, nie bacząc na to, co z tym moja mamunia zrobi

ojciec już nie żyje, nie miałam okazji powiedzieć mu wprost tego, co chciałam

pamiętam tylko wpisy z mojego nastoletniego pamiętnika, w którym na wielu stronach krzyczałam wielkimi napisami, jak bardzo ich nienawidzę

 

 

mam też starszego brata, który przez wiele lat mnie totalnie ignorował, a jesli nie, to ośmieszał gdy tylko nadarzała się ku temu okazja

od kilku lat mamy częsty kontakt i widzę, że jest niesamowicie zaburzony i kompletnie tego nieświadomy

na dodatek wobec mnie wchodzi w rolę ojca, który wie lepiej itd

 

ciężka sprawa

 

 

przypomniało mi się coś jeszcze

otóż moja mamunia ze mną rywalizuje! gdy przyglądam się temu z dystansem, to pusty śmiech mnie ogarnia

jak mogę na nią liczyć w takiej sytuacji??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie było tak, że byłem dobrze traktowany przez rodziców, jedynie bywałem obserwatorem trochę ostrych konfliktów pomiędzy rodzicami w pierwszej połowie dzieciństwa, ale mam najbardziej skrzywioną psychikę spośród osób w rodzinie. Osoby w mojej rodzinie, które były gorzej traktowane przez swoich rodziców radzą sobie dobrze i nie mają za bardzo skrzywionej psychiki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

otóż moja mamunia ze mną rywalizuje! gdy przyglądam się temu z dystansem, to pusty śmiech mnie ogarnia

to chyba czeste u zaburzonych matek? Moja byla chorobliwie zazdrosna o moj dobry kontakt z tata posuwajac sie nawet do sugestii erotycznych miedzy nami. Strasznie mnie to zenowalo. Poza tym napuszczala swoje dzieci na siebie wymyslalajac jakies bzdury. Ja z siostra nie dawalysmy sie na to nabrac i nie dala rady nas sklocic

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Candy14, też mam wrażenie że moja matka w jakiś tam sposób ze mną rywalizuje, ale nie umiem powiedzieć o co dokładnie chodzi.

Poza tym przykro mi się zrobiło przed wigilią, jak dała mi do zrozumienia, że w tym co założyłam na siebie wyglądam grubo. Dała mi jakieś swoje opięte bardziej ciuchy. Żałuje teraz, że jej się poddałam i założyłam co chciała bo to daje jej taką kontrolę a ja nie wyznaczyłam swojej granicy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aneczak, ja dopiero na terapii dowiedzialam sie ze moze mi sie czegos nie chciec, zer moge byc zmeczona i przelozyc cos na pozniej albo zwyczajnie nie miec w danym momencie na to ochoty. U mojej matki wszystko musialo byc natychmiast czy mi sie chce czy nie i czy mi to pasuje, a w malzenstwie nawet do glowy mi nue przyszlo ze moge powiedziec "nie mam teraz na to ochoty"
dokładnie tak.

 

ja tylko słyszałem o tym że się musi i słynne "jak sobie pościelisz tak się wyśpisz"... (jak ja tego nienawidzę)

 

-- 04 sty 2014, 18:27 --

 

to co rodzice chcą musiało mi się naturalnie chcieć, teraz jak ojciec jeszcze mówi do mnie w ten sposób to już sobie myślę WTF?!

 

brzmi to trochę jak stłumiony głos z przeszłości... który słabnie... ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W domu rodzinnym wkrzyczano, wytloczono na moim umysle priorytet. To co chca rodzice, to co dla nich dobre. Stalo sie to moim nawykiem.

Potem myslenie: jesli robie cos dla siebie to wyrzadzam ich krzywde, bo nie zajmuje sie ich priorytetami. Spuszczenie z oka tego co powinnam chocby na krotka chwile i zajecie sie soba wywolywalo we mnie poczucie winy, zaniedbania czegos najwazniejszego... Jak ja smiem robic to rodzicom ktorzy sa pierwsi po Bogu (matka lubila "przepytywac" mnie w przykazan i powtarzac do zachrypniecia: co jest w przykazaniu? Czcij ojca i matke!

No tak, szacunek nalezal sie obligatoryjnie. Tzn taki byl ich obraz rodziny. Moze gdybym byla ich wlasnym dzieckiem zadzialalby instynkt czy co tam jest. A nie jakies sztywne zasady: tak byc musi bo tak jest w ksiazce, w katechizmie czy tak powinno byc. A propos - rodzice wcale nie byli jacys bardzo religijni, tylko mnie gonili do kosciola a matka na sprawdzenie, czy w kosciele bylam, wypytywala mnie co ksiadz na kazaniu mowil. Pamietam to jakby bylo wczoraj. Takze to co mnie przerazalo autentycznie: jak kazala mi cos powtorzyc: co ja powiedzialam? Albo co ktos powiedzial, co w ksaizce pisalo itp. Kolejne kontrolowanie czy automat dziala prawidlowo. Truchlalam jak te slowa slyszalam bo nigdy nie powtorzylam wlasciwie albo jesli mi sie udalo to i tak sie czepiala. "O widzisz, sama powtorzylas ze trzeba robic tak a ty swoje. Glupias jak but."

Ze dzieci i ryby nie maja glosu to oczywiste bylo. Gdy rodzice szli ze mna do rodziny czy jakichs znajomych (z wyjatkiem jednej kuzynki bo tam czesto na noc zostawalam i jezdzilam z jej rodzicami na wakacje, moi nigdzie nie jezdzili chyba ze do sanatorium) to musialam siedziec w miejscu, odzywac sie tylko kiedy mnie zapytaja; jak kazali zaspiewac albo wierszyk powiedziec to natychmiast. Jesli dali zjesc mialam zjesc wszystko. Jesli nie - nie moglam sie upominac. I usmiechac sie, pokazac jaka ze mnie grzeczna dziewczynka.

Grzeczne dzieci nie siedza cicho w bezruchu - tak zachowuja sie dzieci wytresowane i zastraszone. Zahukane.

Znam dzieci rozwydrzone ktore potrafia cudzy dom zdemolowac - i znam dzieci ktore jak przyjda z wizyta potrafia sie ladnie bawic i widac, ze sa nauczone szacunku do czyjejs wlasnosci. Jak widze dziecko ciche, siedzace w miejscu, obserwujace spode lba rodzicow to wiem ze cos jest nie tak.

Pozniej eks nr 2 postepowal tak samo - wymuszal krzykiem. I tutaj powiedzenie: madry glupiemu ustapi byloby najbardziej na miejscu. Ktos dodal zakonczenie: "...i dlatego swiat tak wyglada".

Ale ja juz mialam tresure krzyku i reagowalam na nia jak pies Pawlowa.

Toksyczne osoby wyczuwaja slabosc potencjalnej ofiary, nie wiem jak oni to robia. Pewnie na tej samej zasadzie co u nas swiatelko ostrzegawcze, tylko ze my czesto go lekcewazymy (Gdyby, tak jak u toksykow, od tego zalezalo nasze przetrwanie to pewnie bysmy brali je pod uwage, ale mamy tak obnizona poprzeczke poprzez bycie DD ze jakies tam swiatelko, ba - nawet syrena, nam nie podskoczy)

 

Bylam dzis po raz pierwszy od wyprowadzki w gorach, w moim dawnym "wysypisku smutkow". Tam zawsze nachodzily mnie rozne ciekawe refleksje, zreszta miejsce spokojne, dzikie (tylko bylo troche za zimno dzisiaj a ja sie nieodpowiednio ubralam), przyroda wokolo (nawet mysikrolika dzis widzialam, nawet dalo sie do niego podejsc w miare blisko ale uciekl jak wyciagalam aparat - bez sensu zreszta bo nie mialam obiektywu z zoomem)... I pomyslalam sobie tak: wiekszosc ludzi, ktorzy mieli wplyw na moje zycie, ktorzy zajmowali w nim duzo miejsca i z racji tego byli wazni - nie umieli, nie chcieli, nie mogli wydobyc ze mnie tego, co we mnie najlepsze, wartosciowe. I dlatego nigdy nie nauczylam sie jak rozpoznawac takich ludzi.

Takiego kogos spotkalam przypadkiem, nawet niewiele brakowalo, bysmy sie mineli i wogole na siebie nie zwrocili uwagi. Nawet napisalam przed wielu laty opowiadanie SF luzno oparte na teorii "niespelnionego spotkania". Wtedy bowiem przerazilo mnie, ze moglam go nigdy nie spotkac... Ale jak to mowia - zylabym w niewiedzy a niewiedza nie boli. ;)

 

-- 04 sty 2014, 18:14 --

 

I nie umiem wymagac, ciezko mi sie tego nauczyc. Przychodzi mi z ogromnym trudem i opornie choc wiem, jak bardzo pomogloby mi to w zyciu.

Co najwyzej prosze a jak mnie zignoruja to olewam i albo rezygnuje i musze sie obejsc albo sama probuje to zrobic.

O tym zreszta juz pisalam jak mnie wkurza ze tyle potrafie; to nie jest dobre.

Proszac o pomoc wchodzimy w interakcje z ludzmi, pokazujemy im ze sa nam potrzebni. Osoba dysfunkcyjna, jak ja, wlasnie na odwrot - boi sie pokazac ludziom ze sa jej potrzebni bo nauczono ja, ze potrzebowac ludzi to znaczy 1/bycie niekompetentnym 2/nie radzenie sobie z zyciem 3/wykorzystywanie innych 4/egoizm 5/bezczelnosc

I co, jesli taka osoba nagle zachoruje powaznie, bedzie potrzebowac opieki? Az ciarki przechodza na mysl o tym.

Ponad 10 lat temu mialam wypadek na podworku, 3 miesiace na wozku. Nie chce tego wspominac, dodatkowo poglebilo moja niechec do proszenia o pomoc.

To sa wszystko konsekwencje wychowania w dysfunkcyjnych rodzinach - i to, z czym my musimy sie zmierzyc. Co potrzeba nam przepracowac bysmy mogli pelniej cieszyc sie zyciem.

Nie przerobione - w najmniej oczekiwanym momencie wyjdzie z ciemnosci jak upior.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Grzeczne dzieci nie siedza cicho w bezruchu - tak zachowuja sie dzieci wytresowane i zastraszone. Zahukane.

Nie do końca się z tym zgadzam. Jeśli dziecko siedzi cicho w bezruchu, to niekoniecznie musi być wytresowane i zastraszone.

W kontekscie mojej wypowiedzi, dzieci zastraszone i wytresowane wlasnie tak sie zachowuja.

Moze to byc rowniez dziecko autystyczne czy z innymi problemami rozwojowymi, ale my tutaj mowimy o DD.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja myślę, że mi nie wolno być złą na mamę. Że jak mam do niej o coś żal to jestem zła i niewdzięczna, więc jak Was czytam to czuję się jakoś tak dziwnie przerażona.

Nie wiem... Moja mama nigdy mnie do niczego nie zmuszała, była oazą spokoju, do niczego nie namawiała, nic nie wymagała. I własnie o to mam do niej żal, że nic nie zrobiła. O tą bezczynność i nie okazywanie emocji.

Dziś sama jestem matką. Potwornie zagubioną. Czasem córce odpuszczam. Czasem stoje i pilnuję czy sprząta zabawki, czasem ze łzami w oczach. I teraz nie wiem czy jej tym pilnowaniem krzywdy nie zrobię czasem. No na serio nie wiem. Nie chcę żeby potem miała podobne problemy jak my tutaj. Ale ona już nosi w sobie taki smutek czasami, widać, że teskni za ojcem:( i za matką wiecznie zapracowaną:(

 

Mam pełną świadomośc tego, że moje dzieciństwo nie bylo normalne, ale czy można tak o wszystko obwiniać rodziców?

A może to ta świadomość, że moja mama wszystkie moje uwagi przyjmuje jak ciosy. Moje gadanie nie zmienia nic. Ona nie zmieni się, cały czas będzie udawała że jest wszystko dobrze. Moje gadanie jedynie powoduje, że znęcam się nad mamą. Ja staję się potworem. Ale ja nie jestem potworem..., a może jestem? Wkońcu taka jestem niewdzięczna.

 

Tak na dokładkę moja rozmowa z mamą z przedwczoraj. Moja córka po wiele razy dziennie powtarza mi, że mnie kocha i ja jej również. Przytulamy się itd. Moja mama skomentowała to, że kiedyś to nie było takie modne by mówić do dziecka kocham cię.

No cóż... To teraz już wiem! Dlatego moja mama nigdy mi tego nie powiedziała! Chyba dobrze, że moda się zmieniła, ale zaraz, zaraz...ona nadal mi tego nie mówi...

Moja mama się starzeje. Widać to po niej. Naprawde nie chcę jej sprawiać przykrości, ale nie potrafie udawać, że jest wszystko dobrze:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Proszac o pomoc wchodzimy w interakcje z ludzmi, pokazujemy im ze sa nam potrzebni. Osoba dysfunkcyjna, jak ja, wlasnie na odwrot - boi sie pokazac ludziom ze sa jej potrzebni bo nauczono ja, ze potrzebowac ludzi to znaczy 1/bycie niekompetentnym 2/nie radzenie sobie z zyciem 3/wykorzystywanie innych 4/egoizm 5/bezczelnosc

 

aż mi się słabo zrobiło...

najgorsze jest to, że ja w to wierzę i wyznaję w odniesieniu do siebie, chociaż jednocześnie mam świadomość, że to jest nienormalne

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja do prawie 20-go roku życia uważałem swoich rodziców za nie tylko dobrych, ale wręcz idealnych, nie miałem na ich temat żadnych złych myśli. Było mi jakoś głupio, przykro, gdy zdarzyły się sytuacje, że matka coś negatywnego powiedziała na ojca, albo ojciec na matkę. Później się to zmieniło, zacząłem odczuwać wobec nich jakąś niechęć, złość, bez jasnej przyczyny. Często w myślach bardzo wulgarnie po nich jadę; miewałem też fantazje w myślach, że ich kopę albo dźgam nożem, obecnie aż takich fantazji nie mam. Zacząłem też starać się unikać rozmawiania z ojcem; gdy on czegoś ode mnie nie chce, to w ogóle się do niego nie odzywam i jakieś obrzydzenie wobec niego, szczególnie, gdy jest koło mnie, też bez jasnej dla mnie przyczyny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mojanati - moje dzieci sa juz dorosle.

Mysle, ze tez niezle im we lbach namieszalam bo sama bylam rozregulowana na maxa. I nieswiadoma tego co sie ze mna wyrabia.

Nawet to widze, czuje - ale co moge teraz zrobic?

Na pewno ich nie kontrolowalam, nie zatruwalam zycia wlasnymi problemami - ale nie zawsze bylam obecna i nie zawsze umialam okazac uczucia.

Ale zawsze, gdy bylo trzeba - pomagalam. Wspieralam. Nigdy nie krytykowalam, nie obwinialam, nie poddawalam presji ze musza np zdobyc wyksztalcenie. Nie kazdemu sluzy nauka. Kochalabym ich tak samo bez wzgledu na to kim beda zawodowo.

Corka odnosi sukcesy jako naukowiec na skale swiatowa (w swojej branzy), pracuje na uniwersytecie, jest doktorem nauk. To jest jej pasja. Jestem z niej dumna ale nie obnosze sie z tym bo to jest jej ciezka praca - nie moja. I zawsze to jej powtarzam.

Nie chce, zeby miala swiadomosc tego, ze ja wlasnie dlatego nie wrocilam do Polski - bo chcialam zeby poszla na studia. Gdybym wrocila to byloby to niemozliwe. Zreszta - potem wszystko sie zlozylo korzystnie dla niej.

Nie mowilam jej o mojej (naszej - mojej i synow) sytuacji. Wiedzialam, ze tak czy inaczej musze tu wytrwac jakis czas.

Moj eks zafundowal nam pieklo z zycia. Probowalam to lagodzic jak moglam i zaplacilam za to depresja, poglebieniem stanow lekowych, bezsennoscia.

Jakos nie widze innej opcji wtedy.

Ktos nie spi, zeby spac mogl ktos.

Mlodszy syn jest na drugim roku studiow. Pracuje w weekendy i wakacje. Jest w pierwszej dziesiatce najlepszych studentow UCL. Otrzymal stypendium wiec finansowo nie ma presji; od tego semestru idzie do akademika.

Moim bledem bylo to ze nigdy od niego nie wymagalam, ze chcialam jakos w ten sposob zlagodzic to co przeszlismy z eksem. Mam na mysli jakas pomoc w domu. Od kilku lat mieszkamy sami i nie mam wielkiej pomocy z jego strony. Jak chodzil z dziewczyna to bylo lepiej ale zerwali po prawie 2 latach i od tamtej pory jestem pozostawiona niemal sama sobie z duzym domem. I doroslym synem uposledzonym umyslowo, ktorym wylacznie sie zajmuje bez pomocy.

Jak jade do Polski to corka bierze brata na spacer, na lody, do kina, zostanie z nim wieczor jak ide do kolezanki itp.

Moi mezowie nigdy mi nie pomagali, tylko k*rwa byli. Teraz ich nie ma i jest tak samo, nie - jest spokoj.

Ale ja czuje sie wyzeta ze wszystkich uczuc, emocji, nie umiem okazac ze mi zalezy, ze kocham...

K*rwa

 

-- 05 sty 2014, 02:24 --

 

OK, jak spowiedz to spowiedz - mialam miesiac temu urodziny.

Corka wyslala mi darmowego smsa.

Mlodszy syn twierdzil, ze nie mial kredytu (jakby nie mozna bylo wyslac z netu)...

Moi mezowie tez nie pamietali o urodzinach.

Ja - zawsze. Jakis skromny prezent, zaakcentowanie ze to szczegolny dzien...

Ale chyba robilam to po to, by ktos tez dostrzegl moje urodziny.

Jako dziecko dostawalam jakis skromny prezent ale bez szumu. W moim rodzinnym domu nie robilo sie imprez, nie zapraszalo gosci (wyjatek - imieniny rodzicow ewentualnie swieta: przychodzila rodzina matki, od ojca nikt bo matka byla z nimi sklocona).

Moj pierwszy maz SP zawsze pamietal o imieninach, urodzinach, rocznicach ale tak byl wychowany.

Potem to juz cisza - a raczej wymaganie ode mnie ze to ja mam pamietac.

Nie jestem milionerka ale przyjelam zasade ze kupuje sobie to o czym marze w miare mozliwosci, oszczedzalam na fotografike - kupilam sobie. Od czasu do czasu kupie sobie dobre perfumy bo mam manie perfumowa ;)

Marzy mi sie dobry teleskop do ogladania mglawic i kilka obiektywow pelnoobrazkowych. Filtry Cokin. Wiecej pamieci RAM.

Rozpusta myslec, ze ktos moglby cos z powyzszej listy mi podarowac ;)

Nikt mnie nie zna na tyle.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

'Na każde skinienie jest – gdy „dziecko” chce, lub chowa się w kąt, gdy jej córka ma gorszy humor i źle ją potraktuje. Elwira czeka na najmniejszy przejaw serdeczności jak bezpańska psina na podrapanie za uchem i nie przyjmuje do wiadomości, że ma swój duży udział w braku kompetencji społecznych i ciągłym poczuciu beznadziei swojego ukochanego dziecka. Nie chce widzieć, że takie zalanie „miłością” to żadne kochanie, tylko zaspokajanie swojego egoizmu i zapełnianie swojego życia życiem dziecka."

To o mojej mamie. Moje życie to jej życie. W tekście było kilka fragmentów o mojej mamie, ale ten najbardziej do niej pasuje.

Dziś rano powiedziałam córce, że napój, który kupiła babcia jest niezdrowy, podczas zupełnie niewinnej rozmowy, zresztą moja mama sama to wczoraj zauważyła. Efekt był taki, że moja mama się popłakała (tzn napłynęły jej łzy do oczu, a ona udawała, że nic się nie stało). Takie niewinne zdanie sprawiło ból mojej mamie. Oczekuje, że będę mówiła, że coś jest zdrowe skoro nie jest? Po to żeby jej nie zranić? Nie rozumiem.

Mam udawać, że sok jest zdrowy po to by nie sprawić jej przykrości? Ale ja nie chcę żeby moje dziecko pilo dosładzany napój. Żeby nie było, ja nie jestem jakaś radykalna w swoich poglądach na ten temat, ale moja mama jak coś gotuje to smaży, wszystko jest tłuste, słodkie, sztuczne, nie zwraca uwagi na skład produktów, na konserwanty, polepszacze i sztuczne dodatki. Ja zwracam uwagę, uczę się zdrowego żywienia, staram się by dziecko jadło dużo warzyw i jak najmniej przetworzonych produktów. No to przecież dobrze, że się troszczę o swoje dziecko. Ale moja mama powoduje, że mam z tego powodu wyrzuty sumienia. No bo sprawiam jej tym przykrość, bo robię inaczej niż ona robiła:(

Moja psycholog by powiedziała, że to ja jestem matką i to ja decyduję o moim dziecku zwłaszcza, że chcę dla niego dobrze i tego się trzymam.

 

-- 19 sty 2014, 00:00 --

 

Ciężko mi się pogodzić z tym, że moja mama jest toksyczna. W końcu dba o mnie, troszczy się ...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Historia stosunkowo niedawna, z mojej dalszej rodziny.

Rodzice w srednim wieku, dlugoletnie malzenstwo, dwoje dzieci. Starsze skonczylo studia, pracuje, utrzymuje sie sam, mieszka poza domem.

Mlodszy (nieduza roznica, jakies 2-3 lata) mimo iz pod 30-ke wciaz w domu. Stres, zgryzota i zmartwienie rodzicow. Szkol nie skonczyl, pracuje jak chce i dorywczo. Jak mu ojciec zalatwi gdzies robote (lub ktos ze znajomych poproszonych przez ojca) to popracuje jakis czas i znow na zielona trawke.

Rodzice nie maja w domu internetu, zeby syn marnotrawny nie korzystal.

Kiedys rozmawialismy powaznie o tej sytuacji (zreszta sami poruszyli temat) i ja mowie: kazcie mu sie wyprowadzic, niech sobie radzi bo tu ma wygodnie. Nie pracuje, nie doklada sie a ma wyprane, ugotowane, dach nad glowa, o nic sie nie martwi i to jest niedobre. Powinien sie nauczyc samodzielnosci (mial wtedy jakies 24-25 lat). A ojciec na to ze przeraza go wizja jego wlasnego syna zebrzacego na bulke pod supermarketem.

Nie odezwalam sie nic bo juz widzialam co jest grane.

Zdarzyla sie wiec taka sytuacja: matka jakos dowiedziala sie, ze syn od czasu do czasu cos bierze (trawke popala, czasem linijke zaliczy itp) i zgadnijcie, co zrobila?

Nalykala sie prochow i obudzila sie w szpitalu. Stwierdzila potem, ze chciala uciec od tych problemow.

Ojciec ustepuje matce bo chce miec spokoj. A ona staje sie coraz bardziej despotyczna, ma byc tak jak ksiezniczka chce bo jak nie to...

Bylam swiadkiem kilku takich akcji.

I teraz z synem po terapeutach bo jest uzalezniony (matka jest o tym swiecie przekonana).

A ja bym tak rodzicow do terapeuty wyslala.

Mnie rece i nogi opadaja jak slysze ich utyskiwania na syna. Matka nie pozwala mu dorosnac. Ale sprobuj jej o tym powiedziec!

 

Kiedys mialam ich za minimalnie toksycznych. A teraz widze caly syf.

Mialam ich za zgodna, kochajaca sie pare ktora przezyla razem ponad 30 lat...

Musialam zrewidowac ten poglad.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przez lata tak mialam - czulam sie winna, ze zle pomyslalam o rodzicach. Przychodzily mi na mysl te dobre chwile, kiedy cos dla mnie zrobili, dokonali jakiegos wysilku dla mnie - i to zmazywalo wszystkie krzywdy. Bylo mi wstyd za negatywne myslenie o nich.

Mysle, ze taki dualizm jest normalny. Choc tyle, ze mam kilka dobrych wspomnien a nie same ciemne kolory.

Ale dzisiaj juz wiem, ze moje dziecinstwo bylo pokrzywione na maksa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

niedawno przeczytalam (wyjete z kontekstu) takie zdanie:

"Kiedy mówi o swoich potrzebach – dokonuje zamachu na Twoją wolność!"

Kiedy mowilam w domu rodzinnym o swoich potrzebach, dokladnie tak sie czulam. Ze naruszam przestrzen rodzicow, ze dokonuje zamachu na ich wolnosc, czas, pieniadze itp.

Nauczylam sie prosic o cos z ogromnym dystansem, sciszonym glosem albo wrecz szeptem. Przygotowana na glosna, czesto agresywna lub z pretensjami - odmowe. A jesli wyrazili zgode to tez wiedzialam, ze kiedys mi to wypomna.

Czulam w zwiazku z tym tak ogromny dyskomfort zw przestalam prosic o cokolwiek. Bralam to co mi dawali.

Wycwiczylam sie w tym, stalam sie osoba niewymagajaca od innych.

Samowystarczalna. Robiaca wszystko niemal samodzielnie bo prosby o cokolwiek wywolywaly uczucie upokorzenia. A nawet lek ze zostane zaatakowana i sprowadzona do "wlasciwych wymiarow".

Musze z tym zawalczyc, zreszta nie wiem jak to sie wszystko ma teraz, nie mialam okazji sie przekonac.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×